• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 22 lutego 1914 r. Tom XXXIII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 22 lutego 1914 r. Tom XXXIII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsft. 8 (1 6 5 4 ). Warszawa, dnia 22 lutego 1914 r. Tom X X X III.

PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA".

W Warszawie: ro czn ie rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

\j

W R edakcyi „ W szechświata'* i w e w szystk niach w kraju i za granicą.

i *

R edaktor „Wszechświata** przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfe. 37. T elefon u 83-14.

W JAKI S P O S O B I C Z E M O D D Y ­ C H A J Ą O W A D Y W O D N E W ZIM IE

P O D L O D E M ?

Istniejące nad stawami stacye biolo­

giczne przynoszą nam z każdym dniem nowe zdobycze naukowe, pogłębiające naszę znajomość życia istot słodkowod­

nych. Niedawno ukazała się w „Prze­

glądzie międzynarodowym dla ogólnej hydrobiologii i hydrografii" (In tern atio ­ nale Revue der g esam ten Hydrobiologie und Hydrographie) rozprawa d-ra We- senberg-Lunda p. t. „Ueber die Respira- tionsverhaltnisse bei u n te r dem Eise iiberwinternden, luftatm enden Wasserin- sekten, besonders der W asserkafer und W asserwanzen" (tom III 1910 — 11), roz­

prawa pod względem biologicznym n ie­

zmiernie ciekawa i cenna.

Na podstawie własnych spostrzeżeń W esenberg-Lund doszedł do wniosku, że wiele owadów wodnych z otw artym sy­

stem em tchawkowym posiada swoje n a ­ turalne leża zimowe w wodzie pod lo­

dem. Każdy może to niewątpliwie stw ier­

dzić dla Corixa, Notonecta glauca, Nepa,

Aphelocheirus, Hyhrophilidae i Dytisci- dae. Ściślejsze obserwacye pouczają, że wszystkie wodne pluskwiaki i kałużni- cowate zimują bez w y jątk u w wodzie pod lodem; z pływakowatych — większe okazy zimują stale jako ioriny dorosłe, okazy mniejsze lub średniej wielkości bądź to jako iormy dorosłe (imagines), bądź to jako larwy. Nasuwa się pytanie w ja k i sposób i czem zwierzęta te od­

dychają pod lodem? Chcąc na to pytanie odpowiedzieć, W esenberg - Lund śledził bieg życia owadów wodnych przez kilka lat w kilkunastu staw kach i jeziorkach i stwierdził następujące takty: 1)

W

le- cie można poławiać owady wodne lub ich gąsienice i poczwarki we wszystkich prawie stawkach. 2) W jesieni w staw ­ kach roślinnością skąpo zarosłych znaj­

dujemy owadów wodnych bardzo mało, a o ile je poławiamy—to zawsze w miej­

scach przybrzeżnych, gdzie je st b u jn ie j­

sza wegetacya. 3) W staw kach płytkich, zarosłych bujną roślinnością w ystępują owady wrodne tak na wiosnę ja k też i w późnej jesieni w bardzo wielkiej ilo­

ści. 4) Owe wiecznie zielone, w zimie od roślinności prawie że czarne stawki, pod­

czas -scogich mrozów są dla owadów

(2)

1 1 4

WSZECHSWIAT JSS 8

miejscem przytułku; o tem świadczą przeloty jesienne tych zwierzątek, ze zbiorników wodnych o słabej wegetacyi do miejsc o bujniejszej roślinności w od­

nej. (Dlatego też często w jesieni można poławiać w powietrzu latające pływaki i pluskolce, k tó re niekiedy zalatują w ie­

czorem przez otw arte okna do oświetlo­

nych mieszkań).

Spostrzeżenia zimowe pouczą nas, dlaczego owady wodne gromadzą się je sien ią w tak znacznej ilości w s ta w ­

kach o bujnej wegetacyi. Gdy po pierwszym mrozie pójdziemy nad staw, zauważymy pod przezroczystą pokryw ą lodową na roślinkach wodnych tysiące srebrzystych banieczek gazowych. P ę ­ cherzyki te łączą się i wypływ ają pod powierzchnię lodu i z czasem byw ają nim zamknięte. W esenberg-Lund w war­

stwie lodu 6x/a cm grubej, powstałej w j e ­ dnym okresie mrozu, trwającym przez 4 słonecznych dni, potrafił wyróżnić trzy w arstw y pęcherzyków gazowych. Są one, zależnie od roślin, na których się w y­

tw arzają, rozmaitej wielkości. W odoro­

sty w ydają pęcherzyki daleko mniejsze niż rośliny liściaste, jak np. Potam ogeton natans. Pęcherzyki są wypełnione bez w ątpienia tlenem, który wydzielają ro ­ śliny podczas naśw ietlenia słonecznego w dosyć znacznych ilościach. Rzecz p ro ­ sta, że im bogatsze we florę są staw k i i jeziorka, tem większą p rodukują ilość pęcherzyków tlenem wypełnionych. Stąd też ja sn e m i zrozumiałem nam się staje owo nagromadzanie się owadów wodnych późną jesienią w staw kach o bujnej ro ­ ślinności. W zimie zn ajd u jem y j e tam między roślinami albo w letargicznym stanie życia (w śnie zimowym), albo w i­

dzimy je, j a k pływ ają pod lodem i do­

tykają jego spodniej powierzchni odw ło­

kiem. W ten sposób wchłaniają p ęch e­

rzyk i tlenowe przez rośliny wytworzone.

Również zrozumiałemi są nam ju ż prze­

loty jesienne owadów, je s t to poszuki­

wanie leż zimowych, n aturalnych miejsc p rzytułku przed zimą i jej n astępstw am i.

Słusznie W esenberg-L und w swej ro z­

praw ie podnosi, że nie w szystkie pęche­

rzyki są wypełnione czystym tlenem, boć

przecie między pęcherzykami a wodą w ystępuje silna wymiana gazów, również znaczną ich ilość należy odliczyć na pę­

cherzyki, wypełnione metanem i bezwod­

nikiem węglowym. Nadto inną sprawą dotychczas jeszcze niewyjaśnioną je st kw estya: ja k długo trw ać może produk- cya tlenu przez rośliny pod lodem, czy nie j e s t ona zredukowana przez znaczne obniżenie tem peratury, czy wreszcie roz­

proszone światło słoneczne w skutek przej­

ścia przez grubą pokrywę śniegową, na lodzie występującą, nie wpływa na asy- milacyę roślin w ten sposób, że ona zu­

pełnie ustaje. To są pytania, na które fizyolog musi odpowiedzieć drogą ekspe­

rym entu.

Że owady wodne korzystają w pewnym stopniu z pęcherzyków tlenowych, przez rośliny wytworzonych — mogą poświad­

czyć także obserwacye, dokonane w p ra ­ cowni. Jeżeli zamkniemy pływ aka w ak- waryum, pełnem wody, a zostawimy tam tylko małą bańkę powietrza, zauważymy, że owad ją stale opływa i dotyka, w y ­ sysając z niej powoli powietrze. W t a ­ kich w arunkach żyć może przez pewien czas. Naodwrót, jeżeli wrzucimy go do naczynia całkowicie wodą wypełnionego, bez kropli powietrza, zauważymy, że chrząszcz w krótkim czasie zginie.

By w rozpatrywanej sprawie osiągnąć jaknajściślejsze wyniki, Wesenberg-Lund przeprowadził cały szereg doświadczeń w swej pracowni. Zimowe spostrzeżenia, poczynione na larwach Dytiscidae, Hy- drophilidae i n a Nepa przekonały go, że te zw ierzęta mogą je d n a k obywać się bez powietrza atmosferycznego przez całe miesiące; dowiedział się zaś, że w jego doświadczeniach tem peratura odgrywa bardzo ważną rolę, mianowicie: wobec braku powietrza i wyższej te m peratu ry zw ierzątka ginęły, wobec nizkiej zaś tem p eratu ry (powyżej 5°C) utrzym yw ały się przy życiu przez całe tygodnie. Po tych spostrzeżeniach zimowych przepro­

wadził spostrzeżenia letnie. Zebrał cały

szereg przedstawicieli Dytiscidae, Hy-

drophilidae, Notonecta, Nepa, Corixa, Ra-

n a tra w postaciach dojrzałych, następnie

gąsienice Dytiscidae i Hydrophilidae,

(3)

JMe 8 WSZECHSWIAT 115 i wrzucił to wszystko do akwaryum,

gdzie nie było powietrza; zauważył, że zwierzątka w krótkim przeciągu czasu ginęły. Spostrzeżenia zimowe i letnie nad larwam i Dytiscidae doprowadziły go do bardzo ciekawych rezultatów. Stwier­

dził bowiem fakt, że Dytiscidae rozpa­

dają się na dwie grupy: na jednę letnią, której larw y w ystępują tylko w lecie i żyją tylko na powierzchni wody i na d ru g ą zimową, której larw y przebywają na dnie stawów. Te dwie grupy różnią się między sobą tak pod względem bio­

logicznym ja k i anatomicznym. Larwy letnie, odcięte zupełnie od powietrza po kilku m inutach umierały, zimowe zaś potrafiły znieść brak powietrza przez kilka miesięcy. Czy larwy letnie w niż­

szej temperaturze potrafią znieść przez dłuższy czas brak powietrza—tego je sz­

cze nie stwierdził; w edług W esenberg- Lunda je s t to rzeczą nieprawdopodobną.

W ten sposób poznaliśmy dwie rasy bio­

logiczne pływaków — południową i pół­

nocną; larw y zimowe przedstaw iają ele­

m en t arktyczny. Podobne rozszczepienie na dwie sezonowe grupy (letnią i zimo­

wą) można zaobserwować u dwuskrzy- dłych (Diptera). W ystępują jedn ak pe­

wne różnice między larw am i Dytiscidae a Diptera, pierwsze bowiem posiadają system tchaw kow y otwarty, drugie —- zam knięty, ale za to posiadają bardzo cieniutką skórę (jak Chironomus i Co- rethra), przez którą oddychają. Stw ier­

dzenie tego fak tu u Diptera pozwalało przypuścić, że u innych wodnych owa­

dów i u ich larw ten sposób oddychania może zachodzić. W rzeczy samej u larw Ilybius i A gabus W esenberg-Lund za­

uważył na brzusznej stronie chitynę nad­

zwyczaj cienką, tudzież bardzo gęstą sieć trachealną. Miejsca te według cy­

towanego badacza przedstawiają niew ąt­

pliwie narządy, w procesach oddychania pewną rolę spełniające.

Z obserwacyj Wesenberg - Lunda wy­

nika:

1) Z początkiem zimy owady wodne pobierają tlen przez rośliny wytworzony.

2) W nizkiej tem peraturze (powyżej 0°C) owady mogą obejść się bez powie­

trza przez długi okres czasu. W ted y po­

padają one w pewnego rodzaju sen zi­

mowy, podczas którego czynności odde­

chowe są niejako zawieszone.

3) U wielu owadów proces oddycha­

nia dokonywa się przez skórę; sposób ten oddychania zdaje się mieć większe znaczenie w świecie owadzim, niż mu dotychczas przypisywano.

4) W sen zimowy popadają owady, zimujące w bogatej florze przybrzeżnej.

Pod lodem bezpośrednio zimują owady z otw artym systemem tchawkowym. (Dy­

tiscidae, Hydrophilidae, pluskwy wodne, Donaciae, larwy motyli Hydrocampa, Acentropus, Cataclysta). Reszta owadów, zimujących pod lodem, posiada system trachealny zamknięty; te oddychają albo skrzelami tchawkowemi, albo skórą, k tó ­ ra niekiedy przekształca się w narządy, specyalnie do tego służące.

Dr. B. Fuliński.

S IR O L IY E R LO D G E.

T A J E M N I C A ŻY CIA .

(C iąg dalszy).

„Wydaje się rzeczą całkiem pewną, że bez m ateryi nie może być ziemskiego objawu życia. Stąd pochodzi, że ludzie nauki wypowiadają lub aprobują takie zdania, jak: „Rozróżniam w m ateryi obiet­

nicę i możliwość wszystkich form życia".

W szystkich ziemskich objawów życia — zapewne. Jakżeż inaczej mogłoby ono objawić się ja k nie przez materyę? „Nie znajduję nic w organizmie prócz praw chemii i fizyki44, powiadają nam. Bardzo dobrze, je s t to dość naturalne. J e s t to to właśnie, czego oni poszukują: studyują oni fizyczne i chemiczne stro n y czyli objawy życia. Ale życia samego, życia, i myśli, i świadomości nie badają oni i wyłączają je ze swego programu. Ma- tery a je s t tem, co przemawia do naszych zmysłów; materyalizm je s t przystosowa­

ny do świata m ateryalnego nie jako fi*

(4)

116 WSZECHSWIAT lozofia, lecz jak o credo robocze, jako

przybliżona i bezpośrednia formuła, p r z e ­ znaczona do kierow ania badaniem. W szy­

stko, co leży pozatem, należy do innej dziedziny i musi być osiągane innemi metodami. Tłumaczyć to, co je s t p s y ­ chiczne, językiem lizyki i chemii je s t po prostu niemożliwością; stąd pochodzi dąż­

ność do zaprzeczania istnienia tego, co je s t psychiczne, z w yjątkiem jako epife- nomenu, t. j. zjawiska następczego. Ale wszelkie takie filozofowanie j e s t n ie ­ usprawiedliwione i sprowadza się w rze­

czywistości do lichej metafizyki.

„Tak więc, jeżeli kiedykolwiek praco­

wnicy naukowi idą w swym entuzyazmie zadaleko i powiadają, że rzeczy, które oni wyłączają ze swego badania, nie is t­

nieją we wszechś wiecie, to musimy za­

apelować przeciwko nim do bezpośred­

niego doświadczenia. My sami żyjemy, posiadamy życie, i umysł, i świadomość;

mamy w tych rzeczach doświadczenie z pierwszej ręki całkiem niezależnie od doświadczeń laboratoryjnych. Rzeczy te należą do wspólnej wiedzy całej rasy.

Urodziny, śmierci i m ałżeństwa nie są rzeczami biologa ale ludzkości; istniały one, zanim którakolwiek z nich została zrozumiana, zanim ukazał się pierwszy ślad wiedzy. My sami jesteśm y tem la- boratoryum, w którem ludzie nauki: psy­

chologowie i inni robią doświadczenia.

Mogą oni formułować nasze procesy tr a ­ wienia oraz m ateryalne odpowiedniki, towarzyszące woli, czuciu i myśleniu, ale nie dotykają u k ry ty c h istności kierow ­ niczych".

Tak samo, jeżeli ja k i filozof powiada ci, że nie istniejesz, albo że św iat ze­

w nętrzny nie istnieje, albo że je ste ś a u ­ tom atem bez wolnej woli, że wszystkie twoje czyny określone są przez przyczy­

ny zewnętrzne i że przeto je s te ś nieod­

powiedzialny, albo że ciało nie może po­

ruszyć się ze swego miejsca, albo że Achilles nie może dogonić żółwia, w tedy we w szystkich ty ch przypadkach należy zaapelować do dw unastu ludzi zwyczaj­

nych, nie znieprawionych sofizmatami przez s tu d ya specyalne. J e s t zawsze p e ­ wne niebezpieczeństwo błędu w tłu m a­

czeniu doświadczenia albo w wyciąganiu z niego wniosków, ale, g dy chodzi o n a­

gi fakt, oparty na naszem własnem do­

świadczeniu z pierwszej ręki, to zawsze je steśm y zdolni do wydania sądu. Mo­

żemy mylić się co do n atu ry tego, co widzimy. Gwiazdy mogą nam się w yda­

wać błjszczącem i plamami na sklepieniu, ale fakt, że je widzimy, nie podlega w ą t­

pliwości. Podobnież świadomość i wola są rzeczywistościami, które poznajemy bezpośrednio, zupełnie ta k samo bezpo­

średnio, ja k poznajemy ruch i siłę, tak samo jasno, j a k pojmujemy filozofowanie agnostyka. Samego procesu widzenia człowiek prosty nie rozumie; nie rozpo­

znaje on, że j e s t to pewna metoda tele­

grafii eterycznej; nie wie nic o eterze i jego wirach, ani o siatkówce z jej prę­

cikami i stożkami, ani wreszcie o proce­

sach nerwowych i mózgowych, ale widzi, i słyszy, i dotyka, i chce, i myśli, i je s t świadomy. Nie je s t to apelowanie do tłumu przeciwko filozofowi, ale apelacya do doświadczenia niezliczonych wieków przeciwko badaniom jednego pokolenia.

„Najprostszą drogą do zrozumienia czynności samego życia nie j e s t pom y­

ślenie o jak im ś organizmie mikroskopo­

wym lub o ja k iem mało znanem zwie­

rzęciu, ale zrobienie użytku z własnego naszego doświadczenia ja k o z doświad­

czenia istot żywych. Każdy przykład pozytywny w ystarcza do sparowania ob­

szernego przeczenia, . a jeżeli rzeczywis­

tość umysłu, kierunku i planu ulega za­

przeczeniu z powodu, że rzeczy te nie przemawiają do zmysłów, to należy po­

myśleć, ja k b y to świat się przedstawiał obserwatorowi, któremu istnienie ludzi byłoby zupełnie nieznane i niemożliwe do odkrycia, przy.czem wszystkie prawa i czynności n atu ry byłyby tem samem, czem są obecnie.

„Przypuśćmy więc, że człowiek nie przemawiałby do zmysłów obserwatora na naszej planecie. Przypuśćmy, że j a ­ kiś obserwator zew nętrzny mógłby w i­

dzieć wszystkie zdarzenia, zachodzące na tym świecie, z tym jedynie w yjątkiem, że nie mógłby widzieć zwierząt i ludzi.

W takim razie opisywałby, co widzi, tak

(5)

J\i° 8 WSZECHSWIAT 117 samo, ja k my opisujemy czynności zapo­

czątkowane przez życie. Gdyby więc patrzył naprzykład na słynny w iadukt na rzece Forth, widziałby, ja k olbrzymie słupy wznoszą się zw ody, j a k rozrastają się wpoprzek w dziwny sposób, dopóki się nie zetkną z jakiemiś konstrukcyam i poprzecznemi, służącemi do uzupełnienia obwodu. Ostatecznie widziałby rodzaj mostu, przerzuconego pomiędzy jednym brzegiem a drugim, a na tym moście wielkie mnóstwo jak ich ś bryłek, przypo­

minających owady, pełzających w jedną i d ru g ą stronę bez żadnego zrozumiałego powodu.

„Albo też niechby spojrzał ten sam obserw ator na rzekę Nil i, stwierdziwszy dobry wpływ tej rzeki na roślinność, niechby potem zobaczył ową niezdarną krystalizacyę, która rozrasta się w po­

przek i zaczyna stawiać tamę dobroczyn­

nem u prądowi. Całe bryły przelatują z miejsca na miejsce pod działaniem sił biegunowych. „Trudno wątpić", że dzieje się to za spraw ą heliotropizmu lub inne­

go jakiego tropizmu. Niema potrzeby wybiegać myślą poza obręb praw me­

chaniki i fizyki; nie nastręcza także t r u ­ dności wskazanie źródła energii: ubytek materyałów w dzbankach cynowych tłu­

maczy rzecz w sposób aż nadto w ystar­

czający. Równie oczywisty je st brak wszelkiej celowości, albowiem n astęp ­ stwem tego urządzenia jest zatopienie w górze rzeki pewnej przestrzeni, która mogłaby być użyteczna, oraz podmycie innej budowy niepozbawionej estetyki.

W dole rzeki sk u tk i tego urządzenia w y­

dają się być jeszcze gorsze, albowiem z pewnością nastąpiłoby zatamowanie biegu rzeki i zmarnowanie jej w p u s ty ­ ni, gdyby na szczęście nie zaczęło się tu i owdzie przeciekanie, skutkiem czego dostateczna ilość wody przechodzi dalej i taktycznie przechodzi teraz bardziej jednostajnie niż przedtem, tak, iż osta­

teczny w ynik korzystny jest dla roślin­

ności i tym sposobem symuluje pewną intencyę.

„Gdyby obserwator nasz usłyszał, że z któremkolwiek z powyższych urządzeń ma coś wspólnego pewien inżynier - wy­

nalazca w Londynie zwany Benjaminem Bakerem, to myśl ta k a wydałaby mu się niedorzeczną. Je s t jed en przekonywający argument, który w sposób decydujący zbija takie zabobonne przypuszczenie:

inżyniera tego niema tu taj, a żadna rzecz, ja k wiadomo, nie może działać tam, gdzie jej niema. Ale chociaż my, mając wiel­

ką wyższość nad owym obserwatorem, pojmujemy, że właściwem dla niego roz­

wiązaniem byłoby uznanie jakiegoś nie­

znanego czynnika, to jednak przyznać należy, że tłumaczenie tych zjawisk z po­

mocą terminów zapożyczonych od jakiejś nieokreślonej istności, zwanej siłą życio­

wą, byłoby bezużyteczne i nadto mogło­

by być sformułowane w sposób mogący wprowadzić w błąd; gdy tymczasem tłu ­ maczenie wypowiedziane z użyciem te r ­ minów m echaniki i fizyki, mogłoby być jasne, i określone, i prawdziwe aż do granicy, do której by faktycznie sięgało, aczkolwiek z konieczności byłoby niezu­

pełne.

„Ale, powiedzą nam, to je st niesłuszne, ponieważ my wiemy, że tkwi pewien cel w moście na rzece F o rth lub w tamie na Nilu, widzieliśmy plany i rozumiemy czynniki, tam działające. Wiemy, że dzieło to było poczęte i przeprowadzone przez życie i umysł, i przeto rzeczą nie­

właściwą je s t utrzymywać, jak ob y mogło ono symulować proces automatyczny.

Bynajmniej, powiada skrajna szkoła bio­

logów, których właśnie poddaję tutaj k ry ­ tyce, albo przynajmniej pówinnaby po­

wiedzieć, gdyby była konsekw entna — nigdzie nie działa nic prócz chemii i fi­

zyki, a czynność umysłowa, której pozor­

nie dowodzą takie konstrukcye, j e s t tyl­

ko złudzeniem, epifenonomenem; prawa chemii i fizyki są wyższe od wszystkiego i wystarczają do zdania sprawy ze wszy­

stkiego!

„Zgoda, zdają one sprawę z rzeczy aż do pewnego punktu; zdają one sprawę po części z barwy zachodu słońca, z m a­

je s ta tu szczytu górskiego, ze wspaniało­

ści ożywionego istnienia. Ale czy zdają one sprawę ze wszystkiego w zupełności?

Czy zdają one sprawę z naszego własne­

go uczucia radości i zachwytu, z naszego

(6)

118 WSZECHSWIAT JMS 8 poczucia piękna, z ja w n eg o uroku, k tó ry

przenika całą przyrodę? Czy rzeczy te nie nasuw ają myśli o czemś wyższem, i szlachetniejszem, i bardziej radosnem, 0 czemś, w imię czego toczy się cała ta walka o byt?

„Z pewnością głębsze jakieś znaczenie musi tkw ić w przedmiotach przyrodzo­

nych. W y jaśnienia prawowierne są t y l ­ ko częściowe, chociaż są prawdziwe na ta k ą metę na ja k ą sięgają. Rozpatrując zabarwione piórka w ogonie pawia albo włoski w prędze zebry i stw ierdzając, ja k celowo różnorodne cienie składają się na ogólny deseń, n apotykam y niesły­

chaną trudność, gdy chcemy w ytłum a­

czyć, w ja k i sposób to zorganizowane współdziałanie części, ton harmonijny, rozkład komórek pigm entow ych mógł po­

w stać na zasadach jedynie mechanicz­

nych. Równie łatwo byłoby w ytłum aczyć z pomocą chemii w y rastan ie filarów mo­

stow ych na rzece P o rth lub gromadzenie się kam ieni w tamie Nilowej. Kwiaty przyciągają owady dla celów zapłodnie­

nia, a owoc kusi ptaka, żeby go zjadł 1 ty m sposobem przeniósł nasienie. Ale te w yjaśnienia nie mogą być ostateczne.

Musimy jeszcze w ytłum aczyć owady.

Tyle piękności nie może być potrzebne jed y n ie w celu przyciągania ich uwagi.

Dalej mamy w ytłum aczyć owo współza­

wodnictwo w dążeniu do życia. D lacze­

góż to rzeczy walczą o byt? Z pewnością wysiłek ten musi mieć pewne znaczenie, a rozwój pewien cel. Tym sposobem do­

chodzimy do problem atu samego bytu i do znaczenia ewolucyi.

„Mechanizm urzeczyw istniania się ży­

cia j e s t jasny, a przynajmniej został w y­

k ry ty w znacznej rozciągłości. Dobór n atu ra ln y je s t tu v era causa na taką metę, na ja k ą czynnik ten działa. Ale, jeżeli tych piękności niezbędnie potrzeba dla owadów, to jakżeż m ają się rzeczy z pięknem krajobrazu lub chmur? Jakim celom u ty lita rn y m służy to piękno? Za­

zwyczaj nauka nie bierze pod uwagę piękna. Bardzo dobrze, może ona mieć w tem słuszność zupełną; niemniej przeto piękno istnieje. Nie je s t mojem zadaniem roztrząsanie tej kwestyi; zapewne, ale

j e s t mojem zadaniem przypomnieć wam i sobie, że nasze badania nie wyczerpują W szechśw iata i że jeżeli dogmatyzujemy przecząco mówiąc, że możemy sprow a­

dzić w szystko do fizyki i chemii, to po­

stępujemy, ja k śmiesznie ciaśni pedanci i kw itujem y z całego bogactwa i całej pełni, do ja k ic h daje nam prawo nasze ludzkie urodzenie. O ileż więcej w arte j e s t pełne uszanowania stanowisko wschod­

niego poety:

„Świat z oczami spuszczonemi stoi u nóg twoich w uwielbieniu wraz ze w szystkiem i milczącemi gwiazdami".

Powierzchownie, fizycznie jesteśm y b a r ­ dzo ograniczeni. Nasze narządy zmysło­

we przystosowane są do obserwacyi m a­

teryi, i nic innego nie przemawia do nas bezpośrednio. Nasz układ nerwowo-mię- śniowy przystosowany je s t do w y tw a ­ rzania ruchu w materyi wedle życzenia, lecz nic innego w świecie m ateryalnym dokonać nie możemy. Nasze u kłady mó­

zgowy i nerwowy wiążą nas z resztą świata fizycznego. Zmysły nasze powia­

dam iają nas o ruchach i układach m a­

teryi. Mięśnie nasze dają nam możność czynienia zmian w tych układach. To je s t całe nasze wyekwipowanie na życie ludzkie, a historya ludzkości je s t przy­

pomnieniem tego, czegośmy dokonali, rozporządzając temi skromnemi środkami.

O naszym mózgu, który w pewien nie- w y k ry ty jeszcze sposób łączy nas z re ­ sztą św iata materyalnego, sądzono, że po części rozłącza on nas z państwem umy- słowem i duchowem, do którego w rze­

czywistości należymy, lecz od którego na czas pewien dla względów praktycznych je steśm y odosobnieni. Nasze zespolenie z m a tery ą zwyczajne i społeczne n a s tr ę ­ cza nam pewne sposobności i ułatwienia, połączone z przeszkodami i trudnościami, które same -są okazyami do walki i w y ­ siłku.

„Przez m ateryę poznajemy jedni d ru ­

gich i możemy komunikować się z tymi

z pośród naszych towarzyszów, którzy

posiadają idee, o tyle podobne do n a ­

szych, że mogą być pobudzeni do czynu

przez proces czysto fizyczny’ przez~nas

samych zapoczątkowany. Przez miarowe

(7)

JNJo 8 WSZECHSWIAT 119 następstwo ruchów drgających (jak w mo­

wie i w muzyce) albo przez statyczne rozmieszczenie znaków materyalnych (jak w piśmie, malarstwie i rzeźbie) możemy wejść w obcowanie myślowe z naszymi bliźnimi i przyzwyczajamy się tak dalece do tych pomysłowych i szerokich metod, że w końcu skłonni je steśm y uważać je i im podobne metody nietylko za jedynie naturalne, lecz także za jedynie możliwe metody komunikowania się, i że wszelki środek bardziej bezpośredni wprowadził­

by zamieszanie do całego gmachu wie­

dzy.

„Jasną je s t rzeczą, że ciała nasze są temi normalnemi narzędziami, z pomocą których u jaw niam y się je d n i przed d ru ­ gimi w czasie pobytu na ziemi, i że w r a ­ zie uszkodzenia mechanizmu fizyologicz- nego, służącego nam do wykonywania aktów materyalnych, cierpią nieuniknie- nie i w stosunku odpadania zarówno przenoszenie myśli naszych ja k i rozta­

czanie naszej osobowości. Je s t to tak oczywiste, że mogło dać początek przy­

puszczeniu, jak o b y mechanizm, służący do komunikowania się, przez nas w y­

kształcony i wypracowany, je s t całością naszego istnienia, i że zasadniczo nie j e ­ steśm y niczem więcej, ja k tylko m echa­

nizmem, dzięki którem u jesteśm y znani.

Stwierdzamy, że mechanizm ten nie po­

sługuje się niczem innem, j a k tylko do­

brze znanemi postaciami energii i pod­

dany j e s t wszystkim prawom chemii i fizyki — byłoby rzeczą dziwną, gdyby miało być inaczej—i z tego faktu s ta r a ­ my się wyciągać mocne wnioski, doty­

czące własnej naszej n atu ry wraz z wnio­

skiem, że nie możemy istnieć oddzielnie i niezależnie od owych czasowych rodza­

jów czynności materyalnej i sposobów objawiania się materyi. My ta k je d n o ­ stajnie posługujemy się niemi w obec­

nych naszych warunkach, że powinniby- śmy w ystrzegać się zawodu, pochodzące­

go z tej właśnie jednostajności. Ciała m ateryalne są tem wszystkiem, nad czem możemy mieć kontrolę, wszystkiem, co poznajemy doświadczalnie. Wszystko, co możemy z niemi czynić, je s t dla nas otwarte; wszelkie wnioski, jak ie stąd wy­

ciągnąć możemy, mogą być uprawnione i prawdziwe. Ale wychodzić poza obręb tych rzeczy i zaprzeczać istnieniu ja k ie j­

kolwiek innej dziedziny dlatego, że nie posiadamy zmysłu do jej ujmowania, al­

bo dlatego, że dana rzecz (jak np. eter) je s t zbyt jednolicie wszędzie obecna dla naszego wzroku, je s t to odwracać nasze środki od ich właściwego użytku i po­

sługiwać się niemi w celu wprowadzania w błąd siebie samych.

Tłum. 8. B.

(Dok. nast.).

P R Z Y S T O S O W A N I E I E W O L U C Y A .

(Dokończenie).

Liczne doświadczenia tego samego ba­

dacza i przy użyciu tych samych sposo­

bów dostarczają szeregu wskazówek, po­

twierdzających się do pewnego stopnia, wzajemnie i wykazujących rzeczywiste nabywanie nowej budowy i trwałość jej poza okolicznościami tę budowę wywo­

łuj ącemi.

Tenże A. P ictet daje wszystkim gąsie­

nicom,pochodzącym z jaj zniesionych przez jed n ę samiczkę Ocneria dispar igły sosny zamiast liści dębu — ostatnie są płaskie, stosunkowo cienkie, i gąsienice mogą je napocząć z brzegu. Igły sosny, przeciw­

nie, są grube, i żuwaczki gąsienicy nie mogą się rozewrzeć dostatecznie, aby napocząć je, chyba od czubka. Zamiana więc jednej rośliny na drugą powoduje jednocześnie zmianę pożywienia i zmia­

nę w sposobie żywienia się. To też w pierwszem pokoleniu 75% gąsienic zginęło, podczas gdy reszta zaczęła jeść zadawalająco dopiero po trzeciem lenie­

niu. Dorósłszy, te ostatnie wydały po­

tomstwo, które, poddane ty m samym warunkom żywnościowym, przyjmowało z łatwością, począwszy od drugiego le ­ nienia, igły sosny, napoczynając je od czubka: śmiertelności prawie, że nie było.

Gdyby w tym i w wielu innych po­

dobnych doświadczeniach chodziło o mo-

(8)

120 WSZECHSWIAT JNE 8 dyfikacyę indywidualną, każde nowe po­

kolenie znajdowałoby się względem śro ­ dowiska zawsze w ty m samym stanie, i te same zjawiska zachodziłyby za każ­

dym razem. Polepszanie się rezultatów wykazuje, że, przeciwnie, każde pokole­

nie różni się od poprzedniego, że dla każdego przystosowanie pow staje w od­

miennych wrarunkach; a więc każde po­

kolenie posiada budowę, nab y tą przez poprzednie.

W ten sam sposób dadzą się w y tłu m a­

czyć tak ciekawe doświadczenia E d m u n ­ da Bordagea (1910 r.) co do powolnego i stopniowego nabyw ania w ciągu la t 20 ulistwienia wiecznego u brzoskwiń, prze­

niesionych z klim atu um iarkowanego do krajów bez zmiany pór raku. Pakt, że pestki brzoskwiń o wiecznem ulistwie- niu, zasiane w k rajach o klimacie u m iar­

kowanym, dają drzewa, zachowujące w ła­

sności bezpośredniego przodka, został uznany naw et przez W eism anna za de­

cydujący o dziedziczności „cechy" n a­

bytej.

Doświadczenia te pozwalają nam nadto rozpatrzeć inną jeszcze stronę zagadnie­

nia. Pierwsze pokolenia poddane nowym wpływom w ykazują we w szystkich p ra ­ wie przypadkach znaczny ubytek. Czyż miałoby to oznaczać, że u pozostałych przy życiu — i tylko u nich—uzew nętrz­

niony został „determinant" przedprzysto- sówany do warunków zewnętrznych? J e ­ dnostki pozostałe przy życiu znalazły, poprostu, w aru n k i lepsze, które dały im możność życia. Niektóre z gąsienic Pi- cteta, żywione igłami sosny, zaczęły jeść te igły, począwszy od czubka, i mogły wobec tego wyżywić się, g dy tymczasem inne, pozostając u boków igieł, nie mo­

gły napocząć substancyi roślinnej i g i­

nęły. O trzymane rezultaty tłum aczą się więc bardzo prosto różnorodnością śro­

dowiska i indywidualnemi różnicami mię­

dzy organizmami (na co nalegaliśmy po­

przednio), bez potrzeby powoływania się n a zbyteczne pojęcia „cechyu i „przed- przystosowania“ („preadaptation“). W sp ó ł­

działanie kompleksu: organizm X środo­

wisko, okazuje się koniecznym i dosta­

tecznym w arunkiem dla nabycia nowej

budowy i dla utrwalenia się tejże poza warunkam i, w których powstała. Jeżeli, używając wadliwej, a ogólnie przyjętej terminologii, oznaczymy budowę przez jej uzewnętrznienie się morfologiczne, możemy jasno oświadczyć się za dzie­

dzicznością „cech n a b y ty ch 1'—ze wszyst- kiemi jej konsekwencyami.

Zagadnienie przecież nie je s t jeszcze rozpatrzone w całości. Weismanniści przyjm ują dziedziczność cech nabytych tylko wtedy, gdy modyfikacya, chociaż ściśle miejscowa, wpływa przecież na cały organizm, przechodzi z „soma“ na

„g erm en “ i trw a w rodzie. Postawiwszy w ten sposób zagadnienie niedorzeczne, try um fu ją i ogłaszają, że skaleczenie, urażenie jakiekolwiek nie było nigdy dziedzicznem.

Zapewne! Nie może tu być żadnej wątpliwości: jakiekolwiekbądź urażenie nie wypływa na zmiany budowy. Brzy­

twa, która tnie, cęgi, które miażdżą, czy opaska, która uciska, są zewnętrzne dla organizmu, i modyfikacye, wywołane przez nie — niezależne od niego i dzie­

dziczna ich ciągłość wydawałaby się zu­

pełnie niezrozumiałą. Jednak, gdy w ra­

żenia te są już dokonane, gdy organizm je s t ju ż zdeformowany czy uszkodzony, je s t on przez to samo zmodyfikowany, gdyż znajduje się w nowych warunkach.

Budowa jego zmienia się mniej lub wię­

cej i zmiana ta może się wyrazić w ten lub w inny sposób; nic nie staje na prze­

szkodzie, aby wyrażenie się to odpowia­

dało w pewnej mierze uszkodzeniu po­

czątkowemu; nie zdarza się to jed n ak zbyt często. Przeciwnie, zwykle uze­

wnętrznienie ostateczne je st bardzo r o ­ żnem od wrażenia, które je s t jego przy­

czyną. Najciekawszym przykładem je s t dziedziczność padaczki (epilepsyi) u św in ­ ki morskiej—sławne doświadczenie Brown- Seąu ard a (1850—1872), którego praw dzi­

wość została potwierdzona przez poszu­

kiw ania kontrolujące, przeprowadzane

wiele razy, a ostatnio przez Macieszę

i Wrzoska (1911). Na czem polega to

doświadczenie? W yrwanie lub wycięcie

nerw u kulszowego powoduje padaczkę

u świnki morskiej; u jej potomstwa znaj­

(9)

J\fa 8

WSZECHSWIAT 121 duje się osobniki epileptyczne w rozmai­

ty ch stopniach, lub też „usposobione" do padaczki. Czyż je s t to ,,cechali nabyta?

czyż to przypadłość miejscowa, wycięcie czy wyrwanie, przechodzi na potomstwo w swoim kształcie i umiejscowieniu?

W żadnym razie! — przypadłością miej­

scową je st tutaj wycięcie nerw u kulszo- wego, j e s t w innych przypadkach od­

cięcie odnóża, ściśnięcie głowy.

Ta przypadłość miejscowa, wycięcie nerw u kulszowego w danym razie, po­

woduje modyfikacyę układu nerwowego, a ten — całego organizmu; wynika stąd nowa budowa, wyrażająca się tutaj w pa­

daczce. Przypadłość miejscowa, wraże­

n i e — to zmiana, wywołana w środowis­

ku, a jeszcze nie w organizmie; jakże mogłaby pozostać ona w następnych po­

koleniach? Nie można więc w żaden spo­

sób widzieć w tych zjawiskach odziedzi­

czania wrażeń.

Ogół faktów tego rodzaju, zaobserwo­

w anych tak u roślin, ja k u zwierząt, od­

powiada, niezależnie od różnic drugorzęd­

nych pojęciu podstawowemu, którego oczywistość powinna, zdawałoby się, n a ­ rzucać się sama przez się, a mianowicie, że w żadnym organizmie nie zachodzi jakak o lw iek zmiana trwała, jeżeli zmiana ta nie dotyczę budowy tego organizmu.

Niema „cech“ miejscowych, morfologicz­

nych, czy fizyologicznych, lecz uzew nętrz­

nienia umiejscowione stan u ogólnego.

Trzeba je d n a k przyznać, że rozmaite u kład y anatomiczne zdają się urzeczy­

wistniać ścisłą, doprawdy, zgodność mię­

dzy pewnemi sposobami życia, a pewne- mi narządami, ja k g d y b y kształty te wy­

nikały rzeczywiście zmodelowania. Kształ­

ty ogólne dość dużej liczby ryb, j a k ró­

wnież ich narządy pływackie, zastoso­

w ane do kopania odnóża kreta wydają się wielu oczom, jako tyleż układów po­

wstałych z potęgi twórczej określonego środowiska w ten sposób, że zmiana mor­

fologiczna staje się zjawiskiem, napraw ­ dę, podstawowem. Może to być tylko złudzeniem. W szystko sprzeciwia się uważaniu zmiany miejscowej, choćby bardzo znacznej, za mogącą przetrwać przez szereg pokoleń, jakikolwiekby był

powód, który j ą wywołał. Układy, o k tó ­ re nam chodzi, nie są więc zmianami miejscowemi; są one również umiejsco­

wionym skutkiem zmiany całości. I j e ­ żeli jesteśmy szczególnie porażeni przez pewne harmonie, to tylko dlatego, że za­

pominamy spojrzeć na wszystkie inne istoty, które, żyjąc w analogicznych w a­

runkach, są do nich również przystoso­

wane, i że chcemy uważać jedynie za prawdziwie wynikające z przystosowania te kształty, które człowiek pojmuje jako takie. A przecież między wszystkiemi zwierzętami wodneini stwierdzamy n a j­

rozmaitsze kształty, pozwalające na po­

ruszanie się z podobnemi szybkościami.

Niektóre z tych kształtów znacznie od­

biegają od tego, który człowiek uważa za specyalnie wodny; same narządy pły­

wackie są nieskończenie różne. Stułbio- pławy, opatrzone pływakami, Osłonice, Meduzy, k tó ry ch ciało kurczy się całko­

wicie, palety Grzebienie, pęcherz powie­

trzny, pokrywający niektóre owady, płe­

tw y ryb, wszelkiego rodzaju odnóża—są tylomaż urzeczywistnieniami życia pły­

wackiego, o których niemożna powie­

dzieć, aby miały między sobą ja k iek ol­

wiek podobieństwo, a z których każde odpowiada przecież warunkom życia.

W rzeczywistości nie powinno się robić żadnej różnicy między różnemi narząda­

mi, stosownie do tego, czy wydają nam się one, czy też nie, specyalnie przysto- sowanemi do środowiska. Wszystkie te narządy m ają zupełnie to samo pocho­

dzenie. F a k t życia w wodzie nie wywo­

łał i nie mógł wywołać u istot wodnych ty ch samych kształtów, ani tych samych płetw, ponieważ woda nie posiada pod ty m względem żadnej szczególnej potęgi;

lecz każdy organizm, żyjący w wodzie i tworzący z nią specyalny kompleks, nabył układ wymian, t. j. budowę, a na­

stępnie kształty, które są mu właściwe.

Ten układ wymian może okazać się zgod­

nym, lub nie, z życiem i w rezultacie spostrzegamy tylko jednostki, pozostałe przy życiu. Co do nich popełniamy błąd podwójny, zapominając o wymarłych, i chcąc w ytworzyć między żyjącemi hie­

rarchię w przystosowaniu, twierdząc, że

(10)

122 WSZECHSWIAT J\Ts 8 dany kształt lepszy j e s t od innego. W y ­

kazaliśmy poprzednio, ja k głęboki m o­

że być ten błąd.

Jeżeli chcemy rozumieć, przejmijmy się tem podstawowem pojęciem, że kształt j e s t tylko rezu ltatem , i że wszystkie k s z ta łty są możliwe dla różnych organi­

zmów a jednakow ych warunków; że kształty te w yrażają nie środowisko, ale stan ogólny organizmu, zależny od współ- działań określonego kompleksu.

V.

I ta k a jest, rzeczywiście, koncepcya podstawowa, do której prowadzą nas wszystkie drogi. Najdziwniejsze je st tutaj, że zagadnienie to mogło wogóle powstać, że przyrodnicy i lilozofowie, zmuszeni przez fak ty do uznania ewolu- cyi, mogli wymyśleć ewolucyę poza śro ­ dowiskiem i starali się znaleźć w o rg a­

nizmie część zmienną, lecz której zmiany są bez przyszłości, i część pozostającą zawsze taką samą. Ew olucya zawiera się w zmianach w całości i w zmianach trw ałych; zmiany te pochodzić mogą ty l­

ko ze współdziałania organizmu i środo­

wiska, chyba, że przyjmiemy, iż na po­

czątku świata została złożona ja k skom­

plikowany automat, poruszający się pod wpływ em niewidzialnej sprężyny. Lecz to nie j e s t hypotezą, k tó ra dałaby się sprawdzić; nie powinniśmy się więc nad nią zatrzymywać.

Zapewne, trudności są duże i zjawiska zmian stanów w ym agają, aby być zro- zumianemi, czegoś więcej niż powierz­

chownego rozbioru. Zmiany te zachodzą z różnemi szybkościami: by w ają one pręd kie i kończą się ju ż w pierwszem poko­

leniu, lub też są powolne i dobiegają k re s u dopiero po dwu, lub więcej poko­

leniach. Nie znamy bezpośrednich p rz y ­ czyn ty c h różnic; wiemy je d n a k dobrze, że przebieg ogólny, prędki, czy powolny, j e s t zawsze i nieodzownie ten sam, że w s zyb k o ści nie spoczywa nigdy różnica istoty rzeczy, że niemożna przeciw sta­

wiać m utacyi fluktuacyom.

Jeżeli przebieg ogólny j e s t zaw sze^ e- d n akow y względem zmiany, rozważanej

sama w sobie, je s t nim również wzglę­

dem trwałości tej zmiany. Mechanizm ciągłości dziedzicznej je s t mechanizmem złożonym; jakakolw iekbądź je s t szybkość, czy powolność, z ja k ą powstał nowy stan ogólny, będzie on trwałym, lub p rzej­

ściowym, bez możności zrozumienia przez nas obecnie powodów jego trwałości, czy nietrwałości. Dla organizmów bardzo zbliżonych i dla układów morfologicznych z pozoru jednakow ych wyniki bywają czasem zupełnie odmienne. Nadto trw a ­ łość je s t zawsze tylko względna. Budo­

wa każdego organizmu może się zmienić, a, wobec tego, że działanie nowych wpły­

wów wywołuje zmiany w budowach bar­

dzo dawno utrwalonych, byłoby, rzeczy­

wiście, nadzwyczajne, gdyby działo się inaczej w budowach świeżo nabytych.

W rzeczywistości, każda budowa zmie­

nia się, i zmienia się w każdej chwili, ponieważ w każdej chwili zachodzą mo­

dyfikacye tak w organizmie, ja k w śro­

dowisku; zmienia się ona, gdy organizm zachowuje swą indywidualność, zmienia się tembardziej, gdy z danej jednostki powstają nowe indywidua. Od potomka do przodka nie może być identyczności;

identyczność ta nie istnieje również, gdy porównamy między sobą potomstwo.

Najczęściej, zachodzące w kompleksie modyfikacye nie są znaczne, i, zmyleni przez pozory, utożsamiamy niezmierne podobieństwo z identycznością, identycz­

nością, która byłaby stałością. Potomek różni się od rodzica, chociażby nieskoń­

czenie mało, gdyż, jeżeli od jednego do drugiego istnieje oczywista ciągłość sub- stancyi, to, z drugiej strony, okoliczności otaczające zmieniły się, naw et przed od­

łączeniem się pierwszego od ostatniego, wywołując zmianę w organizmach. I nie chodzi tu bynajmniej o wahanie się, k t ó ­ re sprowadzałoby peryodycznie te same w arunki wraz z temi samemi kształtami.

Zmiana, która dopiero co zaszła, zmienia na zawsze przez sam fakt swego p o w sta­

nia w arunki kompleksu; je s t to ewolucya

konieczna, ewolucya ciągła, złożona z n a ­

stępujących po sobie przystosowań, z k tó ­

rych każde uw arunkow uje następne

względnie do środowiska, ewolucya cią­

(11)

«M> 8

WSZECHSWIAT 123

gła, k tó ra nie może się zatrzymać dla danego rodu, chyba z jego wygaśnię­

ciem.

Wedł. St. Rabauda, streść. G. Potworowski.

S P R A W O Z D A N I E Z E S T A N U I D Z I A Ł A L N O Ś C I N A U K O W E J P R A C O W N I A N T R O P O L O G I ­ C Z N E J T O W A R Z Y S T W A N A U ­ K O W E G O W A R S Z A W S K I E G O

za czas od 1 /Y II 1912 do 1/1 1914 roku, t. j. za

17 , roku.

(S p raw o zd an ie finansow e ty lk o za ro k 1913).

Pracow nia antropologiczna w 8-ym roku swego istnienia, a 2-gim od przyłączenia do T. N. W. rozw inęła się niezm iernie pom yśl­

nie sku tk iem uzyskania od T. N. W. nowego odpowiedniego lokalu i większej subw encyi m ateryalnej, sk u tk iem zapomogi osobistej, p rzyznanej p. K. Stołyhw ie przez Kasę po­

mocy dla osób p ra cu jący ch na polu nauko- wem im. d -ra Józefa Mianowskiego, oraz sk u tk iem ofiar szeregu osób na potrzeby pracow ni antropologicznej.

W ty m też okresie czasu zorganizowane zostało w sposób n ależyty urządzenie w e­

w nętrzne pracow ni antropologicznej, dopro­

wadzony został do porządku księgozbiór, oraz rozm ieszczone zostały w edług pewnego sy stem u zbiory antropologiczne.

P raco w n ia antropologiczna w obecnym swym stanie zajm uje na 2-giem p iętrze dwie sale, obszerny k o ry ta rz i m ały pokoik, w k tó ­ ry m urządzona została ciem nia fotograficzna, oraz jed n ę izbę w podziem iach.

Sala m niejsza m ieści w sobie szafy zawie­

rające księgozbiór, in stru m en tary u m , zbiór fotografij, dyapozyty wów, tablic i t. p., a za­

razem je s t g abinetem kierow nika pracowni.

W sali w iększej znajdują się szafy zawie­

rające część zbiorów antropologicznych, prócz teg o ustaw ione są w niej przyrządy do ba­

dań zapom ocą m etody graficznej, jako to d y o p tro g ra f i osteofor-projekcyom etr.

Je d e n k ą t tej sali zajm uje k o tara rozsu­

w ana, tw orząca w razie potrzeby pokoik odosobniony do badań nad osobnikami ży- wemi; wreszcie w sali większej mieszczą się stoły do p ra cy dla asy stentów pracow ni an ­ tropologicznej i je j pracow ników .

N a k o ry tarzu , wiodącym do pracowni, sto ją szafy zaw ierające pozostałe zbiory p ra ­ cowni antropologicznej.

Izba w podziemiaoh przeznaczona je st do robót najbrudniejszych. Z najduje się tam stó ł obity blachą cynkow ą, skrzynia do p rz e ­ chow yw ania tru pó w , a w przyszłości u s ta ­ wione tam będą ap a raty do m aoerowania szkieletów .

*

* *

K ierow nikiem pracow ni antropologicznej w okresie spraw ozdaw czym był p. Kazimierz Stołyhw o, asy sten tam i byli: p. Stanisław L encew icz, dr. M elanja Lipców na, dr. S ta ­ nisław Poniatow ski i p. R egina Tylplów na.

L ab o ran tk ą była p. M arya Stołyhw ow a.

N adto p. Julia Kossowska była pomocna przy uk ład an iu k atalog u rzeozowego księ­

gozbioru pracow ni.

Oprócz osób wyżej w ym ienionych w okre­

sie sprawozdaw czym pracow ały w praoowni antropologicznej, lub też ko rzystały z jej urządzeń osoby następujące: dr. W acław B run , p. Rom an Jakim ow icz, dr. Adam J a ­ rosiński, p. Stefan K rukow ski, dr. E d w ard L o th , p. Je rz y L oth, p. Janina Poniatow ska, dr. F eliks Przypkow ski, ks. Bolesław R osiń­

ski, p. M arta Rzew uska, dr. S tefan S terling, i p. S tanisław Święcki. Razem więc w o k re ­ sie spraw ozdaw czym pracowało w pracow ni i k orzystało z jej urządzeń— 19 osób.

*

* *

Działalność pracow ni antropologicznej w okresie spraw ozdaw czym była bardzo oży­

wiona.

K ierow nik pracow ni p. K. Stołyhw o w y­

konał p race następujące:

1) W lipcu i sierpn iu roku 1912 p. K.

Stołyhw o, z zapomogi otrzym anej z funda- oyi „San Diego“ przy „S m ithsonian In sti- tu tio n " w W aszyngtonie, na sk u te k przed­

staw ienia k u ra to ra U . S. N atio nal Museum dr. A leśa H rdligki prowadził badania paleo- antropologiczne w Szulakach i Puhaczów oe, pow. taraszczańskiego; w Jackow icach, Ży- wotówce i Chejłowej pow. lipowieckiego, oraz w Zaciszu i H orodnicy pow. hum ań- skiego.

Podozas badań pow yższych, p. Stołyhw o k o rzy stał z gościnności i uprzejm ych udo­

godnień, czynionyoh przez pp. B ydłow skich, pp. D achow skich, p. Janiew skiego, pp. L ip - kow skich, pp. M arkiewiozów, p. J . M arkow­

ską i p. J. Zakrzew ską.

N astępnie p. K. Stołyhw o p rzy stąp ił do opracow ania danych zgrom adzonych w po­

rze letniej na U krainie.

N a sk u te k porów nania danych pow yższych

z lite ra tu rą przedm iotu, okazało się bardziej

właściwem , ze względu na c h a ra k te r znale­

(12)

124 WSZECHSWIAT JNB 8

zisk, opracow ać oddzielnie każdy z badanych terenów . P . Stołyhw o więc najpierw roz­

począł opracow yw ać w yniki sw ych badań w Szulakaoh w p ra cy p. t. „K u rh an y w Szu- lakach n a U k ra in ie ", do k tó rej w łączył w y­

niki sw ych w łasnych poszukiw ań dokona­

n y ch w tej miejscowości w ro k u 1911, oraz n o ta tk i, dotyczące kurhanów , rozkopanych przez p. Janinę M arkow ską rów nież w ro k u 1911 i wcześniej. P raoa ta została p rzed­

staw iona na posiedzeniu W ydziału II T. N.

W ar. d. 29/V 1913 roku i uchw alono ogło­

sić ją drukiem w „ P ra c a c h T. N. W a r.“.

2) P rócz tego p. S tołyhw o rozpoczął opracow yw ać „Spraw ozdanie z badań pale- oantropologicznyoh" w grocie w Ł azach oraz w grodzisku na Sokolej skale w B ędkow i- Cach (gub. K ielecka), k tó re to badania były przeprow adzone w czerw cu ro k u 1912. K o­

ści zw ierzęce zgrom adzone przez

p.

Sto- łyhw ę w grocie w Ł az ach zostały przesłane w ro k u spraw ozdaw czym do opracow ania naukow ego dr. K iernikow i, asystentow i Za­

k ła d u anatom ii porów naw czej przy u n iw e r­

sy tecie Jagiellońskim w Krakowie.

3) W czerw cu ro k u 1913 p. Stołyhw o wraz z ks. K osińskim i p. Sw ięckim , k o rz y ­ stając z uprzejm ej gościnności dr. J a ro siń ­ skich i pp. Żułkow skich, przeprow adził b a ­ dania nad cm entarzyskiem p rzedhistorycz- nem w Niew iadomej (pow. Sokołowski, gub.

S iedlecka). W yniki ty c h badań wzbogaciły zbiory pracow ni antropologicznej.

4) W lipcu i sierp n iu ro k u 1913 p. S to ­ łyhw o, k orzy stając z zapomogi otrzym anej z fund acy i „San D iego" przy „S m ithsonian In s titu tio n " w W aszyngtonie na sk u te k przedstaw ienia k u ra to ra „U. S. N ational M useum " dr. A. H rdlićki przeprow adził b a ­ dania w g ro tac h i schroniskach skalnych, zn ajdu jących się przy u jściu B iriusy do Je- niseju na Syberyi. N astępnie zaś p. S to ­ łyhw o zwiedził dorzecze A b akanu , gdzie poozynił liczne zdjęcia fotograficzne z a b y t­

ków p rzed h isto ry czn y ch i typów ludności miejsoowej, oraz m iał możność obserw ow ać obrzędy szam ańskie.

Po powrooie do W arszawy p. Stołyhw o do końca okresu spraw ozdaw czego za jęty był opracow aniem m ateryałów zgrom adzo­

n y c h przez siebie n a Syberyi.

Z pośród asy sten tó w pracow ni an tro p o lo ­ gicznej p. S. Lenoew icz w ro k u spraw o­

zdaw czym w ykonał p race następujące:

1) Ogłosił drukiem rozpraw ę p. t. „ P r z y ­ czynek d oty czący w skaźnika szerokośoiowo- długościow ego czaszek z ziem polskich".

(Spraw ozdanie z pos. T. N . W ar. 1912 r.).

2) Napisał rozpraw ę p. t. „W yniki stu - dyów antropologicznych w powiecie O po­

czyńskim ". Główne w yniki ty ch badań zo­

s ta ły ogłoszone w Spraw ozdaniach z pos.

T. N. W ar. 1913 r., a m ateryał oałkow ity będzie w ydrukow any w t. X X II „P am iętn i­

ka F izyograficznego", ponieważ p raca rzeczo­

n a została w ykonana z zapomogi udzielonej przez Kom isyę fizyograficzną polsk. Tow.

krajoznaw czego.

3) Opraoował „M atery ały an tro p o lo g icz­

ne z W itkow ie w pow. Sochaozewskim gub.

w arszaw skiej", k tó re zostały ogłoszone d ru ­ kiem w Spraw ozdaniach T. N. W ar. 191.3 r.

4) Prow adził badania antropologiczne nad ludnością w K ieleckiem , gdzie zgrom adził spory m ateryał.

5) Zgrom adził m atery ał osteologiczny dla pracow ni antropologicznej w D obrzyniu nad W isłą i w Goszczy pow. M iechowskiego.

Dr. Melania Lipców na, k tó ra objęła s ta ­ nowisko a sy ste n tk i pracow ni antropologicz­

nej w listopadzie roku 1913, w okresie s p ra ­ wozdawczym zgrom adziła m atery ały do roz­

praw y p. t. „B adania antropologiczne nad now orodkam i ludności polskiej1', k tó rą to rozpraw ę p. L ipców na rozpoczęła jeszcze w Zakładzie antropologicznym u n iw e rsy te tu Jagiellońskiego w K rakow ie. W W arszawie m ateryał grom adzony je s t w Zakładzie p o ­ łożniczym przy ul. Karowej dzięki u p rz ej­

m em u zezwoleniu d y re k to ra zakładu pow yż­

szego dr. W łodzim ierza Popiela.

D r. S. Poniatow ski: 1) ukończył w o k re ­ sie spraw ozdaw czym rozpraw ę p. t. „ B ad a­

nia antropologiczne nad kością skokow ą", k tó ra została ogłoszona drukiem w „ P r a ­ cach T. N . W.“ 1913 roku.

2) Prowadził poszukiw ania archeologiczne w B arłogach pow. Kolskiego, k tó ry c h re ­ zu ltatem było zgrom adzenie licznych i cen- nyoh zabytków z grobów ciałopalnych, po­

chodzących z wczesnej epoki bronzowej.

P . Poniatow ski rozpoczął opracow yw anie m atery ału zgrom adzonego w B arłogach.

3) N apisał rozpraw ę p. t. „O n iek tó ry ch w aryacyaoh kości sklepienia czaszki ludno?

ści ziem polskich".

P . R. Tylplów na w okresie spraw ozdaw ­ czym

1) ukońozyła rozpraw ę p. t. „K rzyw izna łu k u środkow o-strzałow ego czaszki, jak o ce­

cha rasow au, k tó ra została ogłoszona d ru ­ kiem w S praw ozdaniach T. N. W. 1913 r.;

2) prow adziła badania antropologiczne nad kością ram ieniow ą ludnośoi ziem polskich;

3) rozpoczęła grom adzenie m atery ału an-_

tropologicznego w dom u sierot przy ul K rochm alnej w W arszawie.

Z pośród pracow ników pracow ni an tro p o ­ logicznej p. R om an Jakim ow icz w okresie spraw ozdaw czym badał czaszkę z k u rh a n u w K ow arach (pow. miechowski), zbadanego przez p. M. W awrzenieckiego, który u p rz e j­

mie użyozył ją do opracow ania naukow ego.

In ne szczątki ludzkie, pochodzące z tego

(13)

WSZECHSWIAT 125

k u rh a n u , a znajdujące się w zbiorach k ra ­ kow skich, opracow ane były przez p. J a k i­

mowicza w Zakładzie antropologicznym uni­

w e rsy te tu Jagiellońskiego w K rakow ie.

R ozpraw a p. Jakim ow icza p. t. „Czaszki i kości długie z k u rh a n u w K ow arach" zo­

sta ła ogłoszona drukiem w „Spraw ozdaniach T. N. W ." 1913 roku.

2) Badał m atery ał antropologiczny z cm en­

tarz y sk a przedhistorycznego w Niewiadomej (pow iat Sokołow ski, gub. Siedlecka), który został zgrom adzony w ro k u 1913 przez p.

K. S tołyhw ę.

D r. A . Jarosiński w okresie spraw ozdaw ­ czym grom adził m atery ały antropologiczne w S te rd y n i (pow. Sokołowski).

P . S. K rukow ski w okresie spraw ozdaw ­ czym

1) w ykouał rozpraw ę p. t. „Nowy odpa­

dek m ik ro litu neolityoznego";

2) rozpoczął rozpraw ę p. t. „Zasady kla­

sy fikaoyi narzędzi krzem iennych".

D r. E d w a rd L o th w ykończył w okresie spraw ozdaw czym rozpraw y następujące:

1) S treścił w języ k u polskim rozpraw ę swą „O częśoiaoh m iękkich M urzynów".

2) P rzełożył na język polski rozpraw ę swej żony p. J . N iem irycz-Lothow ej „O ana­

tom ii i antropologii kręgów szyjow ych czło­

w ieka i m a łp “.

3) P rzy g o to w ał ostatecznie do d ru k u

„W skazów ki do badań antropologicznych na człow ieku żyw ym ".

4) O pracow ał częściowo m atery ał do drugiej części p ra c y „A poneurosis fibularis".

P. J e rz y L o th przy pomooy swego b rata E d w a rd a w okresie spraw ozdaw czym opra­

cował kom unikaty:

1) „Mapa i opis rzeki W anks (Rio Co­

co) i jej dopływ ów Bocay i W aspuk" (ogło­

szony drukiem w „Spraw ozdaniach T . N.

W .“ 1913 roku).

2) „S zkic etnograficzny indyan S um u i M osquito“ (przedstaw iony na posiedzeniu W ydziału II T. N. W. w ro k u 1913 i za­

kw alifikow any do druku).

P. J . P oniatow ska w okresie spraw ozdaw ­ czym:

1) Grom adziła m atery ały do rozpraw y o dziedziczności w zakresie u k ład u listew ek skórn y ch na dłoni.

2) P row adziła badania antropologiczne nad kością udow ą ludności ziem polskich.

D r. F . P rzypkow ski grom adził w okresie spraw ozdaw czym m atery ał antropologiczny w okolicach Jędrzejow a.

Ks. p re fek t B. R osiński— w okresie spra­

wozdawczym :

1) Grom adził m atery ały antropologiczne w P rzew o rsk u i wsiach okolicznych, jak ró­

wnież we w s i. K aszycach pow. Kozieniokiego

w Galicyi wschodniej, a następnie w szko­

łach warszaw skich.

2) Rozpoczął rozpraw ę p. t. „P rzy czy n ek do ch a ra k te ry sty k i żuchw y ludności ziem polskich1'.

P. M arta Rzew uska w okresie spraw o­

zdawczym opracow yw ała rzecz p. t. „ P r z y ­ czynek do ch a ra k te ry sty k i kości ozołowej ludności ziem polskich*'.

P . Stanisław Święcki — w ro k u spraw o­

zdawczym grom adził m atery ały do rozpraw y na tem at „pojęcie narodowości w św ietle badań an tro po lo giczn ych '1.

Razem więc w okresie sprawozdaw ozym było w pracow ni antropologicznej - na po­

rządku dziennym 34 tem aty naukow e.

■*

* *

Mając na celu pobudzenie pracow ników pracow ni antropologicznej do jeszoze in te n ­ sywniejszej pracy naukow ej, oraz rozbudze­

nie wśród nióh szlachetnego współzawod­

nictw a pod Względem jakośoi prao, k iero ­ wnik pracow ni w okresie spraw ozdaw czym przeznaczył, z funduszów ofiarow anych do jego rozporządzenia, rubli 100 n a nagro dę—

za najlepszą pracę naukow ą w ykonaną w p r a ­ cowni antropologicznej T. N. W. Ubiegad się o tę nagrodę mogli ty lk o asystenci i p ra ­ cownicy In s ty tu c y i powyższej.

Dnia 20 g ru d n ia 1913 roku nagro da po­

wyższa przyznana została dr. S. Poniatow ­ skiem u za praoę p. t. „B adania an trop olo­

giczne nad kością skokow ą1'. (P race T. N . W. 1913 roku).

N agroda powyższa p rzy jęta została przez p. Poniatow skiego jed y n ie ty lk o w ch a rak ­ terze w yróżnienia—z pozostaw ieniem sum y przyznanej na potrzeby pracowni an tro p o ­ logicznej.

*

* *

W ciągu okresu spraw ozdaw czego zaszły następ u jące zm iany w zakresie personelu pracow ni antropologicznej:

D r. S. Poniatow ski, obejm ując k iero w n ic t­

wo pracow ni etnologicznej przy Muzeum P rzem y słu i Rolnictw a, u stąp ił ze s ta n o ­ wiska asy sten ta praoow ni antropologicznej—

pozostając w niej nadal w c h a rak terze p ra ­ cownika.

Posadę opróżnioną po u stąp ien iu dr. P o ­ niatow skiego objęła dr. M. Lipoów na.

Za objaw bardzo pom yślny uw ażać należy fakt, że niektórzy dotycliozasowi praoow nicy pracow ni antropologicznej w yruszyli na dal­

sze stu d y a zagranicę, a mianowicie p. S.

Lencew icz w yjechał do N eu o M tel; p. M.

Cytaty

Powiązane dokumenty

23 P. van den Bosche, in Search of remedies for non-Compliance: The experience of the european Community, „Maastricht Journal of European and Comparative Law” 1996, t.

– w świetle zatem prawdy formalnej w przypadku wydania wyroku zaocznego, zgodność z prawdziwym stanem rzeczy oznacza zgodność z materiałem znajdującym się w aktach sprawy,

Zasadniczo powiela ona rozwiązania wcześniejszej ustawy z 1 r., ale uwzględnia także rozwiązania ustawodawstwa krajowego (w tym jeden z typów pozwoleń wodnoprawnych,

W konsekwencji człowiek nie może (i nie powinien próbować) uwolnić się od swojej fizyczno- ści. Jest przede wszystkim bytem somatycznym, który zaspokoić musi konkret- ne

• glebowy – mikroorganizmy zasiedlające glebę w pobliży korzeni rośliny, stanowiące rezerwuar partnerów do interakcji z rośliną. Czynniki wpływające na mikrobrom rośliny

Drogi oddechowe : Na podstawie dostępnych danych, kryteria klasyfikacji nie są spełnione. Działanie uczulające na drogi oddechowe/skórę Ten rodzaj działania nie

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

Reasumując, Dwie rocznice… są pozycją, którą można polecić wszystkim miłośnikom historii Polski XX wieku, ale także uczniom i studentom kie- runków takich jak historia