• Nie Znaleziono Wyników

N a jd a w n ie js z a lu dność ziemi p o d k a r ­ packiej sięg a o kresu k u l t u r y , zwanego n e o lity c z n y m , a stanow iącego dalszy roz­

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "N a jd a w n ie js z a lu dność ziemi p o d k a r ­ packiej sięg a o kresu k u l t u r y , zwanego n e o lity c z n y m , a stanow iącego dalszy roz­"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSfb. 2 4 (1514). W a rsz a w a , dnia 11 czerw ca 1911 r. Tom X X X .

z

Z P A L E O A N T R O P O L O G I I G A L I C Y I W S C H O D N I E J .

N a jd a w n ie js z a lu dność ziemi p o d k a r ­ packiej sięg a o kresu k u l t u r y , zwanego n e o lity c z n y m , a stanow iącego dalszy roz­

wój długich ty się c y lat poprzednich, u j ę ­ t y c h m ia n e m paleolitu, t. j. epoki k a ­ miennej sta rsze j, n a z w a n e j t a k dla od­

różnienia od młodszej — neolitycznej.

W epoce paleolitycznej lu d ność całej wo- góle E u r o p y og ran ic za ła się do nielicz­

n y c h ty lk o k ra jó w , położonych w yłącznie praw ie w połud.-zachodniej części k o n t y ­ n e n t u i w n ie k tó r y c h okolicach E u r o p y środ k ow ej, o ile te wolne b y ły od śn ie ­ gów i lodowców, w ła ściw y c h ó w czesn e­

m u o k reso w i geologicznem u, z w. dylu- w ia lny m . P rz e z cały czas trw a n ia tegoż ziemie dzisiejszej E u ro p y w schodniej b y ­ ły całkowicie p u s te i n iez am ieszk an e przez człowieka, k t ó r y znacznie dopiero później u k a z a ł się tu oclrazu w wielkiej sto su n k o w o ilości. J a k n ieja sn e j e s t j e ­ szcze w n a u c e z niknięcie człowieka dy- luw ialn e g o z E u ro p y zachodniej, tak z drug iej s tr o n y nie możemy również

w y k r y ć p o c z ątk u i pochodzenia człowie­

k a neolitycznego, k t ó r y odrazu zająć zdo­

łał całą niem a l Europę, ta k w p a rty a c h dawniej j u ż osiedlonych (na zachodzie), j a k i jeszcze całkiem n iez n a n y c h czło­

wiekowi p rze d h isto ry cz n e m u . Do tych o sta tn ic h należała w ła śn ie i dzisiejsza Galicya, gdzie pod K ra k o w e m człowiek zam ieszkał poraź p ie rw s z y w licznych ja s k i n ia c h Ojcowa i okolicy, sta n o w ią c p ierw szą i n a jd a w n ie js z ą ludność kraju.

Czas jeg o p r z e b y w a n ia tu ta j, przy p a d a n a okres przejściow y między dyluw iu m a neolitem. W e w schodniej części Gali- cyi osiadł on nieco później i j a k sądzić można, nie był wcale sp o k re w n ia n y z j a ­ skiniow cem p o dk rako w sk im .

O dm iennem i też d ro gam i kro czyły lu ­ dy zam iesz k u jąc e obie te części (oddzie­

lone po tężnym dop ływ em W is ły —Sanem), w rozw ojow ym sw ym postępie k u l t u r a l ­ nym , n a c ec how an ym wielom a o d ręb n o ­ ściami, w łaściw em i ty lk o jed n e j lub d r u ­ giej połowie k ra ju . J a k dzisiaj, ta k i w n a jd a w n ie js z y c h ju ż czasach San stan ow ił w ten sposób gran icę dw u osob­

n y c h ludów, k tó re n a b y t k i swe k u l tu r a l ­ ne o trz y m y w a ły z o d rę b n y c h źródeł, m a ­ łą tylko w y k a z u ją c pod tym w zg lędem

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „W S ZE C H ŚW IA TA *1.

W W arszaw ie: r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

p rzesyłką pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W szechświata** i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szech św iata* 4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Jsfe. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

(2)

37 0 W SZEC H SW IA T No 24

wspólność w poszczególnych e p o k a ch r o z ­ wojowych. Kiedy k u l tu r a ludności, z a ­ m ieszkującej ziem ie n a zachód od Sanu, opierała się najw idoczn iej o Zachód, to p ie r w ia s tk i k u l t u r y lu du , osiedlonego na wschód od tej rzeki, w yw odziły początki sw e z w p ro s t p rze c iw n e g o środ o w iska, bliskiego z re s z tą do później tu d z ia ła ją ­ cego p r ą d u — w czasach j u ż h isto ry c z ­ n y c h —k ie d y z B iz a n cy u m Ruś o trz y m a ła całą s w ą k u l tu r ę i cyw ilizacyę. W p ły ­ wy, działające odm iennie n a obie połowy dzisiejszej Galicyi, u g r u n to w a ły się na w a r u n k a c h , k tó re — j a k to widzim y — i dzisiaj jeszcze nie p r z e s t a ł y całkow icie w y w ie ra ć p ię tn a sw ego n a r o zw o ju k u l­

t u r a l n y m ludów, z a m ie s z k u ją c y c h d o r z e ­ cze W isły i D n ie s tru .

Z pow yższych więc w zględów dziele­

nie tery tory um k raju , o b jęte g o dziś wspól­

n ą na z w ą Galicyi, ma p e w n ą p o d sta w ę w p re h is to ry i. O dm iennej p rzy ro d z ie k r a ­ j u i w ła ściw y m te m u ż w a ru n k o m n a t u ­ raln ym odpow iada o dręb no ść fizyczna l u ­ dności tud zież ró żnica w ła ś c iw y c h je j ty pó w k u l tu r a ln y c h , co oczyw iście nie wyłącza istn ie n ia i p e w n y c h d ro b n y c h w praw d zie, ale n iem niej w id o c z n y ch cech wspólnych.

Po m ija ją c o b sz ern iejszy opis s to s u n ­ ków, zacho dzących w czasach p r z e d h is to ­ ry c z n y c h w Galicyi n a zachód od Sanu, z a jm ie m y się j e d y n i e u s ta le n ie m ich dla Galicyi w sch odn iej, t. j. dla t e r y t o r y u m n a d D n ie stre m : Podola i P okucia. Na ty c h bow iem o b s z a ra c h r o ze g ra ły się p r z e d e w s z y s tk ie m w y p a d k i d łu gie go sze­

r e g u ty s ię c y lat, n ie z n a n e zupeinie h i ­ storykow i, a pow olnie ty lk o o d k r y w a n e przez archeologa, z pomocą r y d la i ż m u d ­ n y c h dochodzeń n a u k o w y c h . Kiedy r z u ­ cim y okiem n a k a rtę , p r z e d s ta w ia ją c ą rozłożenie osad, c m e n t a r z y s k i mogił n e ­ olitycz n yc h w Galicyi w sc h o d n iej, to u d e ­ rza nas p rze d e w s z y s tk ie m z g ru p o w a n ie ty ch ż e n a części k ra ju , ujętej lew ym brzeg iem D n ie s tr u i p r a w y m dopływu jeg o , Zbrucza. W w idłach d w u ty c h rzek, z k tó ry c h j e d n a (D niestr) płynie w k i e ­ r u n k u ró w n oleżnikow ym , d r u g a zaś (Zbrucz) p o łu dn ik o w y m , w p a d a ją c do pierw szej, ujęte j e s t p ra w ie całe te r y to*

r y u m n e o lity czn ej Galicyi wschodniej w ykazującej n a wspom nianej k arcie n ie ­ m al sam e p u s tk i w dorzeczu B u g u i S t y - ru (o ile ten p rze p ły w a przez Galicyę), a także wzdłuż p raw eg o b rzegu rzeki S a ­ nu. W spaniale n a to m ia s t — j a k to ju ż n a d m ie n iliśm y — p rez e n tu je się gęstość, osiedlenia, zwłaszcza na lew y m brzegu dolnego biegu rzeki D n ie s tru , do samej granicy, zaznaczonej rzeką Zbruczem.

Podole, a po części i Pokucie, sta n o w i lu d n ą w ow ych czasach, część w schodnią kraju .

Badania archeologiczne, prow adzone przez k ilk a d ziesiątkó w la t w Galicyi, z e środkow a ły się p rze d e w sz y stk ie m na w spom n ia n ym obszarze Podola, p o z n a n e ­ go w s k u t e k tego najlepiej ze w sz y s tk ic h części k ra ju , obfitującego wogóle w za­

b y t k i p rz e d h isto ry cz n e . S y stem a ty c z n e badania, zapoczątkow ane przez założoną w łonie A kadem ii k r a k o w s k ie j sp e cy a ln ą Kom isyę a ntropologiczną, d o s ta r c z y ły n a ­ uce sporego m a te ry a łu do opracow ania, j e d n a k p r z e d e w s z y s tk ie m dla p r e h is to ­ ryi, a nie dla antropologii ścisłej. P re - h istorya, t. j. n a u k a o rozw oju k u l tu r y m ate ry a ln ej człow ieka, z y sk ała nie mało wiadomości nauk ow y ch , ale m niej ich p rzy p a d ło w udziale a n tropologii ścisłej, t. j. nauce, t r a k t u ją c e j o człowieku, j a ­ ko takim , o jeg o w yglądzie, budowie fi­

zycznej, rasie i p rzynależności etnicznej.

M nóstwo m a te ry a łu w postaci w y k o p y ­ w a n y c h kości i szkieletów cisnęło się w p ro st do ręki, prow adzącego rozkopy archeologa., ale odrzucano go n iero z w a ż ­ nie, nie b acząc na w a rto ś ć i znaczenie dla antropologii. M ateryał t e n zaś był 0 tyle obfitszy, że p a n u ją c y m przew ażnie w okresie p rz e d h is to ry c z n y m obrzędem po grzebo w ym w Galicyi wsch. było nie ciałopalenie, lecz chowanie z m a rły c h nie sp a la n y c h na stosie.

Zanim p rze jd zie m y do p rz e d m io tu w ła­

ściwego ro zp a trz y ć b ędziem y m usieli t y ­ py grzeb alne, p a n u ją c e w okresie n eoli­

t y c z n y m Galicyi wsch., w k t ó r e j —j a k to

wyżej n a d m ie n iliś m y —p rz e w a ż a ją g r o b y

1 c m e n ta r z y s k a szkieletow e, nieciałopal-

ne. Kilka ledwie p rzy p a d k ó w z n a n ych

j e s t w p r e h is to ry i k ra ju , gdzie trafiły się

(3)

JNTo 24 W SZ E C H SW IA T 371

w neolicie g ro b y urnow e, ciałopalne.

W p r z y p a d k a c h d a n y c h b y ły one t a k niedostatecznie zbadane, że n iety lk o nie m ożem y określić s to s u n k u ich do reszty grobów s z kieletow ych , ale i nie m a m y częstokroć pewności, czy rzeczyw iście są one ciałopalne i neolityczne. We wsi Te- n e tn i k a c h (pow. ro h a ty ń s k i) G. Ossow­

ski zbadał w 1889 r. pięć k u rh a n ó w cia­

łopalnych, z k tó ry c h k ażd y mieścił po kilka grobów z n a c zy n ia m i pod każdym w z ględem p ierw o tn e g o w y g lą d a i w y k o ­ nania. B ra k ja k ic h k o lw ie k w yrobów m ię ­ dzy niedo p alo n em i k o s tk a m i u t r u d n i a w ty m razie oznaczenie chronologicznej p rzy n a leż n o śc i grobów, które, sądząc po n ad zw yczaj p r y m ity w n y c h u rn a c h i d ro­

b n y c h k r z e m y k a c h , z n a jd o w a n y c h w n a ­ sy p ie w s z y s tk ic h k u rh a n ó w , odnieść j e ­ d n a k n a le ż y do epoki neolitycznej x). Na in n ą m ogiłę ciałopalną n a tra fił w 1878 r.

dr. Lenz 2) w e w si W ikto row ie (pow. s t a ­ n isław ow ski) n ied aleko m iejscowości p o­

p rzedn iej, gdzie również dr. Iz. Szara- niewicz 3) przekopał j e d n ę mogiłę z u rn ą z kostk a m i, a obok niej znalazł toporki k rze m ie n n e . W 1886 ro k u T. Ziemięcki w brzozow ym lasku, n a g ranicy Wikto- r o w a z K ryłosem rozkopał 9 mogił.

W pierw szej, w głębokości 3 m natrafił na w a rs tw ę w ę g la sproszkow anego, po­

m ieszan ego z b ry łk a m i w apna, p o w s ta łe ­ go przez w y p a le n ie kości; p ośrodku jej leżała p ię k n a p o lero w a n a s ie k ie rk a k rz e ­ m ie n n a i nieco niżej nożyk k rzem ien n y.

W drugiej w głębokości 1,50 m znalazły się spalone kości ludzkie, z e bran e w j e ­ dnę kup k ę; pośród n ich s ie k ie rk a dyory- tow a, obok m ale ń k i p ierś c ie ń bronzow y i k a w a łe k b la c h y bronzowej, a nad tą w a r s tw ą w k i e r u n k u b ardziej n a zachód k rz e m ie n n a sie k ie rk a p olero w an a. T r z e ­ cia m o g iła okazała się próżną. W czwar-

G-. O ssow ski. Z biór w iad. do a n tr. k raj.

K ra k ó w , 1890. T om X IV , str. 38—40.

2) A. K o h n n. K . Metilis. M a teria lie n zur V o rg e sc h ic h te d es M enschen im osti. E u ro p a . J e n a , 1879. Tom I I , str. 324.

3) D r. Iz. S zaran iew icz. O re z u lta ta c h po­

sz u k iw a ń arc h eo lo g , w o kolicy H alicza. L w ó w , 1886, s tr. 70, 73, 81, 84.

tej m iędzy węglami, popiołem i przepa- lonemi k o s tk a m i leżał nożyk k rzem ienn y.

Trzy n a s tę p n e b y ły rów nież próżne, a w ósmej znalazła się u r n a gliniana z popiołem i k o stk a m i ludzkiemi. Obok tej n iezw yk le pro ste j ro b o ty u r n y bez wszelkiej o rn am e n ta c y i, leżał nożyk k r z e ­ mienny, a nieco dalej pięk nie po lero w a ­ n a siekierka. D ziew iąta m ogiła próżna *).

W ty m p rz y p a d k u oznaczenie p rz y n a ­ leżności chronologicznej nie u lega w ą t ­ pliwości, a n a podstaw ie s ta r a n n ie i u m ie ­ ję tn ie w y ro b io n y ch na rz ę dz i k a m ie n n y ch , tudzież w s po m nian eg o p ierścienia i k a ­ w ałka b r a n s o le ty bronzow ej, g ro b y te ciałopalne odnieść n ależy do epoki p r z e j ­ ściowej od neolitu do pierwszych z a c z ą t­

ków bronzu, k tó ry w Galicyi zaw sze s t a ­ nowił w ielką rzadk ość w czasach p r z e d ­ historycznych. Z n o w y m m etalem z a w i­

tał i now y obrzęd g r ze b a ln y , niez n a n y u nas całkowicie w czasie t rw a n ia c z y ­ stego o k resu neolitycznego.

Itiną mogiłę ciałopalną Ziemięcki z b a ­ dał w 1886 r. w pobliskiej w si Komaro- wie (pow. stanisław o w ski), gdzie w g łę ­ bokości 80 cm natrafił n a m ałe n a c z y ń ­ ko, a w niem z popiołem d w a o b r o b io ­ ne k rze m y k i a). Rozkopy bisk. J. Stup- nickiego we w si Miżyńcu (pow. p rze m y ­ ski) n a d Sanem , w y k azały, że k u r h a n y tam te jsze są również ciałopalne i neolity­

czne 3). Pod m. T łu m aczem dr. Lenz w 1878 r. p rze k o p a ł dw ie m og iły z g r o ­ bami ciałopalnem i w u r n a c h z krzem ien- nem i o k r z e s k a m i 4). Ciałopalne zdaje się, g ro b y od k ry ł hr. W . D z ieduszycki we w si Sicku (pow. stanisław o w ski), gdzie obok węgli i n ielicznych k o s te k p r z e p a ­ lonych znalazł licho w yro bio ne na c zy n ia i narzędzia z w a pnia k a, n a ś la d u ją c e

!) T. Z iem ięcki. Z biór w iad. do an tro p . kraj.

K ra k ó w , 1887. Tom X I. S tr. 53—B.

2) T. Z iem ięcki. Z b ió r w iad. do a n tr. kraj.

Tom X I. S tr. 55—6.

8) P ro to c o lle iiber die „von M itg lie d e rn d.

k. k. C entral-K om . am 17 u. 18 S ep tem b er 1880 in d e r A ula d e r Ja g iello n isc h en U n iv e rs ita t zu K ra k a u a b g e h a lte n e C onferenz. W ien . 1889, s. 59.

4) A, K o h n u, K M ehlis. 1 c. Tom I I str, 324,

(4)

372 W S Z E C H S W IA T JSfe 24

k s z ta ł ty na rz ę d z i k r z e m ie n n y c h , tudzież s tr z a łk ę z la w y A).

Te tylko o d k r y c ia n e o lity c z n y c h g r o ­ bów ciałopalnych zn a n e są w p r e h is to r y i Galicyi wsch. C h a r a k te r y s t y c z n e jest, że w g rup ie całej w y s t ę p u ją one w s ą ­ s ia d u ją c y c h ze so bą pow. s ta n i s ła w o w ­ s k im i r o h a t y ń s k im n a d D n ie stre m , do k tó re g o j ą k o n a jd o g o d n ie js z e g o t r a k t u d o tarł n a jp r ę d z e j nowy m etal. Bronz, znaleziono w W ik to r o w ie w j e d n e j t y lk o mogile, podobnej z re s z tą do i n n y c h t a m ­ że, z a w ie ra ją c y c h sam e j e d y n i e w y ro b y k a m ie n n e . D r o b n y te n w y p a d e k n a jle ­ piej w y ja ś n ia p o jaw ie n ie się p rzy k oń c u n eolitu (bo zap ew n e i inne ciałopalne m o ­ giły tej okolicy pochodzą z t y c h czasów) nowego obrzęd u ciałopalenia, n iezn an eg o prze d tem w Galicyi w sch. Mogiły neoli­

tyczne M iżyńca n a d S a n e m nie należą ju ż do tego sam eg o ty p u , lecz p o k r e w n e są g rob om Galicyi zach od n iej, gdzie w neolicie ro zp o w sze c h n io n e było ciało­

palenie.

Nieliczne, w y m ie n io n e p o w yżej p r z y ­ p a d k i p r a k t y k o w a n i a o b rzęd u ciało p ale­

nia w epoce neolity czn ej Galicyi wsch.

w y k a z u ją, że zwyczaj t e n był bardzo rzadko ty lk o s to s o w a n y i to j e d y n i e u k r e s u epoki k a m ie n n e j, z ch w ilą za­

zn ajom ien ia się z n o w y m m eta le m , bron- zem. P rz ed te m zaś p a n u ją c y był zw y ­ czaj s k ła d a n ia zm a rłe g o do u m y śln ie zbu dow an eg o g r o b u lub w p r o s t do z ie ­ mi, z a sy p y w a n e j mogiłą, lub też n ie w ie l­

kim ty lk o n a sy p em . C h a r a k te r y s t y c z n e dla n e o litu Galicyi wsch. są g r o b y k a ­ m ien ne t. zw. s k rz y n k o w e , r e p r e z e n t u ją ­ ce właściwy, p a n u ją c y n a ó w c z a s ogólnie ty p g rzeb aln y, z n a n y —j a k d o ty c h c z a s — je d y n i e na Podolu. Okoliczność ta nie p ow in ą dziwić, j e ś li p r z y p o m n im y sobie wyżej s tw ie rd z o n y fakt, że k u l tu r a n e ­ o lity cz n a Galicyi wsch. z e ś ro d k o w a ła się w łaściw ie je d y n ie p ra w ie n a Podolu i czę­

ści P o k u cia, r o z w ija ją c się ty lk o n i e z n a ­ c z n ie w in n y c h częściach k ra ju . N a w e t po d o k ład n ie jsz e m z b a d a n iu k r a j u nie

i) W.. D zie d u sz y ck i. B o z p ra w y i sp ra w o z d a ­ n ia .z po sied zeń w ydz. łiistor.-Jilozof. A kad. krak.

1885, S tr. XXV — XXVIII.

m ożna spodziew ać się, iżb yśm y natrafić mieli na k a m ie n n e g ro b y s k rz y n k o w e i w inn ych częściach Galicyi wsch. j a k tylko w yłącznie n a Podolu, gdzie n iez n a ­ n y j e s t n a to m ia s t praw ie całkiem inny ty p grze b a ln y , prócz ow ych grobów s k rz y n k o w y ch . C h a r a k te ry s ty c z n e m zaś j e s t , że odm iennej k o n s t r u k c j i gro b y n e ­ olityczne znane są w Galicyi w sch. w ła ­ śnie z okolic, nie w y k a z u ją c y c h śladu u ż y w a n ia grobów sk rz y n k o w y ch , a leżą­

cych owszem zdała od obszaru tychże.

Bujniej ro zw in ię ta k u l tu r a ne olitu n a Po­

dolu zostaw iła n am g ro b y skrzynkow e, ub o ższa zaś i mniej rozw inięta — groby szkieletowe, w p ro s t w ziemi z usypane- m i m ogiłam i lu b bez nich. Nie wiele m ożem y je s z c z e powiedzieć o w z a jem n y m s to s u n k u (o ile ta k i wogóle zachodzi) t e ­ go ro d za ju grobów do c h a r a k te r y s ty c z ­ n ych dla Pod ola g robó w s k rz y n k o w y ch , ale spodziew ać się należy, że przyszłe o d k ry cia na p ra w ie n ie b a d a n y m d o ty c h ­ czas obszarze na zachód i północ od P o ­ dola d o s ta rc z ą więcej m a t e r y a ł u poró­

w naw czego. K w e sty ą też j e s t , czy k u l ­ t u r a grobów s k rz y n k o w y c h p o k re w n a j e s t k u ltu rz e neolitycznej r e s z ty kraju, zwłaszcza okolic na północ i zachód od Podola i północnej części Pokucia.

Nad S anem , we w si O rzechow icach (pow. p rzem yski) podczas budow y for­

tów natrafiono w 1886 r. na grób, w k t ó ­ r y m szk ielet leżał n a w z n a k w k i e r u n k u od półn. - z a chodu do połudn. - wschodu;

przy lew ym je g o boku leżał siekiero m łot d y o ry to w y , obok lewej nog i k rz e m ie n n a sie k ie rk a gładzo na, a p rzy kości m ie d n i­

cowej i na n ie j— skrobacze k rze m ie n n e i ło p a tk a kościana, w yrobiona zapomocą n a rz ę d z ia krzem ienn ego z kości jak ie g o ś zw ierzęcia kopalnego J). W m. Sokalu nad Bugiem , o d k ry to p r z y p a d k ie m grób szkieletow y, w k tó ry m obok kości z m a r ­ łego znaleziono dłutko i to po rek k r z e ­ m ie n n y 2). W e wsi Żelechowie wielkim w s ą sie d n im powiecie n a d b u ż a ń s k im (p.

i) G. O ssow ski. Z biór w iad. do a n tr. k raj.

Tom X IV . S tr. 24.

-) B. Sokalski. P o w ia t sokalski. L w ó w , 1891,

S tr. 24, 310.

(5)

Na 24 W SZEC H SW IA T

ka m io n k o - stru m iło w sk i), dr. K. Hada- czek przekopał mogiłę, z której obok k o ­ ści nieboszczyka w y d o b y ł ty lk o drobne o krzeski k rzem ien ne z n a s y p u i liczne pokruszone s k o ru p k i g l i n i a n e 1). W e wsi Po dlip cach (pow. złoczowski)podczas p la n ­ to w a n ia p a g ó r k a o d k ry to wielki grób, ułożony z p ły t k a m ie n n y c h (?), w k tó ry m spoczyw ać m iał je d e n szkielet większy w pozycyi siedzącej i d r u g i m niejszy dziecięcy obok niego. Niedaleko tego grobu, znaleziono rów nocześnie trzy ła ­ dne piłki k a m i e n n e w kształcie s i e r p a 2).

Go dotyczę b u d o w y tego grobu, to, j a k sądzić m ożna z pó źniejszych b adań Kir- kora, nie tw o rzy ła ona j a k ie jś większej k o n s tr u k c y i, lecz polegała je d y n ie na p r z y k r y c iu zasy p a n y c h zwłok p ły tą k a ­ m ienną, j a k i c h k ilka odkrył t u Kirkor n a n iw ie Łoskotów 3); również i neoli­

ty czne pochodzenie g ro b u nie j e s t b y n a j ­ m niej pewne, poniew aż w sp o m n ia n e w y ­ roby kam ie n n e, znalezione nie obok szk ie­

letów, nie m ogą dość w iarogodnie p rze ­ m aw iać za podobnem przypuszczeniem . P odobnie n iep e w n ą w iadomość co do przyp uszczaln ie neolitycznego g robu p o ­ s ia d a m y ze w si D u b la n pod Lwowem, gdzie w 1866 ro k u natrafiono n a niwie

„ K a r w a ty j“, n a grób wyłożony k a m ie n ia ­ mi, z k tó re g o w y d o b y to dw a rozbite n a ­ c z y n ia gliniane, n a rz ę d z ia k a m ien n e i dwie obrączki złote 4). Relacya ta j e ­ d n a k z b y t j e s t n iep e w n a i niewiarogod- na, podobnie j a k dwie inne, notow ane przez A. S c h n e id ra ze wsi Podw ysokie (pow. brzeżański) i H rom ohorb (pow.

stry jsk i).

Przytoczone o d k ry c ia grobów n e o lity ­ cznych n a obszarach poza Podolem i P o ­ kuciem , nie s ą —j a k w id z im y —z b y t licz­

ne, ale w ka ż d y m razie w y kazują, że g ro b y te nie m ają nic wspólnego (jak

*) D r. K . H adaczek. T ek a k o n serw . G alicyi w sch. L w ó w , 1900. S tr. 41.

2) P r. M a rty n o w sk i. P rz e w o d n ik n au k o w y i lite ra c k i. L w ó w , 1875. S tr. 765.

8) A. K irk o r. Z biór w iad. do an tr. k raj. 1882.

T om V I. S tr. 21.

4) A. S ch n eid er. P rz e g lą d archeologiczny.

L w ó w , 1876. S tr. 47.

sądzić można z w y g lą d u ich i budowy) z grobam i sk rz y n k o w em i Podola, gdzie j e d n a k w d w u m iejscow ościach n a tra fio ­ no i na n ie sk rz y n k o w e groby n e o lity c z ­ ne. We wsi Szydłow cach (pow. husia- tyński) Ossowski w 1890 rok u przekopał trz y z pom iędzy 22 ta m te js z y c h mogił i w jednej z nich natrafi! na grób póź­

niejszy, z b u d o w a n y po części na s t a r ­ szym, praw dopodobnie n e o lity c z n y m g ro ­ bie, w k tó r y m obok kości sz k ie letu z n a ­ lazł się j e d y n i e w isio rek z kości zwie­

rzęcej; na tej je d y n ie p o d sta w ie Ossow­

ski przypuszcza, że pochodzi on z n eoli­

tu , co oczywiście nie może być całkiem pew ne x). W pobliskiej wsi Raków kącie (p. h u s ia ty ń s k i) ta m te js z y p a ro c h w r o ­ k u 1866 w głębokości 80 cm od krył szkie­

let ludzki, p ochow any bezpośrednio w zie­

mi, a p rzy nim znalazł krze m ie n n ą s ie ­ k ie rk ę gład zoną i siekierom łot k a m ie n ­ ny, oddane do muz. A kad. k rakow skiej 2).

B. Janusz.

(C. d. n ast.).

Z N A C Z E N I E R E G U L A C Y I J A K O C Z Y N N I K A R O Z M N A Ż A N I A .

Istota zjaw isk korela cy jn y c h , t. j. w z a ­ j e m n y s to s u n e k różnych części je d n e g o organizm u lub też osobników całej ko ­ lonii, przez czas n a d e r długi nie w y c h o ­ dziła poza g ran ic e p e w n y c h obserw acyj i hypotez, k tó re pojmowano w większo­

ści przypadk ów je d y n i e jako w spółrzęd­

ność pew ny ch cech, głównie morfologicz­

nych.

M echanika rozwojowa, dając silny bo­

dziec do s k ie ro w a n ia b a d a ń biologicz­

n y c h n a drogę dośw iadczalną, m usiała z n a tu r y rzeczy i pojęciu k o relacyi n a ­ dać o d m ien ny nieco c h a r a k te r . Liczne s tu d y a nad r e g e n e r a c y ą i s a m o re g u la c y ą pierw otnie posługiw ały się wyłącznie m e­

J) Gr. O ssow ski. Z b ió r w iad. do a n tr, kraj, 1891. XV. S tr. 73.

3) Id em . Tam że, str. 27.

(6)

374 W S Z E C H S W IA T J\T» 24

todam i m orfologicznem i, w k tó ry c h g łó ­ w n y m ś ro d k ie m b y ła c a łk o w ita re s e k c y a k tó re jk o lw ie k części organ izm u. Nóż s e k c y jn y o szczęd zał w tej epoce tylko te tw o ry , dla k t ó r y c h w s p o m n ia n a m e­

to d a ro zdziału g ło w y od tu ło w ia okazała się z b y t n ied e lik a tn ą . W y p a d a j e d n a k pom yśleć, w j a k i m to s to s u n k u znalazły się owe m e to d y r e s e k c y jn e do o p ero w a­

n y c h ustrojów .

B a d a n ia r e g e n e r a c y j n e m iały za cel w y k a z a ć , że c a łk o w ita izolacya p e w n y c h części lub o rg a n ó w nie zabija s a m o d z ie l­

ności życiowej organizm ów , i że p rocesy re g u l a c y j n e n iezaw sze są p o w tó rzeniem procesów rozw oju p ierw o tn e g o . T y m s p o ­ sob em s ta ra n o się w y k a z a ć , j a k w z ra sta ilość i ja k o ś ć procesów tw ó rcz y c h w n a ­ turze. Ł a tw o je d n a k ż e p o w sta w a ło p o ­ d ejrzen ie, że owe w t ó r n e p ro ce sy t w ó r ­ cze m ożna w y w o ła ć n ie ty lk o sposobam i, k tóre bądź co bąd ź ce ch o w a ła pew na b ru ta ln o ść . T em w ięcej, że większość z w ie rz ą t nie chciała tolerow ać n i e w y s z u ­ k a n y c h sposobów o p e ra to ra .

I s t n i e j ą pew ne z m ia n y w u s t r o j a c h ż y ­ wych, k tó re n ie k o n ie cz n ie m u sz ą by ć p o ­ wodow ane p rzez u s zko d zen ie m e c h a n ic z ­ ne. W znacznie w ię k s z y m s to p n iu może tu działać z a ta m o w a n ie e le m e n tó w o b i e ­ gow ych, lub też izolacya części lub c a ­ łości od w a ru n k ó w d a n e m u przeb ieg o w i zazw yczaj to w a rz y s z ą c y c h . Soki ż y c io ­ we u s tro jó w , l u b — je ś li m am y szu k ać szerszeg o p o g lą d u n a z ja w is k o — „poten- cyę p r o s p e k t y w n ą 11 sk ie ro w a ć m ożna w ie ­ lokrotnie tak, j a k się k ie r u je do p ły w so­

ków do pędu róży okulizow anej: przez izolacyę g a łą z e k p oz osta łych i sąsiednich od ś ro d o w isk a odżyw czego.

Pa m ię ta ć j e d n a k należy, że izolacya może w p ra w d z ie w y w o ła ć re g u la c y ę , nie zdoła j e d n a k ż e zm ienić je j c h a ra k te r u , że może ona um ożliw ić p ew ne czynności rozwojowe, nie o k re ś la j e d n a k ich r o ­ dzaju.

Owa u p o rc z y w a s ta ło ś ć p e w n y c h w a r ­ tości r e g u l a c y j n y c h , każe n a m bliżej n ie ­ co ro z p a trz e ć je j sto s u n e k do z ja w isk odrodzeńczych, k tó re —żeby nie użyć z b y t szero kieg o pojęcia r e g e n e r a c y i — m i a n u ­ j e m y dziś r e s t y tu c y ą . R e s ty tu c y e wrięc

s ta n o w ią ty lk o niez n a c zn ą część t y c h re- akcyj, k tó re ogólnie n a z y w a m y regula- cyą. I n te r p r e ta c y a tego o sta tn ie g o po­

ję c ia nie j e s t do sta te cz n ie opracow ana.

D riesch 1), k tó re g o zasług fak ty c zn y c h w tym przedmiocie nie można ig n o ro ­ wać, pod re g u la c y ą p ojm uje „proces or­

ga n iz m u żywego, lu b też zm ianę takiego procesu, dzięki k tó re m u ja k ie k o lw ie k uszkodzenie istn ieją ce g o poprzednio „nor­

m a ln e g o 1' s ta n u b yw a z astąpione (skom ­ pensow ane) całkowicie lub częściowo, po­

ś re d n io lub bezpośrednio, a s ta n „nor­

m a l n y 11 lub też zbliżenie do tego s ta n u stopniow o p o w r a c a 11.

W y p a d a ło b y zapytać, czy z ja w is k a r e ­ g u la c y jn e u w z g lę d n ia ją ty lk o s ta n „ n o r­

m a l n y 11, czy u t w o r y nowre lub now a for­

m a utwrorów s ta r y c h są z pod działania reg u la c y i wyłączone? J a k nazw ać tedy proces o drostu p ro m ie nia rozgw iazdy, k t ó r y będ ą c n o rm a ln ie po jedynczym roz­

w idlił się na końcu? Zdaje mi się, że j e s t rzeczą ko nieczną zm ienić deflnicyę tę przez włączenie t y c h w s z y s tk ic h p rzy ­ p a d k ó w a n o rm a ln y c h , z k tó ry c h p o w s ta ­ niem proces rozw ojow y zdoła się c a łk o ­ wicie pogodzić.

Nie u le g a dziś zaprzeczeniu, że korela- c y a w y w o ła n a być może niety lk o w c z ę ­ ściach bezpośrednio sąsiedn ich. W e ­ w n ę t r z n y w pływ chem iczny m a tu roz­

ległe pole działania. T y ch to właśnie n iew id z ialn y c h w pływ ów i s tosu nk ów Roux bron ił przed kilku la ty z t a k zna- cznem powodzeniem .

Istn ien ie g ra n ic y w pływ ów nie j e s t więc wrcale konieczne. P e w n a część u s t r o ­ j u za po śre d n ic tw em zw iązków che m icz ­ n y c h w y w o ły w a ć może k o r e la ty w n e s k u t ­ ki w innej części u stro ju , w yłączonej z g r a n ic y bezpośred nich w p ły w ó w kore- lacyi.

Słusznie sp o s trz e g a Child 2), że wr ta k ic h w a r u n k a c h s to s u n k i w zajem n e, i s t ­ n ie ją c e pom ięd zy odpow iedniem i częścia-

!) D riesch. D ie o rg an ise h en B e g u la tio n e n . L ip sk , 1901.

2) C hild O. M. D ie p h y sio lo g isch e Iso la tio n

von T eilen des O rganism us. L ipsk, 1911.

(7)

JV° 24 W SZEC H SW IA T 375

tni, zbliżają się do stosun k ów , i s t n i e j ą ­ cych pom iędzy całem i u stro jam i, a o k re ­ ślanych zazw yczaj ja k o pa sorzytnictw o, sym bioza i t. p.

T ra fn e to porów nanie s ta je się tem w y raźn iejsze, jeś li owe rozległe „w pły­

wy" organizm u z a p ra g n ie m y z u ży tk o w ać tam , gdzie w grę wchodzi ten d e n c y a n a ­ głego rozro stu (wrzody, nowotwory) lub rozm nażania. W znaczen iu powyższem.

pączek p a s o rz y tu je na roślinie, p o jedy n ­ czy zoid j e s t p a so rz y tem całej kolonii i t. d. P ie rw o tn ie bowiem istn ieje tylko p a ra z y ty z m (m erystem a, j a k również z a ­ lążek zoidu czerpią soki z u s tro ju m a­

cierzystego), k tó ry w k rótce zam ienia się n a sym biozę (asy m ilacy a pączka, s a m o ­ dzielne od ży w ian ie się zoidu). N iek tó re więc, j a k widzim y, form y rozrodczości m ogą dziś ju ż być p o d c ią g n ięte pod z ja ­ w isko reg u la c y i fizyologicznej, pomimo, że pączk ow an ie i różne form y strobila- cyi nie oznaczają b y n a jm n ie j p o w rotu do s ta n u „norm alnego

R o z w ija ją c nasz po gląd k o n se k w e n tn ie trz e b a b y tw ierd z ić , że zapłodnienie n a ­ w et w n a jb a rd z ie j sk o m p lik o w a n y c h r a ­ zach j e s t s w o iste m „ uszk odz e n ie m 11 u s t r o ­ j u m acierz y ste g o , bowiem m łody z a ro ­ dek izoluje się fizyologicznie, odciągając z n a cz n ą część soków m atce i k o r z y s ta ­ j ą c mimo stopniow ej izolacyi z je j u r z ą ­

dzeń o rgan iczn ych .

Z da w a ć b y się mogło, że procesy r e g u ­ la c y jn e podczas rozm nażan ia n ajm niejsze znaczenie m ają tam , gdzie ja jk o zap ło d ­ nione ty lk o przez czas k r ó tk i przed zło­

żeniem b y w a noszone przez m atk ę. A j e ­ dn ak, j a k to w y k a z a ł T u r w sw ych b a ­ d a niach n a d te r a to g e n ią p takó w , regula- cy a w z a jem n a części najm łodszego n a ­ w e t z a ro d k a j e s t czynnikiem, d e c y d u ją ­ cym.

U z w ie rz ą t w yższych, gdzie zdolność r e g u la c y jn a p e w n y c h części j e s t bądź to bardzo ograniczona, bądź też nie istn ieje zupełnie, izo lacy a fizyologiczna u w y d a t ­ nia się w w y s o k im stopn iu podczas ro z­

w oju onto g en e ty cz n e g o . W czesne sta- d y u m w z a jem n e j lcorelacyi, s k u tk ie m stop n iow ego specy alizow ania się części, może w y tw o r z y ć kom pleks złożony z

mniej lub więcej sam odzielnych s k ła d n i­

ków. P rz eb ie g oraz s ta d y a końcowe roz­

woju o kreślają się wów czas sam e przez się bardzo dokładnie, bowiem rozwój ściśle zróżnicowanych części j e s t w pe­

w ny ch g ra n ic a c h w y raźnie p r e d e s t y n o ­ w any. Roux w y ra z ił to w zdaniu, że

„u zw ie rz ą t w yższych rozwój n o rm a ln y j e s t ściśle z m echanizow any i bardziej typ ow y". Bez tak ie g o og raniczen ia zdol­

ności s a m o re g u la c y jn y c h , zróżnicowanie złożonego nieraz o rg an iz m u posiadałoby ce ch y polyem bryonii.

Z w yjaśnień powyższych w yn ik a, że w razie og ran iczen ia zdolności r e g u l a c y j ­ n y c h izolacya fizyologiczna osiągnąć mo­

że stopień ta k wysoki, że p ew n e, części o rg aniz m u z n a jd u ją się w s to s u n k u g o ­ spodarza i pasorzyta.

Zdaje się być n a d e r praw dopodobnem, że p o jedy ncza k o m ó rk a w p e w n y c h w a ­ r u n k a c h istn ieje ja k o system , w k tó ry m p ew n e części c yto plazm y są w w ysokim stopniu izolowane fizyologicznie, j a k k o l ­ wiek z powodu ograniczonej p o ten c y i nie m ogą się całkowicie oddzielić.

J e s t rzeczą znaną, że podczas podziału k om órki j ą d r o opanow uje plazmę.

Zdolności r eg u la cy jn e plazm y p o z b a ­ wionej j ą d r a są ta k nikłe, że chcąc p r z y ­ znać plazmie choćby j a k ą t a k ą sa m o ­ dzielność istnienia, należy p rz y ją ć mo­

żliwość fizyologicznego izolowania się p lazm y od j ą d r a podczas s ta n u biernego kom órki.

W iem y, że sta n tak i często się w ko­

m órkach objawia, i że wówczas plazm a

przek racza gran ic e rozwoju oznaczone jej

przez rodzaj samej komórki. J ą d ro nie

opanow uje w te d y całej kom órki, k tó ra

nie może ju ż dzielić się ja k o całość, p la ­

zm a n a to m ia s t zwiększa się, dzieli się

n a części, k tó re niezależnie od stopnia

izolacyi w s t ę p u ją w z w iązki bądź sym-

biotyczne, bądź też pasorzytnicze w s to ­

s u n k u do całej kom órki. Je śli je d n a k

j ą d r o dzieli się w ielokrotnie, części p l a ­

zm y mogą znów w s tą p ić w zw iązek z j ą ­

dram i pochodnem i, s tw a rz a ją c w a r u n k i

odpowiednie dla wspólnego, w ie lo k ro tn e ­

go podziału. J a k o s y s te m y tego rod zaju

najlepiej d a ją się ro z p a try w a ć wielkie

(8)

376 W SZ E C H SW IA T JV6 24

j a j a m ero b lasty cz n e . S k u t k ie m obfitego odżyw iania s ta ły się one isto tn ie z b y t wielkie dla p od z ia ła j a k o całości. J e d y ­ nie tylk o i n t e n s y w n y podział j ą d r a , lu b też ja k i e ś z e w n ę tr z n e c z y n n ik i m ogą op an ow ać tę te n d e n c y ę do w y ła m a n ia się z pod w ła d z y j ą d r a . W p e w n y m s to ­ pn iu h a m u ją c o działa t u rów n ież zapłod­

nienie oraz środki, w y w o łu ją c e p a rte n o - genezę.

Nie m o żn a p o m in ą ć p e w n e g o związku, k t ó r y s p o s tr z e g a m y m iędzy z ja w is k a m i powyższemi, a p o w s ta w a n ie m n o w o t w o ­ rów. J e ś li n o w o tw o r y i w rz o d y p o w s t a ­ j ą z k o m ó re k s o m a ty c z n y c h w sposób taki, j a k się to dziś p o jm u je, to k o m ó r ­ ki lub g r u p y ich, służące j a k o z a w iązki owych nowotw orów , m ożna we w zględzie rozw oju p orów nać z o g n isk a m i różnicu- ją c e m i się sam odzielnie. J e ś li d o łąc z y ­ m y zazw yczaj s p o ty k a n e tu z ja w isk o izo- lacyi fizyologicznej, to u t w o r y te mo- ż n a b y upodobnić do p asorzytów . Z ma- łem i w y j ą tk a m i los ich s ta je się zależny od tęż y z n y i p o te n c y i g o sp o darza, j a k o od źródła p o k a rm o w e g o .

W szelkie więc f u n k c y e ro zm nażan ia, b ą d ź . to tw o rze n ie się p o s ta c i now ych, bąd ź też ty lk o m nożen ie się k o m ó re k d la celów bliżej n a m n ie z n a n y c h , m ożem y zdefiniować j a k o z ja w is k a zależne c a łk o ­ wicie od k o relacy i, j a k a zach od zi p o m ię­

dzy częściam i kom órki, a n a s tę p n ie m ię ­ d z y oddzielnem i o g n is k a m i ro zw o jo w em i o rg anizm u . P u n k t ciężkości n o w szy ch b a d a ń n a d k w e s t y a m i rozw ojow em i p rze ­ nosi się dziś w ła ś n ie z b u d o w y ow ych o gn isk n a w z a je m n ą ic h zależność, k t ó r a bliżej w y tłu m a c z y ć n a m może doniosłe z a gad n ie n ie korelacyi.

P rz eró ż n e m o rfologiczne zm iany, j a k i e powodow ać może k o r e la c y a i izo lacy a fizyologiczna, u j a w n ia coraz częściej b a ­ danie z ja w isk p o tw o rn o śc io w y c h , k tó r e w ie lo k ro tn ie d o s ta r c z a ją m a t e r y a ł u tam , g dzie e k s p e r y m e n t b e z p o śre d n i j e s t n ie ­ możliwy. Tylko w z a je m n y s to s u n e k j e ­ d n y c h części z a ro d k a do d r u g ic h d e c y ­ d u je o p o w s ta n iu teg o lub owego k s z t a ł ­ tu. Cała w s p ó łc ze sn a t e r a to lo g ia j e s t dziś w ła śn ie n a drodze do s tw ie r d z e n ia tej roli, k t ó r ą o d g r y w a r e g u l a c y a w p r o ­

cesie rozw ojow ym. Że ow ych zjaw isk k o r e la c y jn y c h szukać n ależy ju ż w sta- d y a c h b ardzo wczesnych, św iadczą o tem coraz częściej w ty m w łaśn ie k i e r u n k u p rze d s ię b ra n e doświadczenia (np. o statnio 0. H e r tw ig a n a d zapłodnieniem ja j przez n a ś w ie tla n e ra d e m plem niki) i śm iałe hypotezy, k tó ry m w y ra z daje T u r w s w o ­ ich „ P o d sta w ac h em bryologii a n o rm a l­

nej 1)“ „...moment d e c y d u ją c y o p o w s ta ­ w a n iu zaro d k a p o tw o rn eg o — c z y ta m y t a m (str. 23 ) — p rze n ieść n a le ż y do sta- dyów bardzo w czesny ch rozwoju, p r a ­ w dopodobnie do m o m e n tu zapłodnienia, jeżeli nie do s p ra w zachod zący ch p od­

czas ow ogenezy, a może i s p e rm a to g e ­ nezy. W obec tego w szelkie zabiegi do­

świadczalne, działające w s ta d y a c h pó­

źniejszych rozw oju trafiają n a mniej lub więcej z d e cydow an y ty p rozw ojow y i zmienić go m ogą w sposób bardzo n ie ­ znaczny, o ile nie chodzi o zasadnicze, p o w ie d z ia łb y m —b r u ta ln e zniszczenie lub przem ieszczenie p e w n y c h okolic z a r o d k a “.

Dalsze b a d a n ie z ja w isk rozrodczych m usi więc z n a t u r y rzeczy uw zględnić ów sposób „zachow ania s ię “ j e d n y c h czę­

ści o rg an iz m u wobec d ru g ic h , gdyż to dopiero otw orzy n a m szerokie widokrę- gi n a sposoby p o w s ta w a n ia n ow y ch form i n o w ych isto t żywych.

Błędowski.

P . P U I S E U X.

M I E J S C E S Ł O Ń C A M I Ę D Z Y G W I A Z D A M I .

D ow odząc w sposób niezbity, że nasza ziemia p rzyjm ow a ła w ciągu w ieków r ó ­ ż ną postać, ge ologia p o sta w iła na na- czelnem m iejscu m eto d ę h isto ry cz n ą . Z ja w iska , ja k i e obecnie obserw o w ać m o ­ żna, n a w e t te, k tó re zd a ją się podlegać r e g u la rn e j peryodyczności, o tyle tylko

S praw ozd. T -w a N au k w arsz., ze sz y t I,

1910 ro k u .

(9)

ATa 24 W SZEC H SW IA T 377

nas z aciek aw iają, o ile rozw iązują z a g a d ­ n ienie p rze s z ły c h i przy szły ch w y p a d ­ ków. Nie u ż y w a m y ju ż wobec ciała zło­

żonego, czy to dużego, czy m ałego w y ­ godnej, lecz n iepraw dopodobnej hypote- zy, że j a k o ta k ie zawsze istniało i że wyszło z nicości bez żadnego p r zy g o to ­ w ania. C h c e m y wiedzieć, j a k powstało i co się z n ie m stanie.

Ta a m b ic y a może początkow o wydać się próżną, g d y z w ró cim y u w a g ę n a s t a ­ łość k lim a tu i r e g u la rn o ś ć w y g lą d u n i e ­ ba. S u m a wieków, k tó re n am p rz e k a ­ zały a u te n ty c z n e spostrzeżenia, j e s t j e ­ d ynie m ały m u łam k ie m czasu, którego p o trz e b u je ciało n iebieskie do swojej ewolucyi. Cóż może dodać do tego s k a r b ­ ca przez długie la ta grom adzonego, lecz najw id oczniej n ied o stateczn eg o , je d n o ż y ­ cie ludzkie, całkow icie n a w e t pośw ięco­

ne badaniom ?

Nie od nas isto tn ie zależy p rzy spiesze­

nie z b y t dla n a s powolnego bieg u z ja ­ wisk. Możemy j e d n a k w zbogacić k ilk u o g n iw a m i k inem a to g ra fic zn y łań cu ch , j a ­ ki P r z y ro d a dla nas utw o rzy ła, p ozo sta­

w iając n a m zadanie u p orzą d k ow an ia roz­

rzu c o n y c h e le m en tó w i połączenia ich lo giczn em i wnioskam i. Połączenie to b ę ­ dzie mogło m ieć w idoki powodzenia, j e ­ żeli j e d y n i e w y m a g a ć będzie h y potez po­

zornie słu s z n y c h i u m ia rk o w a n y c h co do ciągłości p r a w fizycznych. Będzie n a w e t mogło, op ierając się n a dośw iadczeniach u ro zm a ic o n y c h i ścisłych, n a rz u c a ć się n a s z y m u m y sło m ja k o je d y n ie możliwe.

Ułożyć w ich lo gicznym p o rzą d k u nie w s z y s tk ie p rze d m io ty d a jące się z a u w a ­ żyć, nie w sz y s tk ie te, k tó re o k azu ją p e ­ w n e p o k rew ie ń stw o , lecz te, k tó re m o­

ż n a połączyć bezpośrednim rodowodem, u s z ere g o w a ć j e w te n sposób, żeby s p r a ­ w iały n iew ą tp liw e w rażenie ciągłości, uzależnić ich następczo ść od p raw u z n a ­ n y c h ,—oto s ą kierow nicze z a sa d y w i ę k ­ szości b a d a ń astrofizyki. U w aża się za szczęśliwe podobne połączenie d w u p rz e d ­ m iotów o z a sa d n icz y c h różnicach, n a ­ w e t w te d y , g d y b y przedłużen ia szeregu w przyszłości i w przeszłości pozostały n iejasne.

Nasza w iara w istnienie podobnych sz e ­ regów o piera się n a podobieństwach, j a ­ kie się u ja w n iły z je d n e j s tr o n y pomię­

dzy różnem i planetam i, z dru g iej p om ię­

dzy słońcem a gwiazdam i, wreszcie m ię ­ dzy różnem i m gław icam i. Od p lanet do słońca i od gw iazd do m gław ic przepaść tru d n ie js z a j e s t do w y p e łnie nia i w y w o ­ łuje jeszcze w n a szy ch czasach w ielką różnicę zdań. W b ra k u ogniw p o ś re d ­ nich dość licznych i zbliżonych, zachodzi pytanie, czy trz e b a widzieć w m g ła w i­

cach p r a m a te r y ę gwiazd, czy też o s ta t e ­ czny w y ra z ich rozkładu. R o zpraw iają również n a d tem , czy p lan e ty p r z y p a d ­ kowo zostały przyłączone do słońca, w y ­ dobyte ze słońca już utworzonego, czy też razem z niem pochodzą z tego s a m e ­ go ś rodow iska pierw otn eg o p odług d w u dróg w spółczesnych i rozbieżnych. B y ­ łoby oczywiście niebezpiecznie stra c ić z oczu te b r a k i i chcieć w szelk iem i si­

łam i ułożyć ciała nieb iesk ie w j e d e n j e ­ dy n y szereg. M ożnaby popełnić tę sam ę pomyłkę, . co b otan ik , k tó ry , chodząc po lesie z różnem i g a tu n k a m i roślin, u w a ­ żałby każdą z n ich za m ogącą p r z y jm o ­ wać kolejno w s z y s tk ie otaczające j ą po­

staci.

Ram y tego a r t y k u ł u nie p o zw alają na m n a objęcie w całości z a g ad n ie n ia ew o lu ­ cyi św iatów , ani n a w e t n a w ym ienie­

nie rozw iązań ty m czaso w y ch , głoszonych przez s ła w n y c h ludzi i p o d su n ię ty c h przez dwie k w e s t y e sporne wryżej zaznaczone.

Liczne s tu d y a poświęcone t y m z a g a d n ie ­ niom b y ły z re s z tą op raco w ane z ta l e n ­ tem w dw u nied aw n o w y d a n y c h dzie­

łach '), do k tó ry c h odsyłam y czytelnika.

Nasza am bicya, znacznie skro m niejsz a, polegałaby n a u g ru p o w a n iu faktów , k tó ­ re pozwalają n a u m ieszczenie Słońca wraz z w iększością gw iazd s ta ły c h w tej samej rodzinie n a tu r a ln e j i na p r a w d o ­ podobne oznaczenie je g o n a jśw ieższych i najbliższych przem ian.

!) Ch. A ndre. L es p la n e te s e t le u r origine,

G au th ier-V illars, P a ry ż , 1009. G. E. H ale. The

s tu d y o f ste lla r E v o lu tio n , W m , "Wesley a. son,

L o n d y n , 1908.

(10)

378 W SZEC H SW IA T JMś 24

P o k r e w ie ń s tw o s ło ń c a z częścią p r z y ­ n a jm n ie j gw iazd było p r z e w id y w a n e ria długo p rze d tem , za n im mogło być o parte na fak ta ch p rz e k o n y w a ją c y c h . Dopiero w XV III-ym w ie k u zdołano p oró w na ć liczbowo św iatło Słońca ze ś w ia tłe m i n ­ n y c h ciał n iebieskich , biorąc różne źró­

d ła z iem sk ie za p o śre d n ie . M itchell do ­ szedł w ten sposób do przek o n an ia, że Słońce p rze n iesio n e n a odległość 500 000 r a z y większą, niż je g o śre d n ia odległość św ieciłoby m niej więcej t a k j a k S a t u r n w opozycyi.

S k ą d in ą d niez m ie n n o ść k o n s te la cy j w ciągu ro ku d a w a ła do m y ślen ia, że od ­ ległości gwiazd n a jb liż s z y c h były p r z y ­ na jm n ie j tego sam ego rzędu. Od tej po­

r y ocenianie b la s k u i odległości, s to s o ­ wane do gwiazd, uczyniło z n a czn e p o s tę ­ py, choć jeszcze nie doszło do pożądanej ścisłości. Uczeni z g a d z a ją się dzisiaj co do tego, że Słońce, p rze n iesio n e n a ś r e ­ dn ią odległość g w ia z d w id z ia ln y c h go- łem okiem, b y ło b y co najw yżej d o s tr z e ­ galne dla n a szeg o wzroku, lecz p o z o sta ­ w iłoby jeszcze poza sob ą d u ż ą większość g w iazd w id z ia ln y ch p rzez teleskop. Z te ­ go p u n k t u w id z e n ia Słońce nie p r z e d s t a ­ w ia się n a m jak o odosobnione w świe- cie, lecz j a k o połączone z niezliczonem i inn em i ciałami.

N iem a też dobrej r a c y i u w ażan ia S ło ń ­ ca za w y ją tk o w e j a k o źródło ciepła. Od sam ego p o c z ą tk u sp e k tro s k o p ii .można było zauw ażyć, że s to s u n e k e n e rg ii cie ­ plnej i ś w ie tln e j j e s t mniej więcej ten sam w słońcu i w n a jb a rd z ie j ro zżarzo­

n ych o g n isk a c h , j a k i e w y tw o rz y ć może- my. W y g lą d ś re d n i g w ia z d n a d a je się do ty ch s a m y c h p o ró w n a ń , g d y ż j e d n e z nich bardziej się s k ła n i a ją do koloru czerwonego, in ne do n ieb iesk ieg o. N ie ­ wielka tylko ilość j e s t koloru c ie m n o ­ czerwonego, k tó ry z n a m io n u je początek ro zżarzenia. Pom im o t y c h z a c h ę c a ją c y c h w s k azó w ek trz e b a było p rz y z n a ć , że bez­

po średn i p o m ia r ciepła, w y s y ła n e g o przez gw iazdę, j e s t j e d n e m z n a jt r u d n ie js z y c h zadań astrofizyki. H u g g in s, Stone, Boys s ta r a li się o to bezsk u teczn ie, a j e d n a k p rzy rz ą d B oysa był d o s ta te c z n ie czuły, żeby oznaczyć Ysooooo p r ą d u cieplnego

w ysy ła n eg o przez Księżyc w pełni. Zdaje się, że Nicholsow i lepiej się ta sp ra w a powiodła: je g o doświadczenia, w y k o n y ­ w ane w o b s e rw a to ry u m Y e r k e s a od ro ­ k u 1898 do 1900, w y kazały, że ciepło po­

chodzące z A r k t u r u s a j e s t rów ne ciepłu św iecy odległej o dziesięć kilom etrów;

w obu p rz y p a d k a c h j e s t w z ię ty pod u w a ­ gę w pływ pochłan iania przez atm osferę ziem ską. W e g a nie w y d a je n a w e t poło­

wy ciepła d o starczanego przez A r k t u r u ­ sa, chociaż blask jej pozorny j e s t mniej więcej ten sam. Można podług teg o p r z y ­ puszczać, że A r k tu ru s , sto su n k o w o bo­

g a ts z y w promienie o wielkiej długości fal, j e s t mniej ciepłą z ty c h dwu gwiazd;

p r z e w a g a pozornej śre d n ic y p rze c h y liła ­ by szale n a je g o korzyść. J e d n a k ż e mo- żnaby obalić te n wniosek, g d y b y można znieść działanie a tm o s fe r p o c h ła n iają c y ch is tn ie ją c y c h dokoła dwu gwiazd. Gdy się sto s u je p ra w a W ie n a i P la n ck a , które d a ją w f u n k cy i te m p e r a t u r y długość fali, o d p ow iadającą m a x im u m energii w widm ie, m ożna b y uw ażać większość p ię k n y c h gwiazd za cieplejsze od słońca;

j e s t j e d n a k ja s n e m , że te praw a do św iad­

czalne, spraw dzone w p e w n y c h g ra n ic a c h dla źródeł jed n o ro d n y c h , nie m o g łyb y mieć znaczenia ta k dokład nego dla p r z e d ­ m iotów b e z w a runkow o bardzo rozległych i bardzo złożonych.

Z pośród w ielkości liczbowych c h a r a k ­ t e r y z u ją c y c h słońce i k tó ry c h o d p o w ie d ­ niki dla in n y ch gw iazd też b yły by cie k a ­ we, pierw szem i, j a k i e p rzy c h o d z ą na myśl są: ś re d n ic a liniowa, m asa i gęstość. Ich oznaczenie nie j e s t ju ż ta k j a k w razie p la n e t k w e s ty ą g eo m etryi. Gwiazdy, z b y t odległe, nie z a m ą c ają w niczem r u ­ chów K eplerow skich naszego sy ste m u . Ich pozorne ś re d n ic e są zwodnicze i. n a j ­ potężniejsze i n s t r u m e n ty nie są zupełnie w s ta n ie dać gw iazdom rzeczyw istych tarcz. Można bad a ć to zagad nienie d ro­

g ą pośre d n ią i w szczególnych p r z y p a d ­ kach.

P ie r w s z y m w a ru n k ie m powodzenia j e s t , żeby g w iazda rozłożyła się n a dwie inne, ożywione p e ry o d y c z n y m ru c h e m e li p ty c z ­ nym dokoła wspólnego ś ro d k a ciężkości.

D ru g im w a ru n k ie m jest, żeby ta s am a

(11)

Al" 24 W SZECH SW IA T

gwiazda, p o ró w n y w a n a z sąsiedniem i, lub ba d a n a na południku, w y k a z y w a ła z n a ­ czną p a ra la k s ę roczną.

Idąc dalej, m u sim y przypuszczać, że dwie g w ia z d y połączone przy c iąg a ją się podług p r a w a New tona. Niem a dobrej r a c y i o d rz u c a n ia tego postu latu , gdyż w ty ch w s z y s tk ic h p rzy p a d k a c h , w k tó ­ r y c h orbitę zbadać było można d ok ład ­ nie, uznano j ą za elipsę opisaną podług p r a w a pól. J e d y n e stw ierdzo ne n ie p r a ­ widłowości m a ją sam e c h a r a k te r peryo- dy czn y i tłu m a c z ą się obecnością trze­

ciej części sk ład ow ej ciem nej. Po tem u s tę p s tw ie p ra w a K eplera pozwalają obliczyć r o z m ia ry liniowe s y s te m u i dol­

n ą g ran ic ę s u m y mas. Znaleziono w ten sposób m a s y zazw yczaj w iększe od m a ­ sy Słońca, ale w każ d y m razie tego sa ­ m ego rzędu. B yłoby prze sa d n e m w ycią­

g ać z teg o wniosek, że nasz uk ład z a j­

m u je we W szechśw iecie m iejsce n a jn iż ­ sze. Ilość p r z y p a d k ó w ro zw ażan y ch j e s t jeszcze m ała w s to s u n k u do ilości gwiazd i są w szelkie d a n e n a to, że s y s te m y na jp otę żn ie jsz e p r z y c ią g n ę ły naprzód u w a g ę uczonych.

P r z y s t ę p u ją c do obliczania m as nie po­

t rz e b a widzieć obu s k ła d o w y ch gwiazd, rozdzielonych p r z e s trz e n ią d o strz e g aln ą n a kuli n ieb iesk iej. D ojdziem y do tego sam ego re z u lta tu , jeż e li m ogliśm y za­

uw ażyć p eryodyczne rozdwojenie linij w i­

dma, łub też p eryo dy czn e w a h anie się t y c h linij w s to s u n k u do odpowiednich linij źródła z iem skiego. W obu razach trz e b a przyjąć, że zachodzi zm iana w p r ę d ­ kości g w ia z d y rzuconej na prom ień wzro­

kowy: zn ajo m o ść sery i zboczeń dla epok dobrze o k reślo n y c h i z n a le ż y te m i od­

s tę p a m i pozw ala n a graficzne odtw orze­

nie orbity.

Ta m etoda, uw a ż a n a p ierw o tn ie za za­

s tę p u ją c ą poprzednią, dąży do zajęcia jej m iejsca, gdyż nie w y m a g a znajomości pa ra la k s ro c z n y c h i b u dow a s p e k t r o g r a ­ fów w iększe zrob iła w ty c h czasach p o ­ stępy, aniżeli b udow a objek ty w ó w i mi­

k ro m e tró w . J u ż ilość par s p e k tro s k o p o ­ w y c h zd a je się b y ć daleko w iększa od ilości par w zrokow ych. P o d łu g badań, w y k o n y w a n y c h w o b s e rw a to ry u m Licka,

średnio j e d n a gw iazda n a siedem p r z e d ­ s ta w ia d rg a n ie peryodyczne linij widma, nie dzieląc się n ig d y w n a jp o tę ż n ie j­

szych teleskopach. Poniew aż z re s z tą ich w idm a nie w y k a z u ją żadnej w łasności specyalnej, można bez zbytniej śmiałości zastosować do w sz y s tk ic h gwiazd w nio­

ski po dsunięte przez podwójne s p e k tr o ­ skopowe. Najczęściej znalezione p rę d k o ­ ści są słabe i nie przechodzą sześciu k i ­ lom etrów n a s ekundę. Są j e d n a k p rz y ­ padki, kiedy ich działanie j e s t w y raźne i łatwo daje się zmierzyć. M asy s y s te ­ m ów [3 W oźnicy i i W ielkiej N iedźw ie­

dzicy, w ykazane przez spe k tro sk o p ja k o cztery razy większe p rzy n a jm n ie j od m asy Słońca, należą do najp e w n ie jsz y c h , jak ie posiadam y.

Może by ć mowa o n o w y m postępie, gdy gw iazda p o d w ó jn a s p e k tro s k o p ijn a j e s t jedn ocześnie zmienną, a m ia n o w i­

cie, gdy doznaje w rów n y c h o dstępach znaczn ych osłabień ze s ta ły m blask iem podczas odstępów . Można w te d y p rz y ­ puszczać, że dwie sk ła d o w e zaćm iew ają się w zajem nie i h y p o tez a ta s ta je się w w ysokim stopniu praw dopodobną, j e ­ żeli się wykaże, że zaćm ienia z d arzają się re g u la rn ie jedn ocześnie ze zm ianam i k i e r u n k u prędkości ra d y a ln e j. Krzywa, p rz e d s ta w ia ją c a n a tę ż e n ia św ia tła w funk- cyi czasu, pozwala wtedy nie ty lko na obliczenie s u m y m as dwu składow ych, lecz również ich m as in dy w id u aln y c h i ich średnic. Znaleziono w ten sposób, że gw iazda (5 P e r s e u s z a zaw iera dw a ciała przedzielone odległością niewiele w iększą od s u m y ich średnic, w yn o sz ą ­ cych j e d n a 17 000 000, d ru g a 1 3-30 000 kilom etrów . Jeżeli się weźmie słońce za p u n k t porów naw czy, m asy w [3 P e r s e ­ usz a wynoszą 4/9 i 2/9, gęstość j e s t d a le ­ ko m n iejsza i całe prom ieniow anie z n a ­ cznie większe od tego, z k tórego k o r z y ­ stam y.

P odobnych p r zy k ła d ó w znam y dziś d o ­

syć dużo. T w orzą w s to s u n k u do w s z y s t ­

kich gru p g w ia z d o w y c h k a te g o ry ę o g r a ­

niczoną i ja s n e m j e s t , że nas zm uszają

do w y o b ra ż an ia sobie św iató w zb u d o w a ­

nych podług p la n u zupełnie odm iennego

od n a s z e g o . C iekaw e j e s t j e d n a k , że

(12)

380 W S Z E C H Ś W IA T J\fo 24

w ty c h p r z y p a d k a c h , n a jd o g o d n ie js z y c h do obliczania m as, z n a jd u je m y wszędzie lic z b y u m ia r k o w a n e i m ogące w zm ocn ić analo gię p r z y j ę tą p o m ię d z y S łońcem a gw iazdam i.

R ysem p o k re w ie ń s tw a , k tó re g o s p r a w ­ dzenie m iałob y dla n a s jeszcze w ięk szą w artość, b y ła b y obecność plan et, m ały c h satelitó w c iem ny ch, lub św ie c ą c y c h ś w i a ­ tłe m po życzanem . Są to dla n a s tylko nadzieje, lecz zacz y n a ją się usta la ć, a o p iera ją się n iety le n a b a d a n iu ocznem w lu n e ta c h , j a k n a s k o m b in o w a n e m uży ­ ciu s p e k tr o g r a f u i r a c h u n k u .

N a jw ię k sz e o b je k ty w y nie m o g łyb y rzeczyw iście w y k a z a ć n a m na odległości na jbliż sz y c h gw iazd ciał ta k ic h , j a k J o ­ wisz i S a tu rn . T e m b ard z ie j niem a m o ­ w y o Ziemi i o W e n erz e. W id o czn i t o ­ w arzysze gw iazd p o dw ójnych, n i e w id o ­ czni to w a rz y s z e u ja w n ie n i p rzez d rg a n ie p e ry o d y c z n e k ilk u p ię k n y c h g w ia z d p o ­ ró w n a n y c h m ik r o m e try c z n ie z sąsiednie- mi g w ia z d a m i są co do ro zm iaró w z n a ­ cznie wyższego rzędu. T r z e b a t u ta j z w ró ­ cić u w a g ę , że obecność p l a n e t dokoła S łońca zm ienia j e g o r u c h postęp o w y . S y ­ s te m g w ia z d o w y d o św ia d c z a ją c y ze s t r o ­ n y s ąsied n ich niez na c zne go tylk o przy-, ciągania, m u sia łb y m ieć r u c h p r o s t o l i n i j >

n y i j e d n o s t a jn y . Ś ciśle rzecz b i o r ą c j e s t to w łasno ść ś ro d k a ciężkości, a nie

p u n k t u oznaczonego p rze z b la s k n a j s i l ­ niejszy. Pod w p ły w e m z a b u rz e ń p ian e?

ta r n y c h p ozorny ś ro d e k k u li słoneczne'!

to się opóźnia, to j e s t z b y t p r z y s p ie sz o ny. J e g o p r ę d k o ś ć j e s t n ies ta ła , w a h a się m niej więcej do t r z y d z ie s tu metrów"

na se k u n d ę. Otóż p ostęp y, ja k i e u c z y ­ niła od d w u d z ie s tu l a t b u d o w a s p e k t r o ­ grafów b y ły t a k duże, że n ie w y d a j e się p rze sa d n e m sz u k a ć w n ich w y ja ś n ie n ia tego ro d zaju nieró w ności. I n ie ty lk o naj bliższe g w ia z d y b ę d ą m o g ły by ć b a d a n e z tego p u n k t u w id z e n ia , lecz i w s z y s tk i e te, k tó re w y s y ł a ją n a m d o s y ć ś w ia tła , a ż e b y ś m y mogli zaznaczyć j e g o linie na czułej płytce.

Z a s ta n ó w m y się tera z, czy m a m y S ło ń ­ ce u w a ż a ć za ściślej s p o k re w n io n e z p e ­ w n ą k a t e g o r y ą g w iazd w s k u t e k j e g o p o ­ łożenia i j e g o r u c h u w p rze strz e n i.

Pobieżne p rzejrzenie gw iazd przez t e ­ leskop w y k a z u je, że w sz y stkie części prze strz e n i p osiad ają gw iazdy, ale nie w ró w n y m stopniu. Istn ieje w y ra ź n e skupie nie się ku drodze mlecznej bez w y­

raźnej wyższości je d n e j półkuli mlecznej n a d drug ą, ani też jed n e g o , dość w iel­

kieg o w y c in k a d rogi mlecznej w s to s u n ­ ku do w y c in k a przeciw ległego. W z ro k nie j e s t z a tr z y m a n y przez obfitość dale­

kich gwiazd, j a k przez łodygi wielkiego lasu. N a stęp u je to jed y n ie , g d y gołe oko spoczyw a blisko płaszczyzny d ro gi m le ­ cznej, lub też g d y p a tr z y m y przez te le ­ skop n a okolice jeszcze bardziej o g r a n i­

czone. W e w sz y s tk ic h in n y ch m iejscach m a m y w rażenie, że pom iędzy o sta tn ie m i w idzialnem i gw iazdam i są duże p rz e ­ strz e n ie czarne, k tó re n am ju ż nie w y ­ s y ła ją św ia tła pochodzenia gwiazdowego.

To znaczy, że albo Słońce j e s t z a n u ­ rzon e w g rupie gw iazd ze w s z y s tk ic h s tr o n ograniczonej (bez u s z c z e rb k u mo­

żliwego istn ie n ia in n y ch g ru p dalszych i ty lk o w y ją tk o w o w idocznych), albo też, że n a jd a ls z a odległość, do k tórej dosięga nasz wzrok, nie j e s t z b y t w ielka w s t o ­ s u n k u do ś redniej odległości dwu gw iazd sąsiednich. T ak też wielki las dębowy, n a w e t bardzo rozległy, w y d a łb y się n am rzadki, g d y b y ś m y wśród m g ły m ieli po nim chodzić.

Podobne ograniczenie, rzecz prosta, j e s t możliwe w teoryi, lecz nie m ożem y ocze­

k iw a ć go w rzeczyw istości. W y ra ź n e istn ien ie licznych gru p , z k tó r y c h je d n e utw orzon e z gw iazd błyszczących, inne ze słabych, bardzo rozległa skala blask u , p a ra la k s , r u ch ó w w łasnych , p r z y c z y n ia ją się do stw ierd zenia, że b a d a m y g w iazd y leżące w n a jro z m a its z y c h m iędzy sobą odległościach. Nasz w zro k sięga niep o ­ r ó w n a n ie dalej poza ś re d n ią odległość dzielącą d a n ą g w iazdę od najb liższych g w ia z d sąsiednich. Jeżeli więc pola gw iazd w odległości d r o g i mlecznej w y ­ d a ją się n a m ubogiem i, to d lateg o, że gw iazdy, p rzy n a jm n ie j te, k tó re n a s bli­

żej z a jm ują, są ta m rzeczyw iście bardzo

nieliczne. M amy z a te m p raw o m ów ienia

o w s z y s tk ic h g w ia z d ac h w id z ia ln y ch j a ­

ko o u k ład z ie og raniczonym , n ieró w no

(13)

JMó 24 W SZ E C H SW IA T 381

rozłożonym, nierów no bogatym w różnych k ieru n k a ch . Nasze m iejsce j e s t położone blisko środka, lub conajm niej dosyć d a ­ leko od granic, a b y nie dostrzegać ró­

żnicy s y s te m a ty c z n e j, istniejącej praw ie n apew no pom iędzy d w om a przeciw ległe- mi w ycinkam i.

W. H ersch el przypuszczał przez pewien czas, że obliczenia gw iazd w y k o n a n e w polu jeg o teleskopu, pozwalały na ozna­

czenie ro zm iarów i g r a n ic z e w n ę trz n y ch ś w ia ta gw iazdow ego. J a k e ś m y się to s ta ra li w y k a z a ć w inn y m a rty k u le '), m ożna dzisiaj przypuszczać, że podobna a m b ic y a b y ła i j e s t jeszcze n a długo p rzedw czesn a. Co najw yżej k a ta lo g i u ło­

żone d oty ch czas p o zw alają zbadać, j a k to uczynił S tra to n o w , po w ytężonej p r a ­ cy, kilk a częściow ych skupień, bardzo d użych, ale n ie o b e jm u ją c y c h Słońca.

Tłum. H. G.

(Dok. nast.).

PROGRAM POSIEDZEŃ SEKCYJNYCH

X I Z jazd u p rz y ro d n ik ó w i lek arzy polskich w K ra k o w ie w d niach 18 — 22 lip c a 1911 r.

S EK C Y A F IL O Z O F IC Z N A .

G ospodarz: S. P a w lic k i (K raków , Ł obzow ska 10) S ek reta rz : K. L ubocki (K raków , S ienna 5).

Posiedzenie ogólne dyskusyjne.

1. Zagadnienie prawdy — koreferenci: T.

Garbowski (z Krakowa) i J . Łukasiewicz (ze Lwowa).

2. S tosunek filozofii do nauk przyrodni­

czych i m atem aty k i — koreferenci: M. S tr a ­ szewski (z Krakowa) i S. Zaremba (z K ra ­ kowa).

Posiedzenia sekcyjne.

Referaty:

1. Bandrowski B. (ze Lwowa): Obecny sta n badań eksperym entalnych nad psycho­

logią myślenia.

2. Biesiekierski L. (z Częstochowy): A n a ­ logia zasadniczych pojęć metafizycznych u Porfiryusza i P lotyna w związku z filozo­

fią clirystyanizm u.

!) Id e e s anciennes e t m odernes su r la Voie L ac tee . „ B u lle tin A stro n o m iq u e“. P a ry ż . Maj, 1904 r.

3. Błachowski S. (z Getyngi): Psycholo­

gia i filozofia wobec malarstwa.

4. Tenże: Zjawiska k o n tra s tu optycznego w świetle najnowszych badań.

5. Dawid Wł. (z Krakowa): O intuicyi w filozofii Bergsona

6. Dobrzyńska - R ybicka (z Poznania):

Brown i Mackintosh (przyczynek do m eto­

dologii etyki).

7. Halpern J. (z Warszawy): O stronności i bezstronności w nauce.

8. Kiernik E u g . (z Krakowa): Pojęcie ży­

cia u filozofów starożytnych.

9. Lubecki Kaz. (z Krakowa): A rgum ent i układ etyki witalnej.

10. Pawlicki S. ks. (z Krakowa): Co zna­

czy monizm?

11. Reinhold J. (z Krakowa): Problemy współczesnej filozofii prawra.

12. Rubczyński W. (z Krakowa): O przy­

rodniczych poglądach skotystów polskich.

13. Tenże: O znaczeniu kilku prac po l­

skich lingwistycznych dla logiki.

14. Stam m E . (z Krakowa): Genetyczne ujęcie logiki ogólnej.

15. Straszewski M. (z Krakowa): Zagad­

nienia czasu i przestrzeni.

16. Tenże: Wiadomość o drukującem się dziele „Dzieje filozoficznej myśli polskiej w okresie porozbiorowym“.

17. Twardowski K. (ze Lwowa): History­

czne pojęcie filozofii.

18. W itwicki Wł. (ze Lwowa): W sp ra ­ wie przedmiotu i podziału psychologii.

SEK C Y A N A U K Ś C ISŁY C H .

Tem at główny: 0 atom istyce spółezesnej.

Referenci: Prof. Smoluchowski (ze Lwowa), Prof. W. Natanson (z Krakowa), Dyskusya nad tem atem głównym.

Referaty poszczególne:

1. Hilary Lachs: O absorpcyi soli n e u tr a l ­ nych.

2. Prof. St. Merczyng (z Petersburga):

O załamaniu bardzo k ró tk ich fal e le k tr y c z ­ n y c h w płynnym tlenie i płynnem powie­

trzu.

3. Kazimierz Sławiński (z Warszawy):

Z dziedziny terpenów.

4. Wojciech Świętosławski (z Moskwy):

Związki dwuazowe w świetle badań termo- chemicznych.

5. Józef Zawadzki (z Karlsruhe): O elek­

trolitach stałych.

5. Aug. Wróblewski (z Wiednia): O b a ­ daniu ścislem energii życiowej.

7. K. Zakrzewski (z Krakowa): O optycz­

n y ch własnościach metali.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zgodnie z warunkami przyłączenia, wydanymi przez Rejon Dystrybucji Lubań, oraz z uzgodnieniami z Inwestorem, oświetlenie ulicy lokalnej będzie zasilane z

w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy podczas wykonywania robót budowlanych (Dz.. Projekt budowy przyłącza cieplnego do budynku usługowego przy al. UPRAWNIENIA

w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy podczas wykonywania robót budowlanych (Dz.. Projekt budowy przyłącza cieplnego do budynku mieszkalnego przy ul. UPRAWNIENIA

w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy podczas wykonywania robót budowlanych (Dz.. Projekt budowy przyłącza cieplnego do budynku mieszkalnego przy ul. UPRAWNIENIA

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

Dystrybucyjnego (OSD). Zamawiający podpisze protokół bądź wskaże swoje zastrzeżenia w terminie do 7 dni od daty przekazanie przez Wykonawcę wszystkich dokumentów wymienionych

- dotację w wysokości 12.230,00 zł w ramach Programu Wieloletniego „Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa” z Biblioteki Narodowej - Zakup nowości wydawniczych do Bibliotek

Dystrybucyjnego (OSD). Zamawiający podpisze protokół bądź wskaże swoje zastrzeżenia w terminie do 7 dni od daty przekazanie przez Wykonawcę wszystkich dokumentów wymienionych