• Nie Znaleziono Wyników

Pod Znakiem Marji. R. 11, nr 5 (1931)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pod Znakiem Marji. R. 11, nr 5 (1931)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

□ □ W t t R S S H W f l K R R K O W P 0 2 M H Ń □ □

MlESiĘCSMK 2WIH2KU SOBHŁieHJ MHHJflN.

C n u e z m ó u s 2k ó ł'ś r e d n ic h w p o l s c s. c d

H B R E S RED. I HI 1MI N1STR.

K S . 3 Ó 3 E F WINKOWSKI

S H K O P R N E « M A Ł O P O L S K A X Ł U K H S S Ó W K a .

M U i

(2)

Warunki prenumeraty miesięcznika „Pod znakiem Marji“ (9 numerów rocznie) na rok szkolny 1929/30

z przesyłką pocztową niezmienione

Całorocznie :

i.',rs! 5 |

m i \

J"« ,sr 11571 ttjit(

kategorji w Polsce: w Polsce: ^ * " la g ra m ił. 4 J U Ł l .

Pojedynczy n u m er: (pół dolara)

i :rsisi 25 or 35 ni 1 or

kategorji w Polsce: I j l . w Polsce: J J !J * » a i n w f ł - J U y l .

Cy Nr. konta P. K. 0 . 406.680, Kraków. ®

T R E Ś Ć N U M E R U i str.

Ho'd Ojcu św ...105

Na Gromniczni) — L H a ł d a ...105

Bądź ooboiny IV. — X. J. W i n k o w s k i ...lOti U le k a r z a ... 1( 8 Tydzień propagandy trzeźwo c i ...• ... 108

Złote m y ś l i ... 109

SoJalicyjny huf — C. K a łk u s iń s k i... 110

Zakład — opowieść ze szkolnego życia — D ig a m m a ...110

Od naszych przyjaciół — list sedalisa - m atu rzy sty ... 115

Wiadomości katolickie — Z Pi h !d — ze ś w i a t a ... 116

Z niwy misyjnej — Instytut misyjny w Lublinie - X Z. M asłow ski 118 Wielka idea Ojca św...12.)

Z s jdalicyj akademików w P o ls c e ... 120

1. O jólno - sodalicyjny „Opłatek” w G r o d n ie ... 121

Newe książki i wydawnictwa (Schilgen — D u P lessis — Czeska- M ą ciyń ska — G iżycki — P auli — Pages — M oderator — K alendarz — S p r a w o z d a n i e ) ...122

Część urzędow a i organizacyjna : I. Zjazd prewinrjonalnv w a r s z a w s k i... 124

II. Zjatd orowi.icjo^al ly k r a k o w s k i ... 124

O l wydawnictwa i ze S k a ln ic y ... 125

N e k r o lo g j a ... 126

U lz at soddicyl zw. w akcji na rzecz K o l o n j i ... 126

Nasze sprawozdania (B ydgoszczII. — C hodziei — Jaw orów - Kielce I. — M yślenice - Poznań I I I ) ... 127 V. Wykaz djrów i w k ła d e k ...12S

H k ł a d k ę p r o je k t o w a ł p r o f K K ł o s s n w s k i , Z a k o p *

(3)

radosnem zjednoczeniu z młodzieżą ca­

łego świata katolickiego Ojcu Świętemu Piusowi XI. w dziewiątą rocznicę wyboru i koronacji na Piotrowej Stolicy wyrazy najgłębszego hołdu

,

synowskiego oddania i niezłomnej wierności składają sodalicje marjańskie uczniów szkół średnich Polski.

L U D W IK B A Ł D A S. M . P oznań.

Na Gromniczną.

D o g w ia zd się w dzięczą ubielone pola...

S zro n o w ą sza d zią sa d p rz y p a d ł i chaty;

L u ty sr o ży się mróz...

D o w rót, z odległych nocy czeluści zte ciągnie:

w ilkó w s ta d o ! J u ż...! J u t...!

O płotków dopada!

O B o ż e ! ! ! Z ginie dobytek,

a m oże i w ludziach o fia ry I Lecz... cóż to ? ?

W strzym ała się c z e r e d a ! N iew ia sta ze św iecą w dłoni w ejścia do d o m ostw broni, g d y lu d z i z m o ty ł sen.

P ierzchło p rz e d d ziw n ym ognikiem z ł e ! ! !

W ieś ś p i sookojnie...

L u ty sro ży się mróz...

Śniegiem bielone pola w dzięczą się do g w ia zd ...

A m lecin y m szlakiem z grom nicą w ręku ,

w srebrnej księżyca pośw iacie kroczy M atuchna Boża, p ełniąc str a ż nad ziemią.

(4)

106 PO D ZNAKIEM MARJ1 Nr 5 K S . JO ZEF W IN KO W SKI

Bądź pobożny!

IV.

Zakopane, w styczniu 1931.

Drogi S te fk u !

Bardzo serdecznie dziękuję Ci za list pisany do mnie w sam dzień Niepokalanego Poczęcia. Nie umiem powiedzieć Ci, jak się nim bardzo ucieszyłem. Prawda, że z niemałem współczuciem czytałem, n a jak duże trudności napotkała w ten dzień Twoja spowiedź i Ko- m unja święta, ale one to właśnie były dla mnie źródłem najczystszej radości. Przedziwna to by)a zaiste wędrówka po Krakowie za naj­

świętszym Chlebem! I g d y pomyślę, źeś Ty, Żołnierzu mój Najmilszy wyspowiadawszy się u Franciszkanów, obszedł 5 kościołów, by wre­

szcie dobrze już koło południa przyjąć Komunję święta, bo to d z itń Nie­

pokalanej, a nasza sodalicja wtedy J ą zawsze przyjmuje, to jeszcze jaśniej i stokroć jaśniej rozumiem, co może zdziałać ta właśnie so d a­

licja dla stworzenia prawdziwej, głębokiej pobożności.

Pewno, że to łatwiej, milej i przyjemniej wysłuchać Mszy żoł­

nierskiej, a potem w odświętnym mundurze zażywać z kolegami wolnego przedpołudnia i tej odrobiny wytchnienia, o które tak trudno ponoś w Waszej twardej Szkole Podchorążych... Ale oto wspomina się drogi obowiązek sodalicyjny tylu lat na służbie Niepokalanej w gimnazjum spędzonych i idzie się szukać rozgrzeszenia i posiłku sakramentalnego, którego pragnie dusza.

Więc wybacz, że odpisuję Ci dopiero na kartach drogiego m ie ­ sięcznika, ale tak gorąco _ chciałbym Tobie i wszystkim naszym pod­

kreślić tę konieczność pragnienia Sakram entów św iętych, których przyjęcie jest ostoją pobożności prawdziwej, a pragnienie wykładni­

kiem jej rzeczywistego stanu w naszej duszy.

Pragnienie S a k ra m e n tó w !

Właściwie bardzo łatwo ocenić w duszy jego stopień. Wystarczy, by każdy sodalis postawił sobie dwa pytania: Co czuję w głębi serca, g d y mi je przyjdzie opuścić? I co gotów jestem uczynić, poświęcić, wycierpieć, by je przyjąć?

Obawiam się szczerze, że w naszych sodalicjach spory jeszcze będzie odsetek tych, którzy czytając ogłoszenie Konsulty o nad c h o ­ dzącej, miesięcznej spowiedzi i Komunji świętej sodaiicyjnej, tam właśnie w głębi duszy wyszeptują w estchnienie: Ach znow u.! T o dusze, które jeszcze nie rozbudziły się do prawdziwej pobożności...

Wiesz o tem Stefku Kochany, ilu do naszej szkoły wyjątkowo przy­

bywa stale z całej Polski nowych uczniów. Wśród nich spora garść chłopców z różnych gimnazjów i konwiktów katolickich. Wszędzie oni tam niemal z reguły przyjmowali święte Sakram enta co tydzień,

(5)

Nr 5 PO D ZNAKIEM MARJ1 107

czasem codzień nawet przystępowali do Komunji świętej i to. przez dwa, trzy lata. Odpada dawna szkoła, dawne środowisko, w tej samej chwili zanika u nich potrzeba Sakramentów. Najspokojniej w świecie idą obowiązkowo trzy razy do roku i nie odczuwają żadnego głodu duchowego, żadnego braku...

Czy tam w duszy było kiedy prawdziwe zrozumienie Sakra­

mentów, prawdziwe odczucie ich potrzeby?

Gdzież rozwiązanie tej przedziwnej zagadki?

Sądzę, źe tylko i jedynie w ich zapatrywaniu na życie wewnętrz­

ne, na pobożność. Zwykły u naszych chłopców punkt widzenia, — jakże płytki i powierzchowny — bywa t e n : Komunikuję i tak grze­

szę I Komunikuję i nie czuję wzrostu d u s z y ! Komunikuję i nie jestem le p s z y !

Pomijam tu pytanie (niezmiernie ważne): ale, jak Ty się spowia­

dasz i czy masz stałego kierownika duszy? Jak się gotujesz do Ko­

munji świętej i jak d o Niej odprawiasz dziękczynienie?? Ale pytam poprostu: a kiedyż Ty widzisz i czujesz, źe rośniesz? Kiedy obser­

wujesz skutki walki Twego organizmu z zarazkami, z chorobą, walki staczanej, zwycięsko, nieustannie dzięki codziennemu pokarmowi, któ- jym wzmacniasz Twe młodzieńcze ciało, Twój organizm?? Prawie, że nigdy I A jednak rośniesz, a jednak zwyciężasz dziesiątki infekcyj, wymijasz dziesiątki chorób.

Tak! Nie widzisz łaski uświęcającej w Tobie, a ona jest i rośnie.

Nie widzisz skutków spowiedzi, a one są, nie widzisz owoców Twych Komunij, a one trwają i mnożą się nieustannie. Przestań, odwyknij, odsuń się od Sakramentów na rok — zobaczysz, co się z T obą stanie.

Oczywiście nie kieruję tych słów do Ciebie, mój Stefanie, bo dosko­

nale wiem od szeregu lat, żeś zawsze inne w tej sprawie zajmował stanowisko.

Ale, gdy myślę o tem, chciałbym na cały głos wołać do wszyst­

kich : Rozbudzajmy w sobie potężne pragnienie S akram entów ! Wkła­

dajmy w wyznanie win i potrzeb naszej duszy przed ukochanym jej ojcem i kierownikiem całe serce. Otwierajmy w Komunji świętej Jezusowi • Hostji naoś-ież całą duszę. Nie umiejmy iy ó bez Sakra­

m entów, a dożyjemy cudu. Dusza nasza zacznie rosnąć i na skrzy­

dłach wiary wznosić się coraz wyżej, zostawiając za sobą brud i grze­

chy ziemi. Zakosztujemy życia, o którem dziś jeszcze może nawet nie m am y pojęcia.

Wybacz mój Drogi i Kochany, źe taką i tutaj daję ci odpowiedź na list, z którego zaczerpnąłem myśli do rozmowy z naszymi Soda- lisami, rozrzuconymi po całym kraju. Wiem, źe mi tego za złe nie weźmiesz..,

Życzę Ci, z serca, by ta święta radość, o której piszesz mi, iż nawiedziła Cię w ów dzień Marji po Komunji świętej naprawdę żołnierskim szturmem zdobytej, by ta radość wielka, czysta, młodzień­

cza była twą cząstką przy każdej następnej Komunji i weselem, któ ­ rego nikt i nic ńa świecie odjąć Ci nie zdoła.

(6)

108 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 5

Żyj w Chrystusie, rośnij w duszy i bądź w każdej walce Twojej Żołnierzem Zw ycięskim !

Matce Najmilszej Cię oddaję Drogi mój.

Twój Moderator.

U lekarza

Ileż to więc razy chodzicie matko do spow iedzi?

Co tydzień, a j u ż najm niej co dwa, panie doktorze.

No to w y macie strasznie dużo tych grzechów !

Panie doktorzea ile m y się też lat j u ż z n a m y ?

Ile ? Myślę, że koło piętnastu.

A ta k ! Piętnaście. Proszę mi też powiedzieć, ile ja tu ra zy ju ż byłam ?

Eepoliczyć nie p o tra fię!

No, a ile razy byłam tak naprawdę ciężko chora?

N ig d y ! Zdrów iście ja k b u k ! Żleby było z nami, ja k b y ka żd y m ial takie zdrowie. Razem z aptekarzam i zeszlibyśm y na p s y !

Tak, tak. A przecież m uszę mieć ja k iś powód, ja k tu p r z y ­ chodzę. Tu ja k a ś mała rana, więc proszę o jodynę, tu znów k a szel pom ęczy człowieka, to znów gdzieś się oparzę i tak ciągle.

Ii •— sam e drobiazgi!

Praw da święta. Ale czy mam czekać z tym drobiazgiem, a ż p rzyjd zie zakażenie k rw i? Czy mam więc też czekać ze świętą spo­

w iedzią, a ż dostanę zakażenia d u szy?

A le macie matko języ c zek !

Ano, dar Boskipanie doktorze. Zostańcie z Bogiem ! (Ze słowackiego: Po$ol, Trnava).

Tydzień Propagandy Trzeźwości.

(1 — 8 lutego 1931).

Co roku pierwsze dni miesiąca lutego w Polsce zwracają naszą uw agę na jedną z najdonioślejszych kwestyj społecznych czasów now o­

żytnych — na kwest ję alkoholowa. Dzieje się to istotnym wysiłkiem nie­

licznej, ale jakże szlachetnej i jak głębokim idealizmem owianej garści polsk ch obywateli, którzy ani na chwilę nie zrażając się nadzwyczaj ciężkiemi, nieraz w prost niewdzięcznenr i warunkami tej akcji, z nieugiętą wiarą w zwycięstwo swej idei naw cłują naród do trzeźwego, opano­

wanego w tej strasznej dziedzinie iycia.

Bo rzeczywiście, z którejkolwiek strony ujmuje się kwestję alko­

holizmu, zawsze i z każdej występuje ona w pełnych grozy roz­

miarach.

(7)

Nr 5 PO D ZNAKIEM MARII 109

Czyż bowiem alkohol nie podkopuje głęboko życia religijnego^

przegryzając jego korzenie, gasząc wiarę, odw odząc od praktyk i na­

bożeństw ?

Czyż n-'e jest w dziedzinie moralnej źródłem niekończącego się szeregu występków i upadków poniżej ludzkiej godności ?

Czyż nie jest wrogiem szczęścia rodzinnego, siły wewnętrznej na­

rodu, jego bogactw a m aterjalnego, jego moralnej kultury ?

T o wszystko sprawia, że waU a z alkoholem powinna i nas soda- lisów Marji w wyższym, niż dotąd zająć stopniu. Czyż obowiązkiem naszym nie jest zwyciężanie każdego zła, zarówno w nas samych jak i dokoła nas ?

Cóż możemy zatem w sodalicjach naszych zdziałać dla tej świę­

tej sprawy ?j

. , W spom agajm y ją najpierw modlitwą za tych, którzy nie mają w sobie dosc siły, aby się oprzeć straszliwej pokusie, jak i za tych, którzy p o ­ święcają swe siły propagandzie trzeźwości.

Starajm y się szczerze o jasne uświadomienie w sprawie alkoho­

lizmu najpierw dla nas samych przez odpow iednią lekturę, a potem wszędzie po miastach i wsiach, szczególnie w czasie feryj świątecznych i wakacyj letnich szerzmy to uświadomienie jak najintenzywniej

Służmy wszystkim i wszędzie dobrym przykładem wstrzemięźli­

wości już to zupełniej - —i to n ajlep iej— już to w najwyższym stopniu umiarkowanej, ^ bo nic tak nie działa, jak siła przekonań, zdolność oparcia się naciskowi otoczenia i porywający zawsze przykład opano­

wania się mimo wszystko.

Pam iętając zaś, że najłatwiej zwyciężać w grom adzie, wstępujmy do kółek abstynenckich, wnośmy w nie ducha sodalicyjnego, wysoki poziom marjańskich ideałów.

Niechaj w tej całej iście Bożej i narodowej pracy nie braknie nas, bo nie powinno nas nigdy brakow ać tam, gdzie toczy się bói

•o panowanie D ucha Bożego w Narodzie.

X. J. w.

3)o trzeźwości narodu wiedzie tylko trud zbiorowy i wytrwały.

trz e źw o ść je st elementarnym postulatem zdrowia i tę- żyzn y Zhlarodu, a zarazem imperatywem etyki katolickiej.

Slugust ^Kardynał 'Dilond.

Czas najw yższy zrozumieć, że kwestja pijaństwa wnika we wszystkie nasze stosunki społeczne, gospodarcze, zdrowo­

(8)

110 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 5- tne i moralne i że walka z wódką i pijaństwem może się przyczynić do odrodzenia i odnowienia całego USarodu Pol­

skiego w Chrystusie.

SKs. ^Biskup S&andurski.

ZKto z nas nie spotkał w życiu ludzi bardzo zdolnych, o wielkiej wartości moralnej

,

którzy wprost zmarnowali się przez alkoholizm ?

^Bolesław @rus.

C Z E SŁ A W K A Ł K U S IŃ S K I S . M.

kl. VI. g im n . R adom sko I.

Sodalicyjny huf

Sodalicyjny h u f m łodzieży Idzie m ło d zie ty polskiej kw iat, W codzienny, sza ry idzie św iat, C zysty j a k k w ia t konw alji.

Niosąc w ty c ie za p a l ś w ię ty . Kędy dróg p ra w d y w iedzie sz la k ; Z a p a ł m łodzieńczych lat. D o stóp N a jśw iętszej M arji.

Idzie ja k w ia tru w iosenny w iew, I tam , u stóp K rólow ej św iata, Ja k p ie r w s zy zapach w iosny, G dzie w szelkich łask są zdroje, N iosąc na ustach, radość, śpiew , Tam m yśl m łodzieńczych d u sz ula ta „ Podniebny śpiew radosny. B y nabrać sił na boje.

B y nabrać s ił na ty c ia ciąg, B y um ieć znosić k r z y t,

B y — je ś li p rz y jd zie okres m ąk, N ie upaść — lecz p ią ć się w zw y t.

Zakład

O pow ieść ze szkolnego życia.

— Nie potrafisz!

— Potrafię!

— Nie ! N iem ożliw e!

— Zobaczysz! Zresztą zakład!

— Zakład. Dobrze ! O c o ?

— P ocze kaj!... Duża tabliczka czekolady.

— Za wiele chcesz. To kosztuje... Zresztą niech b ę d z ie ! Ostry głos dzwonka zakończył dużą pauzę.

W klasie VIa miała być lekcja łaciny. Języka starych Rzymian uczył młody jeszcze, ale bardzo zdolny profesor dr. Chmielarczyk. Zapa­

lony filolog, rozmiłowany w starożytnościach greckich i rzymskich, usiłował napróżno “swój 'entuzjazm dla świata antycznego przelać

(9)

Nr 5 PO D ZNAKIEM MARJI 111

w głow y i serca szóstaków. Owidjuszowskie hexametry niewiele ich wzruszały, metrum kulało wiecznie, mimo doskonałych wskazówek nauczyciela... no, a straszliwe: na pam ięć! — wywoływało wprost o d ­ razę przy wykrztuszonej z trudem deklamacji:

A urea prim a sa ta ’st aetas, quae vindice nullo, Sponie sua sine lege f i dem rectumąue colebat.

Poena m etusąu’aberant...

Antyczność stanowczo nie wchodziła w głowy uczniów tej klasy i tylko pan profesor zarobił na niej w studenckiej gwarze p o ­ wszechnie przyjętą nazwę „Antyka". O nto wpadł do klasy zaraz po dzw onku i zupełnie niespodziewanie zapowiedział, źe wobec zbliżają­

cej się klasówki, dziś powtórzy z uczniami pewne partje gramatyki.

— Otóż będzie repetitio!

Na klasę padł blady strach... Nikt się właśnie tego gromu nie spodziewał. Konferencja okresowa za parę dni i dziś, dziś właśnie gram atyka! Najśmielsi naw et czuli, że tu im coś grozi... W klasie z a ­ panowała wyjątkowa na łacinie cisza. Profesor szybko wpisywał do dziennika zwyczajne notatki lekcyjne. Zam knął go, usunął na bok i za­

czął żywo, energicznie prowadzić lekcję.

Coraz to nowe padały nazwiska, raz po raz ktoś wychodził do tablicy, pisał jakieś zdania, formy, wyjaśniał. Naogół, wobec grozy położenia, uwaga była dość skupiona... Widmo konferencji listopado­

wej i „wywiadówki" unosiło się powietrzu.

Jed e n tylko Walicki nie uważał wcale. W żaden sposób nie mógł zebrać uwagi, którą bez reszty pochłonął zakład przyjęty na pauzie.

Na razie nie rozważał jego trudności. Puścił wodze fantazji i przejmo­

wał się rojonemi przygodami... Bo i któż wie, co może z tego w y­

niknąć ? Jak się 1o skończy?... Oczywiście! — że tylko najszczęśli­

wiej w świecie. Któżby mógł w ą tp i ć ! A jak w klasie potem z d e ta ­ lami wszystko opowie, powtórzy, to dopiero urosną jego wpływy....

N awet Szarek będzie je musiał uznać i przycichnąć. U h! Jaki on' wstrętny, ten Szarek ze swoją wieczną wyższością. P o c z e k a j! B ędą o mnie mówić z tydzień! Eh I Co tydzień! Za taką o d w a g ę ? Przy­

najmniej dwa tygodnie „bohaterstwa" mi się należy... Bo pomyśleć tylko... Przedostać się... ukryć... w y trw a ć .. do końca, kto wie, jak długo... Ani zakaszleć, ani kichnąć, ani się poprawić... No i potem,

„wyrwać" niespostrzeżenie... Jakby to urządzić n a jle p ie j? ?

Siłą całą stanął mu w oczach genjalny Sherlock Holmes. On — Walicki — musi jeszcze przewyższyć tego Anglika... A może — kto wie — kiedyś będzie polskim Sherlokiein...? Będą o nim pisać..., może nawet w kinie stworzą f lm... Jeg o sława...

— W alicki! D o tablicy! 1 cóż d alej?

Zbudzenie było tak bolesne i tak okrutne, że chłopak zadrżał, zbladł widocznie. Z trudem podniósł się z ławki, ale nogi się pod nim ugięły, gdy miał z niej wychodzić,..

— Proszę pana profesora, mnie... mnie dziś bardzo głowa boli...

Ja nie m ogę naw et myśleć...

(10)

112 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 5

Co tak ieg o ? Widziałem cię na pauzie dopieroco, byłeś n a j­

zdrowszy... Kłamiesz w żywe oczy! Hoho, dobrze! Chciałem cię rato­

wać od niedostatecznego, a ty ani się uczysz, ani uważasz... I to przed sam ą konferencją! Siadaj! Sam sobie będziesz winien. Twoje leni­

stwo i lekkomyślność — no i to straszne zachowanie zatrzymają cię na drugi rok w szóstej i zgubią, jeśli jakiś cud cię nie zmieni.

Władek osunął się w milczeniu na ławkę. Jak błyskawica prze-, m knęła mu przez głowę myśl, że znowu zamierza zrobić coś, co się na nim już teraz, jakby zgóry mścić zaczyna, ale prędko uspokoił się stanowczem stwierdzeniem, że przecież honor nie pozwalał mu się cofnąć, że niedowiarstwo w jego zdolności detektywa zmusiło go do za­

kładu, który musi wspaniale wygrać i pokazać im, jakie śmiałe i nie­

bezpieczne potrafi przeprowadzać plany.

Mimo wszystko po ostatniej lekcji wracał do dom u mocno

„zmięty". Na piątej godzinie była religja. Dlaczego właściwie ksiądz prefekt, tak mu się dziwnie kilka razy przypatrzył? Czy coś zauwa­

ż y ł? Czy może ten przebrzydły „Antyk" coś mu na pauzie p o v ie d z ia ł?

Prawda, że wykład o św. Franciszku Salezym był bardzo piękny i^'zastosowanie o pracy nad sobą i opanow aniu siebie za Jego w zo­

rem, to tak w sam raz dla niego. Wyjątki czytane z „Filotei“ nawet mu się bardzo podobały... Ale przy tem wszystkiem badawczy wzrok księdza, który dziwnie umiał zaglądać do duszy, zaniepokoił go nie n a żarty. I teraz wracając do d o n u , wlókł się powoli ulicą, pożegna­

wszy wbrew zwyczajowi spieszących szybko na obiad kolegów i za­

czynał trochę myśleć... Wszystkie jednak refleksje kończyły się nie- ugiętem, jak sądził, stw ierdzeniem : stało się, nie mogę się cofnąć, honor nie pozwala, przecież zakład przyjąłem...

N ad pWielkiem miastem zapadł powoli wilgotny, listopadowy mrok. C o minutę niemal zapalały się coraz nowe i nowe lam py elek­

tryczne po wspaniałych i skromnych wystawach sklepów i m agaz y­

nów, potem rozbłysły olbrzymie słońca uliczne i zdały się płonąć w jakichś ogromnych koliskach, opalizujących w drobinach mgły wieczornej. Jasno oświetlone tramwaje mknęły ze zgrzytem po szy­

nach, wzmagał się ruch szalonych taksówek... Miasto drżało jakby przy­

gotow aniem do zwyczajnej ekspanzji wieczornego ruchu...

Ożywiał się też powoli owego dnia pusty zazwyczaj o tej porze i ciemny, potężny gm ach gimnazjum. Snać i tutaj coś się gotowało...

Najpierw pan Czyżyk, tercjan gimnazjalny ze swą zwykłą p o ­ w agą puścił się w wędrówkę po westybulu, schodach i korytarzu pierwszego piętra. A za nim wszędzie, jak za jakimś duchem jasności, szło światło elektrycznych żarówek, które dla kogoś zapalał. Z a­

glądnął jeszcze do sali konferencyjnej profesorów, odkręcił wszystkie wyłączniki. Z dużych poważnych świeczników lunęła fala światła w dół, na olbrzymi stół pośrodku, obstawiony z obu stron krzesłami, na szafki z katalogami szczelnie i troskliwie zamknięte, na półki profesorskie i porozwieszane po ścianach tu i ówdzie fotografje z dziejów tej s ta ­ rej uczelni...

(11)

111. N A D Z W Y C Z A JN Y D O D A T E K ILU STRA CYJN Y

Jeg o Ś w iątobliw ość O jciec św . Pius XI.

obchodzi dnia 6-go lutego IX. rocznicę w yboru a 12-go koronacji na N am iestnika C hrystusow ego.

Sandro Botticelli (1447-1510) M atko przedziw na m ódl się za nam i!

B łogosław w drugiem półroczu pracy.

(12)

O łtarz św. S tanisław a Kostki w kościele św. A ndrzeja na K w irynale w Rzymie.

P o d m en są spoczyw ają zwłoki św . M łodzieniaszka (do artyk. w nrze styczn.).

Instytut M isyjny w Lublinie — Kaplica św. Jozafata M ęczennika Unji ( f 1623) (do artykułu «Z niw y misyjnej*)

---

(13)

Nr 5 PO D ZNAKIEM MARJ1 113

Wszystko było w zupełnym porządku, wysprzątane przez p o m o ­ cników tercjańskich akuratnie. Zadowolony więc dotknął jeszcze Czy­

żyk ogrom nego pieca, by stwierdzić, czy dostatecznie ogrzany, poczem zeszedł znów wolniutko na parter i wyglądnąwszy z powagą przez otwartą bramę na mroczną i mglistą ulicę, zajął swój zwykły posteru­

nek w loży, w której już poprzednio kazał sobie dobrze zapalić w że­

laznym piecyku.

Dziś to bowiem, dnia 10 listopada, na godzinę 17-tą zapowie­

dziana była przez dyrektora gimnazjum pierwsza tegoroczna, okresowa konferencja klasyfikacyjna.

Już około wpół do piątej zaczęli się schodzić profesorowie uczą­

cy w klasie pierwszej, by jeszcze to i owo przygotować do konferencji, przeglądnąć katalogi i dzienniki. W pusty, zamarły gmach znowu m a­

łym strumykiem wpływało życie szkolne, nie to poranne, huczne buńczuczne, ale jakieś poważne skupioną powagą sądu, który oto miał się rozpocząć n ad młodemi duszami...

Sala konferencyjna zajmowała sam środek olbrzymiego frontu gm achu na pierwszem piętrze. Prowadzące do niej szerokie, dwuskrzy- dłe drzwi nawprost głównych schodów przeznaczone były wyłącznie dla członków dostojnego Ciała Nauczycielskiego. Dla publiczności, więc rodziców, opiekunów i interesantów przeznaczono dalsze drzwi już w korytarzu na prawo. Wiodły one do poczekalni pełnej krzeseł i szaf, a służącej równocześnie dla stron udających się i do dyrektora, którego kancelarja mieściła się jeszcze dalej o jeden pokój na prawo, jak i dla oszczędności dla tych, które pragnęły pomówić z kimś z profesorów. Z tej to więc poczekalni jedne drzwi prowadziły wprost

d o dyrekcji, drugie naprzeciw do sali konferencyjnej.

Na drugim końcu tej sali widniały drzwi do małego pokoju, który pierw otnie przeznaczony był właśnie na poczekalnię wyłącznie profe­

sorską, ale zczasem, z jakiejś poprostu wygody przestał pełnić swą rolę. Drzwi jego na lewy korytarz pierwszego piętra wychodzące były stale zamknięte, a nawet te do sali stosunkowo rzadko otwierano.

Pokój przezwano dla przyzwoitości bibljoteką, niewiadomo czyją, właściwie była to mała graciarnia profesorska, nawet nieopalana je- sienią czy zimą, choć przez Czyżyka zawsze utrzymywana w znośnym porządku. Globus i parę map widocznie potrzebnych geografowi, j a ­ kieś modele botaniczne, których nie warto było przez pewien czas ciągle odnosić do gabinetu, pozatem zaś na prostych półkach parę sto­

sów starych numerów dzienników prenumerowanych wspólnie przez gro no i jakieś paczki odwiecznych zeszytów z zadaniami uczniów — oto wszystko co stanowiło zawartość rzadko otwieranej „bibijoteki" — czytaj „graciarni."

Więc parę minut po owej siedmnastej zaczęła się konferencja.

Na miejscu naczelnem przewodniczący-dy rektor, wzdłuż og ro m ­ nego stołu profesorowie przeróżnych przedmiotów, zmieniający się ciągle, zależnie od omawianej klasy. Z różnemi epizodami osądzono już klasy I, II i III, jak zwykle najliczniejsze i mające po dwa równo­

ległe oddziały. Od czwartej ruszono już raźniej, aż znowu szósta p o ­

(14)

i 14 PO D ZNAKIEM MARJ1

dzielona w tym roku na dwie pararelki zająć miała Świetnej Konferen­

cji nieco więcej czasu. Zwłaszcza VI a rozhukana, niesforna, więcej niż śre­

dnio leniwa była zgryzotą dyrektora, wychowawcy, księdza, „Antyka“, no i wszystkich, którzy ją oświecali i kształcili. Co chwila więc wywią­

zywały się jakieś dyskusje, dość nawet gorące, stawiano wcale surowe wnioski... I tak powoli zbliżano się do końca nieszczęsnego alfabetu.

— Szarek Wincenty — czytał głębokim, monotonnym głosem wychowawca — niewykazany, zachowanie jeszcze dobre.

— Szczepanek Franciszek — niedostatecznie z łaciny, francuskie­

go, matematyki; upomnienie z religji, bistorji, zachowanie odpowiednie...

— Tatarkiewicz Józef — niedostatecznie z łaciny i historji, za­

chowanie odpowiednie...

— Trzopikowski Antoni — niewykazany z niczego, zachowanie

— no tak, może być dobre.

— Walicki Władysław — niedostatecznie z polskiego, łaciny, fran­

cuskiego, matematyki, upomnienie z historji, fizyki, zachowanie, — hm, hm, — zachowanie Walickiego proponuję...

— W sprawie zachowania Walickiego proszę o głos — woła z końca stołu do przewodniczącego dyrektora dr Chmielarczyk.

— Ja też proszę o głos — zgłasza się polonista.

— I ja!

— I ja!

— Moi P anow ie — odzywa się z pow agą dyrektor, który zawsze świetnie umiał miarkować nazbyt groźne nieraz zapędy profesorów — widzę, że zanosi się nad tym uczniem na dłuższą i gorącą dyskusję.

Uprzejmie proszę streszczać się możliwie, bo godzina spóźniona, a m a­

m y jeszcze 3 dalsze klasy przed sobą. Ale przepraszam, zdaje mi się, że i na sali jest dziś bardzo gorąco. Poczciwy Czyżyk znowu nam dogodził rozpalonym piecem... Nie radziłbym otwierać okien na tę li­

stopadow ą wilgoć, może wystarczy chłód z gra... hm, chciałem powie­

dzieć z bibljoteki. Panie doktorze Chmielarczyk, może pan będzie ła­

skaw drzwi tam nieco uchylić...

„Anlyk" zerwał się od stołu ze zwykłą żywością.

Przekręcił w zamku klucz.

Roztworzył połowę drzwi... i nagle — wpadając do ciemnego p o ­ koju, krzyknął z cicha...

— Kto tu je st?

Jakiś hałas... Błysk zapalonej żarówki i w otwartych drzwiach stanął profesor wyciągający za rękę bladego jak ś m ie r ć . . Walickiego.

A potem stała się rzecz nieoczekiwana.

Nikt z grona nauczycielskiego nie odezwał się słowem. Jakby się wszyscy tajemnie zmówili... Wśród gróbow ego milczenia dj rektora i nauczycieli przeprowadził łacinnik nieszczęsnego chłopca jak pod pręgierzem wzdłuż całego stołu i przez poczekalnię wypuścił go spo kojnie na korytarz...

Tylko oczy księdza prefekta zza szkieł okularów patrzyły gdzieś w dal, smutno... bardzo smutno... D igam m a

(c. d. n.)

(15)

Nr 9 PO D ZNAKIEM MARJ1 115

O d naszych przyjaciół.

(List sodalisa - maturzysty.)

Lwów, dnia 22 grudnia 1930.

Poczuwając się do łączności wciąż jeszcze z nas7ym kochanym Związkiem, pozwalam sobie donieść Księdzu Prezesowi kilka wiadomości z pierwszych miesięcy m ego pogim nazjalnego żywota.

Oczywiście — ab ovo.

Po maturze odbyliśmy rekolekcje. K rótko mówiąc, u ra ż a m , że organizowanie rekolekcyj zamkniętych jest jednem z największych dzieł Związku i dopraw dy tych kilka dni rekolekcyjnych jest słusznym p o ­ wodem do naszej ogrom nej wdzięczności.

W akacje miałem śliczne i bardzo pouczające. Siedziałem w P a ­ ryżu, potem napoludniu Francji. Oczywiście był to dla mnie cały sze­

reg rewelacyj. Z Francuzami zetknąłem się w sposób niezmiernie miły, gdyż poznałem najpierw kilka rodzin, do których miałem polecenia z kraju, więc zbl żenie było bardzo serdeczne. O innych nie roogę te ­ go powiedzieć. Miałem wiele rozczarowań co do „tow arzyskości" F ran ­ cuzów. A le to drobiazgi.

Porobiłem dużo znajomości w śród młodzieży francuskiej. P rzeko­

nałem się, że we wszystkich niemal jej środow iskach dla nas droga jest zawsze otw arta. Co do samych poglądów i prądów ideowych, specjal­

nie w śród młodzieży katolickiej, można mieć wiele zastrzeżeń — ale są też rzeczy imponujące. Mnie oczywiście specjalnie interesow ała ta mło­

dzież katolicka, dużo z tymi ludźmi starałem się przebywać, zebrać pewien m aterjał i — przekonałem się Księże Prezesie, że przyszła inte­

ligencja katolicka Francji nie ma takiej szkoły, jak nasz Związek i nie- slety wątpić można, czy tam szkoła taka kiedykolwiek będzie stw o­

rzona.

Cokolwiek można dziś myśleć o Francuzach, to s a n a Francja jest zachwycająca.. Paryż poznałem dosyć dokładnie, ale największe w raże­

nie na mnie zrobiło południe. W ióczyłem się po Prowancji. Avignon jest cudowny i mało chyba jest obok niego m iejs: rów nie nastrojowych i wywołujących tak mimowolnie historyczne wspomnienia. Pozatem pobyt mój na południu był o tyle milszy, że udało mi się poznać kilku na­

praw dę bardzo mądrych i szczerych naszych przyjaciół.

W Marsylji byłem na pew nego rodzaju kursie organizowanym przez sfery katolickie dla zapoznania się ze stosunkami społecznem i panującemi w kolonjach francuskich. Z kursem połączony był zjazd inteligencji ka­

tolickiej, więc z ciekawości przypatrywałem się temu. Znów dużo miłych wrażeń, ale i sporo zastrzeżeń.

Po tak ogrom n e miłych wakacjach rozpoczął się rok szkolny.

Jestem na Uniwersytecie lwowskim, studjuję prawo. Prócz teg o mam zajęcie stałe, i — gdyby nie to ostatnie, miałbym bardzo dużo wolne­

go czasu, bo studjum prawnicze nie jest wyczerpujące. Oczywiście za­

czynam też zapoznawać się powoli z życiem akademickiem .

(16)

116 PO D ZNAKIEM MARII Nr 5

W sodalicji akadem ików praca jest tro ch ę inna, niż w gimnazjum i różnicę tę odczuwam. Je st jedna wyższość sodalicyj akademickich : niepożądany w życiu sodalicyjnem m aterjał o d p ad a po m aturze.,.. D o­

myśla się Ksiądz Prezes, kogo tu mam na m y śli... Z drugiej strony niema u nas tak ścisłego współżycia, jak w sodalicjach gimnazjalnych.

P ragnę zaprenum erow ać miesięcznik, ponieważ nie chcę się z nim zapoznaw ać dorywczo, tylko przez moich m łodszych kolegów.

A brakłoby mi bardzo naszego organu. P roszę więc uprzejmie o czek i przesyłkę.

Proszę przyjąć najserdeczniejsze życzenia W esołych Świąt, a z Nowym Rokiem życzenia owocnej i coraz głębszej pracy Związku wraz z wyrazami wysokiej czci i poważania.

F. L.

WIADOMOŚCI KATOLICKIE

K o m u n ik aty K atolickiej A gencji Prasow ej w W arszawie.

Z POLSKI.

T rzydziestolecie bisk u p stw a święcił uroczyście dnia 30 grudnia 1930 roku J. E Najprzew .Ks. Anatol Nowak, biskup • ordynarjusz przem yski, poprzednio sufragan kra­

kowski, konsekrowany w tym dniu, w reku 1900. Od pierwszych chwil nietylko biskup­

stwa, ale już kapłaństw a wielki i gorący przyjaciel młodzieży, zwłaszcza sodalicyjnej, już w Krakowie otaczał On swoją szczególną, serdeczną opieką sodallcje akademików, uczniów gim nazjów (jedyną wówczas dla wszystkich szkół średn. krakowskich,) oraz młodzieży rękodzielniczej; objąwszy zaś przed laty 6 stolicę przemyską, lę samą ojcowską opiekę okazywał zawsze naszym sodalicjom związkowym, które też objęły niemal w szystkie gim nazja Jego diecezji. W sprawie Kolonji przyszedł Związkowi jeden z pierwszych z wydatną oomocą, a w ostatnim roku także dla Centrali raczył w yznaczyć stalą subw encję. Wśród reprezentantów sodalicyj marjańskich diecezji prze- m\ sklej znalazł się więc i prezes naszego Związku, który w jego im ieniu złożył J. Ekscelencji najgorętsze życzenia na dalsze, błogosław ione lata arcypasterskich trudów, i ofiarował skromny album z fotcgrafjami Kolonji śnieżnlckiej.

ZE ŚWIATA.

Boże N arodzenie w W atykanie. W noc Narodzenia O jcle; św. odprawił trzy Msze św. w kaplicy pryw atnej w obecności najbliższych krewnych i członków dworu papieskiego w liczbie około 50 osób. W drugie św ięto rano Papież przyjął życzenia, które złożyli mu komendanci gw ardji szlacheckiej, gw ardji szw ajcarskiej oraz żandar- merji, pow itał zebranych z w ielką serdecznością i udzielł im błogosław ieństwa apo­

stolskiego.

A ln m n i z ko leg ju m polskiego w Rzym ie u O jca św. Ojciec św. przyjął w gru dniu alumnów kolegjium polskiego w Rrzymie z rektorem ks. Tadeuszem Olejniczakiem na czele. Papież przem ówił serdecznie do zebranych, pyta! każdego o imię i nazwisko, polecił rozdać m edaliki pam iątkowe i w najbardziej serdecznych słowach udzielił swego błogosław ieństwa apostolskiego zarówno alum nom , jak i ich rodzinom, bisku pom i ich ojczyźnie • Polsce.

B rat cesarza Ja p o n ji n a a u d je n c ji u Ojca św. Dnia 7 XII. Ojciec św. przyjął na uroczystej audjencji brata cesarza Japonji, księcia H ohuhito Takamatsu, który przy­

był do W atykanu ze swym orszakiem oraz z księdzem japońskim , Pawłem Taguchi, studjującym w Rrzymie. Rozmowa Papieża z księciem trwała około 15 minut, poczem nastąpiła prezentacja orszaku książęcego. Po tej audjencji książę złożył wizytę kardy-

(17)

Nr 5 PO D ZNAKIEM MARJ1 117

natowl sekretarzowi stanu, Pacellfem u. Bezpośrednio petem kardynał Pacelli rew izy­

tował gościa w hotelu nE x c e ls lir\

Papież w elektrow ni w aty k ań sk iej. Ojciec św. zwiedził elektrownię w atykań­

ską- oglądając nowe jej urządzenia. W czasie obecności Papieża puszczono w ruch cztery nowe motory.

K aplica n a lo tn is k u w Loreto. Kardynał Capotosti na lotnisku w Loreto poło"

żył kamień węgielny pod kaplicę lotników. Początkowy kosztorys lej kaplicy w yzna­

czony był na 60 tysięcy lirów, jednakże włoski minister lotnictwa uznał, że taka ka plica byłaby zbyt skromną, to też rząd ze swej strony przeznaczył na ten cel dalsze 260.000 lirów. Jednocześnie z uroczystością położenia kamienia w ęgielnego odbyło się poświęcenie 22 nowych aparatów lotniczych.

Nawrócenie się w ybitnego d zien n ik arza h in d u sk ieg o . Donoszą z Madras, że dn. 17 listopada u. r. został przyjęty do Kościoła katoli k ego b. wydawca dzieinika

„Allahabad In d e p e d e n f oraz pisma Ghandiego .Young lndia“. Aktu przyjęcia doko­

nał arcybiskup lvanios, który niedawno sam porzucił sektę jakobitów i na mocy delye tu Ojca św. zachował godność arcybiskupią. r

Liczebny w zrost kandydatów do sta n u duchow nego w Czechosłowacji. Jak wykazują ostatnie statystyki, w Czechosłowacji z roku na rok powiększa się liczba kleryków w sem inarjach duchownych. Podczas gdy w roku szkolnym 1928/29 teologję studjowało 662 kleryków, liczba ta w r 1929/30 wzrosła do 754, a w bieżącym roku do 947. Największem seminarjum w Czechosłowacji jest seminarjum w Ołomuńcu.

Nagrodzony poeta katolicki. Czechosłowacką nagrodę państwową otrzymał w roku bieżącym za sw ą trylogję z czasów Wallensteina p. t, „Bloudeni“ Jarosław Durych. Urodzony 2 go grudnia 1886 r. pisać rozpoczął sJosunkowo późno, gdyż do­

piero w r. 1916, od tego jednak czasu wydał 40 tomów swych dzieł. Znakomity liryk i bardzo w ybitny p sarz katolicki uchodzi jednocześnie za jedną z najpoważniejszych postaci w Czechach. Obecnie nazwisko jego zwłaszcza ja^o liryka o wielkiem znacze­

niu dla czeskiej literatury pawszechnie jest znane W życiu swem i dziełach stoi na gruncie ściśle narodowym 1 deklaruje się jako szczery katolik, zwalczając nurtujące inteligencję czes'<ą husyckle poglądy na historję.

F rancuska ak ad em ja m edyczna d o m a g i się zakazu seansów hipnotycznych.

Rada generalna departamentu Mozy zwróciła się do francuskiej ak.dem ji mcdycznej z prośbą o cpinję w sprawie bezpieczeństwa publicznych seansów hipnotycznych.

Akademja wyłoniła specjalną komisję, w imieniu której profesor Henryk Claude opra­

cował raport, potępiają y te praktyki „które mogą mieć tylko zły wpływ". 1-odniecają one niezdrową ciekawość, pobudzają wrażliwość i powodują rozwój newrozy i psycho newrozy u osób, które się im oddają. Akademja zgodnie z uwagami komisji wyraziła życzenie, by praktyki hipnotyczne zostały zakazane we wszystkich departamentach.

Odpowiedź ta jest potwierdzeniem nauk moralności katolickiej o hipnotyźmie. Czas najwyższy, aby i w Polsce władze ukróciły praktyki spirytystyczne, odbywające się nieraz na seansach publicznych i w obecności młodzieży szkolnej.

A u stralijsk i p rem jer o katolicyzm ie w A u stralji. Powracający z konferencji imperjum brytyjskiego w Londynie ob cny szef rządu austrilljskiego, Ssullin, zatrzy­

mał się na kilka dni w Rzymie, z czego skorzystał przedstawiciel ,O sservatore Ro mano" dla uzyskania wywiadu. Mr. Sculiin, dobry katolik, który po raz pierwszy zw ie­

dzał Europę, z zachwytem przedewszystkiem opowiada o dziełach sztuU , jakie widział w Europie, i podziwia ten olbrzymi wpływ Kościoła katolickiego na sztukę. .W racam

— mówi — do swej ojczyzny wzbogacony jeszcze jednym przyczynkiem czci dla Kościoła: jako źródła i matki sztuk pięknych." Zapytany o stan katolicyzmu w Au- straljl, mr. Scullin stwierdza, że mniej więcej czwartą część miejscowej ludności sta nowią katolicy. Cieszą się oni jaknajwiększem poważaniem i są najzupełniej lojalnie traktowani przez obywateli innych wyznań. W obecnym rządzie australijskim na 13 ministrów ośmiu, prórz mr. Scullina jest katolikami. Masy ludowe australijskie są, jeśli mówić o niekatolikach, bardzo tolerancyjne. Najlepiej udowadnia to zachowanie się tłumów poczas międzynarodowego kongresu eucharystycznego przed dwoma la ty : wszyscy z powagą i szacunkiem asystowali przy uroczystościach, które głębokie na nich wywarły wrażenie.

Pom im o w ielki, j a g ita c ji bezbożników w Sow ietach i prześladowania wszyst­

kich wierzących, bez względu na wyznanie, do jakiego należą, duch religijny ludu rosyjskiego bynajm niejj nie zaginął, Tkwi on mocno w sercach i niejednokrotnie

(18)

118 PO D ZNAKIEM MARJI Nr 5

z w ielką siłą zaznacza swoje istnienie. Pisma sowieckie podają n. p. fakty, że w war­

sztatach kolejowych w Konotopie liczba wyznawców jednej z sekt wzrosła w stosun­

ku do roku ubiegłego o 23°/o, źe w tej samej miejscowości często odbywają się ze­

brania dla czytania Ewangelii, że w innej miejscowości, Miszeryńsku, święta religijne zawsze uroczyście są obchodzone, że w dom a:h nawet komunistów i .komsomolców"

nadal znajdują się obrazy św ięte, i t p. Niedawno zbiegły do Finlandji duchowny prawosławny Solodownikow, opow iadają: o sytuacji w Rosji sowieckiej, ze wzrusze­

niem wspomina, jak wierząca ludność Petersburga ze swych skromnych racyj utrzy­

muje duchowieństwo, pozbawione, jak wiadomo, prawa otrzymania pożywienia Zwra­

ca dalej ten sam informator uwagę na zakaz publicznych dyskusyj na tem at walki z religją, gdyż dyskusje te z religją kończyły się moralnem zwycięstwem wierzących.

Charakterystycznym jest wypadek żądania przez marynarzy z Kronsztadu przysłania im dwóch kapłanów. Kiedy kapłani ci przytń li do Kronsztadu, tłum 5 tysięcy mary narzy poniósł ich w triumfie. Triumf ten odpłacił później jeden z duchowny h w ię­

zieniem , drugi — deportacją. W samym Petersburgu często widzieć można fu m y do 10 tysięcy, stuchające nabożeństwa nazew nątrj świątyni, która nie może wszystkich pomieścić. Ten sam Sołodnikow zeznaje, że widział tłumy deportowanych na północ chłopów, którzy na piersiach nosili białe krzyże z napisem „cierpim y za wiarę chrze­

ścijańską”. Pew ien, również zbiegły z Rosji baptysta ogłosił niedaw no w socjalistycz- nem piśmie ,D ni* list, w którym między innemi, p isze: .jednocześnie objaw ia się wielkie przywiązanie do Chrystusa Oczywiście są ta:y , co nie mogą znieść cierpień i ustępują, nie są oni jednak liczni. Pozostali z wiarą oczekują dnia, gdy Pan położy koniec ich cierpieniom".

Z niwy misyjnej

Instytut misyjny w Lublinie.

W iem y, jak b ard zo zależy obecnem u papieżow i n a tem , żeby ludy chrześcijańskie w schodnich K ościołów schizm atyckicb jak najprędzej złączyły się z K ościołem katoli ckim Szczególnie żywo in teresu je się papież losam i n aro d u rosyjskiego, dz siaj pod w zglądem religijnym tak okru tn ie prześladow anego. Ż eby p rzygotow ać kapłanów do przyszłej p racy w Rosji, otw orzył papież u b ieg łeg o ro k u w Rzymie Sem inarjum D u­

chow ne dla Rosjan.

Polska sąsiad u jąca b ezpośrednio z R osją nie m oże p o zo stać o b o jętn ą w obec z a ­ g ad n ień religijnych w Rosji, tem w ięcej,. że tam żyją przecież Polacy katolicy, dzisiaj zupełnie pozbaw ieni opieki religijnej. Zeby więc p rzygotow ać kapłanów do przyszłej pracy w Rosji, pow ołano do życia In sty tu t Misyjny w Lublinie, w którym k ształcą się kapłani tak o b rząd k u łacińskiego, jak i w schodnio-słow iańskiego D zięki szczegółow ym in

form acjom przesłanym mi łaskaw ie przez Ks. R ek to ra Chw iećkę, m ogę W am , K ochani Sodalisi, p rjed s ta w ić pow stanie i rozw ój te g o ż In stytutu M isyjnego w Lublinie, a foto- g iafje u m 'es z.zo n e w nadzw yczajnym d o d a tk u ilustrow anym , ofiarow ane dla naszego pisem ka b ezinteresow nie przez Przew Ks. P ra ła ta O koło • K ułaka, dopełnią moich wy wodów .

Cel i p o ży tek In s ty tu tu Mis. Ks. A rcybiskup Ropp, M etropolita wszystkich Kościołów w Rosji, wyoę lżony p rzez bolszew ików w r. 1919. uzyska! u ów czesnego pap B enedykta XV audjencję, na k tó rej w skazał aa p o trzeb ę założenia in sty tu tu p rz y ­ gotow ującego duchow ieństw o do przyszłej pracy kapłańs<iej w Rosji. Proponow ał zało ­ żenie te g o In sty tu tu w W ilnie. O jciec św. uznał p o trzeb ę tak ieg o zak ład u , ale pole­

cił założyć g o w Lublinie, jako m ieście wolnem od niechęci narodow ościow ych i posia- d aiącem u n iw ersy tet katolicki.

J. E. Ks Biskup M arjan Fulm ann. crd y n arju ssz lubelski, przychylił się do p ro ­ jektów A rcyb R oppa i o d d a ł m u posiadłość przy ul. Zielonej N r. 3 z m ałym kościół­

kiem św. Jozafata, o g ro d em i zabudow aniam i, razem 3000 m2 g ru n tu . P osiadłość ta była daw niej g re ck ą cerkw ią praw osław ną, ib u d o w a n ą w końcu 18 w. za pozwoleniem polskiego króla S tan isław a A ug. Poniatow skiegiego, a w początku 1923 r. przekazaną

(19)

PO D ZNAKIEM MARJI 119

biskupowi lubelskiem u przez rz ąd polski do użytku wzam ian za odstąp ien ie przez bi­

skupa cerkwi peunickiej, k tó rej praw osław ni używ ają jako sw ojej.

Kościół podczas okupacji austrjackiej by) użyty n a rzeźnię gęsi. Dom byl w o s ta ­ tecznej ruinie, a dw a mniej zniszczone m ieszkania zajmowali lokatorow ie, utrudniając otw arcie sem inarjum . O drestau ro w an iem budynku zajął się z polecenia K s A rcybiskupa Ks. Songajło. Z funduszów , dostarczanych przez Ks M etropolitę i p rzez T ow arzystw o Misyjne, założone w r . 1922 odnow ił Kościół i część m ieszkania (5 pokoi). K s S o n ­ gajło pełnił obowiązki re k to ra teg o ż kościoła od 1924 r. Zczasem udało się usunąć lokatorów (ostatniego w r. 1927). W jesieni 1924 r. In sty tu t faktycznie zo stał otw arty i pierw si klerycy przyjęci, N arazie istniał w ch arak terze bursy, p relekcje odbyw ały się w Sem inarjum D uchow nem diecezjalnem . Ja k o instytucja naukow a zaczął istnieć do ­ piero z początkiem roku szkolnego 1927/28 W lipeu 1926 r. zo stał m ianow any r e k to ­ rem Ks. Lucjan C hw iećko, kapłan diecezji mohylowskiej, m agister teologji A kadem ji petersburskiej. W jesieni 1926 r. zbudow ana została oficyna, w ciągu roku 1927/28 p o ­ w iększono gm ach In sty tu tu przez dobudow anie dw óch pięter. W reszcie urządzono sale wykładow e, stw orzono bibljotekę, zaprenum erow ano czasopism a, pow ołano grono p ro ­ fesorów do nauk specjalnych Stw orzono n a po czątek d w uletnie studjum filozoficzne.

S ekcja W schodnia. Poniew aż w Iostytucie Misyjnym przygotow ują s'ę kapłani przedew szystkiem dla R osj1, postanow iono d okładnie uw zględnić orjentalistykę ciy li naukę o K ościołach wschodnich. W tym celu utw orzono sekcję w schodnią 1926 r.

S ekcja w schodnia obejm uje n astęp u jące przedm ioty n au k o w e: 1) H isto rja K ościołów w schodnich i stan i<h obecny. 2) C erkiew rosyjską, jej naukę i naukę katol. 3) N aukę porów naw czą o K ościele, 4) J ę z y k i: rosyjski, starosłow iański i grecki. 4) L iturgję s ta ­ rosłow iańsko rosyjską. 6) H isto rję, g eo g rafję i literatu rę rosyjską. 7) O d 1930 r. Praw o cerkiew ne.

Zeby klerycy o brządku łacińskiego mogli lepiej poznać o b rz ąd e k w schodnio- słowiański, a klerycy w schodnio słow. obrządku praktycznie ćwiczyć s ię w czynnnośeiach liturgicznych teg o ż obrządku, urządzono w r. 1929 kaplicę ob rz. w schodniego (patrz ilustracje) gdzie n abożeństw a odpraw ia ks. S ongajło. K apliczka je s t m ała, ale bardzo pięknie urządzona, w oryginalnym stylu mosiciewskim, przyozdobiona ikonam i (obrazami) z w ieku 16 (kopje), 18 i li).

D otychczas ukończyło In sty tu t dziewięciu księży. Je d e n z nich pracuje w H arbinie w C hinach, jeden w e Francji, re s z ta n a K resach w schodnich.

S tan obecny. In ty tu tem zarząd za p a tro n a t z Ks A rcy b . Roppem na czele. Re k torem jpst Ks. L. Chw iećko. N iektórzy księża pro feso ro w ie to wygnańcy z Rosji n. p. X. R ektor, XX W ierzbicki Cimaszkiewicz, Songajło. O b ecn ie kształci się w Instytucie 18 kleryków obrz. łać. a 3 obrz. w schód.

O b y Bóg błogosław ił zbożnej pracy dla d o b ra du3z naszych braci, dzisiaj je ­ szcze od nas oddzielonych, ale przecież do ow czarni C hrystusow ej pow ołanych.

Modlitwa do św. Teresy od Dziec. Jezus za Rosję*).

.Przedziw na i współczująca Święta T ereso! racz wspoiróc naszych braci Ro­

sjan, k órych długo i okrutnie nęka prześlad owanie przcciw chrześcijańskie: spraw, aby oni trwali w wierze, postępowali w miłości Boga i bliźniego oraz pokładali nfność w Najśw. Matce Boga; przygotuj dla nich świętych kapłanów, którzvby wy­

nagradzali wobec N ajśw lęszej Eucharystji popełnione świętokradztwa i zniew agi;

niech szczególnie wśród młodzieży zakwitnie na nowo czystość anielska i cnoty chrześcijańskie, ażeby ten szlachetny lud, wybawiony od wszelkiej niewoli powró­

ciwszy do jedynej owczarni, którą kochające Serce Chrystusa Pana zmartwychstałego całkowicie powierzyło św. Piotrowi i jego następcom, doznał nareszcie radości wy­

chwalania w obcowaniu z św. Kościołem katolickim Ojca i Syna i Ducha św. Amen*.

*) Podaję w tłumaczeniu zamieszczonem w „Rocznikach Rozkrzew. Wiary"

rok 1930 Nr 1 (stycz.-luty) str. 18 za zgodą X Dyr. Bajerowicza. Ojciec św. przy­

wiązał do niej odpust 300 dni za każdy raz, a zupełny za codzienne jej odmawianie przez miesiąc.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ników i czasopism, jnkoto: „Pod znaKiem Marji&#34;, „Cześć Marji&#34;, „Roczniki Katolickie&#34;, Młodzież misyjna, Misje Katolickie, Gazeta Kościelna i

*it zw rotek „Hymnu sodalicyjnego&#34;. D okładnie prowadzona lista obecności członków na zebraniach wykazała, że średnio było ich zaw sze obecnych 79%. Bibljoteka

skajmy szacunek profesorów i poważanie naszych kolegów ze szkolnej ławy; pracujmy uczciwie, uczmy się dla lepszej doli naszej i Polski, a najlepiej przysłużymy

Aż tu dziwnem zrządzeniem Bożem, matka moja skończywszy pacierze, nachyliła się ku mnie i, ruchem głowy wskazując konfesjonał kapłana, szepnęła: „Idź,

1931 Kolonia sodalicyjna archidiecezji lwowskiej II Zjazd prowincjonalny krakowski (Sprawozdanie) Zmiany i uzupełnienia w rekolekcjach maturzystów 1931.. Rezolucje I

I myśl poświęcenia się Bogu na służbę ołtarzy coraz silniej, c o ­ raz wyraźniej poczyna nurtować w młodym czeladniku szewskim. Zaiste w 22 roku życia

bach, na wyjazdach do chorych. Ostatecznie kościelny podawał ją już tylko przy najgorszej pogodzie... Na delikatnem płótnie pokazały się pęknięcia, małe

narze katoliccy zawsze troszczyli się o pozyskanie dzieci dla C hrystusa. Ułatw ić pracę misyjną w śród dzieci pogańskich powinny dzieci katol., cieszące się od