• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów odrodzenia narodowego górnego siaska

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Z dziejów odrodzenia narodowego górnego siaska"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

lustrowany dodatek tygodniowy

Wyprodukowany w Ameryce pierw­

szy motor rakietowy, o mocy «.000 BP. Motor ten może nadać samo­

lotowi szybkość większą od szyb­

kości dźwięku.

,*«j S0W.3CHI& ŚCHUŁAit,A3

Z o k a z ji k o n f e r e n c ji m o s k ie w s k ie j

¡w sttusov

• '.sr. : .

r..

„Niemcy nie pogodzą się z no­

wą granicą na wschodzie, nie po­

godzą się z granicą na Odrze i Nysie Łużyckiej. Granica ta sta­

nowić będzie stale zarzewie no­

wych niepokojów w Europie“ — oto jeden z najczęściej spotyka­

nych argumentów, przy pomocy których usiłuje się kwestionować słuszność obecnej zachodniej gra­

nicy Polski. Dla uzasadnienia naszego stanowiska w kwestii granicy zachodniej dysponowaliś­

my i dysponujemy poważnymi argumentami, argumentami na­

tu ry gospodarczej, ludnościowej, moralnej i strategicznej. Brako­

wało nam jednak dotąd jednego kapitalnego argumentu, argumen­

tu natury polityczmo-moralnej i psychologicznej.

A rg u m e n tu tego dostarczają hann. obecnie niemieckie materiały źródłowe i niemiecka literatura naukowa. Szczątki tych materia­

łów zachowały się w różnych ośrodkach na Ziemiach Odzyska­

nych. Zawierają one wprost sen­

sacyjne dowody na potwierdzenie słuszności polskiej tezy co do u- regulowania granicy polsko-nie­

mieckiej. Z materiałów tych wynika ponad wszelką w ątpli­

wość, że już na długo przed dru­

gą wojną światową przewidywali

Niemcy możliwość utraty ziem wschodnich i to nie tylko ziem położonych na wschód od Odry.

W toku swych poszukiwań we Wrocławiu napotkał autor n in ie j­

szych uwag mnóstwo tego rodzaju wypowiedzi niemieckich na temat zagrożonego wschodu. Przytoczy­

my tu jedną z wielu, posiada­

nych pod ręką. Według niej („Die Flucht von 900.000 Deutschen aus dem Weiehseüamde“ ) „główne niebezpieczeństwo niemieckiego wschodu“ polega na:

„niesamowitym wzroście na­

tężania pędu na zachód ucie­

kających ze wsi do miast mas.

Długofalowa polityka polska l i ­ czy się z tym zjawiskiem, jako z czynnikiem, który i bez w o j­

ny i bez międzynarodowych zabiegów zdobędzie Nadodrze z żelazną koniecznością dla pol­

skiej m igracji i polskiej siły rozrodczej“.

W znamienny sposób poruszył ten sam problem na osiedleńezo- politycznej konferencji w r. 1930:

w Dreźnie autor książki p. t.:j

„Naród i przestrzeń“ , dr. Johan- j nes Dierkes, mówiąc:

„Musimy osiedlić nowych lu -j dzi na wschodzie, gdzie wscho-\

dnie narody, Polacy, L itw in i, prą naprzód z życiową energią

m S M i i ' ' l

— w p^eeiwnym razie będzie Laba w przeciągu 20 lat wscho­

dnią granicą Niemiec! Musimy sobie i jasno przedstawić te

rzeczy tak, jak one w rzeczy­

wistości wyglądają i jak ieł jeszcze ciągle nie rozumieją In cizie z Niemiec środkowych“ .

Ta niezwykła wypowiedź jest jednym z licznych objawów charakterystycznego kompleksu wschodniego, ja k i w ciągu -ostat­

nich kilkudziesięciu lat syste­

matycznie narasta} w Niemczech, zwłaszcza u Niemców wschod­

nich. Wielorakie . są przyczyny tego kompleksu Wspomnimy o niektórych.

W ciągu ostatnich dwóch wie­

ków ustalił się w Niemczech wła­

ściwych, między Renem a Łabą

— pewien dziwny i zmęmienny stosunek niechęci do tzw. nie­

mieckiego wschodu, a na tym tle stosunek obcości ziem wschodnich w organizmie .Prus i Rzeszy. Z braku miejsca nie możemy tutaj bliżej rozwinąć tego ciekawego procesu. Ograniczymy się jedy­

nie do jego stwierdzenia. Proces ten kształtował się niewątpliwie na tle zetknięcia się żywiołu nie­

mieckiego na terenach wschod­

nich z elementem polskim i słowiańskim, stawiającym w y ją t­

kowy opór procesom asymilacyj- no-germanlzacyjnym. Stosunek obcości i niechęci, pociągnął jed­

nak za sobą daleko idące , i brze­

mienne w następstwa konsekwen­

cje. Stał się jedną z przyczyn systematycznego spychania ziem wschodnich w polityce gospodar­

czej Niemiec. W w yniku tej po­

lity k i, ziemie wschodnie nie tylko nie osiągnęły w ciągu 19 i 20 wie­

ku tego poziomu rozwoju gospo­

darczego, ja k i przypadł w udziąle terenom między Łabą i Renem czyli „Westełbienk ale co wię­

cej, poziom gospodarczy terenów’

wschodnich obniżał się z biegiem la t coraz b a rd z ie j. W rezultacie

„O ste łb ie ir, oo wu^a ustaliła się w terminologii niemieckiej narwę, dla ziem na wschód od Łaby - stały się w stosunku- do właści­

wych Niemiec krajem o charak­

terze kolonialnym i jako taki były też eksploatowane. W licznych relacjach, czynią w tym względzie niedwuznacznie zarzuty przed­

stawiciele niemieckiego wschodu organom, centralnym

Ten nieprawidłowy . unonnai- ny rozwój gospodarczy ziem wschodnich, wywołał, a w , każ­

dym razie zaostrzył dla Niemców, inny, na dłuższą ’ metę niebez­

pieczny proces, mianowicie pro­

ces demograficzny. Od mniej więcej połowy 19 w ieku notujemy systematyczny odpływ ludności ze wschodu na niemiecki zachód.

Odpływ ten kształtuje się z ęta- sem jako zjawisko trwałe, które­

go na przestrzeni 100 la t nie zdo­

łały zahamować, żadne środki za­

radcze, jakie próbowano tu wie­

lokrotnie stosować. Największe nasilenie przybrała ta emigracja po pierwszej wojnie światowej i rzecz znamienna, nie zdołał jej zahamować — zaledwie nieco zmniejszyć — nawet narodowy socjalizm. Dla przykładu pod«

my, że Śląsk Dolny-, stracił je­

dynie w pięcioleciu 1920—1925, 72 tysięce osób. Jakże śmieszne muszą się wydawać wobec tego niektóre lamenty, odnoszące się do wysiedlania Niemców z Zierr.

Nadodrzanskich. Przecież to jest tylko prawidłowe dokończenie owego procesu, który zaczai się juz przed 100 laty.

- c n d a ls z y n a s t r o n ie 2y

mau-^axscasR. seKOŁAjju&s.

żfSf&RSRHE

u w » ** 3k tvh K * ń, v ł\

>ń* g l*:

< .okrm l.othif* ’

. pass?

Mapy, które powyżej i obok reprodukujemy, pochodzą z nie­

mieckiego atlasu historycznego, wydanego przez berlińską firmę Dietricha Reimera jeszcze przed pierwszą wojną światówą., Jedna mapa dotyczy okresu 500 lat po Chrystusie, drugo lat $43 i SM po Chrystusie.

Widać z nicii wyraźnie, ze w tym. czasie nu ziemiach, Które Niemcy chcieliby spowrotem zągarnąć, nie było śladu niemczyzny i nie tylko od Ódry na wschód, ale nawet od Łaby na wschód za­

mieszkiwały narody słowiańskie. .

Warto zaznaczyć, że w okresie hitlerowskim .¡Historischer SchUi atlas“ K ieperta'i Wolfa, z którego pochodzą obie mami, «*0»*

famy z użytku szkolnego i handlu

(2)

DODATEK TYGODNIOWY „DZIENNIKA ZACHODNIEGO*

Nr 11 (ŚW IA T 1 2YCIFD

F r a n c S s x e k G o « # » # «

Z dziejów odrodzenia narodowego górnego siaska

Od roku 1906 do plebiscytu

T r f ł f T ł T T T r r T T T T T I T T T T ł T T T r T T ł T I T T T T T T T T T T T T T T T T ł T f ł ł f T ł f T T Y T ł T T T T ł l f r m ▼▼T«yv 7 V - V • » y r f w y r r v ł ł T m T T m m m T T O S trajk szkolny, w roku 1906.

objął całą regencję poznańską, większą część bydgoskiej, dotarł na Pomorze i zaczął się objawiać nawet na Śląsku, gdzie w Zabrzu zastrajkowalo troje dzieci robot­

ników polskich i gdzie tylko prze­

ważny wpływ kardynała Koppa uniemożliwił rowszerwnie się strajku. Na Śląsku t e r najpierw :apad) w yrok sądu w Zabrzu, który odebrał rodzicom prawo w y­

chowywania strajkujących dzieci, przekazując je do zakładu po­

prawczego.

Ks. kardynał Kopp wezwał gór­

nośląskie duchowieństwo, by wstrzymało się od wszelkich czynności, które by mogły ułatwić rozszerzenie się strajku szkolnego aa tym terenie. Równocześnie j kardynał rozwiązał polskie sto-1 warzyszenie teologów góra oślą- i sk/ch, w seminarium biskupim we' Wrocławiu,

Nim jeszcze „Górnoślązak" ka-j Łowicki, w roku 1906, przeszedł i na własność nowej spółki, redak- j tor : poseł. Wojciech Korfanty,

■wystąpił z redakcji ..Górnośląza-!

ka" i założył własnym kosztem nowe czasopismo, „Polak“, w y­

chodzące także . w Katowicach, 3 razy na tydzień. „Polak“ był pismem jeszcze bardziej rady­

kalnym niż „Górnoślązak“ , a w dodatku usposobionym bardzo pieprzy jaźnie do części ducho­

wieństwa. Wydawnictwo „Kato­

lika“ w roku 1910 przejęło wyda­

wanie „Polaka“, a poseł Korfanty przyłączył się do wspólnej re­

dakcji

Z początkiem grudnia 1906 r.

zaczął wychodzić w Mikołowie, nakładem Karola M iarki, tygod­

nik ilustrowany dla ludu, „Ro­

dzina“ . Czasopismo to wychodziło około dwóch lat.

W ynik wyborów z dnia 28 stycznia 1907 r. wykazał masową dezercję spod sztandaru centro­

wego, do obozu polskiego. Cho­

ciaż ędezwy centrowe były pod­

pisane przez 343 księży, poMrie zaś tylko przez 13, to Jednak Po­

lacy zyskali od razu tezy, a przy wyborach ściślejszych Jeszcze dwa, razem pięć mandatów. K lę ­ ska centrowców była sromotna.

O g ra n ic z e n ie p ra u j lu d n o ś c i p o ls k ie j

Oma 22 listopada 1907 r. wniósł rząd niemiecki w parlamencie projekt ustawy, pozbawiającej Polaków prawa odbywania zgro­

madzeń publicznych i ogranicza­

jącej znacznie prawo stowarzysza nia się ludności polskiej.

Dnia 23 listopada 1907 r. wniósł rząd w sejmie pruskim ustawę, upoważniającą go do nabywania ziemi polskiej na kolonizację nie­

miecką, w drodze wywłaszcze­

nia.

W dniu 23 stycznia 1908 r. od-i były się wybory do parlamentu i niemieckiego, w okręgu pszczyń- sko-rybnickim, w których kandy­

dat polski, ks. Józef Wajda, uzy­

skał 14.795, zaś kandydat centro­

wy, ks. Bojdo) tylko 3,011 głosów.

Ks. Wajda był posłem do 1912 r., j po czym jego miejsce zajął ks. i Paweł Pośpiech.

Eksterminacyjna polityka n ie -' miecka względem Polaków osią­

gnęła punkt, kulm inacyjny w j dwóch ustawach, które wyszły w j roku 1908. Była to pruska usta- 1

wa o wywłaswasenhi, s dnia 26 marca 1908 r. 1 niemiecka ustawa 0 stowarzyszeniach, z dnia 8 kwietnia 1908 r. Na mocy kagań­

cowego paragrafu tej ustawy od­

mówiono w roku 1909 prawa przemówień polskich nawet na zjeździe katolików we Wrocławiu.

Gdy w roku 1908 przypadły wy­

bory do sejmu pruskiego, kom­

promis pomiędzy Centrum, a Po­

lakami, doszedł łatwo do Skutku, przy czym obok hr. Oppersdorffa 1 Napieralskiego, ks. Kapiea ode­

grał — jako pośrednik — wielką rolę. Polakom przyznano z góry cztery mandaty, Pszczyna, Rybnik, Racibórz i Opole. Ks. Kapiea kandydował i przeszedł w okręgu opolskim. W ogóle zwyciężyli wszyscy kandydaci kompromisowi tak, ’iż na całej lin ii święcono trium f zgody i porozumienia.

Związek Wzajemnej Pomocy, dla którego „K a to lik “ wydawał osobny tygodnik, „Praca", rozwi­

ja ł się dobrze, rozrósł się znacz­

nie i licząc tysiące członków,

połączył się w roku 1909 ze Zje­

dnoczeniem Zawodowym Polskim, powstałym w 1902 r. w Westfa­

lii.

Dnia 18 kwietnia 1910 r. zało­

żono w Bytomiu Związek Kół Śpiewaczych z inicjatyw y Micha­

ła Wolskiego, pierwszego prezesa Związku, gorącego patrioty i bo­

jownika o prawa pieśni polskiej.

Zgoda na Górnym Śląsku Dnia 16 listopada 1910 r. odbyło alę w Katowicach wielkie zebra­

nie mężów zaufania obozu Napie- rabtkiego i Korfantego, na którym nastąpiła sławna swego czasu zgo da na Górnym Śląsku. Oświadcze­

VV tymże roku 1914 urządził So­

kół górnośląski po raz pierwszy zlot na własnym terenie, w Zado- lu pod Ligotą. W roku tym okręg liczył 21 gniazd, a w nich 820 członków.

Na całym Śląsku było w 1914 roku 157 bibliotek Towarzystwa Czytelni Ludowych. Były to bi­

blioteki małe, liczące przeciętnie po 160 tomów.

Sekretariat T C L dla Śląska W roku 1917, a więc w czasie, kiedy wojna światów« była jesz­

cze w pełnym toku, prezes głów­

nego zarządu Towarzystw Czytel­

ni Ludowych, ks. Antoni Ludw i-

Nowe metody w odlewnictwie

i

brązu wynaleziono w Szwecji

Dzienniki sztokholmskie podały, że znany odlewnik posą­

gów z brązu, p. P. G. Bergman, wyjechał do Stanów Zjedno­

czonych. W jednej ze swych walizek zabrał on ze sobą dwie gałązki świerkowe, odlane z brązu. Te gałązki są wymownym przykładem, że czterdzieści lat doświadczeń, dokonywanych zarówno przez siego, ja k i wcześniej przez jego ojca, dopro­

wadziły do nowej metody odlewania w brązie, której rezul­

taty są wręcz zdumiewające.

Odlewy otrzymywane, dzięki nowemu epoeobowl, są tak precyzyjne, że można je porównywać z rzeźbami. Tak np.

dwie gałązki świerkowe były związane nitką, która nie zo­

stała usunięta przed dokonaniem odlewu. I cóż się okazało? — Nitka została uwidoczniona z całą dokładnością. Odlew liścia metodą Bergmana pokazuje całe jego unerwienie. Odlew ko­

nika polnego wzbudził powszechne zdumienie — nawet drobniuebne wioski, pokrywające łapki owada, znalazły od­

bicie. Wynalazek stanowi tajemnicę Bergmana, którego za­

proszono do USA, gdzie ma przedłożyć amerykańskim kole­

gom w yniki swej wieloletniej pracy. (i. s.)

Niemiecki kompleks wschodni

Dokończenie ze strony 1) Dla ścisłości musimy tu zauwa­

żyć, że istotnym czynnikiem, jaki w omawianych zjawiskach migra­

cyjnych, odegrał zasadniczą rolę, był fakt atrakcyjności niemiec­

kiego zachodu, na którego rozwój była .przede wszystkim nastawio­

na centralna polityka. Jeśli do . zagadnienia emigracji ze wscho­

du na zachód, dodamy jeszcze fakt stałego zmniejszania się przyrostu, naturalnego, występu­

jącego u ludności niemieckiej, , wobec dynamiki biologicznej grup , słowiańskich, to nic dziwnego, że problem wschodni, urósł z czasem w świadomości Niemców wschod­

nich — a nawet nie-wschodnichj

— do najbardziej ponurego za-j gadnienia, tym ■ bardziej ponure- ; go, że ich niezmordowane w y -, saki skierowane do spowodowa- j .nia zasadniczej zmiany w polityce!

rządu Rzeszy odnośnie ziem I wschodnich, nie dawały pozytyw-!

nyeb rezultatów. W stosunku j czynników centralnych do terenów i wschodnich, przejawia się kon-j - sekwentnie moment natury poli-j tycznej — baza ekspansji na wschód — inne momenty (gospo­

darcze, ludnościowe, kulturalne) schodzą na plan dalszy.

O m ów ion e powyżej zjawiska w .szczególności w odniesieniu do zagadnienia odpływu ludności

• pi endeckiej ze wschodu na za­

ch ci a więc inaczej wyludniania su; izw. niemieckiego wschodu w; ..o r/yły w rezultacie ten spe­

cyficzny kompleks wschodni, jaki ugniatał niemiecką świadomość . nar-xlce.vo-poUtyczna. Zważywszy, że przeciętna gęstość zaludniania prowincji wschodnich (bez Ślą­

sk® Dolnego) wynosiła około 90— 55 na km3 — przeciętna dla

■Prus 131 — łatwo zrozumieć po­

wstanie wspomnianego komplek­

su (por. Denkschrift — Dis Not der preussischen Ostprovinzen

■ Str. 128). Cały ter; skomplikowa­

ny problem i już wprost uraz wofaodai. muaiał z biegiem oeasu

wytworzyć podłoże, zwłaszcza u bardziej myślących Niemców, do przypuszczeń i obaw, że tak jak dotąd nieodwracalne zjawiska dziejowe mogą doprowadzić do u tra ty całego wschodu na rzecz dynamicznego biologicznie sąsiada polskiego. Różnica zaś między niemieckimi przypuszczeniami i dzisiejszą rzeczywistością, polega jedynie na tym, że rzeczywistość ta zrobiła Niemcom nie byle jaką niespodziankę. U tracili bowiem jedynie tereny na wschód od Odry. Większość zaś wypowiedzi i relacji niemieckich mówi zaw­

sze o możliwościach utraty całe­

go obszaru na wschód od Łaby, całego „Ostelbien“ .

Już na tle powyższych uwag niepoważnie wyglądają obawy, że obecna granica polska na Odrze i Nysie Łużyckiej jest niebez­

pieczna z punktu widzenia po­

koju, bo stanowić będzie rzekomo permanentne zarzewie wojny, Formujemy tu nieco odmienny punkt widzenia. Niemcy pogo­

dzili się już dawno z możliwością utraty tych ziem i dojrzeli psy­

chicznie do ich utraty. Pociągnię­

cie granicy między Polską a Niem­

cami wzdłuż Odry i Nysy Łużyc­

kiej daje o wiele większą gwa­

rancję pokoju w tej części Euro­

py, niż jakakolwiek granica nie­

miecka, wysunięta bardziej na wschód, odbiera bowiem Niem­

com możliwość stworzenia no­

wych podstaw pod ekspansją wschodnią; burzy wreszcie m it o potędze wschodniej Niemiec.

Jest to czynnik z punktu widzenia psychologicznego i moralnego w y­

jątkowego znaczenia. Każda tana granica niemiecka, wysunięta bardziej na wschód, stwarza u Niemców niebezpieczne apetyty w kierunku ekspansji wschodniej.

W tym znaczeniu, granica taka stanowiła nic trmego, Jak pre­

miowania dotychczasowych zbro­

dni niemieckich.

Ałojay Twrg

nie w tej sprawie, wspólnie pod­

pisane przez Korfantego i Napie- ralsktego, posiada niewątpliwie wybitną wartość historyczną. Zgo da na Śląsku była nadzwyczajną sensacją dla prasy polskiej i nie­

mieckiej wszelkich odcieni.

„Górnoślązak“ już w roku 1906 tak jak i „Straż nad Odrą“ prze­

szedł na własność nowej spółki, z

„Katolikiem “ na czele. Korfanty wprawdzie założył w roku 1906

„Polaka“ , a w roku 1907 „K u rie ­ ra Śląskiego" ale oba pisma, tak ja k i wychodzący od roku 1903 w Gli-wieach „Głos Śląski“ Siemia­

nowskiego, w roku 1910 skapitu­

low ały również przed „K a toli­

kiem “ . Napieralski uchodził z»

polskiego króla prasowego n * Górnym Śląsku,

W pierwszych tygodniach 1911 r. wychodzić poczęła „Gazeta L u ­ dowa“ pod redakcją Edwarda Ry- barza. M iała ona stać na straży

„narodowej samodzielności“ , a za­

razem opierać się na „zasadach katolickich“ , przyrzekała „obronę w iary katolickiej, ale zarazem wńl kę z germanizacją przez Kościół“ . W roku 1912 „Gazeta Ludowa“

przeszła na własność ks. Pawła Pośpiecha, który ją prowadził w duchu i'adykalnym. W końcu 1920 r. odkupił ją Napieralski.

Wybory do parlamentu niemiec kiego w roku 1912 wykazały, iż sprawa polska na Górnym Ślą­

sku nie idzie naprzód. Zamiast do­

tychczasowych pięciu mandatów, zdobyto tylko cztery, z tego trzy dopiero przy wyborach ściślej­

szych. ,

W Raciborskiem polski kandy­

dat, ks. Jan Banaś ż Łubowic, do­

stał 4-131 głosów, gdy centrowiec, Sapletta, ich m iał 11.920.

Generalny strajk w górnictwie

W roku 1913 po raz pierwszy stanął do w alki górnik polski, walczący o swoje prawa. Chociaż na przeszkodzie stały związki nie­

mieckie i kapitaliści, to jednak polski górnik walkę rozpoczął. Do w alki stanęło około 90.000 górni­

ków i strajk ogarnął wszystkie kopalnie węgla na Górnym Ślą­

sku. W walce tej odniósł górnik pierwsze zwycięstwo. Chociaż nie uzyskał wszystkiego tego, czego pragnął, to jednak wywalczył so­

bie w całej pełni to, że od tego czasu ustały różne szykanowania robotników ze strony pracodaw­

ców ł poczęto się z nimi obcho­

dzić po ludzku. W a lk * trwała przeszło 6 tygodni

W roku 1914 redaktorka. Janin*

Omańkowska, późniejszy poseł na sejm śląski, zaprosiła przedstawi­

cielki wszystkich towarzystw ko­

biecych do Bytomia, gdzie zorga­

nizowano jedną organizację pod nazwą „Związek Polskich Towa­

rzystw Kobiecych",

czak, zjechał na Śląsk do Gliwic i tam urządził sekretariat TCL dla śląska. Sekretariat ten orga­

nizował biblioteki w poszczegól­

nych miejscowościach, łącząc je w powiatowe komitety. W r. 1922 sekretariat przeniesiony został do Królewskiej Huty.

W listopad»® 1918 r. zwołany

został drugi zjazd przedstawicie­

lek wszystkich towarzystw kobie­

cych do Bytomia, gdzie zorgani­

zowany w r. 1914 „Związek Pol­

skich Towarzystw Kobiecych“ o- trzymal nazwę, „Związek Towa­

rzystw Polek“. Wkrótce potem po­

częto tworzyć organizacje powia­

towe, które zajęły się zakładaniem kół w poszczególnych miejscowo­

ściach.

Ponowne zwycięstwo Korfantego

Dnia 6 czerwca 1918 r. odbyły się w okręgu Gliwice—Lubliniec wybory uzupełniające do parla­

mentu niemieckiego, któro przy­

niosły Korfantemu 11.812 głosów, czyli 4.666 głosów więcej, aniżeli otrzymał centrowiec Nehlert.

Wrażenie zwycięstwa Korfantego w Gliwicach było piorunujące.

Cała prasa polaka i niemiecka ko­

mentowała ten niespodziewany wynik.

Na ogólnopolskim zjeździe Rad Ludowych z Pomorza, Wielkopol­

ski i Śląska, w dniach 4— 6 gru­

dnia 1918 r. w Poznaniu, śląsikie rady zorganizowały się w „Pod- komta&rłst Rad Ludowych dla Górnego Śląska“. Na czele tego podkomisariatu stanął radca spra wiedliwości, Kazimierz Czapla, z Bytomia.

Według rozporządzenia z dnia 31 grudnia 1918 r. nauka religil polskich dzieci miała się odbywać w polskim języku. Poza tym mia­

no uczyć języka polskiego te dzie­

ci, których rodzice tego by sobie życzyli.

Jakże jednak m ieli rodzice w y­

razić swoje życzenie, jeżeli nie o tym nie wiedzieli? Rozporządzenie ministerialne ogłoszono tylko w

„Amtliches Schulblatt“ . Chciano wykonanie tego rozporządzenia wyrwać spod kontroli publicznej, albo przynajmniej odłożyć na pó­

źniej.

Dnia 1 maja 1919 r. lud polski urządził w Katowicach, Bytomiu, Zabrzu, Rybniku, Raciborzu im ­ ponujące demonstracje narodowe.

Zebrane masy ludu uchwaliły na­

stępującą rezolucję:

„Żądamy »atychmiastowago zniesieni* stanu oblężenia V wszelkich środków, krępują­

cych wolność ludu. Żądamy wolności’ słowa, wolności dla prasy, zebrań i organizacji Żą­

damy usunięcia G rem - i H ei- mateebutra i wwfcąpiiewia, #»

przez straż obywatelską, którą należy utworzyć. Stawiamy po­

stulat narodowy odłączenia Gór nogo śląska od Prus i przyłącze nia go do Polski“.

W dniu 14 maja 1919 r. komi­

sarz Hoersimg rozwiązał podkoml- sarlat Naczelnej Rady Ludowej w Bytomiu, który kierowa} pol­

skim ruchem na Górnym śląska i utrzymywał go w gnuntoaeh pra­

wa. Równocześnie wojskowe w ła­

dze uchwaliły rozpocząć areszto­

wanie przywódców polskich w dhi z góry przygotowanych ltot.

Zarządzenie plebiscytu na Górnym Śląsku Ostateczny traktat pokojowy * dnia 28 czerwca 1919 r. zairząibaa- jący plebiscyt, dał ludowi górno­

śląskiemu możność wypowiedze­

nia Się za Polską w tajnym głoso­

waniu, ,

W wyborach gminnych z dnia 9 listopada 1919 r. Polacy odnieśli zwycięstwo (większość gmin po­

wiatów bytomskiego, katowickie­

go, zabrskiego, gliwickiego, tar- nogórskiego, rybnickiego, pszozyń skiego, lublinieckiego, oleskiego i strzeleckiego). Większość polska w radach gminnych tych 10 powia­

tów wyraża się stosunkiem 70:30.

Rozporządzenie Komisji M ię ­ dzysojuszniczej w Opolu, w roku 1920, stworzyło możliwość zapisy­

wania dzieci, uczęszczających wówczas do istniejących szkól po­

wszechnych, na naukę polską. Za rządzenie to jednak praktycznego zastosowania nie znalazło i pozo­

stało w teorii. W szkołach ówcze­

snych było bowiem bardzo mało takich nauczycieli, którzy mogli by prowadzić naukę w Języku polskim.

Rzeczywistość

wyglądała trochę inaczej

Na marginesie artykułu: „Śląski Drzymała - Antoni Chruszcz“

Po<j powyższym tytułem ukazał się w n r 7 dodatku „Św iat i życie“

z dnia 18 lutego 1947 r. artykuł Zdzisława Hierowskiego, w któ­

rym autor na tle pruskiej ustawy osiedleńczej, skierowanej przeciw, ko ludności polskiej, opisuje życie i śmierć osadnika Józefa Chrusz­

cza. A rtyku ł, dobrze opracowany, jest jednak nieścisły o ile to do­

tyczy zdań: „...był w trzech w o j­

nach...“ „Zapomniał bowiem (tj.

Chruszcz), że był Polakiem. Zacho wał wprawdzie instynktownie mo­

wę i obyczaje polskie, ale jako czynny i uświadomiony Polak n i­

gdy nie występował“ . Otóż tw ie r­

dzenia te m ijają się z prawdą, i na leży je, o ile pozornie drobna spra wa Chruszcza ma przejść do h i­

storii ruchu narodowego na Ślą­

sku, sprostować i przekazać po­

tomności we właściwym świetle.

Chruszczowi wyrządzono może mi mowolną krzywdę. ■

Chruszcz Franciszek urodził się dnia 1 listopada 1846 r. *) w Krzyż kowicach pod Pszowem, gdzie je­

go ojciec był gajowym. Po skoń­

czeniu szkoły powszechnej praco wał na kopalni „Anna“ w Pszo­

wie. W 1866 r. musiał stanąć do poboru i został zapisany do pie­

choty. Do odbycia służby wojsko­

wej zaciągnięto go w 1867 r. do Nysy i w trzecim roku służby na­

dano mu stopień kaprala. Z akty­

wnej służby w garnizonie nyskim nie powrócił do domu, ty lk o mu­

siał w 1870 r. wyruszyć na wojnę framcusko-niemiecką, gdzie uzy­

skał stopień sierżanta (Vicefełd- webel), został ranny w nogę i od­

znaczony żelaznym krzyżem. Po powrocie z w ojny ożenił się w R y­

dułtowach, żył z drobniej renty

•) Datę urodzenia podałem tog księgi poborowej rocznika 1846, jest ona niezgodna z dokumentem Smier ci, gdzie wiek Chruszcza, w dniu jego zgonu, podano na 60 lot, 9 mie- ś ją i v 4 dni

wojskowej i z dochodów z małego sklepiku, obrabiał kawałek włas­

nej ro li i tru d n ił się podobnie jak jego ojciec, przyrodoleezmetwem.

Chruszcz nie mógł przeto, jak myl nie twierdzi autor powyższego ar­

tykułu, „bić się w trzech w o j­

nach gdyż jako niespełna 18 wzgl. 20 letni młodzieniec nie mógł, ani też nie brał udziału w wojnie w 1864 r. przeciwko Danii i w 1866 r. przeciwko Austrii. Brał, udział w wojnie przeciwko Fran­

c ji w 1870/71 r „ a żadnej innej.

W 1878 r. wyjechał do Botropu w W estfalii i tam pracował prze­

szło 18 la t na kopalni. Jako Polak z przekonania, zapisał się tam do polskiego towarzystwa św. Bar­

bary, brał czynny udział w pra­

cach tego towarzystwa, a był na­

wet kolporterem gazet i książek polskich. Zarzut więc, stawiający polskość Chruszcza w bardzo w ąt­

pliw ym świetle, jest niesłuszny, gołosłowny.

Przebieg dramatu, któ ry się ro­

zegrał w Pszowie w dniu 8 sierp­

nia 1906 r. wg jedynego świadka, murarza Franciszka Morawca z Pszowa, był następujący:

Około godziny 13-tej, przybył na obejście Chruszcza żandarm M oritz ' Roth, stacjonowany w Pszowie, wraz z wymienionym Morawcem, któ ry owego dnia za­

trudniony był na szybiku wenty­

lacyjnym w Zawadzie, odległym od miejsca wypadku około 3 km.

„Amtsvorsteher" Petruske i za­

rządca kopalni Anny w jednej o- sobie odwołał go z pracy i przy­

dzielił do dyspozycji żandarma.

W ch w ili pojawienia się żandar­

ma i murarza, Chruszcz przyjm o­

w ał pacjentów pod szopą. Gospo­

darz, widząc niezwykłych, a zna­

nych mu osobiście gości, podszedł do nich i zapytał spokojnym to­

nem o celach wizyty. ’ Żandarm oświadczył osadnikowi w języku niemieckim krótko, że piec ku- oh«i>ay, »budowany w prowizo­

rycznym mieszkanku w byłym do­

le do kiszenia paszy i komin zo­

staną zburzone. Chruszcz prosił o zaniechanie tego zamiaru, gdyż uda się jeszcze raz do policji z pro śbą o odwołanie tego fcakazu. Żar.

darm nie zwrócił jednak żadnej uwagi na Chruszcza i nakazał m u­

rarzowi przystąpić do burzenia.

Chruszcz udał się w międzyczasie do wsi. Po powrocie, widząc spu­

stoszenie, oświadczył żandarmo­

wi, że nie zginął na wojnie, lecz teraz będzie musiał zginąć z w iny prześladującego go „Amtsvorste- hera“ i z w iny żandarma. Słowa te przetłumaczył Morawiec żandar­

mowi na język niemiecki. Żan- ,darm jednak oświadczył w języ­

ku niemieckim: „dalej burzyć, co może nam ten głupi Chruszcz, zrobić". Bardzo obrażliwymi sło- w m i i butą praskiego żandarma do ostateczności podrażniony Chruszcz, widząc się pozbawić nym przytułku i zrujnowanym, u- dał się w przystępie rozpaczy do pobliskiej szopy skąd po chwili padły dwa strzały, kładąc żandar­

ma trupem na miejscu. Morawiec zbiegł i doniósł o wypadku policji.

Na miejscu wypadku zjawiła się niezadługo żandarmeria i uzbro­

jeni urzędnicy z psami. Chruszcz widząc się otoczonym, schronił się do pobliskiego lasku, gdzie cel­

nym strzałem w serce, pozbawił się życia. M iał on zezwolenie na posiadanie broni, gdyż był dzier­

żawcą polowania.

Tak zginął „śląski Drzymała“ , inwalida wojenny, robotnik, » później osadnik. Powodem ¿eg*»

tragicznej śmierci były pruskie ti- stawy osadnicze, skierowane prz»

ciwko Poląkom i szykany p ru ­ skich urzędników wykonujący*3"

gorliwie wszystkie nakazy swych mocodawców, gdy były one skie­

rowane przeciwk'> tedności pol­

skiej.

Iń w M M Ś Httbomr

(3)

Nr 11 (ŚWIAT I ŻYCIE) DODATEK TYGODNIOWY „DZIENNIKA ZACHODNIEGO** m

W ro c ła in s k ie Z a k ła d y N a u k o w e E ch a p o b y tu d e le g a c ji R z ą d u C z e c h o s ło w a c k ie g o

u j

W a rs z a w ie

Seminarium matematyczne

Główny rozwój matematyki pol­

skiej przypada właściwie dopiero na okres między dwiema wojna­

mi światowymi. W ielkim „no- vum“ w tej dziedzinie było wyda­

wane w Warszawie czasopismo

„Fundamenta Mahematicae“ , któ­

rego pierwszy numer ukazał się w 1920 r. Pismo to miało za za­

danie zgrupować prace, odnoszą, cę się do działów, którym i zajmo­

wało się specjalnie środowisko warszawskie, a była to teoria mnogości i jej zastosowania. P i­

smo założyli i redagowali profe­

sorowie: Zygmunt Janiszewski, Stefan Mazurkiewicz oraz Wac­

ław Sierpiński.

W piśmie tym, o charakterze międzynarodowym i takiej jego wartości, zamieszczał swe prace także szereg znanych uczonych zagranicznych. Stało ono na tym Poziomie, że niejednokrotnie sa_

mo przyjęcie pracy przez Redak­

cję, było powodem do uznania jej jako doktorskiej.

Przed wojną wyszły 32 tomy

„Fundamenta Mahematicae“ . Pó Wojnie natomiast ukazał się je­

den, pod każdym względem do­

równujący poprzednim, ale nie­

stety, mimo, że materiały dawno przygotowane są do druku, — wydanie dalszych napotyka na trudności. Powód — brak odpo­

wiedniej drukami.

św iato w a sława

Tymczasem polskie wydawnic­

twa matematyczne za wszelką cenę winny być nadal wydawane.

Bo jeżeli sami nie zawsze potra­

fim y ocenić, co posiadamy, to czasem powiedzą nam o tym ob­

cy. W czasie wojny n. p. firma nowojorska Stochert odbija me­

todą fotograficzną prawie wszyst­

kie tomy „Monografia Matema­

tycznych“ . Dziwne tylko robi na naś wrażenie napis, podający rn. im. miejsce wydania jak w ory­

ginale: „Warszawa — Lwów-1934“ , gdy z drugiej strony karty ty tu ­ łowej figuruje: „Printed in Chi­

na". Czyż potrzeba bardziej do­

bitnego świadectwa stopnia po­

pularności wydawnictwa i jego Wartości dla nauki światowej? —

Drugim centrem nauk matema­

tycznych był Lwów. Prof. Ste­

fan Banach i prof. Hugo Stein­

haus zaczęli tam w 1929 r. w y.

dawać „Studia Mathematicae“ . dochodząc do dziewięciu tomów dorobku ogólnego. Pismo to tak­

że miało żywy kontakt z zagra­

nicą nie ustępujący „Fundamen tom".

Aby nauka mogła krzewić się szerokie i nieskrępowanie po trz e b n y jest do tego specjalny

„ k lim a t“ , czy nazwijmy to —- atmosfera naukowa. Wytworzvlv ja właśnie redakcje wspomnia nych wyżej wydawnictw i w * gółności oba srodowislA które wsp<ftpracy, ' k o m u ^ ą c

Ä Ä s r s s ' a r

oddział* St.^R wsp,?lne wysiłki

w ro rta ° w id • w ię c m a te m a ty k i

^ o ö a w s k i e j S1ę g a g l ę b o k o d o

g a ia ^ ir ,pr2edY 0jennych- Poma.

£ " L temu wybitnie czterej pro-

^ o w i e kierownicy Semika.

M atem atycznego U n iw e rs y - w ru 1 P o lite c h n ik i w e W ro c ła w iu .

Najbardziej zasłużeni _ P roh Dr. Hugo Steinhaus, je-

z twórców lwowskiej szkoły matematycznej i profesor tam tej.

szego uniwersytetu w okresie przedwojennym, założyciel i re­

daktor czasop. „Studia Matem.“ , zajmuje się specjalnie statystyką matematyczną i rachunkiem pra­

wdopodobieństwa, analizą fu n k­

cjonalną. szeregami ortogonalny­

mi. Z większych dzieł, wspólnie ze swym uczniem, docentem U. J.

K. Stefanem Kaczmarzem, zagi­

nionym w czasie . wojny, wydał monografię p. t.: „Theorie der Orthogonalreihen“ . Następnie, z najbardziej znanych: „Kalejdo­

skop matematyczny“ , książkę, która w Ameryce wyszła pod ty ­ tułem: „Mathematical Snapshots“

„Czym jest i czym nie jest mate­

matyka“ oraz około 80 prac z różnych dziedzin. Prof. Stein­

haus jest obecnie dziekanem Wy­

działu Matematyki Fizyki i Che­

mii, czyli tzw. „Wspólnego“ dla Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu.

Niedawno prof. Steinhaus . o- trzymał od Polskiego Towarzy­

stwa Matematycznego nagrodę im.

Stefana Banacha za okres pracy jego w latach 1939—1945.

Prof. Dr. Władysław Slebodziń- ski, będąc docentem Uniwersy­

tetu Warszawskiego, wykładał przed wojną w Poznaniu. Jest wybitnym specjalistą w zakre­

sie geometrii różniczkowej, zaj­

muje się specjalnie dziedzinami, tworzącymi podstawę matema­

tyczną ogólnej teorii względności.

W wyższych uczelniach wrocław­

skich zajmuje jedną z katedr ma­

tematyki i pracuje oprócz, tego jako zastępca profesora na kate­

drze mechaniki teoretycznej.

Prof. Dr. Bronisław Knaster był przed wojną docentem Uniwersy­

tetu Warszawskiego. Specjalno- ścą jego jest topologią, w której to dziedzinie uważany jest za in ­ dywidualność, cieszącą; się w iel­

kim uznaniem. W swoim czasie zdefiniował on pewne osobliwe twory, dziś zwane w matematyce

„kontynuami knasterowskimi“ . Konstrukcja takich kontynuów u_

chodzi za jedną z najbardziej skomplikowanych tej gałęzi wie­

dzy. Prof. Knaster jest także znawcą spraw drukarskich i wchodzi do Rady Drukarni U ni­

wersytetu i Politechniki we Wroc­

ławiu.

Prof. Dr. Edward Marczewski, jest uczniem szkoły warszawskiej, gdzie się habilitował, — specjali­

stą w teorii fu nkcji rzeczywistych, a zwłaszcza w teorii m iary i sta­

łym współpracownikiem „Funda­

menta Mathematicae“ . Tak, jak i prof. Knaster, w czasie . wojny wykładał w Uniwersytecie Lwow skim.

Współpraca zakładów

Premier Gottwald (z lewej) i gen. Svoboda przed płytą Nieznanego Żołnierza na Placu Zwycięstwa, na której delegacja Rządu Czecho

słowackiego złożyła wieniec.

Na trybunie honorowej podczas defilady na placu na Rozdrożu.

Od prawej: żona premiera Gottwalda, premier Cyrankiewicz, premier Gottwald, wicepremier Gomółka, minister gen. Svoboda-

Fanfarzyści w czasie defilady. Oddziały Wojska Polskiego defilują.

naukowych

Na charakterze Seminarium Matematycznego wraz z Zakła­

dem Mechaniki Teoretycznej, w y­

bitne piętno wycisnęła symbioza Uniwersytetu i Politechniki. Po­

nieważ Zakład obsłużyć musi studentów dwu uczelni,, jest chy­

ba największym tego rodzaju w Polsce. Zasadniczo związanych z nim jest 6 katedr, z których dwie na razie nie obsadzorie. Z młodszych sił pomocniczych nau­

kowych posiada obecnie Zakład 9 osób.

Różnorakiej pracy w Zakładzie jest mnóstwo. W pierwszym pół­

roczu br. jednocześnie kształcono około 1.300 studentów: matema­

tyków, fizyków, astronomów, przyrodników, elektro-mechani- ków studentów Wydziału Budo­

wlanego, architektów i rolników.

W drugim półroczu prof. Knaster ma nawet wykładać „metody statystyczne" dla psychologów i medyków. Przy tak dużej różno­

rodności studiujących, każdy w y­

kład wymaga innego podejścia,

TA TR Y W

innego doboru przykładów. Wpra­

wdzie jak największą uwagę przywiązuje się do pracy nauko­

wej, niemniej czyni się wiele w ysiłku i. starań, aby jak naj­

lepiej wypełnić także i obowiązki dydaktyczne w stosunku do wszystkich grup studentów. W pierwszym etapie pracy — bezpo­

średnio po uruchomieniu Uczelni, głównym staraniem było zaspo­

kojeni© tych właśnie potrzeb. W szczególności połączenie Uniwer­

sytetu z Politechniką, będzie miało — jak się zdaje — ten rezul­

tat, że zagadnienia matematyki stosowanej będą tu opracowywa.

ne w silniejszym stopniu, niż t,o ma miejsce zwykle na uniwer­

sytetach.

Wspólne posiedzenia Cotygodniowe zebrania nauko­

we, w jakich biorą udział wszy­

scy pracownicy naukowi Zakładu, są trojakiego rodzaju:

Piątkowe posiedzenia Oddziału Wrocławskiego Polskiego Towa­

rzystwa - Matematycznego (naj­

starszego z istniejących towa­

rzystw naukowych we Wrocła­

wiu, gdyż pierwsze jego zebranie odbyło się już 20 października 1945 r.), są poświęcone wyłącz­

nie referowaniu własnych* rezul­

tatów naukowych. Od czasu do czasu biorą w n ic h ' udział także i goście spod Wrocławia, jak prof. Stan. Gołąb i prof. Otto N i- kodym z Krakowa, prof. Włady­

sław Orlicz z Poznania, prof.

Kazim. Kuratowski z Warszawy.

Obecnie są w planie dalsze zapro­

szenia, projektuje się przyjazd k ilk u aktywnych matematyków z najmłodszego pokolenia.

Prowadzone wspólnie przez czterech profesorów seminarium wtorkowe, poświęcono przeglądo­

w i publikacji. A ktyw ny udział, przez referowanie najnowszych prac, biorą wszyscy pracownicy naukowi Zakładu i k ilk u zaawan­

sowanych w nauce studentów.

Praca ta nie ogranicza się zresztą

jedynie do referowania artyku­

łów, przeczytanych w czasopis­

mach. Na jednym z najbliższych posiedzeń np. będzie omawiana praca prof. Hadwigera z Berna Szwajcarskiego, nadesłana świeżo do „Fundamentów“ . Na jednym z odbytych już posiedzeń — asy­

stent Hartman referował w yniki prac prof. Jarnika z Pragi cze­

skiej, nadesłane mu w liście, w ramach dwustronnej wymiany myśli. Na posiedzeniach tych o- mawia się też kwestie natury dydaktycznej, związane z co.

dzienną pracą w Uniwersytecie i Politechnice.

Trzecim rodzajem posiedzeń jest Konwersatorium z teorii mia­

ry i teorii ergodycznej. Prowadzi je prof. E. Marczewski. W czasie ( tych posiedzeń referuje ostatnio | swą pracę doktorską asystent:

Hartman. Wszystkie tematy o prą-!

cowywane i omawiane są t u 1 szczegółowo i z dowodami, w przeciwieństwie do dwu poprzed­

nio wymienionych zebrań, Brak książek

Jedną z najważniejszych porno- ! cy naukowych każdego Zakładu

— jest jego biblioteka. W tym wypadku — księgozbiór Senjina.

rium Matematycznego ma jeszcze wielkie braki. Z dawnej uniwer­

syteckiej biblioteki matematycz­

nej nie zachowało się prawie nic.

Wszystko spłonęło bowiem wraz z Instytutem w czasie oblężenia Wrocławia. Z tych zaś książek, którą Niemcy ewakuowali z mia­

sta na prowincję, a które zdołano odszukać, otrzymano na razie ok. 100 tomów. Obecny więc księgozbiór jest trojakiego po­

chodzenia. Jedna jego część — to zbiór pierwotny katedry mate­

m atyki dawnej niem. Politechni­

ki. Drugą zebrał prof. E. M ar­

czewski spośród opuszczonych prywatnych księgozbiorów ponie­

mieckich. Trzecią część stano- j wią nabytki nowe, zwłaszcza z I dziedziny polskiej literatury ma- j tematycznej. Biblioteka w ten [ sposób skompletowana, liczy o- . becnie 2.000 tomów, ok. 4.000 od­

bitek i niewielką liczbę czaso-, pism. Z tego zbiór literatury niemieckiej jest dość obfity, pol­

skich książek jest już także sporo.

Stosunkowo bardzo niewiele udało się zebrać wydawnictw rosyjskich, francuskich i angielskich. Główną : bolączką jest niezorgańizowany;

dopływ czasopism. Zwłaszcza z o- kresu wojennego reprezentowane są tylko bardzo niieliczme. Można uzyskać wiele literatury zagra­

nicznej drogą wymiany. Lecz n aj­

pierw musi być pokonana główna przeszkoda, jaką jest sprawa dru­

ku. Katalogowanie jest w peł­

nym toku. Biblioteka, do czego przywiązuje się wagę specjalną,

jest dla studentów czynna co­

dziennie.

Seminarium Matematyczne we Wrocławiu posiada pewną okaza­

ła księgę, zatytułowaną: „N o w i księga szkocka“ . T ytuł dla nie wtajemniczonego brzmi co n aj­

mniej zagadkowo. A historia tej księgi jest następująca:

Historia pewnej książki Może nie wszyscy zdajemy so­

bie sprawę z faktu, że matema­

tycy, to jednak wesoły naród.

Tworząc pewną grupę, związaną węzłem wzajemnych zaintereso­

wań, zbierali się oni niegdyś we Lwowie w kaw iarni „Szkockiej“ . A gdy m ów ili o matematyce. — chętnie smarowali stół, serwetki, cenniki itp., wypisując na nich trudne, nierozwiązane zagadnie­

nia .matematyczne. Stawiający dane zagadnienie przed forum zebranych, za rozwiązanie zobo­

wiązywał się na piśmie do re­

wanżu, w postaci przeważnie mniejszej lub większej ilości p i­

wa albo kolacji u George‘a. By zapobiec rozproszeniu się owych ulotnych, a nieraz bardzo cen­

nych kartek, prof. Banach sprawił braci matematycznej gru­

by zeszyt, zdeponowany u płat­

niczego, który miał za zadanie podsunąć książkę, aby do niej, zamiast na stoliku czy serwetce wpisywać dane zagadnienie. Za­

razem zaznaczało się wysokość ewentualnej nagrody.

Ten właśnie wesoły zwyczaj wznowiony został we Wrocławiu i stąd osobliwy ty tu ł książki. Do tej wrocławskiej — wpisano już 38 różnych zagadnień. Figurują w niej m. in. goście obcy, jak prof. Sarnik, który za rozwiąza­

nie postawionego przez siebie za­

gadnienia stawia nawet 100 czy 300 litró w piwa pilzneńskiego.

Młodzi matematycy chcieliby rozszerzyć tę „Nową księgę szkoc­

ką“ przez wydawanie małego pis­

ma, poświęconego nie rozwiąza­

nym zagadnieniom.

W czasach niemieckich 1 Wroc­

ław nie , był zbyt silnym środo­

wiskiem nauk matematycznych.

Nie wydano niczego godnego u- wagi. Przejściowo wykładali tu wprawdzie w ybitn i uczeni jak Lejeune-Dirichiet, Kneser, Rade- rnacher — ale na tym właściwie koniec.

Dziś Wrocław bierze żyws' u.

dział w pracach Polskiego Tow.

Matematycznego. Jest ono jako całość aktywniejsze obecnie, niż przed wojną. Sprawia to rozpro­

szenie poszczególnych matematy­

ków, siedzących w takich środo­

wiskach, jak Lublin, Toruń, Łódź, Gliwice i szukających dlatego ściślejszego ze sobą kontaktu. Tę aktywność P. T. M „ grupującego

w swych szeregach wszystkich pracowników naukowych danej dziedziny, należy , w dużej mierze zawdzięczyć prezesowi jego, prof. K. Kuratowskiemu oraz po­

parciu Wydziału Nauki w M in i­

sterstwie Oświaty, specjalnie zaś naczelnika, dra Geblewicża.

Konferencja m atem atyków Pierwsza powojenna konferen­

cja matematyków polskich odbyła się właśnie we Wrocławiu w dniach 12—14 grudnia 1946 r.

Wzięli w niej udział prof. Wacław Sierpiński, prezes Towarzystwa Nauk. Warszawskiego oraz prof.

K. Kuratowski, prezes Pol. Tow.

Mat, jak też delegaci ze wszyst­

kich większych ośrodków nauko­

wych w kraju. Na konferencję przybyli też znakomici goście zagraniczni w osobach prof. Sor­

bony Amanda Denjoy, członka Paryskiej Akademii Nauk; prof.

Gustawa Choąuet, wybitnego ma­

tematyka młodszego pokolenia oraz prof. Vojtecha Sarnika z Pragi czeskiej. Podczas zjazdu wygłoszono ponad 20 referatów naukowych. W jego ramach od­

była się też akademia żałobna, poświęcona pamięci zmarłego we Lwowie w .1945 roku prof. St.

Banacha. Za wzorową organizację Zjazdu, którą do zawdzięczenia mamy prof. E. Marczewskiemu, otrzymał Oddział Wrocławski spe­

cjalne podziękowanie.

W maju br. planowana jest na­

stępna konferencja matematy­

ków polskich, tym razem w K ra­

kom ;p.

Konferencja wrocławska zaję­

ła się wśród innych, także jedną z największych ogólnopolskich bolączek, jaką jest niemożność wydrukowania dawno już goto­

wych prac. Na wniosek Zarządu P. T. M „ uchwalono rezolucję, uważającą za jedną z najpilniej­

szych potrzeb utworzenie w Pol­

sce drukarń specjalnie nauko­

wych, które by mogły drukować wydawnictwa i książki matema­

tyczne.

Sprawa drukarń jest tym po­

ważniejsza, że właściwie jedyną formą, jedyną możliwością otrzy­

mania czasopism zagranicznych jest obecnie wymiana. A my w tej chwili prawie nic nie możemy posłać, a tym samym otrzymać.

Toteż bez pomocy Rządu i cen­

tralnego kierownictwa drukarń, trudno będzie wyjść z im ­ pasu.

W związku z ruchem, przeja­

wiającym się wśród starszych matematyków, powstało aktyw­

ne koło Matem.-Fizyczne studen­

tów Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu, które urządziło sobie bibliotekę, organizuje refe-

(Dokońezenie na str. 6-tei)

(4)

w DODATEK TYGODNIOWY „DZIENNIKA ZACHODNIEGO* Nr 11 (ŚWIAT I ŻYCIE)

A L B E R T A C R E M E N T / V O W E L / 1

D ra m a t bez słów

Nie było — ¿da się — spokoj- niojszego, domowego ogniska.

W mieszkaniu, które zajmowa­

li. po rozmieszczeniu mebli, po wzorowym zawsze ustawieniu ar­

tystycznych drobiazgów, poznawa io się regularność ich życia.

Żyli w stanie małżeńskim już przeszło 20 lat i byli — zdawać by się mogło — szczęśliwi. Nie w sposób sisumny i hałaśliwy.

Instynktownie nienawidzili hala- au. I to całkiem poważnie!

Potrafili bez ukrytych uraz csynić sobie wzajemnie drobne ustępstwa, tak niezbędne w po­

życiu małżeńskim. Gdy się jedno drugiego o coś pytało, robiło to z uprzedzająca grzecznością. A kiedy prowadzili dyskusję, czyni­

li to zawsze głosem równym, spokojnym.

Prawdę mówiąc, byli bardzo b ojażliw i oboje. On był powieś- ciopisarzsm. Atoli nazwisko je­

go, Lucjan Richez. nie wychodzi­

ło poza obręb pewnego rozgłosu.

A le to mu starczyło. By fortuna przyszła do niego, wraz ze sła­

wą w ielkich 'nakładów, trzeba by było włóczyć się po salonach pokazywać na uroczystościach;

zawsze się od tego wstrzymywał.

,.Zbytnia skromność“ — mawiali przyjaciele. W rzeczywistości:

bralc odwagi.

Gdy w racał, całował małżonkę w czoło, wygłaszając przy tym niezmiennie to samo zdanie:

„Mam nadzieję, że nie nudziłaś się zbytnio beze mnie, moja ko­

chana?“

Na co otrzymywał zawsze tę

samą rnn.t.1 więcej odpowiedź:

„Nie, tyle jest do roboty w miesz kaniu. ale mimo to cieszę się, że cię znów widzę“.

Pani Richez uczestniczyła zresz ta w pracach swojego męża, jed­

nak w sposób barcfeo dyskretny.

Jej to przypadło w udziale przepisywać na maszynie opowieś ci. które mąż publikował perio­

dycznie w „W ielkim Dzienniku“.

Przepisywała je. wkładała do koperty i wysyłała. Ta skromna praca starczyła jej. by się uwa­

żać za współpracowniczkę. Nie­

stety. nawet nie przeczuwała dra matu, który jej groził.

Bo i jakże w wieku lat 50-ciu człowiek taki, jak Lucjan Richez mógł sobie zawrócić głowę ko­

bietą rozwiedzioną, której prawie że nie znał.

A wszakże te właśnie się przy­

darzyło. Rozwódka nazywała się Hortensja Balezka. Ładna, o- toczona nimbem awantumiczoś- ci, imponowała tym, powieścio- pisarzowi, który widział już w marzeniach karierę, jaką by zro­

bił przy boku takiej, jak ona istoty. A że był bojaźliwy, wo­

dziła go za nos Pewnego dnia żądała, by ją poślubił, tak jak się żąda jakiegoś cacka z fantazji.

Trzeba było więc prfeede wszyst kim się rozwieść, Cóż! To powin­

no być rzeczą łatwą. Po dokła­

dnie 23 latach małżeństwa, żona jego nie powinna go już kochać.

Żyli razem raczej siłą przyzwy­

czajenia niż uczuć. Separacja winna się odbyć bez zmartwień- Hortensja Balezka mówiła głosem

ciepłym, tonem zdecydowanie kategorycznym. Całkowicie prze­

konała Lucjana Richez. który wróciwszy do domu nie omiesz­

k a ł zresztą ucałować małżonki w czoło, mówiąc: „Mam nadzieję, że nie n/udzilaś się zbytnio beze mnie, moja kochana?“

„Nie. tyle jest do roboty w mieszkaniu! Ale mimo to cieszę się, że ■ cię znów widzę“.

Wieczora tego, szukał środków zrealizowania swego projektu.

Oczywiście nie o to chodziło, by uciec jak złodziej. Aby uspokoić swoje sumienie, musiał mieć szczęście jego domowego ogniska jest tylko czczym słowem, teraz, gdy miłość wygasła. Chodziło o jasne stawienie sprawy. A gdy już raił ustali się fakty separa­

cja sama się im narzuci. Tak, ale w jaki sposób dwoje ludzi nie­

śmiałych mogło się zdobyć rów­

nocześnie na iasne stawienie spra wy? Gdy sobie przypomnimy, że Lucjan Richez był powieściopi- sarzem, nie weźmiemy mu za złe, że w tych okolicznościach, zna­

lazł w swej wyobraźni nowy pre cedems.

Aby zobrazować swej żonie nowowytworzoną sytuację, zreda­

gował opowieść, w której, za po­

średnictwem zmyślonych postaci

— wyjaśnił całą historię. Dla lepszego zrozumienia dodał zręcz nie parę intymnych szczegółów tak, aby pani Richez nie miała żadnych złudzeń co do właściwe­

go znaczenia tej opowieści. W zakończeniu rozwiódł dwoje mał żonków zaznaczając że żona, w

której sercu nie zostało już nic z dawnei miłości, odeszła bez ża­

lu na Południe, gdzie, mając za­

pewniony byt materialny, mogła pędzić szczęśliwe dni na łonie rodziny...

Gdy oddawał ów tekst pani Richez, nie odbyło się bez wzru­

szenia. Ale Hortensja Balezka powinna być zadowolona. Pilno mu też było donieść je j o tym

„wyczynie“.

Gdy wracał, pytał się sam sie­

bie w duchu, jak też żona go przyjmie. „Mam nadzieję, że nie nudziłaś się zbytnio beze mnie, moja kochana?“ — spytał nie­

pewnym głosem. A ta mu na to ze zwykłą pogodą w oblicz«:

„Nie, tyle jest do roboty w mieszkaniu... Ale mimo wsfeystko cieszę się, te cię znów widzę'1.

Czyżby nie zrozumiała? Lucjan sądził, że odłożyła na jutro ko­

pię opowieści. Zapytał się wprost o to. Powiastka została dokład­

nie przepisana ńS maszynie, od­

czytana uważnie i odesłana do

„Wielkiego Dziennika“.

Dlaczego więc nic n>e mówiła?

Milczenie jej było niezrozumiałe.

Bezsprzecznie i ona była nieśmia ła. Ale teraz gdy sytuacja przed­

stawiała się tak jasno w swej brutalnej prawdzie, gdy chodzi, i- już tylko o wyciągnięcie z niej odpowiednich konkluzyj, — zre- sfctą wcale nie groźnych, — zda­

wało mu się, że można już mó­

wić. Cała trudność polegała na tym. od czego zacząć.

Lecz i na to znalazł się sposób!

Gdv opowieść ukazała Sie w dru-

iï*srÆ&€:Æ 9 $i€M§ c ś e c f z l e d . .

ZO FIA BRONIKOW SKA

D o s y n a

. . . Dalekie cię nęcą podróże . . . Nad mapą pochylony — godzinami wyznaczasz dalekie trasy,

przemierzasz lądy nieznane i oceany olbrzym ie — wzdłuż i wszerz . . . A nocą ci się śni

niezwykłych przygód ogrom.

Że ty tak samo . . . Że ty też

ja k Józef Conrad, jak Jack London . . .

I nawet nie wiesz o tym , że może w tej samej ch w ili w jakim ś dalekim, obcym kra ju czyjaś głowa nad mapą się chyli, a oczy są pełne łez

i serce pełne tęsknoty . . . Za słońcem

pszeniczno-złotym, za wierzbą rosochatą pochyloną nad stawem — za błękitnie bieloną chatą . . . Tobie — śnią się w marzeniach egzotyczne dżungle —

słoneczny urok In d ii, drapacze chmur . . .

A ktoś inn y — stamtąd — wspomina:

Śląsk!

Mazowsze!

Pomorze

i sine pasmo

g ó r ! . . .

JÓZEF BARANOW SKI

O dobrej mieiniórce

Przyleciała wiewióreczka Do swej koleżanki:

/ — M oja droga, moja złota, Takie zimne ra n k i. . .

A orzeszki wszystkie zjadłam I smaczne żołędzie,

Chłodno — głodno w m ojej dziupli, Nie wiem, co to będzie.

■ •

Bądź tak dobrą i poratuj Biedną w iew ióreczkę,.

Choć żołędzi parę funtów, Orzeszków troszeczkę.

— Ależ chętnie, moja droga, Mam dosyć zapasu,

Zima już na ukończeniu, Coraz cieplej w lasach.

Zamów tylko dwa zajączki, Niech przyjadą wozem, M ój braciszek zapakować Towar m i

pomoże.

— Ach, dziękuję ci, dziękuję!

— A leż nie ma za co!

Pospiesz się i z zajączkam i Zaraz do nas w racaj.

hu. Lucjan riie h e z . znalazł w niej to, czego szukał. Żona jego zmie­

niła ¡zakończenie opowieści. Dwo je małżonków kontynuują jeszcze kroki rozwodowe, ponieważ mąż tego się domaga, ale żona. która nawet po 23 latach małżeństwa nie przestała go kochać, chociaż może nieraz miłość swą źle w y­

rażała, umiera z rozpaczy.

To była odpowiedź!

Lucjan Richez zrozumiał Tego samego dnia zerwał z Ba- lęzką. Lecz podobnie jak i żona — nie zdradził się, że wię o jej przypadkowej współpracy,

nigdy się jej n e przyznał, że czy tał zakończenie w jej interpreta­

cji. Takie to zdarzają się czasem dramaty bez słowa!

„Mam nadzieję, że nie nudzi­

łaś się zbytnio beze mnie, moja kochana?" — zapytał się tylko odrobinę łagodniej niż zwykle, gdy wrócił.

„Nie, tyle jest do roboty w mieszkaniu... Lecz mimo to cie­

szę się, że cię znów widzę“ — odrzekła żona wyciągając ku nie­

mu ramiona. —

Przekład! K. Tomaszewskiego

Przed wiosennym sezonem

Wprawdzie przeciągająca się nadmiernie zima straszy nas cią­

gle przeróżnymi niespodzianka­

mi, ale i tak wiemy doskonałe, że to ostatnie je j wyczyny. P rak­

tyczna kobieta już po Nowym Roku rozmyślać poczyna o wio­

śnie, tej płaszczowo-kostiumowej, bo wiadomo, że gdy pewnego dnia spod śniegu wyjrzą pierw­

sze kwiatki, już na szycie, o d i wie żanie i przeróbki będzie stanow­

czo za późno.

Skąpe na razie wiadomości o wiosennych niespodziankach mo­

dy podają, iż:

w kostiumach obowiązuje ża­

kiet lekko wcięty w talii, jedno

Ostatni krzyk mody — kostium i jednobarwny, w kolorze szarym.

i Żakiet zaokrąglony z przodu, o kloszowej, „tiurniurowej“ lvnn tyłu i oryginalnych kieszeniach.

lob dwurzędowych, na wzór mę

»kich m arynarek;

najw ięcej noszone będą spód­

nice sportowe, z jedną głęboką fałdą na przodzle. Długość spód­

nicy 5 —- 7 cm poniżej kolan;

ififl« widziane będą do kostiu­

mów bluzki fantazyjne, z pliso­

wanym i żabotami, koronką itd.;

kolory tylko najjaśniejsze: sza ry we wszystkich odcieniach, re­

zedowy, niebieski i żółty. Beige , wchodzi zdecydowanie na m iej- I zoo popielatego!

powszechnie noszone będą wsze lakie kraty, mniejsze i większe, zależnie od smukłości sylwetki.

Poza tym nie należy przejmo­

wać się tym, co zobaczymy w żur nalach, i pamiętać, że prawdziwą elegancję tworzą nie ekstrawa­

gancje mody, ale osobisty wdzięk, smak i umiar.

Elegancki kostium przedpołudnia- wy. Żakiet w paseczki, o cieka­

wym wyzyskaniu pasków na przodzie, spódniczka gładka, lek­

ko skloszowana.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Natomiast aby zdefiniować pęk, należy wyróżnić punkt; pęk stanowi określony zbiór prostych, a więc zbiór zbiorów innego typu, a wyróżniony punkt nie

Metoda projektów jest metodą kształcenia sprowadzającą się do tego, że zespół osób uczących się samodzielnie inicjuje, planuje i wykonuje pewne przedsięwzięcie oraz

Święto Pracy zostało ustanowione w 1889 roku przez II Międzynarodówkę (Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników) w Paryżu, dla upamiętnienia wydarzeń, które

Dziś w nocy rozpoczyna się akcja.. Dziś w nocy początek naszej

Streszczenie. W artykule podano uzyskane na drodze ekaperymental nej zależności przydatne do obliczenia natężenia przepływu przez szczelinę promieniową, przy znanym spadku

2 szulfady chłodnicze oraz drzwi w dolnej części urządzenia front chłodniczy z podświetlaną przestrzenią ekspozycji urządzenie zasilane ekologicznym czynnikiem chlodniczym

Wojna, która rozerwała sojusz zaborców, na grobie Rzeczypospolitej Polskiej zawarty, wojna, która toczy się na naszej ziemi i o naszą ziemię — wojna, która wyrywa nas z

Nie bez znaczenia jest również i to, że świat nowoczesny (czy ponowoczesny - rozstrzygnięcia terminologiczne pozostawiam czytelnikom) staje się coraz bardziej jednolity,