R O K II. N r 37. C E N A N-RU Mk- 1 — K 2
Próżno wyciągasz swe ręce stęsknione, W ieko tw ej trumny gniecie twardy trzew ik;
By dumne czoło przystroić w koronę. Usiedli na niej paskarz i bolszewik.
I _______
Str. 2. — Nr." 36. ,S Z C Z U T E K" 6. września 1919.
SYTUACYA APROWIZACYJNA
Straszy nas Iioover i Minkiewicz tt woży,Jak to przed zimą jest zwykle w zwyczaju:
Z zbożem jest kiepsko, z tłuszczem jeszcze gorzej Chociaż świń tyle mamy w naszym kraju, Że świnię spotkać to dzisiaj dzieciństwo A gdzie są wieprze tam łatwo o świństwo- Ponoś skończyła się misy a f i o ov era-
Wraca za morze, jak stało w gazecie Znak białej mąki, te słynne dwa zera Będziemy widzieć chyba...
w
gabinecie.
Czech za swój cukier chce całego Śląska Z węglem jest sprawa nie pewna i grząska.Chłodno i głodno! oto perspektywa, Jaka nas czeka
w
zimowe miesiące.Aprowizacya znowu nas wykiwa,
Bo rej tam wodzę wciąż dziady gorące, Ażeby ludność nie zaznała głodu
Kupiono kminek i sto beczek miodu.
Więc się modlimy jak święty z Asyżu:
„Boże! coś nie dał zginąć marnym ptaszkom, Zeszlij nam mannę albo trochę ryżu, Zrób wreszcie koniec paskarskim
igraszkom
/
rzuć nam z nieba na stroskaną głowę Kawały węgla choćby stu funtowe".Jgnis
KOCHANY S Z C Z U T K U ! P rzy jętem jest o d d a w n a , że g o łe ściany b iu r i u rz ę d ó w -p rz y s tra ja się p o rtretam i zasłu żo n y ch dla k ra ju m ężó w . O prócz w z g lę d ó w czy
sto dekoracyjnych m iano ta k ż e na o k u w tych w y p a d k a c h w zględy m o ra ln e : p o rtrety te m iały p rz y p o m inać urzędnikom w y so k ie ich p o w o łan ie społeczne i w z b u d z a ć chęć do szlachetnej em ulacyi w pięciu się n a szczyty karyery.
D oszły nas w ieści, że M iniste- r y u m -s z tu k i i kultury w W a rs z a w ie zam ó w iło u H uśnika w P ra dze sześć tysięcy kolorow ych olejo- d ru k ó w , p rzed staw iający ch p o d o b i
znę Jan a C hryzostom a P a s k a . P o r
tre ty te m ają służyć w pierw szym rzędzie do p rz y o zd o b ien ia w sz y st
kich salo n ó w m inisteryalnych, lokali In ten d an tu ry w o jsk o w e j i b iu r A p- row izacyi m iejskich.
* * *
W tych czasach, kiedy z d a w a ło się, że dzięki zab ieg o m misyi B a r- th elem y ‘e g o uda się w y tk n ąć linię d em ark acy jn ą w Galicyi m iędzy n a mi, a zachodnim i U kraińcam i, do
szed ł do skutku p ro jek t ugody, p o d p isan y p rz e z P o lsk ę, W ę g ry i P e- tlurę. P ro jek t ten o p ie ra ł się na z a sad zie, że Polacy o d stą p ią zach o dnim U kraińcom 111 kilom etrów fro n tu , W ę g rz y 6 k ilom etrów fron
tu a P e tlu ra 110 k ilom etrów frontu.
G raficznie p rz e d sta w ia ł się te n u- kład n astęp u jąco :
I I I _ V I — 1 1 0 .
Z ach o d n i U kraińcy uczuli się tym układem p o k rz y w d z e n i i ^Wrócili się ze sk a rg ą do R ady C zterech w P a ryżu.
W ó w c z a s to koalicya poleciła, a- żeby k ażd e z w ym ienionych trzech p a ń s tw dod ało im po jednym kilo
m etrze. P olacy, W ę g rz y i P etlu ra zgodzili się n a to. P o d czas d ru k o w a n ia p ro jek tu jakiś chochlik zecer
ski w s u n ą ł ten dodany jeden kilo- m e te r w ten sposób, że w p ie rw szej cyfrze 111 um ieścił jedynkę p o ziom o m iędzy d w o m a pierw szem i jedynkam i, w drugiej szóstce uk o ś
nie m iędzy p ią tk ą a jed y n k ą, w trz e ciej za ś równietż ukośnie m iędzy p ierw szem i jedynkam i.
G raficznie p rz e d sta w ia ł się now y p ro jek t w ten sp o só b :
H 'I — W — N O I rzeczyw iście tyle otrzym ali o s ta tecznie zach o d n i U kraińcy po uk o ń czeniu o fen zy w y Iw aszkiew icza.
* *
*
Z a ra z p o skutecznym atentacie F ritza A dlera na h rab ieg o S tu rg k h a d oniesiono F ran ciszk o w i Józefow i I., że ,,hr. S tu rg k h z g in ą ł'1. M o n a rc h a w y trz e sz c zy ł oczy i z a k rz y k n ął z p ra w d z iw e m zd ziw ien iem :
„A leż ja nic nie w iedziałem , że o n b y ł w o g ó le na froncie".
Jeden z eksrosyjskich jen erałó w w polskiej arm ii przyjm uje n a au d y en - cyi dw ie p an ie. P o w y tężo n y ch u - siłow aniach zro zum ienia ich inter- pelacyi, chcąc rzec, że na razie ich nie rozum ie, a w yjaśn ien ie d a p o tem , o św ia d c z a :
„D a, nie m ogę w a s sam ro zeb rać, ale jak w a s ad ju ta n t m ój ro zb ie
rze, to w a m c h ę t n i e d o ł o ż ę " . ZŁOTE M Y Ś L I „S Z C Z U T K A 1 R ęka rękę m yje — a obydw ie brudne.
Ł atw iej jest w Polsce o k a m i e ń w ę g i e l n y , ni ż o w ę g i e l k a m i e n n y .
O bstrukcya w życiu i o b stru k cy a w sejm ie o d z y w a ją się n ajgłośniej- szem echem ....w gabinecie.
Koalicya strzela a bolszew izm ku
le nosi.
D o czasu m o żn a paskow ać.
Gdzie d y ab eł nie m oże, tam p o syła M o rg en tau a.
Co za d u żo , te g o i .sam p an Ja- dw in nie chce.
P olak sw o je zrobił, P olak m oże odejść.
13. Wiześnia 1919. „ S Z C Z U T E K “ Nr. 37. — Str. 3.
„ S Z A Ł “ R O K U P A Ń S K I E G O 1919.
Rys M. Berezowskiej
Ach co za wzniosły piękny szał!
Koń - paskarz z w orem pędzi w cwał.
Z przodu i z tyłu parska złotem.
Przepaść otwiera się z łoskotem .
Na grzbiecie jego panna cud Tuli się bielą krągłych ud.
Pyska rtie brzydzi się szpetnego:
Najnowszy „S z a ł“ Podkowińskiego.
Nr. 37. — Str. 4. ,,S Z C Z U T E K “ 13. września 1919.
W H U C I E B I S M A R K A
Rys. M. Berezowskiej
DOMEJKO i DOWEJKO
Czyli D W A J M I N I S T R O W IE P R A C Y O D J E D N E G O S T R Z A Ł U
Oto opowieść, w zięta z Mickiewicza praw ie:
Pepłow skich im ienników dw óch żyło w W ar
szaw ie.
Pierw szy ją ł się w palestrze, drugi w cyrklu
* : i [pracy,
Pierw szy zw ał się P a n k ra c y a drugi Ignacy.
O bydwu tych Pepłow skicli wszystkie sprzeci- [wieństwa Pochodziły prócz nazw isk z im ion podobieństw a Bardzo niewygodnego, bo gdy w czas sejm ików D ruhow ie P an k racem u sk arb ili stronników , Szepnął ktoś do w yborcy: w ybierz P ankracego A ten nie dosłyszaw szy w y b ra ł Ignacego.
Gdy n a uczcie w zniósł zdrow ie ktoś dla zasług [pracy W iw at P a n k ra c y ! d ru d zy w ołali: Ignacy!
A kto siedział pośrodku, nie tra fił do ładu Zw łaszcza wobec rozlicznych sznapsów w czas
[obiadu.
Zrobił raz dług u k raw ca Pepłow ski Ignacy A sądow pą cytacyę o trzy m ał Pankracy.
1 odtąd tak w W arszaw ie całemi latam i
Bawili w ciąż publiczność tem i qui pro quami.
Przed kilku dniam i jed n ak coś się przydarzyło, Co obu im ienników szpetnie ośmieszyło.
Bo kiedy obsadzano M inisterstwo pracy Ignacy d ostał tekę — zgłosił się P ankracy, Lecz w biurze adw okata przyjęło drw inam i I w krótce ja k niepyszny znalazł się za drzwiami.
Tu już krzy k n ęli: D osyć! trzeba raz nam skoń
c z y ć ! Bóg nas czy dyabeł złączył, trzeba się rozłączyć >
Niech Naczelnik Piłsudski swojem okiem [bystrem Bozsądzi kto z nas godny, aby być m inistrem . Naczelnik b iałą ręk ą przysłonił pow iekę I rzekł z zw ykłym sp o k o jem : Komu z w as dać
[tekę ? Jesteście obaj du rn ie to jest m oje zdanie,
Przeto tekę m in istra żaden nie dostanie.
Jgnis
>>. września 1919. „S Z C Z U T E K “ Str. 5. — Nr. 37.
NA ZAMKU W W A R S Z A W IE
nys. M. Berezowskiej
DO GRUSSA O dkąd zn ik n ąłeś jak sen
jaki złoty T ęsk n ią za to b ą w szystkie
lw o w sk ie koty, A „S z c z u te k 11, co się z rysunkam i
kończy P o sy ła dzisiaj list za tobą
gończy.
G dzieś jasS: i w jakiej u k ry w asz się s tro n ie ? Czy się ta k ta rz a sz
na familii ło n ie ? A z o to w eg o czyś się n ap ił
k w asu I w rócić do nas
nie m asz w ięcej c z a su ? C zekają n a cię
dow cipy i bajki, Kilo p rzed n ieg o tytoniu
do fajki I b ratn ie serca, co tęsknią
za to b ą Ty za tra c o n a, przek lęta
c h o ro b o ! Tlemo TAKŻE RÓŻNICA
— Jak a jest różnica m iędzy ,au- stryackiem , a polskiem w o jsk ie m ?
— Z austryackiego w o jsk a żydzi w y k u p y w ali się, do polskiego się w ku p u ją.
§A ci je s zcze radzę
DO BUCZACZA
Jeden z członków komisyi am er.- angiel. sp ó źn iw szy pociąg — w siadł na następny — a w m yśl teoryi
„en ten ta się nie myli“ nikogo nie p y tał, czy do b rze jedzie. N aprzeciw sied ział „n eu traln y ", który w mig się z o ry e n to w a ł, że m a p rz e d sobą członka misyi M o rg en tau a. P y ta w ięc u p rzejm ie:
— P rz e p ra sz a m , dokąd „p an a n - ta n t“ je d z ie ?
- „ W ie d e ń " — brzm i o d p o w ie d ź . Cisza.... Z a chw ilę pyta po raz w tó ry , m yśląc, że d o b rze nie sły
sz a ł:
— W ie d e ń ?
— W ied eń !
Oj g e w a łt „p an ie a n ta n t“ — ja już dużo rzeczy na św iecie w idział, n a w e t to, co sam kaiser W ilhelm zro b ił benkełe ze sw ój interes, aie tego jeszcze nie w idziałem , żeby w jednymi i tym sam ym pociągu — na jednej ław'ce jechało się do W i- dnia a na drugiej do Buczacza.
Z CZASÓW
„RUSKIEGO M IESIĄCA11 (A utentyczne).
Rzecz się dzieje n a w si, w c z a sie inw azyi ukraińskiej. Do w si z a jechała „ sz tu rm o w a 11 so tn ia, w ja
kichś nadzw y czajn y ch w ysokich bla
szanych g arn k ach na g ło w ach , ro z
k w a te ro w a ła się w e d w o rze i co dw ie godziny robi „ rew izy e11. C oraz to w p a d a inna w a ta h a m olojców , p rz e trz ą s a w szy stk o , czegoś w ciąż szu k a i coś w c ią ż unosi, w ali i dobija się do drzw i w szystkich p o kojów . W reszcie coś o godzinie 3.
w nocy, p o ra ź trzeci g w a łto w n ie zb u d zo n a ze snu p an i dom u, dość rezolutna, podnosi p ro test, że p rz e cie w szy stk o już zre w id o w a n e , że poco ludziom spać nie daw ać.
Na, >p je d e n z tn o 'o 'c ó w o ś w ia d cza:
— T o je w ijn a ! M y ta k ż e ne spimo...
No to w y. W y poszliście na w o jn ę z ochoty...
T o dopiero w y w o łu je u m ołojca szczere o b u rzen ie:
A szlak by teb e trafy ł z ta - koju o c h o to ju lja z toj ochoty już t r y r a z a w t i k a ł , a taki w e r- nutsia tre b a buło....
ŁADNA ZAMIANA
N areszcie w y ró w n a ły się p reten - sye a spraw iedliw ości dziejow ej s ta ło się zadość. M y daliśm y A m e
ryce K ościuszkę i P u łask ieg o , A m e
ryka za ś nam M o rg e n ta u a i Ja- dw ina.
Str. 6 - Nr. 37. „S Z C Z U T E K ‘ 13. września 1919.
K. SICHULSKI
Poseł Korfanty
Z WYSTAWY ZAKOPIAŃSKIEJ P an Sadło po w ystaw ie futurystów .
— Ty, słuchaj W icek, ja tyle pieniędzy pcham n a te twoje gim nazyum , powiedz m i, co to znaczy: futuryzm.
— Proszę taty, hm, futurum znaczy czas przyszły, hm, to znaczy, że będzie...
— A już go wiem, to znaczy, że tu dopiero coś będzie namalowane!
Z SEANSÓW ZAKOPIAŃSKICH W pew nej w illi w yw ołują duchy.
Słowacki, Ks. Józef, Sabata i Iz. „ucieleśniają się“ — panie w ydaję głębokie w estchnienia.
Aż tu kom uś przyszło n a myśl w yw ołać d u cha złego, np. P rusaka. j
— D uchu Moltkego !
W net p. Z. wydzi okrzyk oburzenia.
P ru sak „ucieleśnił się‘‘ koło... mężczyzny.
* *
*
N asi ułan i złapali nie m niej ni więcej tylko kilku sam ych kom isarzy sowieckich.
Mjr. D. mówi
— Choć panow ie są komuniści, ale każdy pójdzie n a wtasny stryczek.
Z TEATRU MIEJSKIEGO P. d y rek to r T arasiew icz z a p ra g n ął p rzed ew szy stk iem udow odnić pięknym lw o w ian k o m , ż e m a g o- r ą c ą k r e w , on e jed n ak o k azały n a p rz e d sta w ie n iu g łośnej kom edyi p. F iałkow skiego d u żo zim nej krw i.
W y sta w io n o w ięc p a n a H ertza n a s p r z e d a ż , d o tąd jed n ak jeszcze nie z n a la z ł się n abyw ca. A byśm y z a ś nie zapom nieli o d ra z u o w o j
nie, sp ro w a d z o n o nam austryacki p o d j a z d n i e p r z y j a c i e l s k i . P oczciw e austryaki, „nie czas im te ra z d o jeżd żać nied źw ied zi", niech w ięc choć w te a trz e lw ow skim b rz ę c z ą o s tr o g a m i!
P R Z Y TELEFONIE W O JSK O W Y M Jak w iad o m o , telefonując tru d n e w y ra z y , p rzetelo fo n o w u je się litery z o so b n a , zn acząc je całym i w y ra zam i, a m ianow icie im ionam i. N ie
d aw n o p rz y sła n o fonogram do p e w n e g o oficera francuskiego, n a z w i
skiem , p o w ie d z m y : A dinault.
T elefonista nadający z a c z y n a:
A d re s: A -b ra h a m , D -aw id , I-z a - ak....
T elefonista odbierający p rz e ry w a :
— P rz e p ra sz a m , tu jest 27. kom p.
sz tu rm o w a, a nie szp ital albo in- te n d a n tu r a !
R E N T O W N A JA Z D A
S po ty k am an a n a sa , o którym w iem , że nie m a absolutnie żadnych ś ro d k ó w ulrzym ania.
— P an ie, co p a n ro b i?
— J a ? Nic...
— A w ięc z czego p an się ut- trz y m u je ?
— P ro sta r z e c z ! Jeżd żę codziennie tra m w a je m i to mi daje całkiem p rzy zw o ity kapitalik.
A R Y S T O K R A C JA NA W Y G N A N IU D zienniki po d ały nam n ied aw n o lisię naszych p o słó w i am b a sa d o rów . D ziw ią się ludzie i nie m ogą zrozum ieć, czem u ta niew ątpliw ie tak b a rd z o dem okratyczna P olska, P o l
ska zn o sząca tytuły ro d o w e i u- ch w a la ją ca ta k sk rajn ą reform ę rol
ną, m a być zastąp io n a p rz e z ludzi o nazw isk ach w yłącznie h isto ry cznych, sam ych p ra w ie h ra b ió w i książąt.
O tóż w tem jest w łaśn ie o b ja w dem okratyzacyi.
S k o ro dążym y do teg o , by P olska się co raz w ięcej d e m o k raty zo w ała, zależeć w ięc nam m usi na tem , by jak najm niej elem en tó w z a c h o w a w czych w k raju p o zo stało . M o żn a b y ło znieść o rdynacye, m o żn a było szlachtę w yzuć z ziem i, ale Jiie sposób przecie skazać kogoś na
banicyę za to jedynie, że kiedyś, gdzieś m iał jakiś tytuł. N ależy w ięc tylm ludziom u łatw iać p o d każdym p o zorem p rzen o szen ie się za g ra nicę, I dlatego to eksp o rtu jem y n a szą ary sto k acy ę m aso w o za g ra n i
cę. Niech ja d ą ! S zczęśliw ej drogi!
M ISYA MORGENTAUA NA LOTNISKU LW O W S K IE M
P rzed kilku dniam i p rz e je ż d ż a ł u- licami m iasta L w o w a w godzinach popołudniow ych ciekaw y autom obil, N a w y godnych siedzeniach rozsiadło się sześciu dyg n itarzy z groźnem i i uroczystem i minamii i jako h o n o ro w a asysta w o jsk o w a oficer od lotników .
S ta w a li Judzie n a cho d n ik ach i w y trzeszczali szero k o ś le p ia :
— M o rg e n ta u ?
— M o rg en tau !
T a k ! B ył nim niew ątpliw ie ten w y soki g entlem an z długą, w y g o lo n ą p ra w d z iw ie am ery k ań sk ą g ęb ą — zaręczali ci, co sen a to ra nie w i
dzieli d o tąd n a przyjęciach w ,,T e m - p lu m “, „Jad C haruzim ", lub ja kim ś innym ch ajd erze. Gdy zaś ta jem niczy autom obil opuścił ulicę Le
g io n ó w , słusznie ta k n a z w a n ą , bo u w ijają się po niej legiony ży d ó w i skręcił w ulicę Jan o w sk ą, w ie d zian o już d o kładnie, co to znaczy.
13. września 1919.
Str. 7. — Nr. 37. „S Z C Z U T E K ‘‘
P A S K A R Z W A R S Z A W S K I : (podpatrując swą własną żonę, kąpiącą się w Wiślę)
Oto jest jedyna sytuacya, w której najbogatsza paskarka warszawska może być równocześnie gołą
Jad ą na lotnisko lw ow skie, jako n a d z w y c z ajn a kom isya śledcza w sp ra w ie n ad u ży ć kiełbaśniano-m io- dolwych, o których „stało " n ied aw n o w dziennikach. W p ra w d z ie d ocho
dzenie u rzęd o w e w y k a z a ło całą b ez
zasad n o ść w szelkich z a rz u tó w ,na n a szych dzielnych lotników . P ra w d a , ż e coś tam p rzew o zili w celu uzy
skania fu n d u szó w na p o p raw ien ie w iktu żo łnierzy, ale w idocznie sp ra w a nie była jeszcze tak p ro sta jak drut.
D alsze w y p ad k i potw ierdziły w zupełności p ra w d ziw o ść podejrzeń.
A utom obil zajech ał na lotnisko, g o ście zaś, którzy w ysypali się na biały p iasek lotniska, zostali uroczy
ście przyjęci p rz e z k o m en d an ta B a- s ty ra i cały korpus lotniczy III. g ru py. P oru czn ik T o ru ń , który m a t a lent do rym o w an ia, p rz y w ita ł n a w e t kom isyę następującym okolicznościo
w ym c z te ro w ie rs z e m : Ż eście A m erykanie
p o zn ać po pysku, Umiecie sw oje nerw y
trzym ać na p ask u
P rzeto w itajcie n a
lw ow skiem lotnisku N asypali p ia sk u !!!
Porucznik Idzikow ski był tak w z ru szo n y , że p o b lad ł nieznacznie, choć p ó źn iej o p o w ia d a n o , że b y ł na czczo (t. z. b ez jednego kielisze
czka benzyny). N astąp iło z kolei d o k ład n e zw ied zan ie h a n g a ró w . D łu
żej i z w id o czn ą ciekaw ością o - g ląd an o now e sp ad o ch ro n y o ch ro n ne z zielonego jed w ab iu . (Ach coby to były za koszulki i m ajteczki cacane z tak ieg o m ateryału!)
Z b a d a n o ró w n ie ż w n ę trz e „ k ro w y ", a p a ra tu , który m iał w ła śn ie o djechać z trzem a „kiełbasiarzam i"
(zw anym i ta k o d o statn iej afery) do T arn o p o la. A żeby gości d o b rz e do siebie usposobić k o m en d an t B asty r z a rz ą d z ił w o jen n y stap el na trzech now iutkich D 3 . N a pierw szy m s ta r
to w a ł filozof S tec (zn ak : białe le
żące s), n a drugim ró żo w y S e ń k o w - ski (zn ak : czerw o n e serce, p rz e sz y te białą strzałą), n a trzecim pięk- nołydki P e te r (znak: białe Iserce p rzeszy te cz e rw o n ą strzałą). I przed
oczym a czło n k ó w komisyi ro zp o czę
ło się w sp an iałe w idow isko. A p araty w zbiły się na 2 0 0 0 m etró w i p o d lazu ro w em niebem k ołow ały, form u
jąc p rz e ró ż n e b o jo w e figury. Nie z ab rak ło na koniec karkołom nych
„lupingóW " i „k o rk o ciąg ó w ", tak, że p atrzący m dech zap ierało w pier
si. S e n a to r M o rg en tau był w idocznie zad o w o lo n y , bo kilka razy p o w tó rzył g ło śn o : Ali rig h t!!
Pom im o tak w sp a n ia łe b ezp łatn e w id o w isk o kom isya po opuszczeniu lotniska, nie w szy stk o m usiała z n a leźć w p o rząd k u , bo zarzu ty sw oje sfo rm u ło w ała w następujących p u n k ta c h :
1. N a lotnisku w idzi się w p o w ietrzu w ie k „k o rk o ciąg ó w ", brak jed n ak w m enaży oficerskiej jednej choć flaszeczki do o d k o rk o w an ia.
2. W e w n ę trz u „k ro w y ", k tó ra m iała odlecieć do T a rn o p o la, zn a le ziono 5 kilogram ów szynk? i 2 ki
logram y kiełbasy, w idoczqie p rz e znaczonych na pasek.
3. N a sp ad o ch ro n ach jed w ab n y ch , z których każdy kosztuje S k a rb P ol
ski 6000 koron, lotnicy p o d czas s ta r
tu sied zą jak n a zw yczajnych p o duszkach. je st to w id o czn e m a rn o w anie m ajątku p a ń stw o w e g o . (Do
„ b an i" z takim zarzu tem . W ed le re
gulam inu lotniczego pilot m a siedzieć n a spad o ch ro n ie, zw inięlym w k ształt p o d u szk i, do której p rz y w iązan y jest dw o m a stalow ym i haczkam i. P rzyp.
zecera).
4. Gdy a p araty zn alazły się tuż n ad placem G ołuchow skich, w y p u sz czały n ad g łow am i spokojnie sp ace
rującej publiczności benzy n ę ze sw ych ogonów . Jest to w idoczny i p row o k u jący o b ja w antysem ityzm u, z ak o rzen io n eg o w III. grupie.
C iekaw i jesteście dow iedzieć się, kto w ch o d ził w skład kom isyi śled
czej o w e g o p am iętn eg o p o p o łu d n ia ? T en, którego b ran o za M o rg en tau a z p o w o d u długiej w y g o lo n ej gęby, to był K. M ackiew icz, który p rzy jech ał do L w o w a na ślub sw eg o G rzesia w „S zczutku". R esztę z a ś komisyi stanow ili literaci i d ziennikarze lw ow scy, którzy z A m eryką ak u rat tyle mieli w sp ó ln eg o , co K am ilek M ackiew icz. Z acn e to to w a rz y stw o p rzy jech ało na lotnisko, ażeb y p rzy j
rzeć się ra z zb lisk a ew olucyom lw ow skich lotników , co chlubą są m łodej polskiej armii.
H e n ryk Z b ierzch o w sk l.
m m
Kierownik literacki Stanisław Wasylewski. Kierownik artyst. Kazim ierz Grus W ydawca i redaktor odp. Alfred A/tenberg.
Klisze wykonane w zakładzie art. graficznym „Unia“. Drukiem Ign.gjaegera Lwów, Sykstuska 33.
Więc ramienia jej użycza Patrzcie! co za pani bycza.
Pędzą — lśni maszyny heban
We wsi Grzesia ślub da plęban. W „coupe“ ludzi cala paka Na zadatek daj buziaka.
OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA — POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA ROZDZIAŁ XXV.
Rys. K. Mackiewicza.
Dość już Grześ Prusaków nabił
Chętnie by się więc „o\babil\ Gaikiem mila balamutka
„Jestem panno Grześ ze „Szczutka".
Pocóż fochy — Boże drogi Grześ chce ręki a nie nogi.