Aleksandra Okopień-Sławińska
Hipoteza jedności : (glosa do
interpretacji "Kosmosu")
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (27), 102-118
Aleksandra Okopień- -Sławińska Mylny trop
Hipoteza jedności.
(Glosa do interpretacji
,, Kosmosu”)
... nie ma idiotyzm u, k tó ry b y byl
dla ciebie niejadalny... inteligencja i wyobraźnia oddają cię głupocie, gdyż nic już nie jest dla ciebie dość
fantastyczne...1
Po pierw szej „n ie w in n e j” le k tu rze K osm osu jego k o n stru k c ja w yd aje się b a rb a rz y ń sko zw ichnięta, u rąg ając w szelkim kanonizow anym przez tra d y c ję w zorom budow y i m o tyw acji pow ie ściowej historii. No bo przecież: n a jp ie rw n a rr a to r mozolnie u siłu je zm ontow ać fabułę z rozproszonych poszlak i n iejasn y ch dom ysłów (wiszący w ró b el, w i szący p atyk), w p ew nym m om encie sam w łasn y m czynem , rzec m ożna — w łasnoręcznie, ją uzu p ełnia i dyn am izu je (powieszenie kota), ale k ied y w reszcie s ta je wobec jedynego tajem niczego w y d arzen ia n ie- kw estionow alnej m iary (powieszony L udw ik), nie szuka spraw ców , nie tro p i przyczyn, nie in te re s u je się następ stw am i, niczego więc nie w y jaśn ia, tylk o przechodzi do innej spraw y, a potem pospiesznie zm ierza do końca opowieści. W epilogu zaś jak b y złośliw ie nie w y k o rzy stu je o statniej szansy zaspo k ojenia pobudzonej ciekawości m iłośników fa b u ły i ani słow em nie w spom ina o śm ierci L u d w ika. In fo rm u je n ato m iast o g łupstw ach bez znaczenia: że
1 W. Gombrowicz: D zien n ik (1957—1961). Paryż 1962, s. 138; dalej oznaczany w tekście jako D II.
L e n a złap ała anginę, że sprow adzano taksów kę itp., a w o sta tn im zdaniu powieści, zw racając się k u w ła sn ej teraźniejszości, pow iadam ia jak gdyby nigdy nic: „Dziś na obiad b y ła p o traw k a z k u ry ” . Ta po tra w k a , k a ry k a tu ra m iodu i w ina z epickich epilo gów , dopełnia m ia ry prow okacji n aru szającej zw ykłe
pow inności powieściowego opowiadacza.
A więc au to rsk a prow okacja, a nie m im ow iedny de fe k t kom pozycyjny. Z atem fab u ła K osm osu — jeśli chce się odsłonić je j celowość i zorganizow anie — innego w ym aga spo jrzen ia i k ie ru n k u in te rp re ta c ji niż naszkicow ane pow yżej. P ew ien sposób jej ro zu m ienia, niezm iernie isto tn y , ale w m oim przek on a n iu nie w yczerp u jący spraw y , podsunął sam Gom brow icz niedościgniony k ry ty k i k o m en tato r w łas n y c h utw orów . N azw ał on K osm os „powieścią o tw o rze n iu się rzeczyw istości” 2 i m yśl tę sugestyw nie p rzed staw ił zarów no w dzienniku, jak i w rozm o w ach z D om inique de Roux.
F o rm u ła Gom brow icza skierow ała uw agę in te rp re ta to ró w w stro n ę m otyw acji pow odujących n a rra to rem , u ch y lając jednocześnie roszczenia tra d y c jo n a l nego czytelnika. Te bow iem w sposób n a tu ra ln y zw racają się przede w szystkim do m otyw acji zo biektyw izow anych, fu n k cjo n u jący ch w świecie u k a zanym jako gotow y i zastany, a więc do uzasad n ień niezależnych od n a rra to ra , zobowiązanego tylko do ich zrelacjonow ania. Skoro zaś K osm os — ja k chce G om brow icz — m a być historią, k tó ra stw arza rzeczyw istość i sam a p rzy ty m się tw orzy, to cały m echanizm m o ty w acy jn y zależeć zaczyna od przedstaw ionego stw ó rcy tej rzeczyw istości, czyli powieściowego n a rra to ra , a w ty m p rzypadku i głównego b o h a te ra w jednej osobie. W podobnej sy tu acji czytelnik może oczywiście nie aprobow ać św iatopoglądu i zachow ań n a rra to ra , uw ażając je
Autorska prowokacja
O tworzeniu się rzeczyw i stości
2 W. Gombrowicz: D zien n ik (1961— 1966). Paryż 1966, s. 174; dalej oznaczany w tekście jako D III.
104
Każda kom bi nacja jest możliwa
Ludwik — trup logiczny
np. za bezsensow ne czy odrażające, nie m a jed n a k podstaw , by kw estionow ać pisarską zasadność czy popraw ność tak pom yślanej powieści.
Z p u n k tu w idzenia n a rra to ra K osm osu w skazanie faktyczn ych przyczyn pow ieszenia L udw ika m a w a r tość drugorzędną: dręczony stały m poczuciem n ie słychanej i nieogarnionej mnogości m ożliw ych u k ła dów, sensów i uzasadnień dla w szystkiego, na czym zatrzym a sw oje oko, n aw et nie próbuje rozeznać się bliżej w kom binacjach, jakie daw ały się pom yśleć w ty m w ypadku. P rz y sta je zatem n a „m yśl łagodną o bezsilności um ysłu wobec rzeczyw istości p rz e ra sta jącej, zatracającej, spow ijającej... Nie m a kom binacji niem ożliw ej... K ażda k om binacja jest m ożliw a (...)” 3. D odajm y: m ożliw a w nieznanym porządku rzeczy wistości, bo w in ty m n y m porządku n a rra to ra , z w y siłkiem , lecz n ieu stannie form ującego m agm ę z ja wisk, w iszący L udw ik zajm u je ustalone m iejsce: do pełnia i jednoczy te rozm aite serie dom ysłów, po szlak i obsesji, k tó re dotąd zjaw iały się w d ra ż n ią cym niedopow iedzeniu i rozproszeniu. H orren d aln y ,
jeśli spojrzeć n ań cudzym i oczami, gest w etk n ięcia wisielcowi palca do u st m a dla n a rra to ra c h a ra k te r logicznego im p eraty w u : jest znakiem uczestnictw a w w yd arzeniu k u lm in u jący m w ątek w ieszania; po tw ierd za zw iązek u st L en y z ustam i K atasi (usta L udw ika są zarazem ustam i erotycznego p a rtn e ra L eny i naznaczonym i tru p ią skazą ustam i wisielca); jest zastępczym spełnieniem seksualnego p rag nien ia naplucia w usta Leny; ry m u je się z w ielokształtnym m otyw em w b ijania, bicia, w pychania, dobijania się, dobierania się, kłucia, w kłuw ania i przek łuw an ia; w iąże się w reszcie z obsesją ręk i i palca. W tak iej p erspek ty w ie „ tru p idiotyczny staw ał się tru p e m logicznym ” (K, s. 149), przy czym „zw yczajna logi k a ” ustąpić m usiała przed n ieo d partą siłą „logiki
3 W. Gombrowicz: Kosm os. Paryż 1970, s. 150; dalej ozna czany w tekście jako K.
p o d ziem nej” (K, s. 150), k tó re j ulega n a rra to r. I próżno dociekać, na ile jest on zuchw ałym tw órcą, n a ile zaś zniew olonym rew elato rem jej praw d. A ktyw ność n a rra to ra jako poszukiw acza ukry tego p o rząd k u rzeczyw istości, zw ieńczona przypadkiem L udw ika, nie ogarnia jed n ak całej fa b u la rn e j m aterii
K osm osu, ani w pełni nie uzasadnia sposobu jego
skom ponow ania. Z zasięgu jej w y m y k a się postać Leona, z biegiem u tw o ru coraz bardziej eksponow a na, a w końcu — pierw szoplanow a. R elacja n a rr a to ra nie kończy się bow iem na w y darzeniach zw ią zany ch z Ludw ikiem , ale na nocnej pielgrzym ce L eona, odsłaniającej now y, nie u jaw n io n y dotąd w y raźnie, choć podskórnie od początku obecny i n ad rzę d n y wobec poprzedniego, w ątek Kosm osu.
U przedzając tok dalszych wyw odów , powiedzieć n a leży, że to w łaśnie postać Leona, a nie postać L u d w ika, okazuje się zw ornikiem ideow ym i k o n stru k cy jn y m całej powieści, k tó ra w b rew pow ierzchow n em u w rażeniu nie obsuw a się bezładnie ku koń cowi, ale dopiero dzięki niem u osiąga wyższe uza sadnienie. S kądinąd wiadom o, że Gom browicz p rac u jąc nad K o sm o sem z całą świadom ością sta ra ł się jego fin ał „pchnąć w in n y w y m iar” i że zadanie to było przedm iotem jego szczególnego tru d u i s ta ra nia (D. II, s. 75). Rolę Leona, w przeciw ieństw ie do roli L udw ika, pom ija on jed n ak w swoich k om enta rzach niem al zupełnym m ilczeniem . Zam ieszczone w dzienniku n o ty do in te rp re ta c ji K osm osu zaw iera ją tylko jed n ą nie rozw iniętą uw agę: „ P u n k ty od niesienia. Leon i jego n abożeństw o” (D III, s. 175). W kw estii tej pozostaje więc zdać się na odczytanie sam ego utw oru.
W śledczych działaniach n a rra to ra Leon, choć w pi sany w yraźnie w w ątek „św iń stw a” , nie odegrał w ażniejszej roli. Mimo to łączy go z n a rra to re m więź silniejsza niż z jakąk o lw iek in n ą postacią. W ięź ta, zrazu niejasna, zarysow uje się potem coraz w idocz niej, aż w reszcie u jaw n ia w o tw a rty m porozum ie
Leon główną postacią
A L E K S A N D R A O K O P IE ft-S L A W ltfS K A 106
Tajem ne słow o
Nieznane czy obce
niu i w spółdziałaniu. W tej ostatniej fazie Leon d o m inuje, zyskując w poczuciu W itolda ry sy wodza, ideologa i kapłana: „B yłem oficerem sztabu g e n e ra l nego. Chłopcem służącym do mszy. K o rn y m i k a r n y m ak olitą i w ykonaw cą” (K„ s. 144). Leon je s t jed y n ą osobą w powieści, k tó ra nie pozostaje w s fe rze n a rra to rsk ic h hipotez, ale sam a się odsłania i t łu m aczy sw oje racje; jedyną, k tó ra do w łasnej g ry ang ażu je W itolda jako podporządkow anego p a rtn e ra , a p rzy ty m spogląda n ań z zew nątrz. Za sp raw ą Leona w niedostępnej inaczej niż za pośred n ictw em w yobrażeń n a rra to rsk ic h rzeczyw istości K osm osu p o w staje szczelina: ten, k tó ry dotąd tro pił, dociekał i osądzał, zostaje przez kogoś innego rozpoznany i w ciągnięty do w spółdziałania.
Sfera tego w spółdziałania zakreślona je st i pseudo- nim ow ana p rzy pom ocy w ielokształtnych objaw ień tajem nego słow a Berg. W słow niku K osm osu istn ieje ono n a szczególnych praw ach; obciążone w y ją tk o w ym i fu n k cjam i w ym aga też baczniejszej uw agi anality cznej.
Po pierw sze: jest to słowo polszczyźnie nieznane, po zbaw ione zatem jakiejkolw iek ustalonej uprzed nio w społecznym obiegu w artości sem antycznej, a zy skujące ją dopiero dzięki użyciom w tekście powieści. T rudno rozstrzygnąć, czy m ożna je p rzy ty m uw ażać za słowo obce (niem ieckie „B erg” — „g ó ra”), p rz y sw ojone i przekw alifikow ane znaczeniowo, ale w d a lekim planie jakoś zabarw ione i m otyw ow ane sw oim pochodzeniem . G dyby tak, to kom u należałoby p rz y pisać świadom ość tego pochodzenia? Leonowi? n a r ratorow i? czy dopiero Gom browiczowi, k tó ry jeślib y chciał u niknąć etym ologicznych skojarzeń, mógł przecież w ynaleźć jakieś zupełnie nowe słow o o po żądanych w alorach fonicznych? Zagadnienie jest dość m arg in alne, m im o to w a rto zauw ażyć, że Leon z w ielkim upodobaniem k rasi sw oją m owę obcym i w trętam i,, z reg u ły niezby t w yszukanym i i odpow ia d ającym i n ajp o p u larn iejszy m dośw iadczeniom in te
r-lin g w isty czn y m P olaka. Może więc w obcojęzycznym re p e rtu a rz e Leona (fiat ubi v u lt, fir s t klas prim a,
t u tti fr u tti, allons en fa n ts de la patrie, niczewo, szpas, w itz, ergo, p rim u m , secundum , te rtiu m , quar- tu m , ą u in tu m , s e x tu m , szantan, ite m issa est, a ri- vederci, m an żu siu m , carpe diem , en ordre, bitte, pa sse-tem ps) m ieści się rów nież ,,berg” jako b a n aln y
e le m en t niem czyzny, a przede w szystkim jako sk ład n ik pow szechnie znanych u nas złożeń nazw isko w ych. O tak im rozeznaniu św iadczyć by mógł w y k r ę t Leona zapytanego o znaczenie „b e rg u ” : „to ta k dw óch Żydasów rozm aw ia... tak i szpas” (K , s. 107). W każdym jed n ak razie słowo to jest w yko rzenione ze sw ej m acierzy stej gleby sem antycznej i nasycone w pow ieści najzup ełn iej un ik aln y m i tr e ściam i.
Po drugie: w yróżnia je nie ograniczona niem al g ięt kość i po tencja słow otw órcza. Zdolne je s t bow iem do w chodzenia w sym biozę z rozm aitym i w yrazam i i w ro zm aity ch pozycjach, a także do p rzy b ieran ia form w łaściw ych różnym częściom m ow y — rze czownikom, czasow nikom , przysłów kom i p rzy m io t nikom . P ełn a lista lek sy k alny ch odm ian „berg u ” składa się z trz y d z ie stu jed en w arian tó w . P rzy po m i n am je w p orząd k u alfabetycznym : bem berg, bem - bergow ać, bem bergow anie, bem bergow atość, bem - bergow iec, bem bergum , berg, bergbem bergow y, berg-berg, bergbergow anie, bergbergow iec, bergow a- nie, bergum , bergu m b erg, b erg u m -berg-b erg um , berguroczystość, d y sk retu m b erg , frajd u siu m b erg , hajd asiu m berg kachasium berg, k aralu m b erg i, lu b u - sium berg, łakocium bergi, pielgrzym kum berg, poci- chum berg, podbem bergow yw anie, rozkoszum berg, tajnu siu m berg , w bem bergow ać, w ybem bergow ać, zabergować.
Po trzecie: sw obodnie przystosow uje się do peł nienia rozm aity ch fu n k cji składniow ych w zdaniu — jako podm iot, orzeczenie, dopełnienie, przydaw
-Lingwistyczna erudycja P o laka Trzydzieści jeden odmian bergu
A L E K S A N D R A O K O P IE N -S Ł A W lN S K A 108
Sem antyczna konkretyzacja idei bergu
ka — czy okolicznik, oraz do przekazy w ania rozm aitych ek sp resji m odalnych — jak o hasło, w ezw anie, insynuacja, stw ierdzenie, pytanie, w y- krzy k nienie itp.
Po czw arte: podlega nadzw yczajnej skłonności do tautologii, pow tórzeń i w ystępow ania w fo rm ach zw ielokrotnionych, zarów no w obrębie po jedynczych w yrazów , jak dłuższych w y rażeń i całych zdań skład any ch z w arian tó w tego jednego słow a, np. „B ergow anie m oje bem bergiem m oim z całą bem - bergow atością bem berga m ojego” ! (K, s. 114).
Po piąte: cechuje się ch a ra k te ry sty c z n ą dobitnością brzm ieniow ą, a w rezultacie tend encji do zw ielo k rot- n ień i pow tórzeń tw o rzy u k ład y o dużej w y ra z isto ści fonicznej, zrytm izow ane i spraw iające w rażen ie onom atopeicznych.
Z arysow any tu kom pleks językow ych w łaściw ości „b e rg u ” i form acji od-bergow ych m a duży w p ły w na sem antyczną k on k retyzację sygnow anej ty m sło w em idei. Jego nowość i płynąca stąd niezależność od skonw encjonalizow anych znaczeń elim in u ją opór wobec rozm aitych kontekstow ych osadzeń i zap ew n iają m u m aksym alną plastyczność sem antyczną, zarazem jed n ak sp rz y ja ją pew nej m glistości, am bi- w alencji i n iedefinityw ności sensów. S kala jego przeobrażeń słow otw órczych i zróżnicow ań fu n k cjo nalnych w zdaniu i w ypow iedzi w skazuje na roz ległość i rozm aitość objętej nim p rzestrzen i se m a n tycznej. Ciągłe pow tórzenia i m u ltip lik acje u w y 7 d a tn ia ją jego znaczeniow ą intensyw ność i rang ę, a zarazem zdolność do tw orzenia sfery zam k n iętej, zhom ogenizow anej i m onocentrycznej. Celowo ja skraw a tautologiczność form uł w rodzaju „b e m b e r- gow anie bem bergiem w b e rg ” , poza ty m że je st spo sobem am plifikacji, narzuca przekonanie o jego sa- m odefiniow alności, a więc niesprow adzalności do innych, zew n ętrzn y ch i obcych, kategorii. R ytm icz ność i onom atopeiczność za każdym razem p rec y z u ją się sem antycznie w k o n k retn y ch zw iązkach k o n te k stow ych, ale generaln ie — sugerując bliską
odpo-w ied niość m iędzy słoodpo-w em a d esygnatem — odpo-w yodpo-w o łu ją w rażen ie fizycznej realności przejaw ów bergu. W te n sposób sam a, przem yślnie w ykalkulow ana, postać językow a „b e rg u ” w pływ a na d o konujący się w to k u pow ieści proces jego sem antyzacji i p ro g ra m u je jej ogólne ram y . Na to jednak, aby ustalić ich szczegółow e w ypełnienie, już nie w y starcza analiza o p eracji językow ych, a konieczne jest ogarnięcie roz m aity c h danych, np. w yn ik ający ch z c h a ra k te ru i p rzeb ieg u w ydarzeń , z zachow ań i rysów postaci, z ich słów i z reflek sji n a rra to rsk ic h , ze sposobów budo w an ia opowieści, z doboru m otyw ów , z ro zkła d u tonów ironicznych i pow ażnych, oraz — sk ró to wo m ów iąc — z w szelkich in te rp re to w a ln y c h w łaści wości u tw o ru , k tó re razem w zięte pozw alają uchw y cić G om brow iczow ską ideę bergu.
Dla k o n stru k c ji K osm osu idea ta m a niezw ykle do niosłe znaczenie. W brew pow ierzchow nem u w raże n iu nie ogranicza się do św iata pow ieściow ych boha terów , ale p rzen ik a i jednoczy odrębne poziom y u tw o ru : fabuły, n a rra c ji i pisarstw a, u stanaw iając bliską odpow iedzialność m iędzy rolą Leona jako u czestnika fabuły, rolą n a rra to ra jako podm iotu w łasnej opowieści oraz rolą G om browicza jako a u to ra K osm osu. D ziałania ich bow iem d a ją się z in te r preto w ać jako różne w a ria n ty realizacji idei bergu od jej n a jp ry m ity w n iejsz ej do n ajb ard ziej w y subli m ow anej postaci.
N u k learn ą form ę bergu, najprostszą, ale zaw ierającą w zalążku jfego podstaw ow e kom ponenty, stanow i sam ozaspokojenie seksualne. Słowo „o n an ista” użyte dla skonkretyzo w ania b erg u pada w p ro st w dialogu powieści jako potw ierdzona in sy nu acja W itolda pod adresem Leona. O dblask tej in syn u acji obejm uje potem sam ego W itolda, kied y p rzy sta je on bez pro testu, by Leon uw ażał go za głównego w tajem niczo nego i w spólnika. Tak rozum iany m otyw bergu zyskuje poza ty m fab u la rn e rozw inięcie w scenie przy pam iątk ow ym kam ieniu, k tó ra pajęczą nicią
Zasada jedności
Berg prym ityw ny
A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S Ł A W IŃ S K A 110
Berg w ysublim o wany
analogii łączy Leona z Jo yce’ow skim Leopoldem Bloomem.
B yłoby jed n ak jaskraw o n ieu praw nio ny m uproszcze niem , gdyby sens b erg u zacieśniać ty lk o do o kreślo nej p ra k ty k i seksualnej, jakkolw iek w ypada zapew ne uznać ją za p u n k t w yjścia dla rozw in iętej filo zofii b erg u jako w y rafino w anej sztuki osiągania s a tysfakcji. Podporządkow ane je j zostają w ielo rakie działania i zachow ania jednostki, w szystkie n a s ta wione n a przyjem ność i zaspokojenie, a rek o m p e n su jące osobiste niepow odzenia, d e fe k ty i n ied o statek społecznej aprobaty. M ają one przezw yciężyć za leżność od in n y ch ludzi i ubezpieczyć od niepo m yśl nych okoliczności przez zw ro t ku sobie sam em u, osw ojenie z w łasną obrzydliw ością i um iejętność konten to w an ia się tym , co dostępne, a więc przez szczególną sam ow ystarczalność, k tó ra w pow ieści nosi m iano „w sobności” . J e j to dotyczą program ow e i p row okacyjne porzekadła w rodzaju: „swój do swego po sw oje” , „pan sobie rzepkę sk ro b ie” , „jak się nie m a co się lubi, to się lubi co się m a” .
S fera berg u jest n a w skroś p rzen ik n ięta erotyzm em , choć daleko w ychodzi poza p rostą aktyw ność sek su alną. P raw d ziw y k u n szt berg u pozw ala w znieść się ponad osobiste skazy i niepow odzenia w te j dzie dzinie, polega bow iem na tym , by z ro zm aity ch na pozór n e u tra ln y c h sy tu a c ji w yciągnąć tak ie zado w olenie, jakie d a je erotyka. Rozkosz zm ysłow a sta je się osiągalna pośrednio, rodząc się w mozole i t r u dzie poprzez w ysiłek świadomości, rozum ow e k a l ku lacje i celow ą reżyserię. D latego też naczeln ą i najogólniejszą fo rm ą berg u jest „kom binow anie”, up raw ian e na różne sposoby, ale zawsze polegające na m anipulow aniu drobiazgam i, k o jarzeniu rozproszo nych elem entów , zestaw ieniu cząstek — liczeniu i przeliczaniu, porządkow aniu, szeregow aniu, b a d a niu, dociekaniu, łączeniu, kształtow aniu, dopasow y w an iu itp. Tak więc obrządkow i b erg u p o d daje się łatw o np. jedzenie jako proces rozk ładaln y n a sze
re g zam ierzo nych posunięć („w bijanie na widelec, p o d noszenie do u st, w suw anie, sm akow anie, przeżu w a n ie , p rz e ły k a n ie ” — K , s. 137; por. także Leonową in s tru k c ję rozkoszow ania się k arm elk iem — K, s. 121) n iep o strzeżen ie przek ształcający ch nasycanie się po k a rm e m w saty sfak cję seksualną („Jedząc zaspaka ja ł się. O nanizow ał się jedząc” — s. 137). P rz ed m io te m podobnych m an ip u lacji może się s ta w ać ró w n ież m ów ienie. Leon z n ieta jo n ą lubością o d d aje się form ow aniu i celebrow aniu m owy. W y m y śla i p rzerab ia w yrazy, dobiera je i dopasow uje w zajem n ie, baw i się słow am i jak dziecko lub m a n iak , rozkoszuje w spółbrzm ieniam i, pogrąża w echo- laliach. Od w yszukanych, ozdobnych w yrażeń p rze chodzi do n iea rty k u ło w a n y c h postękiw ań; podchw y tu je rozm aite sty le m ów ienia, u ru ch am ia i spoży- tk o w u je p o p u larn y re p e rtu a r obcych w yrażeń; uży w a słów jako ozdoby, zaklęcia i p araw an u . Mówi ja k b y nie n a sw oją odpowiedzialność, ta k aby w y daw ać się mogło zarów no, że pow iedział w ięcej, jak i m n iej, niż pow iedział. Ubezpiecza się w ten spo sób i izoluje jako posiadacz m ow y sek retn ej. Cała jego g adan ina podszyta jest śm iesznością i tan d etą, ale fascyn acja słow em i ucieczka w słowo — choć w in n y m w yd an iu i na innym poziom ie — spokrew - n ia ją go blisko z językow ym i nastaw ien iam i n a rr a to ra K osm osu 4.
I on rów nież tra k tu je słowa jak w ielokształtne, p la styczne i niezliczone d ro b in y będące d lań m a te ria łem p rzem yśln y ch p ra k ty k i niezw ykłych a zniew a lający ch kom binacji. W ich rezu ltacie przechodzenie od słow a do w ypow iedzi i od brzm ienia do znacze nia p rzestaje być au tom atyczne i niezauw ażalne, a s ta je się z p rem e d y ta c ją sterow an e i uw yraźniane.
4 Odmiennie niż w wypadku mowy Leona styl narracji nie jest w Kosmosie komprom itowany ani dezawuowany, cie szy się w ięc autorską aprobatą i można go charakteryzować nie tylko jako indyw idualny styl określonego narratora, ale również jako realizację stylu pisarza.
Rozkosze mowy
A L E K S A N D R A O K O P IE N -S Ł A W IŃ S K A 112
Od mowy do kosmosu
Klimat erotyczny
Rozm aite n aw iązania i odpowiedniości m iędzy sło w am i n a b ie ra ją szczególnej b arw y i znaczenia. Z rozm ysłem u w y d atn ian e i tw orzone więzi b rzm ie niowe, znaczeniow e i etym ologiczne okazują się po szlakam i w ięzi istotniejszych, egzystencjalnych, n a p row adzającym i na ślad jakichś u k ry ty c h relacji m iędzy zjaw iskam i pozajęzykow ym i. W te n sposób przez o peracje słow ne działa form otw órcza energia podm iotu.
A jeśli przyjąć, że słow a odnoszą się do siebie być może podobnie jak — pod pew nym i choćby w zglę dam i — odnoszą się do siebie i w iążą w zajem nie cząsteczki kosm osu, to wówczas np. nie tam o w an a obfitość leksykalna, b u jn y rozrost członów zdanio wych, spiętrzen ie w yliczeń, nagrom adzenie w spół brzm ień, rym ów i a lite ra c ji mogą stać się ek w iw a len tam i n ap o ru rzeczyw istości, n a d m ia ru szczegółów, zalew’u m ożliwości i odniesień nękający ch n a rra to ra . Na tej sam ej zasadzie głoskowe p o k rew ień stw a m ię dzy im ionam i bohateró w (Leon, Lena, L udw ik, Lula, Lulo, Tolo, a także W itold i K ulka) su g e ru ją jakiś ry s łączącej ich w spólnoty. Im ię Jadeczka p o d trz y m uje skażoną a u rę wokół tej postaci, nap om y k ając o „jadzie” (skażony miód miodowego m iesiąca) i „ ja daczce” (naw iązanie do m otyw u skażonych ust). W y raźnie p odkreślana dwuznaczność w ielu o k reśleń k a że podejrzew ać kom plikacje w istocie sam ych z ja wisk.
Szczególna rola p ierw iastka erotycznego u w y d a tn ia się poprzez agresyw ną dwuznaczność rozległej w a r stw y w yrażeń pozornie rzeczow ych i n a tu ra ln y c h a ak tu alizu jący ch się p rzy ty m nieodparcie w polu jask raw y ch asocjacji erotycznych, seksualnych, czę sto zabarw ionych obscenicznie. Znaczące o k azu ją się rów nież rozm aite, na pozór drobne w y k o lejen ia leksykalne i przesunięcia frazeologiczne. O zw y k ły ch ustach K atasi sprzed w ypadku pow iada się „ u sta bez zm azy” zam iast np. „bez skazy” , dlatego że n ie m e chaniczne, pow ierzchow ne zeszpecenie było pow o
d em n a trę tn e j dociekliw ości n a rra to ra , ale dom nie m an ie objaw iającej się w ten sposób u ste rk i głęb szej — grzechu i św iństw a. E kw iw alentem tego k lim a tu jest rów nież o sten tacy jn a „rozw iązłość” s ty listy czn a, czy też barokizacja m ow y w yrażająca się w nie ham ow anej — pozornie — inw encji i dezyn- w o ltu rz e słow nej. O pisyw ane tu sposoby postępo w an ia z językiem , służąc opanow yw aniu chaosu rzeczyw istości, w iodą rów nocześnie w rejo n y sztuki i tajem n icy , a pozostaw ione we w ład an iu m ówiącego w ynoszą go ponad słuchacza, pozw alają z nim igrać, w odzić go po m anow cach, prowokować, nie dopusz czać do se k re tu — dostarczają więc ty ch satysfakcji, k tó re zapew nia p ra k ty k a bergu.
W jej orbicie m ieszczą się też poczynania W itolda: jego śledcze zajęcia i m achinacje — jako bohatera, oraz scalające w ysiłki i dociekania — jako n a rr a to ra, podm iotu w łasnej h isto rii na jej użytek fo r m ującego św iat i język. Mimo różnic skali pozostają one w bliskiej odpowiedniości wobec zachow ań L e ona, o czym k ilk a k ro tn ie w n a rra c ji w pro st się w spom ina {K, s. 44, 75, 112, 124). Zbliża je podobne zaabsorbow anie szczegółam i i składanie z nich in tym nego św iata — a więc twórczość, poza ty m zaś: erotyczne p o dteksty i m otyw acje, rek o m p ensacy jny c h a ra k te r, egocentryczność, prow okacja i gra z in nym i oraz p rzen ik ająca w szystko — dwuznaczność. B ergow anie bow iem w każdej postaci — od m an i p ulacji onan isty do m ierzenia się z bezm iernością kosm osu i od słow nych w ydarzeń do sztuki p isa r skiej — pozostaje zawsze napiętnow ane dw uznacz nością i ro zd arte przeciw ieństw am i: przyzw oite a podszyte św iństw em , publiczne a intym ne, odk ryte a sekretne, niew inne a grzeszne, asek u ran ckie a n ie bezpieczne. Im n iew inniejsze z pozoru a grzeszniej- sze w istocie — ty m w iększą spraw ia rozkosz. Nie posuwa się do o tw a rte j rew olty, złam ania tabu, po gw ałcenia norm i obyczajów, ale syci dreszczem prow okacji, podnieca d iale k ty k ą w sty d u (jako
do-Tajem nica i śledztw o
Piętno dw u znaczności
A L E K S A N D R A O K O P IE N -S Ł A W lN S K A 114
Grzeszna św iętość
Na skraju grozy
wodu zetknięcia się niew inności z w ystępkiem ), roz koszuje obecnością nie w tajem niczonych św iadków (a więc nieśw iadom ie uczestniczących w grzechu). C elebracja berg u m a c h a ra k te r sakralno-bezbożny, jest grzesznym pożądaniem świętości i b lu źnierczym przyw łaszczaniem obrządku religijnego, z k tó ry m zachłannie się id en ty fik u je. Oto c h a ra k te ry sty c z n e składn ik i słow nika religijnego uzurpow ane przez L e ona dla uśw ięcenia obchodu jubileuszu bergow ej fra jd y : św iętow anie, uroczystość, przen ajśw iętszy sak ram en t, pielgrzym ka, pobożność, w ielki klasztor,
zakon i msza św. rozkoszy, skupienie nabożne, uro czyste rozpam iętyw anie i odtw arzanie, św ięto n a j wyższe, nabożeństw o rozkoszy, post i m odlitw a, św ięta frajd a.
We w szystkich form ach bergu saty sfak cji to w a rz y szy zagrożenie: od obaw y bycia o d k ry ty m i zdem a skow anym przez rodzinę, św iadków lub czytelników do grozy odkrycia sam em u czegoś n adm iern ego i nie do zniesienia, od przyjem ności lepienia g ałek chle bow ych do groźby pow ołania do istn ien ia tak ich układów w świecie, k tó re mogą sparaliżow ać ich spraw cę, od panow ania nad sek retem pow ieszenia kota do przerastająceg o siły zetknięcia się z ta jem nicą kosmosu. Bergowa fra jd a w iedzie w ięc na sk raj grozy, przepaści, b lu źnierstw a i z a tra ty . K rea- to rska moc kom binow ania może odebrać swobodę, złapać w p otrzask i unieruchom ić w stw orzon ym układzie-zasadzce. Taki jest w łaśnie w K osm osie p rzy pad ek z kam ieniam i na ścieżce (K, s. 125— 127), w nieco innej w e rsji zapisany w cześniej w dzien n iku jako w strząsające m etafizyczne przeżycie sa mego Gom brow icza (D II, s. 137— 138). I dlatego m iędzy innym i w odczuciu Gom brow icza jego po wieść m a tonację m roczną, czarną „jak c z arn y roz- b e łta n y n u rt pełen w irów , zaham ow ań, rozlew isk, czarna w oda unosząca tysiące odpadków , a w nią zap atrzo n y człow iek — zapatrzony w nią i n ią p o r w any — usiłu jący odczytać, zrozum ieć, pow iązać
w ja k ą ś całość... Czerń, groza i noc. Noc przeszyta g w ałto w ną nam iętnością, skażoną m iłością” 5. Człow iek w K osm osie jest pozostaw iony jedynie so bie sam em u, a idea b erg u bez resz ty zorientow ana egocentrycznie. Nie zakłada ona jed n ak odosobnie nia jednostek, n ato m iast n ieodw racalnie deform uje społeczną rela cję m iędzy „ ja ” a „ n ie -ja ” . Osłabia bow iem , a n a w e t elim in u je te w a ria n ty owej re lacji, k tó re dopuszczają zm niejszenie d y stan su m ię dzy jej uczestnikam i, a więc „ja — t y ” oraz „ja — m y ” , sprow adzając je w szystkie do jednego układ u „ja — oni” (wszyscy, k tó rz y nie są m ną, i n n i) 6. P o zycja „ ja ” pozostaje zatem szczególnie sam otna, w yizolow ana i przeciw staw na w szystkim , k tó rz y nie są „ ja ” . Z adaniem „ ja ” jest się od nich nie tylko uniezależnić, ale ich zdom inować przez zyskanie w e w n ę trz n e j przew agi. Żadna przew aga zew nętrzna — fizyczna i jaw n a — nie wchodzi tu bow iem w r a chubę. W yższość bergującego zasadza się tylk o na jego w tajem niczeniu , byciu po stro n ie se k re tu i na a rb itra ln y m a cichym u stan aw ian iu reguł gry. Za pew nia m u to s k ry te w ładztw o, d aje szansę prow o kacji i nie postrzeżonego m anipulow ania innym i przez staw ian ie ich w sy tu acji, k tó ry c h sens jest przed nim i zak ry ty . N arzucenie nieśw iadom ego ucze stn ic tw a prow adzi do zniew olenia, i w ten sposób berg u jąc sobie m ożna bergow ać sobie innych. Tak po stęp ują i Leon, i W itold. Oto słow a Leona: „(...) pan
sobie córę m oją W ojtysów nę z W ojtysa zrodzoną
H elenę-L enę berg berg bem berguje sobie w berg! Bergiem . Po cichu” (K, s. 117— 118) „Żona, dziecko, zięć, ksiądz, Lolusie, Tolusie, w szystko z pielgrzym ką do rozkoszy m ojej, do berg berg um fra jd u siu m
-5 D. de Roux: R o z m o w y z Gombrowiczem. Paryż 1969, s. 124. 6 Na m arginesie — wychodząc poza ram y Kosmosu — w ar to zauważyć, że charakterystyczne Gombrowiczowskie sobo wtóry, jako zwielokrotnienie postaci głównego bohatera- -narratora, komplikują sem antyczną jedność „ja”, a nie w iele zmieniają relacje „ja — ty ” czy „ja — m y”.
Zawsze „ja — oni”
Wyższość i zniew alanie
A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S L A W IŃ S K A 116
Pomazańcy i profani
berg i ja o północy lobem berguję ich aż pod ten kam ień, gdzie ja w ted y z nią berg berg b e rg u m berg i w berg! N iech u czestn iczą ! P ie lg rz y m k u m b erg roz- koszum berg, ha ha, oni nie w iedzą ”. (K , s. 213, podkr. — A. O. S.).
Obecność i nieśw iadom y w spółudział św iadków po tęg u ją saty sfak cję i zapew niają w artość bergow ym działaniom . Skoro bow iem berg m a być w ta je m n i czeniem, m uszą istnieć tacy, k tó rz y ta je m n ic y nie znają, skoro m a być sakralizacją, m uszą istn ieć ci, k tó rz y jej nie dostąpili, skoro m a być sztuk ą, m uszą istnieć owi, k tó rz y jej nie posiedli. D zięki p rzy to m ności profanów b em b erg u jący może doznaw ać w y w yższenia pom azańca. Tak więc Leon taszczy całe tow arzystw o do kam ienia, W iktor z n a jd u je upodo banie w dom owej debacie na tem a t m o rd e rcy kota, n a rra to r u m yślnie prow adza po m anow cach sw ojej opowieści, G om browicz zaś w y staw ia na p ró bę czy telników i egzegetów, czyniąc z prow okacji, m isty fikacji i zaskoczenia istotne sk ładn iki sz tu k i p isa r skiej.
W świecie postaci K osm osu podział n a p ro fan ó w i pom azańców berg u nie przebiega całkiem w y ra ź nie. P rzeciw staw n y m bem bergow aniu sposobem spo łecznego bycia jest lulusiow anie — pozbaw ione głębi zachow ania na pokaz, w yczerpujące się w po w ierz chow nych m an ifestacjach dobrego sam opoczucia i zagłuszające w szelki niepokój k rzy k liw ą a bez zn a czenia paplaniną. L ulusiow anie w yklucza ze sfe ry berg u rozkoszną p a rk ę L ulę i L ula, w ciąg ając m o m en tam i także in n ych uczestników gó rskiej w y cieczki —- Lenę, L udw ika i Fuksa, a n a w e t obu przodow ników bergu — Leona i W itolda. Istn ieje jed n ak w iele poszlak na to, że poza n im i dw om a, także i in n i bohaterow ie pow ieści w ja k iś sposób oddają się bergow i. A u ra w sobności spow ija księdza i Jadeczkę, w jej k ręg u działa też F uks jako pom oc n ik W itolda i niezrażony poszukiw acz sy ste m u gry w ruletę. W olno rów nież przypuszczać, że paniczne
i zaw zięte pogrążanie się K u lk i w dom ow ych dro biazgach i z a tru d n ie n iac h jest jak ąś form ą — może nie uśw iadam ianego — dążenia k u bergow i. N aw et L u d w ik , postać sta ra n n ie p rzy k raw an a na m iarę p o w szedniej norm alności, w y kazuje p odejrzane upo d o b an ia ko m b in acy jn e — to gryw a w szachy z Leo nem , to znów zn ajd u je przyjem ność w zm yleniu go im p o n u jący m a nieoczekiw anym w ynikiem pozor n ie sk ro m n ej zagadki rach un k o w ej: ile dni zajęłoby p rz e sta w ia n ie idących gęsiego dziesięciu żołnierzy, ta k b y każdego dnia dokonując jednej zam iany w y czerpać w szystkie kom binacje. D om niem ane bractw o b e rg u ją cy c h — niezależnie od tego ja k liczne — nie tw o rzy je d n a k żadnej w spólnoty: każdy tu pochło n ię ty w ła sn y m m ozołem działa na swój sposób i r a chunek, a u sta la ją c role innych, nic nie wie, czy sam nie je st rów nież przedm iotem czyichś kom bi nacji.
W yznaw ców bergu tru d n o nazw ać pozy tyw n ym i bo h a te ram i, są to bow iem fig u ry odstręczające, m arne, ro z d a rte i głęboko dw uznaczne. Leon je st osobnikiem żałosnym , śm iesznym i obrzydliw ym , p o trafi jed n ak tę sw oją nędzę zam ienić w grę i sztukę, w y sta wić ją n a pokaz, sparodiow ać i w ten sposób się od niej oddalić (np. Leon w roli dandysa i k u ple- cisty z p erfu m ą i k w iatem w buto nierce — K , s. 113). N a rra to r — pom ijając jego c h a ra k te ry sty k ę jako b o h a te ra — jest pełen zw ątpień, ro zterek i po czucia idiotyzm u, w d aje się w ośm ieszające kom bi nacje, k o m p ro m itu je przez w spólnictw o z Fuksem — zakom pleksionym , b rzydkim i głupaw ym , a przecież um ie w y dobyć się z m atn i zarów no sw ojej historii, jak i opowieści. Berg jest więc szansą dla niedosko nałości, n ie lik w idu je jej ani udoskonala, ale staje się u m iejętnością jej spożytkow ania, sposobem w znie
sienia niższości nad wyższość i słabością opanow a nia siły.
Skłonność k u bergow i tra k to w a n a je s t w K osm osie jak ogólne p raw o antropologiczne — ukazana w fa
Sam otne ber- gowanie
Szansa dla niedoskonałości
A L E K S A N D R A O K O P IE Ń -S L A W IŃ S K A 118
Interpretator bem berguje?
bule powieści, stała się m otorem n a rra c ji i m oty w acją pisarstw a. Nie m a też powodu sądzić, że Gom browicz w yłączył spod jej w pływ u sw oich od biorców, skoro spośród w szystkich jego pow ieści ta n ajw y raźn iej ku si do analizy i pobudza chęci kom bin acy jn e, zniew alając do in te rp re ta to rsk ie g o bem - bergow ania w raz z ro zm aity m i jego konsekw encja mi. Tak więc ten, kto uległ pokusie i przy potraw ce z k u ry przy p om n iał sobie o epickim m iodzie i winie, k to połączył Leona z Leopoldem Bloomem, i w im ie n iu Jadeczki skom binow ał jad z ustam i, a lulusio- w anie zestaw ił z bergow aniem , choćby to w szystko b yły zw iązki pow stałe tylk o siłą jego sko jarzeń, ten ktoś — jako in te rp re ta to r — został przez nie po dobnie określony i u n ieruchom iony jak W itold przez u jrz a n e na drodze kam yki. W ten sposób działal ność in te rp re ta c y jn a sta je się w stosunku do utw o ru tym , czym Gombrowriczowskie spojrzenie form u jące kosmos.