Leonard Podhorski-Okołów
Ksiądz z Cyryna
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 45/3, 44-77
K S I Ą D Z Z C Y R Y N A
Redakcja P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o um ieszcza poniższy artykuł w przekonaniu o jego dużej d oniosłości dla badań nad biogtafią poety, nie podziela jednak m etodologicznego stanow iska autora, jeżeli chodzi o zbyt pochopne w ysnuw anie ym iosków biograficznych z tekstu literackiego, a także 0 zbyt h ipotetyczny charakter w ielu dom ysłów i tw ierdzeń.
H istoria tem a tu
W roku 1936 n a w arsztacie m oich b adań m ickiew iczow skich zna lazły się m. in. dw ie ballady: Ś w ite ź i R yb ka . W pierw szej z nich in try g o w ała m nie zagadka, jak ą to w rzeczyw istości roślinę uw iecz n ił poeta pod m ianem ow ych „carów “. W szystkie dotychczasow e w y w ody specjalistów botaników — d o p atru jący ch się w „carach “ to 1 e p i e ż n i к a, czyli p o d b i a ł u p o s p o l i t e g o , to b a g n a , to n aw et jak ie jś rośliny zgoła „ fa n ta z y jn e j“ — w ydaw ały mi się całkow icie błędne. Postanow iłem tedy jeszcze raz zbadać spraw ę g ru n tow n ie i podjąć próbę rozw iązania zagadki.
Co się tyczy R y b k i, do pośw ięcenia jej specjalnego rozdziału skło n ił m nie a rty k u ł D m itriew a inform ujący, że opisany w tej balladzie głaz nie był b yn ajm niej w y tw orem fan tazji poety, lecz całkiem re a l nie istn iejącym — za czasu pobytów M ickiewicza nad jeziorem w y łan iający m się jeszcze n ad pow ierzchnię w ody — w ielk im głazem, m ający m k sz ta łt kobiety z dzieckiem n a ręk u *.
Skoro następ n ie udało mi się ustalić, że owe „ c ary “ to rów nież nie żadna „ fa n ta z y jn a “ roślina, lecz n iezm iernie u nas rzadka, na tere n ie całego zaboru rosyjskiego w Św itezi w łaśnie jed y n ie rosnąca s t r o i c z k à D o r t m a n a — m imo woli zrodziła się m yśl, że za pew ne i inne zaw arte w balladach szczegóły m ogły mieć jak ieś re-1 М. Д м и т р и е в , Озеро Свитязь. K u r i e r W i l e ń s k i , re-1860, nr 4re-1. Zob. L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w , Realia M i c k ie w ic z o w s k ie [ = Realia]. W arszaw a
1952. s. 107— 124.
a ln e odpow iedniki *w ówczesnym otoczeniu poety, i że np. ów „ksiądz“, k tó ry w Ś w itezi p rzy jeżd ża ,,z C y ry n a “, by pobłogosławić pró bie zbadania tajem nic jeziora, nie jest zapew ne fig u rą zm yśloną ani o rnam en tem poetyckim czy też ukłonem w stron ę konw enansu, w stro n ę obow iązującej wówczas trad y cji, lecz jakąś żyw ą osobą, ja k im ś dobrze znanym M ickiewiczowi i W ereszczakom sąsiadem tu h a- now ickim . Przecież M ickiewicz pisał do Odyńca: „M am w strę t o k ru tn y do w szystkich w ysp i krajów , k tó ry c h nie m a na mapie, i królów, k tó ry ch nie m a w h isto rii“ 2. Dlaczegóż by tedy „ksiądz z C y ry n a “ m iał stanow ić postać fikcyjną? C yryn to nie fikcja, lecz znane — n aw et z historii — m iasteczko posiadające wówczas p a ra fialną cerkiew unicką, w któ rej obręjaię adm in istracy jn y m leżały m. in. Tuhanow icze. P rzypom niałem sobie rów nież, że w archiw um dom ow ym W ereszczaków (znajdującym się jeszcze wówczas w po siad aniu nieżyjącego już p. J a n a K w ietniew skiego, a później n ab y ty m przez Bibliotekę N arodow ą i sp alo nym przez hitlerow ców w r. 1944) znalazłem swego czasu łthrtkę zaw ierającą w ykaz dłuż ników „p ro p in acji“ (gorzelni) tuhanow ickiej z r. 1819, gdzie w r u bry ce dłużników „w obojętności p łacenia“ figurow ał m. in. „ksiądz c y ry ń sk i“. Dlaczego by — rozum ow ałem — ten w łaśnie „ksiądz cy- ry ń sk i“ nie mógł być zaproszony w dw a lata później przez W eresz czaków do P łuży n i nad Świteź?
A więc księdza, a w łaściw ie parocha „cyryńskiego“ już miałem . Ale kto był wówczas proboszczem unickim w C yrynie, jakie nosił im ię i nazwisko, co łączyło z nim naszego poetę i czy osoba jego nie została w spom niana przez M ickiewicza w k tó ry m ś z utw orów — to w szystko należało dopiero w yjaśnić i ustalić.
W norm alny ch w a ru n k a ch zadanie to dałoby się niew ątpliw ie w y konać bez większego tru d u . W ystarczyłoby zajrzeć do przechow y w anej zazwyczaj n a m iejscu odpow iedniej księgi kościelnej, w da ny m w ypadku do k tó rejś z ksiąg cerkw i cyryńskiej z r. 1821, aby z figuru jący ch tam podpisów dowiedzieć się, kto był w ted y paro chem. N iestety jednak, w latach 1915— 1918 C yryn znalazł się na linii fro n tu rosyjsko-niem ieckiego i został doszczętnie zniszczony. Spłonęła przy ty m cerkiew i plebania, a w raz z nim i całe archiw um cerkiew ne. Co p raw d a w M ińsku m usiały się znajdow ać zapew ne d u p lik aty tych ksiąg, ale dotrzeć do nich wówczas było niesposób.
2 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W ydanie N arodow e [ = Dzieła]. T. 14 [W arsza wa] 1953, s. 358.
46 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W
Należało zatem szukać inn ej drogi. Zaczęło się m ozolne przeglądanie źródeł, co do k tó ry ch m ożna było mieć nadzieję, iż ze w zględu n a swój zasięg treściow y czy też teren ow y d ostarczą jak ie jś wskazów ki. I istotnie, w jed n y m z nich znalazłem ustęp następ u jący :
Był tu [w Poruczynie] ostatnim parochem unickim zacny staruszek śp. H orbacew icz, stryj kilku niem niej zacnych parochów Cyryna, Horodyszcza i Czernichow a [!], którzy przez apostatę Siem aszkę w yzu ci ze w szystk iego, prześladow ani długie lata, w w ierze ojców dotrw ali 3.
A więc m iałem już nazw isko: Horbacewicz! B rakow ało jed n ak jeszcze im ienia, a co w ażniejsze — nie w iadom o było, czy ów H or bacew icz p ełn ił obowiązki parocha cyryńskiego w in te resu jąc y m m nie ro k u 1821. Szczegóły te należało dopiero ustalić. Z anim do tego doszło, n a tk n ą łem się w toku poszukiw ań n a k ilk a bardzo cie kaw ych szczegółów uzupełniających, k tó re dotyczyły owego niezn a nego mi jeszcze z im ienia Horbacew icza. W N otatkach z różnocza-
sow ych podróży po k ra ju znalazłem n astęp u jące opow iadanie, zano
tow ane na podstaw ie relacji osoby p am iętającej jeszcze M ickiewicza z czasów jego po by tu w Rucie, m ają tk u sędziego M edarda Rostoc- kiego, znanego p rzy jaciela rodziny M ickiewiczów:
Powodem zaś do napisania ballady To lubię była jakoby następna ok o liczność. Jednego pięk n ego letniego poranku m łody poeta, nie znalazłszy pod ręką sw ego rannego ubrania, ch w ycił z kołka b iały p. R ostockiego puderman, w dział go i tak oryginalnie przybrany ruszył w pole; k ied y już b ył na op i sanym w balladzie mostku, n a g le postrzegł pędzącego śród zarośli z flintą w ręku syna m iejscow ego parocha; pusta m yśl przyszła p o ecie sch ow ać się pod m ostek i straszyć chłopaka; figiel się udał, chłopiec w ystraszony padł jak n ieży w y i tylko z w ielk ą trudnością dał się uspokoić, a poeta rychło potem, w ym yślon ego przez się upiora nosząc w głow ie, z starych ludow ych podań usnuł śliczną balladę. O dw iedzając Rutę w id zieliśm y i ten m ostek, i tę starą dzw onnicę, i ten chrośniak m a lin o w y 4.
To sam o niew ątp liw ie zdarzenie przytacza O strow ski w objaśnie niach do swego francuskiego tłum aczenia D ziadów, o p a tru jąc je w d o d atk u kom entarzem , w cale nieobojętnym , jeśli chodzi o genezę sam ego pom ysłu tego utw o ru: „zdarzenie to, n a pozór dziecinne, pod dało poecie m yśl prologu, a może i całego p o em atu “ 5.
3 E. P a w ł o w i c z , W spom nie nia zn ad W ilii i Niemna. T. 1. Lwów 1901, s. 73.
4 E. C h ł o p i c k i , N ota tk i z r ó ż n o cza so w ych p o d r ó ż y po kraju. W arszaw a 1863, s. 69.
8 A. M i с к i e w i с z, O euvres. Traduction par Ch. O s t r o w s k i . T. 1. Paris 1841, s. 472 (cyt. za J. K l e i n e r e m , D zie je Gustawa, Lwów 1934, s. 346, przypis).
Sam e przez się w zm ianki te nic m i jeszcze specjalnego nie powie działy, n a b ra ły one jed n a k w k rótce odpow iedniej w ym owy, gdy w sprow adzonych (w in n y m zresztą celu) z M uzeum M ickiewicza w P a ry żu p a p ie rac h zn alazła się n o ta tk a treści następ u jącej:
A leksander M ickiew icz opow iadał o figlu Adama. N a św ięta często jeź dzili oni do w uja S typułkow skiego do Cyryna. Był tam po p ow icz,H orbące- w icz, który z m łodym i M ickiew iczam i często się bawił. Raz rozeszła się była pogłoska, że Adam umarł, doszło to do Horbacew icza. Po niejakim czasie przyjechali znow u M ickiew icze do Stypułkow skich. Przychodzi Horbacewicz. Adam się n ie pokazuje, ale w ieczorem , k ied y miał już wracać do domu Hor bacew icz, staje na m ostku opodal w białym prześcieradle. Horbacew icz strw o żył się zrazu, ale Adam uspokoił go i przypom niał mu tylko, że nie zm ów ił po nim A nioł Pański. W róciw szy do domu H orbacew icz uderzył w dzw ony cerkiew ki, czym ściągnął lud, bo to już była noc. O pow iedział w szystkim , co się zdarzyło, i odm ów ili A nioł Pański e.
Ł atw o zauw ażyć, że w szystkie te relacje odnoszą się do jednego i tego sam ego fak tu , do owego „figla“ A dam a. D aw ało to już pe w ien m a te ria ł do o d tw o rzen ia sobie jednego z fragm entó w stosunku łączącego p oetę z w ciąż jeszcze „bezim iennym “ H orbacew iczem .
W reszcie im ię to sta ło mi się w iadom e. D ow iedziaw szy się, że w daw nym A rchiw um P aństw ow ym w W ilnie zachow ały się jakieś szczątki ak t unickiego konsystorza brzeskiego, udałem się tam i w ciągu k ilk u dni ślęczałem n a d zapełnionym i w yb lakły m pism em księgam i i luźnym i dokum entam i, n ap o ty k ając tam cały szereg szcze gółów o różnych in n y ch parochach, nigdzie jednak, jak gdyby przez złośliwość losu, n ie z n a jd u jąc najm n iejszej choćby w zm ianki o „cy- ry ń sk im “ H orbacew iczu. I dopiero dosłow nie w ostatniej chwili, kiedy d y żu rn y urzędnik, już w palcie i z teczką w ręku, czekał tylko na m nie, by zam knąć p racow nię n aukow ą i pójść do domu, w padła m i do rę k i k a rtk a będąca spraw ozdaniem ilościow ym z czynności poszczególnych p arochij unickich d e k a n atu nowogródzkiego i cy ry ń - skiego za rok 1824. W pierw szej ru b ry ce figurow ały n azw y parochij, ru b ry k i n astęp ne za w iera ły ilość ochrzczonych, spow iadanych, po grzebanych itd., w ru b ry c e zaś o statniej znajdow ał się w łasnoręczny 0 N ota tk i o A d a m ie M i c k ie w ic z u zeb rane od p. Adolfa K obylińskie go. Mu zeum M ickiew icza w Paryżu, rkps 768. Zawarta tu informacja o przychodzeniu „popowicza" H orbacew icza do Stypułkow skich i o jego zabaw ach z przyjeżdża jącym i tam młodymi M ickiew iczam i zasługuje na w iarę z tym jed yn ie zastrzeże niem, iż w rzeczyw istości m iało to m iejsce nie w C yrynie, w którym Stypuł- k ow scy nigdy nie m ieszkali, lecz w ich folwarku — Białej, położonej w sąsiedz tw ie Zaosia. Do Cyryna z Poruczyna byłoby zresztą H orbacew iczow i zbyt daleko.
48 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ö W
podpis danego parocha. Przebiegłem szybko w zrokiem ru b ry k ę pierw szą i przeczytałem : [parochia] „C yry ńska“ . W ru b ry c e ostatniej w id niał w ielkim i literam i podpis proboszcza: Iw an Gorbacewicz! Spośród dw udziestu czterech podpisów b y ł to jed y n y dokonany po rosyjsku. Reszta parochów podpisała się po polsku.
A więc nareszcie: J a n Horbacewicz! W C yrynie, w rok u 1824. Ale czy był on tam i w cześniej?
Tego samego dnia w ieczorem m usiałem już w racać, zw róciłem się więc listow nie do zam ieszkałego w W ilnie (obecnie już nie żyją cego) W aleriana Charkiew icza, znanego mi z zain tereso w ań spraw ą unicką, i dzięki jego uprzejm ości zdobyłem inform ację, iż ks. Ja n H orbacew icz pełnił obowiązki parocha cyryńskiego od r. 1814 do 1831 i w czasie p o w stan ia listopadow ego „zachow yw ał się lo ja ln ie “ 7.
„Ksiądz z C y ry n a “ został ted y całkow icie zidentyfikow any. Cho dziło teraz o ustalenie, jakie stosunki łączyły go z M ickiewiczem i jaki ew en tu aln ie w pływ w y w arła ta znajom ość zarów no na sam ego poetę, jak i n a jego ówczesną twórczość.
Szło mi o to, że zarów no owa w zm ianka o w spólnych z „popowi- czem “ H orbacew iczem zabaw ach m łodych M ickiewiczów, jak też i n iektó re in n e szczegóły, jakie udało m i się zebrać, nasuw ały p rzy puszczenie, iż duchow ny ten, to nie tylko „ksiądz“ ze S w itezi, lecz w jednej osobie i pierw ow zór „K siędza“ z D ziadów cz. IV, którego G ustaw odw iedza w jego m ieszkaniu położonym gdzieś w pobliżu gniazda rodzinnego ukochanej G ustaw a.
Tu los poszedł m i jakoś n a rękę. Na dw a lata przed w o jną Rząd R adziecki zw rócił Polsce pew ną ilość ksiąg kościelnych, a w tej licz bie i księgi z tere n u b. w ojew ództw a nowogródzkiego. D ow iedzia łem się z gazet, że a k ta unickie z n a jd u ją się w archiw um konsysto- rza praw osław nego w Grodnie. P rzy pierw szej sposobności udałem się tam i po k ilk u dniach poszukiw ań znalazłem w jed n ej z ksiąg cerkw i cyryńskiej zapis św iadczący o tym , że 1 sie rp n ia 1821 r. Mic kiew icz w raz z M arylą trzy m ali do ch rztu niem ow lę, dziecię takiego to a takiego m ałżeństw a spośród służby tu h an o w ic k iej, i że o brządk u tego dokonyw ał w łaśnie ks. J a n Horbacewicz.
7 Tak ta kartka, jak i inne m oje przedw ojenne notatki i m ateriały u legły zniszczeniu w czasie pow stania w arszaw skiego. Informacją pow yższą znalazł W alerian C h a r k i e w i c z w dokum encie zaw ierającym spraw ozdanie p olicyjn e z zachow ania się duchow ieństw a w w ym ienionym okresie.
Zapis ów, ja k i inne dane zeb rane w tra k c ie p o b y tu w Cyrynie, pozw oliły m i n a n apisanie arty k u łu , w k tó ry m sta ra łe m się uzasad nić słuszność swego dom ysłu, iż za w zór dio sceny odw iedzin K się dza przez G ustaw a w IV cz. D ziadów m usiały posłużyć poecie jakieś w łasne odw iedziny u ks. H orbacew icza w jego p leban ii cyryńskiej, w tym że roku 1821 8.
T u pow staw ało p y tan ie, czy nie n ależy pójść jeszcze dalej. Skoro bow iem i osoba ks. Horbacew icza, i odw iedziny z r. 1821, i kilka in n y ch szczegółów ze „spow iedzi“ G ustaw a posiadają w yraźnie auto biograficzny c h a ra k te r, m am y n iejak ie pow ody przypuszczać, że je szcze jakieś szczegóły spow iedzi (w ich liczbie i ów — tak mocno podkreślony w Dziadach — sto su nek nauczyciela do ucznia) nie są jed y n ie rez u lta tem le k tu ry (np. Em ila Russa) lecz noszą cechy rze czyw istych przeżyć. In n y m i słow y: czy i w rzeczyw istości nasz „ksiądz cy ry ń sk i“ by ł k iedyś nauczycielem M ickiewicza?
N auczycielem M ickiewicza! Ale gdzie i kiedy? W szak nic nam o ty m nie w iadom o, aby M ickiewicz uczęszczał do jak iejś szkoły przed w stąp ien iem w r. 1807 (razem ze starszy m sw ym b ra te m F ra n ciszkiem) do prow adzonej przez dom inikanów szkoły wydziałow ej w Nowogródku. Z nam y też z im ienia i z nazw iska w szystkich jego szkolnych nauczycieli, a zresztą u n ita H orbacew icz nie mógł uczyć u dom inikanów ! M iał p oeta co p raw d a w lata ch przedszkolnych kil k u nauczycieli dom owych, tzw. guw ernerów , ale H orbacew icza wśród nich nie b y ło 9.
A jed n ak są dane, pozw alające przypuszczać, że rola K siędza jako „nauczyciela“ G u staw a nie jest fik cją poetycką, lecz odzw ierciedle niem fak tu autobiograficznego.
Na rok p rzed w ojną, pośw ięciw szy ponow nie urlop n a przestu diow anie we w spom nianym arch iw u m pozostałych (a nieuporządko w anych) a k t unickich, n a tra fiłe m n a niezw ykle w ażne d la m nie źró dło wiadomości: n a dw utom ow ą g ru b ą „K sięgę ro tu łó w “ zaw ierającą dane biograficzne o w szystkich k a n d y d a ta c h ubiegających się o p rzy jęcie do któregoś z sem inariów . K sięga obejm ow ała okres kilkudzie sięciu lat. W tom ie drugim , pod d atą któregoś m aja 1805 r., figu row ał zapis odnoszący się do naszego J a n a H orbacew icza. W zapisie
8 Por. artykuł: Tam, gdzie się rozegrała „Dziadów" cz. IV. W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e , XV, 1938, nr 17. — T a m ż e podobizna zapisu oraz zdjęcia z Cyryna. Przedruk, bez ilustracji, w Realiach, s. 125— 149.
9 Realia, s. 27 i n.
50 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W
ty m podana została m. in. treść złożonych przez H orbacew icza „ro- tu łó w “ (dzisiejsze curricu lum vitae).
Dow iedziałem się stam tąd , że późniejszy paroch cyryń ski był sy n em (nie zaś b ratan k iem , jak tw ierdził cytow any w yżej Pawłowicz) owego w łaśn ie ks. Tym oteusza Horbacew icza, p aro ch a poruczyńskie- go, i że w lata ch 1803— 1805 był n a jp ie rw nauczycielem dzieci Flo ria n a i J a n a K obylińskich, ówczesnych w łaścicieli Poruczyna, n a stępn ie zaś nauczycielejn i w ychow aw cą w szkółce p a ra f ia ln e j w Sto- łowiczach. Szkółkę tę p row adził sam odzielnie jeszcze przed w stąp ie niem do sem inarium , a więc będąc tylko „popow iczem “.
F a k t — że w ty m czasie, gdy m a tk a poety, B a rb a ra M ickiewi czowa, m ieszkała w raz z sy nam i w Zaosiu, „popow icz“ H orbacew icz uczył dzieci w szkółce m iasteczka odległego'- od Zaosia zaledw ie o 8 kilom etrów i będącego d lań p a ra fią — stanow ić może, m oim zdaniem , odpowiedź n a py tan ie, gdzie i kiedy H orbacew icz m ógł być nauczycielem M ickiewicza.
Nie udało m i się, n iestety, dotrzeć do odpow iednich a k t szkółki stołow ickiej. A utor p rac y p t. B isku p stw o w ileń skie na podstaw ie spraw ozdań z ówczesnych w izytacji podaje, że w r. 1804, tj. w in te resu jącym n as w łaśnie czasie, uczęszczało do ow ej szkółki 30 dzieci obojga płci, w ro ku n astęp n y m — 9. Zaznacza też, że czerpie te dane z a k t zn ajd ujący ch się w A rchiw um K u rii M etrop olitalnej W i leńskiej 10. K to wie, czy w sp raw ozdaniu tak im n ie znalazłby się spis im ien n y elew ów J a n a H orbacew icza, p rzy n ajm n iej co zdolniej szych spośród nich, albo też kształcących się jako „funduszow i“ . Tak np. było w spraw ozdaniu tejże szkółki z r. 1825, gdzie w liczbie 4 uczni „funduszow ych“ z im ienia i nazw iska w ym ienionych, fig u ru ją m. in. dw aj k rew n iacy Tom asza Z ana n . G dyby i tu istniało po trzebne n am spraw ozdanie, w edług w szelkiego praw dopodobień stw a znaleźlibyśm y w nim A dam a i F ran ciszka M ickiewiczów.
Być może, iż we w spom nianym A rch iw um dałyby się odszukać a k ta w izyt z lat 1804— 1805, przeprow adzonych w p arafiach d ek a n a tu Słonimskiego (nie nowogródzkiego, bo Stołow icze podlegały Słonimowi). P rzed w o jn ą do akt ty ch nie m ogłem , m im o usilnych starań , dotrzeć. Może m iniona w o jn a ich nie zniszczyła i ktoś będzie szczęśliwszy ode m nie. Uczęszczanie p o ety do szkółki stołow ickiej
10 Ks. J. K u r c z e w s k i , B iskupstw o wileńskie . W ilno 1912, s. 304. 11 Protokoły w izytacji szkółek parafialnych z r. 1825, jakie m iałem w ręku przed wojną.
stanow i dziś tylko mój dom ysł, p o p arty jest jed n ak jakim i tak im i dow odam i, o k tó ry c h będzie m ow a w rozdziale ,,Nauczyciel G usta w a “. Czy dom ysł je st tra fn y , stw ierdzi — być może — przyszłość; czy je st uzasadniony — n iech o ty m sądzi czytelnik.
N auczyciel G ustaw a
W południow o-zachodniej części daw nego w ojew ództw a nowo gródzkiego leży n ad bezim iennym dopływ em Serw eczy m iasteczko, wieś i dw ór Poruczyn. Okolica s ta je się tu bezleśna, zlekka falista. N ad całością k ra jo b ra z u górow ała niegdyś w ieża drew nianej cer kiew ki.
Z a czasów M ickiew icza do b ra te należały do rodziny K obyliń skich: ks. Jak u b a, k an o n ik a inflanckiego oraz dw óch jego b ra ta n ków: Floriana, późniejszego g en erała napoleońskiego 12, i Jana. F a k tyczny zarząd dóbr pow ierzony został Florianow i. Zachowało się spraw ozdanie z w izytacji, dokonanej w m iejscow ej cerkw i przez ks. Tom asza W oszczełłowicza w r. 1798, tj. w roku urodzenia M ickie wicza. D ow iadujem y się z niego, że w r. 1783 ks. Ja k u b w ybudow ał tu now ą cerkiew i w czerw cu tegoż ro k u sprow adził parocha, ks. Tym oteusza H orbacew icza, zatw ierdzonego n a ty m stanow isku przez „g en eraln y nam iestn iczy u rząd m etro p o litaln y w G rodnie“ na okres 15 lat.
Ks. Tym oteusz, urodzony około r. 1758, by ł sy nem ks. Grzegorza H orbacew icza, p a ro ch a siniaw skiego, i m atki Rozalii. Św ięcenia k a płańskie otrzym ał w r. 1783 z rąk bisku pa pińskiego, Horbackiego. Bezpośrednio potem tra fił do Poruczyna.
Poniew aż w szystko zd aje się w skazyw ać, że p oeta m usiał byw ać w Poruczynie i gościć w dom u ks. Tym oteusza oraz zaglądać do m iejscow ej cerkiew ki, przy taczam tu in teresu jące nas z tego w zglę du ustępy spraw ozdania w dosłow nym ich brzm ieniu:
W i e ś P o r u c z y n . C erkiew pod tytułem Protekcji Marii Panny w kol- lacji w ieleb n ego jegom ościa księdza Jakuba K obylińskiego, kanonika Inflanc kiego, now a, drew niana, na podm urowaniu, gontam i kryta [...] Ołtarz po boczny z obrazem N a jśw iętszej Panny w szacie srebrnej [...] Cerkiew ta, n ie zupełnie ogrodzona, od W ałów ki mil d w ie odległa, obrazu cudow nego, re- likwij, odpustów, szkółki parochialnej, szpitalu i bractw a n ie ma.
Z a b u d o w a n i e p l e b a n a l n e. Izba biała z komorą w ścianach tynkow aną, z piecem kaflanym zielonym szwedzkim , w niej podłoga z gliny, 12 O nim zob. A. M. S k a ł k o w s k i , O k o kardę le gionów . Lwów 1912, s. 268— 269, 272.
52 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L O W
%
drzwi na zaw iasach dw oje, okien szkła b iałego cztery, przez sień piekarnia z spiżarenką i piecem gospodarskim , w niej [w] sien iach drzwi na zaw iasach, okien trzy; budynek ten m ieszkalny, słom ą kryty, ze dworu za niedobór z przeszłych lat przez w ieleb n ego księdza administratora teraźniejszego annuaty na w ino i w osk i razem w nadgrodę prac parochialnych jest po staw iony; w iron [!] na dw a piątra [!], ch lew ów dw a i odrynka pleciona kosztem teraźniejszego w ieleb n ego księdza rządcy są zabudow ane, gumno zaś i odrynka kosztem p tzeszłego kollatora staw ione, a przez teraźniejszego rządcę już przesypane, są słomą kryte i reparacji niepotrzebne 13.
Przytoczony opis m ieszkania i obejścia ks. T ym oteusza H orba cewicza in te re su je n as n ie tylk o ze w zględu .n a to, że by w ał tam praw dopodobnie m łody Mickiewicz, i że — być może — do tego w łaśnie rodzicielskiego dom u przyszłego „księdza cyry ńskiego“ od noszą się słow a G ustaw a:
Ileż znow u pam iątek w tw oim domku, w szkole!
Chodzi głów nie o to, że — ja k w y n ik a z opisu in n y ch w izyto w an y ch przez ks. W oszczełłowicza parochij — m am y tu w izeru nek typow ego m ieszkania i obejścia ów czesnych parochów unickich na tere n ie Nowogródezyzny, a co za ty m idzie — opis d a je n a m pojęcie 0 tym , jak m ogło w yglądać m ieszkanie cyryńskie ks. J a n a H orba cewicza, gdzie rozegrały się m iędzy nim a M ickiew iczem -G ustaw em uw iecznione w Dziadach sceny 14.
Spraw ozdanie w ym ienia rów nież bardzo dokładnie ilość, rodzaj 1 położenie n ad ziału g ru n tu , jak im dysponow ał ks. T ym oteusz z ty tu łu p ełn ien ia sw ych obowiązków kapłańskich:
13 Protokół w i z y t y je neraln ej d ek a n a tó w c y r y ń s k ie g o i now o g ró d zk ieg o ,
p rzez księdza Tomasza W o s zczełło w icza , d e le g o w a n e g o w i z y t a to r a w roku 1798 czy n io n e j sp orządzony. А р х е о г р а ф и ч е с к и й С б о р н и к д о к у м е н т о в о т н о с я щ и х с я к и с т о р и и С е в е р н о - З а п а д н е й Р у с и . И здаваем ы й при У п равлении В иленского У чебного О к руга. Т. 13. В ильно 1902, s. 215 in .
14 W protokole w izytacji ks. W oszczełłow icza znajduje się rów nież opis m ieszkania i obejścia parocha w C yrynie, jak jednak w yn ik a z innych źródeł, m ieszkanie to uległo w krótce potem pożarowi, tak że M ickiew icz odw iedzał ks. H orbacew icza w innym już m ieszkaniu. C iekaw y szczegół dorzucić tu m ogę dzięki uprzejm ości p. Euzebiusza Łopacińskiego. W aktach Sądu P ow iatow ego N ow ogródzkiego pod r. 1802 figurow ał m. in. zapis testam en tow y ó w czesn ego parocha cyryń sk iego (nazw iska już sobie nie przypominam), gd zie jeden z punk
tów brzmiał ja knastępuje: „Proboszczowi cyryńskiem u [zapisuję] zegar ścienny". Kto w ie, czy zegar, ten n ie przetrwał tam do czasu, gdy poeta odw iedził ks. Hor bacew icza w sierpniu 1821 r. i czy to nie jest „zegar bijący na ścianie", który w ydzw ania w cz. IV D zia d ó w trzy godziny: „m iłości, b oleści i przestrogi".
Na m ocy funduszu ma kapłan gruntu sznur w Kruhłym polu, szerokości prętów 13, dłużyni od drogi zim nika aż do w ygonu, item ogród bokami z gruntem w si Poruczyna i ogrodami rzem ieślników tutejszych graniczący, końcem do gościń ca z W orończy do H orodyszcza idącego, aż do plebanii ciągnący się i tam góra, na której plebania i cerkiew , z jednej strony do w y gonu, z drugiej strony do m iasteczkow ych ogrodów , [z] trzeciej do gościńca, z czwartej do gruntów w si Poruczyna ciągnącą się. Przy tym w jednym obrębie w ięcej w łók i gruntu, alias pola Poruczyną zw anego [...] także siano- żęci tym że funduszem kopcam i osypanej nadano do w ozów dw udziestu. Zagospodarow ał się więc ks. Tym oteusz i, ja k to obowiązywało duchow nych unickich, w k rótce po o trzy m an iu św ięceń ożenił się. P rzed w o jn ą zanotow ane m iałem im ię i nazw isko p anieńskie jego żony, teraz ich już jed n a k nie pam iętam , n o ta tk a zaś uległa znisz czeniu. Z żoną tą m iał ks. T ym oteusz kilkoro dzieci: jed n ą córkę, k tó rą — zapew ne k u u p am iętn ien iu im ienia babki — nazw ano Różą, oraz trz e ch czy czterech synów. W ich liczbie b y ł i — około r. 1790 urodzony, a im ien iem J a n a ochrzczony — przyszły ,,nauczy ciel Gu sta w a “.
Do dziesiątego rok u życia J a n H orbacew icz p rzeby w ał w dom u rodzicielskim i tu pew nie, może od w łasnego ojca, po bierał początki n auk. W w ieku la t dziesięciu oddany został do tej sam ej now ogródz kiej szkoły dom inikanów , do k tó rej k ilk a la t później uczęszczać zacz nie Mickiewicz. N auka jed n ak szła m u widocznie niesporo, po trzech bowiem latach ks. T ym oteusz zab rał sy n a do domu.
K a rie ra szkolna m łodego H orbacew icza n a ty m się n a razie skoń czyła. Ojciec n ie chciał jed n ak pozwolić n a próżnow anie i tru d n o m u było zapew ne w yżyw ić tak liczną rodzinę, w y sta ra ł się więc u swego „ p ry n c y p a ła “, F lo rian a K obylińskiego, aby syn — m ając ukończone trz y k lasy szkoły śred niej, a więc n a tam ty c h teren ach na owe czasy m łodzieniec ju ż dość „uczony“ , m ógł edukow ać dzieci obu braci K obylińskich. Od m aja 1803 r. do jakiegoś bliżej nie w y m ienionego te rm in u (zapew ne do r. 1804) trw a ła ta jego „guw er- n e rk a “. Gdzieś je d n a k w r. 1804 (dzięki zabiegom ojca, a n a jp e w niej i za spraw ą m ożnych p ro tekto rów K obylińskich, życzliwie — jak to zostało zaznaczone w „ro tu łach “ — wobec m łodego ,Popow i cza“ usposobionych) J a n H orbacew icz o b ejm uje prow adzenie szkółki parafialn ej w położonym stosunkow o niedaleko od P oruczyna m ia steczku Stołowicze albo — jak wówczas pisano — Stwołowicze.
Tak m ijają: r. 1804 i pierw sze m iesiące roku 1805. W ciągu kil- kunastom iesięcznego o k resu Horbacew icz pełni obowiązki tzw. „dy re k to ra “ , będąc w jed n ej osobie nauczycielem i w ychow aw cą po
54 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W
w ierzonej sobie grom adki dzieci, k tó ry ch liczba, jak ju ż w iem y, się ga w r. 1804 dokładnie 30 osób, w roku zaś następn ym , z niew iado m ych powodów , spada do 9.
In fo rm acja ta jest dla nas niezw ykle cenna. W sposób prosty, a całkiem nieoczekiw any, pozw ala ona spojrzeć n a ta k rzekom o n ie praw dopodobną czy n aw et w ręcz niem ożliw ą ,,autobiograficzność“ stosunku G ustaw a do K siędza jako na fa k t zupełnie n a tu ra ln y . Je śli bow iem dotychczas uw ażano, że b rak jest dostatecznych podstaw , by pom iędzy stosu n k iem ucznia do nauczyciela i w ychow aw cy, a ta kim sam ym stosunkiem M ickiewicza do ks. J a n a H orbacew icza po staw ić znak rów nania, to obecnie — po u zy skaniu powyższej in fo r m acji — „autobiograficzność“ ta staje się całkiem m ożliw a do p rzy jęcia. Ja sn e jest p rzede w szystkim jedno: jeśli po eta był k iedyś isto t nie uczniem Horbacew icza, to w yłącznie w ty m w łaśnie okresie i w tejże szkółce stołow ickiej. Zobaczm y więc, gdzie obracał się wówczas Mickiewicz. Czy fak ty nie sto ją przy p ad k iem na przeszko dzie p rzy jęciu om aw ianej możliwości?
W edług słów starszego b ra ta poety, Franciszka, przed p rzen ie sieniem się n a stałe do Nowogródka, a w ięc w latach 1804— 1805 rodzice m ieszkali przew ażnie oddzielnie:
[pan Mikołaj] do m iasta przybyw szy, podług składu zatrudnień w praw- nictw ie, czasam i i po kilka m iesięcy przesiadyw ał — gdy ukochana Barbara [oczyw iście z synam i; przyp. L.P.-O.] w w io sce gospodarstw em trudniąca się czasam i m ęża odw iedziła, kiedy potrzebow ał jej w izyty, albo był chory, albo chciał w iedzieć, co się dzieje na jego dziedzicznej ziem icy [...] Dwa w ięc b y ły gospodarstw a, jedno w iejsk ie, a drugie m iejskie, w sp óln ie przez m ałżeństw o zgodnie urządzane i ile okoliczność dozw alała — także w sp óln ie odw iedzane 15. Jeśli w eźm iem y teraz pod uw agę fakt, że Stołow icze były p a ra fią dla Zaosia, od którego dzieliło je w p ro stej linii zaledw ie jakieś 8 kilom etrów drogi, że szkółka m iejscow a b y ła k atolick a i zn ajd o w ała się w zaw iadyw aniu proboszcza katolickiego, n ie zaś m iejsco w ego parocha, i że trud.no przypuścić, aby rodzice poety — tak zaw sze dbali o w ykształcenie sw ych synów i m ający, ja k dalej zoba czymy, wysoko postaw ionych p ro tek to ró w — nie skorzystali z n a rzucającej się sposobności oddania dw u starszy ch synów , tj. F ra n ciszka i A dam a, n a nau k ę do tej w łaśnie szkółki, a być może i do um ieszczenia ich w liczbie czterech uczni „fu nduszow ych“, podob
nie ja k to się działo w dw adzieścia lat później z dw om a m łodym i Z an am i ie.
Dobrze, m oże ktoś powiedzieć, przypuśćm y naw et, że tak było w rzeczyw istości. Ale dlaczego w tak im razie, oprócz poetyckiej w zm ianki sam ego A dam a M ickiewicza, n ie m a o ty m nigdzie mowy? A ni w jego Żyw ocie, n ap isan y m przez sy n a W ładysław a, ani w Pa
m ię tn ik u b ra ta Franciszka, a n i też w e w spom nieniach — tak bardzo
sk ąd in ąd szczegółow ych — m łodszego brata, A leksandra? W szak tego rod zaju epizod z życia poety m usiałby być im znany.
Oczywiście. A le rów nież oczyw isty i zrozum iały je st fakt, że nie m ogło żadn em u z n ich zależeć n a tym , ab y epizodowi tem u nadać rozgłos. Wszyscy oni p isali o A dam ie w późnych latach, kiedy jego im ię oprom ienione ju ż było n im bem geniuszu i sław y, i kiedy spiżo w em u jego posągow i n ie w olno było w niczym uchybić... J a k by
to przecież w yglądało: wieszcz i p o eta narodow y, a u to r Konrada
W allenroda i III cz. D ziadów — uczniem ,,p opowi cza“ H orbacew i
cza? Dość przeczytać P a m ię tn ik F ranciszka M ickiewicza — sadzą cego się raz po raz na ró żn e b zd u rn e inform acje, by ty lk o podnieść w oczach czytelnika sp len d o r osobisty obojga rodziców poety i rze kom ą zamożność ich dom u — a b y zrozum ieć, że w tego rodzaju „brązow niczych“ n a stro ja c h nie m ogło być m iejsca d la stołow ickiego „nauczyciela G u staw a“.
T ak ted y n ie m a, m oim zdaniem , żadnych isto tny ch powodów, by nie w ierzyć tem u, co m ów i o sobie M ickiewicz w scenie „spowiedzi“ G ustaw a, by nie przyjąć, że w edług w szelkiego praw dopodobieństw a m usiał on w lata ch dziecięcych uczęszczać do prow adzonej przez H orbacew icza s z k ó łk i17. A p rzy j ąwszy tak ie założenie, chociażby
lł Protokoły w izytacji szk ółek parafialnych z roku 1825.
17 W Dziadach, w rozm ow ie K siędza z Pustelnikiem -G ustaw em , mamy n astę pujące literackie przeróbki tych szczegółów :
a) Ksiądz zapytuje przybyłego doń późnym w ieczorem Pustelnika (w. 21— 33): Skąd przychodzisz tak nierano?
Kto jesteś? jakie tw e miano? K iedy się tobie przypatruję z bliska,
Zdaje się, że cię k ied yś w idziałem w tej stronie. Powiedz, mój bracie, jak iegoś ty rodu?
P U S T E L N IK
O tak! tak, byłem tutaj... o, dawno! za młodu! Przed śm iercią... będzie trzy lata!
56 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ö W
tylko w c h arak terze tzw. hipotezy roboczej, zobaczm y, czy bliższe zaznajom ienie się z realiam i całej spraw y nie dostarczy nam p rz y pad k iem dodatkow ych argum entów .
Lecz co tobie do m ego rodu i nazwiska?
Gdy dzw onią po umarłym, dziad stoi przy dzw onie; Pytają ludzie, kto zeszed ł ze świata?
(udając dziada)
,,A na co ta ciekaw ość? zm ów tylko pacierze". Otóż ja także umarły dla św iata.
N a co tobie ciekaw ość, zm ów tylko pacierze.
N ie trudno zauw ażyć, iż fragment ten jest echem ow ego, opow iadanego przez A leksandra M i с к i e w i с z a* „figla" z nastraszeniem H orbacew icza przez A da ma, k ied y to „H orbacew icz strw ożył się zrazu, ale Adam uspokoił go i przy pom niał mu tylko, że n ie zm ów ił po nim A nioł Pański. W róciw szy do domu H orbacew icz uderzył w dzw ony cerkiew ki, czym ściągnął lud, bo to już była noc. O pow iedział w szystkim , co się zdarzyło, i odm ów ili A nioł Pański".
b) Gdy Pustelnik pyta Księdza: „Gdzież jestem?" — ten odpow iada mu: „W przyjaciela domu" (w. 712), a w krótce potem toczy się m iędzy nimi następu jący dialog (w. 727— 754):
Synu mój!
K S IĄ D Z (bierze za rękę)
P U S T E L N IK (poruszony i zdziw iony) Synu! Głos ten jakby blaskiem gromu Rozum mój z m roczącego w yd ob yw a cienia!
(wpatruje się)
Tak, poznaję, gdzie jestem , w czyim jestem domu. Tak, ty ś mój drugi ojciec, to m oja ojczyzna! Poznaję luby domek! jak się w szystk o zmienia! Dziatki urosły, ciebie przyprósza siwizna!
K S IĄ D Z
(pom ieszany bierze św iecę, w patruje się) Jak to? znasz mię? to on!... nie... tak... nie, być n ie może!
P U S T E L N IK Gustaw.
K S IĄ D Z Gustaw! ty Gustaw!
(ściska)
Gustaw! w ielk i Boże! U czeń mój! syn mój!
S p ró b u jm y się przede w szystkim dowiedzieć, co reprezento w ały wów czas Stołow icze i ja k a to b y ła ta m iejscow a szkółka parafialn a.
O Stołow i czach czytam y, co n astęp u je:
S t o ł o w i c z e al. S tw o ło w icze, mko nad rz. Szczarą, pow. now ogródzki, w 3 okr. poi. N ow a M ysz, gm. Stołow icze [...], o 42 w [iorsty] od N ow ogródka,
G U S T A W (ściska, patrząc na zegar)
O jcze, jeszcze ściskać m ogę! Bo potem... w krótce... zaraz pójdę w kraj daleki! Ach, i ty będziesz m usiał w ybrać się w tę drogę, U ściśniem y się w tenczas, ale już na w ieki!
K S IĄ D Z
Gustaw! skąd? kędyś? przebóg! tak długa w ędrówka? G dzieś ty byw ał dotychczas, przyjacielu młody? N ie w ied zieć k ęd yś zniknął, jakbyś w padł do w ody, Litery nie napisać, nie nakazać słówka?
W szak to lat tyle!... Gustaw! cóż się z tobą dzieje? Ty n ieg d y ś w m ojej szkole ozdoba m łodzieży, Na tobie najpiękniejszem zakładał nadzieje; Czy można tak się zgubić? w jakiejże odzieży?
G U S T A W (z gniew em )
Starcze! a gd y ja zacznę oskarżać nawzajem , Przeklinać tw e nauki, na sam w idok zgrzytać? Ty m nie zabiłeś! — ty mnie n au czyłeś czytać! W pięknych księgach i pięknym przyrodzeniu czytać! Ty dla mnie ziem ię piekłem zrobiłeś
(z żalem i uśm iechem ) i rajem! (mocniej i ze wzgardą) A to jest tylko ziemia!
K S IĄ D Z
Co słyszę? o Chryste! Ja ćieb ie chciałem zgubić? mam sum nienie czyste! Kochałem cię jak syna!
Jak już na to sw ego czasu zw róciłem uw agę, scena ta w ystylizow an a zo stała przez M ickiew icza na m odłę scen y spotkania Karola ze starym sługą Da n ielem w Zbójcach Schillera (zob. Realia, s. 73 i n.), treść jednak do niej za czerpnął poeta n iew ątp liw ie z jakiejś autentycznej w izy ty u ks. Horbacew icza. W ypadła ona najpew niej na jesien i 1821 г., a w ięc od r. 1804— 1805 istotnie upłynęło już ,,lat tyle".
58 L E O N A R D P O D H O R SK I-O K O L Ö W
a 10 w iorst od stac[ji] dr[ogi] żelazfnej] m oskiew sko-brzeskiej Baranowicze [...]. W 1867 roku było [tu] 102 dm.( 523 mk., cerkiew , k o śció ł katolicki, dom m o dlitw y żyd ow sk i, dw a jarmarki (15 sierpnia i 8 w rześnia); szkółka m iejska. P ierw otnie S. b yły w łasn ością w. ks. litew skich, nadane podobno przez W i tolda, pew n iej zaś przez króla Kazimierza Jagielloń czyk a w 1499 r. N iem irze R ezanow iczow i wraz z dobrami: Slezy, Litow icze i Czertawicze (ob. Skarbiec D a n i ł o w i c z a , II, 194, nr 1891). Pod k on iec XVI w. nabył S. ordynat nie- św iesk i, ks. M ikołaj K rzysztof R adziw iłł „Sierotka" i takow e 1616 r., na krótko przed śm iercią, oddał wraz z dobrami P ociejki (ob.) kaw alerom maltańskim, z tym zastrzeżeniem , aby w now o utw orzonej kom andorii R adziw iłłow ie m ieli p ierw szeństw o [...]. Komandoria ta otrzym ała potw ierdzenie mistrza zakonu A lofa de V ignacourt. Pierw szym kom andorem został syn ks. M ikołaja S ie rotki, Zygm unt Karol, późn iejszy w [oje]w oda now ogródzki, który baw iąc na naukach w Bolonii, w 17 roku życia pow ziął chęć w stąpienia do zakonu k aw alerów m altańskich i gdy w 1609 r. otrzym ał na to zezw olen ie ojcow skie, udał się do M alty i po złożeniu ślubów odbył nad Morzem Śródziem nym w ypraw ę przeciw ko piratom afrykańskim. Odtąd S. w zrosły i nabrały p ew n ego rozgłosu, ks. Zygmunt bow iem , w ych ow an y w e W łoszech, przy w iózł z sobą zam iłow anie do budow nictw a i dźw igając m iasto, starał się zarazem o jeg o upiększenie. W 1639 r. w zn iósł w ielkim kosztem z muru św iątyn ię, a przy n iej dom ek loretański z piękną figurą M atki Boskiej, rze zaną z drzewa, odpusty w yjed n ał w Rzymie i w ieś B erezow ce zapisał na fundusz kościołow i. M iejsce to stało się uczęszczanym przez pątników, i lud, uw ażając statuę za cudow ną, składał liczne ofiary i vota . U stanow iona przez biskupów w ileń sk ich parafia stołow icka m iała kaplice w A rabinow szczyźnie, Haciszczu, D om aszew iczach i Ż eleżnicy. Istniał naw et dekanat stołow icki, obejm ujący 11 parafii [...]. W 1868 r. k ościół w S. przerobiono na cerkiew [...]. Statua N. M. P. p ozostała w cerkw i [...], komandorem [był] M ikołaj Józef R adziw iłł, ordynat k ieck i [...], a po śm ierci jego w 1813 r. w ziął kom ando rię [...] sy n o w iec jego ks. Ludwik Radziwiłł.
[...] N ieg d y ś m iasteczko sły n ęło jarmarkami na kbnie [...]. Przy k o ściele farnym z funduszu Stanisław a R adziszew skiego istniał daw niej szpital, p o budow any przez R adziw iłłów około 1657 r. D[nia] 23 w rześnia 1771 r. w S. Suw arow [!] zeszed ł niespodzianie w n o cy konfederatów barskich pod w odzą hetm ana M ichała O giń sk iego i bez boju zabrał w n iew olę. Po drugim p o dziale Rzplitej w 1793 r. S. zam ianow ano m [ias]tem pow iat, „ziemi Stw oło- w ickiej" [...]. W 1795 r., po podziale ostatnim i utw orzeniu gub. Słonim skiej, S. w ró ciły znow u do znaczenia m[ias]ta parafialnego 18.
Tyle S ło w n ik G eograficzny. O Stołow iczach posiadam y w iad o mość i z in n y ch źródeł, ale już tek st przytoczony zaw iera k ilk a cen nych dla nas inform acji, pozw alających tw ierdzić, że m iasteczko to było dobrze znane M ickiewiczowi.
A w ięc p rzed e w szystkim owa, cudam i jakoby sły nąca „ s ta tu a “ M atki Boskiej L o retań sk iej. W szak to do niej, nie zaś do jakiegoś
18 S ło w n ik G e o g ra ficzn y K róles tw a Polskiego i in nych k r a j ó w słowiańsk ich. T. 11. W arszaw a 1890, s. 364—365.
cudow nego o b r a z u w k tó re jś cerkw i now ogródzkiej, odnoszą się n iew ątp liw ie słow a poety:
Panno św ięta, co Jasnej bronisz C zęstoch ow y I w Ostrej św iecisz Bramie! Ty, co gród zam kow y N ow ogródzki ochraniasz z jego w iernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrow ia p ow róciłaś cudem (Gdy od płaczącej matki pod T w oję opiekę O fiarow any, martwą podniosłem p ow iek ę I zaraz m ogłem pieszo do T w ych św iątyń progu Iść za w rócone ży cie podziękow ać B o g u )...19
Odyniec przekazał opow iadanie M ickiew icza o tym , jak to on w dzieciństw ie „w ypadłszy z okna b y ł jakiś czas bez życia“ . Nie w iadom o właściw ie, dlaczego w ypad ek ten u m iejscaw iano zw ykle w N ow ogródku i ta m szukano ko n sek w en tnie i bezskutecznie odpo w iedniego obrazu. P ra k ty k a ta da się, jak sądzę, w y tłu m aczy ć fak tem , że za m iejsce urodzenia poety, a w ięc p rzypuszczalnie i jego p rzeb y w an ia w pierw szych latach życia, uchodził pow szechnie No w ogródek, nie zaś Zaosie. Skoro jed n ak w św ie tle now ych badań zd aje się nie ulegać w ątpliw ości, że M ickiewicz urodził się w Zaosiu (ściślej: na te re n ie „p rzy k u p li“ zw anej Osowiec) i, jak w idzieliśm y, w Zaosiu spędził w iększą część swego dzieciństw a, logiczniej jest przyjąć, iż opisany w ypadek zd arzy ł się w łaśnie tam i że sw oją ofiarę B a rb a ra M ickiewiczowa uczyniła w obec s ta tu i stołow ickiej, n a jb liż szej od Zaosia.
Jeszcze przed w o jn ą pośw ięciłem tej spraw ie k ilk a słów, n ie w ie dząc wówczas, że już przede m ną w ypow iadano się w ty m sam ym
d u c h u 20. Do sw ych daw nych argum entów m ógłbym te ra z jeszcze dodać, że w cytow anym ustępie p oeta w y raźnie m ówi: „do T w ych św iątyń p ro g u “ , a więc chodzi tu raczej o stołow icką kaplicę, niż o jakiś (nowogródzki) pojedynczy obraz.
D rugi szczegół — to w zm ianka o głośnej porażce h e tm a n a Ogiń skiego. Za czasów M ickiewicza żyli jeszcze n iew ątp liw ie n a m iejscu św iadkow ie owej nieszczęsnej batalii nocnej, k ied y to rozgrom ione zostały doszczętnie znaczne siły konfederatów , a ich w ódz m usiał ratow ać się ucieczką za granicę. B ardzo długo za sp raw cę owej k
lę-19 W in w ok acji Pana Tadeusza.
2* W notatce pt. „Rucza j" M i c k ie w ic z o w s k i. W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e , XV, 1938, nr 45. Już dawniej pisał o tym E. P a w ł o w i c z ( T y g o d n i k I l u s t r o w a n y , 1883, nr 14) i inni.
60 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W
ski uchodził w oczach okolicznych m ieszkańców m iejscow y proboszcz katolicki. Oto jak brzm iała jed n a ze w spółczesnych relacji:
w ted y [w r. 1798] był proboszczem w S tw ołow iczach ksiądz D ziurdziewicz, bardzo niepopularny nie tylko u sw oich parafian, ale i w całym o b yw atel stw ie, raz że był w ielkim pieniaczem i ze w szystkim i się procesow ał, a po w tóre, pow szechna fama głosiła, że hetman O giński przed bitwą pod Stoło- w iczam i szkatułę sw oją z klejnotam i i złotem zostaw ił u n iego w depozycie; po przegranej zaś bitw ie, k ied y zaraz m usiał uciekać za granicę, to pom ie- niona szkatuła nigdy już sw ego w łaściciela oglądać n ie miała; podejrzew ano także księdza, że posiadając tak cenny depozyt w sw ym ręku sekretnie dał znać d ow ódcy przeciw nych w ojsk o położeniu O giń sk iego 21.
In n e w e rsje różnią się w szczegółach od w e rsji przytoczonej. T ru d no orzec, ile jest p ra w d y w całym ty m opow iadaniu, ale coś tam jed n ak m usiało być, skoro tego rod zaju w e rsje k rąż y ły o ks. D ziur- dziew iczu jeszcze w w iele la t po owej bitw ie. N asłućhać się ich m u siał też i p oeta w czasie ew entualnego p o b y tu w Stołowiczach. I z ty ch to m. in. opow iadań czerpał później n iew ątpliw ie w zory do swego O statniego zajazdu na L itw ie. Gdy się bow iem czyta szcze gółowe opisy b itw y stołow ickiej, mimo woli sta je p rzed oczyma scena w iązania śpiącej szlachty przez jegrów rosyjskich:
A chrapali tak tw ardym snem, że ich nie budzi Blask latarek i w n iście kilkudziesiąt ludzi, Którzy w padli na szlachtę, jak pająki ścienne N azw ane k o s a r z a m i na m uchy wpółsenne,- Z aledw ie która bzyknie, już długimi nogi O bejm uje ją w koło i dusi mistrz srogi.
Sen szlachecki był jeszcze tw ardszy niż sen muszy: Żaden nie bzyka, leżą w szy scy jak bez duszy, Chociaż b yli chw ytani silnym i rękoma I przewracani jako na przew iąsłach słoma. T ylko jeden Konewka, któremu w p ow iecie
N ie znajdziesz rów nie m ocnej g ło w y przy bankiecie, Konewka, co m ógł w ypić lipcu dwa antały,
Nim mu splątał się język i nogi zachw iały, Ten, choć długo ucztow ał i usnął głęboko, D aw ał przecie znak życia; przemknął jedno oko I widzi! istne zmory! dw ie okropne twarze Tuż nad sobą, a każda ma w ąsów po parze, D yszą nad nim, ust jego tykają w ąsam i I czw orgiem rąk w około w iją jak skrzydłami;
21 Z listu A dolfa K o b y l i ń s k i e g o do Piotra C hm ielow skiego. Zob. P. C h m i e l o w s k i , A dam M ickie wic z. Z arys'biograficzno-literacki. W yd. 2. T. 1. W arszaw a 1898, s. 415—418.
Zląkł się, chciał przeżegnać się, darmo rękę chw yta, Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;
Ruszył lew ą, n iestety! czuje, że go duchy S p ow iły ciasno jako n iem ow lę w pieluchy; Zląkł się jeszcze okropniej, w net oko zawiera, Leży nie dysząc, stygnie, led w ie nie umiera. Lecz K ropiciel zerw ał się bronić się, po czasie! Bo już był skrępow any w e sw ym w łasnym pasie; Przecież zw inął się i tak sprężyście podskoczył, Że padł na piersi sennych, po głow ach się toczył, M iotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca, A ryczał jako niedźw iedź, bo miał silne płuca. Ryczał: „Zdrada!” — W net cała zbudzona gromada Chórem odpow iedziała: „Zdrada! gw ałtu! zdrada!" Krzyk dochodzi echam i zw ierciadlanej sałi, K ędy hrabia, G erw azy i dżokeje spali; Przebudza się Gerwazy, darmo się w ydziera, Zw iązany w kij do sw ego w łasnego rapiera: Patrzy, w idzi przy oknie ludzi uzbrojonych,
W czarnych krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych, Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę
I ostrzem jej kierow ał sw ych drabów gromadę Szepcąc: „W iąż! wiąż!" D okoła leżą jak barany D żokeje w pętach, Hrabia siedzi n ie zw iązany, Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołym i b agnety Stoją drabi — poznał ich Gerwazy, n iestety! M o sk a le!!!22
A czyż w m ed y tacjach poety:
Kto z w io sek batalijon M oskałów sprowadził? Kto tak prędko sąsiedztw o z zaścianków zgromadził? A sesor-li, czy Jankiel? różnie słych ać o tern,
Lecz nikt p ew n ie nie w iedział ni w tenczas, ni p o tem ...28
albo w jeszcze w iększym sto p n iu w słow ach spowiedzi Jack a Soplicy: „Bo fałsz, żebym był w jakiej z M oskalam i zmowie"
i nieco dalej:
„Imię zdrajcy przylgnęło do mnie jako dżuma. Odw racali ode mnie twarz obyw atele, U ciekali ode mnie dawni przyjaciele, 22 Dzieła, t. 4, s. 241—242.
62 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ô W Kto był lękliw y, z dala w itał się i stronił; N aw et lada chłop, lada żyd, choć się pokłonił, To m ię z boku szyderskim przebijał uśm iechem ; W yraz »zdrajca« brzmiał w uszach, odbijał się echem W domie, w polu; ten w yraz od rana do zmroku W ił się przede mną, jako plama w chorym oku. Przecież nie byłem zdrajcą kraju" 24.
— czyż w ty m w szystkim n ie w olno dosłuchiw ać się echa opowia d ań stołow ickich o postępku ks. D ziurdziew icza?
Nie koniec n a tym . T rady cje m iejscow e o tej tak stosunkow o n iedaw nej historycznej bitw ie m usiały tam być w r. 1804 jeszcze bardzo św ieże i one n ajp ew n iej pobudzały uczniów do „zabaw w w oj n ę “, o czym opow iada księdzu G ustaw . To tu — n a ty ch sam ych błoniach stołow ickich, n a k tó ry ch poty k ał się tak n iefo rtu n n ie O giń ski z Suw orow em , nie zaś, jak daw niej sądziłem , w C yrynie — og arn iał M ickiewicza i jego „w spółuczniów “ zapał w o jenn y i tu gdzieś m usiał się zapew ne znajdow ać „w zgórek“, k tó ry był dla nich „w ałem “ i n a k tó ry m , „przy chorągw i P ro ro k a “, G ustaw u jrz a ł po raz pierw szy sw ą ukochaną. W tłum aczeniu n a język autobiograficz ny: tam m iałby p o eta zobaczyć pierw szy raz M arylę 25.
Jeszcze świeższa m u siała tu być pam ięć bytności cara P aw ła I. P rzejeżd żając tęd y w r. 1801 przenocow ał on w Stołowiczach. J a k w iadom o, P aw eł b ył gorliw ym p ro te k to re m Z akonu K aw alerów M al tańskich, d latego zainteresow ała go m iejscow a kom andoria. Na dzie cięcą im aginację przyszłego poety opow iadania o pobycie w m ias teczku dw oru carskiego — o czym m ógł już słyszeć, jako niem al trz y le tn i m alec, jeszcze w Zaosiu — m usiały w yw rzeć odpow iednie w rażenie.
Dużo też przeżyć i obserw acyj zaw dzięczał on zapew ne i s ły n n y m jarm ark o m n a konie, jakie w okresie ew entu alneg o po bytu M ickiew icza w szkole odbyły się tu d w u k rotn ie. Oto co pisze np. o tego rodzaju jarm ark a ch jeden z historyków Nowogródczyzny:
24 Tamże, s. 296.
25 Kiedy fakt nauczania przez H orbacew icza w szkółce stołow ick iej nie był mi jeszcze znany, sądziłem , iż om aw iane „zabaw y w w ojsko" od b yw ały się w rzeczyw istości na błoniach cyryńskich. Później stało się dla mnie jasne, że zw oływ an i przez Gustawa „w spółuczniow ie" to nikt inny, tylko sto ło w iccy w sp ółu czn iow ie m ałego Adama. Jak pow ierzchow nie podchodzono na o gół do tej spraw y, św iadczyć m oże fakt, iż K a l l e n b a c h id en tyfik ow ał ow e za baw y z zabawam i uczniaków szk oły now ogródzkiej, o których pisze w c y to w anym już w yżej Pamiętnik u Franciszek M i c k i e w i c z .
Panowało na nich często w ięk sze ożyw ien ie, niż daw ały do tego powód rozmiary d okonyw anych transakcyj, bow iem pod ich pretekstem okoliczne ziem iaństwo urządzało zjazdy tow arzyskie; zebranym zaś tłumom pospól stwa dostarczały one różnorakich ro zry w ek 2e.
M ickiewicz b y w ał n a ty ch jarm ark a ch i w lata ch późniejszych. „Byłem niedaw no n a ja rm a rk u (nie tak im ja k n a Rossie) w Stoło- wiczach, o sześć m il od stolicy [Nowogródka]“ — donosi Jeżow skie m u w liście z końca sie rp n ia 1818 r o k u 27. 4
W idyw ał też w Stołow iczach — kiedy, to tru d n o pow iedzieć — i in n e jeszcze sceny. O jedn ej z n ich d o w iadujem y się z jego listu, k tó ry w r. 1827 p isał z M oskwy do przeb y w ający ch rów nież n a w y gn aniu (lecz osadzonych w różnych, bardzo odległych od siebie m ie j scowościach) J a n a Czeczota i Tom asza Zana. Chodziło o to, że Cze czot, m ający jeszcze w W ilnie przezw isko „m en to ra“ czyli nauczy ciela, w szeregu sw ych listów do Z ana strofow ał go bardzo ostro za przyjaźn ien ie się z R osjanam i, b y w an ie u n ich n a obiadach itp ., co w edług m niem ania Czeczota m iało n arażać n a szw ank in te resy w spól nej im w szystkim „k o ch an k i“, pod k tó ry m to im ieniem dom yślać się trzeb a było słowa „ojczyzna“. M ickiewicz odm ów ił Czeczotowi racji, pisząc m. in.:
Mój Janku! możnaż z tym w ysokim i szlachetnym uczuciem łączyć i w iązać szczegóły nic nie znaczące? Obiady, tańce, śpiew ania, mająż obra żać ow ą boską kochankę? N ie jesteśże podobnym do chłopców stołow ic- kich, którzy bijąc żyda każdego, chcieli m ścić się za ukrzyżow anie Chrystusa? i czyliż nie dobrze ów żyd pow iedział, że to nie ja, ale mirski kahał popełnił tę zbrodnię? Przez w szystko, co jest św iętego! Zniżasz się Janku do praw dziw ej pedanterii 28.
W reszcie, jak b y ła już o tym m owa, Stołowicze leżały n ad w pa dającą do N iem na rzeką Szczarą, k tó ra od teg o w łaśnie m iasteczka zaczyna być spław na. D la południow o-zachodniej połaci N ow ogród- czyzny stanow iła ona zatem tak ą sam ą drogę w odną łączącą ją z po r tam i bałtyckim i, jak ą d la tere n ó w północnych i w schodnich tejże Now ogródczyzny stan o w ił Niem en, sp ław n y już od Sw ierznia. Mógł się więc po eta n ap atrzy ć tu do woli naład ow anym to w arem wicinom , udającym się w d aleką drogę do K łajp edy czy do Królew ca, w dro
2e H. Ł o w m i a ń s к i, R ys h is to r y c z n y w o j e w ó d z t w a n o w o g ró d zk ie g o w j e
go dzisiejszych granicach (do r. 1795). W ilno 1935, s. 110— 111.
27 Dzieła, t. 14, s. 14. 28 Tamże, s. 288.
64 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł O W
gę, o k tó rej czytam y w zm iankę i w D udarzu, i w K onradzie W a llen
rodzie, i w Panu Tadeuszu 29.
Tyle mogło m u u tkw ić w pam ięci z historii m iasteczka i z p a n u jących w nim stosunków i obyczajów. Cóż dopiero m ówić o w raże niach w yniesionych z życia szkolnego, jeśli isto tn ie był on uczniem „b ak ałarza“ H orbacew icza?
Żeby coś o ty m powiedzieć, należało poznać histo rię założenia stołow ickiej szkółki p arafialn ej i jej c h a ra k te r jako p rzy b y tk u n a uki początkow ej.
W jed n ej z m iejscow ych ksiąg kościelnych zn alazłem swego czasu protokół w izy ty p a ra fii stołow ickiej, a w n im dość obszerny ustęp, dotyczący sam ej szkółki. O kazało się, że szkółkę założył i odpow ied nią kw otę, z k tó rej p ro cen t przeznaczano na u trzy m an ie czterech uczniów „funduszow ych“, ofiarow ał nie k to in ny , tylko w łaśnie ks. W alerian Dziurdziew icz! W k tó ry m roku, już n ie pam iętam , w k aż dym razie gdzieś w o statniej ćw ierci X V III stu lecia i chyba po ta m tej brzydkiej h isto rii ze szk atu łą h etm ańską. Może to b y ł z jego stro ny jakiś rodzaj ekspiacji albo też chęć odzyskania dobrego im ienia u sw ych p arafian . Któż to powie?
Tak czy ow ak, szkółka została założona i dziatw a m iejscow a m iała się gdzie uczyć. Pro to k ó ł daw ał n a w e t opis przykościelnego b u d y n ku, w k tó ry m się ona m ieściła, zaznaczono tam jed n a k równocześnie, że m a ibyć przeniesiona do innego pom ieszczenia. Nie m ożna się więc zorientow ać, czy b y ł to ten sam budynek, w k tó ry m „popowicz H or- bacew icz“ m iałb y uczyć G ustaw a.
P rotokół zaw ierał poza ty m inny, nadzw yczaj ciekaw y szczegół. Ten m ianowicie, że ofiarodaw cam i łożącym i n a koszty dalszego pro w adzenia szkółki byli: m arszałek now ogródzki A ntoni W ereszczaka, ojciec M aryli, oraz m łodszy b ra t jego, podkom orzy now ogródzki i po seł n a sejm czteroletni, a po śm ierci A ntoniego (1806) głowa rodu W ereszczaków now ogródzkich — częsty gość w Tuhanow iczach i n ie w ątpliw y pierw ow zór Podkom orzego z Pana Tadeusza — S tefan W ereszczaka!30
Nie było w ty m zresztą nic sp ecjaln ie dziw nego: obu braci łączyły ze Stołow iczam i i z tam tejszy m kościołem dość liczne więzy. W pa rafii stołow ickiej leżało Kołdyczewo, gniazdo rodzinne d rugiej żony 29 Por. L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w , Tradycje gdańskie w rodzin nych stro
nach M ickie w ic za. T w ó r c z o ś ć , I, 1945, z. 4, s. 148.
30 Pisałem o nim obszernie w artykule pt. P ie rw o w zó r P o dkom orz ego z ,,Po.na
A ntoniego, Franciszki z A ncutów (m atki M aryli), w Stołowiczach w ięc m usiał się odbyć ich ślub, a udzielił go najpew niej ks. D ziur- dziewicz 31. Istn ieje także k w it przechow yw any p rzed w ojną w M u zeum M ickiewicza w N ow ogródku, a świadczący, że S tefan We- reszczaka, będąc w Tuhanow ieżach (roku już nie pam iętam ) zam aw iał dla ks. D ziurdziew icza (zm arłego 9 IX 1798) różne leki u a p tek arza (lekarza?) now ogródzkiego Emmego. Dow odziłoby to chyba najlepiej, jak bliskie i zażyłe stosunki m usiały ich łączyć. Co się tyczy jeszcze sam ych Stołowicz, to w p ap ierach F ranciszka M ickiewicza znaleźć m ożna n o tatk ę tej m niej w ięcej treści, że w r. 1811 czy też 1812 (do kładnie nie pam iętam ) p ełnił on obowiązki pisarza (sekretarza?) u „podkom orzego stw ołow ickiego, Stefan a W ereszczaki“ 32.
Z upełnie n a tu ra ln y m biegiem rzeczy mogło się kiedyś zdarzyć, iż z ty tu łu łączących ich z m iasteczkiem i z om aw ianą szkółką w ię zów W ereszczakow ie zjechali tu p rzy jak iejś okazji całą rodziną. Na p rzykład w dniu 15 sierpnia, na k tó ry to dzień przy pad ały im ie n in y M aryli i kied y n a połączone z odpustem św ięto M. B. „Z ieln ej“ ściągały do Stołowicz tłu m y pątn ik ó w z dalekich n a w e t okolic, a rów nocześnie odbyw ał się jed en z ty ch słynnych jarm ark ó w na konie. I rów nież w sposób zupełnie n a tu ra ln y dzieci W ereszczaków, w tej liczbie cztero- czy pięcioletnia M aryla, m ogły z czyichś u st (być może od sam ego „ b ak ałarza“ H orbacew icza) dowiedzieć się i zainteresow ać zabaw am i „w o jenn y m i“ szkolnych malców. Tak p rosto dałaby się w yjaśnić autobiograficzność znanych słów G ustaw a:
Tam ona w yszła patrzeć na igraszkę dzieci, Tam, gd y ją przy chorągw i Proroka ujrzałem, N atychm iast umarł w e mnie Godfred i Jan Trzeci. Odtąd w szystk ich spraw moich, chęci, m yśli panią, Ach, odtąd dla niej tylko, o niej, przez nią, za nią! Jej p ełn e dotąd jeszcze w szystk ie o k o lic e ...33
Ale w róćm y do kw estii sam ej szkółki. Z jak ich to sfe r rek ruto w ali się jej uczniow ie i czego ich tam uczono?
J a k w spom niałem , do a k t „w izyty “ szkółki stołow ickiej z lat 1804— 1805 nie udało m i się dotrzeć, a znalazłaby się tam z pewnością i inform acja o stanow ym składzie jej pupilów . W b rak u tych a k t m u
31 O tym, że Antoni W ereszczaka jeździł sw ego czasu do K ołdyczew a w za loty, w iem y m. in. z przypisyw anej C z e c z o t o w i ballady pt. Szczupak koł-
d y c z e w s k i . Por. J. K w i e t n i e w s k i , Prawda o ,,Szczupaku". W arszaw a 1905.
32 Rkps 890 Muzeum Adama M ickiew icza w Paryżu. 33 Dzieła, t. 3, s. 76.
6 6 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W
sim y się zadowolić w iadom ościam i pośrednim i, za w a rty m i w odpo w iednich opracow aniach. Oto co zn ajd u jem y np. u cytow anego już w yżej h isto ry k a Nowogródczyzny, Łow m iańskiego, k tó ry po om ówie n iu zmian, jakim uległo po r. 1773 — n a sk u tek k asaty zakonu jezu itó w oraz ustanow ienia K om isji E d u k acy jn ej — szkolnictw o średnie, pisze:
R ów nocześnie z reorganizacją szkolnictw a średniego mamy do zanoto w ania tendencję do pom nożenia szkolnictw a niższego, m ianow icie zakłada n ie s z k ó ł p a r a f i a l n y c h , co w W. K sięstw ie należy zaw dzięczać dzia łaln ości biskupa w ileń sk iego M assalskiego, członka Kom isji Edukacyjnej. D w ie w izy ty rz.-katolickiej d iecezji w ileń sk iej, przeprow adzone 1781 i 1782 roku, ujawniają na ter[ytorium] now ogródzkim istnienie: pierw sza — 44, druga — 45 czynnych [z podaną liczbą uczni] szkół, w których się uczyło 1781 r. — 503, a 1782 — 561 uczni. N ajliczn iejsze szkoły, w Szczuczynie i chreptow iczow skim W iszniew ie, m iew ały po 86— 110 uczniów , inne szkółki — n ajczęściej po kilku, przy czym frekw encja z roku na rok ulegała bardzo pow ażnym wahaniom , co św iadczy o n ieustabilizow aniu się stosu n ków szkolnych.
W porów naniu z poprzednią epoką, k ied y szkoły parafialne spotykały się tylko po w ięk szych m iastach lub tam, gdzie istniał na to specjalny fun dusz, stan szkolnictw a w 1781—2 roku oznaczał p ew ien postęp, jednak w stosunku do ogółu m ieszkańców kraju liczba szkół i ich f r e k w e n c j a była znikom a: odsetek uczni w y n o sił 1782 r. 0,4°/o rz.-katolickiej ludności ter. now., a przecież do szkół u częszczały i d zieci unickie. O przyczynach m ałej frekw encji dow iadujem y się z uwag, um ieszczonych w w izy cie k o ścioła ejszy sk ieg o 1788 r.: „Poddaństwa dzieci nie p osyłają do szkoły, raz że panow ie bronią tego, gdyby w y u czy w szy się czytać i pisać, nie uciekali od panów na w oln ość gdzie; pow tórnie z przyczyn y rodziców ubogich, uciem iężonych, którzy sami głód cierpią, jed yn octw o, w chatach n ie ma komu zostać dla ciężkich pańszczyzn [do] pilnow ania ognia w domach". Te sam e uw agi nad szkołą ejszysk ą zaw ierają inform ację co do, zakresu naucza nia: „Uczą się dzieci pierw iastkow ych nauk, pacierzy, katechizm u, czytać, pisać, liczby, a insi konstrukcji łacińskiej, na listach czytać, listy układać
e t c ." 34 '
W idzim y więc, że w tego ty p u szkółce, d ysponującej w d od atku c zterem a m iejscam i „funduszow ym i“ d la najuboższych, m łodzi Mic- kiew icze z pow odzeniem m ogli znaleźć k ą t i dla siebie. P an M ikołaj, z ty tu łu sw ych czynności palestranckich, m ógł n iew ątp liw ie zyskać w tej spraw ie poparcie różnych „person“ ; w ich liczbie zapew ne i obu b raci W ereszczaków, i „opiekuna“ szkółki z urzędu, owego generała F lo ria n a K obylińskiego, i m iejscow ego proboszcza.