• Nie Znaleziono Wyników

Świętoszkowie i Świętoszek

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świętoszkowie i Świętoszek"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Rachmiel Brandwajn

Świętoszkowie i Świętoszek

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 44/2, 449-469

(2)

RACH MI EL B R A N D W A J N

ŚW IĘTO SZK O W IE I ŚW IĘTO SZEK 1

„O d końca X V I wieku zakłady religijne, zakony stare i nowe rosną jak grzyby po deszczu; w ypada przy ty m podkreślić, że znaj­ d u ją w nich schronienie dusze skłonne raczej do życia czynnego niż do kontem placji” . W ten sposób określa E . Allier ogólną atm o­ sferę klerykalnego spisku, k tó ry w X V II w. niemało kłopotów przy­ czynił katolickim m inistrom F ra n c ji1.

Nie m am oczywiście zam iaru wracać tu do trudności, z którym i borykała się m onarchia absolutna, w ydaje mi się jednak, że K abała, ta k bowiem nazywano spisek, godna jest uwagi chociażby jako szkoła reakcji, szkoła walki z postępem w okresie między rokiem 1627 a 1683.

Założyciel Towarzystwa Świętego Sakram entu, z którego cały ruch wyrósł, H enryk de Lévis, diuk Y entadour, par Francji, hrabia Youlte, p an na Cheylard, Y auvert itd ., nie spędził swego życia w sposób budujący. K atoliccy biografowie rozpływ ają się wpraw­ dzie w zachw ytach nad m istyczną żarliwością duszy tego spóźnio­ nego krzyżowca, protestanci jednak w ykazują już więcej um iaru. Bo też diuk niezgorzej złupił hugenocką Langwedocję podczas wypraw roku 1623 i 1625, a w roku 1628 posunął się w świętym zapale ta k daleko, że zrównał z ziemią zamek Pradel, wsławiony przez Obviera de Serres. N a tym zresztą nie kończą się jeszcze jogo wyczyny; w okolicy Nîmes spalił w tym że roku 47 wiosek i za ta k wymowne dowody katolickiej prawo wierności otrzym ał dobra here­ tyków w nagrodę. Dochody z nich egzekwował z iście m istyczną zaciekłością. P rzy czynnym współudziale spowiednika Marii Mody- cejskiej — kapucyna Filipa Angoumois, i biskupa

(3)

45 0 RA C H M IEL B R A N I) W A J X

Châteaux stał się V entadour organizatorem kierowniczej komórki, której podlegały wszystkie przybudów ki K abały. Czym było Tow a­ rzystwo w istocie? J a k stw ierdzają Annales de la Compagnie du

Saint Sacrement hrabiego Marc-Kené de Yoyer d ’Argenson, stan o ­

wiło ono ośrodek nielegalny sensu stricto o bardzo surowej i ścisłej dyscyplinie. Bezwzględne podporządkow anie członków woli Dyrek- . to ra było zasadą naczelną. Aczkolwiek K abała nie mogła kierować się regułam i kongregacji, niemniej jednak miała ustaloną hierarchię godności i funkcyj oraz dokładnie opracow any porządek werbowa­ nia zwolenników. K andydatów poddaw ano długim i cierpliwym próbom , dom agano się poręczeń za ich dyskrecję, nie szczędzono im lekcyj uległości.

Członkami Tow arzystw a mogły być zarówno osoby świeckie, ja k też duchowne. Starano się przede wszystkim pozyskać dostoj­ ników kościoła i wyższych urzędników państwowych. W śród spis­ kowców nie brakło jed nak i szlachty, naw et dworskiej. Rzadziej zdarzali się mieszczanie, ludzie z gminu. Członkowie nie byli zrów­ nani w praw ach. Istn ia ły tajem nicze spraw y dostępne wyłącznic dyrektorom i sekretarzom ; przekazywano je w trybie urzędowym przy obejm ow aniu lub zdaw aniu funkcji kierowniczych. ,,Sprawą zasadniczą dla charakteru Tow arzystw a — czytam y u hrabiego d ’Argenson — najistotniejszą dla niego jest tajem nica. Bez niej Towarzystwo nie byłoby Towarzystwem, lecz zw yczajnym b rac­ tw em [ . . . ] religijnym ” 2.

Główną rolę odgryw ała oczywiście organizacja paryska, której wpływy prom ieniow ały na cały kraj.

Ściśle konspiracyjny charak ter K abały znajdował wyraz w szcze­ gólnym umiłowaniu ,,w tyczek” , którym i posługiwano się w stow a­ rzyszeniach religijnych i dobroczynnych. Osoby wydelegowane m iały surow y zakaz ujaw niania swej właściwej przynależności. Ksiądz D u F our, a u to r anonimowo w ydanej w roku 1660 broszury

Mémoire pour faire connaître Г esprit et la conduite de la Compagnie établie en la mile de Caen, w następ u jący sposób charakteryzuje

m etody Tow arzystw a: „U siłują oni uniknąć nienawiści tych, których atak u ją, działając w ścisłej tajem nicy. Gdy w kogo cisną kam ie­ niem, to sta ra ją się ukryć ram ię, ażeby nie spostrzeżono, kto zadał cios” 3. W stosunku do osób niewygodnych nie cofano się przed

2 M arc-R en ć d e Y o y e r d ’ A r g e n s o n , A n n a les de la Com pagnie du S a i n t Sacrement, s. 113.

(4)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 451

oszczerstwem i zniesławieniem. W spomniany już Du F o u r podaje, jak rozprawiano się z niezbyt uległymi duchownymi. Jeśli na przy­ kład członkowie Towarzystwa uważali, że potrafią takiego prze­ ciwnika unieszkodliwić w drodze zwyczajnej procedury sądowej, to w ynajdyw ali denuncjanta, który go oskarżał o rozwiązłe obyczaje lub podejrzane doktryny. W trudniejszych sprawach uciekano się do zniesławiania opornych, z pominięciem rozprawy jawnej.

D la osiągnięcia zamierzonych celów K abała potrafiła zorgani­ zować „cudowne uzdrowienie” Ludwika X III, kreować sprzyjające spiskowi kom itety filantropijne i całe bractw a. M enfność posuwano ta k daleko, że wystrzegano się naw et książąt kościoła, których poglądy nie były dokładnie znane. Tak więc w roku 1645 w Péri- gueux biskup Franciszek de la Béraudière zatwierdza s ta tu t B rac­ tw a Świętego S akram entu4, nie podejrzewając naw et, jak ą organi­ zację błogosławi.

Do charakterystycznych m etod działania należy w Towarzystwie zbieranie danych o księżach i osobach świeckich, budzących za­ strzeżenia z jakichkolwiek powodów. Ewidencją objęci byli nie tylko duchowni poszczególnych parafii, lecz również pobożnisie spiskowcom niemili.

Narzuca, się oczywiście pytanie, po co stworzono ten skompli­ kowany a p ara t organizacyjny, dlaczego go konspirowano ? J a k wynika z oświadczeń diuka Y entadour, z Annales i z protokółów filii prow incjonalnych K abały, celem jej było przeciwstawienie „władzy C hrystusa” porządkowi absolutnem u i realizacja królestwa bożego we Francji. W praktyce hasła te przyjm owały bardziej kon­ k retną, historyczną postać. Ale posłuchajmy najpierw księdza Du Four. W swoim Mémoire rozgoryczony mąż boży pisze:

T o w a rzy stw o założon o, ż e b y za ją ć się w sz y stk im i sto w a rzy szen ia m i oraz in s ty tu c ja m i o ch arak terze p u b liczn y m lub p r y w a tn y m , m ającym i n a celu k rzew ien ie p o b o żn o ści i w iary. B ó g p o w o ła ł ich [tj. k ierow n ictw o K a b a ły ; p rzyp . m ój, R . B r.] po to , a b y zap ob iegli brakom i o p iesza ło ści p ra­ ła tó w , k ap łan ów i u rzęd ów , sęd ziów i zw ierzch n ików , zarów no d u ch ow ­ n y c h , ja k też p o lity c z n y c h [ . . . ] , k tó r z y zan ied b u ją w w ielu w y p a d k a ch dobro, jak iego m o żn a o d n ich oczek iw ać, i n ie tro szczą się o to , b y w y t ę ­ p ić zło, n a d u ż y c ia i b łę d y , ja k ie m o g lib y w y p len ić. T ą m y ślą p rzejęci, p a n o w ie z T o w a rzy stw a u w ażają, że m ają praw o m ieszać się do w s z y s t­ kich spraw , in gerow ać w g ło śn iejsze w y d a rzen ia ż y c ia religijnego, brać na sieb ie ob ow iązk i cen zorów kraju, w n ik a ć i w dzierać się w ta jem n ice

pry-4 B y ła to p rzyb u d ów k a T o w a rzy stw a .

(5)

452 R A C H M IE L B R A N D W A J N

w a tn e , w ta je m n ic e p o sz czeg ó ln y ch rod zin [ . . . ] i kierow ać w szy stk im w ed łu g w łasn ego uznania®.

Groźny cień średniowiecza przesłania już tu słodkawe frazesy 0 zbawieniu dusz, a królestwo boże w in terpretacji D u F oura dziw­ nie przypom ina Inkwizycję.

W istocie Towarzystwo dążyło do celów wyraźnie politycznych. Członkowie jego reprezentow ali w jaskraw y sposób poglądy tej części kleru i szlachty, k tó ra nie chciała zrezygnować ze swych upraw nień n a rzecz władzy królewskiej. M e tylko więc jątrzyli przeciw hugenotom i w ogóle innowiercom, lecz także przeciw sta­ wiali się w szystkim zarządzeniom, które zmierzały do unowocześ­ nienia p aństw a i gospodarki francuskiej, do umocnienia au to ry tetu m onarchy. Podporządkow ując sobie kler, bractw a i stowarzysze­ nia, spiskowcy zamierzali sterroryzow ać niewiernych, heretyków 1 libertynów , narzucić F ran cji reżim ciem noty i stworzyć w k raju własny ośrodek dyspozycyjny, niezależny od ap ara tu państwowego. Miały to być w arunki skutecznej walki z absolutyzmem.

Wpływowi członkowie Towarzystwa występowali czynnie, ile­ kroć wydawało im się, że ty m koncepcjom grozi niebezpieczeństwo. Do walki pobożnisiów z Colbertem wypadnie nam jeszcze wrócić. Tu chciałbym tylko naświetlić działalność codzienną, to, co było „chlebem powszednim” K abały.

N a pierwsze miejsce wysuwa się samowolne „zastępow anie” organów władzy legalnej. Z inicjatyw y spiskowców pow stały naw et swoiste in sty tu cje koercytyw ne, łączące wym iar sprawiedliwości z pracą przymusową, nota bene nie opłacaną. Tak więc zorganizo­ wano we F rancji kilka ośrodków, w których zam ykano bez wyroku sądowego p ro sty tu tk i i kobiety podejrzane o upraw ianie proce­ deru. Sprawa ta narobiła szczególnie wiele hałasu w skutek w ystą­ pienia pana de P ontac, pełniącego w roku 1658 obowiązki general­ nego prokuratora. W przemówieniu swoim z dnia .12 lipca tegoż roku oświadczył on, żo „poryw a się kobiety i dziewczęta, zam yka się je w klasztorze św. M agdaleny bez jakiegokolwiek śledztwa lub w yroku” . J a k powiada d ’Argenson, wystąpienie de P o n taca ściągnęło n a K abałę niechęć, k tó ra później doprowadzić m iała do prześladowań głównych filii Towarzystwa.

Niem niejszy rozgłos zyskał tzw. szlachetny szantaż, upraw iany gorliwie przez pobożnisiów. Lettres Guy P atin a mówią o

(6)

ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 453

kach spiskowców rujnujących spokój domowego ogniska. Zamężne kobiety szpiclowano systematycznie, donosząc panom domów o każ­ dym ich w ybryku czy potknięciu6. Donosicielstwo w ogóle podnie­ siono do godności cnoty chrześcijańskiej. H rabia d ’Argenson poda­ je: ,,3 lipca 1636 stwierdzono, że byłoby ważne zobowiązać lekarzy, by po pierwszej lub drugiej wizycie zaprzestali odwiedzać tych chorych, którzy nie wezwą spowiednika” 7. K u chwale medyków francuskich należy zaznaczyć, że nie ulegli oni naciskowi i nie zamie­ nili się w konfidentów zbrojnych w lewatywy. W ynika to z n o ta­ tek tegoż d ’Argensona, pełnych jeszcze w roku 1652 skarg i wy­ rzutów pod adresem wydziałów lekarskich.

Organizacja sieci szpiclowskiej dała oczywiście większe efekty na terenie stowarzyszeń filantropijnych. Pomoc m aterialną zare­ zerwowano przede wszystkim dla tych, „co myślą prawowiernie i p rak ty k u ją jak należy” , przy czym K abała udzieliła wyraźnych instrukcji, kogo i po co należy wspierać. Broszurka Ordre à tenir

dans la paroisse St. Sulpiee8 głosi: „Stale pam iętać należy, że

jałm użna chrześcijańska m a na celu pobudzenie biednych do peł­ nienia obowiązków religijnych, co jest prawie zawsze ich najw ięk­ szą potrzebą” . Słusznie stwierdza Allier, że ta swoista m etoda p ro ­ pagandy nie była głównym obiektem zrzeszeń inspirowanych przez Towarzystwo. Cytuje on ciekawą Instruction pour la visite des can­

tons 9, w której pobożnisie kładą szczególny nacisk n a potrzebę

„w ykryw ania zła” i szpiclowania nieprawomyślnych. Bolę donosi­ cieli winni byli spełniać w myśl tego dokum entu nie tylko księża, ale też aptekarze, lekarze, dam y ze stowarzyszeń dobroczynnych, przedstawiciele terenowi władzy państwowej i szarytki. Plan ten udało się K abale gdzieniegdzie zrealizować. W praktyce metody działania i zakres funkcji pobożnych konfidentów przedstawiał się wszędzie jednakowo. Dla ilustracji podam przykład parafii St. Germain-L’Auxerrois w P ary żu : jednostkę tę podzielono na kilka kantonów, z których każdy podlegał inspekcji dwóch lub trzech mężów zaufania. Samozwańczy opiekunowie węszyli i myszkowali po więzieniach i szpitalach, odwiedzali pryw atne mieszkania bied­ nych, „aby zbadać wszystko, co dziać się będzie ku większej chwale bożej lub przeciw Bogu, i by o ty m donieść Towarzystwu” . Dwaj

6 G uy P a t i n , Lettres. P aris 1692, t. 1, s. 490. 7 Annales, s. I5b.

8 Ordre à tenir dans la paroisse St. Sulp iee. P aris 1652, rozd ział 1, art. 1. 9 R. A l l i e r , op. cit., s. 103.

(7)

454 R A C H M IE L B R A N D V V A JN

wysłannicy specjalnie czuwali „nad ludźmi, co klną i bluźnią świę­ tem u Im ieniu Bożem u” . Sankcji, oczywiście, pobożnisie sami sto­ sować nie mogli, jednakże udawało się im uzyskiwać wyroki prze­ ciw zatw ardziałym grzesznikom poprzez wpływowych zwolenników pełniących ważniejsze funkcje urzędowe.

Przedm iotem deliberacyj Towarzystwa stały się naw et fak ty nieznaczne. Potw ierdza to całkowicie sąd D u P oura o pretensjach tej organizacji do roli cenzora całego życia kraju. I ta k w broszu­ rze Ordre de conduite pour Vexécution des règlements z roku 1669 czytam y: „Posiedzenie z dnia 1 m aja 1656. — Doniesiono nam , że niejaki de Yalons, hugenota, uczy greki i łaciny. Zlecono panu Pépin poinformować się bliżej” . Albo: „Posiedzenie z dnia 3 lipca 1656.— Doniesiono, że niejaka Chevalier, wyrokiem sądowym wygnana na la t pięć, wróciła samowolnie do m iasta i że można byłoby ją zwabić do pewnego dom u na przedmieściu St. Germain. Postanowiono po­ starać się o jej ujęcie” . Trudno określić, w jakiej mierze te obrady mogły przyczynić się do większej chwały bożej, pewny tylko jest fak t, że stanow ią one szkołę szpicla doskonałego.

Wierni, wychowywani w ty m duchu, nieszczególnie godzili się z koncepcją w ładzy absolutnej. K apłani należący do Towarzystwa byli przeszkodą, a nie oporą dla m onarchy. Z charakteru spisku n a j­ wcześniej i najdokładniej zdał sobie sprawę Mazarin. W n o ta t­ kach jego, stanowiących bruliony raportów składanych regentce, czytam y:

W sz y s c y o n i sta ra ją się u ch o d zić za sługi b o że, a w is to c ie są w rogam i p a ń stw a . W okresie R eg en cji w śród ta k z ły c h zam iarów lu d u , m o żn y ch , p a rla m en tó w , k ie d y F ra n cji c ią ż y n a jtru d n iejsza w o jn a , ja k ą k ie d y k o l­ w iek p ro w a d ziła , n ie z b ę d n y je s t siln y r z ą d ... D w ie różne o so b y p rzy szły mi p o w ied zieć, że k la sz to r y , z a k o n n ic y , p o b o żn isie i d ew o tk i p o d p r e te k ­ ste m p o d tr z y m y w a n ia za p a łu k rólow ej m ają n a celu zabrać jej c a ły czas po to ty lk o , b y go w ła śc iw y m spraw om i m n ie p o św ięcić n ie m o g ła 10.

Zanim jednak zdołano rozprawić się z K abałą, zdążyła ona jeszcze przeprowadzić kilka akcji w większym sty lu : w ystąpiła przeciw związkom czeladniczym Compagnons du Devoir, prze­ ciwstawiła się zarządzeniom gospodarczym Colberta i rozpoczęła nagonkę przeciw Świętoszkowi Moliera. Do niej właśnie przej­ dziemy.

(8)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 455

2

Czym należy tłum aczyć zatargi Moliera z K abałą? Czy tylko przyczynami n atu ry osobistej, jak chce Allier, czy też konfliktem głębszym, którego źródeł sznkać należy w zasadniczej różnicy świa­ topoglądów? Sprawa w arta jest zastanowienia, w grę wchodzi tu bowiem nie tylko Świętoszek i Don J u a n , że pominę wcześniejszą

Szkolę żon. W swoich udokumentowanych, lecz nie zawsze słusz­

nych wywodach au tor Cabale des Dévots stawia pod znakiem zapy­ tan ia całą wymowę ideologiczną komedii Molierowskich :

M olier — p ow iad a oń — m iał na p ień k u n ie ty lk o z p ob ożn isiam i w ogóle, lecz z ty m i, k tó rzy nas interesują, w szczególn ości. Z ad eb iu tow ał w raz ze sw oją m łodą tru p ą w sali gry w p iłkę ob ok b ram y N esles, tzn . na teren ie parafii Ś w iętego Sulpicjusza, w roku 1643, to je s t w okresie, k ied y pan Olier prześlad ow ał kom ed ię i k om ed ian tów . W y siłk o m pana Olier i jego w sp ółp racow n ik ów p rzyp isać n a leży fa k t, że sala m ło d y ch a k torów św ieciła p u stk a m i, że m łod y ich szef m usiał w C hâtelet o d b y ć karę w ięzienia za długi. T rudno p ogod zić się z m yślą, że M olier n ie d o w ie­ dział się p óźniej o k o n ta k ta ch Oliera i jego p rzyjaciół z K a b a łą 11.

Do tego samego rodzaju argum entów należy również historia przyjaźni z księciem Conti, przyjaźni, k tó ra od nawrócenia się ary ­ stokratycznego grzesznika w roku 1656 zaczyna nabierać coraz więcej cech wrogości. Kie inaczej rzecz się ma z in terpretacją Por­

trait du Peintre B oursaulta, w którym Allier dopatruje się złośli­

wego powtórzenia zarzutów K abały przeciw Szkole żon.

Kie pomniejszając wcale wagi tych faktów w ypada stwierdzić, że chęć zem sty za doznane krzywdy i urazy — jako m otyw główny — nie mogła doprowadzić komediopisarza do atak u na chrześci­ jańską koncepcję życia, do przeciwstawienia „słodkiej w iary w naturę religii przym usu i wysiłku” . Spór o filozoficzny sens Świętoszka został już dawno rozstrzygnięty. Sam tekst sztuki nie pozwala na błędny kom entarz i trzeba doprawdy dużo złej woli, by nie spo­ strzec, że w stręt w Świętoszku budzi nie tylko Tartuffe. Z uczuciem obrzydzenia i litości ogląda widz również postacie krewkiej pani Pernelle i jej syna Orgona. W intencji Moliera leżało więc potępie­ nie zarówno hipokrytów, ja k też szczerze wierzących. Z tych wzglę­ dów nie mogła się udać próba zm ierzająca do rozróżnienia dwóch rodzajów chrześcijan. Kie w ytrzym uje ona analizy krytycznej, toteż odrzucono ją w obozie reakcji katolickiej i w obozie postępu

(9)

45 6 R A C H M IE L B R A N D W A J N

jako sprzeczną z rzeczywistością. Sąd ten sformułował dobitnie i wymownie nie kto inny, ja k Bourdaloue:

L ib e r ty n n a zy w a św ięto szk o stw em ‘ w szelk i przejaw p ob ożn ości. G odzić w p ra w d ziw y ch p o b o żn isió w — to zn a c z y szk o d zić religii. N ie n a leży w ię c bez sp ecja ln eg o u p o w a żn ien ia a ta k o w a ć h ip ok ryzji. J e st to spraw a ty c z ą c a się w rów nej m ierze m oraln ości, ja k n a b o ż n o śc i12.

Słusznie też wskazano, że au to r Tartuffe’a posunął się znacznie dalej niż M arivaux, k tó ry wraca do podziału na pobożnisiów iry ­ tujących otoczenie i n a ludzi szczerej wiary, miłych i przykład­ n y c h 13. D yskusję właściwie zam knął już B runetiêre w swojej Philo­

sophie de Molière. P raca ta w niezbity sposób stwierdza, że sztuka

atak u je nie tylko hipokrytów , lecz religię w ogóle. W raz z Des B a r­ reaux i S t.-Pavin, wraz z libertynam i swej epoki komediopisarz uważał, że ,,obliger un bon esprit à croire tout ce gui est dans la Bible ju s ­

qu’à la queue du chien de Tobie, il n ’y a pas d’apparence” .

Oczywiście, można byłoby, ja k to robi Doumic, wskazać na b rak w świętoszku bezpośrednich wypowiedzi przeciw wierze i dog­ m atom . Istotnie, nie przypom ina on tr a k ta tu ateistycznego, i to z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Tartuffe jest komedią, a nie rozpraw ą, po drugie z tej prostej przyczyny, że w ystąpienia, jakich dom aga się Doumic, mogły pociągnąć za sobą w X V II w. bardzo surowe represje. W ażny jest fak t, że chrześcijańskiej m oral­ ności przeciwstawiono ideał harmonijnego rozwoju człowieka, bez antynom ii między rozumem i uczuciem, bez gwałcenia instynktów i spychania potrzeb ciała do rzędu swoistych występków. Znaczący wreszcie jest p rotest Moliera przeciw obrzydzaniu nam życia ziem­ skiego, przeciw trak to w an iu świata jako padołu łez i nieszczęścia14. Tym się tłum aczy powszechne oburzenie pobożnisiów, zarówno szczerych, ja k też hipokrytów — od A nny A ustriaczki począwszy, skończywszy n a janseniścio A m auld. W pięć dni po przedstaw ieniu w W ersalu, 17 m aja 1664 r., G a z e t t e d e F r a n c e oświadczyła, że „sztuka jest absolutnie obelżywa dla religii, że może wywołać niebezpieczne sk u tk i” . K iedy rozgłos Świętoszka n ab rał cech skan­ dalu publicznego, ksiądz Boullć, proboszcz parafii Saint-B arthć- lemy-en-Plsle, w ohydnym panegiryku Le roi glorieux au monde ou

12 C ytu ję za P . J a n e t , L a philoso phie de Molière. R e v u e d e D e u x M o n ­ d e s , 15 m arca 1.881, s. 220.

13 L a r r o u r a e t , M a r iv a u x . P aris 1882, s. 409. 14 B r u n e t i ê r e , Etu des. 4 série, s. 212 — 214.

(10)

ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 457

Louis X I V , le 'plus glorieux de tous les rois du monde oskarżył wręcz

Moliera o zam iar wykpienia wszystkiego, co jest święte w kościele katolickim, ,,blâmant et jouant sa plus religieuse et sainte pratique

qui est la conduite et direction des âmes” 15. Współcześni, u których

wyczucie granic, do jakich libertyn mógł się wówczas posunąć, było daleko żywsze niż u nas, nie mylili się w swoich sądach o Świę­

toszku. J a k później zobaczymy, w sztuce doszukiwali się nie tylko

antyreligijnego wystąpienia, lecz również zdecydowanie politycznych akcentów. Wiedziano, że istnieje we F rancji siła pobudzająca sumie­ nia katolickie do protestu.

Ze względu na charakter sztuki nie mogła się udać próba prze­ rzucenia atak u molierowskiego wyłącznie na jezuitów czy też wyłącz­ nie na jansenistów. W rzeczywistości dostaje się jednym i drugim, ściślej mówiąc, dostaje się komuś trzeciemu. Przeciwnik, którego komedia zwalcza, łączy bowiem w sobie zarówno kazuistyczną prze­ wrotność, jak też surowość obyczajów, właściwą dla P ort Eoyal.

To Tartuffe formułuje zasadę direction d4ntention:

M ogę rozp roszyć p a n i dziecinne ob aw y,

W zw alczan iu ty c h skrupułów m am bo nieco w p raw y. P raw d a, że w oczach nieba rzecz to nieco zdrożna, L ecz i z n iebem dać rady jak oś sobie m ożn a: J e st sztu k a , która w edle p o trzeb y przem ienia, R ozlu źn ia, ścieśn ia w ęzły n aszego su m ien ia # I k tóra u m ie zm n iejszy ć zły ch c zy n ó w rozm iary, J eżeli c z y ste dla n ich w yn ajd zie z a m ia r y 1®.

(ak t 4, sc. 5)

To Tartuffe uczy zakłamania, kiedy usprawiedliwia okrutną decyzję Orgona. Ma ona przynieść m u m ajątek wydziedziczonego Damisa, w arto więc dobrać argum enty n a jej chrześcijańskie uza­ sadnienie :

I jeżeli się god zę na tę rzeczy kolej,

B iorąc dar, co d ziś spada na m nie z ojca w oli, J e śli ch ęć tę, p ow tarzam , sw ą zgod ą u św ięcę, To d la teg o , b y dobro n ie poszło w złe ręce,

15 C ytu ję za P . T. P e r r e n s , L es libertins en France au 17 siècle. P aris 1896, s. 283.

16 P rzek ład w ierszem c y tu ję w ed łu g w y d a n ia : M o li e r , Świętoszek. P r z e ­ ło ż y ł i opracow ał T adeusz B o y - Ż e l e ń s k i . W yd . 3 przejrzane. W rocław (1953). B i b l i o t e k a N a r o d o w a . S. II , nr 40. F ra g m en ty prozą sta n o w ią mój p rzekład.

(11)

458 R A C H M IE L B R A N D W A J N

B y n ie p rzy p a d ło lu d zio m , co m ając w u d ziele Ów m a ją tek , n a zdrożne obrócą go cele,

G dy ja z m ej str o n y z u ż y ć go zam iar m am sta ły D la b liźn iego p o ż y tk u i d la n ieb io s ch w a ły .

(ak t 4, sc. 1)

Wreszcie sam Orgon oświadcza, że pobożnisiom nie obce były p rak ty ki związane z restrictio mentalis. W chwili rozterki przyznaje on, że nie cofnąłby się przed krzywoprzysięstwem, gdyż zgodnie z naukam i Świętoszka mógłby liczyć n a rozgrzeszenie:

M ając su m ien ia sk rupuł, c z y mój czy n je s t p raw y, T em u z d ra jcy zw ierzy łem się z ca lu tk iej sp raw y I ła tw o p rzek o n a ła m nie jego n a m o w a ,

Że lepiej b ęd zie, g d y on szk a tu łk ę przech ow a, B y m , w razie g d y b y jak ie w y p a d ło tu śled ztw o , M ógł n ie z b itą p rzy sięg ą p raw d zie d ać św ia d ectw o , Że jej n ie m a m : ta k , m im o fa k ty o czy w iste, P rzez te n w y b ie g su m ien ie b ym za ch o w a ł c z y s t e ...

(ak t 6, sc. 1)

M e mniej surowo ocenia jednak Molier te cechy pobożnisiów, które m ożna byłoby uważać za właściwe jansenistom . I znów nosi­ cielem ich jest nie kto inny jak Tartuffe. On narzuca całemu domowi surowy, praw ie klasztorny try b życia, zakazuje zabaw, do minim um sprowadza rozrywki, nie cierpi rozmów towarzyskich.

G d y b y słu ch a ć, co p raw i on n a m tu ta j co d n ia, Co b ąd ź człek czy n i, w szęd zie tk w i ja k o w a ś zb rod n ia.

(ak t 1, sc. 1)

Eysów ty ch nie można przypisać uczniom Loyoli. Toteż jezuici chełpili się naw et, że Świętoszek właśnie w P o rt E o y al godzi17. Tezę tę podjął i rozwinął Lacour w swoim Tartuffe par ordre de Louis

X I V , Paris 1877. A utor jest bliski praw dy, kiedy stwierdza, że

sztuka była w pew nym sensie n a rękę królowi, myli się jednak, widząc w niej a ta k skierowany przede wszystkim przeciw sekcie. Do tego zagadnienia wrócimy jeszcze, chciałbym tu jednak podkreś­ lić, że niesposób odnieść zarzutów Moliera pod adresem jansenis- tów. M e odpow iada rzeczywistości argum ent, jak o b y kom edia godziła w zwolennika P ort-E o y al, księcia Conti. Książę, jak w ia­ domo, należał do Tow arzystw a Świętego Sakram entu i doszedł w nim do wielkich zaszczytów właśnie wtedy, gdy jansenistów

17 R a c i n e , Lettre à Vaute ur de la répon se aux hérésies im ag in a ires. G r a n d s E c r i v a i n s d e l a F r a n c e . T. 4, s. 332.

(12)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 459

z organizacji wyrzucono. Kownie nieścisłe jest twierdzenie, jakoby ksiądz Koullé miał być zwolennikiem se k ty 18.

Powiedzenie Moliera o głośnych oryginałach p o rtretu dało asum pt do rozpatrzenia Świętoszka jako komedii, do której potrzebny jest klucz. Wszelkie próby podstawienia postaci historycznych i real­ nych pod fikcyjne osoby sztuki zawiodły jednak. Zdołano co n a j­ wyżej zebrać okruchy. Wiadomo np., że H ardouin de Péréfixe, arcybiskup Paryża, używał chętnie zw rotu „le pauvre homme” , że ksiądz K oquette wsławił się niezbyt budującym i przygodami, że w nieznacznym stopniu mógł Molierowi posłużyć za model narw any Charpy de S-te Croix. Na ty m kończą się domysły. Odnotowując je gwoli ścisłości, w ypada stwierdzić, że w yjaśniają one niewiele.

Czyżby więc na dotychczasowych osiągnięciach poprzestać nale­ żało? Czy można przyjąć, że komediopisarz tworząc Świętoszka kierował się wyłącznie pobudkam i antyreligijnym i? Czy mógł ogra­ niczyć się, bez względu na ówczesną sytuację w kraju, do m eta­ fizycznego w istocie sporu z wyznawcami chrystianizm u ? Nie był przecież filozofem ten uczeń Gassendiego, pracował dla te a tru i w teatrze, pour la eour et la Ville. Nie m iałby naw et na swoje usprawiedliwienie pretekstów, którym i lettré osłaniał bezbożne wy­ wody. Praktyczne potrzeby epoki odgrywały dla niego znacznie większą rolę niż dla uczonych chroniących się w ciszy swych p ra­ cowni.

Krzywdzi się więc u nas Moliera, przypisując mu jedynie odle­ głe, z czasami jego niewspółmierne cele. I jeśli w polemice z nauką burżuazyjną, usiłującą stępić ostrze sztuk komediopisarza, k rytycy nasi wydobywają ich bojowy, antyfideistyczny charakter, to sami zapom inają często, że wbrew własnym intencjom pomniejszają Moliera, zawieszając go w swoistej próżni. Postęp w pierwszym okresie rządów Ludwika X IY to był przede wszystkim absolutyzm. Niewątpliwie sformułowanie to wymaga omówień. W alka przeciw przeżytkom okresu' feudalnego o centralną władzę, o nowoczesne instytucje nie wyczerpuje całej działalności wielkiego komediopisa­ rza. Jednakże nośność jego sztuk od ty ch właśnie czynników zale­ żała. Nie darmo pisał Molier, że uważa za swoją zasługę bojowe wystąpienia przeciw markizom-wykwintnisiom, przeciw siłom ham u­ jącym rozwój Francji. Ten mieszczanin, który uchodzić może za czołowego reprezentanta libertynizm u w literaturze francuskiej

(13)

4 6 0 R A C H M IE L B R A N D W A J N

X V II wieku, rozum iał doskonale, że godząc w ośrodki zacofania toruje drogę nowej, jakże jeszcze odległej koncepcji życia. Antyre- ligijne poglądy mogły przenikać do jego sztuk głównie poprzez m otyw walki z siłami przeciw stawiającym i się postępowi ogólnemu. Inaczej mówiąc, w Molierze doszukiwać się trzeba nie tylko ideo­ loga, lecz i pisarza politycznego, z kom edyj wydobywać nie tylko tezy filozoficzne, lecz i ak tualne problem y kraju, do których roz­ wiązania Molier chciał się przyczynić. Wielkość komediopisarza polega właśnie na tym , że um iał zrozumieć potrzeby swej epoki, że służąc sprawom doraźnym , zdołał w swoim nam iętnym umiło­ w aniu rozum u stworzyć dzieła nieprzemijające.

Światopogląd jego nie pokryw ał się całkowicie z założeniami porządku absolutnego. X ikt tego w Polsce nie neguje. F ak tem je d ­ n ak jest, że potrzeby walki politycznej podyktow ały mu tem at i, ja k po staram się wykazać, stru k tu rę Tartufftfa. Tylko w tych ram ach pomieścić się mogła wówczas antyreligijna, racjonalistyczna treść.

Fikcyjne postacie pobożnisiów wyposażył Molier w cechy typowe, zrobił z nich przedstawicieli K abały. Uwadze czytelnika dzisiej­ szego w ym yka się, niestety, wiele aluzji, w ystarczy jednak zapoz­ nać się z działalnością Towarzystwa Świętego Sakram entu, by ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, w kogo uderza bezlitosny śmiech komediopisarza.

Zanim tego dowiodę, w ypadłoby uprzednio odpowiedzieć na pytanie, czy Molier wiedział o istnieniu spisku, czy w okresie, kiedy pisał Świętoszka, spraw a K abały zdążyła już nabrać odpowiedniego rozgłosu. Sięgnijmy do dokum entów epoki. 28 września 1660 r., to znaczy dokładnie w tedy, gdy n a Towarzystwo spadają pierwsze represje^władz państwowych, Guy P atin pisał:

B y li tu p ew n i lu d zie, k tó r z y z w o ły w a li ta jn e zeb ran ia p o d nazwij. K on gregacji Ś w ięteg o S a k ra m en tu ; ci p a n o w ie m ieszali się do różn ych spraw i n ig d y n ie z w o ły w a li zgrom ad zeń w ty m sa m y m m iejscu ; w ścib iali n os w ż y c ie p o sz c z e g ó ln y c h w ię k sz y c h rod zin , z a w ia d a m ia li m ężó w o m iło ­ stk a ch ich ż o n ; jed en z p o w ia d o m io n y ch rozgn iew ał się, z ło ż y ł skargę i o d k ry w szy K ab ałę p rzy p a rł ją do m uru; u tr z y m y w a ła on a zw ią zek z c z ło n ­ k am i ta k ie g o ż b ra ctw a w R z y m ie , m ieszała się do p o lity k i i m iała zam iar zap row ad zić in k w iz y c ję w e F ran cji. N a sk u te k skarg zło żo n y ch królow i, zak azan o ty c h zebrań, p o d groźb ą su ro w y ch k a r 18.

(14)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K

Sprawa musiała być znana, skoro wiadomo o niej lekarzowi, dalekiemu od wszelkich kontaktów z pobożnisiami i luźnie tylko związanemu z kołami dworskimi. O skandalicznych w ybrykach Towarzystwa w Caen wspomina Nicole w Les Visionnaires, pisze 0 nich wspomniany już kilkakrotnie Du Four. W arto byłoby jesz­ cze odnotować wypowiedź o. Eapin, różniącą się ty m od pozosta­ łych, że sugeruje ona bezpośrednie porozumienie między królem 1 Molierem odnośnie K abały:

P o n iew a ż k op iu je się w sz y stk o w e F ran cji, zn a la zły się o so b y w y b itn e , które, ży ją c w n a szy m stu leciu , ch cia ły naślad ow ać jego c n o ty . W ed łu g teg o w zoru uform ow ała się sek ta p ob ożn isiów . M iała ona p óźniej narobić w iele h ałasu . P rzy w ó d ca m i jej b y li m arkiz de F én élo n , hrabia B ran cas, m arkiz de Saint-M esm e, hrabia d ’A lbon — lu d zie god n i, n a leżą cy do dw oru. [ . . . ] C złonków se k ty zn ien aw id zon o na dw orze za ich afek to w a n e m an iery, za u sta w iczn e u d zielan ie rad kard yn ałow i [ . . . ] w sposób ra żą cy i n ie ­ g rzeczn y ; rozgn iew ało to k ard yn ała i zm u siło go do p rzed staw ien ia k ró­ lo w i p o czy n a ń ty c h lu d zi w pod ejrzan ym św ietle. T en o sta tn i zlecił w kilka la t później M olierow i w y k p ić ich w te a tr z e 20.

Trudno pogodzić się z przypuszczeniem, że Ludwik X IY w ta­ jemniczał komediopisarza w swoje kłopoty polityczne. Trudno też przyjąć, że chodziło wyłącznie o dumę kardynała, nieopatrznie urażoną przez pobożnisiów. W szystkie teksty, które przytoczyłem , świadczą jednak niezbicie, że działalność K abały oceniano jako wrogą zamierzeniom monarchy, że wiedziano o istnieniu zakonspi­ rowanej organizacji, stanowiącej ośrodek kierowniczy wszystkich poczynań pobożnisiów. Toteż Molier wcale nie musiał czekać na zlecenie króla, by sztukę napisać. Była to dla niego w ogóle okazja wym arzona: broniąc władzy centralnej, wykpiwając przeciwników absolutyzm u, uzyskał możność ośmieszenia religii poprzez atak na jej najżarliwszych przedstawicieli.

Co wskazuje n a nich w tekście Tartuffe'a 1*. Kozpocznijmy od

sceny 1 w akcie 1. Prezentując na scenie panią Pernelle au tor każe jej wypowiedzieć się przeciw zabawom, niewinnym rozmowom, nawet przeciw elegancji ubioru. Teściowa zarzuca Elwirze:

J e ste ś p łoch a, rozrzu tn a — to w p rost o czy rani P a trzeć, ja k w ciąż się stroisz n ib y w ielka pani; J e śli d la m ęża ty lk o chce b y ć p ięk n ą żon a, N ie p otrzeb u je ch od zić cała w y fio czo n a .

(15)

46 2 R A C H M IE L В R A N D W A J N

W danym w ypadku przem awia przez starszą panią nie tylko mieszczańska cnota oszczędzania, lecz również poważna troska o zbawienie duszy, którego bez um artw ień osiągnąć nie można. Umiarkowanie wierzący K leant, człowiek um iejący cenić rozkosze doczesne, w ydaje się jej też osobnikiem niebezpiecznym:

D la cieb ie, m ój sz a n o w n y p an ie, Jej p rzeza cn y b raciszk u , m am p ełn e u zn an ie, L ecz w m iejscu sy n a m ego rzek ła b y m ci w sza k że: R uszaj so b ie gd zie in d z ie j, m ój k o c h a n y szw agrze! P o g lą d y , ja k ie g ło sić ciągle się p an tru d zi,

N ie n a d a ją się w sza k że dla u c z c iw y c h lu d zi.

Ше jest to zwyczajne zrzędzenie gderliwej osoby, Madame Per-nelle usiłuje bowiem podnieść swoje zalecenia do godności zasady:

T e w iz y ty , t e b a le, ta ca ła n iew a rta Z ab aw a, to są w sz y stk o p o k u szen ia czarta!

J a k w ynika ze sceny 2, nauki T artuffe’a są dla pobożnisiów źródłem, z którego czerpią. Słusznie też skarży się K leantowi roz­ tro p n a D oryna:

B a , i ten słu g u s jego te ż b a w i się w k sięd za I n a m rów n ież zrzęd zen ia sw ego n ie oszczęd za : P rzew raca g a ły , w zd y c h a i praw i ja k z książki Sw e kazania; n a m u szk i, b ielid ła i w stą ż k i. W sza k n ie dalej niż w czoraj rzucił m i do b ło ta C h u steczk ę w y w le c z o n ą g d zieś z Ś w ię tych ży wota . M ów iąc, że to je s t zb rod n ia stra szn a , n iesły ch a n a M ieszać ze św ię to śc ia m i p rzy b o ry sza ta n a !

Pogarda dla szczęścia ziemskiego określa więc try b życia w domu Orgona. Postaw a ta mogła wypływać z dwóch źródeł. Albo należy przyjąć, że T artuffe jest jansenistą, co nie odpowiada prawdzie, albo też przypisać trzeb a jego zachowanie się przynależności do Tow arzystw a Świętego Sakram entu, usilnie propagującego w yrze­ czenie się radości i uciech. ,,Regarder tout le monde eomme du fum ier” / — było jednym z naczelnych haseł K abały i pod ty m względem

wszystkie dokum enty epoki są zgodne.

Powszechnie znana jest frywolność obyczajów n a dworze ów­ czesnym. Tallem ent des R éaux w Historiettes przytacza masę aneg­ dotek znakomicie ilustrujących ten stan rzeczy. Wśród ogólnego w yuzdania jakże m usiały razić apele pobożnisiów do większej skrom ­ ności w ... ubiorze. Ich echem jest wystąpienie Tarfcuffe’a, p rzy ­ kryw ającego chustką pierś D oryny:

(16)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 463

D u szy spokój w id ok iem tak im zm ącić m ożna I w ten sp osób najłacniej m yśl p rzych od zi zdrożna.

(ak t 3, sc. 2)

Na ty m się jednak aluzje nie kończą. Zastanaw iającą cechą charakteru Świętoszka jest dbałość o wierność małżeńską Elwiry, dbałość zgoła niezrozumiała i nie przebierająca w środkach. Z oświad­ czeń D oryny wiadomo, że Tartuffe szpicluje po prostu młodą kobietę i swoimi uwagami trzym a ją ustawicznie w szachu. Nie bez zado­ wolenia stwierdza Orgon:

On o w szy stk o się troszczy, n a w et o m ą żon ę — 0 m ój honor staran ia m a n ieocen ion e —

J eg o straże k ażd em u do niej w stęp u bronią 1 bardziej niż ja stok roć zazd rosn y je st o nią.

(ak t 1, sc. 6)

Wiemy już, ile kłopotów przyczyniły p rak ty k i tego rodzaju różnym rodzinom we Francji. Wiemy też, kto je inspirował. P o stę­ powanie T artuffe’a nie jest niczym innym jak chantage pieux, bez tego wyjaśnienia w ogóle niesposób go zrozumieć. Odległa perspek­ tyw a bardziej konkretnych uprawnień do troski o Elwirę n ie ‘tłu ­ maczy opieki Świętoszka n ad cnotą pięknej pani. A przecież od pierwszej chwili swego p o b ytu w domu Orgona Tartuffe czuwa nad m ałżonką swego dobroczyńcy. Jasne, że nie z myślą o uwie­ dzeniu Elwiry zainstalował się u naiwnego pobożnisia. W pierw ­ szym okresie kierował się pobudkam i z p u n k tu widzenia K abały chwalebnymi. Nie wykluczało to wcale szpiclowania zamężnej ko­ biety, wprost przeciwnie, zakładało naw et pieczę nad nią. W związku z ty m w ydaje się, że wierzyć należy w szczerość w ynurzeń Świę­ toszka. Istotnie, długo musiał się wahać, zanim postanowił w yko­ rzystać swoją funkcję stróża moralności dla innych celów:

Zrazu-m lęk ał się, zali teu p ło m ień ta k ż y w y N ie p ły n ie z złego ducha p o k u sy zdradliw ej — : C hciałem u n ik ać ciebie w n iep ew n o ści srogiej

W id ząc w to b ie p rzeszk od ę do zb aw ien ia drogi.

I dalej:

B ędąc n a b o żn y m , czy ż b yć człow iek iem p r z e sta łe m ? [ • • • ] W iem , że z u st m y ch ta m ow a zd u m ien ie w y w o ła W to b ie , p a n i, lecz czyliż m asz m nie za a n ioła ?

(ak t 3, sc. 3)

Z rozdziału 1 czytelnik wie, jak ą rolę przypisywali spiskowcy działalności dobroczynnej. Oni to pospieszyli z pomocą W incen­

(17)

464 RAC'H M IEL В R A N D \V A J X

tem u à Paulo i umożliwili rozbudowę tow arzystw a opieki nad więź­ niami. Stało się ono dom eną wyłącznych wpływów K ab ały ; w swoje ręce zagarnęli pobożnisie zarówno zbieranie datków, jak też rozdział istniejących funduszów.

Świętoszkowi również wiele czasu zajm ują kw esty, w izyty itp. W akcie 1 Orgon w następujący sposób charakteryzuje człowieka, którem u udzielił u siebie schronienia:

C hciałem g o w sp o m ó c, ale on, sk rom n y bez m iary, Z w racał m i n ieo d m ien n ie część m ojej ofiary. „To z a w iele — p o s ia d a ł — p o ło w a d ość b ęd zie, I ta k ła s k i tw ej n a d to d o zn a ję w ty m w z g lę d z ie “. G d ym za ś w zb ran iał się p rzy ją ć, zgad n ij, co on p o czn ie: R esztę b ie d n y m w m y c h oczach rozd zielał b ezzw łoczn ie.

Można przypuszczać, że pobudki n a tu ry religijnej podyktow ały m u odruch litości. Można przyjąć, że hipokryta zastaw iał w ten sposób sidła n a naiw nych. Sprawę w yjaśnia jednak scena 2 a k tu 3. Osoby miłosierne nie m iały wówczas zwyczaju odwiedzać więźniów i nie dla nich zbierały jałm użnę. F unkcje te, jak już zaznaczyłem, rezerwowało Towarzystwo dla siebie. Tymczasem zaś Tartuffe głośno oświadcza:

W a w rzy ń cze, sk o ń cz p acierze, p o te m p od obrazem Złóż m o ją d y s c y p lin ę z w ło sien n icą razem !

O d w ied za ją cy m p o w ie d z , że ch ęci ich próżne, B o id ę m ię d z y w ię ź n ió w ro zd zie la ć jałm u żn ę.

Nie b rak wreszcie w' komedii bezpośredniego oznaczenia prze­ ciwnika. W tyradzie piętnującej pobożnisiów K lean t kreślił wize­ runek człowieka w iary mniej niż um iarkow anej, z którego istnieniem pogodzić się m ożna:

N ie c h w y ta ją się pozorów zła, sk ło n n i są

ż y c z liw ie o c e n ia ć b liźn ich , n ie zn a ją K a b a ły an i in tr y g .

• (a k t 1, sc. b)

Szwagrowi Orgona nie chodzi tu wcale o przew rotność jako cechę właściwą tylko osobie Świętoszka. Zdaje on sobie sprawę z togo, że K ab ała jest siłą, że za każdym z jej zwolenników stoi organizacja dysponująca dużymi możliwościami działania i zn a­ cznymi wpływami.

Toteż kiedy poryw czy Damis w obronie oszukanego ojca cłice uciec się do rękoczynów', K leant pow strzym uje młodzieńca przed nierozważnym krokiem. On też doradza Orgonowi um iar w postę­

(18)

Św i ę t o s z k o w i e i ś w i ę t o s z e k 465

powaniu z T artuffe’m, jest bowiem przekonany, że tylko kom pro­ mis mógłby uratow ać sytuację. K leant wie, że nacisk skutku nie odniesie, i doskonale określa niebezpieczeństwo grożące całemu domowi :

N ie licz na to ; on zn a jd zie sp ręży n y , b y poprzeć

sw oje k n ow an ia. I n a sła b szy ch d ow od ach K ab ała zw y k ła m o ta ć tru d n ą do rozw ik łan ia sieć.

(ak t 5, sc. 3)

Bezpośrednim atakiem przeciw klerykalnem u spiskowi jest wresz­ cie przydługie przemówienie Don Ju a n a w F estin■ de Pierre, sztuce granej o rok później niż Tartuffe. Zawoalowane jako w ypad przeciw hipokrytom , daje ono artystycznie uogólniony obraz pobożnisiów i pobożnisiowstwa, stanowiąc ty m sam ym dalszy ciąg walki Mo­ liera z K a b a łą 21.

W szystkie te dane razem wzięte nie zostaw iają więcej miejsca na wątpliwości. Należy tylko wyjaśnić jeszcze dwie spraw y: jakiem u etapowi działalności Towarzystwa Świętego Sakram entu odpowiada pierwsza trzyaktow a wersja Świętoszka i w jakiej mierze rozwój wypadków politycznych podyktow ał rozwiązanie w akcie 5. We wrześniu r. 1660, na skutek rewelacji Du Foura i skandalu z sam o­ wolnym uwięzieniem kilku dziewcząt w klasztorze Magdalenek, Mazarin zdecydował się n a represje wobec K abały. C harakter orga­ nizacji był mu znany, o licznych jej kon tak tach meldowali mu szpiedzy. W ykorzystując wygodny pretekst postanowił uderzyć. Poinformowani o zam iarach kardynała kierownicy Towarzystwa, dalocy jeszcze od myśli, że mogłoby m u grozić rozwiązanie, uznali za słuszne zwiększyć środki ostrożności, zlikwidować zebrania ogólne i przystosow ać stru k tu rę organizacyjną do podziału n a kantony. W ten sposób zamierzali oni uniknąć czujności M azarina i jego urzędników. Równolegle z tym i poczynaniam i pobożnisiów rozwi­ jała się jed n ak akcja władz państwowych. Śledztwo w sprawie K abały wszczął pro k u rato r generalny, a zastępca jego w asyście kom isarza policji przeprowadził rewizję w kilku domach parafii św. E u sta ­ chego, św. Sulpicjusza, n a przedmieściu St. Jacques i St. Antoine, to jest dokładnie tam , gdzio wciąż jeszcze z woli spiskowców odby­ wały karę więzienia kobiety uprowadzone przez panów z Towarzys­ tw a. W wyniku dochodzeń p ro ku rato r zażądał surowego zakazu jakichkolwiek zgromadzoń i rozwiązania wszelkich stowarzyszeń

(19)

46 6 R A C H M IE L B R A N D W A .T N

nie zalegalizowanych przez odpowiednie instancje. W yrok sądowy

(Arrêt du Parlement de Paris, le 13 décembre 1660) wyraźnie pod­

kreśla, że „nikom u nie wolno, pod żadnym pretekstem , utrzym yw ać więzień i zam ykać w nich poddanych króla” 22. Posiedzeniu p arla­ m entu przewodniczył owego pam iętnego dnia prezydent Lamoi- gnon, w ybitny działacz Towarzystwa Świętego Sakram entu. Pozor­ nie więc K abała pogodziła się z sytuacją, lecz w istocie nie zrezy­ gnowała wcale z dalszej działalności. Musiała się wprawdzie wyrzec wielu prerogatyw , kierownicy jej jednak n adal się spotykali, a w p rzy ­ budów kach realizowano w ytrw ale wytyczne konspiracyjnego cen­ trum . Śmierć M azarina obudziła w pobożnisiach nadzieję na lepsze czasy. W czerwcu 1662 r. odważyli się oni naw et zwołać walne zebra­ nie poświęcone sprawie walki z głodem w prowincjach Francji. Reżim kom pletnej nielegalności zelżał nieco, lecz już w lipcu tegoż roku okazało się, że dwór wiedział o działalności Towarzystwa i szykował się do nowych represji. W ty ch w arunkach kierownictwo K abały uciec się musiało do kam uflażu zaplanow anych akcji i ponownie skryło się za istniejącym i jeszcze stowarzyszeniami religijno-dobro- czynnymi. Spiskowcy mogli się naw et pochwalić pewnymi sukce­ sami, zdołali bowiem zmobilizować na rzecz głodujących najgłoś­ niejszych kaznodziejów P aryża, czym pozyskali sobie wiele sym patii. W r. 1664 przystępują oni wręcz do działań n a szeroką skalę. W okre­ sie ty m Towarzystwo ze w szystkich sił sprzeciwia się zarządzeniom Colberta, zm ierzającym do uzdrowienia francuskiej gospodarki finansowej i do wzmocnienia władzy królewskiej. Ton całej kam panii nadaw ał Lamoignon, k tó ry z racji swego urzędu na każdym kroku stw arzał Ludwikowi X IY i jego zaufanem u ministrowi nieprze­ zwyciężone trudności. Colbert zresztą zdawał sobie sjirawę z tego, z jakim przeciwnikiem się zmierzył, i ustawiczne szykany prezy­ den ta parlam entu otw arcie przypisyw ał wpływowi pobożnisiów, „nieprzyzw yczajonych jeszcze do okazyw ania względów królowi” . Szczególnie jaskraw e form y przyjęła w alka o losy finansisty Fou- queta, oskarżonego o malwersacje. W jego obronie K abała p o tra ­ fiła zaangażować Annę A ustriaczkę i zorganizować w atahy dewo­ te k nachodzących bez przerw y sędziów i urzędników. W te j właśnie atmosferze, pełnej napięcia i konfliktów politycznych, powstał

Świętoszek w swojej pierwszej — trzy ak to w ej wersji. Sztuka była

oczywiście na rękę Ludwikowi X IV , godziła bowiem bezpośrednio

(20)

Ś W IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 467

w jego przeciwników. Spiskowcy nie ukrywali wcale, że méchante

comédie, jak nazywali Świętoszka, jest w stanie zadaó im ciężkie

ciosy. Jeszcze przed pierwszym przedstawieniem w rękach K abały znalazły się dokładne dane o treści i tendencji Tartuffe^a. Na posie­ dzeniu z dnia 17 kwietnia 1664 r. spiskowcy postanowili „dołożyć starań , by uzyskać zakaz wystawienia złośliwej komedii. Każdy [z obecnych na posiedzeniu; przyp. mój, B. Br.] zobowiązał się pomó­ wić o ty m z przyjaciółmi mającym i wpływy na dworze, by uniemoż­ liwić przedstawienie” 23. Mimo starań panów z Towarzystwa sztukę w m aju grano, zdołała bowiem zaskarbić sobie, jak podaje Bros- sette, niezwykłą przychylność Ludwika XIV. Jednakże pobożnisie nie rezygnują z walki. Z oświadczeń Brossette’a wynika, że p o tra­ fili oni przeciągnąć na swoją stronę arcybiskupa H ardouin de Péré- fixe, k tó ry kilkakrotnie domagał się zakazu wystawiania komedii. Triumfująco donosi o tym zwycięstwie d ’Argenson w notatce z dnia 27 m aja 1664 r. : „Doniesiono nam, że król, poinformowany właściwie przez pana de Péréfixe, arcybiskupa Paryża, o złych skutkach, które wywołać może komedia Tartuffe, zabronił jej absolutnie” 24. Poza wstępem Moliera i pierwszym jego placet, kłam tem u oświad­ czeniu zadają fakty, już bowiem w listopadzie tegoż roku Paryż mówi i wie o pięcioaktowej komedii, o drugiej wersji Świętoszka. Bo też w tedy właśnie Towarzystwo przeżywało najcięższe chwile. Zde­ cydowane na energiczne posunięcia w sprawie Fouquet, wzmaga ono agitację za uwięzionym i ściąga na siebie nowe represje. Wraz z akcją przeciw K abale w raca na scenę sztuka. Zezwolenie Ludwika X IV n a oficjalne przedstawienie Tartuffe1 a zostało wydane w lutym 1669 r., jednakże już w r. 1665, a później w sierpniu 1667 grano komedię jawnie i półjawnic. Charakter monarchii absolutnej dykto­ wał w stosunku do Świętoszka powściągliwość, mimo korzyści, jakie państw u sztuka ta przynieść mogła.

K ażda z wyżej podanych dat stanowi etap nie tylko w walce Moliera o prawo do sceny, ale też w zmaganiach króla z ruchem zmie­ rzającym do frondy klerykalnej. Bok 1665 oznacza spór pobożni­ siów z Colbertem o liczbę klasztorów i zakonów, o granicę wieku, poniżej której nie należy nikogo na księdza wyświęcać. Koniec roku 1666 wzburzył kraj echom konfliktów wywołanych planam i Colberta, zmierzającego do redukcji nadmiernej liczby świąt. Pom i­

23 A n n a les , s. 125b. C ytuję za R. A l l i e r , op. cit. 24 R. A l l i e r , op. cit., s. 400.

(21)

46 8 КАОНМТЕЬ В R A N D W A J N

ja m tu przedstawienie z roku 1668, gdyż zaaranżował je Kondeusz* książę krwi i jaw ny ateista. Te korelacje, które się same narzucają* nie powinny jednak sugerować przypuszczenia, jakoby komedio­ pisarz korzystał z inform acji poufnych, umożliwiających m u prze­ ciwstawienie się szykanom K abały. Po prostu dostosował się do w ym agań sytuacji, a mógł to zrobić, gdyż tchnął w swego Świę­

toszka szeroki wiew politycznej walki, gdyż rozumiał, co oznacza

postęp.

3

W szystkie prace o Świętoszku cechuje dziwna zgodność w tr a k ­ tow aniu rozwiązania sztuki. K rytycy, zarówno reakcyjni jak pos­ tępowi, jednomyślnie dowodzą, że ostatnia scena nie jest niczym uzasadniona, że właściwie nie wiadomo, skąd i dlaczego zjawia się wysłannik m onarchy z nakazem aresztowania oszusta. N iektórzy chcieli w ty m widzieć kom cdiancki ukłon w stronę władzy królew­ skiej (jak gdyby Ludwik X IV przed zjawieniem się pięcioaktowej wersji potępiał Tartuffe'a i czekał tylko na tanie pochlebstwo, by zezwolić na przedstawienie), inni zaś przypisywali zakończenie błędowi strukturalnem u, ozdabiając swój sąd stereotypowym orze­ czeniem: deus ex machina.

Cała historia konfliktów, z którym i sztuka jest związana, prze­ czy jednak ty m pseudo-wyjaśnieniom. Jeśli naw et przyjm iem y, że król do roku 1669 w ahał się i nie chciał zająć stanowiska zdecydo­ wanego, to jed nak faktem jest jego zgoda n a premierę w r. 1664, a później n a przedstawienie w r. 1667. Zarówno więc trzyaktow a, ja k i pięcioaktowa wersja zyskały sobie przychylność Ludwika XIV. Nic nie zmuszało Moliera do przeróbki zm niejszającej rzekomo walory artystyczno Świętoszka. Trudno skądinąd przyjąć, że kom e­ diopisarz zostawił w niedoszlifowanoj formie, z poważnymi b ra ­ kam i zasadniczymi dzieło, o które przez pięć lat toczył nam iętny spór. W istocie bowiem zakwestionować należałoby nie tylko scenę 7 a k tu 5, ale całe dwa ostatnie akty. Oświadczenie Orgona zam y­ kające sprawę T artuffe’a :

B ied a czek ! C liod źm y zaraz w sz y stk o sp isa ć pięk n ie, Л za w iść, p atrząc n a to , n iech ze złości p ęk n ie!

— rozwiązuje właściwie wszystkie konflikty. Wiadomo już, że poboż- niś wydziedzicza D am 'sa, a z T artuffe’a robi pana domu i prze­ znacza mu M ariannę za żonę. W tej formie sztuka stanowi zam kniętą całość i, praw dę mówiąc, nic więcej mogłoby się już nie dziać.

(22)

ŚW IĘ T O S Z K O W IE I Ś W IĘ T O S Z E K 469

Zarzućmy więc n a chwilę szkolarskie twierdzenia o braku logicz­ nego związku, związku koniecznego między Świętoszkiem a sceną ostatn ią komedii i postarajm y się zbadać, czy przypadkiem Molie­ rowskie rozwiązanie nie jest właśnie najcelniejsze i najtrafniejsze. Tak długo, dopóki nie przyjm iem y tezy o politycznym charakterze sztuki, wydać się istotnie może, że zakwestionowana scena nie wiąże się z całością i jest do niej sztucznie przylepiona. Jeśli jednak wrócimy do realiów epoki, to uwypuklą się dla nas walory filozo­ ficzne komedii i zrozumiałe stanie się jej zakończenie.

W pierwszych miesiącach r. 1664 Towarzystwo stanowiło jesz­ cze groźną siłę, niosącą nieszczęście. Temu stanowi rzeczy odpowia­ dała zapewne pierwsza trzyaktow a wersja. W okresie gdy proces Fouquet dobiegał końca, na skutek energicznej akcji władz p ań ­ stwowych zarysował się rozpad Kabały. Tę właśnie perspektyw ę rozgromu wstecznej organizacji ukazał i wykorzystał Molier w swej sztuce. Zgodnie z rozwojem wypadków przedstawił knowania spiskow­ ców i roztoczył przed nam i wymowny obraz pobożnisiostwa. Trzy ak ty na to właśnie poświęcił. Następne dwa winny były sprowadzić rozwią­ zanie odpowiadające nowej sytuacji i nowemu stosunkowi sił, ówczes­ nemu etapowi walki o władzę absolutną. Nie mógł oczywiście pokazać nam, ja k król przygotowywał się do rozprawy z K abałą, lecz w śmia­ łym skrócie nakreślił ostatni etap zmagań ze spiskiem pobożnisiów. Można byłoby zaoponować, że jeśli ostatnia scena Świętoszka jest historycznie uzasadniona i zgodna z rzeczywistością, to jednak brak jej artystycznego uzasadnienia. Ale i tego rodzaju sąd byłby mylny. Przez cały czas należy pam iętać, że Towarzystwo jest organizacją nie­ legalną, że ciosy, jeśli m ają być skuteczne, muszą spadać na spis­ kowców nagle. W ym aganiom ty m sztuka powinna była się podpo­ rządkować.

Czy istotnie niezrozumiałe jest przybycie wysłannika królew­ skiego? Sądzę, że ta k wydawać się może tylko n a pierwszy rzut oka. Tartuffe jest działaczem zbyt wielkiej miary, by szpiedzy Lud­ wika X1Y nie mieli na niego nie zwrócić uwagi. W okresie rozgromu K abały podzielił on los innych, zbyt ruchliwych, spiskowców — nagle został aresztowany. W ykonawcy woli królewskiej interesowali się nie tylko posunięciami politycznym i pobożnisiów. Doskonało obznajmieni z właściwą Towarzystwu ta k ty k ą szantażu, mogli i w ty m w ypadku pośpieszyć z pomocą rodzinie, którą Świętoszek postawił u skraju ruiny. Z chwilą gdy znika Świętoszek, do domu Orgona wraca ra ­ dość. J a k na ucznia Gassendiego, rozwiązanie logiczne i konsekwentne.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nauczyciel przypomina, czym jest środek stylistyczny i tłumaczy, co to jest porównanie, zapisuje przykłady na tablicy, np.. oczy jak gwiazdy, buzia jak pączek, nogi jak patyki i prosi

Niniejszy artykuł jest kontynuacją cyklu tekstów poświęconych wzajemnym relacjom pomię- dzy występowaniem różnego rodzaju urazów psychicznych, nasileniem objawów lękowych

Nie tego się chcia- ło, na nic innego szans nie ma, trudno więc z siebie wydusić coś jeszcze.. Dni pracy odtąd są podobne do pogryzionej gumy do żucia - nie mają smaku

(Czy właśnie to zjawisko zostało nazwane potem przez L. Festingera, w 1957, dysonansem poznawczym, czy też coś trochę innego? — sprawa może wydawać się otwarta). 430-432)

ważmy przy okazji, że w tym ostatnim tekście pojawia się pojęcie „realizmu naturalnego”, które ma zastąpić starsze pojęcie „realizmu wewnętrznego”, co, jak się

Dzieje się to ze szkodą i dla chorych, i dla funkcjonowania chirurgii naczyniowej.. Problemem jest to, że mamy zbyt wiele małych ośrod- ków, nieprzygotowanych do oferowania

Należy wspomnieć, że lokalni wyborcy mają wpływ na wielkość wydatków na ochronę zdrowia poprzez częste referenda, które mogą dotyczyć nawet inwestycji lokalnych

-Ślady h a m ow ania powstałe na jezdni wskazują, że czerwony Volks- wagen jechał w kierunku Turku, a jadący od Turku niebieski Volkswa- gen zjechał na lewy pas