Stanisław Dąbrowski
Sens ubezpożytecznienia :
(rozważanie)
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (30), 174-177
kuchni. Bo m u nudno. Tam córka, a on ją przeoczył. Celowo. P rz y - w itań nie p ra k ty k u je , choć zna. K iedyś się zaznajom ił. To ona ci ch utk o czm ych do siebie. Żeby nie drażnić. Bo zgaga. Ale on i tak z zadow oleń nieco obrany. P otem obiad go polepszył. Zupa m niej. Ale d ru g ie bardziej. A kisiel znów m niej. B ył rem is, bo kaw a i bab ka b ard ziej. Może w in iaku — ona do niego. On, że nie. N ajpierw . A p otem tak. Trochę. I jeszcze trochę. Idzie gadu gadu przez w szy st kie etap y. Jego u niej bytności. A rty sty czne i um ysłow e problem y. Różne życiow e też. I o poezji. J a k o nim to on żyw y. J a k nie o nim to m u nudno. T aka rozm ow a z księciem . Bo ty lk o siebie uw aża. W idać. To ona ty lk o o nim . Ale nie m a takiego zapasu. Bo nie g ro m adziła. Z grom adzić ty le tru d no . To on przygasa. I m ówi, że córka do k in a niech idzie. A ona niech jej dziesięć złotych da. N a to kino. T ak zażyczył. Zo. m usi dać odpór, że ta m ta się uczy. A kino nauce szkodzi. I deszcz jeszcze taki. J a k b y coraz w iększy. To on, że ju ż pójdzie. Zawsze go gdzieś niesie. Żeby zostać m usiałby w y pić. A ja k w y p ije to nie pójdzie, a m usi bo go niesie. Bez niesienia nie je s t sobą. I żeby go odprow adziła. Podziękow ań nie było. W y chow anie w ięc um iarkow ane. Albo i styl. T ylko takie sobie g ad a nia. O M ary n ie m niej w ięcej. Po drodze. W siadł do tary fy . Ju ż in nej. T ra f m ógł chcieć, że była ta sam a. Choć chyba nie. Zo. została z w y rz u te m w sobie. Że nie dała zap łaty za kurs. Bo może w ypada? Ale przecież rodzina. No w łaśnie. B iedaki to w szystko. N aw et g ru b iu tk i lite ra t u nas chudy. Rozczuliła się. I przez deszcz do dom u.
Stanisław D ąbrowski
Sens ubezużytecznienia
(Rozważanie)S tefania S k w arczyńska uczyniła m o ttem sw ej książki « S y ste m a ty k a głó w n ych k ie ru n k ó w w badaniach litera c
kich» (Łódź 1948) n astępu jące słow a w y ję te z u tw o ru A natola
F ra n c e ’a «Z brodnia S y lw e stra Bonnard» (cytu ję w tłum aczeniu):
«Postęp nauk ubezużytecznia te dzieła, które najwydatniej przyczyniły się do owego postępu. A ponieważ te dzieła nie służą już więcej wielkim sprawom,
175 P R Z E C H A D Z K I młodość w dobrej wierze sądzi, że są bezużyteczne, lekceważy te dzieła i —
znalazłszy w nich jakąś myśl choćby trochę nadto przestarzałą — w yśm ie wa je».
P om yślm y, co ze schem atu m yślow ego tego fra g m en tu z d aje się w ynikać w odniesieniu szerszym niż sam a tylko m etodologia i h is toria nauk.
1. Istn ie je ścisły zw iązek m iędzy realizow aniem się ro zw o ju a u b ez- użytecznianiem się dzieł (dokonań). P rz y ty m zw iązek te n m a w sobie coś ze stosun k u o znam ionach ilościowości: dzieło ty m s k u teczniej służy rozw ojow i, im bezw zględniej zostaje przez proces tego rozw oju ubezużytecznione. A zatem w skaźnikiem i m ia rą słu żebności, m iarą spożytkow ania i rzeczyw istej przy d atn o ści (m i nionej) jest stopień rzeczyw istego ubezużytecznienia. W ięcej: dzi siejsze ubezużytecznienie je st św iadectw em w czorajszej u ży tecz ności, gdyż bezużytecznieć m ożna ty lk o w procesie b ycia u ży tecz nym . Nasienie, zapoczątkow ując w zrost nowej rośliny , siebie — ubezużytecznia: realizu je w pełn i (spełnia) sw oje p rzeznaczenie i w ięcej nie jest ju ż niczem u p rzy d atn e.
2. «Młodość» z F ra n ce ’owskiego fra g m en tu nie odróżnia bezu ży tecznego od ubezużytecznionego. U bezużytecznione to to, co ju ż w ypełniło sw ą ro lę i zostało zużyte. Bezużyteczne zaś n ig d y nie było, nie jest, an i nie będzie zdolne do spełnienia jak iejk o lw iek roli. U bezużytecznione um ierało w przebiegu zużyw ania. B ezuży
teczne nie podlega śm ierci, gdyż a n i w sobie nie m iało życia, an i w niczym życia nie byłoby zdolne w zbudzić albo p od trzy m ać. M ię dzy ubezużytecznionym a bezużytecznym je st podobieństw o te ra ź niejszej nieużyteczności i «młodość» F ra n c e ’owska n iep rzen ik liw ie poprzestaje na ty m podobieństw ie. Ale przenikliw ość to w yczucie różnic. U bezużytecznienie — dzięki m inionej, fak ty cznej słu żeb ności — je st zasługą, k tó rej bezużyteczność w sw ej zbędności do stąpić nie może.
T ylko bezużyteczność zasługuje na lekcew ażenie, na osądzający śmiech. U bezużytecznione jest w spółspraw cą i poległym św iadkiem w ielkiej spraw y. Mówi M ickiewicz: «1 ten szczęśliwy, k to pad ł w śród zaw odu (tzn. w e w spółubieganiu się^— S. D.), jeżeli poleg łym ciałem dał in nym szczebel (...)». M ówi S taff: «Podłożyłeś się słow em pod m elodię, co ju tr a szuka. Dziś n ik t jej nie słucha. P a d
łeś. P rzechodnie na k a rk u sta w ia ją ci nogę. D epcą cię. Słusznie. Depce się szczebel, drogę».
3. Użyteczność jest histo ry czn a. Służyć i ubezużytecznieć można ty lko w określonym czasie. I w raz z nim trzeb a przem inąć, zostać w y m in ięty m przez now y czas, k tó ry — przyszedłszy tak że dzięki n am — u jaw n ia naszą wczorajszość, przestarzałość. Lęk p rze d prze- starzałością je st lękiem przed rzeczyw istym , pożytecznym uczestni czeniem w życiu i przed n a tu rą życia: p rzed w stąp ien iem w ry tm życia. T en lęk n ie k ie d y p rz y jm u je form ę 'in fa n ty ln ą , form ę od m ow y podjęcia oczekującej roli, k tó ra — przez nas p o d jęta — z konieczności nas przecież ubezużyteczni; i w te d y p rzed ubezuży- tecznieniem cofam y się w bezużyteczność, p rzed uczestniczeniem w społecznej w ym ianie tru d ó w — w społeczną śm ierć. T en lęk
n iek ied y p rzy jm u je b a rb a rz y ń sk ą form ę w yśm iew ania tego, co
zużyte (więc p rzestarzałe), p rzy czym do tej niegodziw ej od m ian y śm iechu n ajskw ap liw si są ci, k tó ry m im ponuje b ezużytecz ność.
Tym czasem na przestarzałość trzeb a sobie zasłużyć przez ubezu- żytecznienie. T rzeba się na n ią nie tylko biernie zgodzić, ale jej czynnie chcieć (tak ja k chcem y sam ego życia), a naw et ją ponaglać przez w ysiłek użyteczności. Lecz fo rm y naszej przestarzałości ani przew idzieć, a n i w y b rać sobie nie m ożna. Ta szczególna fo rm a będzie nam dana (w raz z zasługą). N ato m iast od nas zależy form a (i stopień) naszej użyteczności i naszą je s t rzeczą jej poszukać. «Młodość» F ra n c e ’ow ska nie m a a n i świadom ości h istorii, a n i in s ty n k tu życia.
4. Rozw ażany fra g m e n t F ra n c e ’ow ski lite ra ln ie odnosi się tylko do postępu nauki, do życia nauki. A le to, co je s t najgłębszą p raw d ą tego frag m en tu , m a odnośność chyba un iw ersaln ą: do życia biolo gicznego, do życia społecznego, do życia k u ltu ry . J e s t to zatem p raw d a życia rozum ianego tak szeroko, ja k rozum iała je filozofia życia w e w szystkich jej odm ianach.
5. A ponad tą pow szechną ziem ską p raw d ą o p rzem ijan iu jako w a ru n k u rzeczyw istego istnienia, w zenicie ludzkiego nieb a trw a słoneczna p raw d a o istnieniu, k tó re nie je s t pośpiechem p rze m ija nia; p raw d a o użyteczności, co nie ulega ubezużytecznieniu przez unicestw iającą doraźność. Ta w ysoka sfera długiego trw a n ia stw a rzan a je st przez geniusz in te le k tu a ln y , geniusz a rty sty c z n y , geniusz
177 P R Z E C H A D Z K I m oralny. Ale tam w stąpić nie m ożna b ram ą zam iaru. Tylko — bram ą dokonania. A więc: nie w iedząc o tym . W szyscy «ludzie stam tąd» nie szukali dla siebie a n i w y dźw ignięcia, ani ocalenia. P rag n ęli dop raw d y zniknąć w po d jęty m dziele.