Paweł Dybel
Nic poezji : o liryce "filozoficznej"
Stanisława Czerniaka
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (123), 177-188
2010
Przyczynki
Paweł DYBEL
N ic poezji.
O liryce „filozoficznej” Stanisława Czerniaka
D a r j ę z y k a j e s t d a r e m p r z e k r a c z a n ia g r a n ic - W szelk ich gran ic, w ięc także granic m ego ja.
Stanisław Czerniak Antropologia H elmutha Plessnera
Poezję Stanisław a C zerniaka - zapew ne z racji w ykształcenia autora, ale też i pojaw iających się w niej często n aw iązań do trad y c ji europejskiej m etafizyki - krytyka zwykła określać m ia n em „filozoficznej” . Ale ze w zględu na swoją ogólni kowość określenie to jest dość m ylące. A rb itra ln ie zaszufladkow uje ono twórczość tego au to ra, przyporządkow ując ją o kreślonem u typow i poetyki, co do którego m ożna m ieć w ątpliw ości, czy w ogóle istnieje. W k ońcu „filozoficzną” jest na swój sposób każda (dobra) poezja, która jest w stanie „zadziw ić” czytelnika zap rezen tow anym w niej sposobem w idzenia świata. W d o d atk u te n sposób w idzenia ma zazwyczaj niew iele wspólnego z filozoficznym w ykształceniem autora (jeśli w ogóle takow e posiada), ale zakorzeniony jest w jego szczególnym „zm yśle” poetyckim . Ten zaś albo się posiada, albo nie. W tym d ru g im p rzy p a d k u naw et najlepsze wy kształcenie filozoficzne i geniusz w p isa n iu w ierszy niew iele pom ogą. W ręcz m ogą być naw et przeszkodą. Świadczą o tym choćby k iepskie m łodzieńcze poetyckie próby H eideggera czy liry k i znanego rodzim ego reisty o „żółwiu spolegliw ym ” .
Czym jest ów m ityczny „zmysł poetycki”, bez którego naw et najgenialniejszy m yśliciel będzie produkow ać jedynie teksty poetycko m artwe? M yślę, że w przy p a d k u C zerniaka polega on na specyficznej językowej w rażliw ości autora, pozwa-
17
7
1
78
łającej m u u d a tn ie „przek ład ać” zaw iłe i abstrakcyjne filozoficzne kw estie na ob razowy język „ k o n k re tn y ch ” poetyckich m etafor oraz wydobywać w ieloznaczną (niekiedy zaś p aradoksalną) n a tu rę tych kw estii. S tąd bierze się osobliwa satys fakcja, jakiej czytelnik doznaje w trak cie le k tu ry tych wierszy. W ym agają one b o w iem n ie tylko dobrego rozeznania w ró żn o rak ich toposach europejskiej kultury, lecz także szczególnego w yczulenia na p arad o k s i grę językowym i w ieloznaczno ściam i. O raz dużej dozy a u to iro n ii i dystansu wobec siebie.
Z tej rac ji zapew ne - ale też i dlatego, że niedaw no w ydany w ybór z now ym i w ierszam i Nagie że 1 od ostatniego opublikow anego przez C zerniaka to m ik u dzieli okres k ilk u n a stu lat - k rąg czytelników tej poezji jest dość w ąski. Sam autor zaś został przez krytykę nieco zapom niany. A chyba niesłu szn ie, gdyż m am y tu ta j do cz ynienia z tw órczością, k tórej w dość m o n o to n n y m p ejza żu dzisiejszej poezji polskiej należałoby przyznać w yraźnie odrębne m iejsce.
2.
C zerniak debiutow ał poetycko w 1986 roku, od tego czasu w ciągu k ilk u lat w ydał trzy zbiorki wierszy. Choć był to dorobek objętościow o skrom ny, au to r zo stał szybko dostrzeżony przez krytykę (Ryszard M atuszew ski, W it Jaw orski, J u lia n K ornhauser i in ni) i w yróżniony szeregiem nagród. P odkreślano w arsztatow ą dojrzałość i in te le k tu a ln e w yrafinow anie jego poezji, przesyconej aluzjam i do róż nych toposów europejskiej trad y cji kulturow ej, poezji odw ażnie staw iającej różne p y tan ia filozoficznej natury. P y tan ia te, um ieszczane w nietypow ych dla n ic h ko n tek stach sytuacyjnych, konfrontow ane ze sferą potocznych dośw iadczeń, zyskiw a ły często całkiem nowe znaczenia, zaskakująco odm ienne od dotychczas im p rz y p i sywanych.
P oniew aż C zerniak należał generacyjnie do pokolenia Nowej Fali próbow ano w iązać go z tym n u rte m , którego czołowi przedstaw iciele (m .in. A dam Zagajew ski, Ju lia n K ornhauser) nie stro n ili rów nież od w plątyw ania we w łasne wiersze p ro b lem aty k i filozoficznej. M yślę jednak, że jest to podobieństw o dość „naciąga n e ”, choćby z rac ji tego, że au to r Nagiego że w ykształcił całkiem in n y typ poetyki niż ten, k tó ry zn a m io n u je w spom nianych przed staw icieli n u rtu . Jest to poezja znacznie b ardziej oszczędna w operow aniu słowem, w d o d atk u z założenia znacz nie b ardziej zdystansow ana wobec rzeczyw istości społecznej i politycznej, w ja kiej pow staw ała (i pow staje). Ba, w ręcz program ow o u n ikająca w szelkich bardziej b ezp o śred n ich n aw iązań czy alu zji do tej sfery życia. N ak ład a się na to - co zresztą zauw ażył K ornhauser - szczególnie silnie zaznaczona obecność autorskiego po d m io tu tych wierszy, k tó ry ich te m atem czyni jak najb ard ziej indyw idualne, n ie kiedy zaś b ardzo intym ne, doznania. Tyle tylko, że ów po d m io t posiada rzad k i dar rozpoznaw ania w dośw iadczeniach tych jak n ajbardziej „filozoficznego” w ym iaru czy asp ek tu i sprow adzania w łasnych spostrzeżeń do celnej puenty.
D latego sądzę, że m im o w szystko bliżej C zerniakow i do „filozoficznego” stylu poezji upraw ianej przez H erb erta, późnego Różewicza czy Szym borską, co zresztą sam p o tw ierd za w w yw iadzie zam ieszczonym w to m ie (dystansując się jed n ak w yraźnie od m oralistycznych asp iracji tego pierw szego)2. Ale zarazem są to, jak się w ydaje, pokrew ieństw a b ardzo zew nętrzne, niepozw alające na w yciąganie b a r dziej dalekosiężnych wniosków.
A utor Nagiego że różni się bow iem od swoich poprzedników silnym akcentow a niem w swoich utw orach problem atyki bardzo osobistej. Jednakże poeta trak tu je ją w sposób bardzo szczególny, niem alże instrum entalny. W istocie wszelkie osobiste dośw iadczenia służą C zerniakow i za swego rodzaju filtr, przez który przepuszczane są kluczowe m etafizyczne kwestie, jak na przykład p ytanie o ludzkie doświadczenie czasu i przestrzeni, o związek duszy i ciała, o obecność tego, co zwierzęce w czło w ieku (jak i relacji człowiek - zwierzę, w szczególności człowiek - pies), o Boga i sferę
sacrum, o genealogię i n atu rę ludzkiego języka itd. W ynikiem tej konfrontacji jest
głęboko sceptyczne i przekorne w stosunku do zastanych filozoficznych ujęć podej ście C zerniaka do w szystkich tych kwestii. M ożna powiedzieć, że jako poeta zadaje on ich autorom różne „niew ygodne” pytania, dem askując nierzadko schem atyzm , arbitralność czy wręcz w ątpliw y ch arak ter ich rozstrzygnięć.
A utor m a w dodatk u w yraźne poczucie „fikcyjności” lirycznego p o d m io tu w łas nych wierszy. We w spom nianym wyw iadzie nazyw a go w ręcz w irtu aln y m , p o d k reś lając jego odrębność w sto su n k u do w łasnych „przeżyć” czy em ocji. Pozwala m u to sw obodnie ów po d m io t konstruow ać, zgodnie z logiką, któ rą narzuca m u sam język; tok nasuw ających się w trakcie p isania skojarzeń, odkryw anych nagle i zręcz nie eksponow anych językowo paradoksów i dw uznaczności. W łaśnie to poczucie, że p odm iot liryczny jest w ytw arzany przez poetę w języku, pozw ala C zerniakow i nie tylko w yraźnie rozdzielić siebie-autora od p o d m io tu lirycznego swoich utw o rów, ale też prow adzić z n im w yrafinow aną grę, zdając się na m ożliw ości, które otw iera p rze d n im sam język. Ów p o dm iot u tk a n y jest wszakże z całkiem innej, czysto sym bolicznej „ m a te rii” niż pow ołujący go do istn ie n ia w w ierszu autor, w końcu jak najb ard ziej „żywy”, obdarzony „realnym ” ciałem i posiadający „real n e ” przeżycia człowiek.
Ta gra poety z „w irtualnym ” pod m io tem lirycznym w łasnych wierszy, ro d za jem w łasnego porte-parole w poetyckim języku, otw iera p rze d n im p rze strzeń do sw obodnego posługiw ania się w ybranym i toposam i i fra g m en tam i tradycji,
przy-W w y w ia d zie tym C zern ia k stw ierdza, że jego p oezja „ m ieści się w kręgu o d d ziaływ an ia k lasycznego już d z iś m od elu p oetyki, którego w sp ó ln y m i tw órcam i b yli p ó źn y Cz. M iło sz , Z. H erbert, T. R ó żew icz i W. Szym borska (przy w szy stk ich d zielą cy ch ich różn icach ). Jeśli m iałb ym m ów ić tu o jakichś w ła sn y ch akcentach c zy p rzyczyn k ach , to n ależałab y d o n ich , z jednej strony, rozw ijana p rzeze m nie u siln ie poetyka k rótkiego w iesza , za u ro cze n ie b ły sk iem p o ety ck im , krajobrazem p ogran icza p o m ię d z y liryką a aforyzm em , z drugiej zaś - od w o ła n ia d o d ośw iad czeń p oezji lin gw istyczn ej i starszych p oetyk (tradycja sy m b o listy czn a , L eśm ia n , L iry k i
18
0
w oływ ania p ostaci z najbliższego otoczenia, zw ierząt, przedm iotów . O statecznie jednak w szystkie te elem enty służą w yrafinowanej grze poety z sam ym sobą; z w łas n ym i lękam i, obsesjam i, dep resjam i czy n adziejam i.
W grze tej liczy się przede w szystkim um iejętność znalezienia odpow iedniej poetyckiej form uły dla podejm ow anych tematów, formuły, która by je na swój spo sób „problem atyzow ała”, przew rotnie ukazując ich „negatyw ną” stronę, w yłam ują cą się z ich potocznego rozum ienia i oglądu. M ożna powiedzieć, że C zerniak posia da rzadką poetycką um iejętność „dialektycznego” ujm ow ania rzeczywistości w ję zyku poprzez zw racanie uwagi na pew ne w ystępujące w niej związki, zwykle prze- oczane i ignorowane. W ich świetle wszystko to, co do tej pory wydawało się oczywiste, ta k im być przestaje; staje się wieloznaczne, nicestwieje, wyjawia się jako paradoks, pytanie czy absurd: „Niebo, ale / które niebo / w którym w nętrzu, którego snu / / O rzeczy/ najw ażniejsze / m ożna pytać / bez końca” (Wnętrze I).
W te n sposób poetycko dośw iadczany byt podsk ó rn ie jest przesycony nicością, z czym po d m io t m u si sobie jakoś poradzić - próbow ać dalej żyć, św iadom „cięża r u ” (czy m oże raczej p u stk i, któ ra stała się dlań ciężarem ) w łasnego istn ien ia. Ale też ta k n apraw dę liczy się tylko ta druga, negatyw na strona bytu , strona zam aza nych sennych obrazów i znaków, w k o n fro n tacji z k tó rą świat wokół trac i swe wy raźne k o n tu ry i staje się pytaniem .
3.
G dyby pokusić się o sform ułow anie jakiegoś quasi-filozoficznego m o tta, które oddałoby główne przesłan ie poezji C zerniaka, brzm iało b y ono tak: „O czym nie m ożna mówić, o tym należy pisać w iersze” . A należy ta k robić, poniew aż cała sfera tego, w obliczu czego m ożem y tylko m ilczeć, gdyż już w m om encie, kiedy zw raca m y się k u niem u, od razu nicestw ieje, okazuje się w aru n k ie m m ożliw ości m ów ie n ia o czym kolw iek. W tym sensie to, co w języku niepochw ytne i nienazyw alne, jest - paradoksalnie - jego w łaściwym cen tru m , na którym ześrodkow ane są wszyst kie rzeczy tego świata: „A bsolut i nic / to n ie są abstrakty, lecz arcy-ciała. / / Po- strzegalne, choć niepoznaw alne, / nie spadają, p ro m ie n iu ją. / / P ulsują jak m e d u zy, / w irują wokół słońca / jak szpaki” (Salapooperacyjna II).
D latego owo niepochw ytne N ic jest m iejscem n arodzin samego języka. W szystko to, o czym mówimy, staje się bow iem m ożliw e dopiero w św ietle poprzedzającego je dośw iadczenia tego, co nienazyw alne. To ostatnie nie jest p u sty m nic, lecz „jest” N ic, k tóre p ro m ie n iu je i przy ciąg a/o d p y ch a od siebie w szelkie słowa. D opiero w św ietle jego p rom ieniow ania, dzięki u p rz e d n ie m u o d n iesien iu do niego - w raż liwości n a ń ludzkiego po d m io tu , otw artości - cokolw iek na tym świecie m oże za istnieć i zostać nazw ane. Tego negatyw nego w ym iaru języka, w ym iaru, w którym rodzą się w szelkie słowa, poeta dośw iadcza ze szczególną intensyw nością w swo ich w ierszach, starając się nazwać świat, którego nie ma. I k tó ry jako świat bez „desygnatów ”, bez rzeczy dających się jednoznacznie zdefiniow ać i określić, jest jako ta k i nienazywalny.
Ale też w łaśnie to dośw iadczenie p erm a n en tn e g o im p a su stanow i o swoistości dośw iadczenia poetyckiego. Jest to dośw iadczenie negatyw ności bytu, k tó rą w ję zyku m ożna oddać - analogicznie - tylko „na odw rót”, zakreślając obszar n ie ist n ie n ia czegoś, co „N ie jest p ta k iem śpiew ającym w klatce / Jest niem ow ą na dnie sn u ” (Wiersz II). Tak dośw iadczona negatyw ność b y tu m a w swojej niepochw ytno- ści - p odobnie jak sen - dziw ną moc „przyciągania”, odstręcza i fascynuje zara zem . Jej głów nym p osłańcem jest sen-niem ow a, k tó ry otw ierając w swoich m rocz nych obrazach p rze strzeń m ilczenia, otw iera zarazem p rze strzeń tego, co w języ k u w ogóle jest do pow iedzenia.
Poetyckie definiow anie rzeczy poprzez negację, od strony tego, czym nie są (i być nie m ogą być), stanow i często pow racający w w ierszach C zerniaka motyw. W jednym mowa jest na przy k ład o m yśli, która niczym dośw iadczalna m ysz bieg nie „długim la b iry n tem zdania, / którego nie m iałem n igdy [...] / / R ozpadnie się w szary proch, / zan im we m n ie n igdy nie zatańczy (***Hoduję w m ózgu...). Na tym też polega p arad o k s poezji, której słów poeta nie m oże zawłaszczyć. To raczej on jest przez nie n ie u sta n n ie zawłaszczany, p róbując się rozpaczliw ie z tej zależ ności wywikłać. Tylko że to przedsięw zięcie jest już z góry skazane na porażkę. D latego pozostaje m u jedynie uznanie tej zależności; zdanie się na czystą nega tywność języka, k tó rą dośw iadcza niczym czarną d ziurę gotową w chłonąć w siebie wszystko. Jeśli jednak w języku jest coś p rzerażającego, obezw ładniającego niczym sen-koszm ar, którego m roczne obrazy rozpływ ają się w nicość, to w łaśnie te n jego trau m aty czn y w ym iar jest - paradoksalnie - zarazem obiektem najskrytszych p rag nień. P ragnień, dodajm y, uw ikłanych w te n sam d estrukcyjny rytm , w którym n a j czystszy sta n poezji osiąga się wtedy, gdy m ów iący w w ierszu p odm iot staje się sam ym m ilczeniem . Zaś poeta „z krw i i kości” dośw iadcza siebie jako skazane na śm ierć ciało, jako p u lsu jącą w ta k im w łaśnie ciele krew.
D latego zdając się na te n rytm , poeta dąży bezw iednie do całkow itego skróce nia w iersza, zredukow ania do zera, niebytu. Tylko w te n bow iem sposób m oże za pisać w n im najwyższe dośw iadczenie tego, co poetyckie - m ilczenia, siebie zaś dośw iadczyć w czystej m aterialn o ści swego bytu , wyczuć nam acaln ie drzem iącą we własnej krw i śm ierć: „Skrócić w iersz. / O środkow ą zw rotkę. / O poezję. O gło wę. / / Zaszczepić na sobie / n ieforem ny k adłub. / D opływ śm ierci, czarne źródło / k rw i” (Korekta I).
Poezja w tym ujęciu jest p erm a n en tn y m dośw iadczaniem w słow ach tego, co nienazyw alne, a co m oże też zostać przyw ołane jedynie „m iędzy” słowam i, w n a głym błysku m etafor, w grze w ieloznacznościam i frazeologii i składni. Poezja jest p e rm a n e n tn ą p orażką w k o n fro n tacji z tym , co chciałaby sobą nazwać, a co może przyw ołać tylko p o średnio i om ownie. Jest ona niem ożliw ym zapisem tej porażki, polegającej na tym , że żadne słowo nie znaczy tego, co znaczy, ale - niczym obrazy senne - nicestw ieje w pościgu za tym , co chciałoby nazwać.
Z p u n k tu w idzenia potocznego, zdrow orozsądkowego użycia języka jest to do św iadczenie absurdalne. Ale jest ono rów nież ab su rd aln e z p u n k tu w idzenia lo gicznej s tru k tu ry języka w tym znaczeniu, w ja k im ujął ją w czesny W ittg en stein
18
1
1
82
w Traktacie logiczno-filozoficznym. U jęcie to zakłada, że granice języka w yznaczają „rzeczy”, o których w n im m ożna m ów ić3. W k o n fro n tacji z zarysow anym powy żej poetyckim dośw iadczeniem języka jest to podejście redukcjonistyczne; w yklu cza ono z dom eny języka konstytutyw ne d la ń odniesienie do tego, co „nienazyw al- n e ” . T ym czasem to w łaśnie dlatego, że człowiek w swym językow ym bycie n ie u sta n n ie konfrontow any jest z tym , co nienazyw alne, m oże on cokolw iek pow ie dzieć. A k iedy już m ówi, to tak, jakby pop ełn iał grzech pierw orodny, opuszczając Raj p ełen m ilczenia: „N a pustej scenie / pow staje / kolejny w iersz / pełen słów. / / Ja k im m item opisać ów w styd, by o n im zapom nieć, / jak o grzechu pierw orod nym . / / [...] Jak ocalić / m ilczenie z ognia / p u sty m i rę k a m i” (Wiersz III).
U podstaw W ittgensteinow skiego m yślenia o języku - jak też w yrastającej z n ie go trad y c ji filozofii analitycznej - tkw i zapoznanie znaczenia dośw iadczenia ne- gatywności b y tu dla „ontologii” sam ego języka. Tym czasem św iat tw orzony przez człow ieka w języku to świat stający w obliczu N icości, której w żaden sposób nie m ożna nazwać. W języku m ożna o niej tylko efektyw nie m ilczeć. O czym zapom i n ają w równej m ierze co dzienni jego użytkownicy, jak i filozofowie-logicy, h o łd u jący m arzen io m o u zyskaniu absolutnej w ładzy n ad językiem (tzn. n ad tym wszyst k im , co jest w n im do pow iedzenia). U zyskanie przez n ic h takiej w ładzy - gdyby rzeczyw iście n astąp iło - oznaczałoby śm ierć języka, który istn ieje jedynie o tyle, o ile zakreślając w każdej w ypow iedzi swe granice, zarazem otw iera nieskończoną p rze strzeń ich p rzekraczania. To przekraczanie dokonuje się w każdym potocz nym akcie mowy, w w yniku czego, ze w zględu na p arty k u la rn y k on tek st wypowie dzi, m odyfikow ane są n ie u sta n n ie znaczenia poszczególnych użytych słów. A p o niew aż te przeo b rażen ia m ają m iejsce w ram ach obow iązujących konw encji, są one zazwyczaj dla użytkow ników języka niezauw ażalne.
N ato m iast poeci, dla których język liczy się jedynie o tyle, o ile pozw ala im ciągle na nowo „wymyślać siebie”, konw encji tych dośw iadczają jako przeszkód w p isan iu . Z astane granice języka są dla n ic h wręcz w ięzieniem , w których zaczy na im w yraźnie „brakować siebie” (wiersz Forma). R a tu n k ie m jest dla n ic h wów czas „pisanie o niczym ” (Forma), tylko ono bow iem otw iera perspektyw ę ocalenia siebie i języka, nie dopuszczając do jego zastygnięcia w dotychczasow ych g ra n i cach p oprzez ich rad y k aln e p rzekroczenie. Z takiego p u n k tu w idzenia p isa n ie w ierszy jako „pisanie o niczym ” to n ajbardziej wywrotowa ludzka działalność, jaką m ożna sobie wyobrazić. M a tu bow iem m iejsce stw arzanie rzeczyw istości, która „nie p o trafi napisać się sam a” (Kafka).
P roblem jed n ak w tym , że owa rzeczyw istość ta k n apraw dę istn ieje jedynie o tyle, o ile jest n ie u sta n n ie „p isan a” od nowa. Coś z „praw dy” o sobie wyjawia więc tylko w sam ym akcie p isan ia, aby zaraz po tem zastygnąć w m artw ą form ę bytu , w ytw arzając pozór oczywistości tego, co jest. D latego św iaty literackiej fik cji, choćby n ajgenialniejsze, już zawsze noszą w sobie ziarna w łasnej śm ierci. N
ie-N a tu ra ln ie , m am tutaj na m yśli jego sły n n e zdanie: „O czym n ie m ożn a m ów ić, o tym n a leży m ilc z e ć ”.
przypadkow o Kafka chciał spalić w szystko to, co napisał. Jeśli bow iem jako pisarz posiadł głęboką w iedzę o tym , że „rzeczywistość trzeba pisać w ciąż od now a”, to w iedzy tej tow arzyszyło gorzkie pozn an ie, że „nie w arto jej czytać” . W szak już w m om encie swego „n a p isa n ia” się dezak tu alizu je, dom agając się nowego zapisu.
W w ierszu H am let, będącym ro dzajem ukrytej dyskusji z Trenem Fortynbrasa H erb erta , postać księcia duńskiego jawi się jako fikcyjne, pow ołane do istn ien ia na k arta ch d ra m a tu drugie Ja sam ego S hakespeare’a. W tym odczytaniu sztuka angielskiego pisarza m a postać jego w ew nętrznego dialogu z sobą sam ym , w k tó rym sam - jako H am let - wym yśla w szystkie p ostaci po to, aby zainscenizow ać dla siebie różne zdarzenia. N aw et postać F o rtynbrasa została w ym yślona przez niego jedynie po to, „aby przerw ać / na kilka aktów sztuki w ew nętrzną / zmowę m ilcze n ia ” (Hamlet).
U jęcie to zakłada, że coś z d ram a tu , inscenizow ania na „scenie p ism a ” w łasne go fikcyjnego Ja, m a w sobie każda form a tw órczości literack iej. P roblem tylko w tym , że to fikcyjne Ja jest w istocie d ru g im Ja artysty, traktow anym przez niego jak najb ard ziej pow ażnie jako w łasne, gdyż w przeciw nym razie „nie m iałby sobie nic do pow iedzenia” (H am let).
Taką inscenizacją fikcyjnego obrazu sam ego siebie jest też w istocie w edług C zerniaka p isanie wierszy. Proces te n nie jest tylko szczególnym zn am ien iem tw ór czości poetyckiej (czy pisarsk iej), lecz także p rzestrzen ią, w której ze szczególną ostrością ujaw nia się istotny rys figury ludzkiej sam owiedzy: fikcyjność Ja jako takiego. Każde ludzkie Ja dom aga się bow iem swego „d ram atu rg iczn eg o ” lu strz a nego podw ojenia, jest jakąś fikcyjną inscenizacją siebie, aby móc grać p rze d sobą i in n y m i na scenie życia różne role.
Ten m otyw często pow raca w w ierszach C zerniaka. W w ierszu Ty sam w prost pisze: „Gdy za b rak n ie ci w ew nętrznych zdarzeń, / p osłuż się człow iekiem obcym ,/ którego podstaw isz / w im ag in acji / na swoje m iejsce. [...] N ie jest to żad en / su b sty tu t czy sobowtór, / lecz ty sam ” . Sam ow iedza ludzkiego Ja jest od początku do końca jego w łasną kreacją. O no zaś pow ołało się na tę scenę sam o, stając się na niej jedynym innym -aktorem .
K olista stru k tu ra owej samowiedzy, jej zap ętlen ie w sobie sam ej, okazuje się jed n ak p u łap k ą. Z jednej strony stw arza w Ja poczucie, że całkow icie kontro lu je siebie - jest w relacji do siebie absolutnie przejrzyste. Tak jak m a to m iejsce w w ier szu Wnętrze VII, gdzie założony poecie w zw ojach m ózgu p o d słu ch jest dyskretnie używ any przez niego sam ego. Służy m u do podsłu ch iw an ia najbardziej in ty m nych d rg n ień w łasnego serca. Z drugiej strony, to panoptyczne w szechw idzenie siebie m a w sobie coś z perw ersji, pozw alając poecie obnażyć p rze d innym i, na scenie w iersza, najb ard ziej skrytą praw dę o sobie.
W w ierszu J a i N ie-Ja on w ystępuje z kolei w roli klękającego p rze d sobą sa m ym ojca m arnotraw nego syna. Je d n ak poczucie sam oprzejrzystości przynosi ty l ko rozczarow ania, gdyż to, co na tej drodze poznaje poetyckie Ja o sobie sam ym , okazuje się tylko o p ad an iem kolejnych zasłon w grze w ytw orzonych przez siebie talizm anów i bożków, grze, któ rą prow adzi z in n y m i i ze sobą. Za n im i zaś czai się
18
3
1
8
4
tylko nicość i pustka: „We w n ętrz u / pękają dzwony. / Ł am ią się po d pow iekam i / przeźroczyste skrzydła / snów. / / K ruszy się gipsowy odlew / najbliższej ci m aski. / / N ie podnieca cię jak daw niej / w idok nagiej prawdy. / / O próżniasz kolejny sejf; / w pada zeń / m łodzieńczy ta liz m an / na d n o ” (Wnętrze IV )
Tego ro d zaju pozn an ie siebie nie m a więc nic w spólnego z jakąkolw iek „pew n ą ” w iedzą o sobie sam ym („Jeśli m am być szczery, / o ta k zw anym / sam ym sobie / nie m am nic w iążącego / do pow iedzenia” - Epistemologia). Ta bow iem jest n i czym znikający p u n k t na horyzoncie, każąc w nieskończoność pow tarzać poecie te n sam ak to rsk i gest sam odem askacji. Poezja, p isan ie wierszy, to zatem osobliwa gra cieni, któ ra toczy się w p u sty m w n ętrzu p o d m io tu („Wiersz w yrasta z ciebie, / aby krążyć / po tw ym p u sty m firm am e n cie” - Wiersz I). G ra, któ ra n ie u sta n n ie p rzy tym dom aga się ponaw iania w nieskończoność. N ie dość tego. W tej grze sam w iersz jest niem ym p artn e re m -ak to rem , który: „M ówi do m n ie / na m igi / z samej głębi obrazu. [...] Jest niem ow ą / na dn ie snu. / To zu p e łn ie obce ciało, / które jed n ak zm ienia razem ze m n ą / p łeć” (Wiersz II).
Ale też w łaśnie dlatego ów w iersz-aktor nie daje się sprow adzić do roli lu strz a nego odbicia Ja autora. W swojej „niem ocie” odsyła gdzieś dalej, poza zam k n ięty k rąg jego samowiedzy, będąc przez n ią dośw iadczany jako „obce ciało” . Ten osob liw ie dw uznaczny sta tu s w iersza-aktora bierze się stąd, że rep rez en tu je on n a jb a r dziej źródłow e dośw iadczenie języka „na dn ie sn u ” . D zięki n iem u , jako rad y k a l n ie in n e m u Ja, któ re - niczym m im na scenie - m ów i m ilcząc, p rzełam an e być m oże w spom niane zap ętlen ie sam ow iedzy au to ra na sobie samej.
C eną tego przełam ania jest jednak dośw iadczenie przezeń w języku granicy tego, o czym m ożna mówić; konfrontacja poetyckiego słowa z tym , co nienazywalne. Co też tym sam ym m oże być ujęte jedynie negatyw nie, pośrednio, omownie - pow ta rzając w spom niany m ilczący gest aktora-m im a. Tyle że - paradoksalnie - na tym w łaśnie opiera się wyjątkowy status poetyckiego słowa. W swym n astaw ieniu na dośw iadczenie negatywności b y tu stwarza ono lud zk iem u Ja jedyną szansę w ykro czenia poza iluzje własnej samowiedzy, porzucenia roli kiepskiego aktora, który niepostrzeżenie dla siebie zrósł się z narzuconą m u rolą, nie będąc w stanie jej od siebie odróżnić. Z apętlił się w sobie tak, że dusi się w swym odniesieniu do siebie.
4.
W spom niany tom p oezji C zerniaka, zaw ierający obszerny wybór w ierszy wcze śniej przez niego publikow anych oraz wiersze całkiem nowe, nosi dość dziw aczny na pierw szy rz u t oka tytuł: Nagie że. Jak go należałoby rozum ieć? N ag im m oże być w szakże - tak n am się p rzynajm niej w ydaje - co najwyżej człowiek, zw ierzę, rzecz. Ale żeby nagie było jakieś „że”? Słowo zdaw ałoby się tak oderw ane, ta k dru g o rzędne w każdej w ypow iedzi, iż jego znaczenie ustala się dopiero w ciągu innych słów, z k tórym i w ystępuje? Zgoda. Istn ieje w praw dzie coś takiego jak licentia poeti
ca, pozw alająca poecie na różne językowe dziwactwa. Ale czy w tym w ypadku au
W jakiejś m ierze odpow iedzią na te p y ta n ia jest p rzypis do w iersza noszącego te n sam ty tu ł, co cały zbiór. C zern iak w skazuje w n im na źródło in sp iracji, p rzy ta czając adres b ibliograficzny k siążki niem ieckiego filozofa F ranza W etza Das nack
te Daß. Z u r Frage der Faktizität. Ale naw et jeśli tłum aczy to genealogię posłużenia
się przez niego tym dziw acznym określeniem , n ad a l znaczenie tego sform ułow a nia pozostaje dla nas zagadką. M usim y zatem uw ażnie przyjrzeć się sam em u w ier szowi. C hoćby fragm entow i: „Z an im będziesz, jaki jesteś, / p rze d po d m io tem i ję zykiem , / cielesnością i ziem skością, /«że» pow ierza cię w ahadłu, / a to w aha się i w aha: / tu byt, ta m niebyt, / tu sapiens, ta m p ie s” (Nagie że).
„N agie że” to najw yraźniej m om ent, w k tó ry m rozstrzyga się staw anie się p o jedynczych bytów, to dom ena przejścia nieb y tu w byt, z której w yłania się jakiś „faktyczny” człowiek, zw ierzę, rzecz. To cu d w ydarzania się bytu , w którego świe tle m ożliw a staje się p ełn a zadziw ienia konstatacja tego, ż e się jest. „Ż e” są jacyś in n i, zw ierzęta, rzeczy, świat, d an i w źródłow o naocznej postaci, w jakiej ich postrzegam y, zaw ieszając niejako na chw ilę nasze św iadom e siebie bycie w śród innych w k u ltu rz e. To m om ent staw ania się w szystkiego w jego przygodnej party- kularn o ści, w którym otw iera się p rze strzeń dla tego, co jest.
W sto su n k u do tej p rze strzen i w szelkie tradycyjne podziały na to, co p rzy ro d nicze i na to, co k u lturow e, na to, co ludzkie i na to, co zw ierzęce, na ciało i duszę okazują się w tórne. Co je d n ak nie znaczy, że trac ą one znaczenie. P rzeciw nie. D opiero wówczas jesteśm y w stanie zdać sobie spraw ę z stojącej za n im i głębokiej racji. Z arazem jed n ak m ożem y na nie spojrzeć z całkiem innej perspektyw y. Są one przez nas rozpatryw ane tylko jako efekt „nagiego że”, dzięki k tó rem u stały się m ożliwe.
W tej fu n k cji „że” stanow i w aru n ek m ożliw ości tego, co jest, będąc zarazem identyczny z tym w szystkim , co - zdaw ałoby się - w całkiem przygodny sposób pow ołuje do istnienia. Z czystą, nagą faktycznością w szelkich bytów - lu d zk ich i zw ierzęcych - które zaistniały. Jeśli jed n ak z perspektyw y faktyczności „że” w spo m n ia n e podziały m ogą zostać rozpoznane w „praw dzie”, która została w n ic h za w arta, n ie znaczy to, że nie jest ona problem atyczna. W ręcz przeciw nie. W łaśnie dlatego, że ciągle napo ty k am y ją jako pytan ie, podziały trw ają w ludzkiej k u ltu rz e od tysięcy lat.
P y tan ia o racje stojące za ty m i ro zró żn ie n ia m i i p o d ziała m i są w w ierszach C zerniaka częstym m otywem . Stara się on w n ic h wykazać, że to, co człowiekowi, należącem u do społeczeństw a i k u ltu ry w ydaje się oczywiste, ta k ie b ynajm niej nie jest. W tym tkw i też - jak sądzę - główna siła tej poezji, szczególnie zaś w ierszy późniejszych, zam ieszczonych w dziale Wiersze nowe. Zaznacza się w n ic h w yraź nie nowa surowa tonacja, co w iąże się ze swoistą rad ykalizacją motywów, które pojaw iały się już w cześniej. Zaliczyć należałoby do n ic h zadaw anie p y ta ń o „toż sam ość” p o d m io tu z perspektyw y dośw iadczenia własnego ciała, p y ta ń o relację m iędzy tym , co ludzkie i tym , co zw ierzęce, rozw ażanie relacji w spółczesnego czło w ieka do sfery sacrum czy tajem n icy ludzkiej śm iertelności.
1
8
6
tycznym podejściem do tradycyjnych toposów europejskiego m yślenia o człow ie k u i k u ltu rz e. N iek ied y zaś dochodzi w n ic h w prost do głosu nagie „że” życia. Jak na p rzy k ła d w w ierszach, w których zn ak iem za pytania został opatrzony tradycyj ny sposób ujm ow ania relacji „duszy” do „ciała” : „duszy odpuszczono grzechy, / więc m a szansę wywędrować z czyśćca, / ale bez u d ziału ciała. / C iało zeszło sobie z drogi, / w ypłynęło z oczu, uszu, / porzuciło członka, / pogasiło św iatło w la b i ryncie żył, / zatrzasnęło b ram ę u s t” (Sala pooperacyjna I). Jeśli więc w dotychcza sowej trad y cji stw orzono n adzieję życia w iecznego dla duszy, ciało zostało p o rzu cone i zaniedbane. Tym czasem to ono, jego los po śm ierci, jest głów nym obiektem tro sk i poety, k tó ry p rag n ą łb y je odzyskać w stanie czystym : „Może znow u kiedyś się pojawi, / w czystej form ie, / oczyszczone z krzyków, snów / lub co najm niej w róci na p am iątk ę / wasz o statn i w spólny sen” (Salapooperacyjna I).
C zerniak zatem - p odobnie jak rozliczni w spółcześni „p o stm o d ern iści” - sta wia w swojej poezji przede w szystkim p y tan ia o lu d z k ie ciało. Czym ono w łaści wie jest? Jak n apraw dę wygląda jego zw iązek z duszą? In teresu je go przy tym nie tylko ciało „żywe”, splecione z duszą, bo na te n te m at n ap isan o już tysiące stron. Z adaje rów nież p y tan ia o los m artw ego ciała po śm ierci, owej rozpływ ającej się m iazgi, dla której nie w ynaleziono an i n ad z ie i an i przebaczenia.
N ik t z żywych nie jest w stanie odpow iedzieć na podobne pytania. Ale n ie za leżnie od tego, jak głęboko i m ądrze p isali na te n tem at filozofowie, teolodzy i świę ci, to przyw ołane w słowach wiersza „nagie” dośw iadczenie ludzkiego ciała na sali operacyjnej odsłania nowy w ym iar owych pytań. W tym poetyckim eksponow aniu cielesnego w ym iaru ludzkiej egzystencji nie chodzi tylko o odw rócenie skali w ar tości. P y tan ie o to, k im jest człowiek, postaw ione z perspektyw y p y tan ia o jego ciało, o sposób, w jaki je dośw iadcza, m a bow iem zu p e łn ie in n e znaczenie i wagę n iż analogiczne p y tan ia o duszę. C hoćby dlatego, że ciało, w całej jego fizjologicz nej dosłow ności, jest w zadziw iający sposób pow iązane ze snem , dom eną rozp ad u i śm ierci: „Śniło m i się oddaw anie m oczu / trw ające w nieskończoność, / wszyscy bliscy gdzieś się rozproszyli, / p rze p ad ł w tłu m ie anioł stróż. / W zrok i dotyk u tra ciły g ru n t / p od nogam i, / rozbiegło się ciało, / każdy członek z b ia łą laską / innym p rzejściem dla pieszych” (Alienacja). P odobne dośw iadczenie w łasnego ciała we śnie jest tożsam e z najb ard ziej źródłow ym dośw iadczeniem w łasnej śm ierci; jego rozpad jest wszakże tożsam y ze zniszczeniem w szelkich m iędzyludzkich relacji, zan ik ie m poczucia w łasnego Ja.
W w ierszu L ęk przestrzeni ciało zostaje nazw ane „ssakiem ” i jest ostoją lu d z kiego bytu, w k o n fro n tacji z któ rą pojaw ia się d ram atyczne p ytanie o sens egzy stencji pustego Ja (Mój ty ssaku, co po ja?). Z perspektyw y „zw ierzęcości” ciała owo Ja dośw iadczone być m oże albo jako czarn a d ziu ra, albo jako coś lew itującego w p rze strzen i bez żadnego p u n k tu oparcia. W tej perspektyw ie śm ierć duszy każe pytać nie tyle o jej dalsze losy, o jej „szybow anie pośród rzeczy”, ile o los ciała, które ona w raz z sobą uśm ierca: „Jak ocalić ciało, / zwierzę w środku, / światło, niebo, / k iedy dusza w spina się na krzesło / i zarzuca p ętlę / na swe genealogiczne drzewo?” .
C hociaż jed n ak organiczny zw iązek ciała z duszą jest wysoce zagadkowy, to stanow i zarazem w yjściow ą „oczyw istość” w szelkiej reflek sji n a d człow iekiem . W refleksji tej ciało stanow i główny p u n k t odniesienia, podłoże, na któ ry m może się dopiero ukształtow ać w szelka jednostkow a tożsam ość. M ożliw e się stają wszel kie „duchow e” form y ludzkiej aktywności. W d o d atk u rów nież w obrębie ciała p an u je sw oista h ie ra rc h ia i podział. Jego w łaściwy rd zeń , osnowę, stanow ią kości, podczas gdy „m ięśn ie”, m ięso, ze w zględu na swój bezp o śred n i, organiczny zw ią zek z „duszą” są źródłem wszelkich ludzkich słabości; „Narcystyczne m ięso / wszyst k im i p o ram i / wydobywa z siebie / słowa, dźw ięki, / abstrakcyjne znaki, / zanim się obróci w p ro ch / p rag n ie w skazać duszy drogę / do w ieczności” (Kości). W szyst ko uległo tu ta j odw róceniu. To dzięki „m ięsu ” swego ciała człowiek m oże mówić, tworzyć abstrakcyjne pojęcia oraz dawać u p u st w łasnem u narcyzm ow i, zatracając się w iluzorycznych w yobrażeniach o w łasnym przyszłym w iecznym życiu.
Z jeszcze b ardziej w yrafinow anym odw róceniem m am y do czynienia w w ier szu Walka z czasem, w k tórym C zern iak naw iązuje do H eideggerow skiego ujęcia czasowości ludzkiego bytu. Z godnie z tym ujęciem przyszłość dośw iadczana jest przez „bytujące ku śm ierci” Dasein zawsze z perspektyw y przeszłości. „Walka” poety z tak p arad o k saln y m dośw iadczeniem czasu, w k tórym przeszłość otw iera hory zont przyszłości, polega na „w yosobnieniu z tej kantow skiej form y naoczności [...] serca albo m ózgu”, a więc na b ru ta ln y m w yrw aniu z tego dośw iadczenia tego, co stanow i jego cielesno-m aterialne podłoże. D opiero wówczas owej form ie naoczno ści „przestaną się m ylić k ie ru n k i” . N asuw a się jednak pytanie: czy w tedy w ogóle będzie jeszcze m ożna mówić o dośw iadczeniu czasu przez lu d z k i podm iot? Jeśli nie, to czy zarów no K ant, jak i H eidegger, nie zignorow ali po p ro stu w swych filo zoficznych koncepcjach tej oczywistości? O statecznego zakorzenienia apriorycz nej form y naoczności czasu w lu d z k im m ózgu i sercu, bez których owa form a n i gdy nie m ogłaby zostać dośw iadczona przez człow ieka w tej paradoksalnej p o sta ci, w jakiej m u się jawi?
Jeszcze in n y ciekawy m otyw to pytania o n a tu rę zw iązku człow ieka ze św iatem zw ierząt, staw iane rów nież z perspektyw y p ro b lem u relacji ciał lu d zk ich do zwie rzęcych. W edług C zerniaka, w łaściwym podłożem tych relacji jest w łaśnie „ in te r akcja”, która m a m iejsce na poziom ie czysto cielesnym . To ona stanow i podstaw ę silnych em ocjonalnych w ięzi, jakie m ogą związać człow ieka-ciało z psem -ciałem . Co też m ożna ze szczególną w yrazistością zaobserwować, gdyż zw ierzęta nie p o s i a d a j ą . duszy (wiersze Nagie że, *** N ie strugaj bohatera, Głos natury, Inne ciało). W yrafinow ana gra, jaką C zerniak prow adzi w swojej poezji z różnym i toposa m i europejskiej tradycji, podejm ując dyskusję z ich klasycznym i ujęciam i, sp ra wia, że czytelnik m usi w trak cie ich le k tu ry ważyć n ie m al każde słowo. Liczy się tu ta j każdy szczegół, często naw et najdrobniejszy. Przede w szystkim jed n ak zw ra ca uwagę um iejętność odkryw ania przez autora w tych toposach nowych przestrzeni sensu. To zaś dokonuje się w tej poezji poprzez p rzek raczan ie zastanych granic języka. Z godnie zresztą z najgłębszym p rze słan iem ludzkiej mowy.
1
1
8
8
Abstract
Paweł DYBEL
In s titu te o f P hilosophy and Sociology, Polish Academ y o f Sciences (W arszaw a)
Poetry’s Nothing: Stanisław Czerniak’s ‘ Philosophical’ Lyric Poetry
According to the author, the originality o f Stanisław Czerniak's poetic w orks hinges on its taking up classical philosophical motifs and imbuing them w ith completely novel meanings. Although Czerniak is a representative o f the N e w Wave, his sparing poetics and refined thoughtfulness connects him w ith Szymborska and H e rb e rt, th e leading figures o f Generation '56. His ‘biologism', however, sets him apart: his poems strongly emphasise an experience o f the self and the w o rld. An explicitly em bodied cogito form s the crucial point o f reference in the lyric persona's identity construction and his relation w ith humans and animals. W o rth m ention is also the sensitiveness in these poems to various form s o f ‘negativeness o f being' as experienced throu gh a deep sense o f one's o w n physical transience, o f one's oscillation on the borderline between life and death.