R. 16:2007, Nr 3 (63), ISSN 1230-1493
Włodzimierz Ługowski
doc. dr
hab.,
PANO problemach powstawania: fundamentalne czy zakazane?
Jeżeli mimo ogromnego wzrostu naszejwiedzy pewien problempozostaje nierozwiązany przez cale stulecia, to można się założyć,że problem ów dotyka samej natury wiedzy. Do nich właśnienależy kwestia istoty życia1.
1 H.H. Pattee, Artificial lifeneedsa real epistemology, w: F. Moran, A. Moreno, J.J. Merelo, P. Chacón (red.), Advances inartificiallife. Proceedings of the Third European Conference on Artificial Life, Granada, Spain, June 1995, Berlin 1995 Springer, s. 23-38.
2 W.Krajewski, Współczesna filozofia naukowa - metafilozofia i ontologia, Warszawa 2005 WFiS UW,s. 23, 33, 88.
3 W paragrafie zatytułowanym „Źródła rozwoju nauki (czynniki poznawcze i społeczne)”, tamże,s. 88-90.
Słowa kluczowe: filozoficznasamoświadomość uczonych, geneza iistotażycia, kreacjo- nizm,filozofiaprzyrody, ewolucjonizm
Profesor Władysław
Krajewski w
swej ostatniejksiążce2
kilkakrotnie wymienia(dodajmy:
wpozytywnym kontekście)
wielu zachodnichuczonych-przyrodników,pozostających w
kręguinspiracji
marksistowskiej,wśród
nich zaśJ.D.
Bernalai J.B.S. Haldane
’a.Obaj uczeni
pojawiąsię(wśród
innychpostaci z tegoż kręgu) także w
moim artykule(i
teżw
pozytywnymkontekście). Profesor pisząc
dalej3
o możliwymwpływie warunków społecznych na
rozwójnauk
przyrodniczych,podaje
przykładyoddziaływań pozytywnych (gdy np. rozwój gospodarki stymu
luje badania) oraz negatywnych,
co ma miejscewówczas,
gdy władza, strzegąc swego„ideologicznego monopolu
”w danym
kraju,„nieraz
nakładaweto
napewne
badania,hamując
rozwój naukina
tych odcinkach”.
Tunastępuje szereg (smutnych)
przykładówz dawnych czasów -
ponich
zaś optymistycznakonklu
zja:
„Jest
tona szczęście przeszłość”.
Zjawiska, októrych mowa
niżej,skłaniają
jednak,moim zdaniem, do
niecobardziej
ostrożnejoceny.
Wyjściowe pytanie
brzmi:
czy iw jakiej
mierze filozofia (akademicka)przy
czynia
siędo wzrostu filozoficznej samoświadomości uczonych,
tychw każdym razie, którzy sami zgłaszają takie
„zapotrzebowanie”. W odpowiedzi odwołam siędo konkretnych sytuacji z
ostatnich lat. Otojedna z
nich. Jestrok 1997.
Grupa
uczonych-przyrodników(H. Baltscheffsky
et al.)przygotowuje
numerspe
cjalnyznanego
pisma„Journal
ofTheoretical
Biology”
, poświęconykwestiom
pochodzenia i ewolucji życia. Przedmowę rozpoczynają tak: „Fundamentalto
a deeperunderstanding
of complex biological functions are ideas about howlife originated
andevolved
” -po
czymstwierdzają, że problemy tego typu
- amianowicieproblemy
powstawania-na
tleinnych zagadnień przyrodoznawstwa mają
swojąspecyfikę
(„Problemyte są w pewnym sensie odmienne od
innych kwestii naukowych”),
co nie znaczy wszakże, że nienależy
ich podejmować-
przeciwnie, należy, ponieważsą fundamentalne właśnie, ale czynić
to należy zudziałem wielu różnych dyscyplin, w
tym -filozofii: „theanalysis involves a great number
ofwidely
differingdisciplines,such as
chemistry,geology,biology, physics, computerscience
andphilosophy”.
Po czymnastępuje lista
odnośnikówdo literatury, świadcząca
otym, że
redaktorzy wymienili tę ostatnią dyscyplinęnieprzypadkowo, że mają w
niejpewną orientację
iże
faktycznieoczekują z
jejstrony pomocy. A
tymczasemod pewnego zaproszonego
jej reprezentantaotrzy
mają -
jakzobaczymy
-coś,
co trudno będzie, doprawdy,nazwać inaczej
niż reprymendą. Otóżuczeni
owinaruszyli pewien zakaz
[funkcjonujący(na ogól
milcząco)na dość
znacznym obszarze globu], a nawetdwa
zakazy.Co
gorsza,uczynili to w ‘niestosownym’
momencie.Powiedzmy na
raziekrótko, że pierw
szy z
tychzakazów
odnosi siędo relacji
filozofiii przyrodoznawstwa (mówi
sięczasem
o „separacji fakultetów”), drugi zaśdo relacji kwestii
ewolucji życiado
kwestiijego genezy. Niżej spróbuję powiedzieć (choćby w
paru słowach) o tym,kiedy,
przezkogo
iw jakich
okolicznościachdoszło do
złamaniatego
drugiego zakazu (z czym wiązał się największy zapewneprzełom
w dwudziestowiecznymprzyrodoznawstwie historycznym),
atakże w jakiej sytuacji
zostałon
niedawno przypomniany. Ale zacznijmyod
zakazupierwszego.
W
zrozumieniu jego wagi pomóc
mogąprace
znanegosocjologa
amerykań
skiegoImmanuela Wallersteina.
Dobrze sięstało,
że niedawnowyszedł polski przekład
jednejz jego książek
4, bo Wallerstein ujął krótko
kilkazjawiskistotnych
znaszego
punktu widzenia. Po pierwszewięc, Wallerstein pokazuje, na
czym polegał idlaczego
takdługo
(półtorastulecia)
byłskuteczny liberalny program
4 Koniec świata, jaki znamy, Warszawa 2004,Scholar.Dodam od razu, dla uspokojenianiektó
rych czytelników, że autorzapowiada- co prawda - kres kapitalizmu, ale mówiąc o „inteligentnych obrońcach status quo” (s. 105), sam siebie też do nich zalicza i generalny problem stawia tak:
„czy Północbędziezdolna zaprowadzić spokój?” (s. 43), tyletylkożeodrzuca zbyt łatwe recepty, formułowane przez tych, którzy sądzą, że „pacjent” (czyli kapitalistyczna gospodarkaświatowa) jest nieśmiertelny, wystarczywięc lekarstwo „byle jakie” (s. 86).
97
społeczny obliczony na neutralizację
„klasniebezpiecznych
”5. Ów
trzypunktowyprogram: „połączenie siły,
oszustwa iustępstw”
6,
wstosunku do europejskiej klasy robotniczej XIX wieku
-jakautor
pokazuje-
działał skuteczniew
szcze
gólnościdlatego, że oprócz polityki
pewnych ustępstwwłaśnie
(prawo wyborcze i wzrostpłac)
obejmował także taki czynnik, jakimbyło stworzenie identyfikacji narodowej
połączonejz
(białym) rasizmem.Wallerstein
pokazuje,że ów
trzeci czynnik, tj. (pseudo)naukowougruntowanybiologizm społeczny, odgrywał przez sto
kilkadziesiąt latnader
ważnąrolę
w podtrzymywaniu strukturwładzy,
ito w skali
światowej7.
Wallersteinpokazuje też, po
drugie,jaką
rolęw
uformowaniu się„kapitalistycznego systemu
światowego” (a ściślejw jego
nadbudowie, czyli„geokulturze”)
odegrałoto,
cookreśla
się wspomnianym jużmianem
„separa cji fakultetów
” albo „dwóchkultur”,
a coon sam
nazywa „rozwodem”między
filozofiąa
nauką: „żadeninny system historyczny
niewprowadził
zasadnicze go
rozdziałumiędzy nauką
i filozofią/humanistyką, czyteż
lepiej, niedoko
nał
rozdzielenia poszukiwań prawdy od poszukiwań
dobra i piękna”(tamże, s. 221).
Trzywiekimusiały
upłynąć, piszedaje autor, aby rozdział
ten mógł sięzinstytucjonalizować w
obrębie „geokultury”systemu światowego,
dziś jednakjest dla
niej zasadniczy i stanowi podstawęnaszych
systemów uniwersyteckich.„Rozwód
” tenumożliwił
„wysunięcie dziwnegokonceptuspecjalisty neutralnego
wobec wartości”; naukowców, powiada
autor, „przerobionona technokratów
”.Wallerstein najwięcej uwagi
poświęcaroli, jaka w
tym „podziale pracy”przypad
ła przedstawicielom nauk społecznych
oraz
- wynikającejstąd -
ich fałszywej świadomości (i nie zawsze najlepszejkondycji
psychicznej):5 „Jeśli wierzy sięw suwerenność »ludu«, tostaje pytanie,jak ujeździćtygrysa albo, żeby wyrazić to bardziej akademicko,jak radzić sobie z naciskami społecznymi [i] minimalizować niepokoje”, tamże, s. 180.
6 „Liberalnymnazywamy państwo,w którym rola siły jest redukowana,a rośnie rolaoszustwa i ustępstw”, tamże, s.96.
7 Także dziś zarówno uczeni,jaki filozofowie dostarczają wtymwzględzie pewnychpropo
zycji; piszę o tym w książce: W. Ługowski, Filozofia przyrody- dziś. Funkcja (de)mistyfikacyjna (w druku).
‘rozwód’ filozofii i nauki skutecznie wyeliminował poszukiwanie dobra zobszaru wiedzy, a po szukiwanie prawdy ograniczy!doowej formy mikroskopowego pozytywizmu,którywystępował w różnych przebraniach.Wczesne nadzieje badaczy społeczeństwa, że staną sięwspółczesnymi królami-filozofami, okazały się płonneizadowolilisię oni roląsług rządowego reformizmu.
Nas
interesowaćtu będzie funkcja, jaka
w tak zarysowanych‘
strukturachwiedzy/władzy’ przypadła
filozofii akademickiej.Ateraz
o źródłach
drugiego zakazu. John Farley,kanadyjski
biolog i historykbiologii,
sformułował dylemat, wobecktórego stanęli
uczenipo roku 1859,
kiedyto
-zjednej
strony-ukazało
się O powstawaniugatunków Darwina,z
drugiej zaśPasteurrozpoczął
próby
podważająceteorięsamorództwa.I
tuwłaśnie
pojawiasię dylemat:„jeżeli
ktoś uznaje,że
życie ewoluowałona mocy
przyczynnaturalnych,
to powinienuznać również, aby
byćkonsekwentnym,
że życie równieżpowstałona
mocy przyczyn naturalnych, awięc na drodze
samorództwa (spontaneous generation)”. Alepodczas
gdyteoria ewolucji zyskiwała
stale napopularności,
możliwość generatio spontanea wydawała sięcoraz bardziej odległa.
„Jakroz
strzygnąć
zatem ówdylemat?
” -zapytuje
Farley i pokazujew
swej klasycznej już monografii8, żeuczeni w
ówczesnej Francji, NiemczechiAnglii rozwiązywali
go nacałkiem
różnesposoby,
zależnieod
lokalnego„klimatu kulturalnego
”.I
właśnie
ów klimat sprawiał,że o
ileuczeni francuscy
iniemieccy tego
okresu bylina
swójsposób
konsekwentni (ci pierwsi,generalnie rzecz biorąc, odrzucali
zarównoteorię
ewolucji,jaki
możliwośćsamorództwa,cidrudzy zaś
skłonnibyli zaakceptowaćje obie), otyle Brytyjczykom
nie pozostawało nic innego,jak być
„konsekwentnymi inaczej”. Wyjaśnienia tej sytuacji Farleydopatruje się
głównie w
specyficznym stylubrytyjskiej nauki
tych czasów(uformowanym w klimacie empiryzmu
i induktywizmu),który nakazywał wszelkie kwestie dotyczące „the origin
ofthings
” odsyłaćdo
obszaru „czystejspekulacji
”. Przytaczając
ówczesnądewizę:
„we look to men ofscience rather for observation than for
imagina tion”
,Farley komentuje, że jakkolwiek postawa
taka,rzecz
jasna, wyrażapewnestanowisko
filozoficzne, to jednak „theBritish were
moreprone to consider their science
as completelydevoid
of philosophicalinfluences”9.
8 J. Farley,The spontaneous generationcontroversyfrom Descartes to Oparin, Baltimore 1977, The John HopkinsUniversity Press.
9 J. Farley, „Philosophical and historicalaspects of the origin of life”, Treballs de la Societal Catalanade Biologia, 1986, v. 39, s.41.
10 W. Ługowski, „U źródeł przełomu w przyrodoznawstwie historycznym”, „ZagadnieniaNauko- znawstwa”2006, nr 1, s. 117-126.
Niżej
zobaczymy, że
dylemat tenjest
wciążaktualny
iże znajdą
się dziśfilo
zofowie
zdolniprzekonywać, że
można (a nawet należy)być
„konsekwentnym inaczej”. Powiedzmyod
razu,że
sytuacjata
rzuci sporoświatła na
rolę społecz
ną,jaka w zarysowanym
wyżej (iwciąż
przecieżaktualnym)
podzialew
ramach„strukturwiedzy/wiadzy”
przypadła
przedstawicielomjednegoz
nurtówfilozofii
akademickiej (dominującego na obszarze
anglojęzycznym, awielcewpływowego
także u nas).
Możnabyfunkcjętę określić
mianemarbiter elegantiarum.
Filozofwystępujący w tej roli delikatnie
przypominauczonym, że
gentlemanpewnymi
rzeczami
zajmować sięnie powinien (ajeżeli
jużmusi,
toprzynajmniej
niepowi
nien o
tym opowiadaćna
salonach).Rzecz
wtym,
żew
danej strukturzewiedzy pewnezakazypowinny
obowiązywać- ale w sposób
niejawny,milczący.
Jużsamotylko mówienie o
tych zakazachstanowi
naruszeniestrefy tabu.
Otóżz moich
ustaleń wynika10, że
wprowadzenie problematyki powstawania życiado obszaru
badań naukowych stanowiło właśnie naruszenie
owej „strukturywiedzy/wiadzy
”99
i to w wielu aspektach - w tymtakże
podstawowym. Oile
bowiemteoria Dar
wina mogła
być
(ijest do
dziś)interpretowana w
taki sposób,że
jejfilozoficzna
podstawazostawała w
ukryciu, o tyle zabieg tenw przypadku teorii biogenezy
nie mógł się powieść.Darwinowska
teoriaewolucji,
pozatymoczywiście,że jest
(poprostu)ważną
teoriąnaukową, przy
pewnej filozoficznej wykładni oddawała i oddajedo dziś cenne
usługilegitymizacyjne
(w stosunkudo obowiązujące
go ustroju), zbyt cenne, by
z niej „zrezygnować”,
jakkolwiek silny byłbynacisk -
ajest. Sytuacja taka
wymagała (inadal
wymaga) podtrzymywania stanowiska,które krótko można wyrazić
w tensposób: „ewolucja
tak,biogeneza
nie”.Otóż
modelowego opisu tego rodzajusytuacji
i przyjmowanychmetod zażegnywania
konfliktów -zarówno konfliktów w naukowej
zbiorowości, jak teżindywidualnych konfliktów
sumienia -dostarcza wydana
niedawno książka amerykańskiegohistoryka nauki, Jamesa
Stricka11.
Opowiada onawłaśnie
otym, dlaczego
wiktoriańskiestablishment darwinowski
borykać się musiałze schizmą
wswychwłasnych
szeregach i jakimisposobami
udałomu
sięuśmierzyć
‘buntow ników
’,którzy
zarzucali„hipokryzję
” tym,którzy
uważali sięzaewolucjonistów, ale odrzucali
wszelką dyskusjęo samorództwie.
Samosłownictwo
wprowadzo
ne tuprzez
Stricka (‘establishment’
czy ‘hipokryzja’)
może sięwydawać mało
akademickie,ale do wielu
dzisiejszych sytuacjimogłoby, niestety,
znaleźć zasto sowanie.
W wiktoriańskiej Anglii zatemto,
comożna
byokreślić
jako„definio
wanie
natury wiedzy
”12(przynajmniej w interesującym
nastu obszarze), leżało
wprerogatywachówczesnego„naukowego establishmentu
”.
Dziśjest to zadanie trudniejsze, bo
tymczasem nastąpiłprzełom.
W dwudziestymwieku
problem powstania życia,choć
„wzasadzie
” nie powinien, tojednak stał
się przedmiotembadań
naukowych.11 J. Strick, Sparks of life. Darwinism and theVictorian debates over spontaneousgeneration, CambridgeMA2000, Harvard University Press.
12 „Debata wokói generatiospontanea rzuca światłona to, kto pod koniecXIX w. definiował naturęwiedzy naukowej i czyja wersja naukiuznana została zaautorytatywną”, tamże,s. 15.
Tu
tylko
słowo oniektórych „sprawcach
”owego przełomu.
Powiem jaknajkrócej: dokonali go
uczeni,uformowani
mentalnie pozazasięgiem obowią
zywania owej zarysowanej wyżej „struktury
wiedzy/władzy
”oraz wynikających
zniej ‘
rozdziałówkompetencji’
i(milczących)
zakazów. Byli to uczeni, którzy(1)
nie uznawali podziałunauki na
dyscypliny: ich koncepcjaprzyrodoznawstwa
jako całości odpowiadała ich holistycznej wizjiprzyrody; (2) wzajemne
związ
kifilozofii
iprzyrodoznawstwa uznawali za
rzecznaturalną, swoją
„osobistą”zaś koncepcję filozofii przyrody wypracowali niejako
na
własną rękę, tyleżpod
wpływemstudiów
ilektur,
ilepraktycznego
doświadczenia. Z jednejstrony
był tooczywiście
J.B.S. Haldane(z racji
specyfikiswej
edukacji ilosów niewrażliwy
na „mieszczańskie zakazy”).
Z drugiej zaś -w
Rosjipoczątku
lat dwudziestychbyła
tocała grupa uczonych (wśród nich szczególną
rolęgrał Wiernadski), którzy
te
„przeklęte
”gdzie
indziej problemypodejmowali po prostu dlatego, że
tam„struktury wiedzy
”ukształtowały
się zgołaswoiście.
Jak pokazałem
winnym miejscu (por. przyp. 10), włączenie
problemupowsta wania
życiaw obszar
badańnaukowych stanowiło
nietylko
przełom naukowyale także - a
nawetprzede wszystkim
-filozoficzny,
i tow trzech
aspektach.W
aspekcie
ontologicznym wymagało to zerwaniaz
pojmowaniemmaterii
jako substancjibiernej
i uznania jejaktywnego charakteru.
Waspekcie
epistemo-logicznym
oznaczało toodejście od wzorców
naukowościzwiązanych
zfizyką
klasycznąku
tym proponowanymprzez
biologię ewolucyjną. Trzeciaspekt
tego przełomupolegał
właśnie nasamej
decyzji ouznaniu problematyki genezy
życia za godnąpodjęcia.
Z tym zaświązało
się świadome ijawne
uznanie tego,że
wpływ filozofiina przyrodoznawstwo jest
zjawiskiem normalnym iże
tezy natu
ryfilozoficznej
stanowiąfundamentteorii
naukowej. Rozpoznanie pierwszego aspektuowego
przełomu okazało się -z biegem
czasu- stosunkowo
łatwe.O „aktywnym
”charakterze
materii13,
czylijej
zdolnoścido
samoorganizacji,pisałm.in. niemiecki
chemik(a
takżeautor prac filozoficznych),
Friedrich Cramer (wieloletnidyrektor Max-Planck-Institut ftir experimentelle
Medizin,Gottingen), który stwierdza krótko:
„matter has the basicproperty
of self-organization”14
.O
„rewolucyjnymcharakterze”przełomu
związanegozodejściem od rozpatrywa
nia
materii jako
substancji biernejpisała
belgijskauczona
AgnesBabloyantz15
. Innybelgijski uczony, laureatNobla, Christian
deDuve16 przyjmuje takie
poję cie
życia,zgodnie z którym jest
ononaturalną
emergentną własnościąmaterii -
iskłada taką
otodeklarację:
13 I. Prigogine,Czas, chaos i nowe prawa natury,Warszawa2000,s. 89:„Z dala od równowagi materia wzbogacasię o nowe właściwości,w których główną rolę odgrywają fluktuacjei niestabil ność: materiastaje się bardziej aktywna”.
14 F. Cramer, „The Entropie versus the Anthropic Principle. Onthe Self-Organization ofLife”, w: F. Bertoia, U.Curi (red.), The AnthropicPrinciple,Cambridge1993, Cambridge University Press, s. 117-129.
15 A.Babloyantz, Molecules, Dynamicsand Life.An IntroductiontoSelf-Organization ofMatter, New York1986, Wiley, rozdz. 10.6.
16 Ch. deDuve, Blueprint fora Cell. The Natureand Origin of Life, Burligton NC1991, Neil Patterson Publ.
17 Ch.deDuve, „Życie - kosmicznyimperatyw”, w: M. Moskovits (red.), Czy naukajest dobra, Warszawa 1997,s. 152.
mój światopogląd: życie powstałow sposób naturalny, narodziło się w wyniku spontanicznego procesu. Gdybym nie przyjął takiego założenia,zagadka początków życia przestaje być prob
lemem naukowym17.
W kwestii
novum
epistemologicznegonajwyraźniej chyba
wypowiedział sięwspomniany
tuna
wstępie John D.Bernal
w1963 na międzynarodowym sympo
zjum zorganizowanym
przez
S.W. Foxaw Wakulla Springs na
Florydzie. Doszło101 tam do
zasadniczego sporunad możliwością
włączaniaproblememów powsta
wania (życia i nie
tylko) do
obszarubadań
naukowych.O „epistemologicznych barierach
” właściwychnaszemu myśleniu o przyrodzie jeden
z dyskutantów,Peter T.
Mora, powiedział tak:„w
naukachfizykalnych od trzech lub
czterechwieków
ulegamy dyktatowi Kartezjusza i usiłujemydzielić wszystko na
części, tymczasemtam, gdzie
wgrę
wchodząistotyżywe,istotna jest
kompleksowość”18.
I dlatego właśnie,
brzmiałakonkluzjajego wypowiedzi,
obszar tenjest
dla nauki zasadniczo niedostępny.Bernal
wodpowiedzi
stwierdził,że uwagi te dotyczą rzeczywiście kwestii
fundamentalnej:„Dr
Mora pokazał,że zasady [klasyczne
go]
przyrodoznawstwa
eksperymentalnego nie znajdują zastosowaniado
kwestii powstaniażyciaaniteż
innychproblemów powstawania
(andindeedcannot apply inany problem of origin)”19.Filozoficzny
fundament, najakim
opiera sięnauka
klasyczna, wyjaśniłdalej Bernal, rzeczywiście, jest do
podjęciatego
typu kwe
stiiniewystarczający, można
je wszakżepodjąć
zinnej
perspektywyfilozoficznej
(wktórej zajmują
onezresztą
miejscecentralne), a
jakiejmianowicie,towyjaśnił
ten samautor
dużo wcześniej20.
18 P.T.Mora, „TheFolly ofProbability”, w: S.W.Fox, (red.), TheOriginof PrebiologicalSystems andTheir Molecular Matrices,New York1965 AcademicPress, s. 48.
19 Tamże, s. 52.
20 J.D. Bernal, „Dialectical materialism and modern science”, „Science and Society,” 1937, v. 2,nr 1 (dostępny w internecie).
21 Loren R. Graham, Science, Philosophy, and HumanBehaviorin theSoviet Union,New York 1987 [1972] Columbia University Press.
22 Oczekującejw kolejce do druku w jednym z naszych wydawnictw naukowych.
O filozoficznych
przesłankach„hipotezy Oparina-Haldane
’a
” (jak nazywa no
ją zwykleod połowy ubiegłego
stulecia)pisali
jużniejednokrotnie
historycynauki, w
tymzwłaszczawspomniany
wyżejFarley
orazLoren
R.Graham21. Obaj (trafnie) rozpoznają
dialektyczno-materialistycznąbazę
owej hipotezyw
jejfazie
dojrzałej(odkońca
lattrzydziestych),nietrafnie jednak, moim zdaniem, dopatrują
sięmechanicyzmu
jakojej
podstawyw
faziewczesnej,
tejz
latdwudziestych.
Utrudnia to, jak sądzę, zrozumienie
naturyprzełomu, jaki
dokonał się wówczas wprzyrodoznawstwie w
ogóle. Graham,mimo rozległych
studiówźródłowych,
niedostrzegł
wpływuze
strony filozofiiantropokosmizmu,
reprezentowanej wszczególności przez
W.I. Wiernadskiego. O możliwymwpływie tego
ostatniego myślicielana ukształtowanie
się„hipotezy
OH”piszę obszernie w
pracy „Filo
zoficznaencyklopedia
teorii biogenezy”22.
Tu powiem tylko krótko, żewydaną
w1922
r. książkęWiernadskiego
‘Naczaloiwiecznost’ żyzni,skierowaną,
copraw
da,w
intencjiprzeciwko ideibiogenezy
(amimo
toocenioną przez
ówczesnychkrytyków
jako„oczeń
umnajakniga”, ze względu na
jasnepostawienie
kwestii iogromną erudycję
autora), uważam -w świetle zgromadzonych
przeze mniemateriałów -
za ważny,być
może nawetdecydujący
impulsw tym zakresie.
Oparin w tym
właśnie roku przygotowałreferat,
który dwa latapóźniej znalazł
drogę do
druku. Porównanie obu tekstów (a także szeregzdarzeń
późniejszych jużo
dziesięciolecie) prowadzido przypuszczenia,
że tendrugi byi
krytyczną (aprzytym
konstruktywną) odpowiedziąna
pierwszyi że w
dużejmierzeprzejął
iwykorzystał jego warstwę filozoficzną właśnie.
Istotny
był,po
pierwsze, faktzaakcentowania przez Wiernadskiego
-w
świa domej
opozycjido
pozytywizmu -rzeczywistego i
korzystnego wpływu ideifilo
zoficznych
na
teorienaukowe. W 1902 r.
pisałtak:
Na znaczenie filozofii dla rozwojuwiedzynaukowej patrzę inaczej niż większośćnaturalistów i jejwpływuznaję za niezwyklepożyteczny;sam nieustannie powracam do kwestii filozoficznych, co wiąże się z pracąnad moimświatopoglądem naukowym23.
23 W.I.Wiernadski, Listdo N.E. Wiemadskoj (24 VIII 1902),w: Trudypofiłosofiijestiestwo- znanija, Moskwa 2000, Nauka, s.456.
24 W.I. Wiernadski,„O naucznom mirowozzrienii”, Woprosy fiłosofiiipsichołogii, 1902, t. 65, s. 1409-1465.
25 I.I. Moczaiow, Władimir Iwanowicz Wiernadski (1863-1945), Moskwa 1982,Nauka, s.47.
26 W.I.Wiernadski,Żywoje wieszczestwo, Moskwa 1978, Nauka, s. 221.
Po drugie,było
to
opracowanie teorii światopoglądu (wobszernym artykule24
przedrukowywanymnastępnie kilkakrotnie, po
raz trzeciwłaśnie w
1922roku);
w koncepcji
tej dowartościowanezostałypozanaukowe komponentyświatopoglą du.
Co się zaśtyczy, po
trzecie,jego
komponentównaukowych,to odnotować
tu należy ich specyficznycharakter
iwspomnieć oprzyjętym
przezWiernadskiego
idealenaukowości. Otóż on
samokreślał
siebiejakonaturalistę; pracował
tak,„jakby nie był świadom
podziału nauki na
dyscypliny”.
Ideał przyrodoznawstwa syntetycznego, które -w
szczególności -wykracza ponad
podziałna przyrodę
żywąi nieożywioną,
przejąłod
swych akademickichmistrzów. Historycy wskazują
tuna
szczególny wpływ zestrony D.I.
Mendelejewa,jego
kosmologicznych idei i całościowegospojrzenia na
przyrodę,oraz W.W.
Dokuczajewa,twórcy nauki
oglebie rozumianej
jakospecyficzny
twór,wykraczający właśnie poza
tradycyjny podziałnamateriężywą inieżywą. Swoje„naukowe
credo", albo„jądro
autentycz
nejfilozofiiprzyrody”,
Dokuczajewwyłożyłw taki sposób:
„idzieo
poszukiwanie genetycznej więzi między jej wszystkimisiłami, ciałami
i zjawiskami, między przyrodąmartwą i
żywą,między królestwami minerałów,
roślinizwierząt z jednej
stronya światem
ludzkim-
także wjego aspekcie
duchowym”. Wiernadski, jakstwierdza autor
jegobiografii
naukowej25, tym właśnie
credo kierował się jako uczonyi
jakomyśliciel.
„Witalizm naukowy”
-
takwłaśnie określanebywa stanowisko
Wiernadskiegoprzez historyków,
i rzeczywiście,jak
czytamyw jednej z
jego pracz początku
lat
dwudziestych26, „siła
życiowamoże być uznana
za właściwą dlamaterii
w taki
samsposób
jak siły molekularne”
.Wiernadski powołuje
sięna liczne
przykłady z historii nauki -
jakchoćby
francuskich przyrodników i lekarzy103
z
końcaXVIII w.
- mająceświadczyć
otym, że pojęciu
siłyżyciowej
możnanadać
treśćmaterialistyczną
iże
pozwala onoprzezwyciężyć jednostronność mechanistycznego obrazu
światażywego.Nawiązujący do
WiernadskiegoOparin,
wświetle moich ustaleń,
powinien byćtraktowany
jako reprezentantszersze
go
gronauczonych27
,którzy
wspólnie „złożyli” sięniejako na to,
co Haldanereprezentował w pojedynkę.
Oniektórych powodach
takiegoujęcia
jużbyła
mowa.Dodajmy więc
jeszczetylko
słowoo rozległym
wykształceniuHaldane’
a28,
o jego ukończonychstudiach w zakresie
filozofii iwreszcie
o znajomościwielu języków
i kultur.Wszystko to, wedle relacji
jegoindyjskich
uczniów29,
niepozostało bez
wpływuna
jego wizjęprzyrody, na fascynację
kompleksowoś cią30
izmiennością
31i na monistyczną
koncepcjębytu
(którejinspiracji można
doszukiwać siętyleż w lekturach32
,ile we wrażeniach z długotrwałego
pobytu w Indiach).27 Pisze o tym historyk nauki E.N. Mirzojan, Razwitije srawnitielno-ewolucyonnojbiochimii wRossii, Moskwa 1984, Nauka, wszczególności w rozdziale: „Priedstawlenija o proischożdienii żyzni w otieczestwiennoj biochimii (1859-1924gg.)”, s. 239-248.
28 “Probably the most erudite biologist ofhis generation, and perhaps of the century”, M.J.D. White,„J.B.S. Haldane”, „Genetics”, 1965, v. 52, s. 1-7. „His erudition and memorywere legend. He could (and would) quote endlessly fromWestern classics andHindu mystics”,J.F. Crow,
„Centennial: J.B.S.Haldane, 1892-1964”,Genetics, 1992,v.130, s. 1-6.
29 P.P. Majumder (red.),J.B.S. Haldane.A Tribute, Calcutta1992,Indian StatisticalInstitute.
Z zawartych w tym tomie wspomnień oraz zinnych dokumentów, z jakimi mogłem zapoznać się w Hyderabadzie, gdzie trafił księgozbiór i archiwum Haldane’a, wyraźnie rysuje się jego szczególna predylekcja dobadaniaanomalii i osobliwości w przyrodzie.
30 Zwrócił na to uwagę S.J. Gould,The Structure of Evolutionary Theory,Cambridge, MA2002, Harvard University Press, s. 515: Haldane w tytule swej książki o przyczynach ewolucji - „The causes of evolution” (1932)- celowoużyłliczby mnogiej, ponieważuważał, że tak skomplikowane procesy nie mogąbyć jednoczynnikowe (that nothing so encompassing couldbe unifactorial)”.
31 Por.np. artykuł: J.B.S. Haldane, „Radioactivityand the originoflife in Milne’s cosmology”,
„Nature”, 1944,v. 153,s. 555, gdzie rozważane są hipotezy dopuszczające zmienność podstawo wych parametrów fizycznych w czasie i ich konsekwencje dla możliwości istnienia różnych form życia w dalekiej przeszłości (kiedy przemianychemiczne były mniej efektywnym źródłem energii mechanicznej niż dziś), a także wdalekiej przyszłości.
32 Stwierdzamto po zapoznaniu się ze wspomnanym już jego prywatnym księgozbiorem.
„Hipoteza
OH”w
ciąguminionegopółwiecza(licząc od
pierwszegomiędzyna
rodowego sympozjumna
tentemat, zwołanego w
1957r.) stała
sięfundamentem ponad stu teorii biogenezy.
Otympiszę w innym miejscu.
Tunatomiast
wspomnęna zakończenie
ookolicznościach,
wjakich
„przypomniany”został
„zakaz”pro wadzenia badań w
tym kierunku (tow wersji mocniejszej) lub
wkażdymrazie
„zakaz
”prezentowania wyników
tychżebadań,
czyli teoriiwłaśnie
(tow wersji łagodniejszej).
Otóż
w
pierwszejpołowie lat
dziewięćdziesiątych XXw. (czyli niedługo po
obaleniu muruberlińskiego)
dałsię
zauważyćwzrost
popularnościrozmaitych
legenddotyczących
okoliczności powstania„hipotezy
OH”.
Wcześniej jużczę
sto cytowana była (zwykle z
aprobatą) sformułowanaprzez C.H.
Waddingtona aspopularyzowana
przezksiążkę
Grahama33
tako otoocena:
33 Graham w pracy cytowanej w przyp. 21 wykorzystał tę wypowiedźjako motto jednego z rozdziałów.
34 Orozmaitychwersjach „legendyo politycznym obstalunkuna teoriępierwotnego bulionu”
piszęwartykule: W. Ługowski,„Caveatemptor, czyli o naukowości teorii biogenezy”, „Zagadnienia Naukoznawstwa” 2004, nr 4, s. 713-728.
35 Jak choćby wspomnianywyżej Ch. de Duve,który, na dodatek, w jednejz kolejnych prac książkowych- Vital dust. The Origin and Evolution of Lifeon Earth, New York 1995, Basic Books - nader pochlebnie wyraża się na temat Haldane’a (s. 305) i - „co gorsza” - współczesnego filozofującego przyrodnika, Richarda Lewontina (s. 348). Ten ostatni pojawi się w zakończeniu niniejszego artykułu wzgoła nieoczekiwanym kontekście.
36 D. Deamer,G.R. Fleischaker,Origins oflife. The centralconcepts, Boston 1994, Jonesand Bartlett.
37 H.H. Yockey, „Contents on Let therebe life”,„Journal of Theoretical Biology” 1995, v. 176, s. 349-355.
38 Ch. Wills, J. Bada, The spark of life. Darwin and the primevalsoup,New York 2000, Perseus Publishing.Willsto profesor biologii, University of California,SanDiego, Bada- profesor chemii, dyrektor NASA Specialized Center of Research and Training in Exobiologyatthe Scripps Institu
tionof Oceanography,LaJolla, California.
39A. Lazcano, „Chemical evolution and the primitive soup: did Oparin get it all right?”,
„Journal of Theoretical Biology”, 1997, v. 184, s.219-223.
Na przełomie latdwudziestychi trzydziestych uformowały się podstawytakiego stanowiska,które traktuje życie jako naturalny (i - byćmoże - konieczny) rezultat rozwoju przyrody nieożywionej. Jest wielce prawdopodobne,że historycy idei w przyszłości zwrócą uwagę na to,iż takie właśnie stanowisko wkwestii pochodzenia życia - stanowiące ni mniej, niwięcej, tylkorewolucjęw filozoficznympojmo waniu przez człowiekaswojego miejsca w świecie - wypracowanezostało przezkomunistów.
Teraz
jednak oprócz„białej legendy
”pojawiła
sięteż „czarna
”, czyli mniej więcejta sama, ale
wzięta zeznakiem
ujemnym i sprowadzonado poziomu
„polityki”
34. Wieluprzyrodników
wszakże, niezrażając
siębynajmniej ową
„czarną
legendą”
,publikowało nadal na
ten temat poważne prace35, zbioryczy
antologie36 37 -
aw
dodatku(o
zgrozo!)otwarcie przyznając
siędo
filozoficznych uwarunkowań swych koncepcji.W tych
to okolicznościach
zabrał głos amerykański przyrodnikH.H.
Yockey,który rzeki dobitnie: życie
należy potraktowaćpo prostu
jakoaksjomat! Jakiekol
wiek
próbybadania jego genezywiodą
nieuchronniewstronę filozofii, a konkretnie w stronę
materializmudialektycznego31. Wnastępnychlatach mimo
wszystkoznaleźli się przyrodnicy gotowizłamać lub obejść
przypomnianyw
tensposób
„zakaz”38, a jeden
znich-prezesTheInternational
Societyfor
theStudy of
theOrigin of Life
-Antonio Lazcano
podjąłnawet z
Yockeyem ostrąpolemikę,
jeden zparagrafów
swego artykułutytułując
wprost:„Dialectical Materialism and
the RNA World”39.
Wtychwłaśnie
okolicznościach
Baltscheffsky et el. wystosowali wspomniane napoczątku „zaproszenie do współpracy
”do jednego
znajbardziej znanych
przedsta
105 wicielifilozofii biologii
(orientacji neopozywistycznej)
MichelaRuse’
a40.
Trudno siędziwić,że
reakcjątego ostatniego było
(dośćdosadne w formie) przypomnie
nie
obu „zakazów
”:caveat
emptor,powiada Ruse:
„ta dziedzina- filozofii
sięniewyzbyła!”
,cały
tenobszar
maopinię„nieokiełznanych
spekulacji”.Wyników
zaś(przez sto lat)
nie mażadnych!Na dziesięciu
stronachdruku
(dużegoformatu) wspomniane
zostałydwie (!)
teorie,wśród nich teoria
Eigena (która,dodajmy
dla laików, ma jużswoje
miejscew
encyklopediach), akażda
z nichotrzymała pół zdania
(!). Oczym więcpisze znany
filozofzaproszonydo współpracy przez
przyrodnikówdo
rozważenia problematyki genezyżycia?O
tym mianowicie,że Darwin (wymieniony na
dwóchpierwszych stronach
ażdwudziestopięciokrotnie!)taką problematyką
się nie zajmował - ize
względu niena
co innegojakna tę właśnie
wstrzemięźliwość stanowido
dziś wzorzec uczonego {sic!}.40 M. Ruse,„Theorigin oflife: philosophical perspectives”, „Journal of TheoreticalBiology” 1997,v. 187, s. 473-482.
41 N.Lahav, Biogenesis. Theories of Life’s Origin,New York1999, Oxford.
42 Wypowiedź Pattee, którą wykorzystałem jako motto niniejszego artykułu, Lahavprzytoczył (co wydać się może zrazu dość niezwykłe)jakopierwsze (!) zdanie swej książki. Iwłaśnie tuż po niej -w następnym zdaniu - stwierdza,że dyskusję nad naturą wiedzy można spokojnie odłożyć na dalszą przyszłość(„thediscussion of the problem of the ‘natureof knowlede itself’ in this context should be postponeduntil more research is performed”), tamże, s.VII.
43 H.P.Yockey, Information Theory, Evolution andthe Origin ofLife, Cambridge 2005, Cambridge UniversityPress, s. 153-157.
Noam
Lahav,
uczony-przyrodnik, który znalazł się ewidentniew kręgu
filozoficznejinspiracji
Ruse’
a,a zamierzał -
wedletytułowej zapowiedzi
jego książki41-
przedstawićpanoramę osiągnięć
dziedzinywiedzy, którą zresztąsam
uprawia,namalował w
gruncierzeczy
jej karykaturę (pokazuję tow artykule cyt.
w przyp.34). Lahav sądził, być może,że
koncesjęna pisanie o
sprawach‘
zakazanych’zapewni sobie
złożonąjużna
samympoczątku
solenną obietnicą,że
„natury wiedzydyskutować niebędzie”
42. Ale ion,
jak zobaczymyza
chwilę, nie uniknąłnagany
za łamanie zakazu.Temu,
kto
słowo„nagana
”uznałby za
zbytmocne,
polecamuwadze następują
cąwypowiedź
znanego
namjużYockeya43. Otóż po dość
szczególnej „inwokacji” -
„Karol Darwinjest
jednymze
świętych {sic!) biologii inauki
wogóle.
Wjego
czasachwiększość
uczonych była gentlemanami”- Yockey wylicza
całąlistę
współczesnychuczonych, którym
tegoostatniego
miana,niestety, zmuszony jest odmówić,
asą
to(na ogół znani
namjuż): deDuve, Bada, Wills, Schopf, Miller,
oczywiście jegopolemista
Lazcano,atakże ugodowoprzecieżnastawiony Lahav.
Otóż uczeni ci, których Yockey określa
kilkakrotnie z
ubolewaniem iwyrzutem„zachodniludzie pióra”(„Western intellectuals, men
of words”
),„have astrange
proclitivity to foolthemselves
and,unfortunately,
their students”. Słowa te nie byłybymoże
warte powtórzenia,gdyby
nie tam.in.
okoliczność,że
pojawiają sięone w
książce opublikowanejprzez
nie bylejakie wydawnictwo, bo
CambridgeUniversity
Press,podobnie
jakkuriozalna książka Lahava mogłaby zostać spo
kojnie
przemilczana,gdybynieranga
jejoksfordzkiego wydawcy.
Nie muszęjużchyba
dodawać,że
Yockeyowski aktoskarżenia obejmuje głównie jeden
punkt:„apologia
materializmu
dialektycznego”
.Dodajmy, że na
czarnej liścieznalazła
się,oprócz
wymienionychosób,
takżepewnainstytucja,
amianowicie NASA („the
official NASA policyfor
the origin of life.That policy is
basedon
the Marxistdialectical materialism of
Engels andOparin”).
Książka Yockeya wydana była niedawno,ale
wInternecie znalazłem
jużjej pozytywne
recenzjedwóchzachod
nich
przyrodników. Myślę,że w sytuacji,
októrej powiem
za chwilę,znajdzie
życzliwych czytelników także na naszymgruncie. Przechodząc na zakończenie do
sytuacji(a
ściślejdo
zarysowujących się‘struktur
wladzy/wiedzy’) w
naszymkraju,
zapytajmy: o co toczy sięgra?
Jesienią
ub.r. wiceministeredukacji stwierdził:
„Teoriaewolucji
to kłamstwo.Pomyłka,
którązalegalizowano
jako obowiązującą prawdę. Toluźna koncepcja
niewierzącegostarszego
pana.[...] To smutne,
a tego uczy sięw
polskiej szko
le”.Dalej minister powiedział: „Zmierzajmy ku
temu,żeby
[świat]był oparty na prawdzie, dobru
ipięknie [...]. Nieprawdy
nie należy uczyćzamiast prawdy,
takjak zła
zamiastdobra
czy brzydoty zamiast piękna”.- „A gdzie miejsce na
tolerancjęświatopoglądową?”- „O, świat
sobie jużradził bez
tolerancji iporadzi sobie dalej!” [„Gazeta Wyborcza” 14-15 X 2006]W
odpowiedzi
pojawiło sięwiele
ważnychdeklaracji.
Katoliccy wykładowcy filozofii przyrody wyrazili„ubolewanie,
iżw środowiskach polskich
usiłujesię
ostatnio bezpodstawnie kwestionować papieskąwizję współpracy nauki i wiary,wprowadzając na
jejmiejsce
obcekatolicyzmowi opracowania inspirowane
przez zasadyantynaukowegofundamentalizmu”.
Cociekawe,do podobnej argumenta
cji, czyli
domniemanegopapieskiego‘przyzwolenia’
dlateorii ewolucji,odwołała
sięRada
Wydziału Biologii UWw
uchwale z16
X 2006,zaakceptowanej przez
Senat UW.Były też
głosy
utrzymanewtonie
silnieemocjonalnym
iodpowiednie do nich
prasowenagłówki:
„Zagraniczninaukowcy
się śmieją, polscyzgrzytają zębami”,
„Tygodnik »Nature«
” zajął się polskąawanturą
wokółteorii Darwina
”.
„Wypo wiedzi
polityków LPR sąszokujące
-komentuje
prof. MaciejŻylicz, prezes
Fundacjinarzecz NaukiPolskiej.- Nie
sądziłem,że
kreacjoniścirusządo ataku na
naukę w Polsce. Dziwięsię,
jak ministermoże publicznie wygadywać takie
głupoty-irytuje
sięprof. Żylicz
”[GW,
26 X 2006].List
otwarty
Towarzystwa Popierania i KrzewieniaNauk (podpisany
m.in.przez siedmioro profesorów
IFiS PAN) sprawępostawił jasno:
przedstawianie kreacjonizmujako „naukoworównoważnego
”wobecteorii
ewolucji„jest
naduży
ciem”;„ani
tzw. naukowykreacjonizm, ani też koncepcja «inteligentnegozamy-
słu« niemają
naukowychpodstaw
”. I na
zakończenieprzypomnijmy stanowisko
najbardziej chyba zasadnicze, a
mianowicielist otwarty do premiera z żądaniem
107 odwołania
z
funkcji polityka,którego „niebywała
ignorancjaw dziedzinie
nauk przyrodniczych całkowicie dyskwalifikuje gojako
osobęzajmującą
sięw
skalikraju
edukacjąpolskich dzieci
i młodzieży” [Onet,„nauka”,
3XI
2006]. List podpisałopiętnastu uczonych.
Dwunastu z nich-
toczłonkowie PAN
i/lubpro
fesorowie
instytutów PAN-owskich.
Chciałoby się dodać: Vivat Academia, vivant professores!Tymczasem pewne
wydarzenia następnychmiesięcy sprawiły,
żeniektóre
zprzytoczonych
wyżej argumentów i stanowiskwydają
się słabnąć. Pomijamtu
fakt, żekrytykowany
politykprzez
wielemiesięcy
aniposady,
anidobrego samo
poczucia nie
stracił, bo
to akuratdrobiazg.
Po
pierwsze więc, w
ciągu zaledwie dwóchtygodni na przełomie
kwietnia imaja
br.rzuciły
mi sięw
oczyw centrummiasta aż
trzy różneplakatyzawiada
miająceo gościnnych
wykładachprzybyłychz
daleka„naukowych
”kreacjonistówtypu: „Powstanie
życiaz
punktuwidzenia teorii
informacji. Najnowszenaukowe
zastrzeżeniawobecteorii ewolucji
” czy „Początekżycia -kryzysparadygmatu”
, przyczym -itojest, zdaje się,
pewnanowość-gospodarzami
tych spotkańbyły instytucje naukowe(bez
cudzysłowu),m.in.
jeden z wydziałów przyrodniczych UW ijeden z instytutów PAN.
I
podrugie,
ukazał sięnumer
pisma „FirstThings. Edycja polska
” (zima 2007, nr 2; głównym sponsoremjest
PZU, toteż
chybanowość)
obejmującego wybrane przekładyz
edycjiamerykańskiej
- w bloku zatytułowanym „Ewolucja czy stworzenie” -wśród nich artykuł kardynała Christopha
Schónborna(arcy
biskupa
Wiednia), zatytułowany „Zamysł
odnajdywanyprzez
naukę” (pierwodruk:styczeń 2006).
Otóż artykuł ten w częścikrytycznej zwrócony
jestbardzo
zde
cydowanieprzeciwko argumentacji
tychwszystkich (w szczególnościkatolików),
którzy-
powołując się zwłaszczana wypowiedzi Jana Pawła
II -dowodzą
możliwości harmonijnegopogodzenia nauki
i wiary. W częścikonstruktywnej
zaśartykuł zawiera argumentację (prowadzoną,
jak sam autor podkreśla, napłaszczyźnie filozofii przyrody), zmierzającą do
swegorodzaju
redefinicjinauki
i jej zadań.Przyznać trzeba, że
- właśnie wpłaszczyźnie
filozofiiprzyrody
-artykuł
tenstanowi zachętę do
poważnej dyskusji: nad relacjąnauki
i filozofii (to dlawszystkich) czyteż
nad relacjąnauki
iwiary
(dla zainteresowanych tym właśniezagadnieniem).
Problem w tymjednak, żew
sytuacji,w jakiej pojawia
sięon na
polskim gruncie -obawiam
się- stanie
sięon
nie tyle impulsem dopoważnej dyskusji, ile
argumentem w ręku tych, którym, jak to określiłem jużparę
lat temu, nie o wiedzęidzie
i nieo
wiarę, leczo władzę (nad szkołą
i nie
tylko).
Gdy
w
2005 r.tenże Ch.
Schónbornopublikował w
„NewYork Times
”krótszyartykuł na
tensamtemat, „Finding
design in nature”(dostępny na
internetowych stronach tegoż pisma), to„Tygodnik Powszechny
”(18
VII 2005) rzecz potrak
tował wówczasraczej
jakociekawostkę. Wartykule„Witraż z
Darwinem. Nowyspór o
teorięewolucji”mogliśmywówczasznaleźć
przytoczonewypowiedzi
typu„Kościół teorii
ewolucjinie zwalcza!” albo„Metropolita lubelski
przypomina,żeDarwin miał
chrześcijański pogrzebw katedrze
westminsterskiej, ado
jednegoz witraży
wprowadzononawet jego
postaćjakoczłowieka,
który przyczyniłsię do wielkiego
postępunauki
”.
A zakończeniebrzmiało
tak: „Artykułkardynała
entuzjastycznieprzyjęli amerykańscy kreacjoniści [...]. Amerykańskich
katoli ków i
konserwatywnych protestantów łączyłdotychczas protest
przeciwabor
cji, eksperymentom na
komórkachmacierzystych
i eutanazji, dzieliłanatomiast
karaśmierci
iwłaśnie
ewolucjonizm. Teraz- zapowiada »New
YorkTimes«
- Kościół może
zbliżyćsiędo
kreacjonistów. Ten scenariusz niemusi
sięjednak
ziścić”. Dodałbym:
tozależy gdzie
i kiedy.Wygląda na to, że
tu iteraz
sąna to widoki.
W tym
samym
numerze „ThirstFings
”znajdujemy
teżdwa artykuły Philippa E.
Johnsona; oba napisane zostały przeddziesięcioma
laty,ale brzmią jak
naj
bardziejaktualnie, zwłaszcza na
polskimgruncie
i niewątpliwieodbijąsięechem, zwłaszcza pierwszyz nich, „Rozwikłaniezagadki naukowego
materializmu”. To
tuwłaśnie pojawia się wspomniany przeze
mnie wcześniej Richard Lewontin, przedstawiony co prawda(choć „marksista
” i„darwinista”) z pozorną
reweren-cją,
jako ten,„którego
wyrafinowanie filozoficzneprzewyższa
finezję[niektórychjego kolegów] o kilka rzędów
wielkości”, w sumie jednak
sportretowany jako naturalista i scjentysta.Problem
wtym,
że książek Lewontinapróżno
szukaćw
polskichbibliotekach44, przeciętny
czytelnik więc nie maszans na
poznaniepoglądów
ichautora z
pierwszejręki.
44Gdyby komuś jednak przypadkiem udało się do niej dotrzeć, to polecam zwłaszcza ostatni rozdział książki: R.Lewins,R. Lewontin, The dialecticalbiologist, Cambridge MA 1985, Harvard University Press. Powtórzę,że cytowanywyżej noblista de Duve teżbył o tej pozycji wysokiego zdania.
Johnson,
uznawany
zajednego z liderów
ruchu „inteligentnego projektu”, jest
wytrawnymprawnikiem, wieloletnim współpracownikiem pierwszego
prezesaSądu Najwyższego USA
i
wykładowcąna uniwersytecie w Berkeley. Nic
dzi
wnegowięc, że
wywód swójprowadzi zręcznie.
Awdodatku - ze świadomością
celu. Otóż oargumentacji na
rzecz „projektu”Johnson stwierdza
(w drugimz
artykułów),że „jest ona równie
rewolucyjna dlanaszych czasów,jaktezyDar
wina w
XIX wieku.Jeśli jest zgodna z prawdą,
zapowiada zmianę nie tylkow
teoriinaukowej, ale także przewrót w światopoglądzie, który
zdominowałżycieintelektualne od czasu triumfu
darwinizmu- metafizycznej doktryny
naukowegomaterializmu
inaturalizmu.
Stawka,o
którą toczy się gra,jest wysoka
i to nietylko w dziedzinie nauki
”.Z tym ostatnim akurat się
zgadzam.
The Problems of Origin: Fundamental or Forbidden?
Key words: self-awareness of scientists, life’s origins, the heterotrophic hypothesis, philosophy ofnature, evolutionism
The paper examines the problem of the