Jabłoński, Henryk
Konserwatyści przed przewrotem
majowym 1926 r.
Przegląd Historyczny 57/4, 610-633
1966
Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,
gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych
i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,
powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego
i kulturalnego.
Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki
wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach
dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.
Konserwatyści przed przewrotem majowym 1926 r.
IJak to się stać mogło, że dokonany siłami lew icy społecznej przewrót m ajow y 1926 r. przyniósł rządy, w których bardzo szybko u jaw n iły się poważne w p ły w y konserwatystów? To pytanie, wielokrotnie stawiane przez różnej barw y politycznej publicystów, nie doczekało się jeszcze peł nej, naukowo udokumentowanej odpowiedzi. Co prawda historyk, który ten temat podejmie, będzie miał sytuację ułatwioną, mogąc nawiązać do obszernego materiału dyskusyjnego. Rzecz oczywista jednak, że — choćby ze w zględu na swoje rozm iary — studium m niejsze nie ma am bicji dania odpowiedzi na postawione w y że j pytanie. Ma ono tylko dodać garść szczegółów, które w ydają się autorowi niezbędne, b y zrozumieć należycie sytuację polityczną stworzoną przez zamach m ajow y, a w e wspomnianych dyskusjach nie m ogły być szerzej uwzględnione.
W dziejach polskiego ruchu robotniczego specjalne miejsce zajm uje sprawa tzw. „błędu m ajow ego“ i długo później w ramach Kom unistycznej P a rtii Polski toczącego się na ten temat sporu. N ie miejsce tu na przypo minanie szczegółów ówczesnych dyskusji czy stanowisk zajmowanych przez poszczególnych działaczy komunistycznych. W arto jednak zwrócić uwagę, że p rzez w iele miesięcy po przewrocie głównym przedmiotem spo ru była ocena ro li politycznej drobnomieszczaństwa. W iązało to się, oczy wiście, z oceną Piłsudskiego i piłsudczyzny jako zjawiska politycznego.
Problem ten nie był zresztą tylk o sprawą wew nętrznych dyskusji w polskim ruchu rew olucyjnym . W ypow iadało się na ten temat w ielu działaczy nie polskich, odgrywających wówczas dużą rolę międzynarodo wą. I wciąż w tej lub innej form ie powtarzała się sprawa ro li drobno mieszczaństwa, a nawet nie brakło twierdzenia, że był to „klasyczny przew rót drobnomieszczański“ . Dodać jednak od razu trzeba, że niektó rz y z dyskutantów podkreślali w ielką rolę drobnomieszczaństwa, a nawet klasy robotniczej w przewrocie, ale jednocześnie wskazywali na nieu chronność podporządkowania się Piłsudskiego — po odniesionym zw ycię stw ie — W ielkiej burżuazji. N ie mało miejsca w tych dyskusjach zajmo wała rów n ież sprawa rozbieżności m iędzy poszczególnymi grupami bur żuazji.
Doszukiwanie się przyczyn krótkotrwałego poddania się kierownictwa Kom unistycznej P a rtii Polski złudzeniom co do ro li Piłsudskiego i doko nanego przezeń przewrotu oraz dążność do m ożliw ie najbardziej precy zyjn ej analizy przyczyn i skutków tego przewrotu m iały w ielk ie znacze nie nie tylko teoretyczne, ale i praktyczne *.
1 Dyskusje na temat oceny Piłsudskiego i piłsudczyków toczyły się w K P P na długo przed zamachem. Rozbieżności na temat oceny tzw. „lewicowego faszyzmu” nie zostały dostatecznie przez naszą historiografię wyjaśnione, choć stanowią temat nader interesujący.
K O N S E R W A T Y Ś C I P R ZE D 192« R. 611
I dziś, z perspektyw y lat, trudno się dziwić, iż klimat ówczesnych dy skusji był tak gorący, a nawet, że istniejące m iędzy poszczególnymi d y skutantami różnice b yły nadmiernie wyolbrzym iane. Rzecz dotyczyła spraw najbardziej żywotnych dla ruchu robotniczego w Polsce i poza jej granicami, a zarazem , spraw najbardziej istotnych dla całego naro du polskiego.
Jeśli jednak w ie le rozbieżności, zarówno w ocenie przeszłości jak i bliż szych czy dalszych skutków przewrotu, obserwujem y w ew nątrz rew olu cyjn ego nurtu polskiego ruchu robotniczego, tym bardziej nie można się dziw ić rozbieżnościom, czy nawet dezorientacji w takich ugrupowa niach politycznych, jak Polska Partia Socjalistyczna, czy iPolskie Stron nictwo Ludow e „W yzw o len ie“ . W tych partiach fałszywa ocena P ił sudskiego wynikała przecież z całej długiej tradycji współdziałania
7 nim w tzw. „ruchu niepodległościowym, ponadto jego bezpośrednie w p ły w y w tych ugrupowaniach b y ły z dawna ugruntowane. W szystko to jeszcze bardziej pogłębiało ujemne skutki błędnej analizy układu sił klasowych, czy fałszyw ej oceny politycznych planów głównych organi zatorów zamachu.
№ e chodzi tu, naturalnie, o jakiekolwiek usprawiedliwianie p rzy w ódców P P S czy „W yzw olen ia“ , ale o stwierdzenie określonych, kon kretnych faktów. I niew ątpliw e jest, że nie tylko masy członkowskie tych partii, ale i ich kierow nictw a b y ły zaskoczone, gd y w niedługim stosunkowo czasie po przewrocie ujaw niły się w p ły w y najbardziej pra wicowych, konserwatywnych kół politycznych w otoczeniu Piłsudskie go, a konserwatywni m inistrowie zasiedli w rządzie.
Oczywiście, kontrpropaganda piłsudczykowska zrobiła wszystko, by społeczeństwo polskie m ożliw ie najpóźniej tę sytuację sobie uświadomi ło. P rzyp om n ijm y więc, że gdy Piłsudski pod pretekstem pośmiertnego odznaczenia orderem V ir tu ti M ilita ri Stanisława Radziwiłła, swego adiu tanta poległego w czasie w o jn y 1920 r., pojechał do zamku książąt Ra dziw iłłów w Nieśw ieżu — w yw ołało to konsternację wśród popierają cych go dotychczas socjalistów i ludowców. W ówczas to głów n y organ piłsudczyków — „G łos P ra w d y “ , kierow any przez W ojciecha Stpiczyń- skiego, kpił z oponentów, starając się zatuszować polityczne aspekty tej w izy ty i dowodził, że Piłsudski nie potrzebuje „paktów z arystokracją, nie przedstawiającą żadnej siły p olityczn ej“ 2.
M ożem y pozostawić, na uboczu pytanie, czy głów n y propagandzista Piłsudskiego, kpiąc z przeciwników kpił zarazem z siebie samego, czy też rzeczyw iście nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia demonstracji nis- świeskiej. N ie to jest dla naszych rozważań najważniejsze. Interesować nas musi natomiast, jak przedstawiała się naprawdę siła polityczna uczestników nieświeskiego spotkania oraz w jakiej m ierze uzasadnione b yły obaw y dotychczasowych popleczników Piłsudskiego wśród socjali
stów i ludowców. .
A b y na te pytania w pełni odpowiedzieć potrzebne są poważne stu dia nad historią polskich sfer wielkoobszam iczych, w tym również i ich ośrodków politycznych. Tem atyka ta nie cieszyła się dotychczas w ięk
* „Glos P ra w d y ” nr 165 z 30 października 1926. Por. też mój szkic Piłsudski
a konserwatyści krakowscy (kilka faktów z lat 1926— 1927), [w:J Studia Historyczne. Księga jubileuszowa z okazji 70 rocznicy urodzin prof, dra Stanisława Arnolda,
szym zainteresowaniem historyków, stosunkowo mało miejsca zajm uje też w e współcześnie dokonywanych analizach sytuacji politycznej. Z ło żyło się na to w iele przyczyn. Oczywiście, najważniejszą z nich była niedostępność odpowiednich m ateriałów źródłowych, zakulisowość dzia łania politycznych ośrodków w ielk iego kapitału i w ielkiego obszam i- ctwa. A le był i inny w ażn y wzgląd, tkw iący w samej postawie histo ryków. I tak np. w ielce zasłużony i jako historyk i jako działacz politycz ny, jeden z przyw ódców lewego, jednolitofrontow ego skrzydła P P S — Adam P r ó c h n i k , pisząc swoje „P ierw sze piętnastolecie Polski niepo dległej. Zarys d ziejów politycznych“ (I wyd. w 1933 r.), miał w polu widzenia przede wszystkim grę sił na terenie parlamentu, innym zja w i skom politycznym poświęcając bez porównania mniej uwagi. Oczywiś cie, inna była postawa historyków gospodarczych, ale z natUTy rzeczy problem y ściśle polityczne b y ły poza ich bezpośrednimi zaintereso waniami.
Sytuacja ta usprawiedliwia specjalne studia nad kształtowaniem się obozu konserwatywnego w Polsce, który po maju 1926 r. odgrywał pierwszoplanową rolę polityczną.
*
P rzed pierwszą w ojną światową nie b yło i nie m ogło być jednego, ogólnopolskiego stronnictwa konserwatywnego. W ynikało to przede wszystkim stąd,* że z regu ły sfery społeczne, których politycznym w y ra zem b y ły ugrupowania konserwatywne, „orientow ały“ się na rządy za borcze. Lojalizm konserwatystów wobec „sw oich“ rządów nie prze szkadzał jednak w e wzajem nym oddziaływaniu stronnictw konserwatyw nych ponad granicami rozbiorowym i. One jednak zakreślały im konkretne ram y działania i kierunek bezpośrednich powiązań politycznych. Sprzecz ności interesów m iędzy poszczególnymi grupami w ielk iej własności ziem skiej, wiążącej się zresztą coraz silniej ze sferam i wielkoprzem ysłowym i, pow odowały ponadto rów nież różnice w postawie ich przedstawicielstw politycznych w ramach poszczególnych zaborów, jak np. w G alicji m iędzy konserwatystami krakowskimi i tzw. „podolakam i“ .
W ojna 1914— 1918 r. zagmatwała sytuację wśród konserwatystów polskich, szczególnie na terenie K rólestw a Polskiego, gdzie możność uczestnictwa w tworzeniu p rzy boku władz okupacyjnych polskich orga nów administracyjnych rozczłonkowała dotychczas jednolicie procarskie środowiska konserwatywne 3. P o drugiej stronie bariery rola konserwaty stów była zresztą znacznie mniejsza. N aw et na terenie działania „orienta c ji“ prokoalicyjnej, oficjalna reprezentacja żyw iołów konserwatywnych zaboru rosyjskiego — Stronnictwo P o lityk i Realnej odgrywało w istocie tylko rolę pomocniczą w stosunku do głów nej siły klas posiadających — L ig i Narodowej i je j jaw nej ekspozytury — narodowej demokracji.
Dopóki istniały szanse utrzymania w tej lub innej form ie monarchii habsburskiej, zachow yw ali swą mocną pozycję konserwatyści krakowscy, ale w miarę ujawniania się skutków rew olu cji socjalistycznej w Rosji i zbliżającej się klęski m ilitarnej państw centralnych, gw ałtownie kur czyła się możność m anewrów konserwatystów na arenie publicznej.
Pow stałe w listopadzie 1918 r. państwo polskie dziedziczyło polityczny
s Por. rozdział Mozaika polityczna w m ej książce Narodziny Drugiej Rzeczy
K O N S E R W A T Y Ś C I PR ZE D 1826 R.
613
spadek zaborów. Do pierwszych też w yborów sejmowych stanęły, choć często pod nowym i firm am i, stronnictwa znane z poprzedniego okresu dziejowego. Odpadły tylko w tym wyścigu o w zglę d y nowo kreowanych w yborców małe ugrupowania mieszczańsko-inteligenckie, względnie uto n ęły w zmontowanym przez narodową dem okrację tzw. Związku Lu d o wo-Narodowym , jak np. Polska Partia Postępowa. Późniejsze próby p o nownego ich wypłynięcia na widownię polityczną (jak np. Klubu M iesz czańskiego) będą bardzo krótkotrwałe. A le najbardziej charakterystycz nym zjawiskiem tworzenia się nowego parlamentu polskiego jest chyba absencja w szrankach wyborczych konserwatystów, nawet ich najsilniej szych organizacyjnie, najbogatszych w tradycje, przyzw yczajonych do bojów parlamentarnych odłamów galicyjskich. K ilk u w prawdzie dawnych działaczy konserwatywnych z G alicji znalazło się w pierwszym sejmie, ale jedynie z tytułu piastowanych w okresie zaborczym mandatów posel skich 4 (A lfre d Halban, Bernard Stern, Stanisław Starowieyski, hr. Je rzy Baworowski i inni).
O zjawisku tym pow ie po latach w yb itn y przedstawiciel konserwaty stów, Jan Bobrzyński: „ Z łona socjalizmu polskiego wyszła pierwsza ini cjatyw a w alki o niepodległość, która skrystalizowała się potem w L egio nach, a w pew nej naturalnej konsekwencji i w pierwszych rządach oswo bodzonego państwa. N ie należy p rzy tym przeocżyć ważnej okoliczności, że jakkolw iek fatalne b yły te pierwsze rządy pod w zględem ustawodaw czym, administracyjnym i gospodarczym, to jednak charakterem swym zdecydowanie narodowym, przeciw stawiały się skutecznie silniejszemu wtargnięciu do Polski bolszewizmu. A działo się to w okresie, kiedy poza narodową demokracją — zawsze skrajnie jednostronną, demagogiczną,
ε pod względem tw órczym nieudolną — wszystkie w ięcej wartościowe
czynniki w społeczeństwie polskim skapitulowały nagle wobec olśniewają cego faktu niepodległej i demokratycznej ojczyzny i pozornie nasrożonego, choć w istocie niezbyt groźnego widm a swojskiego radykalizmu“ 5.
Oczywiście, nie wszyscy, zwłaszcza mniejszego kalibru, p olitycy kon serw atywni zdawali sobie sprawę, na ile ów „swojski radykalizm “ jest tylko „pozornie nasrożony“ . Jednak nawet ci, k tórzy b yli tego świado mi, nie m ogli w początkach istnienia nowej polskiej państwowości w ie dzieć, jak daleko będą zmuszeni pójść na ustępstwa wobec żądań mas ludowych. N ie m ieli też żadnego konkretnego planu działania poli tycznego.
A nawet później, gdy pierwsze tygodnie m inęły i rzeczywistość oka zała się dla sfer wielkich posiadaczy tak przemysłowych, jak rolnych, mniej groźna niż można było oczekiwać, nie zdobyli się oni na akcję samodzielną wobec minimalnych szans p rzy „pięcioprzym iotnikow ej“ ordynacji wyborczej. Naturalnym rozwiązaniem musiała być w tych wa runkach' dla sfer ziemiańskich ucieczka pod skrzydła narodowej demo kracji. Konserwatyści krakowscy zachowali swą organizacyjną sarnom dzielność, ale i oni próbowali — choć bez powodzenia — sojuszu z na
4 Dekret Naczelnika Państwa z 28 listopada 1918 głosił, że ponieważ w okręgach wschodnio-galicyjskich wybory nie mogą być przeprowadzone, toczyły się bowiem na tym terenie działania wojenne, do Sejmu Ustawodawczego w ejdą posłowie do byłej izby posłów austriackiej Rady Państwa.
s W odczycie wygłoszonym w Warszawie 30 maja 1927 (druk w zbiorze: Na
drodze walki. Z dziejów odrodzenia myśli konserwatywnej w Polsce, W arszawa
rodową demokracją. Samodzielność zachowali też, choć bez zw artej organizacji, konserwatyści wileńscy.
Na innych terenach konserwatywnie nastrojeni ziemianie pogodzili się z supremacją polityczną endecji i nawet spora ich część znalazła się w tw orzonym przez narodową dem okrację Związku Ludowo-Narodo wym. A gd y później niektórzy z nich w yłam ią się, to przejdą czasowo do N arodow ego Zjednoczenia Ludowego, b y zasiąść tam pospołu z grupą zachowawczo nastrojonych chłopów. N ic dziwnego. B yły to czasy — jak słusznie już dawniej stwierdzono — gd y „w szystkie partie starały się przyw dziać szaty ludow e“ . P o pewnym czasie zresztą „szaty“ te zrzucą i zmienią je na „chrześcijańsko-narodowe“ 6. B yła to jednak grupa nie liczna i reprezentująca tylko jeden odłam ruchu konserwatywnego od- łarrT najbliższy narodowej demokracji, w yraźnie różniący się od konser w atystów krakowskich czy wileńskich.
Pozostała wszakże sferom konserwatywnym szeroka gama możliwości oddziaływania na życie kraju i poza parlamentem, mimo iż form alnie źródłem w szelk iej w ład zy był sejm. W iązało to się przede wszystkim z ich siłą materialną, z w p ływ am i ekonomicznymi, co powodowało, że z ich zdaniem każdy rząd musiał się liczyć. A le w arsenale środków poli tycznych konserwatystów nie brakowało i broni dawno przez nich w y próbowanej, jaką była zakulisowa intryga polityczna, kaptowanie w p ły w ow ych polityków z innych ugrupowań, zwłaszcza, że chętnych do współpracy z konserwatystami — · jak to zobaczym y — znaleźć było można.
N ie piszem y tu dziejów ugrupowań konserwatywnych w Polsce nie podległej, ale dla zilustrowania p ow yżej wypowiedzianych twierdzeń konieczne jest podanie dwóch choćby przykładów.
G dy 20 września 1921, po upadku gabinetu Witosa, powstał rząd P o nikowskiego, główną figurą w nim został minister skarbu Jerzy M ichal ski (po kilkudniowym kierowaniu tym resortem przez Bolesława M ar kowskiego). W ystąpił on w krótce z szerokim programem finansowym, zapowiadając uchwalenie przez sejm jednorazowej „daniny“ na skarb państwa oraz ustawy o wzbogaceniu się w czasie wojny, nadto — prze prowadzenie oszczędności w administracji oraz ożyw ienie życia gospo darczego, głów nie przez dokonanie w yłom u w ustawie o ośmiogodzinnym dniu pracy przez zezw olenie na „dobrowolną“ pracę ponad 8 godzin.
P rzeciw ko projektom M ichalskiego podniosły się protesty ze strony klasy robotniczej, czemu dawała ona w yraz w wystąpieniach swoich partii i związków zawodowych, w demonstracjach w zakładach pracy itd. Nas jednak na tym miejscu interesuje reakcja konserwatystów na pro je k ty ministra skarbu.
W dniu 17 listopada 1921 Tow arzystw o Ekonomiczne w Krakowie, domena konserwatystów krakowskich, w ystępuje do Michalskiego z li stem, ,w k tórym komunikuje mu swoją uchwałę, oceniającą ujawnione w prasie projekty. Naturalnie, o antyrobotniczej stronie programu Michalskiego nie ma tam m ow y. Tow arzystw o uważa, że wykonanie ściągania daniny oraz oparcie na nowych podstawach podatku majątko
• W połowie 1921 r. grirpa zdecydowanie prawicowych posłów opuściła K lu b Narodowego Zjednoczenia Ludowego i utworzyła tzw. Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe. K ierowali nim poseł Edward Dubanowicz, pos. Stanisław Stroński i arcybiskup katolicki obrządku ormiańskiego Józef Teodorowicz. Stron nictwo to w II Sejm ie nazywa się Stronnictwem Chrześcijańsko-tNarodowym.
K O N S E R W A T Y Ś C I P R ZE D 1926 R.
615
w ego i dochodowego wym aga „dłuższego czasu i pewnych pomocniczych zarządzeń“ .
'Przede wszystkim autorzy uchwały m artwią się sprawą kredytów dla banków i przemysłu: „Zam knięcie lub naw et ograniczenie kredytów bankom i przem ysłow i spowodować musi zastój w przem yśle z wszyst kim i konsekwencjami: bezrobociem, rozruchami, dumpingiem, zuboże niem przemysłowców. Aktualnym jednak rezultatem będzie to, że wszystkie dotknięte brakiem kapitału obrotowego ogniska produkcji nie będą w stanie zapłacić daniny“ 7.
Sprawa ta istotnie była w ielkiego znaczenia w warunkach szalejącej inflacji. Państwo poprzez swoje instytucje bankowe udzielało pożyczek pryw atnym przedsiębiorstwom przem ysłow ym oraz właścicielom w ie l kich m ajątków ziemskich. Szybko w ykorzystyw ane k red yty stanowiły w ielką pomoc dla kredytobiorców, ale na skutek bardzo szybko postępu jącej in flacji spłaty tych pożyczek m iały tym mniejszą wartość im póź niej b y ły zwracane. Słusznie też piszą na ten temat L a n d a u i T o m a s z e w s k i : „ W wyniku takich kredytów , udzielanych przez Polską K rajow ą Kasę Pożyczkow ą oraz Pocztową Kasę Oszczędności, państwo staciło w okresie in flacji blisko 110 min. dolarów, w tym 91 min. na rzecz pryw atnego kapitału (10 min. dolarów w yniosły straty na pożycz kach udzielonych miastom)“ 8.
W ten sposób pożyczki państwowe m ogły rzeczyw iście nie tylko um ożliwić w ielkim przemysłowcom i posiadaczom ziemskim spłatę „da niny“ , ale w istocie przerzucić w znacznej m ierze je j ciężar na barki szerokich rzesz społeczeństwa, gdyż one to przecież dźw igały ciężar inflacji, płacąc swoisty, jak to już wówczas nazwano, „podatek in fla cyj n y“ . Tow arzystw o Ekonomiczne nie neguje więc celowości akcji podję tej przez Michalskiego, nawet podkreśla w swym piśmie, że akcja taka „n ie może się obejść bez chwilowych przesileń, ale idzie o to, aby zato-' czyły one jak najmniejsze kręgi i żeby ofiarą nie padły zdrowe, solidne instytucje. Tow arzystw o Ekonomiczne uważa wskutek tego za konieczne udzielanie kredytu zdrowym, solidnym instytucjom bankowym i prze m ysłow ym i zniesienie utrudnień p rzy udzielaniu tego kredytu, p rzy czym odpowiednia kontrola (np. przez stosowanie specjalnych kom itetów bankowych w poszczególnych większych miastach) w ykluczyć może od niego instytucje słabe i oparte na zbytnim ryzyku (Tow. Ek. ma przytem na m yśli kredyt obrotowy, a nie in w estycyjn y)“ .
Pod tym w zględem w ięc postawa kierow ników Tow arzystw a Ekono micznego była zupełnie jasna. M ieli oni jednak jeszcze dwa zastrzeżenia do opublikowanych w prasie planów ministra skarbu.
Pierw sze z tych zastrzeżeń — w edług słów pisma Tow arzystw a — dotyczy „sygnalizow anego przez gazety kompromisu m iędzy Panem M inistrem Skarbu a Prezesem Głównego Urzędu Ziemskiego. Jeżeli prawdą jest, że parcelacja dla zapłacenia daniny zależną będzie od po rozumienia Ministra Skarbu z Prezesem G. U. Z. to należy się obawiać, że w w ielk iej m ierze nie p rzyjd zie do skutku i że wskutek tego danina
7 Odpis w aktach W A P Kraków, zbiory Dzikowskie {dalej ' cyt. Archiwum Dzikowskie], nr 681. Podpisali uchwałę: ^Jan Götz, Stanisław Estreicher, Wł. L. Ja worski, K arol Krzetuski, Adam Krzyżanowski, Tadeusz Starzewski, Zdzisław T ar nowski, A lbert Unger, Jan Włodek.
8 Z. L a n d a u i J. T o m a s z e w s k i , Zarys historii gospodarczej Polski
nie zostanie w tej wysokości zapłacona, jak to powinno nastąpić. Albo w iem G. U.Z. protestować będzie przeciw ko poszczególnym faktom par celacji z dwóch powodów: 1) z powodu wysokości ceny, 2) z powodu oso b y nabyw cy“ .
W konkluzji Tow arzystw o proponuje „pozostawienie zupełnie w ol nej ręki p rzy parcelacji“ .
Tow arzystw o Ekonomiczne zajęło też negatywne stanowisko wobec projektów ściągania specjalnie w ysokiej daniny od tych, którzy wzboga cili się w czasie w ojny, tj. według sformułowań listu od tych, „k tórzy w pewnym czasokresie spłacili swe długi hipoteczne lub nabyli nierucho mości“ . Tow arzystw o uważało, że „w ym ierzan ie podobnej daniny ru j nowałoby egzystencję tysięcy jednostek, które z zyskami w ojen nym i nie mają nic wspólnego, a które spłaciły swe długi ciężką swą pracą lub nabyły nieruchomości, aby w ten sposób zdobyć dla sw ej rodziny miesz kanie i środki aprow izacji“ .
Już w kilka dni później, bo 21 listopada 1921, minister Michalski pośpieszył odpowiedzieć pozytyw n ie w dwóch pierwszych sprawach poruszonych przez Tow arzystw o; jedynie co do punktu trzeciego pisał: „N ie podzielam zdania Panów. W iem z doświadczenia, że ca ły szereg ludzi, k tórzy przed w ojną nic nie m ieli, pokupowali sobie majątki, do m y itp. i z całą bezwzględnością będę dążył do tego, żeby ludzie ci podzielili się swym mieniem ze Skarbem Państwa“ 9.
W konsekwencji nacisków „s fe r gospodarczych“ uchwalona w poło w ie grudnia 1921 r. ustawa o przym usowej daninie stosowała progresję znacznie mniejszą niż tego dom agały się stronnictwa lew icy sejmowej.
Tak więc, nawet nie rozporządzając siłą parlamentarną, przem ysłow cy i w ie lcy obszarnicy m ogli nie tylk o oddziaływać na politykę państwa poprzez swą działalność gospodarczą, ale rów nież występować jawnie w obronie swych interesów, posługując się kierowanym i przez ich poli tycznych reprezentantów organizacjami społecznymi.
N ie tylko tutaj zaznaczała się ich działalność polityczna. Za równo w największym sejm owym klubie p raw icy — Związku Ludo wo-Narodowym , jak i w innych ugrupowaniach znajdowali się repre zentanci interesów w ielk iego kapitału. T o jednak nie mogło wystarczać działaczom ugrupowań konserwatywnych. N ie zapominajmy p rzy tym, że w pierwszych latach swego istnienia Druga Rzeczpospolita ma jeszcze w iele cech dzielnicowych (według dawnego podziału m iędzy państwa zaborcze), tak w gospodarce, strukturze społecznej, jak i w życiu poli tycznym. N a jw yraźn iej i najdłużej skutki rozbicia rozbiorowego z natury rzeczy trwać musiały właśnie wśród konserwatystów, czyli — jak ich nazywa Stanisław M a c k i e w i c z - C a t — „starej p raw icy“ , w od różnieniu od „n o w e j“ — narodowej d em o k ra cji10. Ukształtowanie jed nego wspólnego ugrupowania konserwatywnego, obejmującego zarówno konserwatystów krakowskich, jak i wschodniogalicyjskich, w ielkopol skich, królewiackich i wileńskich,, w początkowych latach odbudowanego państwa polskiego było w istocie niem ożliwe, przede wszystkim ze względu na brak jakiegoś ujednoliconego programu, a nawet stanowiska wobec doraźnie najważniejszych problemów. W konsekwencji poszcze
• Archiwum Dzikowskie, nr 681.
‘• S t M a c k i e w i c z , Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września
K O N S E R W A T Y Ś C I PH ZED 1926 R. 617
gólne grupy konserwatywne działały oddzielnie, wykorzystując szerokie m ożliwości zakulisowych porozumień, wpływania na w ybitniejszych przedstawicieli władz państwowych itd. N iełatw o byłoby dziś dotrzeć historykowi do materiałów, któreby pozw oliły zarejestrować wszystkie najważniejsze choćby tylko fak ty z tego zakresu. Dla celów niniejszego szkicu nie jest to jednak konieczne, chodzi bowiem jedynie o ilustracją zjawiska. Interesować zaś muszą nas przede wszystkim te kontakty po lityczne konserwatystów, które powstały nie z ich in icjatyw y. Świad czy to bowiem najw ym ow niej o uznawaniu ich siły politycznej przez kontrahentów.
Pod tym w zględem niezw ykle interesujące dane ujawnia list profe sora Uniwersytetu Jagiellońskiego, późniejszego premiera, Juliana No waka, z 29 grudnia 1921 do hr. Zdzisława Tarnowskiego, prezesa Stron nictwa P ra w ic y Narodowej, tj. konserwatystów krakowskich. Donosi w nim Now ak m. in.: „D ziś p rzy sposobności posiedzenia jednej z rad nadzorczych zw rócił się do mnie pos. W itos z propozycją omówienia i porozumienia się poufnego w dwóch sprawach, a to 1) w kwestii jak najiych lejszego podjęcia usiłowań w celu stworzenia bloku nie ty le mo że stronnictw, ile bloku ludzi mających jasne i silne poczucie państwo wości polskiej, na którym to bloku m ogłaby się oprzeć polityka państwa nie m ającego dziś właściw ie busoli państwowopolitycznej, 2) omówić i porozumieć się co do przyszłych wyborów, co do których nie jest rzeczą wykluczoną, że się mogą odbyć w czerwcu“ 11.
A więc nie byle kto, ale przywódca Polskiego Stronnictwa Ludowego „P ia s t“ — W incenty Witos, manifestujący swą chłopskość pogardą dla tak „pańskiego“ szczegółu stroju, jak krawat, którego nie p rzyw dzie w ał naw et jako szef rządu, w krótkim czasie po ustąpieniu ze stanowiska prezesa R ady M inistrów zabiegał o porozumienie z reprezentantami b y najmniej nie chłopskich interesów.
N ie interesują nas w niniejszej pracy dalsze dzieje tej in icjatyw y Witosa i przebieg prowadzonych z nim pertaktacji. N iew ątpliw ie ma jed nak rację St. Mackiewicz, gd y pośrednictwu Witosa przypisuje powstanie 31 lipca 1922 rządu konserwatysty Juliana Nowaka a , k tóry to gabinet właśnie przeprowadził nowe w y b o ry sejmowe. W ażne natomiast jest to, b y odnotować, że inicjatyw a dotycząca osoby samego premiera wyszła od Naczelnika Państwa — Piłsudskiego13, a w składzie rządu znalazło się wielu ludzi uważanych za bardzo bliskich Piłsudskiemu, jak K. Sosnkowski, W . Makowski i inni.
N ie m niej ważne dla naszych rozważań jest stwierdzenie, że w w y borach sejmowych 1922 r. p oja w iły się m. in. dwa nowe ugrupowania, w których uczestniczyli konserwatyści, poza — naturalnie — tymi, któ rz y znaleźli się w ramach kierowanego przez endecję bloku pod nazwą Chrześcijański Zw iązek Jedności Narodowej, używającego rów nież na zw y: Chrześcijańska Jedność Narodowa (przez przeciwników zwanego Chjeną). Jedne z tych nowych ugrupowań — to Unia Narodowo-Pań- stwowa, powstała w czerwcu 1922 r. na skutek porozumienia grupy kon serwatystów — członków Klubu P racy Konstytucyjnej, z drobnymi gru pami inteligenckimi, związanym i z Piłsudskim. Drugie — to Państwowe
11 Archiwum Dzikowskie, nr 681.
іг St. M a c k i e w i c z , Historia..., s. 155.
15 Por. A . P r ó c h n i k , Pierwsze piętnastolecie Polski niepodległej. Zarys dziejów politycznych, W arszawa 1957, s. 128.
Zjednoczenie na Kresach, w którym obok piłsudczykowskich „radyka łów “ znaleźli się też w ileńscy kon serw atyści14.
Oba eksperym enty okazały się całkowicie nieudane. Unia Narodowo- -Państwowa zdobyła wszystkiego 38 tys. głosów (0,4% ogófu głosów), a Państw ow e Zjednoczenie na Kresach 48 tys. (0,6%). Oba ugrupowania nie uzyskały też żadnego mandatu. .
Interesujące jest przede wszystkim to, że w obliczu w yborów parla mentarnych, mając swego człow ieka na czele rządu, konserwatyści nie na listach „P iasta“ znaleźli dla siebie miejsca, ale szukali sukcesów w y borczych w nowej kombinacji politycznej, w łączności z piłsudczykow skimi „radykałam i“ . Stracili jednak tylko sporo pieniędzy, a cała kom binacja okazała się niewypałem . Jeszcze po latach, bo w dniu 29 listopada 1926, wspominać to będzie Jan Bobrzyński w liście do prezesa Stronni ctwa P ra w ic y Narodow ej, Zdzisława Tarnowskiego: „Smutne przykłady doryw czej akcji w yborczej Unii oraz poszczególnych przedstawicieli na szego K rakow skiego Obozu, którzy po krótkiej oficjalnej działalności zapadali się z krachem, wykazują, że w szelkie krótkoterminowe, nie oparte na dosyć solidnej podstawie p róby p olityk i zachowawczej są da rem ne“ 15.
W konsekwencji w sejm ie w yłonionym z w yborów 1922 r. istniał ty l ko jeden klub m ający — m im o dość złożonego składu — opinię repre zentanta konserwatystów, tj. w yłon iony z kierowanego przez endecję bloku w yborczego K lu b Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego pod k ierow nictw em Edwarda Dubanowicza i Stanisława Strońskiego. L ic zył on 27 posłów, łącznie z 5 posłami katolicko-ludowym i, którzy w eszli w je go skład. Wiosną 1923 r. u tw orzyli oni jednak ponownie własny klub po selski. D odajm y od razu, że po dalszych secesjach wiosną 1926 r. K lub Chrześcijańsko-Narodowy w sejm ie liczył zaledw ie 19 posłów, tj. 4,3% składu izby, zyskując w p raw dzie w ten sposób na jednolitości poli tycznej ie.
W yb o ry do senatu przyniosły Chjenie jeszcze w iększy sukces, niż w yb o ry sejmowe. Jeśli bowiem w wyborach sejm owych uzyskała ona 29,1% głosów, to w wyborach senackich aż 39,1%.
Z dwu wspomnianych list popieranych przez Piłsudskiego lepiej nieco niż p rzy wyborach sejm owych w yszło Państw ow e Zjednoczenie na K re sach, zdobywając 1 mandat senatorski. Senator ten przyłączył się do chrzęścijańsko-narodowych, k tórzy w ten sposób posiadali 11 senato ró w 17, to znaczy rów ne 10% składu izby w yższej. N ajw yb itn iejsi ich przedstawiciele w senacie to Tadeusz Cieński, książę W itold Czartoryski i Stanisław Kasznica. W sumie jednak, mimo n iew ątpliw ie znacznie moc niejszej p ozycji w senacie niż w sejmie, i w tej izbie zbyt w ie lk ie j i sa m odzielnej ro li klub ten odegrać nie mógł.
14 Dodać przy tym warto, że dobrze na ogół w tych sprawach zorientowany Mackiewicz powiada w swej Historii (s. 155): „Piłsudski popierał dwie listy. Jedną była lista inteligencji miejskiej, nazywała się Demokratyczną Unią Państwową; na czele jej stał Filipowicz i Krystyn hr. Ostrowski... Drugą listą, którą Piłsudski in teresował się żywiej i dla której uzyskał po raz pierwszy współdziałanie radykałów wileńskich z konserwatystami wileńskimi, była lista Zjednoczenia Państwowego na Kresach”.
15 Archiwum Dzikowskie, n r 681.
l* Związek Ludow o-N arodow y (endecja) otrzymał 98 posłów, stając się n aj liczniejszym klubem sejmowym, zaś Chrześcijańska Demokracja — 44.
K O N S E R W A T Y Ś C I FU ZE D 1926 R.
619
Co prawda chrześcijańsko-narodowi rozporządzali dobrze redago wanym dziennikiem — „W arszawianką“ , ale ich mała reprezentacja par-' lam entam a nie mogła zaspokoić am bicji „starej p raw icy“ , w yraźnie po zostającej w cieniu endecji.
Chrześcijańsko-narodowi nie m ogli też być uznani za reprezentację wszystkich ugrupowań konserwatywnych w Polsce, stanowiąc w istocie ideową kontynuację dawnego galicyjskiego „Centrum “ . Inne poważne grupy konserwatywne, jak krakowska, wileńska, a nawet i warszaw ska — b y ły pozbawione m ożliwości bezpośredniego oddziaływania par lamentarnego. N a leży jednak w yraźnie w tym wypadku podkreślić sło wo „bezpośredniego“ . Przede wszystkim każda z grup konserwatywnych rozporządzała swoim pismem codziennym. B y ły one obficie zasilane f i nansowo p rzez w ielk ie ziemiaństwo, a więc m ogły zapewnić sobie dobre pióra i spokojną egzystencję. T w o rzy ły też naturalną form ę orga nizowania opinii sfer, na które pragnęły oddziaływać oraz — już jako w yraz opinii publicznej — nacisku na czynniki rządowe. W okresie przed m ajem 1926 r. można 5 pism określić jako reprezentantów opinii kół konserwatywnych. Najstarszym z nich był krakowski „Czas“ , organ Stronnictwa P ra w icy N arodow ej; w W arszawie istniały aż dwa pisma konserwatywno-ziemiańskie, tj. wspomniana już „W arszawianka“ St. Strońskiego i zbliżony do krakowskich konserwatystów „D zień Polski“ pod redakcją Jana Dobrzyńskiego; w W iln ie „S ło w o “ , redagowane przez Stanisława M ackiewicza; wreszcie w Poznaniu — „Dziennik Poznański“ .
Oczywiście, mówiąc o pośrednim oddziaływaniu na rząd, mam na m y śli nie tylko w p ływ przez prasę. B y ły i inne sposoby, których w miarę zbliżania się do maja 1926 r. stale przybyw ało, gdyż wobec braku w y ra ź nie ustabilizowanej większości parlamentarnej, zakulisowe g ry poprzez w pływ anie na poszczególnych p olityk ów zyskiw ały na znaczeniu. W y ją t kiem może w tym wypadku być tylko okres zbliżenia m iędzy W itosem i endecją i utworzenie w maju 1923 r. tzw. rządu „Chjeno-Piasta“ . Szcze gólnie w a żn y dla konserwatystów problem re fo rm y Tolnej stał się w ów czas przedm iotem tzw. „um ow y lanckorońskiej“ .
II
Dnia 17 m aja 1923 podpísaná została w W a rs za w ie 18 umowa zwana popularnie „paktem lanckorońskim“ , m iędzy klubami parlamentarnymi Związku Ludow o-N arodow ego (endecji), Polskiego Stronnictwa Ludo w ego „P ia s t“ i Chrześcijańskiej Demokracji. T e „zasady współpracy stronnictw polskiej większości parlamentarnej w sejmie w roku 1923“ І9 b y ły podstawą polityczną nowej większości parlamentarnej, która w y łoniła rząd pod prezesurą W incentego Witosa. N ie będziem y się tu zaj mować całokształtem „paktu“ , gd yż sprawy te są już dostatecznie zna ne. Dla tematu niniejszych rozważań w ystarczy zwrócenie uwagi na nie które tylko sprawy. Szczególne znaczenie w ówczesnych warunkach miała część zasad poświęcona palącej sprawie re fo rm y rolnej. Podpisane pod umową stronnictwa postanawiały, że począwszy od roku 1923 winno „ulec rozparcelowaniu pom iędzy małorolnych względnie bezrolnych“ co najm niej 400 000 m orgów rocznie (w ciągu dziesięciu lat) z obszarów
18 W e współczesnej opinii panował jednak sąd, iż podpisanie nastąpiło w Lanc koronie, stąd popularna nazwa tej umowy
'· Tekst „paktu” w g broszury pod tym tytułem opublikował W. S t a n k i e w i c z , Fakt L anckoroński, „Roczniki Dziejów Ruchu Ludowego” nr 1, 1959.
w ielk iej własności publicznej w zględn ie pryw atnej. N ie m iały w ogóle podlegać parcelacji m ajątki do 180 ha, w w ojewództw ach kresowych do 400 ha (z w yjątk iem źle zagospodarowanych), zaś majątki uprzemysło wione (mające krochmalnie, gorzelnie, w zględnie plantacje buraków dla
cukrowni) — do 2000 m orgów 20. *
Oczywiście, parcelacja miała być dokonywana za wykupem. P rz y wykupie przym usowym właściciel miał otrzym yw ać 10%, a p rzy zaofia rowaniu dobrowolnym ziem i do parcelacji 25% cen y szacunkowej w go tówce, resztę zaś w listach rentownych płatnych w przeciągu 30 lat. W ysokie oprocentowanie listów (6% ), ustalenie ich wysokości w walucie złotej, możność spłacania nim i niektórych podatków — wszystko to stwa rzało dobre warunki dla obszarników, naw et jeśli majątki ich m iałyby być częściowo rozparcelowane.
Łącznie z innym i częściami „paktu“ był on korzystny dla klas posia dających, w yw ołu jąc jak najbardziej ostrą krytykę ze strony p artii le w i cowych, a nawet w kierow anym przez W itosa „P iaście“ doprowadził do ostrych sporów i wystąpienia ze stronnictwa grupy bardziej radykalnych posłów. Jednocześnie jednak konserwatywna prawica sejm owa — „chrześcijańskonarodowi“ — w ypow iedziała się przeciw „paktow i“ , na turalnie z innych zupełnie pobudek, będąc przeciwna jak iejkolw iek in gerencji państwa w spraw y posiadania ziemi. Organ prasowy obszarni ków wielkopolskich, „D ziennik Poznański“ , poszedł nawet tak daleko, iż nazwał pakt trzech stronnictw „wstrząśnięciem zasad praworządności państwa“ i gw ałtem zadanym konstytucji. Stw arzało to trudną sytuację dla endecji, która obszamictwa zrażać sobie nie chciała.
Konserwatyści z różnych ugrupowań, ale przede wszystkim konser watyści krakowscy, z którym i przecież W itos uprzednio szukał poro zumienia, bez najm niejszej życzliw ości m usieli patrzeć na n ow y rząd. Śledzili jednak bacznie je go posunięcia. Św iadczy o tym choćby list, jaki redaktor organu konserwatystów krakowskich, Antoni Beaupré, wystosował 20 lipca 1923 do prezesa tego stronnictwa, Zdzisława T ar nawskiego. Pisał on m. in.: „O ile chodzi o sytuację wewnętrzną rząd obecny jest rów n ie słaby jak poprzedni, bo w praw dzie ma większość w sejmie, ale żyw ioły, z których się ona składa nie ufają sobie w zajem nie i próbują się w zajem n ie oszukać. Praw ica [tj. endecja — przypis H. J.] chciałaby paktu nie dotrzymać, a Piast stoi i pada na reform ie roln ej” 21.
'Przew idywania konserwatystów o nietrwałości rządu okazały się słuszne. W ychodząc z założeń „paktu lanckorońskiego“ rząd W itosa opracował projekt ustawy o parcelacji i osadnictwie i złożył go w sej mie 12 grudnia 1923. W dwa dni później jednak gabinet W itosa upadł, a n ow y prem ier, W ładysław Grabski, postawił sobie jako głów ne zada nie doprowadzenie do ładu skarbu państwa, przede wszystkim zaś stabi lizację waluty, odkładając na później sprawę reform y rolnej.
Rząd Grabskiego, który trwał od 19 grudnia 1923 do 14 listopada 1925, nie jednakowo traktowany był przez klasy posiadające w ciągu całego okresu swego funkcjonowania. Słusznie pisze o tym J. T o m a s z e w s k i : „P rogram nakreślony przez W ł. Grabskiego, zm ierzający do ratowania w ład zy klas posiadających w Polsce i zakreślony na dalszą
m Tj. około 1000 ha. Wymienione wielkości podawane są w jednych wypad kach w hektarach, w innych — w morgach. Zachowano tu nomenklaturę „paktu”.
K O N S E R W A T Y Ś C I P R Z E D 1926 R. 621
metę, stawał w coraz większej sprzeczności z bezpośrednimi interesami tych klas. Zamiast przeprowadzić naprawę gospodarki polskiej, usunąć niektóre z przyczyn zaostrzających napięcie w stosunkach klasowych w Polsce, w ie lk i kapitał i właściciele ziemscy dążyli do przeprowadzenia otwartego ataku na prawa mas pracujących“ 22.
Oczywiście, doprowadziło to do zmian w program ie rządow ym i — mimo pewnych sukcesów — zamierzonych początkowo planów Grabski przeprowadzić nie mógł. N ie powiodło mu się i na terenie zagranicznym. Grabski pragnął finansowej pomocy angielskiej i amerykańskiej, ale p rzy zachowaniu sporej d ozy samodzielności gospodarczej P o ls k i23. I to musiało się skończyć niepowodzeniem. W konsekwencji Grabski, coraz niechętniej w idziany przez decydujące sfery klas posiadających, musiał ustąpić. N im to się jednak stało, różne zakulisowe in trygi zaw iązyw ały się daleko od parlamentu i gabinetów ministerialnych.
W końcu 1924 r. zaobserwujem y ponowne próby porozumienia m ię dzy W itosem a konserwatystami krakowskimi. P o dłuższych przygoto waniach dochodzi WTeszcie do rozm ow y m iędzy kierow nictw em Stron nictwa P ra w icy N arodow ej i W itosem 26 stycznia 1925 w mieszkaniu barona G ötza. Bardzo ciekaw y w gląd w ówczesne stanowisko konserwa tystów daje odręczna notatka hr. Zdzisława Tarnowskiego, zawierająca zagajenie narady. W notatce tej Tarnowski tak form ułował swe stanowi sko: ,,ja i moi p rzyjaciele uważamy za konieczne stworzenie w naszym państwie Centrum, które b y obejm owało wszystkie ży w io ły myślące i działające państwowo. A n i nazwy, ani organizacji nie przesądzam, idzie m i tylk o o samą ideę, a idea ta stanie się żywą, zacznie się przemieniać w czyn, je że li po rozm ow ie dzisiejszej potrafim y ją zrobić przedm iotem dyskusji w szerokich kołach. Sądzę, że nasza debata powinna się składać z dwóch części:
1) najprzód powinniśm y poddać analizie obecne położenie, 2) a następnie podać środki na niedomagania.
A d 1. Analiza objąć winna moim zdaniem przede wszystkim nastę pujące pytania: 1) C zy grozi nam wojna? 2) C zy grozi nam powstanie na kresach? 3) C zy grożą nam wstrząśnienia w ew nątrz państwa? 4) Czy idziem y ku katastrofie finansowej i gospodarczej? 5) W jakim stanie znajduje się nasze wojsko i administracja?
A d 2. Co do środków usunięcia niedomagań, to wysuwam na razie te tylko, których użyć należałoby zaraz. Otóż pod tym w zględem nasuwają się następujące pytania: 1) C zy należy dążyć do rozwiązania sejmu po poprzednim uchwaleniu zmian ordynacji w yborczej? A wówczas jak na le ży ordynację zmienić. 2) Jak takie zm iany w p łyn ęłyb y na możność uzyskania pożyczki zagranicznej? 3) Jaka reform a agrarna byłaby pod stawą, na której m ogłaby się oprzeć p rzy wyborach kooperacja żyw iołów państwowych, a w ięc konserwatystów i ludowców?“ 24.
P rzytoczyłem tak obszerny fragm ent notatki Tarnowskiego, gdyż w sposób w y ra źn y pokazuje ona, jakie głów ne zm artwienia miało kierow nictw o najbardziej zw artej i w yrobionej politycznie grupy
“ J. T o m a s z e w s k i , Stabilizacja waluty w Polsce 1924— 1925, W arsza
w a 1961, s. 224.
a Por. mój artykuł Z tajnej dyplomacji Władysława Grabskiego w roku 1924,
K H L X III, 1Θ56, nr 4— 5 i tamże polemika na ten temat ’ 14 Archiwum Dzikowskie, nr 681.
konserwatystów i jakim i drogam i chciało wzmocnić swoje w p ły w y po lityczne p rzy pom ocy chętnego do ugody z nimi Witosa. Rozum ieli oni, że bez zm iany ordynacji w yborczej nie uda im się w ejść do parlamentu. Oczywiście, nowa ordynacja w yborcza musiałaby w ten lub inny sposób złamać zasadę powszechności i równości p raw wyborczych. Rozumieli też konserwatyści, że nie da się tego uzyskać od „Piasta“ za darmo i trzeba się będzie zgodzić na jakąś reform ę rolną, uwzględniającą inte resy bogatego chłopstwa.
Jest też rzeczą charakterystyczną, że konserwatyści krakowscy, po dobnie zresztą jak wileńscy, nie skierowują swych nadziei na narodową demokrację, choć n iew ątpliw ie miała ona poważne w p ły w y w niektó rych kręgach ziemiaństwa.
Trudno w ramach tego artykułu zanalizować wszystkie przyczyny niechęci konserwatystów do endecji. B yło ich w ie le i to różnego rodza ju, poczynając od spraw o charakterze ściśle wewnętrznym , jak endecka idea „państwa narodowego“ , emocjonująca średnie i drobne mieszczań stwo, a co najm niej zbędna z punktu widzenia konserwatystów, jak też pew ne różnice w program ie gospodarczym itd. aż do problem ów polityki zagranicznej, g d y ż' tradycyjne „fran k ofilstw o“ endecji było niezgodne z coraz w yraźn iejszym i pragnieniami konserwatystów do ściślejszych zw iązków z Anglią, a pośrednio i ze Stanami Zjednoczonymi. N a jw aż niejszą jednak przyczyną niechęci do endecji była niewiara w zdolność tej partii do narzucenia krajow i takich warunków politycznych, które odpowiadałyby interesom w ielk iego ziem iaństw a25.
W roku 1925 w id zim y w ew n ątrz ruchu konserwatywnego wydarze nia bez porównania w iększej m iary niż pertraktacje z Witosem, czy też różną drogą czynione naciski na rząd Grabskiego. Coraz silniejsza ten dencja do zjednoczenia różnych grup konserwatywnych oraz w yodręb nienia się ziemian z innych ugrupowań politycznych (a w ięc przede wszystkim endecji) nabiera w tym okresie bardziej realnych kształtów. Główną tubą propagandy „odrodzenia“ konserwatyzmu był „D zień P o l ski“ i jego czołow y publicysta Jan Dobrzyński. W ydarzeniem przełom o w ym pod w zględem organizacyjnym m iał być zwołany do W arszaw y na wrzesień 1925 r. zjazd ziemian. Poprzedziła go odpowiednia kampania prasowa prowadzona przez „D zień P olsk i“ . Niem ałą zapewne rolę w po budzeniu energii ziemian odegrała w izyta angielskich przem ysłowców i parlam entarzystów w czerwcu 1925 r., w czasie której nie taili oni w ielk iego zainteresowania, jakie ż y w ili dla polskiego rolnictwa i prze mysłu rolnego. N ie wykluczone jest również, że toczone wówczas roz m ow y m iały charakter nie tylko gospodarczy, ale i polityczny. W każ dym razie dowiedziano się w krótce w Polsce, że w ielk ie roln ictw o pol skie i związany z nim przem ysł otrzym ały kilkuletnie wielom ilionow e
55 Nawet najbliżsi endecji „chrzęścijańsko-narodowi” mieli do niej pretensje o uleganie naciskowi „warstw ludowych”. Organ ich „Warszawianka” pisał: ....nie zasady programowe różnią w istocie Związek Ziemian z ZwJL.N. (jeśli wolno zestawiać organizację pracy społecznej z partią polityczną), nie zasady programowe, ale ich stosowanie i metody ich realizacji. Stosunek obu sił: zachowawczej i ewo lucyjnej został gruntownie zwichnięty w Polsce, a Zw .L.N. zaniechał «należytego ich umiarkowania». Zasada zachowawcza została zapomniana, zaniedbana i w y święcona z życia”. Z artykułu J. S t e c k i e g o , Klasowość a ziemiaństwo, „W ar szawianka" nr 48 z 17 lutego 1926.
K O N S E R W A T Y Ś C I P R ZE D 1926 R.
623
k red yty w funtach szterlingach, o czym trium falnie donosiło czytelni kom wspomniane w y że j p ism o 2e.
Dnia 19 sierpnia 1925 w ostry sposób zaatakował Bobrzyński „zb ytn i radykalizm “ Polski, która stara się trzymać p rym „c zy chodzi o skrajne stosowanie systemu powszechnego głosowania, czy o teoretyczne postu la ty warunków pracy, czy o jak najdalszą ingerencję państwa w życie i pracę obywateli, czy o ograniczenie prawa swobody indywidualnej i własności pryw atn ej na rzecz ogółu“ . „M łode państwo nasze — pow ia da Bobrzyński — z odziedziczonym od w ieków im pulsywnym porywem , nie zawsze liczącym się dokładnie z realnym i następstwami urzeczywist nianych pośpiesznie haseł, p rzejęło się ambicją przodowania w realizacji różnych postępowych program ów, wyłaniających się aż nazbyt obficie w okresie pow ojennym na całym świecie“ .
G łów nie bolała go reform a rolna. W praw dzie wszystkie kolejne rzą d y nie m ogły się poszczycić gorliwością w je j wykonaniu, jeśli nie sabo tow ały je j po prostu. A le dla konserwatystów samo teoretyczne uznanie zasady re fo rm y roln ej było niesłychanie groźne. Stwarzało „niebezpiecz ny precedens przekreślania prawa pryw atn ej własności“ — jak pisał Bobrzyński — stwarzało niepewność co do losów je j w Polsce i co do ustroju społecznego państwa w ogóle.
W niosek stąd prosty. Ziem iaństwo musi się zorganizować, musi w y kazać swą tężyznę i żywotność. „T era z okaże się — pisał „D zień P o l ski“ — czy nasza warstwa ziemiańska jest — jak twierdzą je j przeciw ni cy — istotnie przeżytkiem , na którego miejsce inny ustrój należy w p ro wadzić, czy też integralną częścią składową organizmu narodowego, któ ra jedną uchwałą lub pociągnięciem pióra zniszczyć się nie da i której siła żywotna i racja bytu w społeczeństwie stępią i złagodzą ostrza nowej reform y tak, że w praktyce usunięte z niej zostaną siłą rzeczy wszelkie cechy demagogiczne, czyniąc z jednej strony zadość słusznym a nieu chronnym wym aganiom mnożących się szybko szerokich mas włościań skich, z drugiej jednak podnosząc technikę, wydajność i rentowność gospodarstwa rolnego i utrzym ując w pełni autorytet sfery reprezentu jącej wartość ekonomiczną i społeczną kilkunastu m ilionów hektarów zagospodarowanej ziem i“ .
W związku z tym projektował „D zień Polski“ : 1) stworzenie silnej organizacji finansowej, będącej w stanie wesprzeć materialnie rozw ój większej własności rolnej i realizację je j zamierzeń; 2) przebudowę tech niczną i handlową w ielk iego rolnictw a i wreszcie 3) w yzw olen ie się spod przynależności do różnych partii politycznych, m iędzy które ziemiań stwo jest rozbite, i stworzenie jednolitego specjalnego stronnictwa w duchu wym agań czasu i istotnych potrzeb sfery ziemiańskiej.
Usprawnienie produkcji wielkich gospodarstw rolnych wym agało — w edłiig Bobrzyńskiego — posunięć zarówno technicznych jak organi
zacyjnych. '
. W dziedzinie samej produkcji rolnej projektowano wysokie uprze m ysłow ienie rolnictwa, nadto poprzez okręgowe organizacje ziemian dążono do przejścia w ich ręce eksploatacji bogactw naturalnych kraju, objęcia m łynów, cegielni, a nawet elektrowni. D alej dążyć miano do jak
*· W artykule J. B o b r z y ń s k i e g o , Postulaty ekonomiczne większego gos
podarstwa rolnego, „Dzień Polski” z 10 września 1925 (przedrukowany w zbiorze Na drodze wałku Z dziejów odrodzenia myśli konserwatywnej w Polsce, W arsza
najdalej idącej standaryzacji produkcji i wreszcie do opanowania po przez własne instytucje obrotu produktami rolnym i, a zwłaszcza ich eks portu. Dla tego celu domagano się specjalnej organizacji kredytu ban kowego dla w ielk iego rolnictwa, obniżenia świadczeń publicznych, a przede wszystkim ograniczenia ustawodawstwa socjalnego.
Oczywiście, dla ułatwienia realizacji tych planów winna była się zmie nić i sytuacja polityczna w kraju. Trzeba b yło zerwać z ustrojem parla mentarnym, k tó ry p ozw olił utrzym yw ać panowanie ekonomiczne w rękach kapitału tylko dzięki dem okratycznej frazeologii stronnictw burżuazyj- nych i p raw icy chłopskiej, oraz dzięki rozładowującemu dynamizm mas reform izm ow i, panującemu w przytłaczającej większości parlamentarne go przedstawicielstwa lewicy.
M iało to jednak sw oje podstawowe w ady: brak gw arancji trwałości, zwłaszcza p rzy coraz większym kompromitowaniu się systemu kapitali stycznego w oczach mas.
N ie brakło zresztą dla w ielu z tych postulatów rów nież poparcia ze strony przedstaw icieli w ielk iego kapitału, znajdujących się w szeregach endecji. M o w y sejm owe w ielu posłów Związku Ludow o-Narodow ego z entuzjazmem b y ły podchwytywane przez konserwatystów.
I tak np. zachłystyw ał się „D zień Polski“ 27 „św ietną“ mową posła A . W ierzbickiego, dyrektora Centralnego Zw iązku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, k tóry w listopadzie 1925 r. dow odził z trybuny sejm ow ej: „Rozbudow aliśm y nadmiernie nasze ustawodaw stwo socjalne. Pracujem y 35 dni w roku krócej niż zachodnie państwa przem ysłowe, nie mówiąc już o Niemczech... N ie m ożem y prześlizgiw ać się nad żelaznym i praw am i ekonomicznymi i nie m ożem y pracować m niej niż cały świat, w im ię fetyszu nietykalności ustawodawstwa so cjalnego“ .
Akom paniował mu poseł L. Dunin z Klubu ChrześcijańskcnNarodo- wego, dyrektor Spółki A k c y jn ej dla przemysłu naftow ego i gazów ziem nych w e L w o w ie: „P rzyp o m n ijm y sobie, jak to niektóre i to w ielk ie stronnictwa w tej W ysokiej Izbie odnosiły^ się do życia gospodarczego wprost z nienawiścią... K upcy uważani b yli za oszustów, eksporterzy za szubrawców, obszarnicy za w yrzu tki społeczeństwa, nie mające prawa żyć... Ta psychologia przeszła w ustawy i rozporządzenia... P rogram był taki, aby zniszczyć, co jest. Ten program w ykon yw ał nie tylk o ostatni rząd, ale wszystkie rządy, naw et te, które opierały się na głosach, siedzą cych w tej Izbie po p raw ej stronie“ . A jego kolega, poseł J. Michalski, nawiązując do ograniczeń czasu pracy perfidnie dodawał w tym samym m niej w ięcej czasie na odczycie w Poznaniu: „ N ie mogę zrozumieć i po jąć, jak Państwo polskie m oże największą wartość, jaką jest praca, karać kryminalnie. ... P r z y ustalaniu d yre k tyw sanacyjnych jako p ierw szą powinno się rozw ażyć reform ę ustawodawstwa socjalnego“ .
N ie brakło w ięc w sejm ie głosów identycznych niem al z głosami po zaparlam entarnego ruchu, otwarcie i program ow o konserwatywnego. M im o to nie był to program ła tw y do realizacji w warunkach parlamen tarnych tym bardziej, że n ow y rząd, jaki trw ał od 20 listopada 1925 do 5 maja 1926, miał charakter koalicyjny. Na je go czele stanął minister spraw zagranicznych poprzedniego rządu, bliski konserwatystom kra kowskim hr. Aleksander Skrzyński, ale poszczególne teki ministerialne
K O N S E R W A T Y Ś C I P R Z E D 192« R.
625
objęli przedstawiciele szerokiego wachlarza stronnictw od P P S do Związku Ludowo-Narodowego. Szczególnie w ażn y w tych warunkach resort skarbu objął endek Jerzy Zdziechowski. I on jednak, jak cała endecja, nie m ógł zadowolić konserwatystów.· ·
Głów ne w a d y p raw icy sejm owej polegały w edług „D nia P olsk i“ na „parlam entarnym p artyjn ictw ie i uleganiu dem agogii dem okratycznej“ .
I gd yb y to w szystko jeszcze mogło służyć jako odpowiednia zabawa dla „tłum u“ , dająca gwarancję stabilizacji podstaw ustrojowych. A le tego panujący reżim dać nie mógł, a rosnące uświadomienie mas grozić mogło w przyszłości katastrofą.
N ie w ie rz y li też konserwatyści, że k oalicyjny rząd Skrzyńskiego, w yłon iony przez parlament, jest zdolny do przeciwstawienia się masom ludowym. Z gniew em też pisać będzie „D zień Polski“ 15 grudnia 1925, omawiając exposé min. Zdziechowskiego: „W y d a je p. Zdziechowski w alkę całej naszej teraźniejszości i przeszłości, atakuje wszystkie fa k ty rozrzutności, spekulacji, fałszyw ych pojęć i korupcji, ale om ija dyplo m atycznym milczeniem główną tw ierdzę i kuźnię chronicznej katastrofy gospodarczej: radykalizm i jego tak zwane zdobycze. Tu pozostaje w ięc nadal tabu polskiej m yśli politycznej i gospodarczej ze wszystkim i ich konsekwencjami w praktyce. Na nich to oparł w yraźnie swój program p. prem ier Skrzyński, sądząc z jego przemówienia, na nich wspiera się widocznie i grunt program ow y p. ministra skarbu. W alczą oni z drobny mi szkodnikami, k tó rzy spekulują na czarnej giełdzie, ulegają zaś w iel kim, k tórzy spekulują całą ojczyzną“ 28.
Praktycznie uwidacznia się to, m iędzy innym i — według „Dnia P o l skiego“ — w projektowanych redukcjach budżetu, które dotykają wszyst kiego, tylko nie „zd obyczy ludowych“ . „Obcina się nawet o 150 m ilionów budżet w ojskow y w kraju, strategicznie tak eksponowanym, jak P o l ska, pozostawiając natomiast nienaruszone w ielce kosztowne, a całkiem zbędne wydatki na trzy ministerstwa: pracy, robót publicznych i те- form rolnych, które doskonale można b y zredukować do rozm iarów de partamentów lub nawet w ydziałów oraz na różne urzędy i instytucje, które są tylko w yrazem w alki klasowej i nakładają na ludność ciężary, a nie przynoszą je j żadnego realnego pożytku“ — pisał Bobrzyński.
T o „uleganie radykalizm ow i“ Zdziechowskiego, wiceprezesa Central nego Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, pre zesa Zrzeszenia Przem ysłow ców Leśnych, b. zamachowca w raz z Sapiehą i Januszajtisem, na rząd Moraczewskiego w 1919 r., b yło dla konserwa tystów dowodem zbliżania się katastrofy. Przypom inano sobie, że p ierw szy rząd tym czasowy w R osji po załamaniu się caratu m iał na swym
» W artykule J. B o b r z y ń s k i e g o , TJwagi nad exposé m.in. Zdziechow
skiego (Na drodze walki..., s. 61 nn.). Szczególnie boleć musiała konserwatystów
wszystkich odcieni sprawa ustawy o wykonaniu reformy rolnej, która została uchwalona przez sejm 28 grudnia 1925 w b re w gwałtownej opozycji lewicy chłop skiej i, komunistów, ale również w b re w przedstawicielom obszarników. Była ona oparta w głównych swych postulatach na „umowie lanckorońskiej”. Przede wszystkim ustawa była korzystna dla bogatych chłopów, ale również i dla tych obszar ników, którzy przez częściową parcelację zdobywali środki na lepsze zagospodaro wanie pozostałej w ich rękach ziemi. Konserwatyści nie chcieli jednak żadnej możliwości ingerencji państwa w sprawę obrotu ziemią. N aw et część obszarników, będących członkami endecji, występowała przeciw uchwaleniu tej ustawy. I jeśli niektórzy z konserwatystów rozważali możliwość zgody na przeprowadzaną pod kontrolą państwa częściową parcelację — to jedynie za cenę poważnych zdobyczy ustrojowo-politycznych, które chcieli od Witosa wytargować.
czele księcia. Stąd termin „kiereńszczyzna“ nie był frazesem w ustach czołowych przedstawicieli konserwatyzmu.
Projektow an e zorganizowanie własnej partii ziemiańskiej nie mogło dać oczekiwanych rezultatów, jeśli pozostać m iał dotychczasowy ustrój parlamentarny, a w ięc i z powszechnych w yborów pochodzące naczelne władze państwowe. Trzeba było dążyć, w braku m ożliwości wyłonienia dyktatury z własnych szeregów, do takiej je j form y, która nie bacząc na małą liczebność partii konserwatywnej w prow adziłaby ją jako realną siłę na arenie życia politycznego.
„Piekąca zazdrość chwyta, gdy spojrzeć na takie W łochy — w ołał 21 listopada 1925 «D zień P olsk i» 29 — ... dla nas, którzy stoim y bez żad nej kw estii na progu przepaści, czyż nie p ow ieje nareszcie silniejszy prąd odrodzenia? Potrzeba go nam zaiste stokroć więcej, niż Włochom, bo większe grozi nam niebezpieczeństwo, w danym razie zguba bezpo wrotna. C zyż nie znajdzie się jeden rząd lub człow iek silnej ręki, który, nie dbając na próżne groźby ani hałasy, potrafi potężnie przem ówić do społeczeństwa, ocknąć co lepsze w nim z letargu, porwać naród za sobą, w yw rócić bałwany radykalizmu, absurdu i korupcji i zacząć Tządzić? C zyż nadal m am y brnąć w beznadziejnym kieracie kluczów partyjnych, staczającym państwo nieuchronnie w otchłań czwartego rozbioru?“ .
A le skąd m iał ten człow iek przyjść? C zy w yjść miał z otoczenia coraz mocniej na faszystowskie włoskie w zo ry oglądającego się Dmowskiego, czy z szeregów operetkowego Pogotow ia P atriotów Polskich? K a żd y byłb y dobry, ale ten obóz n ie rokow ał nadziei.
I konserwatyści różnych odcieni w ykazują coraz w ięcej agresywnoś ci i zdenerwowania, zwłaszcza że nadzieje na to, że koalicyjny rząd Skrzyńskiego p otrafi opanować sytuację, w yraźnie zawiodły. W począt kach 1926 r. „D zień Polski“ , piórem J. Bobrzyńskiego, stwierdzał cał kow ite niepowodzenie tego eksperymentu. W kraju ferment, w masach rosną nastroje opozycyjne, mnożą się strajki, a góra rządząca nic na to poradzić n ie może, zajęta sw ym i własnymi, nie najszlachetniejszymi sprawami. „Ostatnia chw ila“ — głosił tytuł artykułu Bobrzyńskiego z 13 stycznia 1926 30. „Prasa i wieść publiczna w kraju — pisał — głoszą niezw ykłą grozę sytuacji, nie tylko gospodarczej, ale przede wszystkim w ew nętrzno-politycznej, przepowiadając ostatecznie zw ycięstw o rodzi mego bolszewizmu, może nie krwawe, ale nie mniej nieuchronne“ .
Jest też rzeczą niezm iernie charakterystyczną, że w argumentacji bojow ego pisma konserwatywnego coraz w ięcej ęniejsca poświęca się sprawie, która później stanie się program ow ym zawołaniem Piłsudskie go: „sanacja moralna“ . „K ron ik a codzienna — pisał Bobrzyński — ro i się od oszustw i skandali. K ra j zamienia się w bagno. Gdzie stąpić tam błoto. System dem agogicznej selekcji i klikarskiej protekcji na odpo
w artykule J. B o b r z y ń s k i e g o pt. Kiereńszczyzna (Na drodze walki..., s. 51). Uwielbienie dla faszyzmu widzimy zresztą wówczas w całej niemal prasie prawicowej. I tak np. w artykule Mussolini pisał Stanisław S t r o ń s k i , że po trzech i pół latach dziejowe i światowe znaczenie Mussoliniego tak jest już ogromne, że „nie ma kąta ziemi, gdzie by nie doszło poczucie, że w Rzymie jest znowu wielka siła ładu przeciw przewrotowi, nie jedyna, ale najżywsza, bez której równowaga Europy współczesnej groźnie by się przechyliła ku upadkowi”, por. „Warszawianka” nr 100 z 12 kwietnia 1926.
K O N S E R W A T Y Ś C I P R ZE D 1926 R.
627
wiedzialne stanowiska wydawać zaczyna w pełni rezultaty'1 S1. W tych warunkach nie można m ówić o żadnej poprawie bez przeprowadzenia sanacji m oralnej: „Sanacja stosunków w Polsce, ekonomicznych czy in nych, nie jest wcale problemem technicznym, ale nawskroś psycholo gicznym “ — konkluduje Bobrzyński.
A le czas płynie, a w ielk iego przewrotu nie widać.
Um iarkowani — półendeccy konserwatyści, zgrupowani w Stronni ctw ie Chrzęścijańsko-^Narodowym, stawiają sobie jako cel przemian ustrojowych w Polsce wprowadzenie dziedzicznej monarchii.
Rada Naczelna Stronnictwa Chrzeicijańsko-Narodowego uchwaliła 28 lutego 1926 rezolucję, w której w yraźnie określiła swą postawę wobec najważniejszych problem ów społecznych, starała się p rzy tym czynić wrażenie, że nie k ieru je nią nic innego jak troska o państwo i naród. U chw ały R ady głosiły w ięc: „Z żelazną stanowczością przeprowadzić się musi: 1) usunięcie zakazów ustawowych, uniemożliwiających swobodne um owy o czas trwania pracy i udaremniające większe je j natężenie, 2) ułatwienie życia warsztatom w ytw órczym przez stworzenie warun ków, w których m ogłyb y one uzyskać kredyt, oraz przez zmniejszenie zbytkownych na nasze ' warunki i marnotrawionych świadczeń społecz nych, 3) oparcie budżetu państwowego na rozłożonych równom iernie świadczeniach przez odpowiednią przebudowę obecnego ustroju podat kowego, 4) oszczędności w wydatkach państwowych, 5) przyw rócenie zaufania zagranicznego kapitału przez praworządność gospodarczą i opłacalność w kładów “ 32.
Ta część uchwał, o charakterze gospodarczo-społecznym, tak wyraźnie obrazuje klasową postawę „chrześcijańsko-narodowych“ , że nie w ym a ga interpretacji. N ie m niej w ym ow ne b y ły ich postulaty polityczno- -ustrojowe. W tym wypadku zwraca przede wszystkim uwagę żądanie gruntownej zm iany ordynacji w yborczej. M otyw ow ano to chęcią „za pewnienia ciałom ustawodawczym trw ałej i odpowiedzialnej większości zdolnej do pracy“ . Naturalnie, wraz z innym i przemianami ustrojowymi, miało to oznaczać wzmocnienie reprezentacji sił zachowawczych. Równo cześnie jednak chrześcijańsko-narodowi żądali „wzmocnienia w ładzy wykonaw czej“ przez przyznanie G łow ie Państwa veta ustawodawczego i prawa rozw iązyw ania sejmu. Ponadto „dla utrwalenia ciągłości i równo w a gi ustroju państwowego“ domagali się „zapewnienia stanowisku Gło w y Państwa stałości, znaczenia i pow agi“ . Dlatego chrześcijańsko-naro-
dowi postanawiają dążyć do „przywrócenia, jako czynnika trwałego i unie zależnionego od tarć politycznych, dziedzicznej w ładzy króla w nawią zaniu do wskazań Konstytucji Trzeciego M aja“ 33. M yśl nie była nowa wśród konserwatystów. Jak tw ierdzi Stanisław Mackiewicz, przedstawiał on Piłsudskiemu już w czerwcu 1925 r. plan wprowadzenia monarchii w Polsce 34. N ie pozbawione jednak swoistego posmaku było to, że głośno o monarchii m ów iło ugrupowanie, na czele którego stał Dubanowicz, głów n y autor K onstytucji 1921 r., którą właśnie zamierzano o b a lić35.
31 W artykule Jak długo jeszcze?, „Dzień Polski” z 30 stycznia 1926 (Na drodze
walki..., s. 79 n.).
32 „Warszawianka” nr 61 z 2 marca 1926. 33 Tamże.
M St. M a c k i e w i c z , Historia..., s. 183.
35 Podniosła to zresztą ówczesna prasa. Por. np. „Głos P raw d y ” nr 1131 z 13 m ar ca 1926 w artykule Ofensywa łajdactwa — panowie faszyści przy pracy.