• Nie Znaleziono Wyników

Wspomnienia Mikołaja Kariejewa o Uniwersytecie Warszawskim

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wspomnienia Mikołaja Kariejewa o Uniwersytecie Warszawskim"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

M A T E R I A Ł Y

J. P. AKSIENOWA

Wspomnienia Mikołaja Kariejewa o Uniwersytecie W arsza wskirn

W ybitny historyk rosyjski Mikołaj Iwanowicz K ariejew (ur. 24 listo- pada/6 grudnia 1850 r. w Moskwie, zm arł 18 lutego 1931 r. w Leningra­

dzie) ukończył wydział historyczno-filologiezny U niw ersytetu Moskiew­

skiego (w 1873 r.), przez pewien czas był nauczycielem IH-go gim nazjum w Moskwie, następnie zaś profesorem uniw ersytetów w W arszawie (1879—

1885) i w P etersb u rg u (1885— 1899 i od 1906 r.). W 1910 r. w ybrano go członkiem -korespondentem P etersburskiej Akademii Nauk, a w 1929 r.

członkiem honorowym Akademii N auk ZSRR. Poglądy polityczne K arie­

jewa cechował burżuazyjny liberalizm. W latach rew olucji 1905— 1907 w stąpił do p artii kadetów i był członkiem I D um y Państw owej.

Światopogląd naukow y K ariejew a mieścił się w zasadzie w ram ach pozytywizmu, choć w ostatnich dwóch dziesięcioleciach jego życia w yw arł nań wpływ m aterializm historyczny. Zainteresow ania naukowe K arieje­

wa były stosunkowo szerokie. Jego pracę m agisterską o chłopach i spra­

wie chłopskiej we F ran cji w ostatniej ćwierci X V III w. (1879), wysoko ocenili K arol M arks i F ry d ery k E n g e ls1. D ysertacja doktorska była po­

święcona filozofii h is to rii2.

M. I. K ariejew specjalizował się przede w szystkim w historii Europy zachodniej i problem atyce metodologicznej. Wszelako w okresie pracy w Warszawie, a po części i w latach późniejszych napisał szereg książek i artykułów tyczących się historii P o ls k i3. Wszystkie te prace pow stały w oparciu o rozległy m ateriał faktograficzny, nierzadko po raz pierwszy przebadany przez K ariejew a.

Ponadto w latach 1881— 1885 na propozycję redaktora „Russkoj My­

śli” S. Ju riew a K ariejew napisał dla tego czasopisma szereg artykułów , podpisując się inicjałam i W.R.K. lub W rk (spółgłoski nazwiska w odwró­

conej kolejności). Wśród prac z tego okresu można zaznaczyć arty k u ł pt.

..Nieczto o russko-polskom woprosie w naszej żurnalistikie” (1881) oraz osiem „Polskich pisiem ” (1881— 1882, 1885). Później, dołączywszy do w y­

mienionych powyżej prace z następnych l a t 4, K ariejew zebrał je w to-

1 K. M a r k s , F. E n g e l s , D zieła t. X X X IV , W arszawa 1976, s. 562 oraz t.

X XXVII, s. 125.

2 O sn ow n yje w o p ro sy fiłosofii, S. Peterburg 1883.

* O czerk isto rii rieform acjonnogo d w iżen ija i katoliczesk o j rieakcii w Polsze, S. Peterburg 1886; P adien ije P olszi w istoriczeskoj litieratu rie, tam że 1888 (w ydanie polskie: U padek P olski w litera tu rze h istoryczn ej, Kraków 1891); Isto riczesk ij oczerk polskogo siejm a, Moskwa 1888 (w ydanie polskie: Zarys h istoryczn y sejm u polskiego, Warszawa 1893); P o lsk ije riefo rm y X V III w ., S. Peterburg 1890 i inne.

1 N ow iejszaja p olskaja istoriografija i p ieriew o ro t w n iej, „Wiestnik Jew ropy”, grudzień 1886; Moi otnoszenija к Poliakam , „Russkije W iedom osti” 1901, nr 124; trzy artykuły z gazety „Prawo” (1905 nr 10, 14 i 15: К w oprosu o ru ssko-polskich otno- szenijach; P olsk a ja nacionalnost w ru sskoj gosu darstw ien nosti; N owa ja polskaja p a rtija oraz P ism o к zn a k o m ym Poliakom , „N owosti”, 1905, nr 95.

P R Z E G L Ą D H IS T O R Y C Z N Y , T O M L X I X , 1978, Z E S Z . 2.

(3)

262

mie pt. „Polonica” (S. P eterbu rg 1905). N iektóre z tych tekstów mają wydźwięk wspomnieniowy (dotyczy to szczególnie arty k u łu „Moi otnosze- nija к Poliakam ”) i rzucają światło na stosunki rosyjsko-polskie w oma­

wianym okresie.

U schyłku życia, pracując nad rękopisem swoich wspomnień, które za­

mierzał opublikować, K ariejew znowu powrócił do w ydarzeń z tych lat, o których mówi arty ku ł o stosunku do Polaków, to jest do okresu gdy mieszkał i pracował w Warszawie. Publikow any poniżej rozdział wspom­

nień w plata się w treść tego artykułu (choć jej nie powtarza); jego za­

wartość jest jednak znacznie obszerniejsza, jako że mówi się tu nie tylko o w zajemnych stosunkach między autorem i Polakami, lecz także o Uni­

wersytecie Warszawskim, o polskiej i rosyjskiej profesurze, o studentach, o w ykładach K ariejew a i wielu innych sprawach.

W jaki sposób М. I. K ariejew znalazł się w Polsce? Po obronie pracy magisterskiej liczył na docenturę na Uniwersytecie Moskiewskim. Gdy nadzieje te nie urzeczywistniły się 5, przyjął propozycję pracy na U niw er­

sytecie Warszawskim, gdzie został profesorem nadzwyczajnym, umożli­

wiono mu też delegacje zagraniczne na przygotowywanie dysertacji dok­

torskiej. Ponadto zainteresow ała go historia Polski, której los splatał się silnie z losem Rosji. W brew prowadzonej przez władze carskie w K róle­

stwie Polskim polityce rusyfikacji, K ariejew, w edług swych własnych słów, m arzył aby U niw ersytet W arszawski stał się narzędziem „zbliżenia kulturalnego dwóch narodów ” i starał się wszelkimi sposobami oddziały­

wać w tym kierunku.

Wspomnienia należą do takiego rodzaju źródeł, w których opis w y­

darzeń odzwierciedla subiektywność poglądów autora i stan jego świado­

mości. W naszym przypadku pam iętnikarz jest dobrze poinformowany o wszystkim, co dotyczy w ew nętrznej historii U niw ersytetu W arszawskie­

go, i pozostałych spraw, które opisuje. P u n k t widzenia autora wspomnień określa z jednej strony liberalizm jego poglądów politycznych, z drugiej zaś przychylny stosunek do Polaków. Wszystko to czyni z publikowanego tekstu interesujące i cenne źródło historyczne.

A utograf wspomnień M. K ariejew a, opatrzony ogólnym tytułem „Pro- żitoje i pierieżitoje” przechowyw any jest w Oddziale Rękopisów Bibliote­

ki ZSRR im. Lenina (f. 119, k. 44). Rękopis ten, napisany w zasadzie w latach 1921— 1923 i uzupełniony częściowo w 1928 r., obejm uje lata 1850—

1920. A utor podzielił go na rozdziały, z których każdy poświęcony jest pewnemu okresowi jego życia i działalności. Publikow any poniżej roz­

dział VII — „Profesura w W arszawie” („Profiessorstwo w W arszawie”, f. 119, k. 44, n r 5, k. 1—15v; nr 6, k. 1) — dotyczy okresu pracy M. K a­

riejew a na Uniwersytecie W arszawskim (1879— 1885). Fragm ent ten zo­

stał napisany w 1921 r., przy czym zachował się w ariant brulionowy, na­

pisany fioletowym atram entem , z poprawkami i uzupełnieniam i autora, które są naniesione czarnym atram entem i m ają głównie charakter styli­

styczny. Tekst spisano na 15 oddzielnych poliniowanych kartach różnego formatu, które (z pewnymi w yjątkam i) są wypełnione po obu stronach;

5 Rozdział VI wspom nień w yjaśnia, że K ariejew został zaproszony na rok jako nieetatow y wykładowca na U niw ersytecie M oskiewskim, gdzie prowadził wykłady z historii X IX wieku. W czasie obrony jego pracy m agisterskiej zaszła gw ałtowna w ym iana zdań między nim a głównym oponentem f W. Guerrier, który wyznaczył go w cześniej na docenturę. Ich w zajem ne stosunki zepsuły się i K ariejew zrozumiał, że nie otrzyma miejsca na uniwersytecie.

(4)

M I K O Ł A J K A R I E J E W O U N IW E R S Y T E C IE W A R S Z A W S K IM £ 6 3

przechowuje się je w jednej teczce. Końcowy fragm ent tekstu został na­

pisany na karcie, która rozpoczyna rozdział VIII, w związku z czym znaj­

duje się on w innej teczce.

MIKOŁAJ IWANOWICZ KARIEJEW

Profesura w W arszawie *

M ieszkałem w W arszawie od sierpnia 1879 do stycznia 1885, tj. cztery lata i pięć m iesięcy, ale w gruncie rzeczy, jeśli odliczyć w yjazdy do Moskwy na przerwy bożonarodzeniowe i w ielkanocne, do A n o so w a 1 na lato oraz dwie podróże zagranicz­

ne, po części w okresie zajęć na uczelni, spędziłem w tym m ieście n ie tak długo:

z ogólnej liczby 53 m iesięcy uzbiera się z pew nością około dw udziestu takich, które spędziłem poza Warszawą.

Względy, które skłoniły m nie do przyjęcia oferowanego m iejsca w U niw ersy­

tecie W arszawskim, b yły takiej natury. W M oskw ie w now ych warunkach pozosta­

w ała mi tylko belferka, przyjęcie większej ilości godzin lekcyjnych, ponieważ na uniw ersytecie nie płacono by m i już n ic 2. N ie w chodziłby w grę ponowny wyjazd za granicę by pisać tam pracę doktorską 5 ·— n ie m ogłem się przecież zwrócić bezpo­

średnio do M inisterstw a, bo byłoby to równoznaczne ze skargą na uniw ersytet, tym ­ czasem z W arszawy dano by m i nową delegację. W dodatku letnie w akacje gim na­

zjalne to był okres nazbyt krótki by zabrać się do poważnej pracy. Poza tym w .W arszawie zostawałem od razu profesorem nadzwyczajnym , podczas gdy na innym uniwersytecie mógłbym być jedynie docentem z połową poborów. Dalej w ysługa lat do em erytury trw ała tu lat dwadzieścia, a n ie dwadzieścia pięć. Nęciła też b li­

skość granicy — 16 godzin do Berlina, 20 do Wiednia! A przede w szystkim gdy raz zasmakowałem w wykładaniu na uniw ersytecie pragnąłem do niego niezwłocznie powrócić. Moskwa! A le do Moskwy jeździć będę zarówno na katolickie, jak i na praw osławne Boże Narodzenie i Wielkanoc. Zaś trudna sytuacja Rosjanina na wro­

gich kresach? A czyż, m yślałem sobie, nie jest to zadanie kuszące — skoro już los i historia przyłączyły Polskę do Rosji, dać się poznać tam, wśród bratniego naro­

du słow iańskiego, nie jako rządowy rusyfikator, lecz jako reprezentant hum anitar­

nego, liberalnego, postępowego odłamu społeczności rosyjskiej? Zajmę się tam i ja historią Polski, pod w ielom a w zględam i interesującą. W szystko to razem w zięte przesądziło o m ojej decyzji. Lato roku 1879 upłynęło mi na przygotowywaniu w y­

kładów, które miałem prowadzić w W arszawie a.

U niw ersytet W arszawski powstał w wyniku reorganizacji dawnej Szkoły G łów­

nej dziesięć lat wcześniej, w roku 1869 4. Pozostawiono dawnych profesorów odw leka­

jąc im o dwa lata rozpoczęcie w ykładów w języku rosyjskim; poniektórzy, będąc

* T ł u m a c z y l i I r e n a L e w a n d o w s k a i W i t o l d D ą b r o w s k i .

1 A n o s o w o , w i e ś w p o w . s y c z e w s k i m , g u b . s m o l e ń s k i e j , p o s ia d ło ś ć o t r z y m a n a w p o s a g u p r z e z m a t k ą M . 1. K a r i e j e w a , p o j e j ś m i e r c i w 1913 r. p r z e s z ł a n a j e g o w ła s n o ś ć .

s P o r . w y ż e j p r z e d m o w a .

3 O s n o w n y j e p r o b l i e m y f i ł o s o f i i i s t o r i i (p o r . p r z y p . 2 do w s t ę p u ).

a K a r t a 2 w rękopisie nie z a p is a n a .

» O d d r u g i e j p o ł o w y l a t s z e ś ć d z i e s i ą t y c h X I X w . r o z p o c z ę ł a się s e r i a r o z p o r z ą d z e ń , k t ó ­ r y c h c e l e m b y ł a r u s y f i k a c j a s y s t e m u o ś w i a t o w e g o w K r ó l e s t w i e P o l s k i m . W 1867 r . p o w s t a ł W a r s z a w s k i O k r ę g S z k o l n y , p o d p o r z ą d k o w a n y b e z p o ś r e d n i o p e t e r s b u r s k i e m u M i n i s t e r s t w u O ś w i a t y . W a r s z a w s k ą S z k o ł ę G ł ó w n ą ( z a ło ż o n ą w 1862 r .) p r z e k s z t a ł c o n o w U n i w e r s y t e t W a r ­ s z a w s k i (1869), w k t ó r y m w y k ł a d y p r o w a d z o n o w języku r o s y j s k i m . W p r o w a d z o n o w n i m o g ó ln ą u s t a w ę u n i w e r s y t e c k ą z 1863 r . z d u ż y m i o g r a n i c z e n i a m i a u t o n o m i i p o c h o d z ą c e g o z w y ­ b o r u k i e r o w n i c t w a .

(5)

264 J . P . A K S IE N O W A

przecież wychow ankam i rosyjskich uniw ersytetów , znali zresztą rosyjski i przedtem.

B yli wszelako i tacy, którzy w ykładali potem w języku niewiarygodnym : profesor higieny na przykład m ówił studentom o „kozackim m leku” zam iast o kozim, inny m iłośników sztuk pięknych n azyw ał „kochankami” sztuki itp. Kiedy przyjechałem do Warszawy w iększość w Radzie uniw ersytetu m ieli Polacy, potem było niem al pół na pół, jednych i drugich mniej w ięcej po trzydziestu, acz ею stronie rosyjskiej byli również Niem cy, tyle, że ,»sercem Rosjanie”. Zdecydowaną w iększość studentów stanow ili Polacy lub Żydzi o polskiej orientacji narodowej, „Polacy w yznania m ojże- szow ego”. Rosjan było niew ielu, w yw odzili się głów nie z sem inariów duchownych.

Urzędnicy rosyjscy chętniej w ysy ła li synów do Petersburga, sem inarzystów nato­

m iast poza U niwersytetem W arszawskim nigdzie nie przyjmowano. Na w ydziale historyczno-filologicznym Polaków w ogóle było mało ponieważ kariera nauczyciel­

ska w K rólestw ie Polskim była przed nim i zamknięta, wśród moich słuchaczy prze­

w ażali jednak Polacy, gdyż w ykłady m oje były obow iązkow e również dla pierw ­ szych dwóch lat prawa. Rektora m ianował rząd, ale dziekani i sekretarze w ydzia­

łów byli obieralni. Kiedy przyjechałem bodaj w szyscy czterej dziekani byli Polaka­

mi, na naszym w yd zia le'filo lo g klasyczny Tadeusz M ierzyń ski5, na w ydziale prawa Józef Kasznica ·, obaj bardzo już sędziwi.

Rektorem za moich czasów był były profesor z Petersburga Mik[ołaj] M ich[ajło- wicz] B łagow ieszczen skij7, znany niegdyś filolog, którego studentam i b yli w swoim czasie Czernyszewski, Dobrolubow, Pisariew, człowiek sześćdziesięcioletni, postawny m ężczyzna o nieskazitelnych m anierach, w yrażający się w sposób w yszukany, lubią­

cy celebrę, ale w gruncie rzeczy bardzo dobroduszny — starał się on utrzym ywać równow agę między elem entem rosyjskim i polskim, był też przeciwnikiem „polityki kłucia szpilką” (jego w łasne określenie). N asi „rusyfikatorzy” bardzo go za to nie lubili i byli dla odmiany zaciekłym i poplecznikam i świeżo m ianowanego kuratorem okręgu Aleksandra Lw ow icza Apuchtina, który był uprzednio dyrektorem Instytutu M iernictwa w Moskwie, a niegdyś — podwładnym M uraw iew a-W ieszatiela 8. Apuch- tin zjechał do Warszawy pełen jakiejś żyw iołow ej nienaw iści do Polaków. Natych­

m iast zaczęły się niesnaski m iędzy rektorem a kuratorem, nie bez maczania w tym palców przez poniektórych profesorów. Ja nie byłem obecny na ogólnej prezentacji profesorów nowem u kuratorowi, przedstawiony mu zostałem przez rektora osobno, rektor przy tym powiedział mu m nóstwo pochlebnych dla m nie rzeczy. „Cóż, ła ­ skaw y panie — zwrócił się do m nie Apuchtin — pański rektor w ystaw ił panu jak najpochlebniejsze św iadectwo, przyznam jednak, że pańska uczoność niezbyt mnie interesuje, natom iast od w szystkich w ym agać będę rosyjskiego ducha”. Już w pierw ­ szej ze mną rozm owie Błagowieszczenskij ostrzegł mnie, że w audytorium mieć się należy na baczności, są tam bowiem donosiciele. „Oczywiście — dodał — nie posyła ich tam zwierzchność uniwersytecka; osobiście n ie znam ich w cale, proszę jednak m ieć to na uwadze, bo może się pan narazić na nieprzyjem ności”. Później Błago­

wieszczenskij nie zw lekając powiedział m i w sekrecie, iż zaraz po kolejnym moim

5 W i s t o c i e A n t o n i M i e r z y ń s k i (1829— 1907), p r o f e s o r S z k o ł y G ł ó w n e j o d 1862 r ., d z i e k a n W y d z i a ł u H is t o r y c z n o - F i l o l o g i c z n e g o U W w l a t a c h 1878— 1881, p r z e s z e d ł n a e m e r y t u r ą w 1888 r . T a d e u s z b y ł o t o je g o „ o t c z e s t w o " .

« J ó z e f K a s z n i c a (I83ł1887), p r o f e s o r S z k o ł y G ł ó w n e j od 1862 r., d z i e k a n W y d z i a ł u P r a ­ w a U W o d 1876 d o 1885 т., k i e d y to p r z e n i ó s ł s ię n a U n i w e r s y t e t L w o w s k i .

i M i k o ł a j B ł a g o w i e s z c z e n s k i j (1821l t 92), p r o f e s o r f i l o l o g i i k l a s y c z n e j , r e k t o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o w l a ta c h 18721883.

8 A l e k s a n d e r A p u c h t i n (18221904), r o z p o c z ą ł s ł u ż b ę j a k o o f i c e r m i e r n i c z y w 1840 r ., w l a t a c h s i e d e m d z i e s i ą t y c h X I X w . b y ł d y r e k t o r e m I n s t y t u t u M i e r n i c t w a . W 1862 r . z o s t a ł w y ­ d e l e g o w a n y z a g r a n ic ę p r z e z M ic h a ła M u r a w i e w a d la b a d a ń p e d a g o g i c z n y c h . R e z u l t a t e m te g o w y j a z d u b y ł a k s i ą ż k a O p is a n ie n i e k o t o r y c h u c z i e b n y c h z a w i e d i e n i j F r a n c i l , B e l g i i i P r u s li ( S . P e t e r b u r g 1863). W y d a ł t a k ż e O c z i e r k i s t o r i i K o n s t a r t i n o w s k o g o M i e i e w o g o i n s t i t u t a s. 1779 p o 1879 g o d ( S . P e t e r b u r g 1879). K u r a t o r W a r s z a w s k i e g o O k r ę g u S z k o l n e g o w l a t a c h 1879

— 1897.

(6)

M IK O Ł A J K A R I E J E W O U N IW E R S Y T E C IE W A R S Z A W S K IM 265

powrocie z zagranicy złożył mu w izytę oficer żandarmów, pokazał fotografię i chciał wiedzieć, czy nie m nie ona przedstawia, otrzym ał w szelako odpowiedź przeczącą.

Pamiętam też takie wydarzenie. W roku 1883 m ianowano profesorem języka rosyj­

skiego i starocerkiew nosłowiańskiego w W arszawie zagorzałego polonofoba Budi- ło w icza 9; na jego w ykładzie inauguracyjnym studenci, dotknięci do żywego postpo­

nowaniem języka polskiego, który profesor ok reślił jako „dialekt”, jęli szurać no­

cam i (co było równoznaczne z psykaniem), a nazajutrz burzliw ie oklaskiw ali mnie, chociaż mój w ykład ograniczał się do k w estii czysto naukowych. Dnia następnego poszedłem do kuratora spełniając pew ne otrzym ane z Moskwy zlecenie, i oto, k ie­

dym już w yłożył sprawę, z którą przyszedłem i już otrzym ałem odpowiedź kurator powiedział m i jeszcze: „A ja, łaskaw y panie, m iałem w łaśnie po pana posłać, muszę bowiem zapytać czemu to oklaskiwano pana po tym, jak psykano na w ykładzie pro­

fesora Budiłowicza?” Odparłem, iż wykład miałem na taki a taki tem at i że nie miał się on w żaden sposób do treści wykładu profesora Budiłowicza. „Ma pan może konspekt tego w ykładu?” — Mam go naw et w pełnym brzmieniu na piśm ie, za­

mierzam go bowiem w ydrukować. „Proszę m i go przynieść niezwłocznie. Przecież mnie się o to pytano”. — Chętnie, odrzekłem, pragnąłbym tylko, by t a m , gdzie się pana pytano, n ie zagubiono m i rękopisu. — „Zaraz jutro zwrócę go panu bo nigdzie nosić go nie będę. Mnie, łaskaw y panie, uwierzą na słow o”. Apuchtin w ogóle był człowiekiem prostolinijnym , ale wobec m nie raz chyba postąpił obłudnie. W roku 1882 m inisterstw o nie zatwierdziło delegacji d la m nie i postanow iłem pojechać do Petersburga, gdzie i kurator podówczas przebywał. „Tak a tak, chcę porozmawiać z m inistrem ” 10. — Niech pan się w strzym a, łask aw y panie, sam z nim porozma­

wiam. — Porozm awiał i ośw iadczył m i, że jest już zgoda na mój wyjazd. Zapytałem, czy nie powinienem , jak to było przyjęte, przedstaw ić się m inistrow i i podziękować mu. „Jak pan sobie życzy, łaskaw y panie, ale ja bym n ie radził. Natomiast proszę mnie odwiedzić zanim w yjedzie pan za granicę”. Do ministra, oczyw iście, nie po­

szedłem, w róciłem do W arszawy a potem zgodnie z planem w yjechałem do Anoso- wa. Otrzymawszy delegację pojechałem do W arszawy, przez którą i tak m usiałem jechać i gdzie m iałem otrzym ać paszport zagraniczny. Przychodzę do Apuchtina, któ­

ry sam mi przecież powiedział, żebym do niego w padł. Rozm owa była krótka i błaha, ale utkw iły m i w pam ięci dwa jej fragm enty. Kurator w yłożył m i sw ój pogląd na Europę Zachodnią i na Polaków. Jego zdaniem, gdyby można było odgrodzić się od Zachodu chińskim murem byłoby to najlepsze dla R osji i dla „sprawy rosyjskiej”, a Polacy — poddani rosyjscy nie m arzyliby o tym, żeby paść w objęcia Austrii. Co do tego ostatniego, zauw ażyłem , należałoby zrobić tak, by sam i w oleli padać w nasze objęcia. „Fantasmagorie, łaskaw y panie — zaprotestował Apuchtin — jak by pan w il­

ka‘nie karm ił natura zawsze ciągnie go do lasu. Czy czyta pan po polsku?” — zapytał.

Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, podał mi numer jakiejś zagranicznej polskiej gazety, w którym przeczytałem korespondencję z W arszawy nader nierzetelnie re­

lacjonującą przebieg pewnego posiedzenia naszej Rady. Była tam wzmianka, że „na­

wet taki profesor jaik К [ariejew] głosow ał w duchu moskiewskim. — „Ale prze­

cież to bałamutna relacja — zauważyłem — najw yraźniej n ie pisał tego naoczny świadek”. — „Nie w tym rzecz, łaskaw y panie, ale czy zdaje pan sobie spraw ę z tego, ile w aży to »nawet«? Czemuż to wyodrębniają pana spośród innych profeso­

rów Rosjan? Możliwe, że w Petersburgu też to przeczytano i może w łaśnie dlatego nie chcieli pana w ypuścić”. Spojrzałem na datę: gazeta była całkiem świeża.

» A n t o n i B u d i ł o w i c z (18461908), h i s t o r y k , f i l o l o g i p u b l i c y s t a ; p r o f e s o r I n s t y t u t u i m . k s . B e z b o r o d k o w N i e ż y n i e (18751881), p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o (1881( u K a r i e j e-

— ШЗ) — 1892), c z ł o n e k - k o r e s p o n d e n t P e t e r s b u r s k i e j A k a d e m i i N a u k , r e k t o r U n i w e r s y t e t u

го D o r p a c ie ( J u r i e w i e ) 18921901.

M i n i s t r a m i O ś w i a t y w 1882 r . b y l i A . P . N i c o l a y ( d o 16 m a r c a ) i I. D . D i e l a n o w (o d J6 m a r c a ) .

(7)

266

Polacy nie znosili Apuchtina. Ktoś w ybił za granicą brązowy medal z jego po­

dobizną i z napisem (po rosyjsku) przeklinającym go za sianie niezgody między Polakami a Rosjanami. Medal ten rozesłano muzeom. I mnie, znacznie później, po­

darowano jeden jego egzemplarz, reprodukowałem go z krótkim komentarzem w czasopiśmie „Gołos m inuw szego” u . Spoliczkowanie Apuchtina przez pewnego stu­

denta 12 niezmiernie uradowało Polaków. Ktoś ogłosił w jednej z gazet, że z okazji tak radosnego dlań w ydarzenia ofiarowuje na biednych tyle a tyle rubli. Ulicznicy grożąc sobie spraniem pyska mówili: „Może masz ochotę na apuchtinkę?” Kiedy Apuchtin natychm iast potem otrzymał order Aleksandra N ewskiego, któreś z kra­

kowskich pism zamieściło jego portret z gwiazdą orderową na jednym policzku z napisem „miejsce dla następnego Aleksandra N ew skiego” na drugim. Samo spo­

liczkowanie Apuchtina odbyło się w chw ili, gdy przyjm ował petentów. Wziąwszy od studenta papier i przeczytaw szy go pobieżnie kurator znalazł w nim jakąś n ie­

form alność i strofując petenta za niedbalstwo zwrócił mu papier machając nim tuż przed samym nosem studenta, omal o ten nos nie zawadził, w odpowiedzi na co tamten uderzył Apuchtina w twarz rękawiczką. Pamiętam, że student ten był Rosja­

ninem. Wielu spośród Rosjan nie akceptowało rusyfikatorskich zapałów Apuchtina, zwłaszcza pracownicy sądownictw a i wojskowi, którzy w ogóle nie interesow ali się polityką wewnętrzną. Jak dalece potrafił się posuwać Apuchtin dowodzi choćby to, że na jego żądanie dzieci polskie w szkołach w iejskich m usiały śpiewać „Wniz po matuszkie, po W ołgie” i inne rosyjskie pieśni ludowe.

Konflikt między kuratorem a rektorem zakończył się klęską tego ostatniego.

Na krótko przed moim odejściem z U niwersytetu W arszawskiego m iejsce Błagowiesz- czenskiego zajął N. A. Ławrowskij, którego brat (Piotr) był pierwszym rektorem Człowiek łagodny, nader uprzejmy, budzący sym patię, był on jednak wykonawcą instrukcji Apuchtina, dzięki czemu później sam również został kuratorem w Dor­

pacie. Do Warszawy przyjechał z Nieżyna, gdzie był dyrektorem Liceum, uległ w p ły­

wom zajadłego polonofoba Budiłowicza, który za jego rektoratu był w Warszawie profesorem, z którym liczył się Apuchtin, a później, gdy sam Ławrowskij był dor- packim kuratorem, został rektorem w Dorpacie (Juriewie). Błagowieszczenskij nie­

kiedy zapraszał do siebie po kilku profesorów na herbatkę starając się mieszać Ro­

sjan z Polakami. Jednak już na pierwszym wieczorze u Ławrowskiego byli tylko Rosjanie i kurator. Była to kolacja na trzydzieści osób. Apuchtina gospodarz chciał posadzić na jednym z końców stołu, on jednak usiadł pośrodku, akurat naprzeciw tego m iejsca gdzie stałem za krzesłem czekając aż w szyscy zaczną siadać. Widząc to Budiłowicz odepchnął jednego z kolegów, który zamierzał zająć miejsce obok m nie i zajął to miejsce sam , rektor zaś przyniósł z końca stołu butelkę czerwonego w ina i postaw ił ją przed Apuchtinem mówiąc, że w ybrał dla Jego Prewoschoditiel- stw a najlepsze. Apuchtin tylko się uśm iechnął pod bujnym, obwisłym wąsem . Kiedy potem nalał sobie szklankę ja również sięgnąłem po tę butelkę jako stojącą naj­

bliżej, Budiłowicz jednak usiłow ał odsunąć moją dłoń sw oją lewą ręką, prawą po­

ч M . K a r i e j e w , P o l s k a j a m i e d a l w p a m i a t A p u c h t i n a , „ G o lo s M i n u w s z e g o ” 1916, nr 4, s. 172— 173.

12 w k w ie tn iu 1383 r. stu d e n t narodow ości r o s y jsk ie j J e w g ien ij Z u ko w icz, źle p o tra k to ­ w a n y przez kuratora w czasie posłuchania u d e rzy ł go w tw arz. Dało to pow ód do burzliw ego stu d en ckieg o w iecu, w następ stw ie czeęo relegow ano z u czeln i k ilk a d ziesią t osób.

is M i k o ł a j Ł a w r o w s k i j (18251899), f i l o l o g i h i s t o r y k l i t e r a t u r y ; w y k ł a d a ł n a u n i w e r s y t e ­ c ie w C h a r k o w i e (18521875), d y r e k t o r I n s t y t u t u H i s t o r y c z n o - F i l o l o g i c z n e g o w N i e ź y n i e (1875

1882), r e k t o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o (18831890), k u r a t o r D o r p a c k ie g o O k r ę g u S z k o l n e g o (18901899), c zio n c k a k a d e m i i (1890). B r a t je g o P i o t r (18271886), f i l o l o g , h i s t o r y k j ę z y k ó w i k u l ­ t u r y n a r o d ó w s ł o w i a ń s k i c h , o d 1851 r. w y k ł a d a ł n a u n i w e r s y t e c i e w C h a r k o w i e , r e k t o r U n i­

w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o (18691872), k u r a t o r O r e n f m r s k i e g o O k r ę g u S z k o l n e g o (o d 1875 r.), w 1880 т. p r z e n i e s i o n y d o O d e s k i e g o O k r ę g u S z k o l n e g o , c z ł o n e k - k o r e s p o n d e n t P e t e r s b u r s k i e j A k a d e m i i N a u k (1856).

(8)

M IK O Ł A J K A R I E J E W O U N IW E R S Y T E C IE W A R S Z A W S K IM 2 6 7

dając mi inną butelkę ze słowam i: „Niech pan pije to!”. Ja wszelako nalałem sobie z butelki kuratorskiej głośno m ówiąc do Budiłowicza: „Kiedy ja w łaśnie chcę spró­

bować tego, co tak chw alą”. Poniektórzy spośród m oich sąsiadów struchleli na widok takiej zuchwałości, Apuchtin zaś uśm iechnął się jeszcze szerzej, zasłaniając usta dło­

nią. Zaczął też z miejsca rozmawiać ze mną o Moskwie. Okazało się, że na uczelni, którą kierował, praw oznaw stw o w ykładał M u rom cew 14. „Sergiusz Andriejewicz to porządny człow iek — zauw ażył Apuchtin — choć liberał”. — „A czy liberał, Wasze Prew oschoditielstw o — zapytałem — nie m oże być porządnym człowiekiem ?”

„Zdarza się to, ale rzadko” — odparł Apuchtin. Sposób w jaki rozm awiałem z kura­

torem w ielu spośród obecnych uznało za po prostu bezczelny, ale sam Apuchtin był co się zowie człow iekiem z towarzystw a i w głębi duszy gardził pochlebcami. Pew ien profesor poprosił go kiedyś, by zechciał zostać ojcem chrzestnym jego syna. Opo­

wiadano, że Apuchtin przy kolacji powiedział: „Co to znaczy, moi panow ie być ku­

ratorem; kiedy byłem dyrektorem Instytutu M iernictwa na ojca chrzestnego zapra­

szali m nie tylko pedle, a tu taki zaszczyt — trzymam do chrztu syna profesora zw y­

czajnego!”.

Byłem u Ław rowskiego na kolacji jeszcze tylko raz, na usilne jego nalegania bym przyszedł koniecznie. Podczas kolacji w stał B udiłow icz i w ygłosił m owę na temat wyznaczonego na dzień następny posiedzenia Rady rozw ijając w łasny pogląd na tem at jak tam należy głosować. Szło o interpretację pewnego zapisu testam en­

towego na stypendia studenckie, przy czym nie było jasne czy testator m iał na m yśli ogół studentów czy tylko Polaków. Po przem ówieniu Budiłowicza rektor obszedł gości pytając każdego jak ten głosow ać zamierza. Zapytawszy kolegę, który siedział naprzeciwko m nie zw rócił się przez stół i do mnie. „Nie w iem ” — powiedziałem .

„Waha się pan?” — zauważył z przebiegłym uśm ieszkiem . — „Nie, doprawdy nie w iem — prostowałem — powołaliśm y przecie kom isję do przestudiowania tej k w e­

stii, kom isja przedstaw i nam sw oje wnioski a w tedy będę głosow ał, na razie jed­

nak uważam to za przedwczesne”. Rektor przerw ał egzam inowanie nas, ale też ni­

gdy już w ięcej nie zostałem przez niego zaproszony. Dodam, że gdy koledzy w yda­

w ali dla mnie pożegnalny obiad przed moim w yjazdem z W arszawy byli na tym obiedzie i Apuchtin i Ławrowskij. Ten ostatni dwukrotnie złożył mi później w izytę w Petersburgu gdy przyjeżdżał by przewodniczyć państw owej kom isji egzam inacyj­

nej oraz za czasów gdy już był kuratorem. Podczas tego drugiego pobytu szukał kandydata na katedrę historii Rosji w Juriewie. W ym ieniłem E. F. Szmurłę. „Ale syn Franciszka?” 15 — zaprotestował Ławrowskij patrząc na m nie pytająco. Uspokoi­

łem go powołując się na to, że tem atem rozprawy doktorskiej Szm urły b ył m etro­

polita J ew g ie n ijlł.

Taka to była w arszaw ska zwierzchność uniw ersytecka. Gdy nastał Apuchtin zajadli rusyfikatorzy ostatecznie odwrócili się od Błagowieszczenskiego, toteż ów szczególnie sobie cenił tych nielicznych, którzy zachow ali przyzw oity do niego sto­

sunek. Błagowieszczenskij m iał sw oje śm iesznostki — był cokolwiek chełpliwy, lubił dobrze zjeść, m iał też dar w m anew row yw ania się w niezręczne sytuacje. Studenci wręcz nazyw ali go „byłym uczonym” i „maszynką do przeżuwania pokarmów”. On

n S i e r g i e j M u r o m c e w (18501910), p r a w n i k , p u b l i c y s t a , d z i a ł a c z p o l i t y c z n y , c z ł o n e k p a r t i i k a d e t ó w , p r z e w o d n i c z ą c y I D u m y P a ń s t w o w e j .

is J e w g i e n i j S z m u r ł o (1854—1934), h i s t o r y k ; d o c e n t U n i w e r s y t e t u p e t e r s b u r s k i e g o (o d 1889), k i e r o w n i k k a t e d r y h i s t o r i i R o s j i n a u n i w e r s y t e c i e w D o r p a c ie ( J u r i e t o i e ) (18911903), k o r e s p o n d e n t n a u k o w y p r z y oddziale h i s t o r y c z n o - f i l o l o g i c z n y m P e t e r s b u r s k i e j A k a d e m i i N a u k w R z y m i e (o d 1903 r ,), d o k t o r h o n o r i s c a u s a u n i w e r s y t e t u w P a d w i e . O d 1924 r . m i e s z k a ł w P r a d z e , g d z ie w y k ł a d a ł h is to r i ą R o s ji.

M i t r a p o l i t J e w g i e n i j к а к u c z i o n y j , s . P e t e r b u r g 1882. J e f i m W o l c h o t o i t i n o w ( w k l a s z ­ t o r z e J e w g i e n i j , 2767—1837), h i s t o r y k , a r c h e o lo g i b i b l i o g r a f ; m e t r o p o l i t a k i j o w s k i (18221837);

j e g o d z ia ła ln o ś ć n a u k o w a b y ł a z w i ą z a n a z k r ę g i e m hr„ N . P . R u m i a n с e w a i z M o s k i e w s k i m T o w a r z y s t w e m H i s t o r i i i S t a r o ż y t n o ś c i R o s y j s k i c h .

(9)

268 J . P . A K S IE N O W A

sam opowiadał o sobie następującą historię. Poszedł na pogrzeb pew nego profesora Polaka, ale zanim się skończyła msza żałobna w kościele w stąpił do restauracji na śniadanie. Gdy zobaczył za oknem kondukt pogrzebowy natychm iast się doń przyłą­

czył zajmując m iejsce bezpośrednio za karawanem. Na cm entarzu wszelako zdziwiła go nieobecność profesorów i studentów, zaś na drugi dzień przeczytał w kronice m iej­

skiej w gazecie opis tego pogrzebu, z którego w ynikało, że w zięło w nim udział bardzo w ielu profesorów i studentów i że wygłoszono takie to a takie przem ówie­

nia. Ta sam a gazeta zam ieściła wzm iankę o pogrzebie znanego operatora odcisków, który to pogrzęb zaszczycił sw oją obecnością rektor uniw ersytetu. W ogóle o Bla- gow ieszczenskim krążyło w iele zabawnych anegdot. Po przejściu na em eryturę m iesz­

kał w Petersburgu, gdzie nadal się w idyw aliśm y, a że się nudził z powodu bezczyn­

ności składał mi w izyty nierów nie częściej niż ja jemu. Bardzo często tem atem naszych rozmów był U niw ersytet Warszawski.

Dla uniw ersytetu n ie było rzeczą obojętną, kto jest naczelnikiem kraju. Przy­

jechałem za hrabiego Kotzebue, byłem w W arszawie za rządów Albedyńskiego, wyjeżdżałem w początkach generał-gubernatora Hurki. Pierw szy i trzeci a zw ła­

szcza ten ostatni, byli to rusyfikatorzy, A lbedyński zaś uprawiał politykę pojednaw ­ czą (przypadł na początek lat osiem d ziesiątych)n , zyskał sobie nawet znaczną po­

pularność w niewym agającym św iecie polskim. Apuchtin nie b ył z nim w dobrych stosunkach, zwłaszcza, że A lbedyński popierał Błagowieszczenskiego.

„Polityki” w życiu uniw ersyteckim było aż za w iele. Na Radzie coraz to w y ­ n ikały quasi-polityczne kw estie. Istniały d w ie partie, rosyjska i polska. B ył okres, że siły ich b yły niem al równe. Rozstrzygnięcie pewnych kw estii zależało wówczas od głosów „ogniska gangreny”, jak, jeśli się nie mylę, Budiłowicz ochrzcił trzech profesorów: mnie, botanika Ludw. Alb. R iszawi i m ineraloga Al. Jewg. L agorio18;

dwaj z tej trójcy nie byli Rosjanami, co zw iększało odium ciążące na mnie. Rada liczyła 63 członków, po trzydziestu w każdym ze stronnictw tak, że ow e trzy głosy d aw ały przewagę jednej lub drugiej ^tronie. Nasza trójka n aw et się n ie zm awiając reprezentowała pryncypialny punkt widzenia i w rezultacie, w zależności od spra­

w y, głosow aliśm y bądź to z Polakami, bądź to z Rosjanami. P ierw si b yli nam za to wdzięczni, drudzy się oburzali. Pew nego razu Rosjanie postanow ili obalić przy balotażu pew nego Polaka, który już 25 lat przepracował na słu żb ie1’. C hcieli otw o­

rzyć w akans na katedrę dla pewnego rusyfikatora. Byłem podówczas na delegacji w Paryżu, ale zachowywałem m oje prawo głosu w Radzie. Zawiadomiono mnie с gotującym się akcie niespraw iedliw ości (Polacy po 25 latach otrzym yw ali tylko połow ę emerytury) i proszono bym telegraficznie przekazał komuś sw ój głos, na co

17 P i o t r A l b e d y ń s k i ( A l b i e d i n s k l j ) (1826— 1883), g e n e r a ł — a d i u t a n t , g e n e r a ł k a w a l e r i i ; u c z e s t n i k w o j n y k r y m s k i e j , k o r e s p o n d e n t M i n i s t e r s t w a W o j n y p r z y a m b a s a d z i e r o s y j s k i e j w t P a r y ż u , w a r s z a w s k i g e n e r a ł - g u b e r n a t o r i g ł ó w n o d o w o d z ą c y w o j s k w a r s z a w s k i e g o o k r ę g u w o-

je n n e g o (2880—1883), c z ł o n e k R a d y P a ń s t w a (o d 1881 r.).

18L u d w i k R i s z a w i (u r . 1851), b o t a n i k , p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o o d 1877 r ., p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u N o w o r o s y j s k i e g o w O d e s s ie ; A l e k s a n d e r Ł a g o r i o (18521917), m in e r a l o g ; z a c z ą ł s w o j ą d z ia ła ln o ś ć n a u k o w ą n a U n i w e r s y t e c i e w D o r p a c ie , p ó ź n i e j p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o (o d 1880 r .), c z ł o n e k - k o r e s p o n d e n t P e t e r s b u r s k i e j A k a d e m i i N a u k (1896).

P r o fe s o r o u tie ł w y k ł a d o w c y z a t r u d n i e n i n a t e r e n i e K r ó l e s t w a P o l s k i e g o j) o s ia d a ii pew­

ne p r z y w i l e j e w p o r ó w n a n i u z i c h k o l e g a m i p r a c u j ą c y m i w R o s j i , p r z e d e w s z y s t k i m z a ś p e ł ­ n ą e m e r y t u r ą o t r z y m y w a l i p o 20, a n i e ^ p o 25 la ta c h p r a c y , c o 5 l a t o t r z y m y w a l i d o d a t k i d o p e n s j i w w y s o k o ś c i 25% a k t u a l n e g o u p o s a ż e n i a , p r z y c z y m n i e m o g ł y o n e p r z e k r o c z y ć 100% podstawowych poborów. Od sum tych obliczano em eryturą r ó w n ą r o c z n e j p e n s j i . Z a p e w n e t o w ł a ś n i e m i a ł n a m y ś l i K a r i e j e w m ó w i ą c o m n i e j s z y m o p o ł o w ę u p o s a ż e n i u p o l s k i c h p r o f e s o r ó w , k t ó r z y n i e p o s ia d a li t a k i c h u l g . P o r . P r a w i ł a o p r i e i m u s z c z e s t w a c h c z i n o w n i k o w r u s s k o g o p r o i s - c h o ż d i e n i j a , s ł u ż a s z c z i c h w g u b i e r n i a c h C a r s t w a P o l s k o g o , l w : l „ P o łn o je s o b r a n l j e z a k o n o w R o s s i j s k o j I m p i e r i i ” t. X L I I , c z. 1, S . P e t e r b u r g 1871, \p o z · 44 887; o r a z S b o r n i k p o s t a n o w l i e n i j p o M i n i s t i e r s t w u n a r o d n o g o p r o s w i e s z c z i e n i j a t. I V ,

s.

P e t e r b u r g 1871, n - r y 208209, 468; t, V I , S . P e t e r b u r g 1878, n r 234.

(10)

M I K O Ł A J K A R I E J E W O U N IW E R S Y T E C IE W A R S Z A W S K IM 269

regulamin zezw alał. Przekazałem go jednemu z kolegów m yślących podobnie jak ja, ku w ielkiem u oburzeniu „patriotów”. Bez mego głosu reszta podzieliłaby się na równe obozy, co oznaczałoby, że Polak n ie pozostanie. To rów nież była kw estia

„polityczna”.

Szczególnie w yrazista „historia polityczna” przydarzyła się w początku roku 1881. Studentów , zarówno Polaków jak i Rosjan, rozjątrzył donos złożony prr.ez pewnego rosyjskiego studenta m edycyny, pour n e pas le n om m er Ostrowidowa, któ­

ry w dodatku b y ł tak głupi, że przechwalał się tym sw oim postępkiem . Koledzy zażądali odeń, b y w yniósł się z U niw ersytetu W arszawskiego, on jednak b ył uparty Ktoś nam ów ił Ostrowidowa by zwrócił się do m nie o radę. Rzecz polegała na tym, że złożył on na p olicji donos na kogoś, kto w jakim ś szynku dom agał się odegra­

nia na fortepianie polskich hym nów rew olucyjnych. W ytłum aczyłem mu, że coś ta­

kiego zw ykło się określać jako donos, że donos to rzecz bardzo brzydka i rzeczy­

w iście zrobiłby najlepiej w ynosząc się stąd. Tegoż dnia zaczął ze mną rozm owę 0 panującym wśród studentów podnieceniu inspektor stu d en tów 80, jegom ość n ie­

zmiernie podejrzliwy, który, gdy mu opowiedziałem o odwiedzinach Ostrowidowa, oświadczył mi, że on przeciwnie, jak najbardziej zdecydowanie doradzał tem u stu ­ dentowi, aby pozostał na uczelni i w dalszym ciągu chodził na w ykłady, choćby nawet na jego w ejście do audytorium studenci m ieli reagow ać dem onstracyjnym [...] [wyjściem ]6. Poszedłem w ów czas do Błagowieszczenskiego, który b y ł niezm ier­

nie zaniepokojny. Postanow ił zw ołać posiedzenie Rady, ale gdy tylko w ym ów iłem słowo „donos polityczny” ośw iadczył mi, że n ie dopuści do tego, by słow a takie padły na Radzie. Odbyliśm y z tej okazji dość zasadniczą rozmowę. K iedy popro­

siłem o głos na posiedzeniu zw ołanym w trybie nadzwyczajnym , Błagowieszczenskij chciał mi przeszkodzić, ale cała polska połow a profesorów zażądała w ysłuchania mojej relacji. Ostrowidow znalazł obrońców, ale ostatecznie w iększość postanow iła zwrócić się do studentów z apelem , że oto Rada U niw ersytetu prosi ich, ażeby jej pozostaw ili troskę o honor m łodzieży studenckiej i pow rócili do norm alnych zajęć O strowidowowi zaś postanowiono dać consilium abeundi, a naw et ułatw ić mu przeniesienie się na inny uniw ersytet. A pel zredagow ali czterej dziekani przy mo­

jej pomocy w zakresie stylistyk i. Generał-Gubernator A lbedyński, który śledził prze­

bieg całej tej historii, zaakceptował tę decyzję, ja zaś zostałem n aw et zaproszony na raut do Zamku. A le A puchtin oraz „patrioci” k rzyw ili się. Kiedy się to w szystko działo nie było w W arszawie profesora S am ok w asow a21, a gdy w rócił niektórzy z profesorów Rosjan prosili go by urządził w ieczorek, na który zostanę zaproszony 1 na którym w spólnym i siłam i dadzą m i takie consilium abeundi, żeby m oja noga w ięcej n ie postała w W arszawie. Sam okwasow odm ów ił im, a b ył to jedyny "Rosja­

nin członek Rady, u którego niekiedy bywałem . N iem niej spotkaw szy m nie w po­

koju profesorskim Sam okw asow zrobił m i scenę, po której czułem się zmuszony zer­

w ać z nim znajomość. Dopiero znacznie później, gdy i on pojął istotę historii z Ostrowidowem , szczerze prosił m nie o przebaczenie i opowiedział, jak to udarem ­ nił zaw iązany przeciwko m nie spisek.

Rzecz ciekaw a, że m im o spotkań w pokoju profesorskim czy na Radzie n ie­

którzy spośród profesorów Rosjan n ie znali się (tj. n ie w itali się) z profesoram i Polakami z innych w ydziałów . Siedzę pew nego razu w pokoju profesorskim obok niezmiernie taktow nego, w ręcz jak gdyby w ykrochm alonego prawnika, profesora

20 w 1881 т. i n s p e k t o r e m b y ł I w a» S l e m i e n o w i c z .

b Z d a n i e n i e d o k o ń c z o n e .

u D y m i t r S a m o k w a s o w (1S431911), a r c h e o l o g , h i s t o r y k p r a w a r o s y j s k i e g o ; p r o f e s o r h i s ­ t o r i i p r a w a r o s y j s k i e g o n a U n i w e r s y t e c i e W a r s z a w s k i m o d 1877 r . ł na U n i w e r s y t e c i e M o s ­ k i e w s k i m (o d 1894 r .) , z a r z ą d z a j ą c y moskiewskim a r c h i w u m M i n i s t e r s t w a S p r a w i e d l i w o ś c i (o d 1892).

(11)

270

3

. P . A K S I E N O W A

Białeckiego - , prowadzim y ożyw ioną rozmowę. W łączył się do tej naszej rozmowy profesor m atem atyki N. J. Sonin (później członek Akadem ii Nauk i kurator peter­

sburskiego okręgu szkolnego) Pod koniec prowadzonej już w e trójkę rozmowy Białecki zwrócił się do m nie ze słowam i: „Zechce pan uprzejmie przedstawić mnie profesorowi Soninowi, spotykam y się już od paru lat, a dotąd nie m iałem zaszczytu poznać go osobiście”. Co do m nie, zauważę mimochodem, iż natychm iast' po przy- jeździe złożyłem w izyty w szystkim profesorom obu w ydziałów , na których miałem w ykłady, stopniowo poznałem też w szystkich pozostałych. Wszelako kontaktów to­

w arzyskich n ie nawiązałem niem al z nikim, mógłbym policzyć na palcach tych, któ­

rzy mnie do siebie zapraszali. Kiedy wyjeżdżałem , na przyjęcie pożegnalne przy­

szło bardzo w ielu. Z osób, u których bywałem , chciałbym w ym ienić dziekana Mie­

rzyńskiego, filozofa S tr u v e g o 24, histologa H oyerass, fizjologa Nawrockiego *·. N ie­

którzy z nich odw iedzali m nie później w Petersburgu.

Historia z Ostrowidowem poruszyła studentów, przedtem przez lat ponad dzie­

sięć zachowujących spokój. Studenci Polacy byli niepodobni do ówczesnych stu ­ dentów rosyjskich. B yli to schludni eleganci, bardzo dobrze ułożeni, tłoczyli się po cukierniach, w których pochłaniali ogrom ne ilości ciastek. A le w początkach lat osiem dziesiątych ogarniać ich począł duch nowy. W okresie historii z Ostrowidowem zaczęli m ówić o studenckich w iecach, kołach regionalnych, o kasie studenckiej itp.

Przychodzili do mnie prosząc bym im dopomógł w e w szystkich tych sprawach. Od­

powiedziałem , że jeśli nie życzą sobie oglądać, jak mnie usuw ają z W arszawy, to nie powinni obstaw ać przy sw oich najoczywiściej darem nych zabiegach o zgodę zwierzchności na organizację studencką. Zaniepokójeni tym ożyw ieniem dziekani przyszli do mnie, aby się wspóilnie naradzić oo przedsięwziąć by m łodzież n ie naro­

biła głupstw. Zasiedzieli się u m nie tak długo, że minęła zw ykła pora obiadu w kl u­

bie, w ięc tylko w pośpiechu zjadłem nieco sera i kiełbasy. Dopiero wieczorem po­

stanow iłem pójść do klubu na kolację. B ył to 1 marca 1881. W spomnienie o tym, jak Warszawa przyjęła wiadom ość o zabójstw ie Aleksandra II ogłosiłem w czaso­

piśm ie „Byłoje” 27. Tu powiem tylko, że w klubie zastałem generałów i pułkow ników , rzeczyw istych i zw ykłych radców stanu najspokojniej w św iecie grających w karty, a kiedy w pewnej chw ili parę osób przysiadło się do m ojej kolacji, sąsiedzi moi przy ogólnym stole, sam i w ojskow i, dyskutow ali o tym jedynie, w jakim mundurze zabity car zostanie złożony do trumny. Ta katastrofa jakoś w yciszyła studentów, zdołali oni jednak, mimo w szystko, pozbyć się ze sw ego środowiska dwu kolegów Polaków, którzy w prosili się do w ładz o włączenie ich w skład delegacji na po­

grzeb, niby to w imieniu ogółu studentów Warszawy. Studenci potrafili dać tym kolegom consilium abeundi bez jakiegokolwiek rozgłosu. Jeden z banitów został później profesorem w Tomsku i w Petersburgu, lecz ani tu ani tam czoła w aw rzy­

nami nie uwieńczył.

Klim at polityczny W arszawy od samego początku nieprzyjem nie mnie uderzył.

Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie lepiej będzie wrócić do M oskwy. Jedno­

22A n t o n i B i a ł e c k i (18351912), w 1860 r è w P e t e r s b u r g u w s p ó ł r e d a k t o r V o l u m i n a L e g u m z r a m i e n i a J . O h r y z k i . W 1862 p r o f e s o r p r a w a m i ę d z y n a r o d o w e g o w S z k o l e G ł ó w n e j , p ó ź n i e j z a ś w U W . P r z e s z e d ł n a e m e r y t u r ę w 1887 r.

28 M i k o ł a j S o n i n (18491915), m a t e m a t y k ; p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w s k i e g o o d 1887 r ., c z ł o n e k a k a d e m i i (1893), k u r a t o r P e t e r s b u r s k i e g o O k r ę g u S z k o l n e g o.

24 H e n r y k Stru-ue (1840—1912), pochodzenia n i e m i e c k i e g o , z r o b i ł d o k t o r a t w J e n i e ; o d 1862 r. w y k ł a d a ł r ó ż n e d z i a ł y f i l o z o f i i w S z k o l e G ł ó w n e j a n a s t ę p n i e w U W , d o 1903 r . U m i a r k o ­ w a n y i d e a l i s t a , e k l e k t y k .

25 H e n r y k H o y e r (18341907), t w ó r c a h i s t o l o g i i p o l s k i e j , t o y k ł a d a ł k o l e j n o o d 1859 r . w A k a ­ d e m i i M e d y k o - C h i r u r g i c z n e j , w S z k o l e G ł ó w n e j i U W , P r z e s z e d ł w s t a n s p o c z y n k u w 1895 r.

F e l i k s N a w r o c k i, f i z j o l o g , d o k t o r m e d y c y n y (1870), p r o f e s o r U n i w e r s y t e t u W a r s z a w-

s k i e g o . *

27 м . K a rleje w , P ierw o je m arta 1881 g. i w a rsza w sk ije rossijan ie,B y ło je** 1907, nr 3, 279—282.

(12)

M IK O Ł A J K A R I E J E W O U N IW E R S Y T E C IE W A R S Z A W S K IM

cześnie ze mną mianowano profesorem mineraloga J er o fiejew a 28, który uciekł nie­

zwłocznie. Pamiętam, że jadłem z nim obiad i udałem się na poobiednią przechadzkę owego dnia, kiedy byliśm y zaproszeni na herbatę do rektora. Zaproponowałem Je- rofiejewowi, żebyśmy poszli tam razem, on jednak w yjaw ił mi w sekrecie, że je­

szcze tegoż wieczora wyjeżdża do Petersburga by objąć posadę docenta w Instytucie Leśnictwa, której objęcia uprzednio odmówił. Zapragnąłem pójść za jego przykła­

dem, ale nie m iałem dokąd w yjechać na stanowisko profesorskie. W każdym ra­

zem patrzyłem na W arszawę jako na miejsce tym czasowego pobytu i w yjechałem stamtąd gdy tylko zaistniała możliwość. Niekiedy nie zatrzym ywałem nawet m iesz­

kania na m iesiące letnie a dobytek mój odwoziłem do przechowalni. Bibliotekę mo­

ją, już podówczas solidną, trzym ałem na wsi.

Każdej jesieni zjeżdżała matka, by urządzić mnie w nowym m ieszkaniu, spę­

dzała wówczas u m nie m iesiąc albo w ięcej, raz przyjechał także ojciec, w owych latach mocno już niedom agający. W pierwszym roku w ynajm owałem m ieszkanie wespół z moim m oskiewskim znajomym G rom ekąя i z jego kolegą, również nau­

czycielem , W. N. M ikieszynem *·, z którym razem po paru lat dziesiątkach zasiada­

liśmy w Pierw szej Dumie Państw ow ej. Pracy miałem aż za w iele. Wygłaszać m u­

siałem dw a cykle w ykładów — ogólny i specjalistyczny. Studenci przyjęli m nie jak najlepiej, zw łaszcza iż pierw szy mój wykład poświęcony był k w esti postępu, jak się później dowiedziałem modnej w ow ym czasie wśród młodzieży polskiej. Wtedy też zająłem się gruntowniej językiem polskim mając przy sobie podczas w ykładu żywy słow nik w osobie poleconego mi gim nazjalisty z którejś ze starszych klas. Razem przeczytaliśm y „Dzieje Polski w zarysie” M ichała Bobrzyńskiego, które ukazały się potem po rosyjsku z mojej inicjatyw y i pod moją red ak cjąS1. Opanowawszy zasób leksykalny języka zacząłem studiować dzieje reform acji i reakcji katolickiej w P ol­

sce w oparciu o nieliczne dostępne podówczas opracowania i o poniektóre źródła (XV I-wieczne diariusze sejm owe), a w moim w ykładzie ogólnym o epoce Refor­

macji osobny rozdział poświęciłem Polsce. Rozdział ten przysporzył mi szczególnie wielu słuchaczy, wśród których za zezw oleniem rektora znalazł się też jakiś ksiądz.

Tak zostały zapoczątkowane m oje praoe nad historią Polski, studia z historii Polski drukowałem też przez całe następne dziesięciolecie (w latach 1881, 1884, 1885, 1886, 1888, 1889, 1890, 1891 i 1892) **. Niektóre z tych .prac przełożone zostały na polski i przyniosły m i znacznie później godność członka-korespondenta krakowskiej A ka­

demii U m iejętności **. Jednocześnie pisałem rozprawę doktorską pod tytułem „Pod­

staw ow e problem y filozofii historii”, w stępne do niej szikice rozpoczęte jeszcze w la ­ tach siedem dziesiątych, publikow ałem nadal także w początkach siedem dziesią­

28 Michał J e ro jie je w (18391889), m ineralog i k rystalograf; profesor U n iw ersytetu W ar­

szaw skiego od 1879 т.. In stytu tu Leśnego w P etersbu rgu od 1880 r.

2» Michał Gro m ek a (1852—1883), lite ra t, syn znanego p u b licy sty S. S. G rom eki (1823 1877); n au czyciel ję z y k a ro syjsk ieg o i historii w gim n azjach K ró lestw a Polskiego.

W asyl M ikieszyn, członek i D u m y P aństw ow ej z guberni sy m b irsk iej (członek IX oddziału) podpisał p e ty c ję 42 człon ków D u m y w k w e stii agrarnej (8 m aja 1906), gdzie w y su ­ n ięto p ro je k t u s ta w y p rzew id u ją cej zw iększen ie obszaru ziem i ch łopskiej k osztem d ó b r pań­

stw o w ych , apanażow ych, klasztorn ych , in sty tu to w yc h i w ie lk ie j własności p ry w a tn e j (za od­

szkodowaniem ).

и M . B obrzin skij, O czierk isto rii P olszi, p rzek ła d z III w ydan ia polskiego pod red.

M. K a riejew a t. I—I l, S. p e te rb u rg 1888—1891.

sa O prócz prac K a rie je w a w spom n ian ych w e l o s t ę p i e m ożna w ym ien ić ta k że : Borba szliachty s duch ow ien stw om w Polsze na sejm ach sieried in y XVI w iek a („Ju ridiczeskłj W ie- stn ik 1881, nr 9 i 10), W opras o rieligiozn oj rieform acii X V I w . w R łe c z i P o społitoj w polskoj istoriografii („Żurnał M inistierstw a Narodnogo P rosw ieszczienia’, 1885, n r U), Causes de la chute de la Pologne (Paris 1891). P ozostałe p o zycje: M. K a riejew , Spiso k rab o t aw tora po polskoj Istorii i soczin ien ij jego pieriew iedien n ych po p olski, / w : / Polonica, S. P eterburg 1905, s. 267—268.

M Miało to m iejsce w 1902 r.

(13)

272 J . P . A K S IE N O W A

tych l a t Mc. Rozprawa m oja ukazała się drukiem w roku 1883, obroniłem ją na U niw ersytecie Moskiewskim w roku 1884, rozwiały się w szakże moje nadzieje na otrzym anie w raz z doktoratem wakującego stanow iska profesora zwyczajnego gdy ja, doktor w uprawianej przeze m nie dziedzinie nauki, po dwakroć zostałem przez zwierzchność pominięty a nom inacje dostali dwaj zaledwie m agistrowie, a le za to cieszący się opinią prawom yślnych. Rozprawa moja spowodowała szereg artykułów w naszych periodykach, na które ja ze sw ej strony zareagowałem odpowiadając m oim krytykom w szeregu artykułów , a naw et w osobnej książeczce. W cztery lata później książka została wznow iona, po dalszych dziesięciu m iała jeszcze jedno w y­

danie. Obrona pracy na U niw ersytecie M oskiewskim przebiegła jak najpomyślniej.

W W arszawie w ogóle sporo pisyw ałem do prasy, zresztą nie podpisując artykułów o sprawach polskich w „Russkoj M yśli” (1881, 1882 i 1885) i w „Russkich Wiedo- m ostiach” (1884) a przedrukowałem to w szystko w roku 1905 w tom ie „Polonica”, w którym znalazł się też mój późniejszy (1901) artykuł pt. „Mój stosunek do Po­

lak ów ”.

Stosunki te cechowała z obu stron dobra w ola i życzliwość, a to było dość, bym w społeczności rosyjskiej W arszawy zasłynął jako „polonofil”. N iew iele zaw ar­

łem bliższych znajomości z Polaki ni, poza terenem uniw ersyteckim b<daj tylko z pryw atnym uczonym Sew erynem S m o l i k o w s k i m k t ó r y w iele p isyw ał v» zakresie filozofii i socjologii oraz z Aleksandrem Świętochowskim , publicytą, poetą i filozo­

fem , który redagował tygodnik „Prawda” o kierunku postępow ym a w traktowaniu katolicyzm u naw et radykalnym . W latach osiemdziesiątych Św iętochow ski cieszył się wśród młodzieży polskiej równą popularnością jak u nas M ichajłowskij. Prze­

jeżdżając później przez W arszawę w drodze za granicę odw iedzałem Św iętochow ­ skiego ilekroć zatrzym ywałem się w tym m ieście, w pierwszycn latach obecnego stulecia bodaj dwukrotnie leczyliśm y się w tym sam ym czasie w Karlsbadzie, a w roku 1905 czy też 1906 był on u m nie w Petersburgu. W latach późniejszych opo­

w iadano m i o nim jako zajadłym antysem icie choć w rozm owie ze mną w roku 1912 on sam kw estionow ał tę etyk ietę M.

Najbliższym m oim kolegą w katedrze był A dolf (z rosyjska: Iwanowicz) Pa- w iń sk i" , starszy ode m nie o la t dziesięć, były profesor jeszcze w polskiej Szkole Głównej, stojący na czele Archiw um Głównego A kt Daw nych K rólestwa Polskiego, który w ydał mnóstwo źródeł d ziejow ych i opublikow ał obszerne studia z historii Polski. B ył to w ybitn y uczony, który, oczyw ista, powinen b y ł w ykładać historię sw ego w łasnego narodu, ale takow a w W arszawie n ie była dozwolona. W latacb studenckich za granicą przyjaźnił się z innym i w ybitnym i później historykam i, którzy w rozmowach ze mną m ów ili o Paw ińskim bardzo ciepło — na przykład paryski profesor Gabriel Moood (zięć Hercena), profesor w Zurychu Alfred Stern,

с P om yłka w rękopisie, pow inno być: osiem dziesiątych.

S4 w czasopiśm ie „R usskije W iedom ostl" dru kow ano fe lieto n y K a rie je w a p t. W arszaw - s k ije pism a podpisane literą Z (1884, n -r y 72, 90, 13ł, 214).

35 S ew eryn Sm olikow ski (18501920), filo zo f, au tor prac z zakresu e s te ty k i i in terp reta ­ to r K an ta, zb liżo n y do p o zy ty w izm u , w latach. 1874—1891 w sp ó łred a k to r „B ib lio tek i W arszaw ­

s k ie j”. v

O poglądach i działalności A . Ś w iętoch ow skiego (1849—1938) p o r . d o k ł a d n i e j m .i n . J . R u dzki, A leksan der Ś w iętoch ow ski i p o z y ty w iz m w arsza w sk i, W arszaw a 1968.

S7 A dolf P a w i A s k i (1840—1896), h isto ryk m edietoista; d o k to r U n iw ersytetu w G etyn dze (1867), docen t S zk o ły G łów n ej od 1808 r, p o tem zaś U n iw ersytetu W arszaw skiego, profesor n a d zw ycza jn y (1871), p r o / e s o r z w y c z a j n y (1875), z a s ł u ż o n y w y k ł a d o w c a U W , a r c h i w i s t a A rc h i»

t c u m Głównego K ró lestw a P olskiego (od 1872), k iero w i tik W arszaw skiego A rch iw u m G łów­

nego A k t D aw nych (od 1875).

Cytaty

Powiązane dokumenty

A żebyście lepiej poznali świat osób ze spektrum autyzmu razem z kolażem załączamy bardzo ciekawą ulotkę przygotowaną.. przez Krajowe Towarzystwo Autyzmu Oddział

Zdający: w kilku/kilkunastu zdaniach odniósł się do tematu, podał kilka faktów związanych z tematem, zwykle bez wskazywania związków między nimi (np. podał

Należy dodać, że treść nazwy jest jej znaczeniem, gdy między nazwą a jej treścią zachodzi relacja synonimiczności, natomiast treść nazwy wyznacza jej

Jednak w roku 2440 narrator dowiaduje się z gazet, że mieszkańcy wyspy po ­ stanowili zaniechać tej praktyki mając świadomość, że Europejczycy przestali już być

Powiada się, że nie daje się łatwo pogodzić nauki o wieczności i nieśmiertelności duszy z teorią idei. Przypuszcza się, że w rzeczywistości Platon zapożyczył

 gdy nie uda się dopasować wartości zmiennej (lub obliczonego wyrażenia) do żadnej wartości występującej po słowie case, wykonywane są instrukcje

(H2) U podstaw teizmu i ateizmu leży wspólne założenie statyczności ontolo- gicznej absolutu; jego odrzucenie pozwala przedstawić klasyfikację stanowisk ze względu na początek

Cały czas pracował, z tym, że nie był to ciąg pracy, bo właściciel tej fabryki, Niemiec, który przed wojną tą fabrykę otworzył [pracę dawał] wtedy, kiedy się robiło