• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 2, nr 10 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 2, nr 10 (1919)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok u. Nr. 10 Cena numeru 80 fen. 9 m arca 1919

c z z s o p o l i t ^ c z j w .

(2)

Str. 2. -- Nr. 10. „S Z C Z U T E K‘‘ 9 marca 19T9.

H ym n b ojow y M igaw k i sejm o w e

o ficera p ro w ia n to w e g o

Żegnaj ojcze, żegnaj m atko I ojczyste m ury

Jutro spieszę na bój krwawy Do intendantury.

Nieś mię koniu wiatronogi Przez pola, dąbrowy Żegnaj dziewczę, bo mię wola

Urząd prowiantowy.

Byłem ju ż na różnych frontach Kolo Gródka, Rzęsny

Moja wojna jest też krwawa Mam referat mięsny.

Grzeją kule i „maszynki", Ukrainiec praży Na wojence ja k to ładnie

Ale — przy menaży.

Żołnierz liczy wszy w koszuli Gdy wraca z placówki Ja też liczę — w m ym portfelu

Przybytek gotóułki.

Niech na całym świecie wojna Niech szaleją biesy

Byle kieszeń ma spokojna Byle interesy!

B u ry Jan

TL ro k o w a ń p olsk o-uk raiń sk ich Członkowie misyi koalicyjnej, któ­

rzy wyjechali do Chodorowa ce! m prowadzenia rokowań z U kraińca­

mi, wrócili z riiiną bardzo kwaśną.

W inne temu było menu obiadowe, którego deser stanowiła kiełbasa z ruskim kompotem. Natomiast ce­

rem oniał obiadu przypom niał F ra n ­ cuzowi ku ich wielkiej radości cz:i- sy Ludw ika XIV. Przez cały czas obiadu panowała przy stole w ersal­

ska cisęa, albowiem nikt z gospoda­

rzy nie um iał po francusku.

M y sem ła d y !

Gdy Polska zmartwychwstała, brat Czech był Sm utny. Wszystkie fraze­

sy o miłości słowiańskiej Vymazał i odpowiednią chwilę wśród opresyi polskich Vykoukal. Za węgiel zrabo­

w any Nezaplatil i do Cieszyna Po~

spisil. Czeanprędzej prastarą ziemię piastowską Udrzal i był Yesely.

Aż tu przyszła koalicya i brat Czech rad nie rad się Navratil. Te- I raz pociesza się po Cieszynie i jest

nam nadal wróg Zatraceny.

W klubie kolbuszowsko-tarno- brzeskim „pod wesołym okoniem*1 pcdczas mowy min. skarbu Engli- cha:

— Słuchajcie, Dąbal, kto to jest ta „w aluta“?

— To pewnikiem żona Paderew­

skiego, bo tu u nich taka pańska moda — a Maniuta, a Ziuta. W alka jej n a imię, to ją wołają W aluta...

* •

Z mowy posła Mąkulskiego:

— Z drogi! Pany na prawo, dzia­

dy na lewo, dobrze, że was tak m a­

ło — bo m y chłopy zaw'sze środ­

kiem — prosto do Polski...

* *

Na ławrach chłopskich podczas słynnej mowy posła Korfantego:

1. Kumie, kio to gada?

2. Jakiś psiaw iara Niemiec zatra­

cony, niechrześcijańskie jego imię...

3. A dy po naszemu mówi.

4. E, po polsku ta pyskuje, a nie słyszycie, jak judzi? t o bolszewik, co go nam Poznańczyki przysłały, bo już z nim w domu wytrzymać nie mogą...

» •

K ram arz tu, K ram arz tam ! Ja sem w Czechach urodzony, A ustryi-m robił kram.

Przez Habsburgów nauczony.

Doświadczenie mam.

N ikt m i nie jest w polityce K um , brat, ani swat —

Bo to moje, co pochwycę, Byłem śmiało kradł.

Kramarz tu, Kramarz tam W szyscy m y kramarze.

Jakie ja prawo m am Kramarstwo pokaże.

Ja nie frant Koaliant Z- paskarzami trzymam „hand(‘.

Lachom z Śląska Ani kąska To nie ichni land!

Ja sem w Czechach urodzony.

Na skrzypeczce gram.

Choć m uzykant nieuczony — Gram i tańczę sam.

A zaś Polska choćby miała Nadcymbały swe,

Będzie zawsze tańcowała, Jak się komu chce.

Fi. h.

„ N a u c h o “

(Z c y k lu a n e g d o t, z a k t ó r e w c z a s a c h a u s tr y a c - k i c h m o ż n a b y ło w isieć ).

Gdy zdawało się, że nikt ze zwy­

kłych śmiertelników nie doprowadzi do rozstrzygnięcia czteroletniej w oj­

ny, udali się wodzowie po wyrok przed tron Najwyższego:

N ajw yższy: Czego żądasz W il­

sonie?

Wilson: Sprawiedliwego pokoju dla całej ludzkości.

N ajw yższy: A ty, panie m a r­

szałku?

Foch: Alzacyi i Lotaryngii!

Najwyższy: Czego chce „kaiser?“

W ilhelm : Chce rządzić całym światem...

N ajw yższy (do ces. Karola): No, a ty?

W ilhelm (przeryw ają^: On? On nic, on tu tylko ze m ną przyszedł.

D o n io s łe od k rycie

Mamy do zanotowania ciekawe odkrycie lingwistyczne, dokonane przez jednego z młodych filologów- histeryków. Daremnie sobie biedzi­

ło głowę tylu naszych uczonych nad pochodzeniem nazwy: Wawel. T y m ­ czasem pochodzi ona pcprostu od nazwiska starej szlacheckiej rodziny WouWbergów, która tam osiadła przed wiekami i górze oraz zamczy­

sku imię to nadała. Monografia o tem odkryciu wyjdzie nakładem znanej firm y bankiersko-w ydaw ni- czej W awelberg i Rotwand.

Z k r a k o w sk ie g o p o d w ó rk a

— Czemu to przez cały czas wojny nie wystawiano w Krakowie „Dzwo­

nów z Ccrneville“?

— Była bowiem obawa, że zosta­

ną zarekwirowane.

* *

W teatrze krakowskim obiega wiadomość, że b. cesarz austryacki Karol zaangażował się na scenę k ra ­ kowską jako pierwszy amant. W ten sposób zapełniono lukę, dającą się silnie odczuwać w zespole.

* *

Nowe czasy w ym agają zmiany w pewnych przestarzałych dziś n a ­ zwach i tytułach. Z tego względu Akademia Umiejętności pozbyła się protektoratu Habsburgów, skoro ta zacna fam ilia nie m a dziś nic z Pol­

ską wspólnego. Podobnie rzecz ma się ze sceną krakowską. Ponieważ nie m a ona nic wspólnego ani z sztuką narodową ani ze Słowackim, postanowiono nazwę: T eatr narodo­

wy im. Juliusza Słowackiego zmie­

nić na: T eatr powiatowy im. Jana

Mikuckiego.

(3)

I G N A C I R O M C I O

(D w u śp ie w p r z y l a d e l s k i ) .

Miech się duch T w ó j, P olsko, p ó ty nie zatraca Póki m a sz nas obu: Rom cia i Ignaca

P óki m o że sz w ielbić obu nas zasługi, A m a m y ich sporo, ia k jeden tak i drugi.

Jedność n a szem hasłem , w ięc pocóż niesnaski?

Od D się w s z c z y n a m y , a k o ń c z y m y na ski.

T r zy m a m y się ra zem , w spólnie a ż do sk u tk u Jedność n a szem hasłem , ale ty lk o w ..S zc zu tk n K ażdy z nas je s t p ie rw szy m sp o łeczeń stw a sy n em Rom cio sła w n y S zlą sk iem , Ignacy — Lublinem.

Chociaż sp u ściliśm y d ziś no sek na kw in tę Lecz bądźcie spokojni, m a m y now a fintę.

Bo fortuna za w sze w k ó łe c zko się p rzęd zie C ze k a m y cierpliwie, co to z tego będzie?

A k a ż d y z nas w sercu jedną piosnkę nuci K ied yż P a d erew ski w reszcie się w yw ró ci?

Tei.

S ztych y sejm o w e

Z całego sejm u jedni tylko socyałiści mieli napraw dę tłusty czwartek. Albowiem ich właśnie klubowi przybył w sam tłusty czwartek w miejsce posła Loefflera poseł

| Pączek.

j * •

Jeden z w ybitnych polityków polskich przysłuchiwał się dłuższy czas obradom Sejmu. Zapytany potem, jak mu się podobało, odpowiedział:

—• Owszem, owszem... sala jest widna, jasna i prze­

stronna!

W estc h n ien ie M asaryka

Osioł ze mnie, że nie zająłem Polski po Warszawę!

Byłby m i p. Dmowski zostawił połowę — tak po Kra­

ków...

Z ło te m yśli m on arch isty

A przecież Polska powinna być Królestwem, skoro ciągle jeszcze tak wielką część polityków stanowią — osły koronne.

W p a ła c u P o to ck ich w e L w o w ie

U wejścia do kam nat, w których kwateruje misya koalicyi dwaj ordynansi oficerscy ze Lwowa porządkują stosy kufrów i pakunków przywiezionych przez m isyo- narzy.

— Dwieście szesnaście kawałków! — mówi Józko, ocierając pot z czoła— A pies ich trącał, nie mogli lepiej ze sobą przywieść dwieście skrzynek amunicyi?

— Nie masz praw a nic gadać, bo ten bersaglier m ó­

wił, że jeszcze coś ważnego przyjedzie. Jakoś nazywa się... n a t...

— Nie może być! Na t...! To pewnie tanki.

— Tanki? Nie. Inaczej... te... t....Aha! Termosy.

Z k sięg i lw o w sk ie g o b oh a terstw a

D w unastoletni Kazio, mimo surowego zakazu m a­

musi, zem knął z domu i już jest na pozycyi, przy

„m aszynkach". Spotyka go na ulicy w uj, stary piernik i nuże ciąć mu perorę :

— Można kochać ojczyznę, ale trzeba także słuchać rodziców !

Kazio robi do w uja ..perskie oko“ i zam iast odpo­

wiedzi zaczyna śpiew ać:

Przejdziem Wisłę, przejdziein W artę, Będziem Polakam i

Nauczył nas Bonaparte

Jak zw yciężać m a m y !

(4)

A T A M A N U K R A I Ń S K I W K Ą P I E L I

\ i

Do p ro w a d z e n ia w o jn y p o trz e b a t r z e c h r z e c z y i 1) r lz a n ia , 2 ) r lz a n la , 3 ) r lz a n la

(5)

M O Ż E W R E S Z C I E Z R O Z U M I E J Ą !

J e ż e li p o m o c d la L w o w a b ę d z ie s ię o g r a n ic z a ła n a d a l do p o d n io s ły c h s łó w e k , to w k ró tc e

p o ja w i s ię w k u lo a ra c h S e jm u d e p u ta c y a k ró l. s to ł. m ia s ta L w o w a

(6)

Sto. 6. - Nr. 10._____________________S Z C Z U T E K 9 marca 1919

R o zm o w y u m a rły ch Po tam tej stronie rzeki życia wszczęto rozmowę n a temat bolsze- wizmu.

Neron (wzdycha) Ach, teraz żyć w Rosy i lub na Litwie I Tam by człoi- wiek napasł znudzone nerwy sil- nemi wrażeniami...

Fryderyk W. — A co? Czyż nie każde dzieło Hohenzollernów jest świetne?

Ałtyla i Tamerlan zacierają ręce:

— T am nas potrzebal

Herod: — Nu, nasze ludzie um ie­

ją m ordować też fajno!

W innej grupie gromadzą się lu-

i

dzie koło Mickiewicza, który sm u­

tnie zwiesił głowę, biadając nad lo­

sami Litwy ukochanej. Zwracają się do Lam artine a.

*— I cóż na to siostrzyca z ducha, Francya?

Cicero podchwytuje:

— Góra łacińskiej rasy pielęgnuje m e g o ducha. Mówi, mówi, m ów i!

Jeszcze nie zaginął szlachetny kuli wzniosłego słowa!

Napoleon (klepie go po ram ieniu)

— Mości Kauzyperdo, Francya nie przymknie oczu na bolszewizm! nie zapomni o Polsce, nie zapomni o żadnym Polaku! Każdego wyszle w bój najchętniej!

I ta k źle i ta k n ie d ob rze

Około 11 rano p. Cynaderbaum zastał- swą żonę jeszcze w łóżku.

Po chwili z sypialni pani Cyna- derbaumowej rozległ się głos:

— Ach, idź sobie!... Daj mi spo kój... Po co ja wyszłam za mąż!

— Przepraszam — rzekł p. Cy- nadei-baum. Jestem bardzo zdener­

wowany... Byłem u Lourse’a n a czar­

nej kawie... Powiadam : — Niezadłu­

go przyjedzie do W arszawy am ba­

sador palestyński. Dopiero ja k nie zacznie kpić jeden antysem ita: „Am­

basador palestyński? Też, potrzeba nam go tutaj... A ta Palestyna... to też będzie państwo od siedmiu bole- ści“...I dopiero ja k nie zacznie wy­

kpi wać! „Podjeżdżam — powiada do granicy Palestyny. Stacja, rwetes, rejwach... wieża Babel. Filistyni, Fe- nicyanie „Mein Schatzchen" „Gar- dez vous des voleurs“ „Hony soit qui m ai y pense“ „Ubi bene ib i p a tria “

E nfant terrible.

Józio ujrzał pierwszy raz w życiu duży obraz batalistyczny.

— Mamusiu, co tu wojska, co tu oficerów! Czy to kawiarnia?

T a k , to co in n e g o ! Komendant pewnej grupy na fron­

cie lwowskim nie lubi dwóch rze­

czy: „rekwizycji** i dziennikarzy, którzy często odwiedzają jego od­

cinek.

Raz spotyka żołnierza, niosącego kaczkę z ukręconym łbem.

— Znowu? — wrzeszczy już zda- leka.

— Panie poruczniku, m elduję po­

słusznie, to jest... kaczka dzienni­

karska...

„Proszę się nie pchać „Panie żan­

darm nie tłucz pan tego żydka“ -—

Proszę się ni wtykać z nosem: on jesi od naszych"... ,,Ale nie wybijaj m u pan oko“... — Ja k będzie umie­

rał, to mu będzie lżej zam knąć je­

dno oko, nie dw a“. J a ścierpłem, ja struchlałem... J a jestem strasznie zdenerwowany... To okropne! Oni nie chcą mieć w W arszawie naszego am ­ basadora...

W ieczorem koło 11 p. Cynader­

baum zaszedł do sypialni, ż o n a je ­ szcze nie spała. Po chwili rozległy się okrzyki.

— Ach, ach! Idź sobie!... Daj mi spokój... Po co ja wyszłam za mąż.

Daj m i spokój...

— Przepraszam — rzekł p. Cyna­

derbaum . Jestem strasznie zdenerwo­

wany. Poszedłem do „Mozajki" na

„Krakusika i W arszawkę11. Kiedy ten długi aktor powiedział: ,,Miej my n a ­ dzieję, że wkrótce zam iast wysyłać stu posłów żydów do Sejmu będzie-

P o z y c y a

żołnierz przed spotkanym ofi­

cerem m a przybrać pozycyę „bacz- ność“.

Rzecz się dzieje we Lwowie, ul.

Akademicka. Idzie oficer świeżo z Krakowra przybyły. Czarne niewy- wymowne, wyprasowane. Lakierki.

Stoi żołnierz, strupy błota, twarz, ręce niemyte od miesiąca, I nic.

Oficer przyskakuje:

— Pozycya?!

—- Na Persenkówce, panie poru­

czniku...

W śród litera tó w

— Szkoda, że zarzucono nazwę

„leeha“ dla monety polskiej.

— Dlaczego?

— Bo rzecz podobnie mityczna jak pieniądz musi mieć nazwę m i­

tyczną.

M oże i s łu s z n ie !

Banknoty austryackie ostatniej emisyi zadrukowano tylko z jednej strony. Dlaczego?

—- Bo m a ją być użyte na n a jb a r­

dziej nagłe potrzeby.

D aw n iej i dziś

Dawniej potrzebowaliśmy spiżu na arm aty, dziś — arm at na Spiż.

my przyjmować w W arszawie je­

dnego am basadora palestyńskiego

—- cała sala zaczęła śmiać się i wo­

łać: „Dobrze! Dobrze! Daj Boże jak najprędzej!"... J a ścierpłem, ja stru­

chlałem! To okropne! Oni chcą mieć w Warszawie naszego ambasadora!

— Też mąż z ciebie -— rzekła p.

Cynaderbaumowa, z impetem zaw i­

jając się w kołdrę. — Kiedy oni nie chcą mieć naszego am basadora — to ty jesteś do chrzanu. A kiedy oni chcą mieć naszego am basadora — to ty też jesteś do chrzanu...

Co ja m am robić?! — krzyknął p.

Cynaderbaum w takiej rozpaczy jakby m iał zaraz wyjechać na front.

— J a ci powiem, co ty masz ro- robić.

Nie myśl o ambasadorze!

Bo tobie z tem bardzo brzydko...

Nie wiem, jak tam innym żydkom Ale nam , mój Izydorze,

gdy się zam kniem y w kamarze Ambasador nie pomoże. Onom

Administracja: W ARSZAW A: Krakowskie Przedm. 9; KRAKÓW: ul. Wolska 19; i LWÓW: pl. Maryucki 4 (Hot«l George’a).

Tym czasowy adres redak cyi: T )renum »rata wynosi: kwart. Mk 10-— K 12-—, z przesyłką Mk 10-60 K 12'50; półrocz. Mk 20—.

KRAKÓW, ulica W olska 19. * K 24-—, z przesyłką Mk 21‘— K 26'— : rocznie Mk 40-— K 48-—, z przesyłką Mk 42.— K B0-—

Rocznik I-52* „Szczutka" do nabycia Mk. 15—, K 2 5 -

(7)

9 marca 1919 S Z C Z U T E K ‘ Str. 7. - Nr. 10.

P I E Ś Ń O Z I E M I N A S Z E J

P ię k n a n a s z a P o ls k a c a ła , P ię k n a , ż y z n a i n ie m a ła . W ie c e , k r z y k i I fr a z e s y , Tu w a rc h o ły , ta m h eb e sy .

T u ~o b ora,F a ta m c h le w ik .

K to n ie p a s k a r z , te n b o ls z e w ik . G dy Jesteśm y m e n a ż e ry a ,

J a k ż e ś w ia t m a b ra ć n as s e ry o !

B al na p o z y cy i p o d L w ow em Pięćset kroków od pozycyi

Bal się odbył uroczysty.

Przyjechały panny z miasta W alczyk dźwięczy posuwisty.

Zanim będziesz na widecie Możesz wpisać się w karnecie.

Choć tak blisko huczą strzały Jest zabawy zapał szczery.

Czynią gościom sw ym honory Dzielne polskie oficery

Każdy sm ukły ja k panienka A kochanką im — wojenka.

Jeszcze jeden m azur dzisiaj Baw się drogi m ój chłopaku Jutro może ju ż o świcie Trza iść będzie do ataku.

W głębi stalowego łona Czyha kula utoczona.

Płoń się Janko i Zosieńko W szak to chłopcy malowani. . Pozwól niechaj twe serduszko

Oficerek pocygani. *

Niech uściśnie rączkę skrycie Tonąc w oczu twych błękicie.

Po puszystym białym śniegu Tony się m u zyki niosą.

Przez okienko w środek sali Śmierć zagląda z srebrną kosą.

W blasku czai się miesięcznym...

W alże w nią granatem ręcznymil

Henryk Zbterzchowski

W ró g p o m n ik a

W ojnę polsko-ukraińską rozdmu­

chała resztkami sucbclniczego odde­

chu Austrya. Jakiś niezupełnie przy­

tomny obywatel idąc pod pom ni­

kiem Sobieskiego we Lwowie roz­

myśla nad tem i nagle wdrapawszy się na cokół zaczyna okładać z ca­

łej siły rum aka, na którym król harcuje. Powstaje zamieszanie. Po- licyant interweniuje.

— Czegóż "'wy chcecie człowieku od pomnika?

— Ta co, nie m am prawa pod­

nieść ręki na króla najjaśniejszego, to biję przyna jmniej konia za to, że zaniósł króla przed W iedeń i u ra ­ tował Austryę. Powinni ją. byli dyabli wziąść już w roku 1683!

G ę s i e ł a p k i

Pow iadają, że każdy jest kowalem własnego losu. I jakże może Polska być takim kowalem, skoro węgiel i żelazo rabują jej Czesi?

Poczem poznać, że kraj nasz bo­

gaty w kruszce?

Mamy wielu cyników z m ie­

dzianem czołem.

K o c h a n y S z c z u t k u ! P ani komisarzowa rządząca, (in­

nym i słowy żona członka Komisyi Rządzącej we Lwowie) niczego się nie nauczyła i niczego nie zapo­

m niała w latach wojny. Jest bez­

względna i wym agająca wobec sług. Najbardziej odczuwa to biedna Kasia, służąca pani komisarzewej.

Ilekroć bowiem granat uk ra­

iński wyrżnie w kuchnię i potłucze naczynie, pani radczyni strąca szko­

dę Kasi z jej miesięcznych zasług.

W ydaw ca I redaktor odpow.: Alfred A ltenberg. — Kierownik literacki: Stanisfaw W asyfew ski. —D rukarnia N arodowa w Krakowie

(8)

OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA - POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA

R O Z D Z I A Ł I V.

W w ojsku cały dzień zabawa Można grzać się przy ognisku Raz jest bitwa, raz odprawa. Można także wziąć po pysku.

Tuk rósł w pierze Grześ oberwus Dostał szarze nasz pęk z cicha Że kapitan rzekł mu: serwus! Teraz się uJyciągnie. Pycha!

Rozkaz! Grześ na wartę leci ..Tak to sobie hyclu hulasz?!" —

.4 tam spi — przyjaciel dzieci! Rzeki Grześ, poczem zrobił gulasz.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na ,drugi dzień przyjął pan minister na audyencyi wszystkich u- rzędników swego ministerstwa, (prócz tych, którzy do biura nie u- częszczają), na trzeci kupił

Z zbożem jest kiepsko, z tłuszczem jeszcze gorzej Chociaż świń tyle mamy w naszym kraju, Że świnię spotkać to dzisiaj dzieciństwo A gdzie są wieprze tam łatwo

dzie się żołnierz polski

M undek Kicha, włamyw acz, nadaje się na dyplomatę jako znawca międzynarodowego języka złodziejskiego;.. wspaniały refoimator finansowy znajdzie w każdym tramwaju

— Radzę Ci, droga Hungaryo ubierać się tylko w naszym

Tego typu uwaga z miejsca dyskwalifikuje całe wywody — w sensie Wittgensteina obrazem nie jest wyrażenie, a zdanie, a, co więcej, autor myli „ma miejsce” z „może

1) Są składnikami niezbędnymi w żywieniu człowieka dla normalnego przebiegu szeregu procesów zachodzących w jego tkankach. 2) Nie mogą być wytwarzane przez organizm i muszą

Ale zdaje się, że celem tego pisarza, nie było jedynie zapytać się publicznie, dla czego są tacy w Emigracji, którzy należenie swojo do wytoczonego sporo,