Stefan Ewertowski, Zbigniew
Walczyk, Marian Machinek, Jerzy
Gocko, Stefan Sokołowski, Ryszard
Źróbek, Józef Kloch, Stanisław
Modrzewski
"Ku rzeczom nowym naszych
czasów" : inspiracje Jana Pawła II dla
współczesności
Studia Elbląskie 7, 247-257
„KU RZECZOM NOWYM NASZYCH CZASÓW”
INSPIRACJE JANA PAWŁA II DLA WSPÓŁCZESNOŚCI.
D Y SK U SJA PA N E L O W A
D nia 30 m arca 2006 roku w gm achu Instytutu P edagogiczno-Językow ego P W S Z w E lblągu odb y ła się konferencja naukow a zorganizow ana przez środow is ko akadem ickie czterech w yższych uczelni m iasta Elbląga. K onferencję otw orzył i zam knął prof, dr hab. inż. Zbigniew W alczyk — rektor PW SZ w Elblągu, a poprow adził ks. dr G rzegorz Puchalski — rektor W yższego Sem inarium D u ch o w nego D iecezji E lbląskiej w Elblągu.
R eprezentując w łaściw e sobie środow iska oraz podejm ując specjalistyczną problem atykę referaty na tem at: W zbudzić ducha w m aszyn ie w ygłosili: prof, dr hab. inż. Z bigniew W alczyk — rektor PW SZ w Elblągu oraz reprezentujący środow isko PW SZ, dr Stefan Sokołow ski.
Ks. dr Jó zef K loch — rzecznik K onferencji E piskopatu Polski w ygłosił referat na tem at: W ypłynąć na głębię. Stosow anie tech n ologii in form atyczn ych w K oś
ciele w edłu g Jan a P aw ła II. D r Jacek Berliński z Elbląskiej U czelni H um anistycz
no-E konom icznej w E lblągu zaprezentow ał tem at: In żyn ieria kom órkow a, k lo n o
w anie — szan se i zagrożen ia dla sum ienia lekarza X X I w ieku, a ks. dr hab. M arian
M achinek, prof. U niw ersytetu W arm ińsko-M azurskiego w O lsztynie tem at: Spór
o człow ieka w tle o siągn ięć in żyn ierii g en etyc zn ej.
W kolejnym bloku, prof. zw. dr hab. inż. R yszard Z róbek reprezentujący U W M oraz W yższą Szkołę im. B ogdana Jańskiego, O ddział Z am iejscow y w E lblągu, przedstaw ił referat na tem at: Stan i p erspektyw y g ospodarow an ia p rzestrzen ią , a serię w ykładów zakończył ks. dr hab. Jerzy G ocko, prof. K U L, tem atem :
O ludzkie oblicze ekonom ii. Jan P a w eł II w obec w spółczesnych p ro b lem ó w g osp o d a rczych . K onferencję naukow ą dopełniono dyskusją panelow ą prow adzoną
przez ks. dra Stefana E w ertow skiego, w ykładow cę w W yższym Sem inarium D uchow nym D iecezji Elbląskiej w Elblągu oraz na W ydziale T eologii U W M w O lsztynie.
248 „K U R Z E C Z O M N O W Y M N A S Z Y C H C Z A S Ó W ” D Y S K U S JA PA N E L O W A K s. d r S te fa n E w e r to w s k i — m o d e r a to r :
N a sam ym w stępie chciałbym się odw ołać do przesłania, które Jan Paw eł II zostaw ił nam w 1997 r. Podczas pobytu na U niw ersytecie Jagiellońskim , papież m ów ił w ów czas, że p o w ołaniem każdego uniw ersytetu, m ożem y więc przyjąć, że i każdego środow iska akadem ickiego, je st służba praw dzie. D okonuje się to na drodze p o słu g i m yślenia oraz w ypełnienia przez ludzi nauki funkcją sum ienia
krytycznego.
W tej chw ili, chcąc dyskutow ać o tak różnorodnych zagadnieniach, siłą rzeczy m usim y przejść na płaszczyznę m yślenia interdyscyplinarnego. M ożem y założyć p ew n ą solidarność i zbieżność nauk w tym , co dotyczy praw dy o człow ieku.
W tej chw ili ju ż p rzechodzę pow oli do sw ego pytania. Proszę państw a, przede w szystkim zw racam się do prelegentów — czy to nie je st tak, że nasze m yślenie nie nadąża, że spóźnia się za przem ianam i, ja k ie następują, i to nie w brew woli człow ieka, gdyż to człow iek je st tw órcą tych przem ian w yw ołując je sw ym i o siągnięciam i? C zy je st tak, że działanie w yprzedza nasze m yślenie? A le, żeby to je szcze bardziej ukonkretnić; rzeczy now e naszych czasów to technologie infor m atyczne i produkcyjne, system y ekonom iczne, które pod każdym w zględem w pływ ają na nasze m yślenie i nasze dążenia. Czy jed n ak nie je st to nieu św iad o m io n a w iara złudnego w yzw olenia? Czy pośród rzeczy now ych naszych czasów n ow ością nie jest, aby ubóstw o m yślenia? Czy je st tak, ja k b y pow iedział M artin H eidegger, że człow iek dzisiejszy ucieka przed m yśleniem , chociaż będzie tw ier dził, że nigdy w cześniej działania planow e nie były tak rozległe, analizy tak rozm aite, badania prow adzone z takim zapałem ? W edług H eideggera praw om ocne są dw a rodzaje m yślenia. M yśl rachująca (tu m am y skojarzenie z m atem atyką) i kontem placyjny nam ysł. C o m y na to? Proszę bardzo, kto chciałby się u stosun kow ać? P rzypuszczam , że m ogą być pew ne spory czy kontrow ersje: czy nie grozi nam ubóstw o m yślenia w brew osiągnięciom , jak ie m am y, w łaśnie now e rzeczy
naszych c za só w ?
P ro f. d r h a b . in ż. Z b ig n ie w W a lc zy k :
R zeczyw iście pytanie je st bardzo obszerne i bardzo trudno je st na nie je d n o znacznie odpow iedzieć. Ja osobiście aż takiego w ielkiego zagrożenia nie w idzę. Potrafim y staw iać bardzo śm iałe prognozy. Potrafim y form ułow ać m yśli, które w ybiegają niesam ow icie daleko. Prognozy m ają to do siebie, że bardzo często się nie spraw dzają. H istoria zna w iele prognoz, które dzisiaj w zbudzą tylko śm iech (np. rozw ój transportu konnego — dzisiaj tych koni pow inno być tyle, że trzeba by było ze dw ie now e planety je szc ze zasiedlić, żeby tam upraw iać traw ę, bo inaczej by się to nie w yżyw iło). Są przesłanki prognoz, które są fałszyw e na sam ym starcie. A le z drugiej strony, proszę zw rócić uw agę, że część tych prognoz spraw dza się — i tu takiego problem u nie ma. N atom iast m ożna by się zastanaw iać, czy tu nie je s t problem ciasności prognozy. I bardzo duży nacisk położyłbym na to zagadnienie.
K s. S .E .:
A le to je st na razie m yślenie w ram ach rachunku, szacunku, m ierzenia, prognozow ania. N a czym pow inno polegać nasze m yślenie nad rzeczam i now ym i w n aszych cza sa ch?
K s. p r o f, d r h a b . M a r ia n M a c h in e k :
(...) W ydaje mi się, że to m yślenie, to nadążanie m yślenia za rozw ojem nauki, techniki itd. w ynikało z tych w szystkich trzech dyskusji, przedstaw ień panelow ych. W szędzie gdzieś tam pam iętam y o tych zagrożeniach, m ów im y o nich. T ylko to, że my to artykułujem y, napiszem y setki książek na tem at etyki, żebyśm y pam iętali, że to czło w iek itd., póki to się nie przełoży na praw o, na to, co je st nam acalne, na to co będzie w pływ ać na te przyszłe pokolenia, to nie je st takim konkretem . I w tedy tu nie nadążam y. D la m nie je st w iększą przepaścią ta m iędzy etyką a zastosow aniem jej w rzeczyw istości, niż m iędzy sam ym m yśleniem a rozw ojem .
K s. S .E .:
Patrząc na kulturę w spółczesną, to ona będzie tw orzyła praw a w m yśl paradygm atu, co nam się opłaci, co je st ekonom iczne. I tutaj je st takie pytanie. Idąc śladam i np. Z ygm unta B aum anna należy pow iedzieć, że w szelkie przem iany kosztują. N ie chodzi o pieniądze. Staw ką są ludzie, ofiary now oczesności, w y pchnięci na m argines życia. N a jak ie ofiary w procesie przem ian społecznych, w ysoko zaaw ansow anych technologii produkcji, inform acji, utylizacji m o żn a by pow iedzieć ludzi w obec tych bezw zględnych m echanizm ów postępu m ożem y sobie pozw olić, pozostając w paradygm acie m yślenia kartezjańskiego?
K s. p r o f, d r h a b . J e r z y G o c k o :
M oże nie do tego pytania się ustosunkuję, ale do kilku poprzednio p o staw ionych. Bo w ydaje mi się, że jak b y jed n a z m ożliw ych odpow iedzi na te dylem aty, które ksiądz prow adzący postaw ił je st spór o człow ieka. Spór o c z ło w ie ka, który się toczy w łaśnie w świecie, który toczy się m iędzy przedstaw icielam i różnych dyscyplin nauk i innym i, którzy snują tego typu refleksje. Jan Paw eł II w jed n y m ze sw oich przem ów ień pow iedział, że ja k b y najw iększym dram atem czasów w spółczesnych je st wielki kryzys koncepcji człow ieka. I m yślę, że tutaj je st też odpow iedź na szereg problem ów , dylem atów w łaśnie postaw ionych w p ierw szej części naszej dyskusji panelow ej. Tutaj w ydaje mi się, że jak b y n ieb ezp ieczeń stw o je s t takie, że kiedy w eźm iem y pod uw agę w ielką specjalizację, która ch arak tery zu je poszczególne dyscypliny naukow e, rzeczyw iście uznając ich k om peten cje w zrozum ieniu tego, kim je st człow iek, niebezpieczeństw o polega w łaśnie na tym , że pew nego rodzaju aspektyw ne ujęcie czło w iek a w łaściw e dla danej nauki, poprzez to ujęcie próbuje się opisać całego. C ałego człow ieka. T o w łaściw ie
pow oduje różnego rodzaju redukcjonizm y. B yło pytanie o tą otw artość na tajem nice. M yślę, że w tej otw artości na tajem nicę je st rów nież zaw arty postulat o otw artość na w yniki innych n auk opisujących człow ieka. I m yślę, że dopiero tego typu spojrzenie integralne na człow ieka z uw zględnieniem w łasnych ograniczeń, ale też z uw zględnieniem tego, że być m oże inne nauki też m ają coś w ażnego w tym aspekcie do pow iedzenia, um ożliw i przede w szystkim ten w zajem ny dialog a z drugiej strony um ożliw i też zapostulow ane w naszej dyskusji otw arcie na w ym iar etyczny. U zgodnienie tego, kim je st człow iek, pozw oli nam też od pow iedzieć na inne pytania: czy je st coś takiego ja k obiektyw ne dobro? D obro, które będzie przekraczać kalkulacje ekonom iczne czy kalkulacje utylitarystyczne. Jeżeli będzie odpow iedź p o zytyw na na tak sform ułow ane pytania, w ydaje mi się, że w tedy postulat refleksji etycznej będzie zrozum iały. A jeśli nie potrafim y określić, co to je st człow iek, czym je s t dobro człow ieka, w tedy rzeczyw iście refleksja e ty czn a je s t poddaw ana krytyce, je st uw ażana jak o pew nego rodzaju ideologizacja nauki.
D r S te fa n S o k o ło w sk i:
Ja bym chciał jeszcze do tej refleksji Baum anna. T ak sobie pom yślałem , że o czyw iście są ludzie, których rozw ój nauki pozostaw ia gdzieś tak na boku. A le jeśli porów nam y to z tym , ja k to się norm alnie działo, z jakich pow odów ludzie daw niej zostaw iani byli na poboczu i nikt się nim i nie przejm ow ał, to w ydaje mi się, że nie w ypadam y tak strasznie źle. W tej chw ili nauka m a bardzo w iele dziedzin, które są bardzo dem okratyczne, np. dotyczy to inform atyki; podobnie szybkie ro zpow szech nienie ow oców nauki w społeczeństw ie to chyba się jeszcze do tej pory nie zdarzyło w cześniej w historii. To sam o chyba m ożna pow iedzieć o m otoryzacji. W każdym razie m otoryzacja m a całą m asę w ad i ja w ogóle nie lubię sam ochodów , ale nie m ogę odm ów ić tego jed n eg o — że to jest dem okratyczne, to je s t stosunkow o dem okratyczne. W zw iązku z tym kryterium B aum anna, jeśli pytam y o etyczność nauki, spełniam y w dość dużym stopniu. Tak mi się w ydaje.
K s. p r o f. M .M .:
M oże znow u takie zaproszenie do autodyskusji akurat z tym głosem : czy niezbyt totalnie patrzym y na ludzkość? W takim rachunku, jak i pan profesor postaw ił. T o je st pew ien rachunek; kiedyś były straty, je s t ja k a ś część poza m arginesem . D zisiaj też są straty. T a część je st m oże nie gorsza, w ięc w zasadzie je s t O.K. M yślę, że etyka p ow inna zupełnie inaczej patrzeć. E tyka pow in n a patrzeć na straty ludzkości od strony pojedynczej osoby. To nie znaczy oczyw iście, że m am y tutaj na tyle prym at je d n o stk i nad społecznością, że tylko jej dobro się liczy. T o nie o to chodzi. N atom iast w ydaje mi się, że o postaw ienie czegoś takiego jak dobro ludzkości, albo rozw ój ja k o kryterium nadrzędnego i w tedy pow iedzenie, że pod kreską pozostały jak ie ś tam jed n o stk i (to nie są pojedyncze jed n o stk i, to się liczy w ja k ic h ś w ielkich liczbach, ale one są gdzieś w jak ich ś ram ach). N ie wiem , czy takie podejście nie je st, m im o że w ydaje się być dem okratyczne, nie je st w sum ie totalitarne?
K s. S .E .:
C zy ten totalitaryzm przejaw iałby się w standaryzacji, specjalizacji, syn chro n izacji, koncentracji, m aksym alizacji, centralizacji, ja k to ujm uje A. T offler w Trzeciej f a l i ! G dzie ju ż człow iek jak o indyw idualny podm iot nie będzie m iał nic do pow iedzenia, ja k k o lw iek będzie krzyczał o autentyczność i praw ie do sw ojej ekspresji przeżyć?
P r o f. z w . d r h a b . in ż . R y sz a r d Z r ó b e k :
N aw iążę do pew nych tez, które przedstaw iłem w sw oim w ystąpieniu, co do spodziew anej przyszłości. O tóż, ksiądz zw rócił uw agę na pew ne negatyw ne aspekty, które na pew no m ają m iejsce, przew ijają się zarów no w rozw oju ja k i też b ezpośrednich relacjach m iędzy uczonym i, ale też i m iędzy poszczególnym i grupam i społecznym i. A le proszę zw rócić uw agę, to była dosyć śm iała teza, którą dzisiaj w ygłosiłem . Z w racam uw agę, że doszliśm y do pew nej bariery i ten rozw ój dalej nie je s t ju ż , w ja k i sposób m ożliw y. Być m oże i ja coraz bardziej się ku tem u p rzychylam , trzeba będzie św iadom ie zrezygnow ać z pew nych aspektów tego rozw oju w przyszłości. W zasadzie ju ż zaczynam y rezygnow ać, naw et nie zdajem y sobie z tego spraw y. Przecież sam i ju ż narzucam y sobie pew ne ograniczenia. N iek o n ieczn ie m uszą one w ynikać z działania globalnego. M y w ew nętrznie to czujem y. I drugi aspekt, też naw iązujący do poprzednich w ypow iedzi, który dla m nie je s t oczyw isty, ale bardzo ważny. O tóż, dzisiaj uczony pracujący nad jak im ś zagadnieniem nie m oże zam ykać się od osiągnięć innych dziedzin nauki, nie m oże być daleko, odsunąć się, nie m oże uważać, że tylko to, nad czym pracuje je st najw ażniejsze na św iecie i najw ażniejsze dla niego. Ja od daw na w ołam o h u m an i zację uczelni technicznych, o w prow adzenie przedm iotów hum anistycznych. To je s t niezw ykle potrzebne, tu nie m ożem y w ychow ać, że tak pow iem , czystego technika. A jeżeli to je sz c z e będzie specjalista od gospodarow ania przestrzenią, to przecież on tam te w szystkie aspekty hum anistyczne, etyczne, spraw iedliw ości społecznej, on się z tym będzie spotykał bezpośrednio.
K s. S .E .:
Pan profesor Ź róbek w łaśnie ja k o ek onom ista apeluje o hum anizację kształ cenia. T o je st konieczność i w jak im ś sensie my tutaj w ystępujem y ja k o ci, którzy z różnych dziedzin w ym ieniają sw oje dośw iadczenia i to je st chyba ta d yskusja interdyscyplinarna.
252 „ K U R Z E C Z O M N O W Y M N A S Z Y C H C Z A S Ó W ”
P r o f. Z .W .:
D o ostatniego akapitu w ypow iedzi pana profesora — mi się w ydaje, że tak ja k hum anizacja, której jesteśm y św iadom i i którą tutaj w naszej uczelni próbujem y w prow adzić, hum anizacja kierunków ścisłych, to ja bym apelow ał o p ew ne nauki ścisłe w śród hum anistów . O kazuje się, że m atem atyka, fizyka je s t też kulturą, je st fragm entem naszej kultury. I proszę zw rócić uw agę, pozw olę sobie na tak ą dygresję historyczną. Z pow odu historii Polski, która przebiegała tak a nie inaczej, z pow odu utraty niepodległości na 123 lata, nasz przekaz historyczny je s t przekazem rom antycznym i przekazem patriotycznym . I w tym przekazie utraco n o w iele inform acji o osiągnięciach m yśli technicznej i m yśli ekonom icznej, która była znakom ita. Jakoś to chyba przeszło, tak troszeczkę na zasadzie b ezw ładności naw et do dzisiaj. M am y w łaśnie taka dysproporcję. I w tej chw ili, nie w iem czy państw o w iecie, je s t ju ż decyzja, że w reszcie m atem atyka będzie o b o w iązkow ym p rzed m iotem na m aturze.
K s. S .E .:
To je s t zadziw iające, ja k ludzie nauk ścisłych, przyrodniczych są w stanie łatw o przyjąć a p rio ri coś takiego ja k m atem atykę, natom iast nie p rzy jm ą innego rodzaju m yślenia, które często też je st a priori. T o je st tylko taka dygresja. N atom iast chciałbym tu w spom nieć w tej chw ili S tanisław a Lem a, który zm arł w tych dniach. On to w jed n ej ze sw oich pow ieści science-fiction używ a takiego kryterium na oznaczenie tego, kiedy to je s t m aszyna, a kiedy je st to człow iek. M iędzy innym i pad a tam pytanie testujące o to, „czy w ierzysz w B oga” ? A le w iem y, że rów nież takie pytanie m ożna w m aszynie zaprogram ow ać. Ja tu pozw olę sobie postaw ić je szcze je d n o pytanie. M ianow icie, czego my, chrześcijanie m ożem y się sp o d zie
w ać, m ając udział w procesie postępu? Czy nie odczuw am y p ew nego napięcia, ja k ie ja w i się na polu konfrontacji religii, sztuki, filozofii a św iatem tech n o lo g icz
nego sprzętu? Czy nie pow inniśm y być otw arci na to, co zaw sze n ow e? O tw arci na to, co zaw sze zaskakuje, zaw sze w iększe niż nasze przew id y w an ia? A naw et przyjąć cierpienie, poniew aż czeka nas przyszła chw ała, która m a się w nas objaw ić. Pytając słow am i H.U. von B althasara: czy też chodzi tu o proces kosm ologiczny lub pneum atologiczny, w którym duch ludzkości p rzeb ija się ze stanu w yobcow ania do stanu sobie w łaściw ego? Jesteśm y w g ronie ch rześcijan, m oże na takie pytanie poprosiłbym o odpow iedź.
K s. d r J ó z e f K lo ch :
O tóż ja w ykładam filozofię nauki i rzecz w tym , że je d n y m z p roblem ów je s t nauka a teologia. N auka m ów iąc, m am na m yśli nauki p rzy ro d n iczo -m atem aty czn e a teologia. K iedyś istniał taki pogląd, że K ościół i nauka to je s t coś kom pletnie innego. K ościół je st przeciw ny nauce, a nauka nie m a nic do roboty w teologii i odw rotnie. Dzisiaj w łaśnie pod w pływ em nauczania m .in. Jana P aw ła II w iem y, że te dziedziny m ają sobie dużo do pow iedzenia. Czyli nauka m oże oczyścić teologię
w pew nych aspektach, np. budując obraz św iata, m am tu na m yśli kosm ologię. A le rów nież i teologia m a sporo do pow iedzenia naukom p rzy rodniczo-m atem atycz nym , żeby one nie absolutyzow ały swojej w iedzy i były w pew nych m om entach bardziej pokorne, uznaw ały, że nie w szystko w iedzą. W obec tego, jeżeli chcem y zapytać, czy chrześcijaństw o a nauka m ają sobie coś do pow iedzenia, to odpow iedź je s t tw ierdząca. I tak ja k są potrzebne te elem enty etyczne w nauce, tak i pow inni się teologow ie uczyć pew nych kw estii zw iązanych z naukam i przyrodniczo- -m atem atycznym i. Po to m .in. żeby um ieli się dogadać, żeby był w spólny języ k . Przypom nę je d n ą postać nam dziś w spółczesną — ks. prof. M ichał H eller, kosm olog i teolog, fizyk, relatyw ista i człow iek, który zajm uje się w łaśnie zagadnieniam i nauka a teologia. A skąd się wzięło u niego to zainteresow anie? A stąd, że je g o ojciec K azim ierz H eller, budow niczy zakładów azotow ych przed w ojną w ram ach C O P-u w Tarnow ie, studiow ał był nie tylko we L w ow ie, ale i w W iedniu. W W iedniu był w ów czas, kiedy było tam K oło W iedeńskie. O ni byli z założenia antyreligijni. K azim ierz H eller, który był człow iekiem bardzo relig ij nym m ów ił sw ojem u synow i M ichałow i tak (jak się okazało, że on poszedł do sem inarium ): M ichał, ty m usisz uczyć się fizyki i ty m usisz być duszpasterzem w śród fizyków , techników , bo m usicie m ów ić tym sam ym językiem . N o i w ten sposób m am y ks. prof. M ichała Hellera.
K s. S .E .:
D ziękuję, czy któryś z prelegentów chciałby jeszcze coś dodać?
K s. p r o f. M .M .:
Pytanie padło o tę relację. Ja chyba jestem niepopraw nym optym istą, ale w tej dziedzinie też sądzę, że ten obustronny zw iązek w iary religijnej i ścisłej arg u m en tacji naukow ej je st nie tylko postulatem , ale on się w pew nym stopniu dokonuje. O czyw iście, m a to sw oje bóle rodzenia, niem alże czasam i cesarskie cięcia są, ale m im o w szystko. I tutaj z jednej strony w łaśnie ścisła argum entacja naukow a staw ia teologa na baczność i spraw ia, że dostaje się w taki ośw ieceniow y piec utrapienia niem alże. I m usi opłukać sw oja argum entację i to bardzo dobrze. Z drugiej strony m yślę, że je st bardzo w ielu przedstaw icieli nauk em pirycznych, którzy upraw iając ściśle sw oją naukę, jed nocześnie są w stanie pozostaw ić otw artym pytanie o transcendencję. I w zasadzie w ram ach sw oich narzędzi tylko tyle m ogą, jeżeli są uczciw i. T ylko tyle m ogą. Ale je st to coś bardzo w ażnego, bo tutaj dochodzim y do tego pojęcia tajem nicy, tzn. pow iedzenia, że człow iek je st nie tylko produktem genów , że m ózg ludzki nie je st tylko pew nym specyficznym urządzeniem do przetw arzania danych. I w zasadzie to je st punktem , w którym się spotykam y. W m om encie, kiedy teologia w sadzi nauki em piryczne do piekła, a nauki em piryczne pow iedzą, że teologia je st w zasadzie szarlatanerią, tzn. że pew na perw ersja um ysłu, która zajm uje się nie tylko rzeczam i niepotrzebnym i, ale rzeczam i zupełnie dołującym i człow ieka. W tedy oczyw iście tw orzym y barykady, w ytaczam y arm aty i palim y z w szystkich luf na siebie. To je st jasne. A le m yślę, że
254 „ K U R Z E C Z O M N O W Y M N A S Z Y C H C Z A S Ó W ”
w spółczesność nam m ów i i podaje w iele przykładów takiego dialogu. Jeszcze je d n a myśl — m yślę, że osoba, w okół której się dzisiaj zebraliśm y i Jej działalność, działalność O jca Św iętego w zakresie pow oływ ania struktur takich ja k Papieska A kadem ia N auk, do której nie należą teologow ie, tylko um ysły z całego św iata, p rzedstaw iciele nauk em pirycznych, ja k rów nież inne grupy, których zadaniem jest tylko je d n o — żeby badać, żeby w ym ieniać pew ną w iedzę. To chyba św iadczy o tym , że mój optym izm w tej dziedzinie je st w pełni uzasadniony.
K s. p r o f. J .G .:
C hciałbym zw rócić uw agę n a pew nego rodzaju tendencję m yślow ą, która być m oże p o jaw iła się dzisiaj gdzieniegdzie, m iędzy w ierszam i. M ianow icie, tendencję o d p ersonalizow ania sam ej nauki, jak b y nauka dokonyw ała się gdzieś w chm urach, ja k b y coś, co nie dotyczy człow ieka. Padł taki dylem at: jeśli j a nie podejm ę pew nych eksperym entów , to podejm ie je ktoś inny. Czyli jak b y gdzieś tam się w tle ja w i jak iś determ inizm , m oże społeczny, m oże dziejow y. Jakiś taki determ inizm pow iedziałbym pozytyw istyczny czy naukow y. Ja, ja k o etyk, ciągle będę starał się podkreślać to, że upraw ianie nauki, bycie podm iotem czy spraw cą różnego rodzaju procesów dotyczących rozw oju człow ieka czy innych zjaw isk, nie odbyw a się poza człow iekiem . Z aw sze w którym ś m iejscu pojaw ia się człow iek. C złow iek, który ponosi za sw oją działalność konkretną odpow iedzialność m oralną. M yślę, że tu je st jąd ro , w okół którego m ożna rozpoczynać dialog m iędzy teologią, etyką a m iędzy nauką. Jeśli uśw iadom im y sobie, że podm iotem za nauką, za postępem , za rozw ojem , w różnym zakresie odpow iedzialności, ale zaw sze stoi człow iek. I m yślę, że to je s t w spólny m ianow nik. To dobro człow ieka, które ciągle się w nauczaniu p apieża pojaw iało. To taki apel żeby nie dać się zdeterm inow ać, żeby nie poddaw ać się determ inizm om rów nież w zakresie nauki.
P ro f. Z .W .:
T eologow ie pow inni się uczyć, pow inni poznać o siągnięcia nauk po to, żeby się otw ierały płaszczyzny do dialogu. A le chyba nie chodzi o to, że te płaszczyzny m ają być płaszczyznam i do naw racania. N atom iast pam iętam , podczas spo tk an ia z Janem Paw łem II w T oruniu, które się odbyło, papież bardzo w yraźnie był przekonany, że nauka ja k o taka, posiadanie coraz w iększego zrozum ienia rzeczy w i stości itd., że ona nie będzie w ypierała w iary, ale będzie j ą um acniała. T akie było p rześw iadczenie Jana Paw ła II w ypow iedziane do nas.
K s. S .E .:
Jak najbardziej zgodziłbym się z tą w ypow iedzią, przy takim założeniu, że jesteśm y zdolni przejść z m yślenia m atem atycznego do zdziw ienia się cho ćb y naw et sam ym człow iekiem , je g o bytem , je g o zdolnościam i. Z dziw ieniem się i otw arciem się n a je g o tajem nicę. N iektórzy m ów ią w łaśnie o tym , co je s t
pow odem rozw oju rzeczy now ych. Nie tak daw no, dw a dni tem u w skazyw ano mi na fakt, że takim osiągnięciem , które pchnęło naukę do rozw oju, było w ynalezienie okularów . Bo w ielu ludzi starszych albo ci, którzy nie m ogliby, to jed n a k dzięki uzbrojeniu w zroku m ogą mieć udział w nauce i badaniach. Proszę państw a, teraz przychodzi czas na to, żebyśm y dali satysfakcję i żebyśm y m ogli zadać pytanie sam i.
S ta n is ła w M o d r z e w sk i — g ło s z sali:
Z dyskusji panelow ej a także z w ykładów , które usłyszałem dzisiaj, zau w aży łem , że przebija się taki w ątek jakby na m arginesie, na obrzeżach tych w ykładów . M ianow icie, problem m etaforyzacji języka, kiedy m ów i się o nauce. M iędzy tymi dw om a sposobam i m yślenia, które ksiądz prow adzący chciał w spom nieć, czyli rachunkow ym i kontem placyjnym , chyba jeszcze je st takie m yślenie m etaforyczne, które je st m yśleniem niosącym pew ne zagrożenia. I w ydaje mi się, że na tym poziom ie m yślenia m etaforycznego, czyli m ów ienia m etaforycznego o nauce odbyw a się jak aś w alka o koncepcję człow ieka. O tóż, kiedy się m ów i, że to „dziecko z probów ki” , to jest m etafora. To nie je st rzeczyw istość. K iedy m ów i się, że przez pew ne działania na genach m ożna utw orzyć nieśm iertelność, nieum ieral- ność, to także je st m etafora. To nie je st nieśm iertelność w sensie chrześcijańskim , tzn. życia w iecznego z B ogiem czy w Bogu. T akże stw orzenie człow ieka, czy kreacja człow ieka to je st m etafora, to nie je st rzeczyw istość w sensie ch rześcijań s kim stw orzenia, ex nihilo, stw orzenia jak b y źródłem życia. Otóż, kiedy w ten sposób m etaforyczny się to tw orzy, to w ów czas m am y koncepcję człow ieka, nad którym panują „stw órcy” ludzie, otw ierają przed nim perspektyw ę naturalnej nieśm iertelności. I to je st koncepcja bardzo fałszyw a. I pew ne zagrożenia, jak ie p ły n ą z nauki są trudne i oczyw iste, ale także płyną zagrożenia ze sposobu m ów ienia, czy z pew nej ideologii, aksjologii, która je st ukryta w ow ych rosz czeniow ych m etaforach naukow ców m ów iących o sw oich osiągnięciach.
P ro f. Z .W .:
C hciałbym zw rócić uw agę, że po pierw sze, nasze tutaj w y stąpienia były w ystąpieniam i skrótow ym i i m ożna by pow iedzieć popularnonaukow ym i, w zw iąz ku z tym faktycznie niektóre sform ułow ania były sform ułow aniam i nadm iernym i i ja k pan to ocenia m etaforycznym i. Ale ja pow iem tak: mi się w ydaje, że my praw ie zaw sze m ów im y m etaforą. M ów im y. Bo nieskończenie ciągła rzeczy w is tość m usi być pokaw ałkow ana stw ierdzeniam i. M usim y zastosow ać określone w ypow iedzi i to zaw sze m usi być dyskretyzacja czegoś, co je st ciągłe. M yślim y w sposób ciągły najpraw dopodobniej. N a pew no dziecko w sw oim rozw oju, nim zacznie m ów ić, ono chyba m a m yślenie ciągłe. W m om encie, kiedy zaczyna m ów ić następuje dyskretyzacja przestrzeni, w której funkcjonuje, ono m usi pokazyw ać. N o i w tedy się pojaw iają w łaśnie takie stw ierdzenia, które albo są m etaforam i, albo m ają cechy m etafory. Inaczej najpraw dopodobniej nie potrafim y się w ypow iedzieć. N iektóre dziedziny nauki m ogą bardzo precyzyjnie, m yślę, że do tych należy
256 „ K U R Z E C Z O M N O W Y M N A S Z Y C H C Z A S Ó W ”
m atem atyka, bardzo precyzyjnie m uszą być tu określone kategorie itd. i w tedy być m oże, że tej m etafory praw ie, że nie ma.
P r o f. R .Ź .:
D w a słow a, m oże troszkę ogólniej. O tóż, je st to norm alne, że poszczególne grupy naukow ców w yrabiają swój w łasny języ k . G dybyśm y dzisiaj się znaleźli na zjeździe m atem atyków , gdzie je st m ow a o teorii zbiorów rozm ytych albo teorii zbiorów przybliżonych, zapew niam , że praw ie nic byśm y z tego nie zrozum ieli. Język specyficzny. Z topologii np. je st takie pojęcie i takie stw ierdzenie: teoria rączek rozpiętych na kuli. N am się to w ydaje śm ieszne, ale tam to je st bardzo pow ażna teoria, ona pozw ala przejść z przestrzeni jed n eg o w ym iaru do przestrzeni innego w ym iaru. O czyw iście sym bolicznie, m atem atycznie, geom etrycznie itd. T akże zw racam uw agę, że języ k m a ułatw iać. W ażne je st natom iast, w ażne je s t to w yjście z tego herm etyzm u na zew nątrz. Tak ja k w tym sy stem ie pokazałem m iejsce i rolę tego użytkow nika. To je st bardzo w ażne, żebyśm y tam ju ż używ ali tego języ k a, który je st jednoznaczny. I tu je st rzeczyw iście p roblem i z tym się zgadzam .
K s. p ro f. M .M .:
Ja zrozum iałem to, co pan pow iedział jak o pew ien postulat aksjologicznej n eutralności, jeżeli chodzi o pojęcia. D o pew nego stopnia tak, n a pew no, a p rzy n aj m niej trzeba sobie zdaw ać spraw ę albo zdać spraw ę sw ojem u rozm ów cy z w arto ś ciujących pojęć, w odróżnieniu do opisujących. Tylko, czy we w szystkich p rzy p ad kach to je st m ożliw e? Np. pojęcie człow iek. O w szem , m ożem y użyć go technicznie, opisująco: człow iek to będzie pew na abstrakcja typu dw ie nogi, dw ie ręce, głow a, tułów , no tak. Jeżeli am putujem y mu poszczególne części i będzie je szcze żył, czy to ju ż nie człow iek? C złow iek je st pojęciem w artościującym . N ie potrafim y inaczej. I oczyw iście, jeśli zadam y pytanie, od kiedy czło w iek albo, do kiedy człow iek, to się tego ję z y k a nie w ystrzeżem y. I to na ogół po obu stronach barykady. M am y tutaj pew ien problem rzeczyw istości, poniew aż jeżeli w ogóle w yam putujem y kw estię aksjologii z opisu rzeczyw istości (m ożem y tak zrobić, u m aw iając się, że nasze pojęcia są tylko opisujące), czy m ożem y adekw atnie opisać rzeczyw istość człow ieka? Czy to będzie je szcze ludzka rzeczyw istość? I ja mam tutaj w ątpliw ości.
K s. S .E .:
D ziękuję bardzo. Czy jesz cze są jak ieś pytania? B ardzo proszę. W chodząc w tę d yskusję przecież w iem y dokładnie, że naw et w naukach ścisłych ję z y k nie je st neutralny. To był postulat K oła W iedeńskiego, żeby sprow adzić w szystko do zdań protokolarnych a potem to spraw dzić em pirycznie, zapraw ić logiką i to będzie w iedza pełna, spraw dzona, niepow ątpiew alna. Ale przecież w iem y, że pew nym
danym logicznym trzeba przyporządkow ać pew ną rzeczyw istość. I tu je st zag ad nienie w ogóle poznania. Ale to je st szerszy problem — kiedy my docieram y do w iedzy pew nej, praw dziw ej, kiedy jesteśm y blisko rzeczyw istości i rzeczyw istość w yznacza nam nasze m yślenie.
Szansa je s t jeszcz e zadania pytania, bardzo proszę.
Jeżeli nie, to będziem y pow oli zm ierzać do zakończenia. Czy prelegenci chcieliby je sz c z e ostatnie słow o, czy ju ż jesteśm y tak zm ęczeni? Z anim przekażę m ikrofon panu rektorow i prof. Z. W alczykow i, pragnę podziękow ać za udział w tym panelu, m yślę, że w jak iś sposób pojęliśm y w łaśnie tę p osłu g ę m yślenia
[fu n k c ję sum ienia krytycznego. T rudno sobie w yobrazić człow ieka bez tych dw óch
elem entów . M am też nadzieję, że w sposób godny w społeczności akadem ickiej E lbląga podjęliśm y testam ent Jana Paw ła II, ożyw iliśm y pam ięć o je g o nauczaniu oraz podjęliśm y w yzw anie w obec problem ów rzeczy now ych naszych czasów . B ardzo serdecznie dziękuję.