• Nie Znaleziono Wyników

Ksiądz z Cyryna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ksiądz z Cyryna"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

Leonard Podhorski-Okołów

Ksiądz z Cyryna

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 45/3, 44-77

(2)

K S I Ą D Z Z C Y R Y N A

Redakcja P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o um ieszcza poniższy artykuł w przekonaniu o jego dużej d oniosłości dla badań nad biogtafią poety, nie podziela jednak m etodologicznego stanow iska autora, jeżeli chodzi o zbyt pochopne w ysnuw anie ym iosków biograficznych z tekstu literackiego, a także 0 zbyt h ipotetyczny charakter w ielu dom ysłów i tw ierdzeń.

H istoria tem a tu

W roku 1936 n a w arsztacie m oich b adań m ickiew iczow skich zna­ lazły się m. in. dw ie ballady: Ś w ite ź i R yb ka . W pierw szej z nich in try g o w ała m nie zagadka, jak ą to w rzeczyw istości roślinę uw iecz­ n ił poeta pod m ianem ow ych „carów “. W szystkie dotychczasow e w y­ w ody specjalistów botaników — d o p atru jący ch się w „carach “ to 1 e p i e ż n i к a, czyli p o d b i a ł u p o s p o l i t e g o , to b a g n a , to n aw et jak ie jś rośliny zgoła „ fa n ta z y jn e j“ — w ydaw ały mi się całkow icie błędne. Postanow iłem tedy jeszcze raz zbadać spraw ę g ru n tow n ie i podjąć próbę rozw iązania zagadki.

Co się tyczy R y b k i, do pośw ięcenia jej specjalnego rozdziału skło­ n ił m nie a rty k u ł D m itriew a inform ujący, że opisany w tej balladzie głaz nie był b yn ajm niej w y tw orem fan tazji poety, lecz całkiem re a l­ nie istn iejącym — za czasu pobytów M ickiewicza nad jeziorem w y ­ łan iający m się jeszcze n ad pow ierzchnię w ody — w ielk im głazem, m ający m k sz ta łt kobiety z dzieckiem n a ręk u *.

Skoro następ n ie udało mi się ustalić, że owe „ c ary “ to rów nież nie żadna „ fa n ta z y jn a “ roślina, lecz n iezm iernie u nas rzadka, na tere n ie całego zaboru rosyjskiego w Św itezi w łaśnie jed y n ie rosnąca s t r o i c z k à D o r t m a n a — m imo woli zrodziła się m yśl, że za­ pew ne i inne zaw arte w balladach szczegóły m ogły mieć jak ieś re-1 М. Д м и т р и е в , Озеро Свитязь. K u r i e r W i l e ń s k i , re-1860, nr 4re-1. Zob. L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w , Realia M i c k ie w ic z o w s k ie [ = Realia]. W arszaw a

1952. s. 107— 124.

(3)

a ln e odpow iedniki *w ówczesnym otoczeniu poety, i że np. ów „ksiądz“, k tó ry w Ś w itezi p rzy jeżd ża ,,z C y ry n a “, by pobłogosławić pró bie zbadania tajem nic jeziora, nie jest zapew ne fig u rą zm yśloną ani o rnam en tem poetyckim czy też ukłonem w stron ę konw enansu, w stro n ę obow iązującej wówczas trad y cji, lecz jakąś żyw ą osobą, ja ­ k im ś dobrze znanym M ickiewiczowi i W ereszczakom sąsiadem tu h a- now ickim . Przecież M ickiewicz pisał do Odyńca: „M am w strę t o k ru tn y do w szystkich w ysp i krajów , k tó ry c h nie m a na mapie, i królów, k tó ry ch nie m a w h isto rii“ 2. Dlaczegóż by tedy „ksiądz z C y ry n a “ m iał stanow ić postać fikcyjną? C yryn to nie fikcja, lecz znane — n aw et z historii — m iasteczko posiadające wówczas p a ra ­ fialną cerkiew unicką, w któ rej obręjaię adm in istracy jn y m leżały m. in. Tuhanow icze. P rzypom niałem sobie rów nież, że w archiw um dom ow ym W ereszczaków (znajdującym się jeszcze wówczas w po­ siad aniu nieżyjącego już p. J a n a K w ietniew skiego, a później n ab y ­ ty m przez Bibliotekę N arodow ą i sp alo nym przez hitlerow ców w r. 1944) znalazłem swego czasu łthrtkę zaw ierającą w ykaz dłuż­ ników „p ro p in acji“ (gorzelni) tuhanow ickiej z r. 1819, gdzie w r u ­ bry ce dłużników „w obojętności p łacenia“ figurow ał m. in. „ksiądz c y ry ń sk i“. Dlaczego by — rozum ow ałem — ten w łaśnie „ksiądz cy- ry ń sk i“ nie mógł być zaproszony w dw a lata później przez W eresz­ czaków do P łuży n i nad Świteź?

A więc księdza, a w łaściw ie parocha „cyryńskiego“ już miałem . Ale kto był wówczas proboszczem unickim w C yrynie, jakie nosił im ię i nazwisko, co łączyło z nim naszego poetę i czy osoba jego nie została w spom niana przez M ickiewicza w k tó ry m ś z utw orów — to w szystko należało dopiero w yjaśnić i ustalić.

W norm alny ch w a ru n k a ch zadanie to dałoby się niew ątpliw ie w y ­ konać bez większego tru d u . W ystarczyłoby zajrzeć do przechow y­ w anej zazwyczaj n a m iejscu odpow iedniej księgi kościelnej, w da­ ny m w ypadku do k tó rejś z ksiąg cerkw i cyryńskiej z r. 1821, aby z figuru jący ch tam podpisów dowiedzieć się, kto był w ted y paro ­ chem. N iestety jednak, w latach 1915— 1918 C yryn znalazł się na linii fro n tu rosyjsko-niem ieckiego i został doszczętnie zniszczony. Spłonęła przy ty m cerkiew i plebania, a w raz z nim i całe archiw um cerkiew ne. Co p raw d a w M ińsku m usiały się znajdow ać zapew ne d u p lik aty tych ksiąg, ale dotrzeć do nich wówczas było niesposób.

2 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. W ydanie N arodow e [ = Dzieła]. T. 14 [W arsza­ wa] 1953, s. 358.

(4)

46 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W

Należało zatem szukać inn ej drogi. Zaczęło się m ozolne przeglądanie źródeł, co do k tó ry ch m ożna było mieć nadzieję, iż ze w zględu n a swój zasięg treściow y czy też teren ow y d ostarczą jak ie jś wskazów ki. I istotnie, w jed n y m z nich znalazłem ustęp następ u jący :

Był tu [w Poruczynie] ostatnim parochem unickim zacny staruszek śp. H orbacew icz, stryj kilku niem niej zacnych parochów Cyryna, Horodyszcza i Czernichow a [!], którzy przez apostatę Siem aszkę w yzu ci ze w szystk iego, prześladow ani długie lata, w w ierze ojców dotrw ali 3.

A więc m iałem już nazw isko: Horbacewicz! B rakow ało jed n ak jeszcze im ienia, a co w ażniejsze — nie w iadom o było, czy ów H or­ bacew icz p ełn ił obowiązki parocha cyryńskiego w in te resu jąc y m m nie ro k u 1821. Szczegóły te należało dopiero ustalić. Z anim do tego doszło, n a tk n ą łem się w toku poszukiw ań n a k ilk a bardzo cie­ kaw ych szczegółów uzupełniających, k tó re dotyczyły owego niezn a­ nego mi jeszcze z im ienia Horbacew icza. W N otatkach z różnocza-

sow ych podróży po k ra ju znalazłem n astęp u jące opow iadanie, zano­

tow ane na podstaw ie relacji osoby p am iętającej jeszcze M ickiewicza z czasów jego po by tu w Rucie, m ają tk u sędziego M edarda Rostoc- kiego, znanego p rzy jaciela rodziny M ickiewiczów:

Powodem zaś do napisania ballady To lubię była jakoby następna ok o­ liczność. Jednego pięk n ego letniego poranku m łody poeta, nie znalazłszy pod ręką sw ego rannego ubrania, ch w ycił z kołka b iały p. R ostockiego puderman, w dział go i tak oryginalnie przybrany ruszył w pole; k ied y już b ył na op i­ sanym w balladzie mostku, n a g le postrzegł pędzącego śród zarośli z flintą w ręku syna m iejscow ego parocha; pusta m yśl przyszła p o ecie sch ow ać się pod m ostek i straszyć chłopaka; figiel się udał, chłopiec w ystraszony padł jak n ieży w y i tylko z w ielk ą trudnością dał się uspokoić, a poeta rychło potem, w ym yślon ego przez się upiora nosząc w głow ie, z starych ludow ych podań usnuł śliczną balladę. O dw iedzając Rutę w id zieliśm y i ten m ostek, i tę starą dzw onnicę, i ten chrośniak m a lin o w y 4.

To sam o niew ątp liw ie zdarzenie przytacza O strow ski w objaśnie­ niach do swego francuskiego tłum aczenia D ziadów, o p a tru jąc je w d o d atk u kom entarzem , w cale nieobojętnym , jeśli chodzi o genezę sam ego pom ysłu tego utw o ru: „zdarzenie to, n a pozór dziecinne, pod­ dało poecie m yśl prologu, a może i całego p o em atu “ 5.

3 E. P a w ł o w i c z , W spom nie nia zn ad W ilii i Niemna. T. 1. Lwów 1901, s. 73.

4 E. C h ł o p i c k i , N ota tk i z r ó ż n o cza so w ych p o d r ó ż y po kraju. W arszaw a 1863, s. 69.

8 A. M i с к i e w i с z, O euvres. Traduction par Ch. O s t r o w s k i . T. 1. Paris 1841, s. 472 (cyt. za J. K l e i n e r e m , D zie je Gustawa, Lwów 1934, s. 346, przypis).

(5)

Sam e przez się w zm ianki te nic m i jeszcze specjalnego nie powie­ działy, n a b ra ły one jed n a k w k rótce odpow iedniej w ym owy, gdy w sprow adzonych (w in n y m zresztą celu) z M uzeum M ickiewicza w P a ry żu p a p ie rac h zn alazła się n o ta tk a treści następ u jącej:

A leksander M ickiew icz opow iadał o figlu Adama. N a św ięta często jeź­ dzili oni do w uja S typułkow skiego do Cyryna. Był tam po p ow icz,H orbące- w icz, który z m łodym i M ickiew iczam i często się bawił. Raz rozeszła się była pogłoska, że Adam umarł, doszło to do Horbacew icza. Po niejakim czasie przyjechali znow u M ickiew icze do Stypułkow skich. Przychodzi Horbacewicz. Adam się n ie pokazuje, ale w ieczorem , k ied y miał już wracać do domu Hor­ bacew icz, staje na m ostku opodal w białym prześcieradle. Horbacew icz strw o­ żył się zrazu, ale Adam uspokoił go i przypom niał mu tylko, że nie zm ów ił po nim A nioł Pański. W róciw szy do domu H orbacew icz uderzył w dzw ony cerkiew ki, czym ściągnął lud, bo to już była noc. O pow iedział w szystkim , co się zdarzyło, i odm ów ili A nioł Pański e.

Ł atw o zauw ażyć, że w szystkie te relacje odnoszą się do jednego i tego sam ego fak tu , do owego „figla“ A dam a. D aw ało to już pe­ w ien m a te ria ł do o d tw o rzen ia sobie jednego z fragm entó w stosunku łączącego p oetę z w ciąż jeszcze „bezim iennym “ H orbacew iczem .

W reszcie im ię to sta ło mi się w iadom e. D ow iedziaw szy się, że w daw nym A rchiw um P aństw ow ym w W ilnie zachow ały się jakieś szczątki ak t unickiego konsystorza brzeskiego, udałem się tam i w ciągu k ilk u dni ślęczałem n a d zapełnionym i w yb lakły m pism em księgam i i luźnym i dokum entam i, n ap o ty k ając tam cały szereg szcze­ gółów o różnych in n y ch parochach, nigdzie jednak, jak gdyby przez złośliwość losu, n ie z n a jd u jąc najm n iejszej choćby w zm ianki o „cy- ry ń sk im “ H orbacew iczu. I dopiero dosłow nie w ostatniej chwili, kiedy d y żu rn y urzędnik, już w palcie i z teczką w ręku, czekał tylko na m nie, by zam knąć p racow nię n aukow ą i pójść do domu, w padła m i do rę k i k a rtk a będąca spraw ozdaniem ilościow ym z czynności poszczególnych p arochij unickich d e k a n atu nowogródzkiego i cy ry ń - skiego za rok 1824. W pierw szej ru b ry ce figurow ały n azw y parochij, ru b ry k i n astęp ne za w iera ły ilość ochrzczonych, spow iadanych, po­ grzebanych itd., w ru b ry c e zaś o statniej znajdow ał się w łasnoręczny 0 N ota tk i o A d a m ie M i c k ie w ic z u zeb rane od p. Adolfa K obylińskie go. Mu­ zeum M ickiew icza w Paryżu, rkps 768. Zawarta tu informacja o przychodzeniu „popowicza" H orbacew icza do Stypułkow skich i o jego zabaw ach z przyjeżdża­ jącym i tam młodymi M ickiew iczam i zasługuje na w iarę z tym jed yn ie zastrzeże­ niem, iż w rzeczyw istości m iało to m iejsce nie w C yrynie, w którym Stypuł- k ow scy nigdy nie m ieszkali, lecz w ich folwarku — Białej, położonej w sąsiedz­ tw ie Zaosia. Do Cyryna z Poruczyna byłoby zresztą H orbacew iczow i zbyt daleko.

(6)

48 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ö W

podpis danego parocha. Przebiegłem szybko w zrokiem ru b ry k ę pierw ­ szą i przeczytałem : [parochia] „C yry ńska“ . W ru b ry c e ostatniej w id ­ niał w ielkim i literam i podpis proboszcza: Iw an Gorbacewicz! Spośród dw udziestu czterech podpisów b y ł to jed y n y dokonany po rosyjsku. Reszta parochów podpisała się po polsku.

A więc nareszcie: J a n Horbacewicz! W C yrynie, w rok u 1824. Ale czy był on tam i w cześniej?

Tego samego dnia w ieczorem m usiałem już w racać, zw róciłem się więc listow nie do zam ieszkałego w W ilnie (obecnie już nie żyją­ cego) W aleriana Charkiew icza, znanego mi z zain tereso w ań spraw ą unicką, i dzięki jego uprzejm ości zdobyłem inform ację, iż ks. Ja n H orbacew icz pełnił obowiązki parocha cyryńskiego od r. 1814 do 1831 i w czasie p o w stan ia listopadow ego „zachow yw ał się lo ja ln ie “ 7.

„Ksiądz z C y ry n a “ został ted y całkow icie zidentyfikow any. Cho­ dziło teraz o ustalenie, jakie stosunki łączyły go z M ickiewiczem i jaki ew en tu aln ie w pływ w y w arła ta znajom ość zarów no na sam ego poetę, jak i n a jego ówczesną twórczość.

Szło mi o to, że zarów no owa w zm ianka o w spólnych z „popowi- czem “ H orbacew iczem zabaw ach m łodych M ickiewiczów, jak też i n iektó re in n e szczegóły, jakie udało m i się zebrać, nasuw ały p rzy ­ puszczenie, iż duchow ny ten, to nie tylko „ksiądz“ ze S w itezi, lecz w jednej osobie i pierw ow zór „K siędza“ z D ziadów cz. IV, którego G ustaw odw iedza w jego m ieszkaniu położonym gdzieś w pobliżu gniazda rodzinnego ukochanej G ustaw a.

Tu los poszedł m i jakoś n a rękę. Na dw a lata przed w o jną Rząd R adziecki zw rócił Polsce pew ną ilość ksiąg kościelnych, a w tej licz­ bie i księgi z tere n u b. w ojew ództw a nowogródzkiego. D ow iedzia­ łem się z gazet, że a k ta unickie z n a jd u ją się w archiw um konsysto- rza praw osław nego w Grodnie. P rzy pierw szej sposobności udałem się tam i po k ilk u dniach poszukiw ań znalazłem w jed n ej z ksiąg cerkw i cyryńskiej zapis św iadczący o tym , że 1 sie rp n ia 1821 r. Mic­ kiew icz w raz z M arylą trzy m ali do ch rztu niem ow lę, dziecię takiego to a takiego m ałżeństw a spośród służby tu h an o w ic k iej, i że o brządk u tego dokonyw ał w łaśnie ks. J a n Horbacewicz.

7 Tak ta kartka, jak i inne m oje przedw ojenne notatki i m ateriały u legły zniszczeniu w czasie pow stania w arszaw skiego. Informacją pow yższą znalazł W alerian C h a r k i e w i c z w dokum encie zaw ierającym spraw ozdanie p olicyjn e z zachow ania się duchow ieństw a w w ym ienionym okresie.

(7)

Zapis ów, ja k i inne dane zeb rane w tra k c ie p o b y tu w Cyrynie, pozw oliły m i n a n apisanie arty k u łu , w k tó ry m sta ra łe m się uzasad­ nić słuszność swego dom ysłu, iż za w zór dio sceny odw iedzin K się­ dza przez G ustaw a w IV cz. D ziadów m usiały posłużyć poecie jakieś w łasne odw iedziny u ks. H orbacew icza w jego p leban ii cyryńskiej, w tym że roku 1821 8.

T u pow staw ało p y tan ie, czy nie n ależy pójść jeszcze dalej. Skoro bow iem i osoba ks. Horbacew icza, i odw iedziny z r. 1821, i kilka in n y ch szczegółów ze „spow iedzi“ G ustaw a posiadają w yraźnie auto­ biograficzny c h a ra k te r, m am y n iejak ie pow ody przypuszczać, że je­ szcze jakieś szczegóły spow iedzi (w ich liczbie i ów — tak mocno podkreślony w Dziadach — sto su nek nauczyciela do ucznia) nie są jed y n ie rez u lta tem le k tu ry (np. Em ila Russa) lecz noszą cechy rze­ czyw istych przeżyć. In n y m i słow y: czy i w rzeczyw istości nasz „ksiądz cy ry ń sk i“ by ł k iedyś nauczycielem M ickiewicza?

N auczycielem M ickiewicza! Ale gdzie i kiedy? W szak nic nam o ty m nie w iadom o, aby M ickiewicz uczęszczał do jak iejś szkoły przed w stąp ien iem w r. 1807 (razem ze starszy m sw ym b ra te m F ra n ­ ciszkiem) do prow adzonej przez dom inikanów szkoły wydziałow ej w Nowogródku. Z nam y też z im ienia i z nazw iska w szystkich jego szkolnych nauczycieli, a zresztą u n ita H orbacew icz nie mógł uczyć u dom inikanów ! M iał p oeta co p raw d a w lata ch przedszkolnych kil­ k u nauczycieli dom owych, tzw. guw ernerów , ale H orbacew icza wśród nich nie b y ło 9.

A jed n ak są dane, pozw alające przypuszczać, że rola K siędza jako „nauczyciela“ G u staw a nie jest fik cją poetycką, lecz odzw ierciedle­ niem fak tu autobiograficznego.

Na rok p rzed w ojną, pośw ięciw szy ponow nie urlop n a przestu ­ diow anie we w spom nianym arch iw u m pozostałych (a nieuporządko­ w anych) a k t unickich, n a tra fiłe m n a niezw ykle w ażne d la m nie źró­ dło wiadomości: n a dw utom ow ą g ru b ą „K sięgę ro tu łó w “ zaw ierającą dane biograficzne o w szystkich k a n d y d a ta c h ubiegających się o p rzy ­ jęcie do któregoś z sem inariów . K sięga obejm ow ała okres kilkudzie­ sięciu lat. W tom ie drugim , pod d atą któregoś m aja 1805 r., figu­ row ał zapis odnoszący się do naszego J a n a H orbacew icza. W zapisie

8 Por. artykuł: Tam, gdzie się rozegrała „Dziadów" cz. IV. W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e , XV, 1938, nr 17. — T a m ż e podobizna zapisu oraz zdjęcia z Cyryna. Przedruk, bez ilustracji, w Realiach, s. 125— 149.

9 Realia, s. 27 i n.

(8)

50 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W

ty m podana została m. in. treść złożonych przez H orbacew icza „ro- tu łó w “ (dzisiejsze curricu lum vitae).

Dow iedziałem się stam tąd , że późniejszy paroch cyryń ski był sy ­ n em (nie zaś b ratan k iem , jak tw ierdził cytow any w yżej Pawłowicz) owego w łaśn ie ks. Tym oteusza Horbacew icza, p aro ch a poruczyńskie- go, i że w lata ch 1803— 1805 był n a jp ie rw nauczycielem dzieci Flo­ ria n a i J a n a K obylińskich, ówczesnych w łaścicieli Poruczyna, n a ­ stępn ie zaś nauczycielejn i w ychow aw cą w szkółce p a ra f ia ln e j w Sto- łowiczach. Szkółkę tę p row adził sam odzielnie jeszcze przed w stąp ie­ niem do sem inarium , a więc będąc tylko „popow iczem “.

F a k t — że w ty m czasie, gdy m a tk a poety, B a rb a ra M ickiewi­ czowa, m ieszkała w raz z sy nam i w Zaosiu, „popow icz“ H orbacew icz uczył dzieci w szkółce m iasteczka odległego'- od Zaosia zaledw ie o 8 kilom etrów i będącego d lań p a ra fią — stanow ić może, m oim zdaniem , odpowiedź n a py tan ie, gdzie i kiedy H orbacew icz m ógł być nauczycielem M ickiewicza.

Nie udało m i się, n iestety, dotrzeć do odpow iednich a k t szkółki stołow ickiej. A utor p rac y p t. B isku p stw o w ileń skie na podstaw ie spraw ozdań z ówczesnych w izytacji podaje, że w r. 1804, tj. w in te ­ resu jącym n as w łaśnie czasie, uczęszczało do ow ej szkółki 30 dzieci obojga płci, w ro ku n astęp n y m — 9. Zaznacza też, że czerpie te dane z a k t zn ajd ujący ch się w A rchiw um K u rii M etrop olitalnej W i­ leńskiej 10. K to wie, czy w sp raw ozdaniu tak im n ie znalazłby się spis im ien n y elew ów J a n a H orbacew icza, p rzy n ajm n iej co zdolniej­ szych spośród nich, albo też kształcących się jako „funduszow i“ . Tak np. było w spraw ozdaniu tejże szkółki z r. 1825, gdzie w liczbie 4 uczni „funduszow ych“ z im ienia i nazw iska w ym ienionych, fig u ­ ru ją m. in. dw aj k rew n iacy Tom asza Z ana n . G dyby i tu istniało po trzebne n am spraw ozdanie, w edług w szelkiego praw dopodobień­ stw a znaleźlibyśm y w nim A dam a i F ran ciszka M ickiewiczów.

Być może, iż we w spom nianym A rch iw um dałyby się odszukać a k ta w izyt z lat 1804— 1805, przeprow adzonych w p arafiach d ek a­ n a tu Słonimskiego (nie nowogródzkiego, bo Stołow icze podlegały Słonimowi). P rzed w o jn ą do akt ty ch nie m ogłem , m im o usilnych starań , dotrzeć. Może m iniona w o jn a ich nie zniszczyła i ktoś będzie szczęśliwszy ode m nie. Uczęszczanie p o ety do szkółki stołow ickiej

10 Ks. J. K u r c z e w s k i , B iskupstw o wileńskie . W ilno 1912, s. 304. 11 Protokoły w izytacji szkółek parafialnych z r. 1825, jakie m iałem w ręku przed wojną.

(9)

stanow i dziś tylko mój dom ysł, p o p arty jest jed n ak jakim i tak im i dow odam i, o k tó ry c h będzie m ow a w rozdziale ,,Nauczyciel G usta­ w a “. Czy dom ysł je st tra fn y , stw ierdzi — być może — przyszłość; czy je st uzasadniony — n iech o ty m sądzi czytelnik.

N auczyciel G ustaw a

W południow o-zachodniej części daw nego w ojew ództw a nowo­ gródzkiego leży n ad bezim iennym dopływ em Serw eczy m iasteczko, wieś i dw ór Poruczyn. Okolica s ta je się tu bezleśna, zlekka falista. N ad całością k ra jo b ra z u górow ała niegdyś w ieża drew nianej cer­ kiew ki.

Z a czasów M ickiew icza do b ra te należały do rodziny K obyliń­ skich: ks. Jak u b a, k an o n ik a inflanckiego oraz dw óch jego b ra ta n ­ ków: Floriana, późniejszego g en erała napoleońskiego 12, i Jana. F a k ­ tyczny zarząd dóbr pow ierzony został Florianow i. Zachowało się spraw ozdanie z w izytacji, dokonanej w m iejscow ej cerkw i przez ks. Tom asza W oszczełłowicza w r. 1798, tj. w roku urodzenia M ickie­ wicza. D ow iadujem y się z niego, że w r. 1783 ks. Ja k u b w ybudow ał tu now ą cerkiew i w czerw cu tegoż ro k u sprow adził parocha, ks. Tym oteusza H orbacew icza, zatw ierdzonego n a ty m stanow isku przez „g en eraln y nam iestn iczy u rząd m etro p o litaln y w G rodnie“ na okres 15 lat.

Ks. Tym oteusz, urodzony około r. 1758, by ł sy nem ks. Grzegorza H orbacew icza, p a ro ch a siniaw skiego, i m atki Rozalii. Św ięcenia k a ­ płańskie otrzym ał w r. 1783 z rąk bisku pa pińskiego, Horbackiego. Bezpośrednio potem tra fił do Poruczyna.

Poniew aż w szystko zd aje się w skazyw ać, że p oeta m usiał byw ać w Poruczynie i gościć w dom u ks. Tym oteusza oraz zaglądać do m iejscow ej cerkiew ki, przy taczam tu in teresu jące nas z tego w zglę­ du ustępy spraw ozdania w dosłow nym ich brzm ieniu:

W i e ś P o r u c z y n . C erkiew pod tytułem Protekcji Marii Panny w kol- lacji w ieleb n ego jegom ościa księdza Jakuba K obylińskiego, kanonika Inflanc­ kiego, now a, drew niana, na podm urowaniu, gontam i kryta [...] Ołtarz po­ boczny z obrazem N a jśw iętszej Panny w szacie srebrnej [...] Cerkiew ta, n ie­ zupełnie ogrodzona, od W ałów ki mil d w ie odległa, obrazu cudow nego, re- likwij, odpustów, szkółki parochialnej, szpitalu i bractw a n ie ma.

Z a b u d o w a n i e p l e b a n a l n e. Izba biała z komorą w ścianach tynkow aną, z piecem kaflanym zielonym szwedzkim , w niej podłoga z gliny, 12 O nim zob. A. M. S k a ł k o w s k i , O k o kardę le gionów . Lwów 1912, s. 268— 269, 272.

(10)

52 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L O W

%

drzwi na zaw iasach dw oje, okien szkła b iałego cztery, przez sień piekarnia z spiżarenką i piecem gospodarskim , w niej [w] sien iach drzwi na zaw iasach, okien trzy; budynek ten m ieszkalny, słom ą kryty, ze dworu za niedobór z przeszłych lat przez w ieleb n ego księdza administratora teraźniejszego annuaty na w ino i w osk i razem w nadgrodę prac parochialnych jest po­ staw iony; w iron [!] na dw a piątra [!], ch lew ów dw a i odrynka pleciona kosztem teraźniejszego w ieleb n ego księdza rządcy są zabudow ane, gumno zaś i odrynka kosztem p tzeszłego kollatora staw ione, a przez teraźniejszego rządcę już przesypane, są słomą kryte i reparacji niepotrzebne 13.

Przytoczony opis m ieszkania i obejścia ks. T ym oteusza H orba­ cewicza in te re su je n as n ie tylk o ze w zględu .n a to, że by w ał tam praw dopodobnie m łody Mickiewicz, i że — być może — do tego w łaśnie rodzicielskiego dom u przyszłego „księdza cyry ńskiego“ od­ noszą się słow a G ustaw a:

Ileż znow u pam iątek w tw oim domku, w szkole!

Chodzi głów nie o to, że — ja k w y n ik a z opisu in n y ch w izyto­ w an y ch przez ks. W oszczełłowicza parochij — m am y tu w izeru nek typow ego m ieszkania i obejścia ów czesnych parochów unickich na tere n ie Nowogródezyzny, a co za ty m idzie — opis d a je n a m pojęcie 0 tym , jak m ogło w yglądać m ieszkanie cyryńskie ks. J a n a H orba­ cewicza, gdzie rozegrały się m iędzy nim a M ickiew iczem -G ustaw em uw iecznione w Dziadach sceny 14.

Spraw ozdanie w ym ienia rów nież bardzo dokładnie ilość, rodzaj 1 położenie n ad ziału g ru n tu , jak im dysponow ał ks. T ym oteusz z ty ­ tu łu p ełn ien ia sw ych obowiązków kapłańskich:

13 Protokół w i z y t y je neraln ej d ek a n a tó w c y r y ń s k ie g o i now o g ró d zk ieg o ,

p rzez księdza Tomasza W o s zczełło w icza , d e le g o w a n e g o w i z y t a to r a w roku 1798 czy n io n e j sp orządzony. А р х е о г р а ф и ч е с к и й С б о р н и к д о к у м е н т о в о т н о с я щ и х с я к и с т о р и и С е в е р н о - З а п а д н е й Р у с и . И здаваем ы й при У п равлении В иленского У чебного О к руга. Т. 13. В ильно 1902, s. 215 in .

14 W protokole w izytacji ks. W oszczełłow icza znajduje się rów nież opis m ieszkania i obejścia parocha w C yrynie, jak jednak w yn ik a z innych źródeł, m ieszkanie to uległo w krótce potem pożarowi, tak że M ickiew icz odw iedzał ks. H orbacew icza w innym już m ieszkaniu. C iekaw y szczegół dorzucić tu m ogę dzięki uprzejm ości p. Euzebiusza Łopacińskiego. W aktach Sądu P ow iatow ego N ow ogródzkiego pod r. 1802 figurow ał m. in. zapis testam en tow y ó w czesn ego parocha cyryń sk iego (nazw iska już sobie nie przypominam), gd zie jeden z punk­

tów brzmiał ja knastępuje: „Proboszczowi cyryńskiem u [zapisuję] zegar ścienny". Kto w ie, czy zegar, ten n ie przetrwał tam do czasu, gdy poeta odw iedził ks. Hor­ bacew icza w sierpniu 1821 r. i czy to nie jest „zegar bijący na ścianie", który w ydzw ania w cz. IV D zia d ó w trzy godziny: „m iłości, b oleści i przestrogi".

(11)

Na m ocy funduszu ma kapłan gruntu sznur w Kruhłym polu, szerokości prętów 13, dłużyni od drogi zim nika aż do w ygonu, item ogród bokami z gruntem w si Poruczyna i ogrodami rzem ieślników tutejszych graniczący, końcem do gościń ca z W orończy do H orodyszcza idącego, aż do plebanii ciągnący się i tam góra, na której plebania i cerkiew , z jednej strony do w y ­ gonu, z drugiej strony do m iasteczkow ych ogrodów , [z] trzeciej do gościńca, z czwartej do gruntów w si Poruczyna ciągnącą się. Przy tym w jednym obrębie w ięcej w łók i gruntu, alias pola Poruczyną zw anego [...] także siano- żęci tym że funduszem kopcam i osypanej nadano do w ozów dw udziestu. Zagospodarow ał się więc ks. Tym oteusz i, ja k to obowiązywało duchow nych unickich, w k rótce po o trzy m an iu św ięceń ożenił się. P rzed w o jn ą zanotow ane m iałem im ię i nazw isko p anieńskie jego żony, teraz ich już jed n a k nie pam iętam , n o ta tk a zaś uległa znisz­ czeniu. Z żoną tą m iał ks. T ym oteusz kilkoro dzieci: jed n ą córkę, k tó rą — zapew ne k u u p am iętn ien iu im ienia babki — nazw ano Różą, oraz trz e ch czy czterech synów. W ich liczbie b y ł i — około r. 1790 urodzony, a im ien iem J a n a ochrzczony — przyszły ,,nauczy ciel Gu­ sta w a “.

Do dziesiątego rok u życia J a n H orbacew icz p rzeby w ał w dom u rodzicielskim i tu pew nie, może od w łasnego ojca, po bierał początki n auk. W w ieku la t dziesięciu oddany został do tej sam ej now ogródz­ kiej szkoły dom inikanów , do k tó rej k ilk a la t później uczęszczać zacz­ nie Mickiewicz. N auka jed n ak szła m u widocznie niesporo, po trzech bowiem latach ks. T ym oteusz zab rał sy n a do domu.

K a rie ra szkolna m łodego H orbacew icza n a ty m się n a razie skoń­ czyła. Ojciec n ie chciał jed n ak pozwolić n a próżnow anie i tru d n o m u było zapew ne w yżyw ić tak liczną rodzinę, w y sta ra ł się więc u swego „ p ry n c y p a ła “, F lo rian a K obylińskiego, aby syn — m ając ukończone trz y k lasy szkoły śred niej, a więc n a tam ty c h teren ach na owe czasy m łodzieniec ju ż dość „uczony“ , m ógł edukow ać dzieci obu braci K obylińskich. Od m aja 1803 r. do jakiegoś bliżej nie w y­ m ienionego te rm in u (zapew ne do r. 1804) trw a ła ta jego „guw er- n e rk a “. Gdzieś je d n a k w r. 1804 (dzięki zabiegom ojca, a n a jp e w ­ niej i za spraw ą m ożnych p ro tekto rów K obylińskich, życzliwie — jak to zostało zaznaczone w „ro tu łach “ — wobec m łodego ,Popow i­ cza“ usposobionych) J a n H orbacew icz o b ejm uje prow adzenie szkółki parafialn ej w położonym stosunkow o niedaleko od P oruczyna m ia­ steczku Stołowicze albo — jak wówczas pisano — Stwołowicze.

Tak m ijają: r. 1804 i pierw sze m iesiące roku 1805. W ciągu kil- kunastom iesięcznego o k resu Horbacew icz pełni obowiązki tzw. „dy­ re k to ra “ , będąc w jed n ej osobie nauczycielem i w ychow aw cą po­

(12)

54 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W

w ierzonej sobie grom adki dzieci, k tó ry ch liczba, jak ju ż w iem y, się­ ga w r. 1804 dokładnie 30 osób, w roku zaś następn ym , z niew iado­ m ych powodów , spada do 9.

In fo rm acja ta jest dla nas niezw ykle cenna. W sposób prosty, a całkiem nieoczekiw any, pozw ala ona spojrzeć n a ta k rzekom o n ie­ praw dopodobną czy n aw et w ręcz niem ożliw ą ,,autobiograficzność“ stosunku G ustaw a do K siędza jako na fa k t zupełnie n a tu ra ln y . Je śli bow iem dotychczas uw ażano, że b rak jest dostatecznych podstaw , by pom iędzy stosu n k iem ucznia do nauczyciela i w ychow aw cy, a ta ­ kim sam ym stosunkiem M ickiewicza do ks. J a n a H orbacew icza po­ staw ić znak rów nania, to obecnie — po u zy skaniu powyższej in fo r­ m acji — „autobiograficzność“ ta staje się całkiem m ożliw a do p rzy ­ jęcia. Ja sn e jest p rzede w szystkim jedno: jeśli po eta był k iedyś isto t­ nie uczniem Horbacew icza, to w yłącznie w ty m w łaśnie okresie i w tejże szkółce stołow ickiej. Zobaczm y więc, gdzie obracał się wówczas Mickiewicz. Czy fak ty nie sto ją przy p ad k iem na przeszko­ dzie p rzy jęciu om aw ianej możliwości?

W edług słów starszego b ra ta poety, Franciszka, przed p rzen ie­ sieniem się n a stałe do Nowogródka, a w ięc w latach 1804— 1805 rodzice m ieszkali przew ażnie oddzielnie:

[pan Mikołaj] do m iasta przybyw szy, podług składu zatrudnień w praw- nictw ie, czasam i i po kilka m iesięcy przesiadyw ał — gdy ukochana Barbara [oczyw iście z synam i; przyp. L.P.-O.] w w io sce gospodarstw em trudniąca się czasam i m ęża odw iedziła, kiedy potrzebow ał jej w izyty, albo był chory, albo chciał w iedzieć, co się dzieje na jego dziedzicznej ziem icy [...] Dwa w ięc b y ły gospodarstw a, jedno w iejsk ie, a drugie m iejskie, w sp óln ie przez m ałżeństw o zgodnie urządzane i ile okoliczność dozw alała — także w sp óln ie odw iedzane 15. Jeśli w eźm iem y teraz pod uw agę fakt, że Stołow icze były p a ra ­ fią dla Zaosia, od którego dzieliło je w p ro stej linii zaledw ie jakieś 8 kilom etrów drogi, że szkółka m iejscow a b y ła k atolick a i zn ajd o ­ w ała się w zaw iadyw aniu proboszcza katolickiego, n ie zaś m iejsco­ w ego parocha, i że trud.no przypuścić, aby rodzice poety — tak zaw ­ sze dbali o w ykształcenie sw ych synów i m ający, ja k dalej zoba­ czymy, wysoko postaw ionych p ro tek to ró w — nie skorzystali z n a ­ rzucającej się sposobności oddania dw u starszy ch synów , tj. F ra n ­ ciszka i A dam a, n a nau k ę do tej w łaśnie szkółki, a być może i do um ieszczenia ich w liczbie czterech uczni „fu nduszow ych“, podob­

(13)

nie ja k to się działo w dw adzieścia lat później z dw om a m łodym i Z an am i ie.

Dobrze, m oże ktoś powiedzieć, przypuśćm y naw et, że tak było w rzeczyw istości. Ale dlaczego w tak im razie, oprócz poetyckiej w zm ianki sam ego A dam a M ickiewicza, n ie m a o ty m nigdzie mowy? A ni w jego Żyw ocie, n ap isan y m przez sy n a W ładysław a, ani w Pa­

m ię tn ik u b ra ta Franciszka, a n i też w e w spom nieniach — tak bardzo

sk ąd in ąd szczegółow ych — m łodszego brata, A leksandra? W szak tego rod zaju epizod z życia poety m usiałby być im znany.

Oczywiście. A le rów nież oczyw isty i zrozum iały je st fakt, że nie m ogło żadn em u z n ich zależeć n a tym , ab y epizodowi tem u nadać rozgłos. Wszyscy oni p isali o A dam ie w późnych latach, kiedy jego im ię oprom ienione ju ż było n im bem geniuszu i sław y, i kiedy spiżo­ w em u jego posągow i n ie w olno było w niczym uchybić... J a k by

to przecież w yglądało: wieszcz i p o eta narodow y, a u to r Konrada

W allenroda i III cz. D ziadów — uczniem ,,p opowi cza“ H orbacew i­

cza? Dość przeczytać P a m ię tn ik F ranciszka M ickiewicza — sadzą­ cego się raz po raz na ró żn e b zd u rn e inform acje, by ty lk o podnieść w oczach czytelnika sp len d o r osobisty obojga rodziców poety i rze­ kom ą zamożność ich dom u — a b y zrozum ieć, że w tego rodzaju „brązow niczych“ n a stro ja c h nie m ogło być m iejsca d la stołow ickiego „nauczyciela G u staw a“.

T ak ted y n ie m a, m oim zdaniem , żadnych isto tny ch powodów, by nie w ierzyć tem u, co m ów i o sobie M ickiewicz w scenie „spowiedzi“ G ustaw a, by nie przyjąć, że w edług w szelkiego praw dopodobieństw a m usiał on w lata ch dziecięcych uczęszczać do prow adzonej przez H orbacew icza s z k ó łk i17. A p rzy j ąwszy tak ie założenie, chociażby

lł Protokoły w izytacji szk ółek parafialnych z roku 1825.

17 W Dziadach, w rozm ow ie K siędza z Pustelnikiem -G ustaw em , mamy n astę­ pujące literackie przeróbki tych szczegółów :

a) Ksiądz zapytuje przybyłego doń późnym w ieczorem Pustelnika (w. 21— 33): Skąd przychodzisz tak nierano?

Kto jesteś? jakie tw e miano? K iedy się tobie przypatruję z bliska,

Zdaje się, że cię k ied yś w idziałem w tej stronie. Powiedz, mój bracie, jak iegoś ty rodu?

P U S T E L N IK

O tak! tak, byłem tutaj... o, dawno! za młodu! Przed śm iercią... będzie trzy lata!

(14)

56 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ö W

tylko w c h arak terze tzw. hipotezy roboczej, zobaczm y, czy bliższe zaznajom ienie się z realiam i całej spraw y nie dostarczy nam p rz y ­ pad k iem dodatkow ych argum entów .

Lecz co tobie do m ego rodu i nazwiska?

Gdy dzw onią po umarłym, dziad stoi przy dzw onie; Pytają ludzie, kto zeszed ł ze świata?

(udając dziada)

,,A na co ta ciekaw ość? zm ów tylko pacierze". Otóż ja także umarły dla św iata.

N a co tobie ciekaw ość, zm ów tylko pacierze.

N ie trudno zauw ażyć, iż fragment ten jest echem ow ego, opow iadanego przez A leksandra M i с к i e w i с z a* „figla" z nastraszeniem H orbacew icza przez A da­ ma, k ied y to „H orbacew icz strw ożył się zrazu, ale Adam uspokoił go i przy­ pom niał mu tylko, że n ie zm ów ił po nim A nioł Pański. W róciw szy do domu H orbacew icz uderzył w dzw ony cerkiew ki, czym ściągnął lud, bo to już była noc. O pow iedział w szystkim , co się zdarzyło, i odm ów ili A nioł Pański".

b) Gdy Pustelnik pyta Księdza: „Gdzież jestem?" — ten odpow iada mu: „W przyjaciela domu" (w. 712), a w krótce potem toczy się m iędzy nimi następu­ jący dialog (w. 727— 754):

Synu mój!

K S IĄ D Z (bierze za rękę)

P U S T E L N IK (poruszony i zdziw iony) Synu! Głos ten jakby blaskiem gromu Rozum mój z m roczącego w yd ob yw a cienia!

(wpatruje się)

Tak, poznaję, gdzie jestem , w czyim jestem domu. Tak, ty ś mój drugi ojciec, to m oja ojczyzna! Poznaję luby domek! jak się w szystk o zmienia! Dziatki urosły, ciebie przyprósza siwizna!

K S IĄ D Z

(pom ieszany bierze św iecę, w patruje się) Jak to? znasz mię? to on!... nie... tak... nie, być n ie może!

P U S T E L N IK Gustaw.

K S IĄ D Z Gustaw! ty Gustaw!

(ściska)

Gustaw! w ielk i Boże! U czeń mój! syn mój!

(15)

S p ró b u jm y się przede w szystkim dowiedzieć, co reprezento w ały wów czas Stołow icze i ja k a to b y ła ta m iejscow a szkółka parafialn a.

O Stołow i czach czytam y, co n astęp u je:

S t o ł o w i c z e al. S tw o ło w icze, mko nad rz. Szczarą, pow. now ogródzki, w 3 okr. poi. N ow a M ysz, gm. Stołow icze [...], o 42 w [iorsty] od N ow ogródka,

G U S T A W (ściska, patrząc na zegar)

O jcze, jeszcze ściskać m ogę! Bo potem... w krótce... zaraz pójdę w kraj daleki! Ach, i ty będziesz m usiał w ybrać się w tę drogę, U ściśniem y się w tenczas, ale już na w ieki!

K S IĄ D Z

Gustaw! skąd? kędyś? przebóg! tak długa w ędrówka? G dzieś ty byw ał dotychczas, przyjacielu młody? N ie w ied zieć k ęd yś zniknął, jakbyś w padł do w ody, Litery nie napisać, nie nakazać słówka?

W szak to lat tyle!... Gustaw! cóż się z tobą dzieje? Ty n ieg d y ś w m ojej szkole ozdoba m łodzieży, Na tobie najpiękniejszem zakładał nadzieje; Czy można tak się zgubić? w jakiejże odzieży?

G U S T A W (z gniew em )

Starcze! a gd y ja zacznę oskarżać nawzajem , Przeklinać tw e nauki, na sam w idok zgrzytać? Ty m nie zabiłeś! — ty mnie n au czyłeś czytać! W pięknych księgach i pięknym przyrodzeniu czytać! Ty dla mnie ziem ię piekłem zrobiłeś

(z żalem i uśm iechem ) i rajem! (mocniej i ze wzgardą) A to jest tylko ziemia!

K S IĄ D Z

Co słyszę? o Chryste! Ja ćieb ie chciałem zgubić? mam sum nienie czyste! Kochałem cię jak syna!

Jak już na to sw ego czasu zw róciłem uw agę, scena ta w ystylizow an a zo­ stała przez M ickiew icza na m odłę scen y spotkania Karola ze starym sługą Da­ n ielem w Zbójcach Schillera (zob. Realia, s. 73 i n.), treść jednak do niej za­ czerpnął poeta n iew ątp liw ie z jakiejś autentycznej w izy ty u ks. Horbacew icza. W ypadła ona najpew niej na jesien i 1821 г., a w ięc od r. 1804— 1805 istotnie upłynęło już ,,lat tyle".

(16)

58 L E O N A R D P O D H O R SK I-O K O L Ö W

a 10 w iorst od stac[ji] dr[ogi] żelazfnej] m oskiew sko-brzeskiej Baranowicze [...]. W 1867 roku było [tu] 102 dm.( 523 mk., cerkiew , k o śció ł katolicki, dom m o­ dlitw y żyd ow sk i, dw a jarmarki (15 sierpnia i 8 w rześnia); szkółka m iejska. P ierw otnie S. b yły w łasn ością w. ks. litew skich, nadane podobno przez W i­ tolda, pew n iej zaś przez króla Kazimierza Jagielloń czyk a w 1499 r. N iem irze R ezanow iczow i wraz z dobrami: Slezy, Litow icze i Czertawicze (ob. Skarbiec D a n i ł o w i c z a , II, 194, nr 1891). Pod k on iec XVI w. nabył S. ordynat nie- św iesk i, ks. M ikołaj K rzysztof R adziw iłł „Sierotka" i takow e 1616 r., na krótko przed śm iercią, oddał wraz z dobrami P ociejki (ob.) kaw alerom maltańskim, z tym zastrzeżeniem , aby w now o utw orzonej kom andorii R adziw iłłow ie m ieli p ierw szeństw o [...]. Komandoria ta otrzym ała potw ierdzenie mistrza zakonu A lofa de V ignacourt. Pierw szym kom andorem został syn ks. M ikołaja S ie­ rotki, Zygm unt Karol, późn iejszy w [oje]w oda now ogródzki, który baw iąc na naukach w Bolonii, w 17 roku życia pow ziął chęć w stąpienia do zakonu k aw alerów m altańskich i gdy w 1609 r. otrzym ał na to zezw olen ie ojcow skie, udał się do M alty i po złożeniu ślubów odbył nad Morzem Śródziem nym w ypraw ę przeciw ko piratom afrykańskim. Odtąd S. w zrosły i nabrały p ew n ego rozgłosu, ks. Zygmunt bow iem , w ych ow an y w e W łoszech, przy­ w iózł z sobą zam iłow anie do budow nictw a i dźw igając m iasto, starał się zarazem o jeg o upiększenie. W 1639 r. w zn iósł w ielkim kosztem z muru św iątyn ię, a przy n iej dom ek loretański z piękną figurą M atki Boskiej, rze­ zaną z drzewa, odpusty w yjed n ał w Rzymie i w ieś B erezow ce zapisał na fundusz kościołow i. M iejsce to stało się uczęszczanym przez pątników, i lud, uw ażając statuę za cudow ną, składał liczne ofiary i vota . U stanow iona przez biskupów w ileń sk ich parafia stołow icka m iała kaplice w A rabinow szczyźnie, Haciszczu, D om aszew iczach i Ż eleżnicy. Istniał naw et dekanat stołow icki, obejm ujący 11 parafii [...]. W 1868 r. k ościół w S. przerobiono na cerkiew [...]. Statua N. M. P. p ozostała w cerkw i [...], komandorem [był] M ikołaj Józef R adziw iłł, ordynat k ieck i [...], a po śm ierci jego w 1813 r. w ziął kom ando­ rię [...] sy n o w iec jego ks. Ludwik Radziwiłł.

[...] N ieg d y ś m iasteczko sły n ęło jarmarkami na kbnie [...]. Przy k o ściele farnym z funduszu Stanisław a R adziszew skiego istniał daw niej szpital, p o­ budow any przez R adziw iłłów około 1657 r. D[nia] 23 w rześnia 1771 r. w S. Suw arow [!] zeszed ł niespodzianie w n o cy konfederatów barskich pod w odzą hetm ana M ichała O giń sk iego i bez boju zabrał w n iew olę. Po drugim p o­ dziale Rzplitej w 1793 r. S. zam ianow ano m [ias]tem pow iat, „ziemi Stw oło- w ickiej" [...]. W 1795 r., po podziale ostatnim i utw orzeniu gub. Słonim skiej, S. w ró ciły znow u do znaczenia m[ias]ta parafialnego 18.

Tyle S ło w n ik G eograficzny. O Stołow iczach posiadam y w iad o ­ mość i z in n y ch źródeł, ale już tek st przytoczony zaw iera k ilk a cen­ nych dla nas inform acji, pozw alających tw ierdzić, że m iasteczko to było dobrze znane M ickiewiczowi.

A w ięc p rzed e w szystkim owa, cudam i jakoby sły nąca „ s ta tu a “ M atki Boskiej L o retań sk iej. W szak to do niej, nie zaś do jakiegoś

18 S ło w n ik G e o g ra ficzn y K róles tw a Polskiego i in nych k r a j ó w słowiańsk ich. T. 11. W arszaw a 1890, s. 364—365.

(17)

cudow nego o b r a z u w k tó re jś cerkw i now ogródzkiej, odnoszą się n iew ątp liw ie słow a poety:

Panno św ięta, co Jasnej bronisz C zęstoch ow y I w Ostrej św iecisz Bramie! Ty, co gród zam kow y N ow ogródzki ochraniasz z jego w iernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrow ia p ow róciłaś cudem (Gdy od płaczącej matki pod T w oję opiekę O fiarow any, martwą podniosłem p ow iek ę I zaraz m ogłem pieszo do T w ych św iątyń progu Iść za w rócone ży cie podziękow ać B o g u )...19

Odyniec przekazał opow iadanie M ickiew icza o tym , jak to on w dzieciństw ie „w ypadłszy z okna b y ł jakiś czas bez życia“ . Nie w iadom o właściw ie, dlaczego w ypad ek ten u m iejscaw iano zw ykle w N ow ogródku i ta m szukano ko n sek w en tnie i bezskutecznie odpo­ w iedniego obrazu. P ra k ty k a ta da się, jak sądzę, w y tłu m aczy ć fak­ tem , że za m iejsce urodzenia poety, a w ięc p rzypuszczalnie i jego p rzeb y w an ia w pierw szych latach życia, uchodził pow szechnie No­ w ogródek, nie zaś Zaosie. Skoro jed n ak w św ie tle now ych badań zd aje się nie ulegać w ątpliw ości, że M ickiewicz urodził się w Zaosiu (ściślej: na te re n ie „p rzy k u p li“ zw anej Osowiec) i, jak w idzieliśm y, w Zaosiu spędził w iększą część swego dzieciństw a, logiczniej jest przyjąć, iż opisany w ypadek zd arzy ł się w łaśnie tam i że sw oją ofiarę B a rb a ra M ickiewiczowa uczyniła w obec s ta tu i stołow ickiej, n a jb liż ­ szej od Zaosia.

Jeszcze przed w o jn ą pośw ięciłem tej spraw ie k ilk a słów, n ie w ie­ dząc wówczas, że już przede m ną w ypow iadano się w ty m sam ym

d u c h u 20. Do sw ych daw nych argum entów m ógłbym te ra z jeszcze dodać, że w cytow anym ustępie p oeta w y raźnie m ówi: „do T w ych św iątyń p ro g u “ , a więc chodzi tu raczej o stołow icką kaplicę, niż o jakiś (nowogródzki) pojedynczy obraz.

D rugi szczegół — to w zm ianka o głośnej porażce h e tm a n a Ogiń­ skiego. Za czasów M ickiewicza żyli jeszcze n iew ątp liw ie n a m iejscu św iadkow ie owej nieszczęsnej batalii nocnej, k ied y to rozgrom ione zostały doszczętnie znaczne siły konfederatów , a ich w ódz m usiał ratow ać się ucieczką za granicę. B ardzo długo za sp raw cę owej k

lę-19 W in w ok acji Pana Tadeusza.

2* W notatce pt. „Rucza j" M i c k ie w ic z o w s k i. W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e , XV, 1938, nr 45. Już dawniej pisał o tym E. P a w ł o w i c z ( T y g o d n i k I l u ­ s t r o w a n y , 1883, nr 14) i inni.

(18)

60 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W

ski uchodził w oczach okolicznych m ieszkańców m iejscow y proboszcz katolicki. Oto jak brzm iała jed n a ze w spółczesnych relacji:

w ted y [w r. 1798] był proboszczem w S tw ołow iczach ksiądz D ziurdziewicz, bardzo niepopularny nie tylko u sw oich parafian, ale i w całym o b yw atel­ stw ie, raz że był w ielkim pieniaczem i ze w szystkim i się procesow ał, a po w tóre, pow szechna fama głosiła, że hetman O giński przed bitwą pod Stoło- w iczam i szkatułę sw oją z klejnotam i i złotem zostaw ił u n iego w depozycie; po przegranej zaś bitw ie, k ied y zaraz m usiał uciekać za granicę, to pom ie- niona szkatuła nigdy już sw ego w łaściciela oglądać n ie miała; podejrzew ano także księdza, że posiadając tak cenny depozyt w sw ym ręku sekretnie dał znać d ow ódcy przeciw nych w ojsk o położeniu O giń sk iego 21.

In n e w e rsje różnią się w szczegółach od w e rsji przytoczonej. T ru d ­ no orzec, ile jest p ra w d y w całym ty m opow iadaniu, ale coś tam jed n ak m usiało być, skoro tego rod zaju w e rsje k rąż y ły o ks. D ziur- dziew iczu jeszcze w w iele la t po owej bitw ie. N asłućhać się ich m u ­ siał też i p oeta w czasie ew entualnego p o b y tu w Stołowiczach. I z ty ch to m. in. opow iadań czerpał później n iew ątpliw ie w zory do swego O statniego zajazdu na L itw ie. Gdy się bow iem czyta szcze­ gółowe opisy b itw y stołow ickiej, mimo woli sta je p rzed oczyma scena w iązania śpiącej szlachty przez jegrów rosyjskich:

A chrapali tak tw ardym snem, że ich nie budzi Blask latarek i w n iście kilkudziesiąt ludzi, Którzy w padli na szlachtę, jak pająki ścienne N azw ane k o s a r z a m i na m uchy wpółsenne,- Z aledw ie która bzyknie, już długimi nogi O bejm uje ją w koło i dusi mistrz srogi.

Sen szlachecki był jeszcze tw ardszy niż sen muszy: Żaden nie bzyka, leżą w szy scy jak bez duszy, Chociaż b yli chw ytani silnym i rękoma I przewracani jako na przew iąsłach słoma. T ylko jeden Konewka, któremu w p ow iecie

N ie znajdziesz rów nie m ocnej g ło w y przy bankiecie, Konewka, co m ógł w ypić lipcu dwa antały,

Nim mu splątał się język i nogi zachw iały, Ten, choć długo ucztow ał i usnął głęboko, D aw ał przecie znak życia; przemknął jedno oko I widzi! istne zmory! dw ie okropne twarze Tuż nad sobą, a każda ma w ąsów po parze, D yszą nad nim, ust jego tykają w ąsam i I czw orgiem rąk w około w iją jak skrzydłami;

21 Z listu A dolfa K o b y l i ń s k i e g o do Piotra C hm ielow skiego. Zob. P. C h m i e l o w s k i , A dam M ickie wic z. Z arys'biograficzno-literacki. W yd. 2. T. 1. W arszaw a 1898, s. 415—418.

(19)

Zląkł się, chciał przeżegnać się, darmo rękę chw yta, Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;

Ruszył lew ą, n iestety! czuje, że go duchy S p ow iły ciasno jako n iem ow lę w pieluchy; Zląkł się jeszcze okropniej, w net oko zawiera, Leży nie dysząc, stygnie, led w ie nie umiera. Lecz K ropiciel zerw ał się bronić się, po czasie! Bo już był skrępow any w e sw ym w łasnym pasie; Przecież zw inął się i tak sprężyście podskoczył, Że padł na piersi sennych, po głow ach się toczył, M iotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca, A ryczał jako niedźw iedź, bo miał silne płuca. Ryczał: „Zdrada!” — W net cała zbudzona gromada Chórem odpow iedziała: „Zdrada! gw ałtu! zdrada!" Krzyk dochodzi echam i zw ierciadlanej sałi, K ędy hrabia, G erw azy i dżokeje spali; Przebudza się Gerwazy, darmo się w ydziera, Zw iązany w kij do sw ego w łasnego rapiera: Patrzy, w idzi przy oknie ludzi uzbrojonych,

W czarnych krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych, Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę

I ostrzem jej kierow ał sw ych drabów gromadę Szepcąc: „W iąż! wiąż!" D okoła leżą jak barany D żokeje w pętach, Hrabia siedzi n ie zw iązany, Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołym i b agnety Stoją drabi — poznał ich Gerwazy, n iestety! M o sk a le!!!22

A czyż w m ed y tacjach poety:

Kto z w io sek batalijon M oskałów sprowadził? Kto tak prędko sąsiedztw o z zaścianków zgromadził? A sesor-li, czy Jankiel? różnie słych ać o tern,

Lecz nikt p ew n ie nie w iedział ni w tenczas, ni p o tem ...28

albo w jeszcze w iększym sto p n iu w słow ach spowiedzi Jack a Soplicy: „Bo fałsz, żebym był w jakiej z M oskalam i zmowie"

i nieco dalej:

„Imię zdrajcy przylgnęło do mnie jako dżuma. Odw racali ode mnie twarz obyw atele, U ciekali ode mnie dawni przyjaciele, 22 Dzieła, t. 4, s. 241—242.

(20)

62 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O L Ô W Kto był lękliw y, z dala w itał się i stronił; N aw et lada chłop, lada żyd, choć się pokłonił, To m ię z boku szyderskim przebijał uśm iechem ; W yraz »zdrajca« brzmiał w uszach, odbijał się echem W domie, w polu; ten w yraz od rana do zmroku W ił się przede mną, jako plama w chorym oku. Przecież nie byłem zdrajcą kraju" 24.

— czyż w ty m w szystkim n ie w olno dosłuchiw ać się echa opowia­ d ań stołow ickich o postępku ks. D ziurdziew icza?

Nie koniec n a tym . T rady cje m iejscow e o tej tak stosunkow o n iedaw nej historycznej bitw ie m usiały tam być w r. 1804 jeszcze bardzo św ieże i one n ajp ew n iej pobudzały uczniów do „zabaw w w oj­ n ę “, o czym opow iada księdzu G ustaw . To tu — n a ty ch sam ych błoniach stołow ickich, n a k tó ry ch poty k ał się tak n iefo rtu n n ie O giń­ ski z Suw orow em , nie zaś, jak daw niej sądziłem , w C yrynie — og arn iał M ickiewicza i jego „w spółuczniów “ zapał w o jenn y i tu gdzieś m usiał się zapew ne znajdow ać „w zgórek“, k tó ry był dla nich „w ałem “ i n a k tó ry m , „przy chorągw i P ro ro k a “, G ustaw u jrz a ł po raz pierw szy sw ą ukochaną. W tłum aczeniu n a język autobiograficz­ ny: tam m iałby p o eta zobaczyć pierw szy raz M arylę 25.

Jeszcze świeższa m u siała tu być pam ięć bytności cara P aw ła I. P rzejeżd żając tęd y w r. 1801 przenocow ał on w Stołowiczach. J a k w iadom o, P aw eł b ył gorliw ym p ro te k to re m Z akonu K aw alerów M al­ tańskich, d latego zainteresow ała go m iejscow a kom andoria. Na dzie­ cięcą im aginację przyszłego poety opow iadania o pobycie w m ias­ teczku dw oru carskiego — o czym m ógł już słyszeć, jako niem al trz y le tn i m alec, jeszcze w Zaosiu — m usiały w yw rzeć odpow iednie w rażenie.

Dużo też przeżyć i obserw acyj zaw dzięczał on zapew ne i s ły n ­ n y m jarm ark o m n a konie, jakie w okresie ew entu alneg o po bytu M ickiew icza w szkole odbyły się tu d w u k rotn ie. Oto co pisze np. o tego rodzaju jarm ark a ch jeden z historyków Nowogródczyzny:

24 Tamże, s. 296.

25 Kiedy fakt nauczania przez H orbacew icza w szkółce stołow ick iej nie był mi jeszcze znany, sądziłem , iż om aw iane „zabaw y w w ojsko" od b yw ały się w rzeczyw istości na błoniach cyryńskich. Później stało się dla mnie jasne, że zw oływ an i przez Gustawa „w spółuczniow ie" to nikt inny, tylko sto ło w iccy w sp ółu czn iow ie m ałego Adama. Jak pow ierzchow nie podchodzono na o gół do tej spraw y, św iadczyć m oże fakt, iż K a l l e n b a c h id en tyfik ow ał ow e za­ baw y z zabawam i uczniaków szk oły now ogródzkiej, o których pisze w c y to ­ w anym już w yżej Pamiętnik u Franciszek M i c k i e w i c z .

(21)

Panowało na nich często w ięk sze ożyw ien ie, niż daw ały do tego powód rozmiary d okonyw anych transakcyj, bow iem pod ich pretekstem okoliczne ziem iaństwo urządzało zjazdy tow arzyskie; zebranym zaś tłumom pospól­ stwa dostarczały one różnorakich ro zry w ek 2e.

M ickiewicz b y w ał n a ty ch jarm ark a ch i w lata ch późniejszych. „Byłem niedaw no n a ja rm a rk u (nie tak im ja k n a Rossie) w Stoło- wiczach, o sześć m il od stolicy [Nowogródka]“ — donosi Jeżow skie­ m u w liście z końca sie rp n ia 1818 r o k u 27. 4

W idyw ał też w Stołow iczach — kiedy, to tru d n o pow iedzieć — i in n e jeszcze sceny. O jedn ej z n ich d o w iadujem y się z jego listu, k tó ry w r. 1827 p isał z M oskwy do przeb y w ający ch rów nież n a w y ­ gn aniu (lecz osadzonych w różnych, bardzo odległych od siebie m ie j­ scowościach) J a n a Czeczota i Tom asza Zana. Chodziło o to, że Cze­ czot, m ający jeszcze w W ilnie przezw isko „m en to ra“ czyli nauczy­ ciela, w szeregu sw ych listów do Z ana strofow ał go bardzo ostro za przyjaźn ien ie się z R osjanam i, b y w an ie u n ich n a obiadach itp ., co w edług m niem ania Czeczota m iało n arażać n a szw ank in te resy w spól­ nej im w szystkim „k o ch an k i“, pod k tó ry m to im ieniem dom yślać się trzeb a było słowa „ojczyzna“. M ickiewicz odm ów ił Czeczotowi racji, pisząc m. in.:

Mój Janku! możnaż z tym w ysokim i szlachetnym uczuciem łączyć i w iązać szczegóły nic nie znaczące? Obiady, tańce, śpiew ania, mająż obra­ żać ow ą boską kochankę? N ie jesteśże podobnym do chłopców stołow ic- kich, którzy bijąc żyda każdego, chcieli m ścić się za ukrzyżow anie Chrystusa? i czyliż nie dobrze ów żyd pow iedział, że to nie ja, ale mirski kahał popełnił tę zbrodnię? Przez w szystko, co jest św iętego! Zniżasz się Janku do praw dziw ej pedanterii 28.

W reszcie, jak b y ła już o tym m owa, Stołowicze leżały n ad w pa­ dającą do N iem na rzeką Szczarą, k tó ra od teg o w łaśnie m iasteczka zaczyna być spław na. D la południow o-zachodniej połaci N ow ogród- czyzny stanow iła ona zatem tak ą sam ą drogę w odną łączącą ją z po r­ tam i bałtyckim i, jak ą d la tere n ó w północnych i w schodnich tejże Now ogródczyzny stan o w ił Niem en, sp ław n y już od Sw ierznia. Mógł się więc po eta n ap atrzy ć tu do woli naład ow anym to w arem wicinom , udającym się w d aleką drogę do K łajp edy czy do Królew ca, w dro­

2e H. Ł o w m i a ń s к i, R ys h is to r y c z n y w o j e w ó d z t w a n o w o g ró d zk ie g o w j e ­

go dzisiejszych granicach (do r. 1795). W ilno 1935, s. 110— 111.

27 Dzieła, t. 14, s. 14. 28 Tamże, s. 288.

(22)

64 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł O W

gę, o k tó rej czytam y w zm iankę i w D udarzu, i w K onradzie W a llen ­

rodzie, i w Panu Tadeuszu 29.

Tyle mogło m u u tkw ić w pam ięci z historii m iasteczka i z p a n u ­ jących w nim stosunków i obyczajów. Cóż dopiero m ówić o w raże­ niach w yniesionych z życia szkolnego, jeśli isto tn ie był on uczniem „b ak ałarza“ H orbacew icza?

Żeby coś o ty m powiedzieć, należało poznać histo rię założenia stołow ickiej szkółki p arafialn ej i jej c h a ra k te r jako p rzy b y tk u n a ­ uki początkow ej.

W jed n ej z m iejscow ych ksiąg kościelnych zn alazłem swego czasu protokół w izy ty p a ra fii stołow ickiej, a w n im dość obszerny ustęp, dotyczący sam ej szkółki. O kazało się, że szkółkę założył i odpow ied­ nią kw otę, z k tó rej p ro cen t przeznaczano na u trzy m an ie czterech uczniów „funduszow ych“, ofiarow ał nie k to in ny , tylko w łaśnie ks. W alerian Dziurdziew icz! W k tó ry m roku, już n ie pam iętam , w k aż­ dym razie gdzieś w o statniej ćw ierci X V III stu lecia i chyba po ta m ­ tej brzydkiej h isto rii ze szk atu łą h etm ańską. Może to b y ł z jego stro ­ ny jakiś rodzaj ekspiacji albo też chęć odzyskania dobrego im ienia u sw ych p arafian . Któż to powie?

Tak czy ow ak, szkółka została założona i dziatw a m iejscow a m iała się gdzie uczyć. Pro to k ó ł daw ał n a w e t opis przykościelnego b u d y n ­ ku, w k tó ry m się ona m ieściła, zaznaczono tam jed n a k równocześnie, że m a ibyć przeniesiona do innego pom ieszczenia. Nie m ożna się więc zorientow ać, czy b y ł to ten sam budynek, w k tó ry m „popowicz H or- bacew icz“ m iałb y uczyć G ustaw a.

P rotokół zaw ierał poza ty m inny, nadzw yczaj ciekaw y szczegół. Ten m ianowicie, że ofiarodaw cam i łożącym i n a koszty dalszego pro ­ w adzenia szkółki byli: m arszałek now ogródzki A ntoni W ereszczaka, ojciec M aryli, oraz m łodszy b ra t jego, podkom orzy now ogródzki i po­ seł n a sejm czteroletni, a po śm ierci A ntoniego (1806) głowa rodu W ereszczaków now ogródzkich — częsty gość w Tuhanow iczach i n ie ­ w ątpliw y pierw ow zór Podkom orzego z Pana Tadeusza — S tefan W ereszczaka!30

Nie było w ty m zresztą nic sp ecjaln ie dziw nego: obu braci łączyły ze Stołow iczam i i z tam tejszy m kościołem dość liczne więzy. W pa­ rafii stołow ickiej leżało Kołdyczewo, gniazdo rodzinne d rugiej żony 29 Por. L. P o d h o r s k i - O k o ł ó w , Tradycje gdańskie w rodzin nych stro­

nach M ickie w ic za. T w ó r c z o ś ć , I, 1945, z. 4, s. 148.

30 Pisałem o nim obszernie w artykule pt. P ie rw o w zó r P o dkom orz ego z ,,Po.na

(23)

A ntoniego, Franciszki z A ncutów (m atki M aryli), w Stołowiczach w ięc m usiał się odbyć ich ślub, a udzielił go najpew niej ks. D ziur- dziewicz 31. Istn ieje także k w it przechow yw any p rzed w ojną w M u­ zeum M ickiewicza w N ow ogródku, a świadczący, że S tefan We- reszczaka, będąc w Tuhanow ieżach (roku już nie pam iętam ) zam aw iał dla ks. D ziurdziew icza (zm arłego 9 IX 1798) różne leki u a p tek arza (lekarza?) now ogródzkiego Emmego. Dow odziłoby to chyba najlepiej, jak bliskie i zażyłe stosunki m usiały ich łączyć. Co się tyczy jeszcze sam ych Stołowicz, to w p ap ierach F ranciszka M ickiewicza znaleźć m ożna n o tatk ę tej m niej w ięcej treści, że w r. 1811 czy też 1812 (do­ kładnie nie pam iętam ) p ełnił on obowiązki pisarza (sekretarza?) u „podkom orzego stw ołow ickiego, Stefan a W ereszczaki“ 32.

Z upełnie n a tu ra ln y m biegiem rzeczy mogło się kiedyś zdarzyć, iż z ty tu łu łączących ich z m iasteczkiem i z om aw ianą szkółką w ię­ zów W ereszczakow ie zjechali tu p rzy jak iejś okazji całą rodziną. Na p rzykład w dniu 15 sierpnia, na k tó ry to dzień przy pad ały im ie­ n in y M aryli i kied y n a połączone z odpustem św ięto M. B. „Z ieln ej“ ściągały do Stołowicz tłu m y pątn ik ó w z dalekich n a w e t okolic, a rów ­ nocześnie odbyw ał się jed en z ty ch słynnych jarm ark ó w na konie. I rów nież w sposób zupełnie n a tu ra ln y dzieci W ereszczaków, w tej liczbie cztero- czy pięcioletnia M aryla, m ogły z czyichś u st (być może od sam ego „ b ak ałarza“ H orbacew icza) dowiedzieć się i zainteresow ać zabaw am i „w o jenn y m i“ szkolnych malców. Tak p rosto dałaby się w yjaśnić autobiograficzność znanych słów G ustaw a:

Tam ona w yszła patrzeć na igraszkę dzieci, Tam, gd y ją przy chorągw i Proroka ujrzałem, N atychm iast umarł w e mnie Godfred i Jan Trzeci. Odtąd w szystk ich spraw moich, chęci, m yśli panią, Ach, odtąd dla niej tylko, o niej, przez nią, za nią! Jej p ełn e dotąd jeszcze w szystk ie o k o lic e ...33

Ale w róćm y do kw estii sam ej szkółki. Z jak ich to sfe r rek ruto w ali się jej uczniow ie i czego ich tam uczono?

J a k w spom niałem , do a k t „w izyty “ szkółki stołow ickiej z lat 1804— 1805 nie udało m i się dotrzeć, a znalazłaby się tam z pewnością i inform acja o stanow ym składzie jej pupilów . W b rak u tych a k t m u­

31 O tym, że Antoni W ereszczaka jeździł sw ego czasu do K ołdyczew a w za­ loty, w iem y m. in. z przypisyw anej C z e c z o t o w i ballady pt. Szczupak koł-

d y c z e w s k i . Por. J. K w i e t n i e w s k i , Prawda o ,,Szczupaku". W arszaw a 1905.

32 Rkps 890 Muzeum Adama M ickiew icza w Paryżu. 33 Dzieła, t. 3, s. 76.

(24)

6 6 L E O N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W

sim y się zadowolić w iadom ościam i pośrednim i, za w a rty m i w odpo­ w iednich opracow aniach. Oto co zn ajd u jem y np. u cytow anego już w yżej h isto ry k a Nowogródczyzny, Łow m iańskiego, k tó ry po om ówie­ n iu zmian, jakim uległo po r. 1773 — n a sk u tek k asaty zakonu jezu itó w oraz ustanow ienia K om isji E d u k acy jn ej — szkolnictw o średnie, pisze:

R ów nocześnie z reorganizacją szkolnictw a średniego mamy do zanoto­ w ania tendencję do pom nożenia szkolnictw a niższego, m ianow icie zakłada­ n ie s z k ó ł p a r a f i a l n y c h , co w W. K sięstw ie należy zaw dzięczać dzia­ łaln ości biskupa w ileń sk iego M assalskiego, członka Kom isji Edukacyjnej. D w ie w izy ty rz.-katolickiej d iecezji w ileń sk iej, przeprow adzone 1781 i 1782 roku, ujawniają na ter[ytorium] now ogródzkim istnienie: pierw sza — 44, druga — 45 czynnych [z podaną liczbą uczni] szkół, w których się uczyło 1781 r. — 503, a 1782 — 561 uczni. N ajliczn iejsze szkoły, w Szczuczynie i chreptow iczow skim W iszniew ie, m iew ały po 86— 110 uczniów , inne szkółki — n ajczęściej po kilku, przy czym frekw encja z roku na rok ulegała bardzo pow ażnym wahaniom , co św iadczy o n ieustabilizow aniu się stosu n ­ ków szkolnych.

W porów naniu z poprzednią epoką, k ied y szkoły parafialne spotykały się tylko po w ięk szych m iastach lub tam, gdzie istniał na to specjalny fun­ dusz, stan szkolnictw a w 1781—2 roku oznaczał p ew ien postęp, jednak w stosunku do ogółu m ieszkańców kraju liczba szkół i ich f r e k w e n c j a była znikom a: odsetek uczni w y n o sił 1782 r. 0,4°/o rz.-katolickiej ludności ter. now., a przecież do szkół u częszczały i d zieci unickie. O przyczynach m ałej frekw encji dow iadujem y się z uwag, um ieszczonych w w izy cie k o­ ścioła ejszy sk ieg o 1788 r.: „Poddaństwa dzieci nie p osyłają do szkoły, raz że panow ie bronią tego, gdyby w y u czy w szy się czytać i pisać, nie uciekali od panów na w oln ość gdzie; pow tórnie z przyczyn y rodziców ubogich, uciem iężonych, którzy sami głód cierpią, jed yn octw o, w chatach n ie ma komu zostać dla ciężkich pańszczyzn [do] pilnow ania ognia w domach". Te sam e uw agi nad szkołą ejszysk ą zaw ierają inform ację co do, zakresu naucza­ nia: „Uczą się dzieci pierw iastkow ych nauk, pacierzy, katechizm u, czytać, pisać, liczby, a insi konstrukcji łacińskiej, na listach czytać, listy układać

e t c ." 34 '

W idzim y więc, że w tego ty p u szkółce, d ysponującej w d od atku c zterem a m iejscam i „funduszow ym i“ d la najuboższych, m łodzi Mic- kiew icze z pow odzeniem m ogli znaleźć k ą t i dla siebie. P an M ikołaj, z ty tu łu sw ych czynności palestranckich, m ógł n iew ątp liw ie zyskać w tej spraw ie poparcie różnych „person“ ; w ich liczbie zapew ne i obu b raci W ereszczaków, i „opiekuna“ szkółki z urzędu, owego generała F lo ria n a K obylińskiego, i m iejscow ego proboszcza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ketchup, tomato paste, cured meats etc.) may contain trace levels of allergens: gluten, milk (including lactose), eggs, soy, nuts, celeriac and

szą; W związku z pobytem Hiudeaburga cdbyłs się wczoraj mssa połowa na ryn­.. ku, przyczem doszło do krwawych starć między Relchswehrą a

(produkty mleczne), soja (produkty sojowe i pochodne), sezam (i pochodne), jaja (i pochodne), orzechy (orzechy ziemne migdały) seler gorczyca łubin lub zawierające siarczany,

Aby osiągnąć wspólny cel, jakim niewątpliwie jest otrzymanie Certyfikatu PZPN, który wyróżnia szkółkę na tle innych podmiotów w aspektach szkolenia piłkarskiego,

szcza się we w nętrze rośliny, a następnie, do środka się dostawszy, powoli rośnie dalej 1 z zarażonego się posuwa miejsca, bakte- ry je, gdy zabrnąć zrazu do

sprawdzenia poprawności działania urządzen w roznych trybach pracy, sprawdzen ie działan ia urządzeń sterujących,. pomiar parametrow

trotechniczny polski już obecnie odczuwa brak sił fachowych, a w branży słaboprądowej zjawisko to datuje się od kilku lat i występuje w formie dość ostrej, wówczas

ło również, że ma się rodziców, którzy mogą się pochwalić wyższym wykształceniem.. Często to oni byli pierwszym i inspiratoram i zakupu tego urządzenia,