Rachmiel Brandwajn
Świętoszkowie i Świętoszek
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 44/2, 449-469
RACH MI EL B R A N D W A J N
ŚW IĘTO SZK O W IE I ŚW IĘTO SZEK 1
„O d końca X V I wieku zakłady religijne, zakony stare i nowe rosną jak grzyby po deszczu; w ypada przy ty m podkreślić, że znaj d u ją w nich schronienie dusze skłonne raczej do życia czynnego niż do kontem placji” . W ten sposób określa E . Allier ogólną atm o sferę klerykalnego spisku, k tó ry w X V II w. niemało kłopotów przy czynił katolickim m inistrom F ra n c ji1.
Nie m am oczywiście zam iaru wracać tu do trudności, z którym i borykała się m onarchia absolutna, w ydaje mi się jednak, że K abała, ta k bowiem nazywano spisek, godna jest uwagi chociażby jako szkoła reakcji, szkoła walki z postępem w okresie między rokiem 1627 a 1683.
Założyciel Towarzystwa Świętego Sakram entu, z którego cały ruch wyrósł, H enryk de Lévis, diuk Y entadour, par Francji, hrabia Youlte, p an na Cheylard, Y auvert itd ., nie spędził swego życia w sposób budujący. K atoliccy biografowie rozpływ ają się wpraw dzie w zachw ytach nad m istyczną żarliwością duszy tego spóźnio nego krzyżowca, protestanci jednak w ykazują już więcej um iaru. Bo też diuk niezgorzej złupił hugenocką Langwedocję podczas wypraw roku 1623 i 1625, a w roku 1628 posunął się w świętym zapale ta k daleko, że zrównał z ziemią zamek Pradel, wsławiony przez Obviera de Serres. N a tym zresztą nie kończą się jeszcze jogo wyczyny; w okolicy Nîmes spalił w tym że roku 47 wiosek i za ta k wymowne dowody katolickiej prawo wierności otrzym ał dobra here tyków w nagrodę. Dochody z nich egzekwował z iście m istyczną zaciekłością. P rzy czynnym współudziale spowiednika Marii Mody- cejskiej — kapucyna Filipa Angoumois, i biskupa
45 0 RA C H M IEL B R A N I) W A J X
Châteaux stał się V entadour organizatorem kierowniczej komórki, której podlegały wszystkie przybudów ki K abały. Czym było Tow a rzystwo w istocie? J a k stw ierdzają Annales de la Compagnie du
Saint Sacrement hrabiego Marc-Kené de Yoyer d ’Argenson, stan o
wiło ono ośrodek nielegalny sensu stricto o bardzo surowej i ścisłej dyscyplinie. Bezwzględne podporządkow anie członków woli Dyrek- . to ra było zasadą naczelną. Aczkolwiek K abała nie mogła kierować się regułam i kongregacji, niemniej jednak miała ustaloną hierarchię godności i funkcyj oraz dokładnie opracow any porządek werbowa nia zwolenników. K andydatów poddaw ano długim i cierpliwym próbom , dom agano się poręczeń za ich dyskrecję, nie szczędzono im lekcyj uległości.
Członkami Tow arzystw a mogły być zarówno osoby świeckie, ja k też duchowne. Starano się przede wszystkim pozyskać dostoj ników kościoła i wyższych urzędników państwowych. W śród spis kowców nie brakło jed nak i szlachty, naw et dworskiej. Rzadziej zdarzali się mieszczanie, ludzie z gminu. Członkowie nie byli zrów nani w praw ach. Istn ia ły tajem nicze spraw y dostępne wyłącznic dyrektorom i sekretarzom ; przekazywano je w trybie urzędowym przy obejm ow aniu lub zdaw aniu funkcji kierowniczych. ,,Sprawą zasadniczą dla charakteru Tow arzystw a — czytam y u hrabiego d ’Argenson — najistotniejszą dla niego jest tajem nica. Bez niej Towarzystwo nie byłoby Towarzystwem, lecz zw yczajnym b rac tw em [ . . . ] religijnym ” 2.
Główną rolę odgryw ała oczywiście organizacja paryska, której wpływy prom ieniow ały na cały kraj.
Ściśle konspiracyjny charak ter K abały znajdował wyraz w szcze gólnym umiłowaniu ,,w tyczek” , którym i posługiwano się w stow a rzyszeniach religijnych i dobroczynnych. Osoby wydelegowane m iały surow y zakaz ujaw niania swej właściwej przynależności. Ksiądz D u F our, a u to r anonimowo w ydanej w roku 1660 broszury
Mémoire pour faire connaître Г esprit et la conduite de la Compagnie établie en la mile de Caen, w następ u jący sposób charakteryzuje
m etody Tow arzystw a: „U siłują oni uniknąć nienawiści tych, których atak u ją, działając w ścisłej tajem nicy. Gdy w kogo cisną kam ie niem, to sta ra ją się ukryć ram ię, ażeby nie spostrzeżono, kto zadał cios” 3. W stosunku do osób niewygodnych nie cofano się przed
2 M arc-R en ć d e Y o y e r d ’ A r g e n s o n , A n n a les de la Com pagnie du S a i n t Sacrement, s. 113.
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 451
oszczerstwem i zniesławieniem. W spomniany już Du F o u r podaje, jak rozprawiano się z niezbyt uległymi duchownymi. Jeśli na przy kład członkowie Towarzystwa uważali, że potrafią takiego prze ciwnika unieszkodliwić w drodze zwyczajnej procedury sądowej, to w ynajdyw ali denuncjanta, który go oskarżał o rozwiązłe obyczaje lub podejrzane doktryny. W trudniejszych sprawach uciekano się do zniesławiania opornych, z pominięciem rozprawy jawnej.
D la osiągnięcia zamierzonych celów K abała potrafiła zorgani zować „cudowne uzdrowienie” Ludwika X III, kreować sprzyjające spiskowi kom itety filantropijne i całe bractw a. M enfność posuwano ta k daleko, że wystrzegano się naw et książąt kościoła, których poglądy nie były dokładnie znane. Tak więc w roku 1645 w Péri- gueux biskup Franciszek de la Béraudière zatwierdza s ta tu t B rac tw a Świętego S akram entu4, nie podejrzewając naw et, jak ą organi zację błogosławi.
Do charakterystycznych m etod działania należy w Towarzystwie zbieranie danych o księżach i osobach świeckich, budzących za strzeżenia z jakichkolwiek powodów. Ewidencją objęci byli nie tylko duchowni poszczególnych parafii, lecz również pobożnisie spiskowcom niemili.
Narzuca, się oczywiście pytanie, po co stworzono ten skompli kowany a p ara t organizacyjny, dlaczego go konspirowano ? J a k wynika z oświadczeń diuka Y entadour, z Annales i z protokółów filii prow incjonalnych K abały, celem jej było przeciwstawienie „władzy C hrystusa” porządkowi absolutnem u i realizacja królestwa bożego we Francji. W praktyce hasła te przyjm owały bardziej kon k retną, historyczną postać. Ale posłuchajmy najpierw księdza Du Four. W swoim Mémoire rozgoryczony mąż boży pisze:
T o w a rzy stw o założon o, ż e b y za ją ć się w sz y stk im i sto w a rzy szen ia m i oraz in s ty tu c ja m i o ch arak terze p u b liczn y m lub p r y w a tn y m , m ającym i n a celu k rzew ien ie p o b o żn o ści i w iary. B ó g p o w o ła ł ich [tj. k ierow n ictw o K a b a ły ; p rzyp . m ój, R . B r.] po to , a b y zap ob iegli brakom i o p iesza ło ści p ra ła tó w , k ap łan ów i u rzęd ów , sęd ziów i zw ierzch n ików , zarów no d u ch ow n y c h , ja k też p o lity c z n y c h [ . . . ] , k tó r z y zan ied b u ją w w ielu w y p a d k a ch dobro, jak iego m o żn a o d n ich oczek iw ać, i n ie tro szczą się o to , b y w y t ę p ić zło, n a d u ż y c ia i b łę d y , ja k ie m o g lib y w y p len ić. T ą m y ślą p rzejęci, p a n o w ie z T o w a rzy stw a u w ażają, że m ają praw o m ieszać się do w s z y s t kich spraw , in gerow ać w g ło śn iejsze w y d a rzen ia ż y c ia religijnego, brać na sieb ie ob ow iązk i cen zorów kraju, w n ik a ć i w dzierać się w ta jem n ice
pry-4 B y ła to p rzyb u d ów k a T o w a rzy stw a .
452 R A C H M IE L B R A N D W A J N
w a tn e , w ta je m n ic e p o sz czeg ó ln y ch rod zin [ . . . ] i kierow ać w szy stk im w ed łu g w łasn ego uznania®.
Groźny cień średniowiecza przesłania już tu słodkawe frazesy 0 zbawieniu dusz, a królestwo boże w in terpretacji D u F oura dziw nie przypom ina Inkwizycję.
W istocie Towarzystwo dążyło do celów wyraźnie politycznych. Członkowie jego reprezentow ali w jaskraw y sposób poglądy tej części kleru i szlachty, k tó ra nie chciała zrezygnować ze swych upraw nień n a rzecz władzy królewskiej. M e tylko więc jątrzyli przeciw hugenotom i w ogóle innowiercom, lecz także przeciw sta wiali się w szystkim zarządzeniom, które zmierzały do unowocześ nienia p aństw a i gospodarki francuskiej, do umocnienia au to ry tetu m onarchy. Podporządkow ując sobie kler, bractw a i stowarzysze nia, spiskowcy zamierzali sterroryzow ać niewiernych, heretyków 1 libertynów , narzucić F ran cji reżim ciem noty i stworzyć w k raju własny ośrodek dyspozycyjny, niezależny od ap ara tu państwowego. Miały to być w arunki skutecznej walki z absolutyzmem.
Wpływowi członkowie Towarzystwa występowali czynnie, ile kroć wydawało im się, że ty m koncepcjom grozi niebezpieczeństwo. Do walki pobożnisiów z Colbertem wypadnie nam jeszcze wrócić. Tu chciałbym tylko naświetlić działalność codzienną, to, co było „chlebem powszednim” K abały.
N a pierwsze miejsce wysuwa się samowolne „zastępow anie” organów władzy legalnej. Z inicjatyw y spiskowców pow stały naw et swoiste in sty tu cje koercytyw ne, łączące wym iar sprawiedliwości z pracą przymusową, nota bene nie opłacaną. Tak więc zorganizo wano we F rancji kilka ośrodków, w których zam ykano bez wyroku sądowego p ro sty tu tk i i kobiety podejrzane o upraw ianie proce deru. Sprawa ta narobiła szczególnie wiele hałasu w skutek w ystą pienia pana de P ontac, pełniącego w roku 1658 obowiązki general nego prokuratora. W przemówieniu swoim z dnia .12 lipca tegoż roku oświadczył on, żo „poryw a się kobiety i dziewczęta, zam yka się je w klasztorze św. M agdaleny bez jakiegokolwiek śledztwa lub w yroku” . J a k powiada d ’Argenson, wystąpienie de P o n taca ściągnęło n a K abałę niechęć, k tó ra później doprowadzić m iała do prześladowań głównych filii Towarzystwa.
Niem niejszy rozgłos zyskał tzw. szlachetny szantaż, upraw iany gorliwie przez pobożnisiów. Lettres Guy P atin a mówią o
ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 453
kach spiskowców rujnujących spokój domowego ogniska. Zamężne kobiety szpiclowano systematycznie, donosząc panom domów o każ dym ich w ybryku czy potknięciu6. Donosicielstwo w ogóle podnie siono do godności cnoty chrześcijańskiej. H rabia d ’Argenson poda je: ,,3 lipca 1636 stwierdzono, że byłoby ważne zobowiązać lekarzy, by po pierwszej lub drugiej wizycie zaprzestali odwiedzać tych chorych, którzy nie wezwą spowiednika” 7. K u chwale medyków francuskich należy zaznaczyć, że nie ulegli oni naciskowi i nie zamie nili się w konfidentów zbrojnych w lewatywy. W ynika to z n o ta tek tegoż d ’Argensona, pełnych jeszcze w roku 1652 skarg i wy rzutów pod adresem wydziałów lekarskich.
Organizacja sieci szpiclowskiej dała oczywiście większe efekty na terenie stowarzyszeń filantropijnych. Pomoc m aterialną zare zerwowano przede wszystkim dla tych, „co myślą prawowiernie i p rak ty k u ją jak należy” , przy czym K abała udzieliła wyraźnych instrukcji, kogo i po co należy wspierać. Broszurka Ordre à tenir
dans la paroisse St. Sulpiee8 głosi: „Stale pam iętać należy, że
jałm użna chrześcijańska m a na celu pobudzenie biednych do peł nienia obowiązków religijnych, co jest prawie zawsze ich najw ięk szą potrzebą” . Słusznie stwierdza Allier, że ta swoista m etoda p ro pagandy nie była głównym obiektem zrzeszeń inspirowanych przez Towarzystwo. Cytuje on ciekawą Instruction pour la visite des can
tons 9, w której pobożnisie kładą szczególny nacisk n a potrzebę
„w ykryw ania zła” i szpiclowania nieprawomyślnych. Bolę donosi cieli winni byli spełniać w myśl tego dokum entu nie tylko księża, ale też aptekarze, lekarze, dam y ze stowarzyszeń dobroczynnych, przedstawiciele terenowi władzy państwowej i szarytki. Plan ten udało się K abale gdzieniegdzie zrealizować. W praktyce metody działania i zakres funkcji pobożnych konfidentów przedstawiał się wszędzie jednakowo. Dla ilustracji podam przykład parafii St. Germain-L’Auxerrois w P ary żu : jednostkę tę podzielono na kilka kantonów, z których każdy podlegał inspekcji dwóch lub trzech mężów zaufania. Samozwańczy opiekunowie węszyli i myszkowali po więzieniach i szpitalach, odwiedzali pryw atne mieszkania bied nych, „aby zbadać wszystko, co dziać się będzie ku większej chwale bożej lub przeciw Bogu, i by o ty m donieść Towarzystwu” . Dwaj
6 G uy P a t i n , Lettres. P aris 1692, t. 1, s. 490. 7 Annales, s. I5b.
8 Ordre à tenir dans la paroisse St. Sulp iee. P aris 1652, rozd ział 1, art. 1. 9 R. A l l i e r , op. cit., s. 103.
454 R A C H M IE L B R A N D V V A JN
wysłannicy specjalnie czuwali „nad ludźmi, co klną i bluźnią świę tem u Im ieniu Bożem u” . Sankcji, oczywiście, pobożnisie sami sto sować nie mogli, jednakże udawało się im uzyskiwać wyroki prze ciw zatw ardziałym grzesznikom poprzez wpływowych zwolenników pełniących ważniejsze funkcje urzędowe.
Przedm iotem deliberacyj Towarzystwa stały się naw et fak ty nieznaczne. Potw ierdza to całkowicie sąd D u P oura o pretensjach tej organizacji do roli cenzora całego życia kraju. I ta k w broszu rze Ordre de conduite pour Vexécution des règlements z roku 1669 czytam y: „Posiedzenie z dnia 1 m aja 1656. — Doniesiono nam , że niejaki de Yalons, hugenota, uczy greki i łaciny. Zlecono panu Pépin poinformować się bliżej” . Albo: „Posiedzenie z dnia 3 lipca 1656.— Doniesiono, że niejaka Chevalier, wyrokiem sądowym wygnana na la t pięć, wróciła samowolnie do m iasta i że można byłoby ją zwabić do pewnego dom u na przedmieściu St. Germain. Postanowiono po starać się o jej ujęcie” . Trudno określić, w jakiej mierze te obrady mogły przyczynić się do większej chwały bożej, pewny tylko jest fak t, że stanow ią one szkołę szpicla doskonałego.
Wierni, wychowywani w ty m duchu, nieszczególnie godzili się z koncepcją w ładzy absolutnej. K apłani należący do Towarzystwa byli przeszkodą, a nie oporą dla m onarchy. Z charakteru spisku n a j wcześniej i najdokładniej zdał sobie sprawę Mazarin. W n o ta t kach jego, stanowiących bruliony raportów składanych regentce, czytam y:
W sz y s c y o n i sta ra ją się u ch o d zić za sługi b o że, a w is to c ie są w rogam i p a ń stw a . W okresie R eg en cji w śród ta k z ły c h zam iarów lu d u , m o żn y ch , p a rla m en tó w , k ie d y F ra n cji c ią ż y n a jtru d n iejsza w o jn a , ja k ą k ie d y k o l w iek p ro w a d ziła , n ie z b ę d n y je s t siln y r z ą d ... D w ie różne o so b y p rzy szły mi p o w ied zieć, że k la sz to r y , z a k o n n ic y , p o b o żn isie i d ew o tk i p o d p r e te k ste m p o d tr z y m y w a n ia za p a łu k rólow ej m ają n a celu zabrać jej c a ły czas po to ty lk o , b y go w ła śc iw y m spraw om i m n ie p o św ięcić n ie m o g ła 10.
Zanim jednak zdołano rozprawić się z K abałą, zdążyła ona jeszcze przeprowadzić kilka akcji w większym sty lu : w ystąpiła przeciw związkom czeladniczym Compagnons du Devoir, prze ciwstawiła się zarządzeniom gospodarczym Colberta i rozpoczęła nagonkę przeciw Świętoszkowi Moliera. Do niej właśnie przej dziemy.
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 455
2
Czym należy tłum aczyć zatargi Moliera z K abałą? Czy tylko przyczynami n atu ry osobistej, jak chce Allier, czy też konfliktem głębszym, którego źródeł sznkać należy w zasadniczej różnicy świa topoglądów? Sprawa w arta jest zastanowienia, w grę wchodzi tu bowiem nie tylko Świętoszek i Don J u a n , że pominę wcześniejszą
Szkolę żon. W swoich udokumentowanych, lecz nie zawsze słusz
nych wywodach au tor Cabale des Dévots stawia pod znakiem zapy tan ia całą wymowę ideologiczną komedii Molierowskich :
M olier — p ow iad a oń — m iał na p ień k u n ie ty lk o z p ob ożn isiam i w ogóle, lecz z ty m i, k tó rzy nas interesują, w szczególn ości. Z ad eb iu tow ał w raz ze sw oją m łodą tru p ą w sali gry w p iłkę ob ok b ram y N esles, tzn . na teren ie parafii Ś w iętego Sulpicjusza, w roku 1643, to je s t w okresie, k ied y pan Olier prześlad ow ał kom ed ię i k om ed ian tów . W y siłk o m pana Olier i jego w sp ółp racow n ik ów p rzyp isać n a leży fa k t, że sala m ło d y ch a k torów św ieciła p u stk a m i, że m łod y ich szef m usiał w C hâtelet o d b y ć karę w ięzienia za długi. T rudno p ogod zić się z m yślą, że M olier n ie d o w ie dział się p óźniej o k o n ta k ta ch Oliera i jego p rzyjaciół z K a b a łą 11.
Do tego samego rodzaju argum entów należy również historia przyjaźni z księciem Conti, przyjaźni, k tó ra od nawrócenia się ary stokratycznego grzesznika w roku 1656 zaczyna nabierać coraz więcej cech wrogości. Kie inaczej rzecz się ma z in terpretacją Por
trait du Peintre B oursaulta, w którym Allier dopatruje się złośli
wego powtórzenia zarzutów K abały przeciw Szkole żon.
Kie pomniejszając wcale wagi tych faktów w ypada stwierdzić, że chęć zem sty za doznane krzywdy i urazy — jako m otyw główny — nie mogła doprowadzić komediopisarza do atak u na chrześci jańską koncepcję życia, do przeciwstawienia „słodkiej w iary w naturę religii przym usu i wysiłku” . Spór o filozoficzny sens Świętoszka został już dawno rozstrzygnięty. Sam tekst sztuki nie pozwala na błędny kom entarz i trzeba doprawdy dużo złej woli, by nie spo strzec, że w stręt w Świętoszku budzi nie tylko Tartuffe. Z uczuciem obrzydzenia i litości ogląda widz również postacie krewkiej pani Pernelle i jej syna Orgona. W intencji Moliera leżało więc potępie nie zarówno hipokrytów, ja k też szczerze wierzących. Z tych wzglę dów nie mogła się udać próba zm ierzająca do rozróżnienia dwóch rodzajów chrześcijan. Kie w ytrzym uje ona analizy krytycznej, toteż odrzucono ją w obozie reakcji katolickiej i w obozie postępu
45 6 R A C H M IE L B R A N D W A J N
jako sprzeczną z rzeczywistością. Sąd ten sformułował dobitnie i wymownie nie kto inny, ja k Bourdaloue:
L ib e r ty n n a zy w a św ięto szk o stw em ‘ w szelk i przejaw p ob ożn ości. G odzić w p ra w d ziw y ch p o b o żn isió w — to zn a c z y szk o d zić religii. N ie n a leży w ię c bez sp ecja ln eg o u p o w a żn ien ia a ta k o w a ć h ip ok ryzji. J e st to spraw a ty c z ą c a się w rów nej m ierze m oraln ości, ja k n a b o ż n o śc i12.
Słusznie też wskazano, że au to r Tartuffe’a posunął się znacznie dalej niż M arivaux, k tó ry wraca do podziału na pobożnisiów iry tujących otoczenie i n a ludzi szczerej wiary, miłych i przykład n y c h 13. D yskusję właściwie zam knął już B runetiêre w swojej Philo
sophie de Molière. P raca ta w niezbity sposób stwierdza, że sztuka
atak u je nie tylko hipokrytów , lecz religię w ogóle. W raz z Des B a r reaux i S t.-Pavin, wraz z libertynam i swej epoki komediopisarz uważał, że ,,obliger un bon esprit à croire tout ce gui est dans la Bible ju s
qu’à la queue du chien de Tobie, il n ’y a pas d’apparence” .
Oczywiście, można byłoby, ja k to robi Doumic, wskazać na b rak w świętoszku bezpośrednich wypowiedzi przeciw wierze i dog m atom . Istotnie, nie przypom ina on tr a k ta tu ateistycznego, i to z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Tartuffe jest komedią, a nie rozpraw ą, po drugie z tej prostej przyczyny, że w ystąpienia, jakich dom aga się Doumic, mogły pociągnąć za sobą w X V II w. bardzo surowe represje. W ażny jest fak t, że chrześcijańskiej m oral ności przeciwstawiono ideał harmonijnego rozwoju człowieka, bez antynom ii między rozumem i uczuciem, bez gwałcenia instynktów i spychania potrzeb ciała do rzędu swoistych występków. Znaczący wreszcie jest p rotest Moliera przeciw obrzydzaniu nam życia ziem skiego, przeciw trak to w an iu świata jako padołu łez i nieszczęścia14. Tym się tłum aczy powszechne oburzenie pobożnisiów, zarówno szczerych, ja k też hipokrytów — od A nny A ustriaczki począwszy, skończywszy n a janseniścio A m auld. W pięć dni po przedstaw ieniu w W ersalu, 17 m aja 1664 r., G a z e t t e d e F r a n c e oświadczyła, że „sztuka jest absolutnie obelżywa dla religii, że może wywołać niebezpieczne sk u tk i” . K iedy rozgłos Świętoszka n ab rał cech skan dalu publicznego, ksiądz Boullć, proboszcz parafii Saint-B arthć- lemy-en-Plsle, w ohydnym panegiryku Le roi glorieux au monde ou
12 C ytu ję za P . J a n e t , L a philoso phie de Molière. R e v u e d e D e u x M o n d e s , 15 m arca 1.881, s. 220.
13 L a r r o u r a e t , M a r iv a u x . P aris 1882, s. 409. 14 B r u n e t i ê r e , Etu des. 4 série, s. 212 — 214.
ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 457
Louis X I V , le 'plus glorieux de tous les rois du monde oskarżył wręcz
Moliera o zam iar wykpienia wszystkiego, co jest święte w kościele katolickim, ,,blâmant et jouant sa plus religieuse et sainte pratique
qui est la conduite et direction des âmes” 15. Współcześni, u których
wyczucie granic, do jakich libertyn mógł się wówczas posunąć, było daleko żywsze niż u nas, nie mylili się w swoich sądach o Świę
toszku. J a k później zobaczymy, w sztuce doszukiwali się nie tylko
antyreligijnego wystąpienia, lecz również zdecydowanie politycznych akcentów. Wiedziano, że istnieje we F rancji siła pobudzająca sumie nia katolickie do protestu.
Ze względu na charakter sztuki nie mogła się udać próba prze rzucenia atak u molierowskiego wyłącznie na jezuitów czy też wyłącz nie na jansenistów. W rzeczywistości dostaje się jednym i drugim, ściślej mówiąc, dostaje się komuś trzeciemu. Przeciwnik, którego komedia zwalcza, łączy bowiem w sobie zarówno kazuistyczną prze wrotność, jak też surowość obyczajów, właściwą dla P ort Eoyal.
To Tartuffe formułuje zasadę direction d4ntention:
M ogę rozp roszyć p a n i dziecinne ob aw y,
W zw alczan iu ty c h skrupułów m am bo nieco w p raw y. P raw d a, że w oczach nieba rzecz to nieco zdrożna, L ecz i z n iebem dać rady jak oś sobie m ożn a: J e st sztu k a , która w edle p o trzeb y przem ienia, R ozlu źn ia, ścieśn ia w ęzły n aszego su m ien ia # I k tóra u m ie zm n iejszy ć zły ch c zy n ó w rozm iary, J eżeli c z y ste dla n ich w yn ajd zie z a m ia r y 1®.
(ak t 4, sc. 5)
To Tartuffe uczy zakłamania, kiedy usprawiedliwia okrutną decyzję Orgona. Ma ona przynieść m u m ajątek wydziedziczonego Damisa, w arto więc dobrać argum enty n a jej chrześcijańskie uza sadnienie :
I jeżeli się god zę na tę rzeczy kolej,
B iorąc dar, co d ziś spada na m nie z ojca w oli, J e śli ch ęć tę, p ow tarzam , sw ą zgod ą u św ięcę, To d la teg o , b y dobro n ie poszło w złe ręce,
15 C ytu ję za P . T. P e r r e n s , L es libertins en France au 17 siècle. P aris 1896, s. 283.
16 P rzek ład w ierszem c y tu ję w ed łu g w y d a n ia : M o li e r , Świętoszek. P r z e ło ż y ł i opracow ał T adeusz B o y - Ż e l e ń s k i . W yd . 3 przejrzane. W rocław (1953). B i b l i o t e k a N a r o d o w a . S. II , nr 40. F ra g m en ty prozą sta n o w ią mój p rzekład.
458 R A C H M IE L B R A N D W A J N
B y n ie p rzy p a d ło lu d zio m , co m ając w u d ziele Ów m a ją tek , n a zdrożne obrócą go cele,
G dy ja z m ej str o n y z u ż y ć go zam iar m am sta ły D la b liźn iego p o ż y tk u i d la n ieb io s ch w a ły .
(ak t 4, sc. 1)
Wreszcie sam Orgon oświadcza, że pobożnisiom nie obce były p rak ty ki związane z restrictio mentalis. W chwili rozterki przyznaje on, że nie cofnąłby się przed krzywoprzysięstwem, gdyż zgodnie z naukam i Świętoszka mógłby liczyć n a rozgrzeszenie:
M ając su m ien ia sk rupuł, c z y mój czy n je s t p raw y, T em u z d ra jcy zw ierzy łem się z ca lu tk iej sp raw y I ła tw o p rzek o n a ła m nie jego n a m o w a ,
Że lepiej b ęd zie, g d y on szk a tu łk ę przech ow a, B y m , w razie g d y b y jak ie w y p a d ło tu śled ztw o , M ógł n ie z b itą p rzy sięg ą p raw d zie d ać św ia d ectw o , Że jej n ie m a m : ta k , m im o fa k ty o czy w iste, P rzez te n w y b ie g su m ien ie b ym za ch o w a ł c z y s t e ...
(ak t 6, sc. 1)
M e mniej surowo ocenia jednak Molier te cechy pobożnisiów, które m ożna byłoby uważać za właściwe jansenistom . I znów nosi cielem ich jest nie kto inny jak Tartuffe. On narzuca całemu domowi surowy, praw ie klasztorny try b życia, zakazuje zabaw, do minim um sprowadza rozrywki, nie cierpi rozmów towarzyskich.
G d y b y słu ch a ć, co p raw i on n a m tu ta j co d n ia, Co b ąd ź człek czy n i, w szęd zie tk w i ja k o w a ś zb rod n ia.
(ak t 1, sc. 1)
Eysów ty ch nie można przypisać uczniom Loyoli. Toteż jezuici chełpili się naw et, że Świętoszek właśnie w P o rt E o y al godzi17. Tezę tę podjął i rozwinął Lacour w swoim Tartuffe par ordre de Louis
X I V , Paris 1877. A utor jest bliski praw dy, kiedy stwierdza, że
sztuka była w pew nym sensie n a rękę królowi, myli się jednak, widząc w niej a ta k skierowany przede wszystkim przeciw sekcie. Do tego zagadnienia wrócimy jeszcze, chciałbym tu jednak podkreś lić, że niesposób odnieść zarzutów Moliera pod adresem jansenis- tów. M e odpow iada rzeczywistości argum ent, jak o b y kom edia godziła w zwolennika P ort-E o y al, księcia Conti. Książę, jak w ia domo, należał do Tow arzystw a Świętego Sakram entu i doszedł w nim do wielkich zaszczytów właśnie wtedy, gdy jansenistów
17 R a c i n e , Lettre à Vaute ur de la répon se aux hérésies im ag in a ires. G r a n d s E c r i v a i n s d e l a F r a n c e . T. 4, s. 332.
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 459
z organizacji wyrzucono. Kownie nieścisłe jest twierdzenie, jakoby ksiądz Koullé miał być zwolennikiem se k ty 18.
Powiedzenie Moliera o głośnych oryginałach p o rtretu dało asum pt do rozpatrzenia Świętoszka jako komedii, do której potrzebny jest klucz. Wszelkie próby podstawienia postaci historycznych i real nych pod fikcyjne osoby sztuki zawiodły jednak. Zdołano co n a j wyżej zebrać okruchy. Wiadomo np., że H ardouin de Péréfixe, arcybiskup Paryża, używał chętnie zw rotu „le pauvre homme” , że ksiądz K oquette wsławił się niezbyt budującym i przygodami, że w nieznacznym stopniu mógł Molierowi posłużyć za model narw any Charpy de S-te Croix. Na ty m kończą się domysły. Odnotowując je gwoli ścisłości, w ypada stwierdzić, że w yjaśniają one niewiele.
Czyżby więc na dotychczasowych osiągnięciach poprzestać nale żało? Czy można przyjąć, że komediopisarz tworząc Świętoszka kierował się wyłącznie pobudkam i antyreligijnym i? Czy mógł ogra niczyć się, bez względu na ówczesną sytuację w kraju, do m eta fizycznego w istocie sporu z wyznawcami chrystianizm u ? Nie był przecież filozofem ten uczeń Gassendiego, pracował dla te a tru i w teatrze, pour la eour et la Ville. Nie m iałby naw et na swoje usprawiedliwienie pretekstów, którym i lettré osłaniał bezbożne wy wody. Praktyczne potrzeby epoki odgrywały dla niego znacznie większą rolę niż dla uczonych chroniących się w ciszy swych p ra cowni.
Krzywdzi się więc u nas Moliera, przypisując mu jedynie odle głe, z czasami jego niewspółmierne cele. I jeśli w polemice z nauką burżuazyjną, usiłującą stępić ostrze sztuk komediopisarza, k rytycy nasi wydobywają ich bojowy, antyfideistyczny charakter, to sami zapom inają często, że wbrew własnym intencjom pomniejszają Moliera, zawieszając go w swoistej próżni. Postęp w pierwszym okresie rządów Ludwika X IY to był przede wszystkim absolutyzm. Niewątpliwie sformułowanie to wymaga omówień. W alka przeciw przeżytkom okresu' feudalnego o centralną władzę, o nowoczesne instytucje nie wyczerpuje całej działalności wielkiego komediopisa rza. Jednakże nośność jego sztuk od ty ch właśnie czynników zale żała. Nie darmo pisał Molier, że uważa za swoją zasługę bojowe wystąpienia przeciw markizom-wykwintnisiom, przeciw siłom ham u jącym rozwój Francji. Ten mieszczanin, który uchodzić może za czołowego reprezentanta libertynizm u w literaturze francuskiej
4 6 0 R A C H M IE L B R A N D W A J N
X V II wieku, rozum iał doskonale, że godząc w ośrodki zacofania toruje drogę nowej, jakże jeszcze odległej koncepcji życia. Antyre- ligijne poglądy mogły przenikać do jego sztuk głównie poprzez m otyw walki z siłami przeciw stawiającym i się postępowi ogólnemu. Inaczej mówiąc, w Molierze doszukiwać się trzeba nie tylko ideo loga, lecz i pisarza politycznego, z kom edyj wydobywać nie tylko tezy filozoficzne, lecz i ak tualne problem y kraju, do których roz wiązania Molier chciał się przyczynić. Wielkość komediopisarza polega właśnie na tym , że um iał zrozumieć potrzeby swej epoki, że służąc sprawom doraźnym , zdołał w swoim nam iętnym umiło w aniu rozum u stworzyć dzieła nieprzemijające.
Światopogląd jego nie pokryw ał się całkowicie z założeniami porządku absolutnego. X ikt tego w Polsce nie neguje. F ak tem je d n ak jest, że potrzeby walki politycznej podyktow ały mu tem at i, ja k po staram się wykazać, stru k tu rę Tartufftfa. Tylko w tych ram ach pomieścić się mogła wówczas antyreligijna, racjonalistyczna treść.
Fikcyjne postacie pobożnisiów wyposażył Molier w cechy typowe, zrobił z nich przedstawicieli K abały. Uwadze czytelnika dzisiej szego w ym yka się, niestety, wiele aluzji, w ystarczy jednak zapoz nać się z działalnością Towarzystwa Świętego Sakram entu, by ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, w kogo uderza bezlitosny śmiech komediopisarza.
Zanim tego dowiodę, w ypadłoby uprzednio odpowiedzieć na pytanie, czy Molier wiedział o istnieniu spisku, czy w okresie, kiedy pisał Świętoszka, spraw a K abały zdążyła już nabrać odpowiedniego rozgłosu. Sięgnijmy do dokum entów epoki. 28 września 1660 r., to znaczy dokładnie w tedy, gdy n a Towarzystwo spadają pierwsze represje^władz państwowych, Guy P atin pisał:
B y li tu p ew n i lu d zie, k tó r z y z w o ły w a li ta jn e zeb ran ia p o d nazwij. K on gregacji Ś w ięteg o S a k ra m en tu ; ci p a n o w ie m ieszali się do różn ych spraw i n ig d y n ie z w o ły w a li zgrom ad zeń w ty m sa m y m m iejscu ; w ścib iali n os w ż y c ie p o sz c z e g ó ln y c h w ię k sz y c h rod zin , z a w ia d a m ia li m ężó w o m iło stk a ch ich ż o n ; jed en z p o w ia d o m io n y ch rozgn iew ał się, z ło ż y ł skargę i o d k ry w szy K ab ałę p rzy p a rł ją do m uru; u tr z y m y w a ła on a zw ią zek z c z ło n k am i ta k ie g o ż b ra ctw a w R z y m ie , m ieszała się do p o lity k i i m iała zam iar zap row ad zić in k w iz y c ję w e F ran cji. N a sk u te k skarg zło żo n y ch królow i, zak azan o ty c h zebrań, p o d groźb ą su ro w y ch k a r 18.
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K
Sprawa musiała być znana, skoro wiadomo o niej lekarzowi, dalekiemu od wszelkich kontaktów z pobożnisiami i luźnie tylko związanemu z kołami dworskimi. O skandalicznych w ybrykach Towarzystwa w Caen wspomina Nicole w Les Visionnaires, pisze 0 nich wspomniany już kilkakrotnie Du Four. W arto byłoby jesz cze odnotować wypowiedź o. Eapin, różniącą się ty m od pozosta łych, że sugeruje ona bezpośrednie porozumienie między królem 1 Molierem odnośnie K abały:
P o n iew a ż k op iu je się w sz y stk o w e F ran cji, zn a la zły się o so b y w y b itn e , które, ży ją c w n a szy m stu leciu , ch cia ły naślad ow ać jego c n o ty . W ed łu g teg o w zoru uform ow ała się sek ta p ob ożn isiów . M iała ona p óźniej narobić w iele h ałasu . P rzy w ó d ca m i jej b y li m arkiz de F én élo n , hrabia B ran cas, m arkiz de Saint-M esm e, hrabia d ’A lbon — lu d zie god n i, n a leżą cy do dw oru. [ . . . ] C złonków se k ty zn ien aw id zon o na dw orze za ich afek to w a n e m an iery, za u sta w iczn e u d zielan ie rad kard yn ałow i [ . . . ] w sposób ra żą cy i n ie g rzeczn y ; rozgn iew ało to k ard yn ała i zm u siło go do p rzed staw ien ia k ró lo w i p o czy n a ń ty c h lu d zi w pod ejrzan ym św ietle. T en o sta tn i zlecił w kilka la t później M olierow i w y k p ić ich w te a tr z e 20.
Trudno pogodzić się z przypuszczeniem, że Ludwik X IY w ta jemniczał komediopisarza w swoje kłopoty polityczne. Trudno też przyjąć, że chodziło wyłącznie o dumę kardynała, nieopatrznie urażoną przez pobożnisiów. W szystkie teksty, które przytoczyłem , świadczą jednak niezbicie, że działalność K abały oceniano jako wrogą zamierzeniom monarchy, że wiedziano o istnieniu zakonspi rowanej organizacji, stanowiącej ośrodek kierowniczy wszystkich poczynań pobożnisiów. Toteż Molier wcale nie musiał czekać na zlecenie króla, by sztukę napisać. Była to dla niego w ogóle okazja wym arzona: broniąc władzy centralnej, wykpiwając przeciwników absolutyzm u, uzyskał możność ośmieszenia religii poprzez atak na jej najżarliwszych przedstawicieli.
Co wskazuje n a nich w tekście Tartuffe'a 1*. Kozpocznijmy od
sceny 1 w akcie 1. Prezentując na scenie panią Pernelle au tor każe jej wypowiedzieć się przeciw zabawom, niewinnym rozmowom, nawet przeciw elegancji ubioru. Teściowa zarzuca Elwirze:
J e ste ś p łoch a, rozrzu tn a — to w p rost o czy rani P a trzeć, ja k w ciąż się stroisz n ib y w ielka pani; J e śli d la m ęża ty lk o chce b y ć p ięk n ą żon a, N ie p otrzeb u je ch od zić cała w y fio czo n a .
46 2 R A C H M IE L В R A N D W A J N
W danym w ypadku przem awia przez starszą panią nie tylko mieszczańska cnota oszczędzania, lecz również poważna troska o zbawienie duszy, którego bez um artw ień osiągnąć nie można. Umiarkowanie wierzący K leant, człowiek um iejący cenić rozkosze doczesne, w ydaje się jej też osobnikiem niebezpiecznym:
D la cieb ie, m ój sz a n o w n y p an ie, Jej p rzeza cn y b raciszk u , m am p ełn e u zn an ie, L ecz w m iejscu sy n a m ego rzek ła b y m ci w sza k że: R uszaj so b ie gd zie in d z ie j, m ój k o c h a n y szw agrze! P o g lą d y , ja k ie g ło sić ciągle się p an tru d zi,
N ie n a d a ją się w sza k że dla u c z c iw y c h lu d zi.
Ше jest to zwyczajne zrzędzenie gderliwej osoby, Madame Per-nelle usiłuje bowiem podnieść swoje zalecenia do godności zasady:
T e w iz y ty , t e b a le, ta ca ła n iew a rta Z ab aw a, to są w sz y stk o p o k u szen ia czarta!
J a k w ynika ze sceny 2, nauki T artuffe’a są dla pobożnisiów źródłem, z którego czerpią. Słusznie też skarży się K leantowi roz tro p n a D oryna:
B a , i ten słu g u s jego te ż b a w i się w k sięd za I n a m rów n ież zrzęd zen ia sw ego n ie oszczęd za : P rzew raca g a ły , w zd y c h a i praw i ja k z książki Sw e kazania; n a m u szk i, b ielid ła i w stą ż k i. W sza k n ie dalej niż w czoraj rzucił m i do b ło ta C h u steczk ę w y w le c z o n ą g d zieś z Ś w ię tych ży wota . M ów iąc, że to je s t zb rod n ia stra szn a , n iesły ch a n a M ieszać ze św ię to śc ia m i p rzy b o ry sza ta n a !
Pogarda dla szczęścia ziemskiego określa więc try b życia w domu Orgona. Postaw a ta mogła wypływać z dwóch źródeł. Albo należy przyjąć, że T artuffe jest jansenistą, co nie odpowiada prawdzie, albo też przypisać trzeb a jego zachowanie się przynależności do Tow arzystw a Świętego Sakram entu, usilnie propagującego w yrze czenie się radości i uciech. ,,Regarder tout le monde eomme du fum ier” / — było jednym z naczelnych haseł K abały i pod ty m względem
wszystkie dokum enty epoki są zgodne.
Powszechnie znana jest frywolność obyczajów n a dworze ów czesnym. Tallem ent des R éaux w Historiettes przytacza masę aneg dotek znakomicie ilustrujących ten stan rzeczy. Wśród ogólnego w yuzdania jakże m usiały razić apele pobożnisiów do większej skrom ności w ... ubiorze. Ich echem jest wystąpienie Tarfcuffe’a, p rzy kryw ającego chustką pierś D oryny:
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 463
D u szy spokój w id ok iem tak im zm ącić m ożna I w ten sp osób najłacniej m yśl p rzych od zi zdrożna.
(ak t 3, sc. 2)
Na ty m się jednak aluzje nie kończą. Zastanaw iającą cechą charakteru Świętoszka jest dbałość o wierność małżeńską Elwiry, dbałość zgoła niezrozumiała i nie przebierająca w środkach. Z oświad czeń D oryny wiadomo, że Tartuffe szpicluje po prostu młodą kobietę i swoimi uwagami trzym a ją ustawicznie w szachu. Nie bez zado wolenia stwierdza Orgon:
On o w szy stk o się troszczy, n a w et o m ą żon ę — 0 m ój honor staran ia m a n ieocen ion e —
J eg o straże k ażd em u do niej w stęp u bronią 1 bardziej niż ja stok roć zazd rosn y je st o nią.
(ak t 1, sc. 6)
Wiemy już, ile kłopotów przyczyniły p rak ty k i tego rodzaju różnym rodzinom we Francji. Wiemy też, kto je inspirował. P o stę powanie T artuffe’a nie jest niczym innym jak chantage pieux, bez tego wyjaśnienia w ogóle niesposób go zrozumieć. Odległa perspek tyw a bardziej konkretnych uprawnień do troski o Elwirę n ie ‘tłu maczy opieki Świętoszka n ad cnotą pięknej pani. A przecież od pierwszej chwili swego p o b ytu w domu Orgona Tartuffe czuwa nad m ałżonką swego dobroczyńcy. Jasne, że nie z myślą o uwie dzeniu Elwiry zainstalował się u naiwnego pobożnisia. W pierw szym okresie kierował się pobudkam i z p u n k tu widzenia K abały chwalebnymi. Nie wykluczało to wcale szpiclowania zamężnej ko biety, wprost przeciwnie, zakładało naw et pieczę nad nią. W związku z ty m w ydaje się, że wierzyć należy w szczerość w ynurzeń Świę toszka. Istotnie, długo musiał się wahać, zanim postanowił w yko rzystać swoją funkcję stróża moralności dla innych celów:
Zrazu-m lęk ał się, zali teu p ło m ień ta k ż y w y N ie p ły n ie z złego ducha p o k u sy zdradliw ej — : C hciałem u n ik ać ciebie w n iep ew n o ści srogiej
W id ząc w to b ie p rzeszk od ę do zb aw ien ia drogi.
I dalej:
B ędąc n a b o żn y m , czy ż b yć człow iek iem p r z e sta łe m ? [ • • • ] W iem , że z u st m y ch ta m ow a zd u m ien ie w y w o ła W to b ie , p a n i, lecz czyliż m asz m nie za a n ioła ?
(ak t 3, sc. 3)
Z rozdziału 1 czytelnik wie, jak ą rolę przypisywali spiskowcy działalności dobroczynnej. Oni to pospieszyli z pomocą W incen
464 RAC'H M IEL В R A N D \V A J X
tem u à Paulo i umożliwili rozbudowę tow arzystw a opieki nad więź niami. Stało się ono dom eną wyłącznych wpływów K ab ały ; w swoje ręce zagarnęli pobożnisie zarówno zbieranie datków, jak też rozdział istniejących funduszów.
Świętoszkowi również wiele czasu zajm ują kw esty, w izyty itp. W akcie 1 Orgon w następujący sposób charakteryzuje człowieka, którem u udzielił u siebie schronienia:
C hciałem g o w sp o m ó c, ale on, sk rom n y bez m iary, Z w racał m i n ieo d m ien n ie część m ojej ofiary. „To z a w iele — p o s ia d a ł — p o ło w a d ość b ęd zie, I ta k ła s k i tw ej n a d to d o zn a ję w ty m w z g lę d z ie “. G d ym za ś w zb ran iał się p rzy ją ć, zgad n ij, co on p o czn ie: R esztę b ie d n y m w m y c h oczach rozd zielał b ezzw łoczn ie.
Można przypuszczać, że pobudki n a tu ry religijnej podyktow ały m u odruch litości. Można przyjąć, że hipokryta zastaw iał w ten sposób sidła n a naiw nych. Sprawę w yjaśnia jednak scena 2 a k tu 3. Osoby miłosierne nie m iały wówczas zwyczaju odwiedzać więźniów i nie dla nich zbierały jałm użnę. F unkcje te, jak już zaznaczyłem, rezerwowało Towarzystwo dla siebie. Tymczasem zaś Tartuffe głośno oświadcza:
W a w rzy ń cze, sk o ń cz p acierze, p o te m p od obrazem Złóż m o ją d y s c y p lin ę z w ło sien n icą razem !
O d w ied za ją cy m p o w ie d z , że ch ęci ich próżne, B o id ę m ię d z y w ię ź n ió w ro zd zie la ć jałm u żn ę.
Nie b rak wreszcie w' komedii bezpośredniego oznaczenia prze ciwnika. W tyradzie piętnującej pobożnisiów K lean t kreślił wize runek człowieka w iary mniej niż um iarkow anej, z którego istnieniem pogodzić się m ożna:
N ie c h w y ta ją się pozorów zła, sk ło n n i są
ż y c z liw ie o c e n ia ć b liźn ich , n ie zn a ją K a b a ły an i in tr y g .
• (a k t 1, sc. b)
Szwagrowi Orgona nie chodzi tu wcale o przew rotność jako cechę właściwą tylko osobie Świętoszka. Zdaje on sobie sprawę z togo, że K ab ała jest siłą, że za każdym z jej zwolenników stoi organizacja dysponująca dużymi możliwościami działania i zn a cznymi wpływami.
Toteż kiedy poryw czy Damis w obronie oszukanego ojca cłice uciec się do rękoczynów', K leant pow strzym uje młodzieńca przed nierozważnym krokiem. On też doradza Orgonowi um iar w postę
Św i ę t o s z k o w i e i ś w i ę t o s z e k 465
powaniu z T artuffe’m, jest bowiem przekonany, że tylko kom pro mis mógłby uratow ać sytuację. K leant wie, że nacisk skutku nie odniesie, i doskonale określa niebezpieczeństwo grożące całemu domowi :
N ie licz na to ; on zn a jd zie sp ręży n y , b y poprzeć
sw oje k n ow an ia. I n a sła b szy ch d ow od ach K ab ała zw y k ła m o ta ć tru d n ą do rozw ik łan ia sieć.
(ak t 5, sc. 3)
Bezpośrednim atakiem przeciw klerykalnem u spiskowi jest wresz cie przydługie przemówienie Don Ju a n a w F estin■ de Pierre, sztuce granej o rok później niż Tartuffe. Zawoalowane jako w ypad przeciw hipokrytom , daje ono artystycznie uogólniony obraz pobożnisiów i pobożnisiowstwa, stanowiąc ty m sam ym dalszy ciąg walki Mo liera z K a b a łą 21.
W szystkie te dane razem wzięte nie zostaw iają więcej miejsca na wątpliwości. Należy tylko wyjaśnić jeszcze dwie spraw y: jakiem u etapowi działalności Towarzystwa Świętego Sakram entu odpowiada pierwsza trzyaktow a wersja Świętoszka i w jakiej mierze rozwój wypadków politycznych podyktow ał rozwiązanie w akcie 5. We wrześniu r. 1660, na skutek rewelacji Du Foura i skandalu z sam o wolnym uwięzieniem kilku dziewcząt w klasztorze Magdalenek, Mazarin zdecydował się n a represje wobec K abały. C harakter orga nizacji był mu znany, o licznych jej kon tak tach meldowali mu szpiedzy. W ykorzystując wygodny pretekst postanowił uderzyć. Poinformowani o zam iarach kardynała kierownicy Towarzystwa, dalocy jeszcze od myśli, że mogłoby m u grozić rozwiązanie, uznali za słuszne zwiększyć środki ostrożności, zlikwidować zebrania ogólne i przystosow ać stru k tu rę organizacyjną do podziału n a kantony. W ten sposób zamierzali oni uniknąć czujności M azarina i jego urzędników. Równolegle z tym i poczynaniam i pobożnisiów rozwi jała się jed n ak akcja władz państwowych. Śledztwo w sprawie K abały wszczął pro k u rato r generalny, a zastępca jego w asyście kom isarza policji przeprowadził rewizję w kilku domach parafii św. E u sta chego, św. Sulpicjusza, n a przedmieściu St. Jacques i St. Antoine, to jest dokładnie tam , gdzio wciąż jeszcze z woli spiskowców odby wały karę więzienia kobiety uprowadzone przez panów z Towarzys tw a. W wyniku dochodzeń p ro ku rato r zażądał surowego zakazu jakichkolwiek zgromadzoń i rozwiązania wszelkich stowarzyszeń
46 6 R A C H M IE L B R A N D W A .T N
nie zalegalizowanych przez odpowiednie instancje. W yrok sądowy
(Arrêt du Parlement de Paris, le 13 décembre 1660) wyraźnie pod
kreśla, że „nikom u nie wolno, pod żadnym pretekstem , utrzym yw ać więzień i zam ykać w nich poddanych króla” 22. Posiedzeniu p arla m entu przewodniczył owego pam iętnego dnia prezydent Lamoi- gnon, w ybitny działacz Towarzystwa Świętego Sakram entu. Pozor nie więc K abała pogodziła się z sytuacją, lecz w istocie nie zrezy gnowała wcale z dalszej działalności. Musiała się wprawdzie wyrzec wielu prerogatyw , kierownicy jej jednak n adal się spotykali, a w p rzy budów kach realizowano w ytrw ale wytyczne konspiracyjnego cen trum . Śmierć M azarina obudziła w pobożnisiach nadzieję na lepsze czasy. W czerwcu 1662 r. odważyli się oni naw et zwołać walne zebra nie poświęcone sprawie walki z głodem w prowincjach Francji. Reżim kom pletnej nielegalności zelżał nieco, lecz już w lipcu tegoż roku okazało się, że dwór wiedział o działalności Towarzystwa i szykował się do nowych represji. W ty ch w arunkach kierownictwo K abały uciec się musiało do kam uflażu zaplanow anych akcji i ponownie skryło się za istniejącym i jeszcze stowarzyszeniami religijno-dobro- czynnymi. Spiskowcy mogli się naw et pochwalić pewnymi sukce sami, zdołali bowiem zmobilizować na rzecz głodujących najgłoś niejszych kaznodziejów P aryża, czym pozyskali sobie wiele sym patii. W r. 1664 przystępują oni wręcz do działań n a szeroką skalę. W okre sie ty m Towarzystwo ze w szystkich sił sprzeciwia się zarządzeniom Colberta, zm ierzającym do uzdrowienia francuskiej gospodarki finansowej i do wzmocnienia władzy królewskiej. Ton całej kam panii nadaw ał Lamoignon, k tó ry z racji swego urzędu na każdym kroku stw arzał Ludwikowi X IY i jego zaufanem u ministrowi nieprze zwyciężone trudności. Colbert zresztą zdawał sobie sjirawę z tego, z jakim przeciwnikiem się zmierzył, i ustawiczne szykany prezy den ta parlam entu otw arcie przypisyw ał wpływowi pobożnisiów, „nieprzyzw yczajonych jeszcze do okazyw ania względów królowi” . Szczególnie jaskraw e form y przyjęła w alka o losy finansisty Fou- queta, oskarżonego o malwersacje. W jego obronie K abała p o tra fiła zaangażować Annę A ustriaczkę i zorganizować w atahy dewo te k nachodzących bez przerw y sędziów i urzędników. W te j właśnie atmosferze, pełnej napięcia i konfliktów politycznych, powstał
Świętoszek w swojej pierwszej — trzy ak to w ej wersji. Sztuka była
oczywiście na rękę Ludwikowi X IV , godziła bowiem bezpośrednio
Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 467
w jego przeciwników. Spiskowcy nie ukrywali wcale, że méchante
comédie, jak nazywali Świętoszka, jest w stanie zadaó im ciężkie
ciosy. Jeszcze przed pierwszym przedstawieniem w rękach K abały znalazły się dokładne dane o treści i tendencji Tartuffe^a. Na posie dzeniu z dnia 17 kwietnia 1664 r. spiskowcy postanowili „dołożyć starań , by uzyskać zakaz wystawienia złośliwej komedii. Każdy [z obecnych na posiedzeniu; przyp. mój, B. Br.] zobowiązał się pomó wić o ty m z przyjaciółmi mającym i wpływy na dworze, by uniemoż liwić przedstawienie” 23. Mimo starań panów z Towarzystwa sztukę w m aju grano, zdołała bowiem zaskarbić sobie, jak podaje Bros- sette, niezwykłą przychylność Ludwika XIV. Jednakże pobożnisie nie rezygnują z walki. Z oświadczeń Brossette’a wynika, że p o tra fili oni przeciągnąć na swoją stronę arcybiskupa H ardouin de Péré- fixe, k tó ry kilkakrotnie domagał się zakazu wystawiania komedii. Triumfująco donosi o tym zwycięstwie d ’Argenson w notatce z dnia 27 m aja 1664 r. : „Doniesiono nam, że król, poinformowany właściwie przez pana de Péréfixe, arcybiskupa Paryża, o złych skutkach, które wywołać może komedia Tartuffe, zabronił jej absolutnie” 24. Poza wstępem Moliera i pierwszym jego placet, kłam tem u oświad czeniu zadają fakty, już bowiem w listopadzie tegoż roku Paryż mówi i wie o pięcioaktowej komedii, o drugiej wersji Świętoszka. Bo też w tedy właśnie Towarzystwo przeżywało najcięższe chwile. Zde cydowane na energiczne posunięcia w sprawie Fouquet, wzmaga ono agitację za uwięzionym i ściąga na siebie nowe represje. Wraz z akcją przeciw K abale w raca na scenę sztuka. Zezwolenie Ludwika X IV n a oficjalne przedstawienie Tartuffe1 a zostało wydane w lutym 1669 r., jednakże już w r. 1665, a później w sierpniu 1667 grano komedię jawnie i półjawnic. Charakter monarchii absolutnej dykto wał w stosunku do Świętoszka powściągliwość, mimo korzyści, jakie państw u sztuka ta przynieść mogła.
K ażda z wyżej podanych dat stanowi etap nie tylko w walce Moliera o prawo do sceny, ale też w zmaganiach króla z ruchem zmie rzającym do frondy klerykalnej. Bok 1665 oznacza spór pobożni siów z Colbertem o liczbę klasztorów i zakonów, o granicę wieku, poniżej której nie należy nikogo na księdza wyświęcać. Koniec roku 1666 wzburzył kraj echom konfliktów wywołanych planam i Colberta, zmierzającego do redukcji nadmiernej liczby świąt. Pom i
23 A n n a les , s. 125b. C ytuję za R. A l l i e r , op. cit. 24 R. A l l i e r , op. cit., s. 400.
46 8 КАОНМТЕЬ В R A N D W A J N
ja m tu przedstawienie z roku 1668, gdyż zaaranżował je Kondeusz* książę krwi i jaw ny ateista. Te korelacje, które się same narzucają* nie powinny jednak sugerować przypuszczenia, jakoby komedio pisarz korzystał z inform acji poufnych, umożliwiających m u prze ciwstawienie się szykanom K abały. Po prostu dostosował się do w ym agań sytuacji, a mógł to zrobić, gdyż tchnął w swego Świę
toszka szeroki wiew politycznej walki, gdyż rozumiał, co oznacza
postęp.
3
W szystkie prace o Świętoszku cechuje dziwna zgodność w tr a k tow aniu rozwiązania sztuki. K rytycy, zarówno reakcyjni jak pos tępowi, jednomyślnie dowodzą, że ostatnia scena nie jest niczym uzasadniona, że właściwie nie wiadomo, skąd i dlaczego zjawia się wysłannik m onarchy z nakazem aresztowania oszusta. N iektórzy chcieli w ty m widzieć kom cdiancki ukłon w stronę władzy królew skiej (jak gdyby Ludwik X IV przed zjawieniem się pięcioaktowej wersji potępiał Tartuffe'a i czekał tylko na tanie pochlebstwo, by zezwolić na przedstawienie), inni zaś przypisywali zakończenie błędowi strukturalnem u, ozdabiając swój sąd stereotypowym orze czeniem: deus ex machina.
Cała historia konfliktów, z którym i sztuka jest związana, prze czy jednak ty m pseudo-wyjaśnieniom. Jeśli naw et przyjm iem y, że król do roku 1669 w ahał się i nie chciał zająć stanowiska zdecydo wanego, to jed nak faktem jest jego zgoda n a premierę w r. 1664, a później n a przedstawienie w r. 1667. Zarówno więc trzyaktow a, ja k i pięcioaktowa wersja zyskały sobie przychylność Ludwika XIV. Nic nie zmuszało Moliera do przeróbki zm niejszającej rzekomo walory artystyczno Świętoszka. Trudno skądinąd przyjąć, że kom e diopisarz zostawił w niedoszlifowanoj formie, z poważnymi b ra kam i zasadniczymi dzieło, o które przez pięć lat toczył nam iętny spór. W istocie bowiem zakwestionować należałoby nie tylko scenę 7 a k tu 5, ale całe dwa ostatnie akty. Oświadczenie Orgona zam y kające sprawę T artuffe’a :
B ied a czek ! C liod źm y zaraz w sz y stk o sp isa ć pięk n ie, Л za w iść, p atrząc n a to , n iech ze złości p ęk n ie!
— rozwiązuje właściwie wszystkie konflikty. Wiadomo już, że poboż- niś wydziedzicza D am 'sa, a z T artuffe’a robi pana domu i prze znacza mu M ariannę za żonę. W tej formie sztuka stanowi zam kniętą całość i, praw dę mówiąc, nic więcej mogłoby się już nie dziać.
ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 469
Zarzućmy więc n a chwilę szkolarskie twierdzenia o braku logicz nego związku, związku koniecznego między Świętoszkiem a sceną ostatn ią komedii i postarajm y się zbadać, czy przypadkiem Molie rowskie rozwiązanie nie jest właśnie najcelniejsze i najtrafniejsze. Tak długo, dopóki nie przyjm iem y tezy o politycznym charakterze sztuki, wydać się istotnie może, że zakwestionowana scena nie wiąże się z całością i jest do niej sztucznie przylepiona. Jeśli jednak wrócimy do realiów epoki, to uwypuklą się dla nas walory filozo ficzne komedii i zrozumiałe stanie się jej zakończenie.
W pierwszych miesiącach r. 1664 Towarzystwo stanowiło jesz cze groźną siłę, niosącą nieszczęście. Temu stanowi rzeczy odpowia dała zapewne pierwsza trzyaktow a wersja. W okresie gdy proces Fouquet dobiegał końca, na skutek energicznej akcji władz p ań stwowych zarysował się rozpad Kabały. Tę właśnie perspektyw ę rozgromu wstecznej organizacji ukazał i wykorzystał Molier w swej sztuce. Zgodnie z rozwojem wypadków przedstawił knowania spiskow ców i roztoczył przed nam i wymowny obraz pobożnisiostwa. Trzy ak ty na to właśnie poświęcił. Następne dwa winny były sprowadzić rozwią zanie odpowiadające nowej sytuacji i nowemu stosunkowi sił, ówczes nemu etapowi walki o władzę absolutną. Nie mógł oczywiście pokazać nam, ja k król przygotowywał się do rozprawy z K abałą, lecz w śmia łym skrócie nakreślił ostatni etap zmagań ze spiskiem pobożnisiów. Można byłoby zaoponować, że jeśli ostatnia scena Świętoszka jest historycznie uzasadniona i zgodna z rzeczywistością, to jednak brak jej artystycznego uzasadnienia. Ale i tego rodzaju sąd byłby mylny. Przez cały czas należy pam iętać, że Towarzystwo jest organizacją nie legalną, że ciosy, jeśli m ają być skuteczne, muszą spadać na spis kowców nagle. W ym aganiom ty m sztuka powinna była się podpo rządkować.
Czy istotnie niezrozumiałe jest przybycie wysłannika królew skiego? Sądzę, że ta k wydawać się może tylko n a pierwszy rzut oka. Tartuffe jest działaczem zbyt wielkiej miary, by szpiedzy Lud wika X1Y nie mieli na niego nie zwrócić uwagi. W okresie rozgromu K abały podzielił on los innych, zbyt ruchliwych, spiskowców — nagle został aresztowany. W ykonawcy woli królewskiej interesowali się nie tylko posunięciami politycznym i pobożnisiów. Doskonało obznajmieni z właściwą Towarzystwu ta k ty k ą szantażu, mogli i w ty m w ypadku pośpieszyć z pomocą rodzinie, którą Świętoszek postawił u skraju ruiny. Z chwilą gdy znika Świętoszek, do domu Orgona wraca ra dość. J a k na ucznia Gassendiego, rozwiązanie logiczne i konsekwentne.