Cena num eru 20 groszy.
W arszawa, 15 Kwietnia 1906 r.
Na djabelskim młynie.
— Z pana Ignacza to tyż! Niby to pan człowiek partyjny, a obczasz to mi pan ciągle w oko pakujesz!
2 S Z C Z U T E K M 3
JT
o ^ r r z y ć u i & C ' z y ó - / y e . ' / l ó t t t i ą tż y c ic y m y , titó z-y ó /A i-m -łta in zy m t o r/a J t o n?
e t / a r f c / a . ł f f f j o r r y o ł f f ę z r r / i f f f
(•ty
Symptomat.
— Jestem przekonany, że stan wojenny będzie zniesiony lada godzina!...
— Zkąd taka pewność?
- - Bo pewien oficer, nadeptawszy mi dziś na odcisk, zawołał: „Pardon-s!“ '
Biilow omdlał!
Przeraźliwa wieść z Berlina Po drucianym przyszła pręcie, W serce się jak ostrzem wrzyna:
„Biilow omdlał w parlamencie!“
Omdlał, osłabł, puls mu nieco Stępiał, niby w zwykłym człeku, Zaraz do Warszawy lecą
Telegramy—do wypieku!
Jeden, drugi, trzeci, czwarty, Pismak się w gazecie poci, 1 z godności całkiem zdarty, Artykuły o tem knoci!
Skrobie, skrobie po bibule, Łzami straszny fakt tłómaczy, Nad Biilowem skamląc czule, Zdziera szaty swe w rozpaczy!
A gdy Wiluś straci wreszcie Swego sługę i najmitę,
To nam za nim gazet dwieście Każe też odwalić kitę!
S T aiw aay..
— Przepraszam pana, którędy to się idzie na Zakroczymską?
— Przez ratusz.
. . . . ---- --- ---
C I Ę Ż K A Z A G A D K A
Za posiadanie paszportu i rewolweru idzie się n a 3 miesiące do kozy.
Za nieposiadanie paszportu i rewolweru idzie się na 2 miesiące do kozy.
Za nieposiadanie samego paszportu idzie się na ] miesiąc do kozy.
Za posiadanie samego rewolweru bez paszpor
tu idzie się na 6 miesięcy do kozy.
Za posiadanie paszportu bez rewolweru idzie się najmniej na 3 dni do kozy.
Pytanie: co trzeba posiadać lub czego nie po
siadać, żeby na pewno uniknąć kozy?
O S T R O Ż N O Ś Ć .
— Czy nie wybierasz się na „O bronę Często
chowy?11
— Poszedłbym , ale niechcę mi się późno po
wracać do domu podczas trw ania ochrony W ar
szawy.
W Y T Ł L Ó M A C Z E N IE .
.
— Powiedz mi, co to znaczy bojowiec?
— Jest to taki pan, którego się boją.
U ła tw io n a rewizja.
Bzekł ktoś z Afryki przybyły, - Murzyn to ci dzikus wielki;
Obcą jest mu wszelka odzież, Kamizelka, palto, szelki!
Na to pewien rzekł policjant,
— Jak to dobrze, iż są goli, Bo golizna przy rewizji Nic im ukryć nie pozwoli!
Kw estja uregulowana.
Spraw a wprowadzenia dodatków do wynagro
dzenia strażaków jest na dobrej drodze.
Na początek dodatkowo dano im ćwiczenia gimnastyczne.
Względy uspakajające.
— Jakiem prawem wchodzisz acan do mego mieszkania, przykładasz rewolwer do mego czoła i zabierasz gotówkę?
— Tylko proszę mi się nie zapominać. Nie jestem bandytą.
— Więc czem u czterdziestu par djabłów?
— Jestem anty bandy tą, mój panie!
M Y Ś L
Żyć dziś w Warszawie jest arcymozolnie:
Gdy nie zastrzeli, napewno cię kolnie!
Patrzcie, proszą! T o gałgaństwo T r z y m a w tąpie całe p a ń s tw o 1
Ł U P .
— Słyszałeś, wczoraj u Iksińskiego byli ko
muniści i straszliwie go pobili!
— Za cóż, mój drogi?!
— Nie miał w domu żadnej gotówki, więc ofiarował im kilka weksli z żyrem bankiera Raw i
cza...
WSZĘDZIE PEłiNO.
— - Panie naczelniku, przyszedłem prosić o miejsce.
— Niema miejsca; w mojein biurze wszystkie zajęte.
— Ja zaś nie odejdę ztąd, aż mi pan przy
rzeknie.
—- Cóż to, napaść? W ynoś mi się pan, bo za
wołam policję i wsadzą cię do kozy.
— Drwij pan z tego; w kozie jeszcze bardziej miejsca niema!
Albo—albo
—- Albo mi pan oddasz swoją córkę za żonę, a ja panu za to oddani mój głos na posła, albo mi pan nie oddasz swojej córki, a ja wtedy nadeś- lę na pana „ anarchisto w-komunistów,“ którzy pana skrócą o głowę...
N A D W ISŁ Ą .
— Wicek, daj mi ten stary guzik!
— A co mi dasz za to?
— Pięć nowiusieńkich koncesji na pisma co
dzienne.
— Odknaj: niema głupich!
W sklepie.
-— Proszę o kłódkę, byle mocną.
- Do kuferka czy do obroży?
— Do ust; jestem wydawcą pisma.
ZWIĄZEK „KORZENNYCH ROSYJSKICH LUDZI."
S Z C Z U T E K
Z metody Ollendorfa
Czy pan Szeleehow jest antypolakiem ?— Tak panie, pan Szeleehow zbogacił się w Warszawie jeszcze bardziej i już zaczął jeździć nowym pow o
zem, ale publiczność polska coraz częściej przeno
si się ze spraw unkam i do sklepów z kawiorem bez polityki. — Gdzie jest mój scyzoryk z grajcarkiem (le tirbouchon)? ■— Niema pańskiego scyzoryka ani wykałaczki; stójkowi je skonfiskowali.—Co robi nasz narodowy atleta (fntlet pałriotiąne) Cyklop-Bień- kowski?—Bierze ciągle lanie od rozmaitych naro
dowości {de nałions differentś). — Czy zamierzacie panowie wybrać do Dumy Trzypstrzykiewicza?—
Nie panie; ten człowiek nie zrobił nam nic złego.—
Czy jesteś pan uczciwy?—Tak panie, mam książecz- kie legitymacyjną i kłania mi się nasz rewirowy.
Telegram cyfrowany
Z W a r s z a w y d o K o c i o k w i k ó w . J o j n e C y li n d e r .
Kiwa paszportobraku kozodój.
Legitymacjowisyłanie, półrublaprzyspieszenie, pisarzupiwakup strażniczcejajkidać bardzo pilno.
Natan Parasol.
Jfc 3
W K O Z I E .
— Przepraszam bardzo pana naczelnika, ale chciałabym się nareszcie dowiedzieć, dla czego mój mąż został osadzony w więzieniu?
— My sami nie wiemy.
— W ięc któż wie?
— Nikt. nie wie.
— A zatem jeżeli nikt nie wie, to po co go trzymają w więzieniu?
- Niech no pani nie będzie za mądra. Czy my to już żyć nie potrzebujemy?!
P r z y sz ła k resk a na M atyska.
Zawieszali, zawieszali, Całem sercem, całą duszą, Aż tu nagle—stan wojenny Lada dzień—zawiesić muszą...
Właśnie
— Chciałbym wiedzieć, z jakiej broni strzela
ją anarchiści, skoro wszystkie rewolwery policja po
dobno skonfiskowała?
— No właśnie, strzelają z tych skonfiskowa
nych.
P O R Ó W N A N I E .
—- Jak się powodzi pańskiemu pismu?
— To pan niewiesz? Moje pismo jest teraz podobne do Ogrodu Saskiego w nocy.
— Nie rozumiem?
— Jest zamknięte.
Za panią matką pacierz.
— Józiek, daj mi dwa moniaki!
— Jak ci dam guziki to mi majteczki opadną.
— Odmawiaś? Ciekaj... przyślę ci wylok śrnielci.
Czarną sotnię djabli wzięli!
Sympatyczni dziś „kadeci“
Dokonali, czego chcieli,
Przeszli wszędzie na wyborach,
„Czarną sotnię44 djabli wzięli!
Więc reakcja jest w rozpaczy I w męczarniach aż się dusi-, Lecz tak było i tak będzie, Ze kto gubi, ginąć musi!
Jak sobie niektórzy wyobrażają posła do Dumy?
yra^anie m an^iełni^a. Kozak w niebezpieczeństwie Ma-
Zołte niebezpieczeństwo Drodzy w
teczce!
Dzisiaj zastano
wimy się nad zna
czeniem stów, w ypo
wiedzianych przez naszego proroka w watówce „Kikiry- ki Magda, co ty b ę
dziesz jad ła?“ Pod wyrażeniem „Kiki- ry k i“ najdroższa na-
^ sza babulii miała na
) ,l,y^li reformę opr-
\ / ry warszawskiej,
która po rozpu- szczeniu orkiestry istnieć będzie przy akompaniamencie gramofonu. Ukochani moi! Na intencję wzruszenia pana Hoerschelmana, niechaj każdy z w~as połknie po dwa tuziny papierków ko
lorowanych a gdyby mu to zaszkodziło, wtedy niech weźmie na przeczyszczenie. Teraz zastanówmy się nad imieniem „M agda.“ Im ię to znane było w głębokiej starożytności. „Magdo, proszę o trzy pi- wa!“—oto okrzyk, jaki wydawali najpierw si mędrcy w epoce gdy nie było jeszcze mańkietników, tylko sami zdrowi ludzie.
I dziś imię to jest popularnem . Pew na stara hrabina z imieniem powyższem zatrzymała zegar na kościele, położonym przy placu Wareckim, naśladu
jąc tym sposobem Jozuego, który, gdyby nie ten szczęśliwy pomysł, byłby się spóźnił na pociaog. Czy fryzjer pan Lipink świeżo zbiegły bez wieści miał w rodzinie Magdę, o tern historja nie wspomina.
„Co ty będziesz jadła?“—jest kwestją nader ważną.
Bo chociaż bezrobocia rolne nie udały się, ale w każ
dym razie stolarze i krawcy strajkują w dalszym ciągu. Przezacni słuchacze! W ynalazłem radykal
ny sposob ukarania rzeczników strajkowych. Może myślicie, iż każę. ich dostarczyć do Strykowa, gdzie nasi współwiercy sprawiliby im rzetelnego kopsa?
Może sądzicie, iż wsadzę agitatorów do pociągu ko
lei Terespolskiej i pod stacją Biała urządzą im wy
kolejenie z połam aniem nóg?
O nie! Moja pomysłowość sięga o kilka cen
tym etrów dalej. Wybierzmy tych ludzi na wybor
ców a przynajmniej wymieńmy ich nazwiska w pis
mach, zajmujących się wyborami. Wtedy to otwo
rzą się dla nich lochy więzienne, dzięki czemu ludz
kość będzie uwolniona od towarzystwa tych panów, aż do dnia otwarcia Dumy, czego życzę przedewszyst- kiem sobie a następnie wam. Apsik!
Czerwone niebezpieczeństwo.
SZCZYT ODWAGI.
Stanąć na pograniczu cyrkułu VIII-go i za
walać przechodzącemu p. Konstantinowowi:
— A ja chodzę bez legitymacji, aha!
Czarne niebezpieczeństwo.
4 S Z C Z U T E K M 3
Jeżeli za zabicie dwóch pokojówek zostaje się z pomocnika komisarza mianowanym komisarzem, to pytanie: ile trzeba zabić pokojówek, żeby z ko
misarza zostać—dajmy na to —policmajstrem?...
Podsłuchane.
— Panie zloty, dlaczego to każdego stójko
wego pilnuje dwóch żołnierzy?
— A no, pewnie żeby nie uciekł.
PO WITANIE.
Ciesz się—-Warszawo! Wśród twych starych murów Nowe tu pismo, jak pisklę, wylęga.
Nie brak mu dzioba i nie brak pazurów, Albowiem tylko w nich jego potęga.
W drapieżnych uczuć zrodzony ostępie, Z ziemi swej wyssał wszystkie szumowiny I ma u ramion dwa skrzydełka sępie, A w krwawym dziobie jadowite s'liny.
Więc będzie ptakiem, nie s'wiatła, lecz nocy, Wsteczniczych haseł i nizkich korzyści!
Więc będzie bronił gwałtu i przemocy I siał naokół plewę nienawiści!
Szybując tylko wśród łupieżczych szlaków, Do Rodiczewych nie sfrunie świątyni, Lecz -ufny w szpony, jak sam Proskurjaków, Szukać tu będzie żeru w Prywiślinji.
I będzie kłamał, czernił, denuncjował, Chwalił bezprawie, bronił łapowników, I starą bajkę dalej fabrykował
0 wiecznej zmorze polskich buntowszczyków.
Aż wypasiony na tych krwawych żerach, Starej reakcji najświeższy namiestnik, Zabłyśnie s\vietnie w gwiazdach i orderach,
Syt krzywd i chwały — ten W arszawskij Wiestnikl Ale nie wieczne—da Bóg—jego rządy!
Brzask odrodzenia słcruszy gwałtów lody — Znowu wypłyną zdrowe, wrzące prądy 1 zagrzmi, hejnał praw dy i swobody!
Braterstwo ludów wtedy mrok rozjaśni, Sprawiedliwości rozwinie się kwietnik, A zdarty organ bezprawia i waśni,
Jak wstał z gnojówki, tak pójdzie na—śmietnik.
Posłom naszym
wybierającym się nad New^ę, zwracamy niniej- szem uwagę, aby szanowali wysoko rozwinięte uczu
cia rodzinne „prawdziwych rosjan," którzy szczegól
nie miłują matki i dla tego też co chwila powta
rzając wyraz: m at’...
Pessymista.
— A ja panu ręczę, że jeszcze będziemy mie
li w maju śnieg!
— E, to chyba niemożliwe!
— Co pan tam wiesz! W Rosyi wszystko jest możliwe!
Z deszczu pod rynnę.
Gdy go napadł „kom unista,“
Przeżegnał się razy trzysta, I chcąc wyjść z opresyi cało, Wyniósł na ulicę ciało.
Tu, gdy czmychał, wpadł na taras, Gdzie go wojak dostrzegł zaraz:
— Co, uciekasz?! Pastoj, bracie!
Poczęstuję w moment ja cię! —
Więc, choć grzechów nie m iał ćwierci, Nie uniknął marnej śmierci!
WOLNOŚĆ PRASY
czyli k rótk i w yciąg z p am iętn ik a pew nego redaktora • 27-go Stycznia. Dziś nareszcie otrzymałem urzę
dowe zawiadomienie o wolności prasy! Chwała Bo
gu! Będzie można troszeczkę odetchnąć!
2-go Lutego. Zostałem skazany na zapłacenie 500 rubli kary za napisanie artykułu „O potrzebie zamiany kostek granitowych na trotuarach—na dre
w n ia n e /
8-go Lutego. Miałem dziś w redakcyi i w miesz
kaniu prywatnem jeneralne rewizje, przyczem po
niszczono mi wiele cennych rękopisów. Zona dosta
ła czterokrotnie ataku sercowego i dla uratowania życia musi jechać zagranicę.
15-go Lutego. Płacę nową karę w sumie 1500 rubli za wydrukowanie utworu komentatorskiego po
ety Zawracalskiego do słów Ham leta „Być albo nie bvć?“
24-go Lutego. Z dniem dzisiejszym dziennik mój został zawieszony, poniewraż chłopak, sprzeda
jący numery pojedyncze, gwizdał na ulicy...
3-go Marca. Miałem dziś sprawę o obrazę czci stróża domu, w którym mieści się cyrkuł, i zostałem ska
zany na pozbawienie szczególnych praw stanu i przy-’
wilejów oraz na trzy miesiące więzienia w twierdzy.
4-go Marca. W drodze do kozy dowiedziałem się, że cały mój majątek ruehom y i nieruchomy ulegnie konfiskacie w ciągu dni 3-ch, wobec czego żona moja dostała pomięszania zmysłów (na tle ma- nji wielkości) a dziećmi ma się zaopiekować dr.
Tchórznicki.
6-go Marca. Siedzę w więzieniu i kombinuję, że chcąc się odbić, musiałbym żyć przynajmniej jeszcze lat 200, a ponieważ w dzisiejszych w arun
kach jest to niemożliwe, przeto za chwilę zdejmę ko
szulę i powieszę się na kracie u mego okna.
Pociecha.
— No, wiesz pan, z mego jedynaka będę miał chyba pociechę! Ten chłopak ma wszystkie dane na ministra!
— A cóż on takiego robi?
— Lże, szelma, jak z nut, nigdy nie dotrzy
muje danego słowa i ciągłe woła, że powybijałby wszystkich ludzi jak psów!
Do Wielmożnego biura „ruskich Iudiej“ w W ar
szawie.
Gdy chcecie w Dumie siedzieć rzeczywiście, Dajcie rzec słówko Muzy organiście;
Co macie czynić—uzyskawszy władzę, Ja wam poradzę.
Sternik „Dniewnika,“ radca Timanowskij, Niechaj wytęży wszystkie swoje troski, By tu w Warszawie, prasa ruska cała
Na nas nie szczwała!
Tmci Kowsziłow, prokurent Perłowa, Jeżeli z niego taka mocna głowa,
Niech w Dumie twierdzi z przekonania siłą, By plajt, nie było.
Niech wie Kaczałkin, takoż z firmy owej:
Za nic interes cały towarowy,
Gdy polityką—chcąc dwa chlebv upiec, Trudni się kupiec.
Pan Proskurjakow, twórca sprawy całej, Lepiej pilnowałby pociągów w Białej, Bo z czyjej łaski wpada dziś pasażer
W ypadkom na żer?
O Szelechowie—co utył w Warszawie Do powiedzenia nic już niemam prawie;
Niech dziś sam zjada wszystkie swe ,,zakuski!“
Gdy taki „russki!“
DwTaj inspektorzy: Pokrowski i Franco w, Gdy w antypolską lecą „szkolu tancow, “ Niechaj się cieszą grzaną nam łazienką
W raz z Bondarenką.
Niemcom się dzisiaj wielka radość iści, Ze i w W arszawie są już hakatyści, Że na ich korzyść grupa się tak trudzi
„Bosyjskich ludzi!"
W sk ła d n ie nut.
— Proszę o sonatę na fortepian przez tego co to się nazywa... bodajcie cię, to nazwisko w uszach mi świdruje... aha, już mam.... podobne do nazwiska Libicki.
— Litolf?
— O nie; ale jakoś podobnie...
— Liszt?
— Też nie... na pewno pamiętam, iż podobne do Libickiego... Ach, nareszcie mam. Proszę o so
natę Gadego!
P O D B A N K I E M .
— W gazetach petersburskich stoi napisane o chorobie hrabiego Wittego...
— Ja to znam. Jak ja przychodzę do moich dłużników, żeby oni zapłacili przypadającą w ter
minie ratę, to służąca nie wpuszcza mnie do mieszka
nia i powiada, co jej pana także głowa boli.
Nuchym, u mnie wczoraj byli rabuśniki i ja im musiałem oddać cale dziesięć rubli. Ale ja wiem, że oni pójdą za to do więzienia!
— W jaki sposób? Czyście ich przytrzymali?
— Ja nie, ale ich złapią, jak oni te pieniądze będą wydawali, bo lo były same fałszywe ruble.
— Gedale! Możecie mi powinszować! Mój syn już także należy do partyi!
— Po co jemu ta polityka przyszła do głowy?
— Jaka polityka? On sobie od wczoraj zało
żył interes na własną rękę i teraz należy do bardzo dobrej partyi małżeńskiej.
Przy wynajmie mieszkania.
- - Poszedłbym obejrzeć to mieszkanie, ale gdzie jest stróż?
— Mego starego tero nimos; podszedł wyra
biać se koncesyją na dziennik dla jęteligencyji.
Adm inistracja „ S z c z u tk a ” zawiadamia, że w ciągu miesiąca K w i e t n i a r. b , ża
dnych ogłoszeń przyjmować nie będzie.
S Z £ Z U T E K _ ,N° 3
Policjant w a rsza w sk i
Na stójce i Po stójce.
o / * —--- —--- ---— --- --- --- -—~—
Redakcja i Administracja: Plac Ś go Aleksandra 8, (dom Junga).
P renu m erata ,,Szczutka:“ w W arszawie rocznie — 5 rt>., na prowincyi i w Cesarstw ie — 6 rb., we F rą n c y i— 16 fra n ków, w Niem czech— 13 m arek, w Galicyi i A ustryi— 15 koron. P renum eratę wnosić m ożna półrocznie, kw artalnie i miesięcznie.
Ogłoszenia w ,,S Z C Z U T K U “ po 20 kop., w iersz petitowy.
——--- --- --- ---- --- --- ---'■O R edaktor i wydawca: Adolf Stark m an .
Druk W. Cywińskiego Nowy Ś w iat 36.