• Nie Znaleziono Wyników

Ptaki, część 1 Dobra Cobra

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ptaki, część 1 Dobra Cobra"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Ptaki, część 1 — Dobra Cobra

Od autora: Ptaki. Opowiadanie dostępne także w wersji do słuchania na YouTube:

http://www.youtube.com/watch?v=Vn5-phvdfyk

Zimą Jan Polkowicz niespodziewanie odziedziczył małą fortunę po ukochanej babuni. Natychmiast wziął tydzień wolnego i przeliczył, że od tej chwili wcale nie opłaca mu się już pracować. Rocznie wyciągał w robocie ze trzydzieści tysięcy, co dawało jakieś trzysta tysięcy zarobku w ciągu dziesięciu lat. Nawet gdyby zdołał przepracować jeszcze kolejne cztery dziesiątki i tak suma, którą by zarobił, nie byłaby na- wet jedną czwartą tego, co właśnie otrzymał.

Więc rzucił pracę w cholerę.

Mieszkał sam w starej, dwuizbowej chałupie po rodzicach. Od razu po otrzymaniu spadku zrobił w niej generalny remont, ocieplił elewację, obił deskami fasadę i zainstalował nowoczesne ogrzewanie, które dawało też ciepłą wodę. Aby nie zmarnieć bez żadnego zajęcia - o czym nie raz nadawano filmy w tele- wizji i pisano w gazetach - kupił sobie rower i pięć razy w tygodniu wyruszał na długie wycieczki, które zastępowały codzienny trud w pocie czoła. Dzięki temu miał nadzieję utrzymać morale na wysokim po- ziomie przez resztę życia. Popołudnia spędzał w ogrodzie, w pielęgnację którego wkładał wiele serca.

Wieczorami zaś siadał na ławeczce pod sklepem. W ten mądry sposób zaspokajał wszystkie potrzeby emocjonalne człowieka.

Żadna z pań nigdy nie zdecydowała się zamieszkać z Janem. Tłumaczył to sobie ogólnym trendem ucieczki kobiet ze wsi, oraz tym, że dość niechlujnie szeroko stawiał stopy. Na to drugie nie miał żadnego wpływu, takim się bowiem urodził. A co do płciowej samotności - nieustannie próbował sobie z nią radzić z różnym skutkiem domowymi sposobami.

Przy takim trybie życia mężczyzna szybko stał się domorosłym filozofem, który miał wyrobione zdanie na wiele spraw.

Pewnego styczniowego dnia Polkowicz zaczął dokarmiać ptaki, zimujące gromadnie w okolicy jego do- mu.

(2)

Dobra Cobra przedstawia opowieść niesamowitą, a zarazem jakże lekką, p.t.

Ptaki

Cz. 1

Hans ist nass, weil er unter einem Wasserfall steht.

(Hans jest mokry, bo stoi pod wodospadem)

Powiedzenie niemieckie, bardzo często nadużywane na kursach językowych dla początkujących.

Mylnie podawane jako przykład piękności, rytmu, gibkości, głębokiej myśli, oraz wyrafinowania języka Goethego.

2

Marzyciel Mirosław łapczywie wciągał tuńczyka wprost z puszki. Próbował tej ryby w wielu restau- racjach, lecz właśnie ta forma jej spożywania odpowiadała mu najbardziej. Winnym tego stanu rzeczy mógł być fakt, że Mirosław nie odziedziczył fortuny po rodzinie, a zarobił ją samodzielnie. Nie miał więc żadnych szlacheckich przyzwyczajeń i ograniczeń, które wypija się w wyższej klasie społecznej wraz z mlekiem matki. Zaczynał w okresie transformacji bardzo skromnie: od sprzedaży deficytowych produk- tów wprost z rozłożonego na chodniku łóżka turystycznego. A potem już poszło. Trzeba było być tylko wiernym swojemu biznesowi i trzymać rękę na pulsie dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, trzysta pięćdziesiąt dni w roku. Ofiara składana bożkowi Biznesowi została przyjęta.

(3)

Teraz Marzyciel Mirosław mógł już zaprzestać gromadzenia dóbr, gdyż miał ich w nadmiarze. Zbu- dował więc w piwnicy pierwszorzędnie wyposażone laboratorium, gdzie w pocie czoła zajmował się wy- myślaniem największego wynalazku w historii ludzkości.

Przyszłość naszej planety zależy w wielkim stopniu od znalezienia żródeł energii odnawialnej.

Mężczyzna postanowił opatentować maszynę, która będzie zamieniała ludzki krzyk w czystą energię.

Podniesiony głos otaczał go od lat młodzieńczych i wpraszał się zewsząd: z ulicy, telewizji, zakładów pracy, autobusów, z domu rodzinnego i od cioci na urodzinach, a nocami także z miejskich śmietników.

Krzyczeli wszyscy i każdy z osobna. Mirosław głęboko wierzył, że maszyna ta stanie się kamieniem mi- lowym rozwoju matki Ziemi.

W głębi serca obawiał się jednak, że najgorszym, co się może człowiekowi przydarzyć, jest utrata kontro- li nad pęcherzem. Tego żaden wynalazek nie zdołał jak do tej pory skutecznie powstrzymać.

3

Bezzębny masochista kolejowy Andrzej Pędzimąż jak co dnia stawił się o poranku na stacji kolejowej i poprosił o bilet drugiej klasy do Ostrowca. Z dumą podał kasjerce garść monet. Chwile oczekiwania na przyjazd pociągu zawsze przyprawiały go o gęsia skórkę. Najpierw wokoło trwała niczym niezmącona ci- sza, nieco później na peronie zbierali się nieliczni milczący pasażerowie.

Emocje osiągały apogeum, gdy na horyzoncie pojawiała się lokomotywa. Tory zaczynały grać swoją melodię w rytm podskakujących na ich łączeniach wagonów, a gdy skład zbliżał się do peronu dawało się słyszeć coraz potężniejszy pomruk elektrycznego silnika.

W momencie hamowania Pędzimąż chłonął zgrzytliwy odgłos tarcia metalu o metal, wilgotną od emocji ręką mocno ściskając świeżo zakupiony bilet. W uniesieniu obserwował wsiadających jak i nielicznych wysiadających pasażerów, z ciekawością zaglądał do okien, wreszcie tradycyjnie zamachał konduktorowi na powitanie.

Z wagonu pocztowego sprawnie wydawano przesyłki, kierownik pociągu podpisywał dokumenty i po ch- wili skład był gotowy do wyruszenia w dalszą drogę.

(4)

- Odjazd! - Krzyknął wtedy Andrzej dumnie, unosząc wysoko dłoń.

Wagony, pociągnięte przez elektrowóz, stuknęły zderzakami, by po chwili zacząć znikać za zakrętem.

Znów nastawała niczym niezmącona sielska cisza. Pędzimąż trwał w podniosłej ekstazie jeszcze przez kilka minut.

Kupił bilet, a jednak nie pojechał, to było dopiero poświęcenie i ekscytująco ułańska fantazja!

Z okienka wychyliła się postać dyżurnej ruchu, pukającej się w czoło za odchodzącym mężczyzną.

Masochista kolejowy znów musiał wrócić do domu i stawić czoła brutalnej rzeczywistości. Nie miał serca, aby wyrzucić psa, który się do niego przyplątał parę dni temu. Będzie zatem udawał martwego, by zwierzę zrozumiało i wreszcie sobie poszło.

Nikt nie chciał zatrudnić bezzębnego Andrzeja do jakiejkolwiek roboty. Niejako zatem z przymusu zo- stał błękitnym ptakiem. Kiedy zgadzał się z matką, że praca nie jest szczytem wszystkiego, ta zawsze częstowała go smakołykami, które miały zagłuszyć w niej wyrzuty sumienia. I tak sielsko mijały lata jego życia.

4

Przemysławowi Chudemu, pracownikowi wielkiej ponadnarodowej korporacji, po raz kolejny ktoś brutalnie zgasił światło w kiblu. Początkowo myślał, że to może jakieś spięcie elektryczne, lub że ktoś przypadkiem zaczepił ramieniem o włącznik. Ale sytuacja zaczęła się notorycznie powtarzać.

(5)

nowanych technik rozpoznawczych, zaczerpniętych z internetu. Gdy po niedługim czasie przyzwyczaił się do zawsze gasnącego światła i zaczął zabierać ze sobą latarkę, postanowił zapolować na dowcipnisia.

Wypadał znienacka z toalety, kładł włączoną kamerkę w telefonie na przeciwległej szafie biurowej, by go nagrać. Któregoś dnia wysmarował całą okoliczną podłogę miodem. Jednak żaden ze sposobów nie przy- nosił oczekiwanych rezultatów. Gdy wyskakiwał z toalety pod drzwiami nie zastawał nikogo, telefon zniknął na zawsze, a pszczelą substancję wdeptały w wykładzinę tysiące nóg podobnie jak on codziennie poniżanych i upokarzanych pracowników.

Przemysław podejmował śmiałe próby pozostawania w biurze wieczorami, by przez wzgląd na mniejszą ilość pracujących mieć nadzieję na złapanie nieuchwytnego delikwenta. Ale nic z tego. Światło gasło na- dal, gdy tylko wchodził do kibla.

Gdy po miesiącach takiego rollercoastera u Chudego stwierdzono nerwowy syndrom niemożności od- dawania moczu, postanowił przejść na swoje, porzucić korporację i otworzyć własny interes. Wrócił w rodzinne strony i zaczął dokładne przygotowania. Stworzony metodycznie biznes plan jasno pokazywał, że niebawem odniesie wielki sukces.

5

Jan Polkowicz - który niespodziewanie odziedziczył małą fortunę po ukochanej babuni - nie miał szczę- ścia do pań. Tylko raz zwabił do domu kobietę - samotną Olgę, córkę lokalnego sołtysa. Wielce pomocna okazała się wiejska zabawa, w której oboje uczestniczyli. Upojona alkoholem dziewczyna z chęcią wy- szła na spacer dookoła uśpionego ryneczku, by tam wylać przed nim wszystkie żale dotyczące samotności i niespełnienia.

Korzystając z okazji, którą dawał los, Jan bez większych oporów pociągnął ją do chałupy, by tam po łatwym rozłożeniu jej nieco krzywych nóg z zaskoczeniem stwierdzić, że w intencji zaznania miłości ko- bieta nie założyła ona tego wieczora majtek. Co natychmiast obnażyło bujnie zarośnięty czarny ogród mi- łości, przez który Polkowicz próbował się przedrzeć siłą przez ponad godzinę, wciąż nie mogąc wła- ściwie trafić.

- Chciałeś zamienić świątynię mego ciała w jakiś wór do walenia?! - Krzyknęła Olga, gdy naraz ocknęła się w pijanym widzie. - Wszyscy chcielibyście mieć w kółko tylko dziewice! Co jest z wami? Może jesz- cze powinnam zostać wegetarianką? - Dokończyła, trzaskając chłopaka w gębę.

(6)

Po czym wstała, obciągnęła spódnicę i wyszła z domu zdecydowanym, acz nieco chwiejnym krokiem, by po następnych pięćdziesięciu metrach z pluskiem wpaść do rowu melioracyjnego, wypełnionego zaziele- niałą wodą.

Tego wieczora biedny Jan dostał w twarz tak mocno, że przez dłuższy czas wyraźnie widział Mikołaja Kopernika jeżdżącego na zielonym dinozaurze po podwórzu. Dramatyczne doświadczenie z Olgą sprawiło, że zwątpił w swoją męskość definitywnie i zarazem ostatecznie.

W wolnych chwilach Polkowicz nadal z oddaniem dokarmiał okoliczne ptactwo. Zwierzęta zlatywały się zewsząd, jako, że zima była tego roku wyjątkowo sroga. Sikorki, wróble, sroki, gile, sójki, kosy i wie- le innych gatunków domagało się coraz większej ilości żarcia, by przetrwać.

Zimą nie trenował kolarstwa, więc z podwójną pasją i wielkim oddaniem poświęcił się ochronie życia skrzydlatych przyjaciół. Dobrze bowiem rozumiał zależności zachodzące w przyrodzie. Ptaki zaczęły zlatywać się w takich ilościach, iż powziął podejrzenie, że dokarmia już pewnie z pół gminy. Z troską snuł rozmyślania, czy jego pomoc nie spowoduje przeptaszenia okolic miasteczka.

Nie namyślając się długo Polkowicz zakupił po okazyjnej cenie nowoczesny traktor z siewnikiem, setkę worków z ziarnem i objeżdżając okolicę obficie rozsiewał je po łąkach, zagajnikach i polnych ścieżkach.

6

Marzyciel Mirosław popijał szczególnie cenioną whisky, rozwalając się w eleganckim skórzanym fo- telu. Status społeczny wynalazcy zmuszał go bowiem do kupowania drogich alkoholi, lecz gdy był sam wolał pijać wino owocowe Szwagry. Miało bowiem bliski każdemu rodakowi aromat i smak rodzimych pól, łąk i lasów, gdzie dzięcielina pała. A na dodatek nie pachniało myszami i jak trzeba naprawdę po- trafiło nieźle sponiewierać.

Mirosław porzucił ideę wynalezienia maszyny wytwarzającej energię odnawialną z ludzkiego krzyku.

(7)

Przecież już na pierwszy rzut oka można się było domyślić, że to zdecydowanie niewykonalny pomysł, na którego realizację szkoda drogocennego czasu, jak i pieniędzy.

Marzyciel prowadził obecnie niesamowicie ważne badania, starając się dociec, dlaczego kobiety po trzydziestce zaczynają tyć.

Życie jego matki tak naprawdę rozpoczęło się wtedy, gdy pewnego dnia usłyszała po raz pierwszy zgrzyt klucza ojca w drzwiach. Dlaczego jego ojciec ożenił się akurat z tą kobietą, choć podobno miał o wiele ładniejsze kandydatki do wyboru? Może powodem był fakt posiadania przez przyszłą rodzicielkę zachodniej trampoliny, która w tamtych czasach była uważana za wielki luksus i można ją było dostać tylko w Pewexie. A i to po wcześniejszej rezerwacji i miesiącach oczekiwania na towar.

Po niedługim czasie od ślubu narodził się Marzyciel Mirosław, który z oczywistych względów nie był wtedy jeszcze marzycielem. Przez pierwsze dwa lata mały sypiał we dnie, by nocami pruć gębę w najlep- sze.

I od tego momentu matka Mirosława zaczęła nabierać kilogramów w zastraszającym tempie.

7

- Co się stało? - spytała z troską w głosie matka masochisty kolejowego Andrzeja Pędzimęża, Urszula. - Jesteś taki smutny, jak nie przymierzając dziewczynka pod uschłą choinką.

- Osobowy do Ostrowca się dziś spóźnił…

- Ależ ty jesteś głupi z tymi pociągami!

- Przysięgam, matko: nienawidzę ciebie bardziej niż siebie samego!

- Bęcwał! Licz się ze słowami! A teraz nie gadaj głupot tylko szybko powiedz zdanie złożone z jak naj- większej ilości wyrazów zaczynających się na „p”.

- Ale…

(8)

- Raz, dwa, trzy! Biegusiem! - Przerwała mu pani Urszula, klaszcząc w dłonie po nauczycielsku.

- Eeee… Piękna Paulina przyszła w perskich portkach na pieprzne przyjęcie w… porowato pochyłym Poznaniu.

Matka Andrzeja rozmarzyła się przez dłuższą chwilę.

- Ach, to jest wyraźnym dowodem, synu, że twoim ojcem był jednak przystojny kosmita, co to go ludzie zaraz łopatami zatłukli, jak tylko wylądował i chyłkiem podążał do mnie z kwiatami…

- Próżność przez ciebie przemawia, matko! Jak Obcego zaciukali to upadł na łąkę, a tam rosły kwiaty, więc w ostatnim podrygu zagryzł wiązkę w paszczy. Jak chcesz sprawdzić, to możemy pójść do piwnicy sołtysa i zajrzeć do beczki po kiszonej kapuście, gdzie go złożono w święconej wodzie no i sama zo- baczysz.

- Synu, muszę ci coś wyznać. W młodości byłam nierozważna i popełniłam kilka błędów…

- Jakich błędów? - Zaniepokoił się masochista kolejowy. - Był jeszcze jakiś drugi ufolud?

- Przespałam się ze szkolnym palaczem, panem Józefem. On był swój, nie z żadnego kosmosu. Och, żebyś widział, jak podniecająco potrafił podkręcać wąsa…

- Poleciałaś na wąsa?

- Hodował konia. I często mnie zapraszał, żebym wpadła na nim pojeździć. Potrzebowałam wtedy ciepła i zainteresowania, jak każda kobieta. Ale nie myślałam, że będzie mu chodziło o taką przejażdżkę… A za- raz potem urodziłeś się ty. Zrujnowałam zdrowie twojej babki.

- Jakoś tak ciemno się tu zrobiło - zaniepokoiła się pani Urszula, patrząc w niebo - Deszcz idzie?

Oboje jednocześnie wyjrzeli przez okno.

- Ostatnio jakoś dużo tych zarazowatych ptaków tu lata…

8

(9)

Największy krajowy reżyser telenowel - Jan Piotr Paul - wprost oniemiały z powodu pozytywnego wrażenia - wnikliwie przyglądał się zimowym plenerom, na które go przywieziono. Było nawet lepiej, niż to sobie początkowo wyobrażał. Wszędzie zalegała gruba warstwa śniegu, a wielkie stada ptaków krążyły złowieszczo po okolicy w bliżej nieznanym celu. Było to wprost Idealne miejsce do nagrania remake’u Ptaków Alfreda Hitchcocka! Z drżeniem dłoni otworzył scenariusz na pierwszej stronie.

Akt 1. Scena 1.

Koło podbiegunowe. Śnieg. Lód. Mróz. Bohater filmu Buck Bonkers - którego zagra gwiazdor ponad połowy najpopularniejszych telenowel oraz wzięty celebryta Filon Amantowicz - wychodzi z jurty. Drżące z zimna modelki topless tulą się do niego i szczelnie go otaczają, z niepokojem rozglądając się wokoło.

Buck nic sobie nie robi z ich strachu i spokojnie popija kawę w plastikowym kubeczku, zakupioną na wy- nos w pobliskiej kawiarni. (TU DA SIĘ LOKOWANIE PRODUKTU ZA DUŻY SZMAL!). Nagle ze wszyst- kich stron nadlatują ptaki. Modelki zostają natychmiast porozrywane przez ich dzioby…

Reżyser Jan Piotr Paul zamyślił się w tym miejscu dość głęboko. Jeśli bowiem chciał, żeby ten obraz obejrzały miliony Polek i Polaków, nie mógł uśmiercać ludzi na ekranie ot tak dla zabawy. Lepiej będzie, jak wszystkie dziewczyny uratuje bohater filmu, a te w nagrodę przygotują mu w jurcie jajecznicę z osiemnastu jaj.

Wziął do ręki długopis i śmiało nakreślił dokończenie pierwszej sceny:

… Nagle ze wszystkich stron nadlatują ptaki.. Modelki uciekają w popłochu w lewo i w prawo, krzycząc i energicznie potrząsając kształtami (co rodzimy widz bardzo lubi i na co bez wahania pójdzie do kina).

Wszystkie ratuje Buck, któremu na końcu sceny z kieszeni (jeszcze PRZED zjedzeniem jajecznicy) wypad- nie najlepszy - z dostępnych na rynku - majonez (I ZNÓW SIĘ ZROBI LOKOWANIE PRODUKTU ZA POTWORNIE WIELKI SZMAL!). Cięcie!

Za pomocą telefonu szybko porozumiał się z producentem:

- Ładujcie sprzęt na pakie, bierzcie ludzi i przyjeżdżajcie. Bo zaczynamy kręcić najlepszy polski film fabularny. Jak ja - to najlepszy! A później weźmiemy się za drugą część Potopu, bo aż się chce zobaczyć w kinie, jak niegodna Oleńka normalnie liże rany Kmicica w alkowie. No, dawaj, przyjeżdzaj. Robimy

(10)

filma.

Jan Piotr Paul czuł, że to będzie najlepszy film w jego dotychczasowym dorobku zawodowym. A jak pod koniec zdjęć na dodatek - niby przypadkiem - zaprószy się ogień na planie, ubezpieczenie wypłaci dodat- kowo potężne odszkodowanie. Bajka normalnie, żyć nie umierać!

Nagle boleśnie dało o sobie znać jego przyrodzenie. Film, z dużym udziałem blogerek w wielu drugo- planowych rolach, wymagał intensywnych castingów. Te nieskomplikowane dziewczęta łapały w mig, czego od nich oczekiwano, a zaangażowanie - z jakim uczestniczyły w filmowym życiu poza planem - było wprost powalające…

Reżyser szybko wyjął kluczyki od samochodu, odgarnął burzę siwych włosów i dopiero wtedy poczuł, że jest dokumentnie obsrany przez wszędzie latające ptactwo.

C.d.n.

Dobra Cobra kwiecień 2017

Ciekawy, co będzie dalej? Cała opowieść w wersji do słuchania dostępna jest na YouTube/dobra cobra.

Zapraszam!

Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z dnia 4 lutego 1994r.).

Dobra Cobra, dodano 11.09.2017 09:29

Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl.

Cytaty

Powiązane dokumenty

„– Spodnie nie dotyczą kota, messer – niezmiernie godnie odpowiedział kocur, – Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie

Proces starzenia się jest najbardziej zaawansowany we Włoszech, gdzie odsetek osób w wieku co najmniej 65 lat wynosił w 2015 roku 22%, a najmniej zaawansowany w Polsce,

Hanna Dziadosz: […] Zostawiało się jak się przyszykowywało Wigilie, pod stołem, było siano, zboże dla kur, a dla bydła jak było ileś bydła było i dla każdego to już

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

[r]

” Narodowy płatnik tak nisko wycenia procedurę leczenia odwykowego osób uzależnionych od nikotyny, że zamykane są kolejne poradnie antynikotynowe

Mocował się z nią niczym oblany potem Herkules, gdy nagle skrzynia z zawartością nieszczęśliwie wyśliznęła mu się z rąk i natarła całym ciężarem na jego głowę.. Razem

Sprawdzenie stanu faktycznego oraz zestawienie z tym, co przewidują normy w zakresie stacji ładowania, punktu ładowania stanowiącego element infrastruktury ładowania