6 STRONA
aBBBBałgtttMisgaMga
(L<Wlt
X- '^
„Poczułem się Jak... cho- reograf w radiu, jak ktoś ab- surdalnie nie pasujący do sytuacji" - wspomina poeta Bohdan Zadura chwilę, gdy Jerzy Leszczyński zapropo- nował mu posadę kierowni- ka literackiego w swym Te- atrze Wizji i Ruchu. Bo, rze- czywiście, teatr ten nie tylko obywa się bez słów na sce- nie. On jest niemal nieprzet-
łumaczalny na słowa, cho- ciaż niektóre ze swotch.
spektakli wywiódł z dziel li- terackich (jak np. „Kobieta z wydm" według Abe Kobo).
O ostatnim, Jubileuszo- wym przedstawieniu teatru również trudno opowiada się słowami. Tym trudniej, że, jak przyznaje sam autor,
„nic się tu nie zaczyna i nic nie kończy". Jest tylko
„szum myśli", swobodne skojarzenia, jak w filozoficz- nym „strumieniu świado- mości". Dodajmy - świado- mości zdominowanej przez obrazy i wizje. Są one różno- rodne, również stylistycznie, więc i przedstawienie nie jest Jednorodną całością, ale
rodzajem suity złożonej z przenikających się nawza- jem scen.
Jest więc na przykład na początku misterna konst- rukcja z ludzkich ciał (tro- chę przypominająca hin- duskie płaskorzeźby, ale ra- czej bez erotycznych odnie- sień). z której po kolei „odry- wają" się poszczególne ele- menty - ludzie, by przeto- czyć się w głąb sceny 1 tam skonstruować nową „bu- dowlę". To jeden z najcie- kawszych obrazów przeds- tawienia. Potem następuje wiele różnorodnych scen, czerpiących z różnych form wyrazu, od pantomimy po taniec. Są wśród nich sceny z udziałem kilkunastu akto- rów, są duety 1 „solówki".
Spośród tych ostatnich naj- większe wrażenie robią te w wykonaniu Beaty Spasik, wyróżniającej się na tle bar- dzo sprawnego zespołu, jeszcze większą sprawnoś-
cią 1 wyrazistością „mowy ciała". Beata Spasik gra w tym przedstawieniu rolę człowieka młodego, dążące- go do wolności. Tak przynaj- mniej można odebrać jedną z najładniejszych scen przedstawienia w jej wyko- naniu - scenę „wyrywania się do lotu". Tak jak np. pos- tać odgrywana przez Ag- nieszkę Kukiz uosabia to, co w człowieku biologiczne i to, co kobiece (?). Jeśli bowiem większości z tych obrazów można przypisać pewną symbolikę, to jest tam i ob - raz walki, i obraz dążenia do miłości, i obraz sytuacji jed- nostki w zbiorowości. Są sceny radości życia i podró- ży (znów jeden z ładniej- szych obrazów - „prze- chadzka z parasolkami"). Są
układy przywołujące skoja- rzenia z Pietą, inoże więc mówiące o macierzyństwie.
Jest uczta i taniec przera- dzający się w „chocholi".
Zasadniczy środek wyra- zu to ruch, ale czasami po- jawia się rower i szczudła,
ścierki do podłogi, które przeistaczają się w sztanda- ry. Albo kolorowe koszule, również przemieniające się we flagi, których drzewce przebijają i wykrzywiają cia- ła aktorów. To pojawienie się rekwizytów i nagłe efekty świetlne kontrapunktują długie i grane bardzo eksp- resyjnie przedstawienie. Ale nawet zwyczajny, pracujący odkurzacz jakoś wtapia się w ten Język. Wtapia się weń też scena gry na gitarze, po- kazana w formie teatru cie- ni.
Nie pasuje za to, moim zdaniem, do całego spektak- lu końcowa scena uczty i o- wego „chocholego" tańca.
Historyczne kostiumy, jakie do tej sceny przywdziali występujący w trykotach aktorzy, jakoś niepotrzebnie ukonkretnlają sytuację, któ- ra do tej poty miała walor uniwersalności.
No i nie mnie, ale tym, którzy znają dotychczasowy dorobek Jerzego Leszczyńs- kiego oceniać, na ile Intere- sujące pomysły insceniza- cyjne ze „smugi blasku" są świeże i now^- w stosunku do poprzednich przedsta- wień Teatru Wizji i Ruchu.
Kto jednak widział ten teatr po raz pierwszy, na pewno wyszedł • z przedstawienia poruszony.
M. KRUCZKIEWICZ
Fot. MICHAŁ SACHADYN