• Nie Znaleziono Wyników

Taniec Zaratustry

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Taniec Zaratustry"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Bieńkowska

Taniec Zaratustry

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (7), 26-41

(2)

Ewa Bieńkowska

R ozbieżności Z a ra tu s try

Taniec Zaratustry *

W Z a ra tu strze , b a rd z ie j niż w in n y c h u tw o ra c h N ietzschego, a g re sy w n y c h i p o le­ m iczny ch, u ja w n ia się n iep o k ó j i za m ę t m yśli, k tó ra jeszcze n ie p o tra f i się o k reślić, o d k ry w a siebie i z d u ­ m iew a się sobą — m ożem y ją zatem ob serw o w ać ja k ­ b y w m o m encie n aro d zin . D zisiejszy c z y te ln ik Z a ra ­

tu s tr y u d e rz o n y je s t ro zbieżnością m ięd zy a tm o sfe rą

w y ją tk o w e g o n ap ięcia, e k staty c zn eg o w zru szen ia, j a ­ k a tu p a n u je , a n ik ło ścią treśc i, k tó re o sta te c z n ie zo­ sta n ą p rz e k a z a n e . Z ty c h c h m u r n a ła d o w a n y c h e le k ­ try cz n o ścią nie tw o rz y się ża d n a b u rz a , co n a jw y ­ żej su c h a b ły sk aw ica. C z y te ln ik śled zi uczuciow e zm ag a n ia N ie tz sc h e g o -Z a ra tu stry , m oże p rz e ją ć się in te n sy w n o śc ią jeg o p rz ecz u ć i niep ok oju, m oże b y ć w ra ż liw y n a p o ety ck ie w a lo ry książk i — n ie k ie d y w istocie fra p u ją c e . N a w e t je ś li p odda się su gestio m i p o tra f i choć w części i chw ilow o u to żsam ić się z ty m fa lo w a n ie m w z ru szen ia, k tó re niesie te k st, czeka go w k o ń cu nie ty le m oże zaw ód, ile coś w ro d z aju za­ k ło p o tan ia. B ow iem z te j b u lw e rs u ją c e j p rzy g o d y tru d n o w y n ieść coś k o n k re tn e g o i jasn ego , tru d n o * J est to fragmenft w ięk szego szkicu o Fryderyku N ietzschem .

(3)

znaleźć po jęcio w y o d p ow iednik d la tego w ybu ch u, u ch w y cić jeg o sens.

N ie oznacza to, iżby te k s t b y ł n iezro zu m iały , n iek o­ m u n ik a ty w n y ; w p ro st p rzeciw n ie. M am y tu do czy­ n ien ia z w y ją tk o w o s iln ą i u d ziela ją cą się w olą ko­ m u n ik o w an ia, u n e rw ia ją c ą każd e słow o i zdanie. Lecz d zieje się tak , ja k g d y b y s tru m ie ń po ro zu m ie­ n ia zn a jd o w a ł u jście gdzie indziej, poza u sta lo n y m od p o cz ątk u p rzez te k s t po lem znaczeń. K ró tk o m ó­ w iąc — r e z u lta ty nie o d p o w iad a ją zapow iedzi, egzal­ ta c ja p e łn a p rzeczu ć n ie o d n a jd u je sw oich p rzyczyn i źródeł, nie k o n k re ty z u je się n a żad n y m celu. Pozo­ s ta je cz y sty m ru c h e m w zruszenia, ro z trw o n io n y m w m isty c zn ej w ylew ności.

T oteż k siążk a nie sp ełn ia sw ego p odstaw ow ego za­ d a n ia — w szak N ietzsche chciał, by s ta ła się p ią tą ew angelią, b ib lią now ego p rz y m ie rz a , b y fo rm o w ała p rz y sz łe pokolenia, n au c zając now ego życia. T ru d d a re m n y — chociaż n a w e t znalazło się z czasem spo­ ro e n tu z ja s tó w , zdoln y ch przeży ć ją i p rz y ją ć bez zastrzeżeń , to i ta k n iepodobn a było w y ­ ciągnąć z n ie j jak iego ś w zoru istn ie n ia czy reg u ł po stęp o w an ia. K ażd a p ró b a tego ty p u m usi się k o ń ­ czyć bądź n a dość p łask im ban ale, bądź n a fo rm u łac h b a ła m u tn y c h i życiow o n iesk u teczn y ch . B ow iem rzecz w tym , że Z a r a tu s tra nie istn ie je poza tą uczu­ ciow ą e k sp a n s ją bez g ra n ic i celu, poza w y z w a la ją ­ cy m w y b u c h em słow a, k tó re się cieszy sobą i sw oim lotem , poza tym , co Z a r a tu s tra n az y w a sw oim ta ń ­ cem . N ie je s t to w cale „K siążk a d la w szy stk ich i dla nik o g o ” , lecz książk a d la je d n e j osoby — d la au to ra . A ściślej, d la jednego , k tó ry w te n sposób p rz e jrz y się w oczach w szy stk ich lu b dla w szy stk ich po to, b y n arzu cić im istn ie n ie jedn ego. N ie je s t a n i m an i­ fe ste m no w ej p ra w d y , an i ew an g elią now ego życia, a n i b u d u je, a n i n a w e t b u rz y — po p ro stu tw o rz y no ­ w ą osobowość N ietzschego i ogłasza to przed całym św iatem .

T u ta j b y ła b y n a m iejscu p ew n a o b serw acja fo rm a

l-WoiLa kom unikow a nia

Niie stała się piąitą

ew angelią

K siążka dla aiixtcxra

(4)

28 Rodzaj ćw iczenia duchow ego Przew aga przedm iotu w filozofii

n o lite ra c k a . Z a ra tu s tra zaliczan y je s t do te k s tó w filo zo ficzn y ch — p rz y w y k liśm y , że w te j d zied zin ie fo rm a i sty liz a c ja n ie o d g ry w a ją zasad niczej ro li, m ieszczą się tu i d ialo g i P la to n a , i d y sty c h y A nioła Ś lą zak a . Z aw sze m o żn a się za stan aw iać, dlaczego ta w ła śn ie p o stać w yp o w ied zi zo stała w y b ra n a i od po­ w iedź n a to p y ta n ie z p ew n o ścią w zbogaci n asze r o ­ zu m ien ie filozofa. A le p rz y p a d e k Z a r a tu s tr y w y d a je się in n eg o ro d z a ju i znaczn ie tru d n ie js z y . P rz e d e w sz y stk im d la p rz y czy n y , k tó ra ju ż zo stała w y m ie ­ niona: k sią ż k a ta n ie p rz e d sta w ia ża d n y ch o k re ślo ­ n y c h tez czy n a u k , p o g ląd ó w — ja k to się zw y k ło m ów ić. N a w e t tru d n o pow iedzieć, że p ro p o n u je j a ­ k ąś w iz ję św iata, o d m ien n ą i p ra w d ziw szą niż do­ ty ch cz aso w a filozofia. S łu sz n iej b y ło b y ją p o tra k to ­ w ać ja k o ro d zaj osobistego ćw iczenia du cho w ego, p ró b o w a n ia w ła sn y c h sił n a oporze m a te ria łu , z k tó ­ reg o się tw o rz y , czyli ja k o p ro p o z y cję p ew neg o u ż y t­ k u ję z y k a . A le uw ag a: nie idzie w c ale o ze p ch n ię­ cie d zieła N ietzsch ego n a to ry jak ieg o ś fa n ta z y jn e g o fo rm a liz m u czy zam k n ięcie go w m o d n y ch ję z y k o ­ zn aw czy ch sp e k u la c ja c h . Z a ra tu stra od p o cz ątk u do ko ń ca m a c h a ra k te r liry cz n y , n ie d la te g o ty lk o, że je s t su b ie k ty w n y , osobisty, in te n s y w n ie p rz ez a u to ra p rz e ż y ty , i nie d lateg o , iż p isa n y je s t p ro z ą p o e ty c k ą p rz e p la ta n ą d y ty ra m b a m i. D e c y d u ją c e je s t to, ja k ą ro lę sp e łn ia tu e k s p re s ja języ k o w a, gdzie z n a jd u je się je j o śro d ek i ja k im celom je s t p o d p o rz ąd k o w an a . T ak a p rz y ty m m y śl się n asu w a : ro zm aicie p ró b o ­ w an o d efin io w a ć o d rębn ość ty c h ty p ó w w ypow iedzi, k tó re zw y k liśm y o k re śla ć ja k o filozoficzne i lite ra c ­ kie. L ecz sp ośród w szy stk ich różnic, ja k ie b y m ożna w y m ien ić, je d n a w y d a je się p odstaw ow a, p o ciąg a­ ją c a za sobą p o zo stałe — n a z w ijm y j ą zasadą p rz e ­ w ag i p rz e d m io tu w filozofii. N iezależn ie od tego, j a ­ kich u ż y w a środk ów , do ja k ic h u ciek a się sty liz acji i ja k b y w a u c z u lo n y n a nośność i w y do ln ość sw oich narzęd zi, za m y sł filozo ficzny p re c y z u je się w sw ego ro d z a ju n a iw n e j p ro sto lin ijn o ści, z ja k ą a ta k u je sw ój

(5)

29

p rz ed m io t. T e n o s ta tn i b ow iem d a n y je s t z góry, z założenia, sp oczyw a gdzieś bądź pom iędzy, bądź po n ad rz ecz am i teg o św iata; w a żn e jest, b y n a jp ie rw p ra w id ło w o odszukać jego „ m ie jsc e ” — jeg o p ie r­ w o tn ą i w ła sn ą d zied zinę — a n a stę p n ie zdać z niego sp ra w ę w sposób m ożliw ie n a jb a rd z ie j w ie rn y i do­ k ła d n y .

F ilozoficzne p rz y sp o so b ia n ie języ k a , k tó ry m a doko­ n ać te j tra n sm isji, do p ro w ad ziło z czasem do w y p ra ­ co w an ia o d ręb n eg o d ia le k tu , w łasn e j term in o lo g ii czy n a w e t sk ład n i, n iem n iej p ro b lem y , ja k ie m ógł bu d zić sam zabieg, d o ty c z y ły sto p n ia, a nie istoty, w iększej lu b m n iejszej sp ra w n o ści języ k a, a nie w ogóle jego u p ra w n ie ń . Co p ra w d a k ry ty k a języ k a ja k o śro d k a d o c ie ra n ia do rzeczyw istości, szybko w y ra d z a ją c a się w cel d la siebie i w u n iw e r­ sa ln ą podejrzliw o ść, je s t w y n a la z k ie m czasów n a j­ now szy ch i odnosi się zarów no do filozofii, ja k i do lite r a tu r y — d a w n a l i te r a tu r a ró w n ie ż n ie z n a ła ty ch kłopotów . A le też zaw sze zn a jd o w ała się w in n ej sy ­ tu a c ji, n ie p o d zn a k ie m p rz e d m io tu , lecz re la c ji m ię­ d z y su b iek ty w n o ścią, z k tó re j e m a n u je p ra g n ie n ie, w ola, ró ż n o ra k a ak tyw ność, a p rz ed m io te m , k tó ry je s t celem p ra g n ie n ia , k o n k re ty z a c ją w oli czy m a te ­ ria łe m d la d ziałalno ści. P rz e s trz e ń lite ra c k a zaw iera się w ta k o k re ślo n y c h g ra n ic ach , zb u d o w an a je s t z w ielo ra k ich i w ie lo k ie ru n k o w y c h zw iązków , jak ie łączą p rz e d m io t i pod m io t w ich d w u s tro n n y m u w a ­ ru n k o w a n iu .

M ożna b y w ięc pow iedzieć, że lite r a tu r a ze sw ej isto ­ ty je s t b a rd z ie j k ry ty c z n a od filozofii, m n iej n aiw n a w sw oich p o cz y n an iach — od p o cz ątk u n iejak o od­ s ła n ia c h a ra k te r i zasięg sw ego p ro je k tu , za k reśla w y ra ź n ie obszar, gdzie będzie się ro z g ry w ała . D la­ teg o też nie w y m ag a — w p rz eciw ień stw ie do filo ­ zofii — d odatkow ego u za sad n ien ia k ło p o tliw y c h p y ­ ta ń , k tó re zaw sze m a się ochotę zadać filozofow i: k to to w szy stk o op isuje, sk ąd o ty m w ie, w jak im p u n k c ie trz e b a się um ieścić, b y osiągnąć ta k ą p e r­

Literaituira daw niej i dziś Literatura bardziej krytyczna niż filozofia

(6)

30

Język — m ow ą osoby

S u b iek tyw n ość — język —

św iat zew nętrzny

sp e k ty w ę . L ite r a tu r a sam a sieb ie u p raw o m o cn ia, u k a z u ją c , ja k i dlaczego je s t m ożliw a — o d sy łając do człow ieka, k tó ry je s t z a ra z e m ośro d k iem p ra g ­ n ie n ia i m ieszk a ń cem k o n k re tn e g o św iata. J a k o p ra g n ą c y je s t ró w n ie ż isto tą m ów iącą, ro dzi się w n im języ k ; ja k o m ieszk an iec ziem i m a do c z y n ie n ia z rz ecz am i i in n y m i lu d źm i, o p lecio ny je s t w ięziam i, k tó re o sta te c z n ie się g a ją ś w ia ta ja k o całości. T o też p o ja w ie n ie się ję z y k a m ięd zy su b ie k ty w n o śc ią a p rz e d m io te m je s t tu o czyw iste — i oczyw iste je s t, że ję z y k nie b ęd zie czym ś p rz ezro czy sty m , bez w ła s ­ nego c ię ż a ru i bez sw o istej odpow iedzialności. J e s t w szak m ow ą p ra g n ie n ia , m o w ą osoby, d la k tó re j w szy stk o , co u cz y n i i co w y pow ie, je s t w y siłk iem u tw ie rd z e n ia i ro z szerz en ia w łasn e j eg z y sten cji. C zyżby te ro z w aża n ia m ia ły p ro w ad zić do w n io sk u , że Z a ra tu s tr a je s t a u te n ty c z n y m d ziełem lite ra c k im ? O tóż n ie w y d a je się, iżb y ta k było — ta k ie w ra ż e n ie w y n o si się c h y b a od ra z u z le k tu r y p ie rw sz y c h stro n , w a rto b y te ra z zdać sobie p o k ró tc e sp ra w ę z jeg o p rz y c z y n . W u tw o rz e lite ra c k im p a n u je p e w n a ró w ­ n o w a g a m ięd zy trz e m a e le m e n ta m i. S u b ie k ty w n o ść, u oso biona p rz ez n a r ra to ra , zw ró co n a je s t k u ś w ia tu w p o zy cji a p ro b a ty , n eg acji, k o n flik tu czy w a lk i. Ś w ia t z e w n ę trz n y , ja k k o lw ie k b y łb y ro z u m ia n y , zo­ s ta je u s z a n o w a n y ja k o p o tę g a sw o ista, rz ąd ząca się o d rę b n y m i p ra w a m i, jak o o pó r i przeszkoda, coś, z czym zaw sze trz e b a się liczyć — ty lk o pod ty m w a ru n k ie m m oże sta ć się ró w n ie ż p a r tn e re m i in ­ stru m e n te m w oli. Ję z y k je s t w ów czas łącz n ik ie m u trz y m u ją c y m k o n ta k t ty c h obu rzeczyw istości: n ie ­ sie k u p rz ed m io to m p ra g n ie n ie lud zk ie, k tó re p rz e ­ tw a rz a ich n ie ru c h o m y , m a rtw y k o n tu r w o ży w io n y k sz ta łt, n a ła d o w a n y g roźbą lu b ob ietn icą, a św iad o­ m ości p rz e k a z u je s ta le k o ry g o w a n y , u z u p e łn ia n y o b ra z rzeczy, w e d le k tó re g o p ra g n ie n ie w ciąż n a n o ­ wo się m o d e lu je i n a now o rz u c a się k u św iatu . W Z a r a tu s trz e s y tu a c ja w y d a je się odw rócona. C e­ lem , w k tó ry m ie rz y p ra g n ie n ie, je s t ję z y k — ję z y k

(7)

now ego p ra w a i p ro ro ctw a, słowo, k tó re m a podbić in n y c h a p rz ed e w szy stk im przy o b lec N ietzschego w inną, p ra w d z iw sz ą osobowość, w yzw olić go od niego sam ego, od cięż aru p sy ch ik i u fo rm o w an ej na obraz i p o d o b ień stw o o tacz ając ej rzeczyw istości. Ś w iat z e w n ę trz n y tra c i re a ln ą przedm iotow ość, s ta ­ je się w io tk im cien iem — bo an i ra z u nie je st n a ­ p ra w d ę w z ię ty pod uw agę. N ie je s t n a w e t w rogą siłą, został po p ro stu w z ię ty w naw ias. Z a ra tu s tra w y g łasza sw o je m o w y w p u stce; n ie zd e rza ją się one z niczym , w ięc też n ie z n a jd u ją d la siebie żadnego g ru n tu . A ra cze j, ow szem — ty m m a te ria łe m o por­ nym , g ru n te m , n a k tó ry m p ró b u je się oprzeć, je st słowo, fo rm u ły m agiczne, k tó ry m p o w ierzy ł swój los. T ylko ono b ędzie m ogło pogodzić go ze św iatem , poniew aż z d a je się tw o rz y ć jed n o ść z su b ie k ty w n o ­ ścią, b ęd ącą źró d łe m m ow y.

P o m ięd zy n e g a c ją przeszłości i tera źn iejszo śc i a bo­ le sn y m p y ta n ie m o n iew iad o m ą przyszłość N ietzsche o d n alazł w ła sn ą dziedzinę — s fe rę w y razu , k tó ra w y ­ d a je m u się w o ln a od m inionego i o tw a rta k u n iezn a­ nem u , tw orzyw o, z k tó reg o z b u d u je sam ego siebie, p rz em ien io n ą sw obodną osobowość. T ylko w te n spo­ sób p rz e tn ie k o n flik t czasu i w olności, skończoności i nieskończoności.

W c z w a rte j części k siążk i sp o ty k a Z a ra tu s trę d ziw ­ n a przygoda: tra f ia n a sw ego sob ow tóra, b ez w sty d ­ n ie re c y tu ją c e g o jeg o p ra w d y i p o em aty , n a ś la d u ją ­ cego do złu d zen ia jego w łasn e ek stazy . Z łap a n y na g o rą cy m u cz y n k u p rz y z n a je , że je s t kom ed ian tem , że g ra — n a le ż y to do jeg o roli. Z a ra tu s tra m u odpo­ w iada: „ J e s te ś fa łsz y w y — dlaczego m ów isz p ra w ­ dy?... W szystk o co m ów isz m a podw ójny, p o tró jn y , p oczw ó rn y i p ię c io k ro tn y sens. N a w et to, co m i przed c h w ilą w yznałeś, nie w y d a je się a n i dość praw dziw e, a n i dość fałszyw e. N a w et tw o je k łam stw o s ta je się m ask ą, g dy m i pow iadasz: to ty lk o g r a ” . P rze z m o­ m e n t je s t to w strz ą s — Z a r a tu s tra u tożsam ia się z k o m ed ian tem -p o e tą, lecz zaraz p o tem o d żegnuje się

M owy v. pustce

„Jesteś fałszyw y...”

(8)

32 J ę z y k m oże k łam ać m ów iąc praw dy K ryzys sen su

od niego , od ra s y p o etó w k u p cz ący c h słow em , k tó rz y z a ra ż a ją c in n y c h e n tu z ja z m e m , sam i p o zo stają w e ­ w n ę trz n ie zim ni. A le te n m o m e n t w s trz ą s u je s t w a ż ­ n y — Z a r a tu s tr a zobaczył sieb ie ja k b y z odległości, rozszczepionego n a tego, k im je s t d la siebie, i tego, k im je s t d la in n y c h , n a tego, w k im ro d zi się e k s ta ­ za no w ego życia, i tego, k to m a ją w y ra zić i ogłosić. W p ie rw o tn e j je d n o śc i słow a, k tó rą o d d y ch a ł d o tąd ja k p o w ietrz em , z a ry so w u je się pęknięcie, ro z d w o je ­ nie. J ę z y k m a s tro n ę „ m o ją ” i „ n ie -m o ją ” , m oże k ła ­ m ać m ó w iąc p ra w d y , a zd e m a sk o w an y ja k o k ła m ­ stw o o k azać się p ra w d z iw y w in n y m sen sie — n a p rz y k ła d ja k o ję z y k przy szłości, zapow iedzi. S k oro je s t g rą , to z a w ie ra w sobie ró ż n e m ożliw ości; w szy stk o zależy od graczy, k tó rz y się n im p o słu ­ żą.

J a k ż a d n e z dzieł N ietzsch ego Z a ra tu stra w y p e łn io ­ n y je s t m y śla m i o słow ie, o tw ó rc y i tw órczości. S p ra w a p ie rw sz a to poczucie, że n a s ta ła ep ok a p rz e ­ łom ow a, sch y łek s ta ry c h fo rm i w y ła n ia n ie się no ­ w ych: „ Z a trz y m a łe m się i czekam , p o śró d ta b lic n a w pół ro z b ity c h i w y ry ty c h do p iero w połow ie. K ie ­ d y p rz y jd z ie m o ja god zin a?” Ś w ia t p rz e ż y ł się, p rz e ­ ży ły się w a rto śc i i p ra w a . Z d ew alu o w ał się też j ę ­ zyk, n a w a rs tw ia ją c e się od ty sią c le c i zn a czen ia w y ­ w o ły w a ły k ry z y s sen su , p o ta n ie n ie słow a. T rz eb a b y te ra z o d czy ty w ać ję z y k ja k p alim p sest, u su w a ją c k o le jn e w a rs tw y d o jść do początków , do źródeł. A le d o trze ć do źródeł, to w y m y ślić je n a now o, o d tw o ­ rzy ć w p e łn e j w olności, u sta n o w ić d zięk i n im now ą p rz e s trz e ń istn ie n ia . „M ój d u c h zm ęczył się b ie g a ­ n ie m w zu ż y ty c h sa n d a ła c h ” . „N ik t n ie m oże ju ż opow iedzieć m i nic now ego, w ięc sam sobie m u szę op ow ied zieć” . P rz y w ró c ić sło w u rz ecz y w istą w agę, to u czy n ić je n a jb a rd z ie j w łasn y m , o sobistym , u to ż­ sam ić się z n im aż do z a ta rc ia g ra n ic m ięd zy m oim a niem oim , p o w ierzy ć m u sw o je p ra g n ie n ia i n a ­ dzieje.

(9)

33

dojrzałości, obciążone d aw n y m i znaczeniam i, w spo­ m n ie n ia m i po u m a rły d h bogach, w y d a n e n a łu p po­ spólstw a, sp ro s ty tu o w a n e w ty siąca ch ust, zm ienia­ ją się w g ad an in ę, w w y m ian ę k o n w e n cjo n aln y ch w y ta r ty c h gestów . T oteż tw ó rc a pow in ien n a jp ie rw sch ro n ić się w sam otność, p o zry w ać w ięzy z za sta­ ny m , z obyczajem . T ylko w sam otności, n a w ysoko­ ściach nie sk ażo n y ch odd echem tłu m u m oże się do­ k o n ać odrod zen ie języ k a: „ T u ta j bieg n ą do m nie w szy stk ie słow a i s e k r e ty b y tu , w szelki b y t p ra g ­ nie stać się słow em , to co się s ta je żąda, b y m je n a u ­ czył m ów ić” . A le złu d zen iem b y ło b y sądzić, że idzie 0 w słu ch iw a n ie się w ja k ą ś p ie rw o tn ą m ow ę b ytu, w cześn iejszą niż ś w ia t człow ieka i k u ltu r y — będzie to w y ra ź n ie stw ierd zo n e: „T e n in n y św iat, n ielu d zk i 1 odczłow ieczony, ta n ieb iesk a nicość w y m y k a się n am : w n ę trzn o ści b y tu nie p rz e m a w ia ją do człow ie­ ka, ch y b a że lu d zk im głosem ” . S am otność tw ó rcy to nie ty le sam otn ość tego, k to o d cz y tu je zagadki lu b w y g lą d a zn ak ó w — to konieczn e odosobnienie w y ­ nalazcy, re fo rm a to ra .

J ę z y k je s t p o d staw o w y m tw o rz y w em i n ośnik iem k u ltu r y — opanow ać języ k , to d y k to w ać w łasn e p r a ­ w a ludzkości, u sta n a w ia ć znaczenia, rozdzielać w a r­ tości, tw o rz y ć no w ą rzeczy w isto ść k u ltu ry . Rzecz p o d staw o w a to za w ład n ąć p o jęcia m i d o b ra i zła, k tó ­ r e są zasadą życia n aro d ó w , ra m ą d ziała n ia i m y śle­ nia. T u ta j stresz cza się ich przeszłość oraz p rz y g o to ­ w u ją się d ro g i przyszłości. S k o m p ro m ito w a n e ty ­ sią c le tn im i sp oram i, p ełn e sprzeczności i stopniow o w y z u te z tre śc i i ż y w o tn y c h fu n k c ji, p ojęcia te leżą n ie ja k o n a ulicy, p o g ard zan e n a w e t p rzez ty ch , co się jeszcze rzekom o do nich p rz y z n a ją . P rzyszłość n a ­ leży do tego, k to je sch w y ci w ręce, u fo rm u je n a no­ w o i n a rz u c i in n y m . „R o zp raw ian ie o cnocie stało się d la n ich czym ś zu ż y ty m i p rz e sta rz a ły m , kiedy ■chcą d o b rze zasnąć, ro z m a w iają n a jp ie rw tro ch ę o tym , co d o b re i złe. P o trz ą sn ą łe m ich sennością, k ie d y o zn ajm iłem : n ik t nie w ie jeszcze, co dobro

Tylko

w sam otności..

Pochw ała języka

(10)

34

Twórca i tw órczość

Co znaczy być spadkobiercą?

i zło — ty lk o tw ó rca! T w ó rca to ten , k to s tw a rz a cel d la lu d z i i w yzn acza ziem i je j sen s i przyszłość. O d niego ty lk o za le ży co je s t dobre, co złe” .

D la N ietzsch eg o dzieło o dn ow y w iąże się za k aż d y m ra z e m z k ry z y s e m cyw ilizacji, z p rz e rw a n ie m ciąg ­ łości ro zw o ju . P ra w d z iw y tw ó rc a je s t d la w spó łczes­ n y c h k a ta k liz m e m , w strz ą s a p o d sta w a m i ich życia, u d e rz a w s ta re n a w y k i, w ia ry i p o jęcia — ,,to te n , k to ro z b ija ich tab lice, niszczyciel i ra b u ś ” .

N ow e n ie p o w s ta je n a g ru n c ie stareg o , n ie zapuszcza k o rz e n i w p rzeszłość a n i cz erp ie z je j zdobyczy. T w órczość n ie je s t tu ro z u m ia n a jak o p am ięć poko ­ le ń p a trz ą c a n a ra z w obie s tro n y — p rz e d siebie i w stecz. P o siad ać p rzeszło ść to w szak o g ran iczen ie w olności, to w sp ółodpo w ied zialno ść za to, w czym się n ie zaw iniło: za g ro zę m in ion eg o i nędzę obec­ nego. N ietzsc h e św ie tn ie ro z u m ia ł, co to znaczy b y ć sp ad k o b iercą: n ie ty lk o k o rz y s ta ć z p rz y g o to w a n y c h p rzez s tu le c ia n arzęd zi, lecz ró w n ie ż ponosić w szelkie koszty, d ać zgodę n a p rz eszłe i zastan e, p o tw ierd z ić n iszczącą p ra c ę czasu.

B yć sp ad k o b iercą, to n ie zależeć w y łąc zn ie od sie­ bie, czuć poza sobą źró d ła w łasn e j siły, w zbioro­ w ym , bezosobow ym dzied zictw ie. To ró w n ie ż pogo­ dzić się z w ła sn y m p rz e m ija n ie m , ro z to p ić w m asie an o n im o w y ch b u d o w n iczy ch . T oteż N ietzsch e, św ia ­ dom ie i po d e sp e ra c k u , p od no si tw ó rczo ść przeciw h isto rii — z rz ecz y n a jśc iśle j zw iązan y ch ro b i p rz e ­ ciw ień stw a . W b rew sw y m g łębo kim an alizo m cy w i­ lizac ji chce w tw ó rczo ści w idzieć f u r tk ę w y p ro w a ­ d z a ją c ą poza czas. I n ie je s t to b y n a jm n ie j n aiw n o ść czy zaśle p ien ie — to ro zp aczliw a w a lk a p rzeciw oczyw istości, gdzie s ta w k ą je s t w ła sn a osobowość; w a lk a ta p ch n ie N ietzsch eg o do sz u k a n ia ro zw iązań o statec zn y ch .

U H egla-filo zo fa, k tó ry w sposób zasad n iczy w p ły ­ n ą ł n a ta k n ie n a w istn ą N ietzsch em u m e n ta ln o ść n ie ­ m ieck ich w a rs tw w y k sz ta łc o n y c h — P a ń s tw o b y ło celem i u k o ro n o w a n ie m życia k u ltu ro w eg o , n a jw y ż ­

(11)

35

szą fo rm ą , d o k tó re j zd ą żają i gdzie się su m u ją w y ­ siłk i je d n o ste k i n aro d ó w . T ym czasem N ietzsche d o jrz y w n im g łów nego w ro g a — zim ne i k łam liw e m o n stru m , n o w e bożyszcze w spółczesnych. P ań stw o je s t w ielk im przyw łaszczy cielem , za g a rn ia n a sw oje ko n to o siągn ięcia je d n o s te k i d o ro b e k ludów , to co sp o n tan icz n e i oso b iste zm ienia w w y s ty g ły k s z ta łt bez oblicza. J e s t po s tro n ie ru ty n y , p o słu szeń stw a i p rzeciętn o ści. C hce opanow ać całego człow ieka i d la ­ teg o ogłasza się ziem skim bogiem . J e s t dziedziną lu ­ dzi zb y teczn y ch , n iezd o ln y ch do tw o rz en ia i zaw ist­ n y c h o tw órczość in n y ch , dzied zin ą lu d zi ż e ru ją c y c h n a c u d z y m — sk o ro p ań stw o m ien i się re p re z e n ta n ­ te m n aro d u , s tra ż n ik ie m jego skarb ó w , zbyteczni w y o b ra ż a ją sobie, że i oni m a ją u d ział w b u d o w a n iu k u ltu ry . „K łam stw o! To tw ó rc y k s z ta łtu ją n aro d y , ro z p o śc ie ra ją p rz ed n im i w ia rę i m iłość — w te n spo­ sób słu żą ż y c iu ” .

N ietzsch e o d rzu ca o g n iw a pośred n ie, odrzu ca m o­ m en t, k ie d y p o m ięd zy tw ó rc ą a odbiorcą, o b d aro w u ­ ją c y m a o b d a ro w a n y m s ta je fo rm a, obyczaj, in s ty tu ­ cja, k ie d y k o n ta k t obu s tro n p rz e s ta je b y ć czym ś je d y n y m i n ie p o w ta rz a ln y m , nie d ając y m się u jąć w ża d n e sch em aty , czym ś w ro d z a ju m iłosnej w y ­ m ian y . J e s t to m a rz e n ie o k u ltu rz e n ieza p o śred n i- czonej, k tó ra nie p o d p ad a pod p ra w a życia zbioro­ wego, je s t sw o b o d n y m s tru m ie n ie m tw órczości bez początk u , bez granic, bez n ie u c h ro n n y c h se rw itu tó w . B u n t p rz e c iw p a ń s tw u to d ru g a s tro n a w a lk i N ie­ tzschego z czasem : to n e g a cja e le m e n tu nieosobow e- go w tw o rz en iu , teg o co zastan e, odziedziczone, co n a k ła d a p rz y m u s i o g ra n ic zen ie o raz w ciela je d n o ­ s tk ę w e w spólnotę, czyniąc ją ró w n ie ż d łu żn ik iem in n y ch . O soba nie je s t w łasn y m źró dłem , je j los nie zależy od n iej sam ej — zak o rze n io n y je s t w p e ry p e ­ tia c h m in io n y c h epok i w kształcie, ja k i p rz y b ra ła te ra źn iejszo ść — n a to N ietzsch e n ie chce p rzy stać, p rz eciw te m u rz u ca sw o ją g w ałto w n ą, n iecie rp liw ą m yśl. Zim ne i k łam liw e manistrum Walka z czasem

(12)

36 Sym bol kończącej się epoki K onieczność w in n a n o sić im ię osoby

P a ń s tw o stresz cza w sobie całe zło h isto rii, je s t cza­ sem sk a m ie n ia ły m , lecz nie p rzezw y ciężo n y m , w ięc ja k b y czasem p o d n iesio n y m do p o tęg i i sk ie ro w a n y m w s ta łe łożysko, k tó re z g ó ry o k re śla ra m y życia i m ożliw ość ru c h u je d n o ste k . J e s t p e łn e ślad ó w i u p io ró w przeszłości, d z ia ła n ie n a p o ty k a t u zaw sze n a o pór k o n w e n c ji i n o rm y i m u si się z n im i liczyć. T oteż je s t ono sy m b o le m sta re g o p ra w a koń czącej się e p o k i — i N ietzsc h e je s t w łaśn ie z w ia stu n e m jeg o k o ń ca.

N ow ina, k tó rą Z a r a tu s tr a znió sł w d o lin y ze sw o jej g ó rsk ie j sam o tn i, to n a s ta n ie now ej epoki i now ej ta b lic y p ra w . P ie rw s z y m w a ru n k ie m is tn ie n ia p rz e ­ m ien io n eg o i oczyszczonego b ęd zie strz ą śn ię c ie ja r z ­ m a: „G d zie k o ń czy się P a ń stw o , ta m zaczyna się człow iek n iezb y te czn y , ta m zaczy na się p ieśń k o ­ nieczności, śp iew je d y n y , n ie p o w ta rz a ln y ” . B ow iem życie w an o n im o w ej, sfo rm a liz o w a n e j zbiorow ości oznacza d la N ietzscheg o u n ik w obec w łasn e g o p rz e ­ zn aczen ia, s tra c h p rz e d sp o tk a n ie m tw a rz ą w tw a rz z je d y n ą p ra w d z iw ą k o nieczn ością — osobistą, w ła s­ ną. K onieczn ością d o tą d jeszcze bez im ien ia, a k tó ra p o w in n a nosić im ię osoby, b ow iem tw o rz y z nią je d ­ no. B ędzie to n a jw ię k s z y z w ro t w d ziejach , coś, cze­ go d o tąd jeszcze n ie b yło — p rz e w a rto śc io w a n ie w a r­ tości, o d ro d z en ie człow ieka, p rz e s ta w ie n ie czasu n a now e to ry . O d tąd zacznie się n o w y k a le n d a rz , no w y ra c h u n e k dni.

P rz e m ia n a ta nie je s t od ra z u d o stę p n a d la w szy st­ kich, zapoczątk o w ać ją m a tw ó rca, p o n iew aż w a lk a z przeszłością, w y z w o len ie się od zastan eg o stan o w i isto tę jeg o zad an ia. D lateg o N ietzsch e p y ta go su ro ­ wo, czy d oró sł do sp e łn ie n ia tego obow iązku, czy rz e ­ czyw iście je s t tw ó rc ą: „C zy je s te ś n o w ą siłą i no w y m p ra w e m ? P ie rw sz ą p rz y czy n ą ? K ołem , co się sam o toczy? P o tra fis z zm usić g w iazdy , b y k rą ż y ły w okół ciebie? C zy je s te ś z ty ch , co m a ją p ra w o zrzu cić ja r z ­ m o?” T ru d n o n az w ać siln ie j i b a rd z ie j w y raziście n a tu rę tę s k n o ty i ob łęd u , k tó r y za n ią czyh a —

(13)

37

p ierw sza p rz y c z y n a w p ra w ia ją c a w ru c h gw iazdy, w olność ab so lu tn a, p o n ad p ra w e m i n a d a ją c a p ra w a. Z fa n ta sm a g o rii w y zw o lo n ej w oli — w yzw olonego ję z y k a — w y ła n ia się odw ieczna ta je m n ic z a fig u ra S tw ó rcy , w k tó ry m u to żsam ia się w olność i koniecz­ ność, p ra w o i p rz y p a d e k . Ś w ia t s ta je się org an em tw o rz ące j św iado m ości a osoba p rz y b ie ra kosm iczne, n ie u c h ro n n e oblicze losu. Z ro d zo n a w m eta fo ry c z n e j sw aw o li języ k a , w ta ń c u Z a r a tu s tr y obliczonym tr o ­ chę n a sk a n d a l i w y zw an ie, tro c h ę n a u k ry c ie p rz ed św iad k am i, że tu ta j w y m y k a m u się jak a k o lw ie k m ożliw ość w y ra zu , fig u ra ta będ zie go n aw ie d zała z coraz w ięk szą g w ałtow nością, aż w reszcie o p a n u je go całkow icie i złam ie.

A le e k sta z y n a tc h n ie n ia , chociaż u z y s k u ją w y m ia r kosm iczn y i p rz y o b le k a ją je d n o s tk ę w n o w y b y t, sa ­ m e w sobie nie w y sta rc z a ją , n ie stan o w ią jeszcze p ełn eg o a k tu tw órczego. Słow o p ełn e, zrealizo w an e to ta k ie , k tó re tra fiło do czyichś uszu, znalazło od­ biorców . N ietzsch e tę k w e stię b ra ł p ow ażnie i głębo­ ko — nie idzie ty lk o o p o tw ie rd z e n ie się w obec in ­ n ych, o n a rz u c e n ie w łasn e j w oli i w łasneg o ob razu. R zecz je s t zn acznie b a rd z ie j isto tn a , bow iem d o ty k a rzeczy w isto ści języ k a, w a ru n k u fu n k c jo n o w a n ia j ę ­ zyka. D opóki słow o n ie spięło ra z e m dw óch co n a j­ m n iej św iadom ości, n ie w y tw o rz y ło ożyw czego p r ą ­ du, k tó ry zm ien ia i k s z ta łtu je obie w e w z ajem n ej w y m ian ie i zależności, d o p ó ty p o zo staje czym ś m a r­ tw y m , n ierz ecz y w isty m .

P ra w d a p o w sta je w ty m o b u stro n n y m ru c h u , je s t n ie ty lk o w głoszeniu, w p rz ek az y w an iu , a rów nież w słu c h a n iu , w sw obodnej zgodzie odbiorcy, w jego fa sc y n a c ji i w dzięczności: „ P o je d y n c z a jed n o stk a n ig d y n ie m a ra cji, ta m gdzie je s t dw óch zaczyna się p ra w d a ” . A w liście z 1881 r.: „N ie m ożesz sobie w yobrazić, ja k p o k rz e p ia ją c a je s t d la m n ie m yśl o w spólnocie — je d e n człow iek ze sw oim i m y ślam i w y d a je się sza le ń cem n a w e t sa m e m u sobie. Gdzie je s t dw óch zaczy na się m ąd ro ść i zau fan ie, i odw

a-T ajem nicza figura Sitwórcy R zeczyw istość języka P okrzepiająca m yśl o w sp ó l­ nocie

(14)

38 Z jednoczenie w mowiie W ybrać słow o, czyli „zejść” k u ludziom

ga, i zd row ie d u c h o w e ” . P rz e jm u ją c e je s t znaleźć p o d obn e zd an ia u w ielk ieg o sa m o tn ik a i w z g a rd z i- ciela, k tó r y całe życie b rz y d z ił się k o n ta k tu ze zbio­ row ością i z ry w a ł z p rz y ja c ió łm i, bo n ie p o tra fili do­ ro sn ą ć do jego w y ż y n .

ó w d ru g i je s t p rz e d sta w ic ie le m , u o sob ien iem rzeszy słu c h a ją c y c h i sp ra g n io n y c h od rad zająceg o słow a. J e ż e li ję z y k m a b y ć s tw a rz a n ie m osobow ości, b a r ­ dziej a u te n ty c z n ą i sw o b o d n ą o d m ian ą istn ie n ia , to in n i — słu c h a c z e — nie są ju ż ty lk o lu s tre m ze w n ę ­ trz n y m , e le m e n te m obcym , choćby n a w e t n ie z b ę d ­ n y m w p ro c esie tw o rz en ia. P rze ciw n ie, d ia le k ty k a ję z y k a w p ro w a d z a ich w s a m śro d e k eg z y ste n c ji k s z ta łtu ją c e j się w słow ie, w sam o se rce m o w y szu­ k a ją c e j o statec zn eg o sp e łn ie n ia . T aje m n ic a i sedno ję z y k a — zn aczen ie — je s t p rz y p ie c z ę to w a n ie m te j u n ii m iło sn ej czy m isty c z n e j, gdzie po d ział n a m ó­ w iącego i słu ch ają ceg o s ta je się czym ś w tó rn y m , n ie­ isto tn y m . S łu c h a ją c y , p rz y jm u ją c znaczenia, z n a jd u ­ je się n a r a z w m ie jsc u m ów iącego, p rz e ż y w a ra zem z n im m o m e n t n a ro d z in sło w a. M ów iący w s łu c h u je się w ciszę, k tó ra je s t o dzew em , za p ad n ięciem sen su w tę in n ą św iadom ość, co s ta ła się te ra z d la n ie g o ' n a jin ty m n ie j w łasn ą .

A le tu ta j je s t też g ra n ic a w olności, p o cz ątek sp rz ecz­ ności, z k tó r ą N ietzsc h e n ie m ó g ł dać sobie ra d y : w y ­ b ra ć słow o, to d o pu ścić u d ział innego w dziedzinie, k tó ra m ia ła być całk o w icie n iep o d leg ła, m iała sta n o ­ w ić o sta tn ie sc h ro n ie n ie w o ln ości a b so lu tn e j. W y­ b ra ć słow o, to p o d d ać się p ra w o m w y m ian y , k o m u ­ n ik o w an ia, zgodzić się n a o gran iczen ie, n a „ z ejście” . I d lateg o Z a r a tu stra nie o p o w iad a o ty m , ja k b o h a te r do szedł do sw ej m ąd ro ści, ja k o siąg n ął szczyty, lecz zaczy n a się w ch w ili, g d y n ieza sp o k o jo n y i znu żo ny sam o tn o ścią p o sta n a w ia zejść do ludzi, ab y p rz e k a ­ zać im sw o ją w iedzę. „C zym b y ło b y tw o je szczęście, g d y b y n ie ci, k tó ry c h ośw iecasz. P rze sy co n y je ste m m o ją m ąd ro ścią, ja k pszczoła, co z e b ra ła zb y t dużo m io d u — p o trz e b u ję w y c ią g n ię ty c h rą k . C hcę ro z d a­

(15)

39

w ać, trw o n ić m o ją m ądrość, aż p om ięd zy lu d ź­ m i m ę d rc y p o zn a ją szczęście sza le ń stw a, a u bodzy szczęście b o g a c tw a ” .

W „ P ro lo g u ” z n a jd u je m y to nieco zagadkow e zd a­ nie: „T a k zaczął się sc h y łe k Z a r a tu s tr y ” . Z n ie w y ra ­ ża ln e j p e łn i i d osytu , z n a jw y ż sz y c h k rę g ó w je d n o ­ stkow ego, n iep od zielonego p o zn a n ia schodzi Z a ra ­ tu s tr a w d zied zin y niższe, tam , gdzie m oże być w y ­ słu c h a n y . C zyli sam o tn e szczęście n ie je s t szczęściem rz ecz y w isty m , n a lu d z k ą m iarę; stw a rz a n ie siebie ro zp o czy n a się w s fe rz e p o śre d n ie j p om ięd zy jed n o ­ s tk ą a sta d e m , n a te j części łu k u , k tó ra , osiągnąw szy ju ż p u n k t szczytow y, opad a w dół.

I tu za czy n a się p ra w d z iw a p rz y g o d a N ietzschego, w k aż d y m ra z ie to, co dla n as je s t w n ie j n a jb a rd z ie j po uczające: nie h a lu c y n a c y jn e e k sta z y w S ils-M a ria czy n ad za to k ą R apallo, k tó re też zre sz tą zn alazły odbicie w zdy szan y ch , n ie k o n tro lo w a n y c h re la c ja c h d la p rz y ja ció ł, lecz zejście w języ k , odk ry cie m isji. B ędzie to p ró b a p rz e m ia n y sa m o tn y c h m isterió w , tajem n icze g o d o tk n ięcia p rz ez n iezn an eg o boga w k s z ta łt d o ty k a ln y i trw a ły , w p rz e d m io t p o ro zu m ie­ n ia z in n y m i. B ow iem poza s fe rą k o m u n ik o w an ia osoba n ig d y n ie m oże się p o tw ierd zić. C zy będzie od ­ c z u w ała sieb ie jak o je d y n y b y t re a ln y w św iecie, czy też ja k o cząstk ę zagu b io n ą w m a c ie rz y sty m ło­ n ie kosm osu — w ychodzi to n a jedn o, poniew aż nie m a n a rz ę d z i do sam o o k reślen ia, n ic jeszcze o sobie n ie w ie, n ie o d k ry ła jeszcze is tn ie n ia znaczeń. F o rm o w an ie siebie m a w ięc d la N ietzschego ścisły o d p o w ied n ik w fo rm o w an iu in n y c h — są to rzeczy n iero zd zieln e, w ręcz id en ty cz n e. Co zrozum iałe, jeśli się zw aży n a tu r ę słow a, p o d w ó jn y obieg sen su po ­ m ięd zy m ó w iący m a słu c h a ją c y m . O soba tw o rz y sie­ bie, z w ra c a ją c się do in n y c h — w obcej m a te rii w y ­ ciska k sz ta łt, k tó ry b ędzie w spólny, będzie sy n tezą p ra g n ie n ia i sp e łn ie n ia , słow a i jego echa p ośró d in ­ nych . „M oja p ło m ie n n a w ola tw ó rc za w ciąż zw raca się k u człow iekow i, ja k d łu to p rz y ciąg an e p rzez k a ­

Sam otne szczęście nie jest szczęściem K om unikacja potw ierdza osobę Tw órca jest zależny od odbiorców

(16)

40 Język m ateriałem a utentycznej osobow ości „Pisz w łasn ą k rw ią ”

m ie ń ” . In te n c ja tego zd an ia z d a je się jasn a, chociaż p o ró w n a n ie n ie je s t z b y t tra fn e . W fo rm o w a n iu p rz e z słow o n ie m a b iern eg o , m a rtw e g o tw o rz y w a, tw ó rc a je s t za le ż n y od sw y ch odbiorców , je s t tw ó rc ą ty lk o d la n ic h i w obec nich . To oni, w sp ółcześn i i p rz y sz li od b io rcy słow a, z a d e c y d u ją ró w n ie ż o k sz ta łc ie oso­ b y m ów iącego — p rz y p a d e k N ietzscheg o je s t tu b a r ­ dzo z n a m ie n n y .

A le g łó w n a sprzeczność n ie zo staje w cale ro z w iąza­ na, jeszcze zaw ęźla się i k o m p lik u je . S k o ro ję z y k m a być m a te ria łe m no w ej, a u te n ty c z n e j osobow ości, sko ­ ro sam w ty m ce lu p o w in ien b y ć od no w ion y, w yzw o ­ lo n y od p rzeszłości i od sw ej sta d n e j, an o n im o w ej s tro n y , to ja k n a p ra w d ę m oże tra fić do in n y ch , u s ta ­ now ić w sp ó ln y obszar, gdzie się w szyscy ra z e m sp o t­ k ają? T u ta j m ści się n a N ietzsc h em p o g a rd a d la n o rm z a s ta n y c h i o b łęd n e m a rz e n ie o k u ltu rz e b ez p o śred ­ n iej, gdzie je d n o stk a sam a z siebie p ro d u k o w a ła b y now e znaki, now e sym b o le i o b rząd k i. S p o ty k a m y w Z a ra tu str z e w y pow iedzi, w k tó ry c h p ato s łączy się z p rz e jm u ją c ą b ez rad n o śc ią , poczucie b ezsiły z d ec y zją w a lk i do końca, aż w m ag m ie ję z y k a d o p ro ­ w ad zo n ej do s ta n u w rz e n ia osadzi się n a d n ie k a ­ m ień filozoficzny. ,,J a k a to d o b ra rzecz, d źw ię k i i słow a! C zyż nie s ą tęczą i z łu d n y m m o stem , łączą­ cym to, co w iecznie rozdzielone? K ażd a d usza je s t o d rę b n y m św ia te m i d la k ażd ej in n a d u sza je s t za­ św iatem ... J a k d la m n ie m oże istn ie ć coś, co n ie je s t m ną? P o za m n ą n ie m a nic. L ecz zap o m in a m y o ty m , g d y ty lk o zadźw ięczą słow a: ja k to d o b rz e o ty m zapom n ieć!” — „Z e w szy stk ieg o, co się pisze, u z n a ję ty lk o to, co p isa n e k rw ią . P isz w ła sn ą k rw ią , a od­ k ry je sz , że k re w je s t d u ch em . N iem ożliw ością je s t zrozum ieć cu d zą k re w ” .

O to i w ę zeł d ra m a tu . N ietzsch e d ostrzeg ł, że ję z y k s ta n o w i n a jb a rd z ie j in te g ra ln y , w e w n ę trz n y e le m e n t is tn ie n ia — ży je się w jego ry tm a c h , n ic z y m w p u l­ so w an iu k rw i. J e s t w ięc ty m , co m n ie oddziela, izo­ lu je — lecz za raz em je s t ty m , co łączy, m o stem i t ę ­

(17)

41

czą p o je d n a n ia . N a to m iast bez tego p o je d n a n ia tw ó r­ czość będzie niem o żliw a, n iem o żliw a będzie k re a c ja osobowości. N ie o d n ajd zie się m ag iczna fo rm u ła p rz e m ie n ia ją c a b ru d , b ez k ształt, całą m izerię św iata w p o stać now ą, cz y stą i d rogocenną.

P rze k aza ć in n y m w ła sn ą krew , o fiarow ać się do spo­ życia ja k p o k a rm posiln y , sta ć się n ie ty le z e w n ę trz ­ n y m w zorem i m istrzem , ale w rę cz w n ętrzn o ściam i, ży w o tn ą s u b s ta n c ją in nych, ich tożsam ością, treśc ią ich e g z y ste n c ji sk iero w an ej w przyszłość — ta k ie po­ sta w i sobie zadan ie, to będzie je d y n y cel, obsesja o sta tn ic h la t życia p rz e d chorobą.

Przekazać innym w łasną k rew

Cytaty

Powiązane dokumenty

Punkty karne otrzymuje grupa, która powie głośno odgadywany wyraz bez udzielenia jej głosu przez nauczyciela....

Mama Trevora (Megan) jest młodą pielęgniarką, a mama Olgi (Iryna) nauczycielką historii. A kim są

Ów zestaw wyróżników pojęcia sztuki można potraktować jako kryterium sprawdzianu przynależności do niej (lub nie) tej twórczej aktywności człowieka, jaką jest

do koncertoWego biletu darmoWy kufel zielonego piWa od Jana olbrachta. koncert ck dwór artusa

Jednakże nikt do tej pory nie próbował przyjrzeć się myśli autora Etyki z per- spektywy tanecznej, a więc pokazać, że podstawową kategorią interpretacyjną,

Antiochia, Tars, Derbe, Listra, Ikonium, Antiochia Pizydyjska, Efez, Korynt, Troada, Assos, Mitylena, Milet, Rodos, Patera, Tyr, Ptolemaida, Cezarea, Jerozolima. Wybrać jedno

Nauczyciel: Magdalena Bruzda Przedmiot: godzina wychowawcza Klasa: 1TBP?. Temat lekcji: Jak masz

Gdy wiosną opublikowaliśmy tekst o Amelii Semadeni, żonie lubel- skiego przedwojennego cukiernika, natychmiast zgłosili się ludzie, w których rodzinie do dziś przecho- wywane