• Nie Znaleziono Wyników

Na kalifornijskim szlaku Sienkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Na kalifornijskim szlaku Sienkiewicza"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy R. Krzyżanowski

Na kalifornijskim szlaku

Sienkiewicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 94/2, 79-92

(2)

P a m ię tn ik L ite ra ck i X C !V , 2 0 0 3 , z. 2 PL IS S N 0 0 3 1 -0 5 1 4

JE R Z Y R. K R Z Y Ż A N O W S K I

NA K A LIFO RN IJSK IM SZLAKU SIEN K IEW IC ZA

K alendarz praw ie dwuletniego pobytu Sienkiewicza w K alifornii (1876-1878) znam y dosyć dokładnie, zarów no dzięki jego dziennikarskim korespondencjom , zebranym później w tom ach Listy z A m eryki (D 41—4 2 )1, ja k i korespondencji pryw atnej z tego okresu, opublikowanej najpierw w w yborze listów (D 51-56 ), potem w pełnym w ydaniu2. A mimo to mapa Kalifornii pozostaje dla polskiego czytelnika praw ie rów nie słabo znana ja k przed stu przeszło laty, sam zaś kraj, być może, bardziej naw et egzotyczny i mniej znany od Dzikich Pól, tak dokładnie ukazanych w Trylogii. Celem niniejszej rozprawki jest unaocznienie kalifornij­ skiego szlaku pisarza, um iejscow ienie jego podróży i krótszych lub dłuższych pobytów w tym najdalej od Polski położonym stanie A m eryki Północnej, co, być m oże, pozw oli historykom literatury, krytykom i czytelnikom spojrzeć na teksty S ienkiew icza z w iększą dokładnością, niejako zobaczyć opisyw ane m iejsca, prze­ śledzić długą i skom plikow aną drogę, ja k ą przebył on w ciągu tych lat, szeroko otw artym i oczym a i chłonnym um ysłem grom adząc m ateriały do opow iadań i pow ieści m ających powstać w okresie późniejszym .

Kalifornia w łączona została do Stanów Zjednoczonych dopiero w 1850 roku. Ten trzeci co do wielkości stan, o powierzchni około 411 000 km 2 (dla porównania przypomnijmy, że powierzchnia Polski liczy około 312 000 km 2), od XVI wieku był kolonią hiszpańską, a potem m eksykańską, co pozostaw iło trw ałe ślady m.in. w nazew nictw ie m iast i osiedli (Los Angeles, San Francisco, Santa B arbara itp.), w architekturze i etnicznym zróżnicow aniu ludności. Dla przybysza z Polski były to - i niejednokrotnie pozostają do dziś - cechy stanowiące o oryginalności tej kra­ iny, co w połączeniu z ciepłym klimatem i m alowniczą linią skalistego wybrzeża Oceanu Spokojnego nadaje Kalifornii wyjątkowy, atrakcyjny charakter. Te m.in czyn­ niki zaważyły na decyzji Heleny M odrzejewskiej i jej przyjaciół, ażeby osiąść nad Pacyfikiem .

H istoria polskiej kolonii artystycznej w Anaheim je st zbyt dobrze znana z li­ cznych opracow ań, żeby j ą tu pow tarzać, toteż ograniczyć się w ypadnie do prze­

1 S k rótem D o d sy ła m do w yd .: H. S i e n k i e w i c z , D z ie ła . T. 1 -6 0 . W arszaw a 1 9 4 8 -1 9 5 5 . L icz b y po sk ró c ie o z n a c z a ją tom y. Jeśli po nich w y stęp u ją - po p rzecin k u - k o lejn e liczb y , w sk a z u ją o n e stron ice.

2 D o tej ed ycji: H. S i e n k i e w i c z , L is ty . T. 1 -3 . W arszaw a 1 9 7 7 - 1 9 9 6 - o d sy ła m skró­ tem L. P o n ie w a ż o d w o łu ję s ię tu w y łą c z n ie do c z ę ś c i 2 tom u 1 (R ed ., w stę p J. K r z y ż a n o w s k i . O prać. M. B o k s z c z a n i n ) , p o sk ró c ie p od aję tylko lic z b y w sk a z u ją c e stron icę.

(3)

śledzenia kroków S ienkiew icza, który jako zw iadow ca zaplanow anej w W arsza­ wie w ypraw y w yruszył przez A tlantyk i przejechał całą szerokość Stanów Z jed­ noczonych w celu zbadania lokalnych warunków, poczynienia pierw szych przy­ gotowań prow adzących do osiedlenia, a w reszcie zapew nienia i urządzenia po­ m ieszczeń dla całej grupy, z M odrzejew ską na czele, podążającej w parę m iesięcy później przez ocean. W spom nieć tu tylko należy, że historia tej kolonii stała się niedaw no tem atem am erykańskiej powieści Susan Sontag In A m erica (1999), pod fikcyjnym i nazw iskam i przedstaw iającej mniej lub bardziej fikcyjne wątki oso­ biste postaci w zo row anych na M odrzejew skiej, C hłapow skim , S ienkiew iczu i innych. Książka ta natychm iast po wydaniu otrzym ała prestiżow ą nagrodę N a­ tional Book Award, jak ko lw iek m ożna i należy mieć wiele zastrzeżeń zarów no co do jej wierności faktom historycznym , jak i walorów artystycznych.

Stw orzone przez Sienkiew icza znakom ite opisy podróży, prow adzącej naj­ pierw przez Niemcy, Belgię, Francję i Anglię, następnie zaś przez A tlantyk, ude­ rzają św ieżością spojrzenia na sprawy dla niego o tyle nowe, że uprzednio raz tylko w yjechał na krótkie dw a tygodnie w 1874 roku do Belgii i Francji, przez co 28-letni dziennikarz nie nabył jeszcze m iędzynarodow ej praktyki. Dodajmy, że nawet w skali krajow ej Sienkiew icz na serio rozpoczął karierę reporterską - do­ skonałym zresztą - spraw ozdaniem z pożaru w... Pułtusku, drukow anym w rok później, przeto i na tym polu nie m iał większych dośw iadczeń. Przypuszczać więc w o ln o , że w ła ś n ie ten b rak ru ty n y w p ły n ął k o rz y s tn ie na b e z p o śre d n io ść i żywość opisów w ypraw y do Am eryki.

Po przejechaniu przez Stany Zjednoczone, od A tlantyku do Pacyfiku, otw artą stosunkow o niedaw no, bo dopiero w 1869 roku, K oleją D wóch Oceanów, Sien­ kiewicz najpierw dotarł do stolicy K alifornii, Sacram ento. Stam tąd - pisze o tej podróży: „po kw adransie przystanku ruszyliśm y dalej” (D 41, 176). Nie ma żad­ nych dowodów, że Sienkiew icz był tam pow tórnie (w drogę pow rotną na w schod­ nie w ybrzeże udał się rów nie szybko jak dotarł był do K alifornii), nic więc dziw ­ nego, że opow iadanie W krainie złota, napisane dopiero w 1880 roku, przedstaw ia Sacram ento w sposób pow ierzchow ny. Pisarz w prow adza, co praw da, historię za­ łożenia m iasta przez legendarnego odkryw cę złota, Johna A ugusta Suttera (które­ go imion naw et nie podaje), w spom ina o kilku drobnych szczegółach topograficz­ nych, jednak w ydarzenia z dziejów górniczej osady, opanow anej najpierw przez aw anturników, a potem poddanej surowej dyscyplinie linczu, m ogły mieć m iejsce gdziekolw iek indziej w słynnym roku 1849, kiedy to odkryto w Kalifornii złoto, nie zaś koniecznie w Sacram ento.

O pow iadanie to zostało najpraw dopodobniej oparte na lekturze now elek nie­ zm iernie w ów czas popularnego autora kalifornijskich „w esternów ”, Breta Har­ tę^ , którego The Ł uck o d the R oaring Camp (1868, „Szczęście obozu hałabur- dów ” , jak to dow cipnie nazw ał Roman Dyboski) należało do klasycznych utw o­ rów tego czasu i gatunku literackiego. Zjaw ienie się w Sacram ento tajem niczej nieznajom ej (u S ienkiew icza) w yw iera na aw anturniczych górników podobnie zbaw ienny w pływ ja k narodziny dziecka (u Harte’a). N iektórzy krytycy am ery­ kańscy dopatrują się w historii o narodzeniu chłopca bluźnierczej traw estacji Bi­

blii, co jest koncepcją w ynikającą z surowej, protestanckiej m entalności, na pew ­

no jednak w artą rozw ażenia, ale u Sienkiewicza nie ma tak am bitnych podtekstów, opow iadanie bow iem należy do gatunku sentym entalnej groteski, w rodzaju tych,

(4)

N A K ALIFO R N IJSK IM SZLAKU SIEN KIEW IC ZA 81

jakie pisarz nieustannie napotykał przy lekturze popularnych w ydaw nictw tego okresu.

Jest rzeczą na ogół w iadom ą, choć rzadko w spom inaną, że Sienkiew icz często posługiw ał się tem atam i i wątkam i poprzednio w prow adzanym i przez innych pi­ sarzy, przekształcał je twórczo i czynił własnym i. Znając jeg o zainteresow anie literaturą am erykańską, do której sięgał zarówno podczas pobytu w Stanach Zjedno­ czonych, jak i potem po powrocie do Europy, należy przypomnieć, że to on w łaś­ nie zainicjow ał doprow adzenie do pow stania polskiego tłum aczenia opublikow a­ nej w 1880 roku pow ieści Lew W allace’aZte« Hur, o której now ym w ydaniu entu­ zjastycznie pisał do M ścisław a G odlew skiego (L 52). Przekład ten następnie oso­ biście redagow ał, a nie ulega w ątpliw ości, że echa pow ieści W allace’a znalazły się później na stronicach opowieści Pójdźm y za nim (1892) i epickiego arcydzieła

Quo vadis (1894).

Nie przeryw ając podróży, Sienkiew icz jech ał z Sacram ento dalej na południo­ wy zachód, do San Francisco, m iasta położonego na w ąskim półw yspie otaczają­ cym Zatokę San Francisco, a przeciętym cieśniną Złote Wrota. Z głębi lądu do m iasta jech ało się przez położo ną na w schodnim brzegu zatoki m iejscow ość Oakland. Pisarz tak opow iada o tej podróży:

m in ę liśm y [O akland] n ie zatrzym ując się w ca le. P o cią g p ęd ził dalej ja k sz a lo n y i ła tw o w y s ta ­ w ić so b ie m o je z d z iw ie n ie , g d y w y jr z a w sz y ok n em ujrzałem p o obu stronach w a g o n ó w fale m orsk ie, d z ik ie k aczk i i m ew y, sło w e m : g d y ujrzałem się razem z p o c ią g ie m po prostu na m o ­ rzu, a raczej na d łu g im z półtorej lub d w ie m ile d rew n ian ym p o m o śc ie , k tó r eg o k oń ca n ie m o ­ g łem n aw et d ojrzeć z platform y. [D 4 1 , 176]

W rażenie m usiało być tak silne, że Sienkiew icz w rócił do opisu tej samej prze­ prawy przeszło rok później, w korespondencji zatytułow anej Z drugiej p ó łk u li:

K om un ik acja orygin aln a, bo z O akland je d z ie się do p o ło w y zatoki k o le ją na p om ostach sk ład ających s ię z w b ity c h pali w dno m orsk ie. G dy p o c ią g w p a d n ie na taki p o m o st, p ierw szy raz n iep o d o b n a się o p rzeć przerażeniu. P o ręczy nie m a, zdaje się , że p o c ią g rżnie s ię przez w o d ę. G dy bardzo w ietrzn o , sły c h a ć pod p o c ią g ie m szum i ryk fali - piana podrzuca s ię aż do k ół - w sz y stk o się trzęsie. Jest teg o od O akland 6 m il, p otem stój! C o ta k ieg o ? Stacja. N a środku zatok i b an h of, galeria, parę b u d yn k ów - w sz y stk o na falach. Tam siad a się w p arow iec i resztę d rogi do St. F rfan cisco] o d b y w a się ju ż na p o k ła d z ie - w śró d stad m orsk ich k aczek , m ew , korm oran ów i u k azu jących s ię czarnych g rzb ietó w d elfin ó w . [D 4 2 , 2 2 5 ]

Sceneria ta, doskonale znana z licznych późniejszych opowiadań Jacka Londo­ na, m ieszkającego w Oakland, zm ieniła się dopiero w 60 lat po pobycie Sienkie­ w icza, za spraw ą syna M odrzejew skiej, inżyniera nazw iskiem Ralph M odjeski, który był głów nym konstruktorem m ostu San Francisco - O akland Bay Bridge, zbudow anego w latach 1933-1936. M ost, uważany za jeden z najpiękniejszych w A m eryce, stanow i - obok słynnego Golden Gate Bridge z lat 1933-1937 - praw dziw ą ozdobę Zatoki San Francisco. Ta im ponująca, dw upoziom ow a struk­ tura długości 8 1/4 mili (ok. 13 km), w znosząca się na w ysokość około 80 m etrów ponad lustro zatoki, połączyła oba m iasta, skracając trudną i uciążliw ą trasę w od­ nej kom unikacji.

M iasto - dzisiaj przeszło 6-m ilionow e - które Sienkiew icz m iał poznać i po­ lubić, liczyło w ów czas około 400 000 ludności (wraz z O akland, uw ażanym za przedm ieście San Francisco) i mimo stosunkow o krótkiej historii stanow iło żywe centrum K alifornii. Ciągnęli tam od czasów „gorączki złota” w roku 1849, kiedy

(5)

to opodal Sacram ento, a potem w pobliskich górach Sierra N evada odkryto pokła­ dy tego kruszcu, najpierw dom orośli górnicy, później zaś zw abieni żyzną glebą i ciepłym klim atem coraz liczniejsi osadnicy. Ci nowi przybysze, zw ani po angiel­ sku ^forty-niners [ludzie czterdziestego dziew iątego roku]”, stanow ili m ieszaninę poszukiw aczy fortuny i zw ykłych awanturników, nic też dziw nego, że portow e dzielnice m iasta otrzym ały popularną nazw ę B arbary Coast ('barbarzyńskie w y­ b rzeże’), zapożyczoną z pobrzeży północnej Afryki, opanow anych w znacznej części przez piratów. Sienkiew icz miał wkrótce osobiście dośw iadczyć ulicznej strzelaniny w centrum miasta.

Przybywszy 16 III 1876 do San Francisco, pisarz od razu naw iązał bliski kon­ takt z liczną tam grupą Polaków, wśród których byli dziennikarz Julian Horain, bohater am erykańskiej w ojny domowej generał W łodzim ierz K rzyżanow ski, w e­ terani pow stania listopadow ego kapitanow ie R udolf K orw in Piotrow ski, F ranci­ szek W ojciechowski, K azim ierz Bielawski i szereg innych osób, utrw alonych nie tylko w pam ięci i korespondencji pisarza, ale także niejednokrotnie m ających stać się prototypam i jeg o późniejszych postaci pow ieściow ych. Z zachow anych w ko­ respondencji Sienkiew icza listów do Horaina poznajem y w iele cennych szczegó­ łów dotyczących tego okresu, Sienkiewicz zaw dzięczał zaś dziennikarzow i m oż­ liwość tym czasow ego osiedlenia się w obcym m ieście, zanim w yruszyć m iał na południe w poszukiw aniu m iejsca dla polskiej kolonii. Dla początkującego pisa­ rza bardzo w ażne okazały się opow iadania m iejscow ych Polaków o losach przy­ byłych do Stanów Zjednoczonych rodaków, m.in. w spom niana w L iście Litwosa z 18 XII 1877 spraw a latarnika Sielawy (D 42, 218 -2 19 ), która posłużyć potem miała jako tem at klasycznego ju ż dzisiaj opow iadania L atarnik (1880). Z zasły­ szanych tu historii zbierał Sienkiew icz m ateriały zarów no do opublikow anego w 1879 roku szkicu O sady p olskie w Stanach Zjednoczonych P ółnocnej A m eryki (D 42), jak i do blisko z nim zw iązanego, pochodzącego z tegoż roku, opow iada­ nia Za chlebem (D 2).

Znam y adres Sienkiew icza w San Francisco - przy 619 M inna Street - a także adres m ieszkania i sklepu z m ateriałam i piśm iennym i H oraina, co pozw ala na sto­ sunkow o dokładne usytuow anie ich na planie miasta. Nie wiemy, co prawda, gdzie mieszkał kapitan Piotrowski, biorąc jednak pod uwagę fakt, że był on przez wiele lat stanow ym kom isarzem do spraw im igracji chińskiej, przypuszczać należy, że też ulokował się w pobliżu Chinatown, ogromnej chińskiej dzielnicy San Francisco. O rientalny charakter tego najw iększego poza A zją skupiska C hińczyków nadaje mu niezw ykły wygląd i atmosferę, a zasłyszane od Piotrowskiego i zanotow ane przez Sienkiew icza uwagi na ten tem at (D 42, 31 4-33 7) zdezaktualizow ały się dzisiaj tylko pow ierzchow nie.

Z planu miasta widać wyraźnie, że życie ówczesnej Polonii skupiało się w śród­ m ieściu, blisko centralnej arterii kom unikacyjnej M arket Street, od Zatoki San Francisco prow adzącej aż do w zgórz Twin Peaks, znajdujących się w południo­ w o-zachodniej części m iasta, w latach siedem dziesiątych XIX wieku zupełnie jesz­ cze dzikiej. M inna Street, równoległa do Market Street i położona na południe od niej, ocalała z dew astującego miasto trzęsienia ziemi w 1906 roku i - choć utraciła wielkom iejski charakter - zachowały się przy niej do naszych czasów stare dom o­ stwa, m.in. niew ielki, zbudow any w typowym dla San Francisco w iktoriańskim stylu dw upiętrow y dom ek, w którym m ieszkał Sienkiewicz. O statnio ulica ta

(6)

zna-N A K A L IF O R zna-N IJ S K IM S Z L A K U S IE zna-N K IE W IC Z A 83 s iw .2 -fc X сл о с о СЛ О д сл £ '5? 2 £ СО I Z О) ° « ^ Я D-.S Я « E n с ,о о ' З Ь >« о Я >, I u t- ‘ Л 0 .• о Q с '£ ^ . J S N^ « n " ° а £ 1 53я и г с с о 8 .£ 8 ю •2 S Ъ сК0 3 л - gjg _ >> â?.£ S N -s X <5 fa Е о сл о. *= ~_, , TO <u £ I o 1 - i ü с i сл -Й й С сл Ё ^ с o o 1 £P3 Q C C O _e u VÛ 00 .2 аГз? "O <U V С +3 СЛ J3 СЛ £ £ ts ua С N g u i •C > T3 C U o fsi £ É >> J a N я o. с °-2 я £ .£ О Я ^ °£ X 5 D. С Jź Ł» -V о сл —i iri

(7)

lazła się niemal w centrum nowo powstałej dzielnicy m uzeów, galerii sztuki, w y ­ robów rzem iosła artystycznego i nocnych lokali, nazwanej - ze w zględu na poło­ żenie - SoM A (South o f Market).

W tej samej okolicy, na pobliskiej M ontgom ery Street, w dzielnicy głównie bankow ej, pisarz przeżył półtora roku po pierw szym przyjeździe do San Franci­ sco niebezpieczną strzelaninę uliczną, o czym obiektyw nie i bez charakterystycz­ nego dla Sienkiew icza w tym okresie „koloryzow ania” pisał Horain:

W e w torek , 7 sierp n ia, m niej w ięcej o g o d z in ie 10 przed p o łu d n iem , w a łę s a liś m y s ię z Lit- w o se m po w sp a n ia łej i ludnej u licy M ontgom ery. G a p iliśm y się oba: ja - ja k z w y k le - na p ie n ię ż n e w y s ta w y w ek sla r zy , L itw o s na p łeć piękną, g d y naraz u sły s z e liśm y w y strza ł p isto le ­ tow y. Z w r ó c iliś m y s ię w tam tą stronę i przed staw ił nam się n astęp u jący w id o k . N a chodniku z p rzeciw n ej strony u jr zeliśm y d w ó ch p y sz n ie ubranych d ż en telm en ó w , z których je d e n w y p rę­ ż y ł się g w a łto w n ie , p o tem przykląkł na je d n o kolan o, n a reszcie runął na c h o d n ik , drugi zaś z rew o lw e rem w ręku od d alał się n ie c o p r zy śp ie szo n y m krokiem . D o m y śla ją c się m orderstw a, p o śp ie s z y liś m y ob a ku tej scen ie: ja do tarzającego s ię na ch o d n ik u , L itw o s za ś - przynajm niej sam tak u trzym u je - zatrzym ać m ordercę. [C yt. z: D 5 7 , 86]

Po ujęciu przestępcy i w yprow adzeniu go z m iejsca tym czasow ego przetrzy­ mywania, jak notuje dalej Horain, Litwos „podał mu kapelusz z bardzo cerem onial­ nym ukłonem ” (D 57, 86).

Ten kolejny przyjazd do San Francisco z Anaheim w iązał się z am erykańskim debiutem M odrzejew skiej, która 20 VIII 1877 w ystąpiła w C alifornia Theatre, po­ łożonym po północnej stronie M arket Street (D 42, 238) i odniosła niebyw ały tryum f mający zapoczątkow ać trwającą przez następne trzydzieści parę lat jej wielką karierę na tam tejszych scenach.

Ale ju ż w czasie sw ego pierw szego pobytu w San Francisco zw iedzał Sien­ kiew icz m iasto nader starannie i następnie w dzięcznie je w spom inał, zwłaszcza gdy M odrzejew ska zaczęła odnosić sukcesy. Nie stronił też od oglądania okolicz­ nych ciekawostek, m.in. położonej w głębi lądu, około 35 km na wschód od Oak- land, góry Mount Diablo, dokąd w połowie maja 1876 wybrał się z Horainem i Bie­ lawskim. C iekaw ąjest rzeczą, że ta wycieczka w teren o zgoła niezwykłej scenerii, na przysypaną czarnym popiołem niewysoką, ale strom ą i groźną górę, gęsto za­ m ieszkałą przez ogrom ne grzechotniki, pozostaw iła w korespondencji pisarza tyl­ ko pełen zachw ytu, liryczny opis oglądanego krajobrazu:

G dym k ilk a m ie s ię c y tem u patrzył o w sc h o d z ie sło ń ca z e sz c z y tu M ount D ia b lo na o k o li­ c ę le ż ą c ą u n ó g m o ic h - z różow ej m g ły porannej w yn u rzyła się z jed nej strony szm aragd ow a toń m orska za to k i z m n ó stw e m m asztów , ża g li i różn ob arw n ych ch o rą g iew ek ; z drugiej - ca ły kraj b u d zący s ię z e sn u , a le tak w d z ię c z n y , ż e ch yb a i szatan n ie k u sił p ię k n ie js z y m ze sz czy tu urw iska C hrystusa. W z ie lo n y c h d olin ach b ły sz c z a ły zło te i srebrne taśm y w iją c y c h się stru­ m ieni; na d o lin a ch m iasta p ełn e w ie ż , których ig lic e i gałki c a ło w a ł p ie r w s z y p rom ień w s c h o ­ du... [D 4 2 , 5]

Horain w spom ina natom iast, że „w ypraw ę tę kilkodniow ą, bardzo przyjem ną, w esołą i pełną rozm aitości w ypadałoby opisać; ale gdy należało do niej aż dwóch literatów, notabene leniw ych, więc jeden spuszczał się na drugiego i rzecz poszła w odw łokę i zap om nienie” (cyt. z: D 57, 64). O kazuje się, że niezupełnie, w zm ian­ kuje bowiem o niej S ienkiew icz w sposób nie tylko enigm atyczny, ale, być może, w yjaśniający pew ien m ało zrozum iały ustęp z jeg o listu do Horaina. Pisze m iano­ wicie, skarżąc się żartobliw ie na swego korespondenta: „Jak m ożna się na mnie

(8)

NA KALIFO R N IJS K IM S ZLAKU SIEN KIEW IC ZA 85

kwasić - jeszcze gdzie - w San Fr[ancisco] Cal., jeszcze kom u - człow iekowi utrzym ującem u stationary - tow arzyszow i z M ont Diablo, D upont-street od je n e ­ rała etc." (L 386-387). Zważywszy, że ulicy takiej w San Francisco nie było i że Sienkiew icz doskonale wiedział, jak należy praw idłow o pisać nazw y ulic, a bio­ rąc pod uw agę zarów no różnicę wym owy m iędzy językam i polskim i angielskim , jak też pew ne skojarzenia fonetyczne, a także strom iznę D iabelskiej Góry, podej­

rzewać w olno, iż Sienkiew icz, ja k to często robił w listach do H oraina, użył kaw a­ lerskiego dow cipu, znanego w wojsku polskim co najm niej od czasów napoleoń­ skich, a - być m oże - przypom nianego przez generała K rzyżanow skiego lub któ­ regoś innego z byłych w ojskow ych3.

20 VI 1876, a w ięc po przeszło dw um iesięcznym pobycie w San Francisco, ruszył S ienkiew icz na południe, do Anaheim , gdzie postanow iono założyć polską kolonię. Podróż przybrzeżnym statkiem reporter opisuje dość szczegółow o w je d ­ nej z późniejszych korespondencji (D 42, 113-119), a półroczny odstęp między podróżą a retrospektyw nym spraw ozdaniem stał się praw dopodobnie przyczyną dość pow ażnego - niestety, nie jedynego - błędu rzeczow ego popełnionego przez pisarza. Z astrzegając się na początku: „Nie pam iętam , czym o pisyw ał ju ż pierw ­ szą m oją podróż z San Francisco do Los A ngeles”, dodaje ostrożnie: „U płynęło od tego czasu ze sześć m iesięcy” (D 42, 113). Pisał zatem Sienkiew icz:

W y d o sta w sz y s ię z olb rzym iej Zatoki San Franeiskańskiej p rzez tak z w a n ą Z ło tą Bram ę (G o ld en G ate) na O cea n i p rzep ły n ą w sz y k o ło sk ał C lif f H o u se, sły n n y c h z m n ó stw a lw ó w m o rsk ich , p ły n ę liśm y na p o łu d n ie, c ią g łe w z d łu ż b rzegów . P o g o d a b y ła p rześliczn a . O cean S p o k o jn y n ig d y n ie w y d a w a ł mi się bardziej za słu g u ją cy na sw ą n a z w ę . B łęk itn a a gładka jak z w ie r c ia d ło toń j e g o z le w a ła się ła g o d n ie w oddali ze sk le p ie n ie m n ieb a . C za sem tylko na o w y c h d w ó c h b łęk ita ch n ie b io s i m orza zaczern iała na kształt ch m urki sm u g a sz a reg o dym u, bo ja k iś p a ro w iec p asażersk i p rzew o ż ą cy ludzi i tow ary z w y sp S a n d w ic h [tj. H aw ajskich - J. R. K.] d o K aliforn ii w yrastał z w o ln a , jak gd y b y sp od toni na krańcu w id n ok ręgu ; cza sem za b iela ł ż a g ie l r y b a ck ieg o skuneru. [D 4 2 , 1 1 3 -1 1 4 ]

O pis ten należałby do najlepszych obrazków polskiej m arynistyki, gdyby pi­ sarza nie zaw iodła pam ięć. Po całym dniu podróży, o zachodzie słońca, dostrzega­ ją podróżni uroczą „Endżel ajland (Angel Island), A nielską W yspę” , gdzie „nie tylko w yspa, ale w szystko [...] było anielskie” (D 42, 117), a zaraz potem statek dobija do portu w Monterey, położonego mniej więcej o 125 mil m orskich (200 km) na południe od San Francisco. M iejscow ość ta, dzisiaj doskonale znana z opo­ w iadań Johna Steinbecka, leży nad „obszerną, lekko poch ylon ą ku m orzu doliną, w której w idać kępy drzew, jakby nasze dąbrowy; dalej białe dom ki, światła w ok­ nach, spiczastą w ieżę rysującą się na tle nieba” (D 42, 118), a w szystko to odpo­ w iada rzeczyw istości z jednym wyjątkiem : w zatoce M onterey brak jakiejkow iek wyspy. Jeden rzut oka na m apę pozw ala natom iast odnaleźć A ngel Island w Zato­ ce San Francisco, tuż na północ od otw arych na ocean Z łotych W rót, naprzeciw dzisiejszej kolonii artystów - Sausolito. Zm ieniona obecnie na park stanowy w y­ spa je st istotnie atrakcyjna w idokowo, a jej idylliczny charakter ostro kontrastuje z sąsiednią kam ienną w yspą Alcatraz, zw aną popularnie The R o ck ('sk ała’), poło­ żoną w centrum zatoki i m ieszczącą jed no z najsurow szych am erykańskich w ię­ zień, w latach 1859-1933 w ojskow e, a potem , do zam knięcia w 1963 roku - fede­

3 Szerzej ten tem at o m a w ia m w pracy O ,,k a w a le r sk ic h d o w c ip a c h ” S ie n k ie w ic z a („ N o w y D zien n ik - P rzegląd P o ls k i” ( N o w y Jork) nr 8 6 8 9 (2 0 0 3 )).

(9)

ralne. Trudno zrozum ieć, dlaczego pisarz przesunął Angel Island z dobrze mu znanej okolicy aż do dalekiej, nadbrzeżnej mieściny.

M orska podróż zakończyła się w porcie Santa M onica, ju ż w ów czas stano­ w iącym przedm ieście Los Angeles, dokąd Sienkiew icz pojechał pociągiem , po czym czynną dopiero od roku linią kolejow ą ruszył do m iejscow ości Anaheim , położonej około 20 mil (30 km) na południe. To miasto, stanow iące obecnie część Los A ngeles, od 1955 roku siedziba najw iększego w św iecie kom pleksu rozryw ­ kowego D isneyland, początki miało skromne. Założone w 1857 roku przez nie­ m ieckich kolonistów nad rzeką A ną (stąd nazwa z dodatkiem niem ieckiego słowa

„H eim ” - 'd o m ’), w ypływ ającą z pobliskich gór Santa Ana, znane było wśród

tam tejszych M eksykanów jako Cam po Alem an, co zresztą stało się jedn ym z po­ wodów w yboru przez przybyszów z Polski tej w łaśnie m iejscow ości, gdzie nie znając języka angielskiego m ogliby się bez trudności porozum iew ać z lokalnym i mieszkańcam i.

N egatyw ny stosunek Sienkiew icza do Niem ców znany jest z wielu je g o utw o­ rów, od Bartka Z w ycięzcy i K rzyżaków poczynając, poprzez obfitą na ten temat publicystykę, aż po apele i odezwy Komitetu Pomocy O fiarom Wojny z lat 1914—

1918 (D 53), na płaszczyźnie jednak kontaktów osobistych zetknięcie się z kolo­ nistam i niem ieckim i w Kalifornii dało pisarzowi w rażenia najcenniejsze, bezpo­ średnie. Zostali oni pokazani bardzo krytycznie w opow iadaniu Sachem (1883), w rok po ogłoszeniu Bartka Zw ycięzcy, z tym że chociaż akcję opow iadania um ie­ ścił Sienkiew icz w Teksasie, nie ulega w ątpliw ości, że anegdotę oparł na w ła­ snych obserw acjach z A naheim , dokąd 29 VII 1876 przyjechał na w ystępy cyrk pana M ontgom ery’ego Quinna, „Centennial on W heels”, co posłużyło ja k o tem at opow iadania Orso (1879). Warto też zauważyć, iż kalifornijski osiłek O rso po la­ tach zmieni się w Słow ianina Ursusa w Quo vadis.

W okresie pobytu Sienkiew icza Anaheim liczyło niew iele ponad 1200 m iesz­ kańców i m im o że pisał on do Horaina o m iasteczku z żartobliw ym entuzjazm em , najchętniej uciekał nad m orze do położonej o 15 mil (około 20 km) na południe wioski Anaheim Landing, dzisiaj znanej jako Seal Beach i wchłoniętej przez pobli­ skie Long Beach. Ta „osada rybacka, gdzie znajduje się sześć chat, jeden bar, jak tu mówią, czyli po naszemu szynk, i oto wszystko” (D 41, 224), ma dzisiaj 25 000 m ieszkańców i chlubi się obecnie dwoma dużymi motelami o łącznej bazie nocle­ gowej ponad 100 pokoi, a także w łoską restauracją Spaghettini, reklam ującą m .in. rozryw kow e „program y artystyczne” . Z daw nego, nie skażonego now oczesnością Anaheim Landing przesłał Sienkiew icz zarówno w iele ciekaw ych opisów geogra­ ficznych czy przyrodniczych, jak i tekstów literackich, tam pow staw ały Szkice

węglem i słynne Żurawie. Ó w czesny krótki pobyt nad Pacyfikiem okazał się prze­

łom owy w tw órczości pisarza.

Znad oceanu Sienkiew icz najczęściej jeździł w pobliskie góry Santa Ana, cią­ gnące się długim pasm em w głębi lądu, rów nolegle do w ybrzeża. Swoje w ielo­ krotne tam pobyty opisyw ał szeroko w korespondencjach, nie kryjąc zachw ytu tak dla przyrody, ja k i dla pełnej swobody życia, co dla człow ieka w ychow anego w sztywnych tow arzyskich formach polskiego społeczeństw a m usiało być praw ­ dziwym w yzw oleniem z w ięzów konwenansu. Pisał wtedy:

M o je u c y w iliz o w a n e ubrania sp o c z y w a ją u H oraina w m ie śc ie , a w łó c z ę g i o d b y w a m w stroju, który z w y ją tk iem ty lk o b u tów p r z y w ie z io n y c h je s z c z e z Europy k o sztu je 1 dolar.

(10)

1

NA K ALIFO R N IJSK IM SZLAKU SIEN K IE W IC ZA 87

K ołdra su k ien n a, strzelba z je d n ą rurą karab in ow ą [...], d w ie torby, je d n a z ż y w n o ś c ią , druga z am un icją, na k o n iec p ies B o y i koń sta n o w ią mój strój, tro w a rzy stw o itd. [D 4 2 , 2 2 2 - 2 2 3 ]

Bardzo mu to m usiało odpow iadać, gdyż raz jeszcze pow tórzył w liście z li­ stopada 1876 pisanym do Edwarda Lubowskiego: „Tualeta m oja, składająca się z flanelowej koszuli, z rypsowych portek i som brero, kosztuje one dollcir (jeden dolar)” (D 55, 4 3 5-43 6). Pam iętając późniejsze zachw yty Sienkiew icza nad w o l­ nym życiem stepow ym , tak w yraźne w Trylogii, okres kalifornijski uznać m ożna za praktyczne przygotow anie do tw orzenia literackich obrazów życia na kreso­ wych stepach.

Przyjazd polskiej grupy zm ienił tryb życia pisarza tylko w pew nym stopniu, gdyż w krótce po pierw szych rozczarow aniach nieudanym projektem kolonii za­ czął on znow u uciekać w góry, gdzie najchętniej przebyw ał aż do m om entu li­ kwidacji całego przedsięwzięcia. Jedyne dzisiaj w idom e ślady pobytu Polaków w A naheim i okolicy to późniejsza w ieloletnia posiadłość M odrzejew skiej nazw a­ na „A rden” na cześć szekspirow skiego Ja k wam się p o d o b a , położona w jedn ym z kanionów w górach Santa Ana, oraz w ich wysokim paśm ie szczyt im ienia ak­ torki, M odjeski Peak (5496 stóp, tj. ok. 1800 m).

S ienkiew icz spędzał dłuższe okresy w górach, m ając po tem u w iele pow o­ dów: od potrzeby ucieczki z gwarnej w spólnoty aż po osobiste rozczarow ania - rozw ianie nadziei na bliższe stosunki z M odrzejewską. U cieczki te pow tarzać się m iały w roku następnym , po przeniesieniu się C hłapow skich do San Francisco. Na razie jed n ak przybierały one różne formy, jak m.in. podjęcie pracy sprzedaw cy w sklepie firm y „Jacoby B rothers” w Los Angeles, o czym nieliczne zachow ane - pośrednie tylko - relacje m ów ią bez podaw ania szczegółów. Sam Sienkiew icz wolał pisać o sw oich egzotycznych dla polskich czytelników w ypraw ach, przy czym często albo zaw odziła go pamięć, albo ponosiła fantazja. W jednym z ostat­ nich przed w yjazdem z Kalifornii listów do Horaina w spom ina, że chciałby uzy­ skać inform acje od tow arzysza ubiegłorocznej wycieczki na M ount Diablo, zn a­ nego kartografa, Kazim ierza Bielawskiego, prosząc, „aby oznaczył dobrze, skąd, tj. od którego m iasta, zaczyna się pustynia kalifornijska, ta, przez którą przecho­ dzi kolej do Los Angeles, i gdzie się kończy, oraz do jak ieg o rodzaju drzew należą palmety, które tam rosną” . „Jestem w trakcie opisyw ania jej, czego oczyw iście nikt czytać z pow odu wojny nie będzie” - dodaje (L 406, 407, przypis). Z am iesz­ czone w korespondencjach sprawozdanie z podróży na tej trasie (D 42, 120-145) nie pokryw a się ani z mapą, ani z rzeczywistością, jest tak ogólnikowe, że mogło być napisane przy biurku raczej niż w siodle podróżnika. Jak udow odnił W iktor Kwast w artykule Szukam umarłego lasu4, odnalezienie zarów no trasy, jak i przed­ staw ionego przez Sienkiew icza „um arłego lasu” nastręcza dzisiaj w iele trudności. Po likwidacji nieudanego eksperym entu osiedleńczego w A naheim najpierw w rócił Sienkiew icz w iosną 1877 do San Francisco, a w krótce potem przeniósł się w raz ze starszym o lat przeszło 30 przyjacielem , R udolfem Korw inem Piotrow ­ skim , do położonej około 45 mil (70 km) na północ od m iasta m aleńkiej osady Sebastopol, gdzie m ieszkał sędziw y i schorow any Franciszek W ojciechow ski. W edług w ielokrotnie powtarzanej wersji osiedle miało zostać założone przez Pio­

(11)

trow skiego w 1853 roku i nazw ane na cześć zw ycięstw a odniesionego przez alian­ tów podczas w ojny krym skiej w m ieście Sewastopol (ang. Sebastopol). Legenda ta w ydaje się całkow icie bałam utna z kilku powodów. Sew astopol zasłynął z bo­ haterskiej obrony m iasta i uległ po trzykrotnych szturm ach dopiero w 1855 roku, ale stał się sym bolem rosyjskiego patriotyzm u, czem u najlepszy w yraz dał Lew Tołstoj w O pow iadaniach sew astopolskich (1854). Trudno podejrzew ać dzielne­ go ułana w ołyńskiej jazdy, odznaczonego przez pułkow nika Karola R óżyckiego Krzyżem O rderu W ojennego Virtuti M ilitari, o uczczenie pam ięci znienaw idzo­ nych Rosjan przez nadanie osadzie nazwy krym skiej fortecy. Znacznie praw dopo­ dobniejsze w ydaje się założenie osady przez przybyw ających do K alifornii od 1812 roku Rosjan, którzy po osiedleniu się w m iejscow ości nazwanej Fort Ross docierali m asow o do San Francisco, gdzie na północy m iasta zachow ał się do dzisiaj praw osław ny cm entarz na wzgórzu Russian Hill. M alow nicza rzeka płyną­ ca przez góry Santa Rosa, w śród których leży Sebastopol, nazywa się Russian River, podobnie jak szereg innych m iejscowości w yraźnie św iadcząc o rosyjskich wpływach na tym terenie.

S ienkiew icz tak podsum ow ał swoje w rażenia w liście do H oraina, pisanym w kw ietniu 1877:

Ż e b y m m ia ł talent do rysun k ów , w y ry so w a łb y m W am S eb a sto p o l: ch ału p ka, za n ią suchy sta w ek , p o te m górka, p o te m zn o w u górka, p otem j e s z c z e górka, a w s z y stk ie ły se , p o ro zk o p y - w a n e, p od rap an e, ś w ie c ą c e b e z w sty d n ą g o liz n ą , k a m ie n ia m i, r u m o w isk ie m i ż ó łtą trawką. [L 3 8 9 ]

M iasteczko istotnie zostało zrujnow ane, a następnie porzucone przez poszu­ kiwaczy złota, S ienkiew icz zaś dosłownie uciekł tam z San Francisco, o którym pisał naw iązując w yraźnie do głęboko przeżyw anego niepow odzenia uczuciow e­ go: „Zrozum iecie łatw o, że im dłużej tu posiedzę, tym San Francisco będę mniej pam iętał” (L 390). W porów naniu z ubiegłorocznym i, pełnym i uroku i życia obra­ zami gór Santa A na są to słowa dobrze oddające stan ducha autora, który przecho­ dził pow ażny kryzys osobisty, zw iązany w dalszym ciągu z M odrzejew ską, cze­ mu dawał dobitny w yraz m.in. pisząc o je j mężu, Karolu C hłapow skim , w sposób w yjątkow o krytyczny.

D zisiejszy Sebastopol zaleczył blizny sprzed stulecia, liczy około 7000 m iesz­ kańców i znany je st głów nie z hodowli jabłek.

Po trzech tygodniach, pracow icie spędzonych na pisaniu nie tylko „am ery­ kańskiego, businessow ego dram atu”, ale przede w szystkim pełnych uczucia dla M odrzejewskiej listów słanych na adres Horaina, Sienkiew icz w raz z Piotrow ­ skim zdecydow ał się przenieść do m iasteczka Hayward - „o godzinę drogi od St. Fran[cisco], a zatem w lepsze warunki pocztow e, wodne i kolejow e” (L 397). Istotnie, z m iejscow ości tej, której nazwy Sienkiew icz nie m ógł zapam iętać (pisał: Haywards, Heywad, H ayw ad, Haywood), położonej o 15 mil (ok. 20 km) na połu­ dnie od O akland, a stanow iącej dziś część tego m iasta, m im o braku m ostu przez zatokę było znacznie bliżej do m iejsca pobytu adresatki w dalszym ciągu pło­ miennych listów, kierow anych teraz bezpośrednio do niej za pośrednictw em Ho­ raina, z prośbą o doręczenie „na cztery oczy” .

W sierpniu 1877 w ybrał się Sienkiew icz na w ycieczkę do m iasteczka M aripo- za, położonego w głębi lądu, w górach Sierra N evada, około 100 mil (160 km) na

(12)

NA K ALIFO R N IJSK IM S ZLAKU SIEN KIEW IC ZA 89

wschód od Hayward. Na podstaw ie krótkiej wzmianki o spotkaniu po tygodnio­ wym tam pobycie (D 42, 231) z „m adam e la C ougouar’’’ przypuszczać należy, że była to w ypraw a m yśliw ska, a nie krajoznaw cza - mimo wyjątkow ej atrakcyjno­ ści rejonu. M aripoza m ianow icie uw ażana jest obecnie za bram ę do słynnej doliny Yosemite, ju ż w 1864 roku proklam owanej przez A braham a Lincolna jak o park stanowy, a w 1890 - Park Narodowy. Sienkiew icz najpraw dopodobniej o istnie­ niu Yosem ite w iedział tylko ze słyszenia, gdyż podany przez niego opis jest rów ­ nie poetycki jak nieścisły:

Z a d o lin ą Y o sem ite, o w y m a rtystyczn ym m arzen iem B o ż y m , g d z ie p rom ien n e w a rk o cze kaskad p rz e w ią z u ją się w stę g a m i tęczy, g d z ie zw ierc ia d ła jezio r, rzek łb y ś, p o c h ło n ę ły w s z y s ­ tek lazur n ie b ie sk i, g d z ie d rzew a w z n o s z ą s ię na czterysta stóp w y s o k o ś c i, a zie m ia za to p io n a p o w o d z ią k w ia tó w - o śc ia n ę sk aln ą za czy n a ją się b ezp ło d n e i b e z w o d n e stepy. [D 4 2 , 9 0]

Nie ma w Yosemite ani jezior, ani 400-stopow ych drzew, je st natom iast szereg dużych w odospadów i skalnych przepaści stanow iących charakterystyczne cechy tego słynnego Parku N arodow ego. W znanym opow iadaniu W spom nienie z M ari-

p o zy Sienkiew icz pisze głów nie o zw iedzaniu Big Trees jak o najw ażniejszej oko­

licznej atrakcji turystycznej przyciągającej przyjezdnych do m iasteczka, które „ma z tysiąc m ieszkańców ” i „składa się z jednej ulicy, na której najpiękniejszym bu­ dynkiem je st szkoła; drugie po niej m iejsce trzym a »C apitol«, trzecie hotel pana Billinga, obejm ujący zarazem grocernię, »saloon«, to jest szynk, i »bakery>«, czyli piekarnię” (D 3, 23-24 ). Obecnie M aripoza liczy 1200 m ieszkańców , praw ie tylu co w czasach „gorączki złota”, obficie tam znajdow anego, ma łączną bazę tury­ styczną obejm ującą 300 pokoi w 7 m otelach, z których jed en nazw any jest na cześć poszukiw aczy złota „M iners Inn” . N atom iast Big Trees, kępa 20 gigantycz­ nych drzew sekw oi, znajduje się przy północnym w ejściu do Yosemite, o 17 mil (ok. 25 km ) od centrum doliny, i obecnie uchodzi za pom niejszą atrakcję.

O pow iadanie to, jed n o z najpopularniejszych w śród am erykańskich utworów S ienkiew icza, napisane jest w formie narracji „pana M., który jednocześnie [...] [z Sienkiew iczem ] był w K alifornii” , jednakże inicjałem tym zastąpił autor w dru­ ku inicjały K. B. użyte w rękopisie, bez w ątpienia w skazujące na osobę doktora Karola B enniego, jeg o przyjaciela zarów no z Warszawy, jak i z okresu kalifornij­ skiego, kiedy przebyw ał on w Los Angeles i spotykał się z pisarzem . Tego rodzaju m etody pow tarzania rzekom ej narracji osoby trzeciej użył Sienkiew icz ju ż 4 lata w cześniej, gdy now elkę P rzez stepy (1878) zaopatrzył podtytułem O pow iadanie

kapitana R. (to oczyw iście kapitan R udolf Korwin Piotrow ski). Była to m etoda

o tyle w ygodna, że pozw alała pisarzowi, z jednej strony, posłużyć się w tekście pierw szą osobą, co przybliżało opowieść czytelnikow i, z drugiej zaś - stw arzała bezpieczny dystans wobec potencjalnych zarzutów krytyki, m ogącej się dopatrzyć takich czy innych potknięć m erytorycznych, jak np. w przypadku zw iązanym rów ­ nież z M aripozą, om ów ionym poniżej.

M aripoza, a raczej jej okolice, stanow ią tło opow iadania K om edia z pom yłek, przy czym zauw ażyć w arto, że w rzeczyw istości na terenie tym nigdy nie znale­ ziono ropy naftow ej, jak sugerow ałaby nazw a m iejscow ości Struck Oil City, ale jed y n ie złoto. Zastrzega uczciw ie Sienkiewicz: „K orzystając ze sw obody autor­

skiej opow iadam rzecz, jako by się działa w K alifornii” , m ożna więc przyjąć, że istotnie jest to licentia poetica, tym bardziej że o tem acie utw oru pisze: „być może,

(13)

że jaki now elista am erykański lub niem iecki skorzystał ju ż z niego poprzednio” (D 3, 193). Julian K rzyżanow ski pisząc o tym opow iadaniu w rozpraw ce O p o l-

sko-kalifornijskiej hum oresce Sienkiew icza5 w ysuw a przypuszczenie, że temat ten

podejm ow ał któryś z kalifornijskich pisarzy, Bret Harte czy M ark Twain, źródła jednego z konceptów doszukuje się w szakże w pow ieści Józefa Ignacego Kra­

szew skiego D zieci wieku (1869).

Istotnie, problem bezsensow nej sprzeczki m iędzy dw om a partneram i stopnio­ wo przeradzający się w nienaw iść i podjazdow ą w alkę zakończoną niespodziewa­ ną zgodą, jest głównym m otywem opowiadania Breta Harte’a The Iliad o fS a n d y

Bar (Iliada z Sandy Bar; 1870), należącego - podobnie jak uprzednio wspomniane The Luck o f the Roaring Camp - do klasyki literatury o tem atyce kalifornijskiej.

Z asadniczą różnicę m iędzy utworami obu autorów stanowi fakt, że u Sienkiew i­ cza przedstaw iona jest sprzeczka m iędzy m ężczyzną a kobietą, Harte zaś bohate­ rami opow iadania uczynił dwóch m ężczyzn, nb. nie bez powodu, jest to bowiem literacka parafraza ostrego konfliktu pisarzy - Harte i M ark Twain prowadzili spór, który trw ał od 1870 do 1872 roku. Jeśli przyjmiemy, że polski pisarz zapożyczył się u A m erykanina - nie m usiał znać tła opow iadania, a wziął z niego jedynie hum orystyczną anegdotę, co pozw oliło mu sw obodnie m anipulow ać postaciami bohaterów.

S ienkiew icz natrafił zapew ne na nazwisko będącego w tedy u szczytu sławy Breta H arte’a w stosunkow o w czesnym okresie swej kalifornijskiej podróży, inte­ resując się bow iem żywo teatrem , ze względu zaś na M odrzejew ską także teatrem am erykańskim , do którego wraz z nią chodził, a naw et rysow ał dla niej popular­ nych aktorów , nie mógł przejść obojętnie obok bardzo głośnej polem iki na temat sztuki teatralnej H arte’a Two M en o fS a n d y B ar (Dwaj z Sandy Bar), wystawianej w Nowym Jorku w sierpniu i w rześniu 1876. O skarżenie o przekupyw anie prasy, zarzuty w obec autora i teatru odbić się m usiały głośnym echem w Kalifornii, któ­ rej najpopularniejszym pisarzem Harte był od lat. Nie m ożna zatem wykluczyć, że Sienkiew icz sięgnął po lekturę opowiadań H arte’a w ydanych w 1870 roku, w to­ mie zatytułow anym The L uck o fth e Roaring Camp, a zaw ierającym rów nież The

Iliad o fS a n d y Bar. Podobieństw a obu w ym ienionych tu opow iadań do w spom nia­

nych utw orów polskiego pisarza są zbyt uderzające, żeby ew entualności takiej nie w ziąć pod uwagę.

M ożliw e jest także, że przygotow ując się do am erykańskiej w ypraw y Sien­ kiew icz ju ż w cześniej czytał opow iadania H arte’a w niem ieckim tłum aczeniu, podobnie ja k robić to m iał 12 lat później, gdy natrafił na Ben H ura w wydaniu znanej lipskiej firm y Tauschnitz. Harte cieszył się ju ż w ów czas opinią „najw ięk­ szego żyjącego pisarza am erykańskiego”, a jego zebrane opow ieści o poszuki­ waczach złota, opublikow ane po niem iecku pod wspólnym tytułem G oldgräber

G eschichten, w ydaw ane były w latach siedem dziesiątych XIX w ieku częściej niż

utwory jakiegokolw iek innego A m erykanina - m iędzy rokiem 1873 a 1885 uka­ zały się w więcej niż 10 różnych przekładach. „Bret Harte - am erykańskie nazw i­

5 W: P o k ło s ie s ie n k ie w ic zo w sk ie . S zk ice litera ck ie. W arszawa 1973. Wersja an gielsk a: The P o ­

lish C a lifo rn ia n B a c k g ro u n d o f H. S ie n k ie w ic z s B u rlesq u e ,,A C o m e d y o f E r r o r s " . W zb.: F o r Wik­ to r W eintraub. E s s a y s in P o lish L itera tu re, L a n g u a g e, a n d H isto ry, p r e s e n te d o n th e o c c a sio n o f his 65th b irth d a y . Ed. V. E r l i c h [and others]. T he H ague - Paris 1975.

(14)

NA KALIFO R N IJSK IM SZLAKU SIEN KIEW IC ZA 91

sko! W ciągu krótkiego czasu zdobył znaczną sław ę jako autor opow iadań i kry­ tyk m oralności” - pisał Thom as T. H onegger w czasopiśm ie „B lätter fur literari­ sche U nterhaltung” w listopadzie 1877. Warto też dodać, że bohaterow ie opow ia­ dania Sienkiew icza to para zam erykanizow anych Niem ców, którzy tylko od czasu do czasu w trącają do angielskich wypow iedzi niem ieckie słowa. Tego rodzaju postaci pojaw iają się w utworach H arte’a po roku 1878, kiedy pisarz został m iano­ wany konsulem w N iem czech i tem at różnic językow ych chętnie do sw oich opo­ w iadań w prow adzał. W ypróbow any m istrz odtw arzanych slan giem dialogów i imitacji niepraw idłow ości gram atycznych czy fonetycznych (które znakom icie opanow ał także M ark Twain), użył tej m etody w swoich pisanych w N iem czech utworach, takich ja k Peter Schroedar (1879), którego tytułow y bohater w raca do N iem iec po 15 latach i spotkaw szy am erykańskich turystów zauw aża krytycznie: „D er repooblicans d o n t go t no memori.es. Ve d o n ’t go t noding else [R epublikanie nie m ają w spom nień. My nie mamy niczego innego]”6.

Sienkiew iczow skie Struck Oil City ulokowane zostało w okolicach M aripozy, a zatem najpew niej w którym ś z ulubionych przez H arte’a pow iatów - Tuolum ne lub C alaveras - leżących na północ od tego m iasteczka, w połow ie drogi do Sacra- mento, na zachodnich stokach Sierra N evada w ogrom nym Stanislaus N ational Forest. Ten m asyw leśny wbrew pozorom nie ma nic w spólnego z Polakam i ani Polską. N azw ę otrzym ał od miejscowej rzeki Stanislaus, którą H iszpanie najpierw nazwali N uestra Seńora de G uadelupe, a w początkach XIX w ieku przem ianow ali na Estanislao, na cześć tak ochrzczonego przez m isjonarzy z San Jose buntow ni­ czego w odza Indian z tam tych terenów. W okresie „gorączki złota” tereny te zo­ stały przez pisarza tak spopularyzow ane, że w latach dw udziestych XX wieku m ów iono o nich ja k o o „krainie Breta Harte’a” , prow adzono przez nie sam ocho­ dowe w ycieczki, a na niedalekiej M ount Diablo w zniesiono jeg o pom nik. Jeden z tych pow iatów ju ż wcześniej w prow adził na stałe do literatury M ark Twain w klasycznym opow iadaniu O sław nej skaczącej żabie z pow iatu Calaveras (1865), bez w ątpienia znanym Sienkiewiczowi w polskim tłum aczeniu, a pow stałym za nam ow ą H arte’a, z którym Mark Twain przez jakiś czas blisko w spółpracow ał, zanim doszło do w spom nianego konfliktu.

Przy okazji w arto zwrócić uwagę na błędne używanie przez Sienkiew icza tu i gdzie indziej term inu „hrabstwo” na określenie jednostki adm inistracyjnej „coun-

ty". Słowo to, pochodzące od angielskiego „count [hrabia]”, m a do dzisiaj zastoso­

w anie w W ielkiej Brytanii, ale w geografii Stanów Zjednoczonych, które tytułów arystokratycznych nie uznają, powinno być tłum aczone jak o powiat. Błąd ten, niestety, pow tarza się w tłum aczeniach z literatury am erykańskiej do dzisiaj.

Wezwany z M aripozy przez Horaina przyjechał Sienkiew icz do San Francisco w prost na pierw szy występ M odrzejew skiej, a potem zajął się energiczną akcją propagow ania jej przedstaw ień teatralnych, pisząc o nich kilka kolejnych kore­ spondencji. N atom iast jego listy pryw atne do Horaina zdradzają postępujące po­ czucie osam otnienia i zagubienia, brak planów na przyszłość. N iew iele w ogóle w iadom o o okresie m iędzy wrześniem 1877 a styczniem roku następnego, kiedy

h W popraw nej a n g ie ls z c z y ź n ie cytat ten brzm iałby: „ The R e p u b lic a n s h a v e n o m e m o rie s. We

(15)

Sienkiew icz, w dalszym ciągu podążając za M odrzejew ską, znalazł się w Bosto­ nie w drodze pow rotnej do Europy. Rzekom a w ypraw a do W yom ing, jak starałem się udow odnić7, była z całą pew nością fikcją m ającą pokryć tę „białą plam ę” na kalifornijskiej m apie podróży pisarza. Przypuszczać w olno, że okres ów spędził on w Hayward pracując nad tymi właśnie korespondencjam i i szkicam i, a ograni­ czenia, m.in. finansow e, nie pozw alały mu na dalsze wyjazdy. Św iadczyć o tym zdaje się fakt, że naw et na podróż pow rotną do Europy zapożyczyć się musiał u pom ocnego ja k zaw sze kapitana Piotrowskiego.

Ogółem biorąc, dwa lata pobytu pisarza nad Oceanem Spokojnym okazały się okresem nadzw yczaj płodnym i bogatym , zarów no turystycznie, ja k i przede w szystkim literacko. Sienkiew icz zdołał zobaczyć w iele z w ażniejszych atrakcji północnoam erykańskiego kontynentu, opisać je piórem w praw nego dziennikarza lub użyć jak o tem atu opow iadań tak znakom itych, jak L atarnik czy Za chlebem, a - co najw ażniejsze - um iał swoje spostrzeżenia, przeżycia i dośw iadczenia tw ór­ czo w ykorzystać w późniejszych wielkich powieściach.

7 J. R. K r z y ż a n o w s k i , S ie n k ie w ic z w W yom ing, c z y li „ tric k o r trip" . „P am iętn ik Literac­ k i” 1996, z. 4.

Cytaty

Powiązane dokumenty

3) edukowanie i zachęcanie lokalnych społeczności i ich liderów do aktywnego planowania zmian, które mogą przyczynić się do poprawy jakości życia, wzmocnienia zdrowia

Za moich czasów uposażenie asy- stenta realizującego doktorat nie było imponujące, ale umożliwiało samodziel- ną egzystencję bez (jak to było w moim przypadku)

nego i alegorycznego, opartych na odbiorze obrazów emitowanych przez mass media; uczenia analizowania zawartych w nich informacji i wartości, oceniania (dobre – złe, stare –

W związku z powyższym 20 października 2020 r. zwrócił się do Piotra K. o zwolnienie go z obowiązku zapłaty czynszu dzierżawnego za 2020 r., argumentując, że za ten

Ze względu na przedmiot prawa rzeczowe można podzielić na prawa odnoszące się wyłącznie do rzeczy (własność, użytkowanie wieczyste, służebności,

Sporo tego, ale takie jest znamię czasu… Poza tym, nie można stać z boku, nie można zwlekać, czas goni, a tu kolejne roczniki uczniów gotowych do podjęcia z nauczycielem trudnej,

„Solidarności” nie bardzo już wie, o co toczą się strajki, przeciw czemu ma protestować; obligowani są jednak do tego „dyscypliną” związkową. A

Cieszymy się, że po raz pierwszy tak dużej grupie uczniów udało się zakwalifikować do finałów konkursów przedmiotowych. Gratulujemy uczniom, rodzicom