• Nie Znaleziono Wyników

Język polski zagadnienia dla uczniów z Ukrainy klasa 1 T 18.05-24.05.2020

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Język polski zagadnienia dla uczniów z Ukrainy klasa 1 T 18.05-24.05.2020"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Język polski

zagadnienia dla uczniów z Ukrainy klasa 1 T

18.05-24.05.2020 5h

Temat: Z techniką za pan brat.(2h)

Fragment Lalki Bolesława Prusa

[1] Rozmowa Wokulskiego z Ochockim:

- Pan zajmuje się fizyką czy chemią?... - spytał zdziwiony [Wokulski].

- Ach, czym ja się nie zajmuję!... - odparł Ochocki. - Fizyką, chemią i technologią... Przecież skończyłem wydział przyrodniczy w uniwersytecie i mechaniczny w politechnice... Zajmuję się wszystkim; czytam i pracuję od rana do nocy, ale - nie robię nic. Udało mi się trochę ulepszyć mikroskop, zbudować jakiś nowy stos elektryczny, jakąś tam lampę...

Wokulski zdumiewał się coraz więcej.

- Więc to pan jest tym Ochockim, wynalazcą?...

- Ja - odparł młody człowiek. - No, ale i cóż to znaczy?... Razem nic. Kiedy pomyślę, że w dwudziestym ósmym roku tylko tyle zrobiłem, ogarnia mnie desperacja. (…) Ogniwo Ochockiego albo - lampa elektryczna Ochockiego... jakież to głupie!... Rwać się gdzieś od dzieciństwa i utknąć na lampie - to okropne... Dobiegać środka życia i nie znaleźć nawet śladu drogi, po której by się iść chciało - cóż to za rozpacz!... (...)

Ćwiczenia:

1. Jak myślisz, jakim uczniem w szkole był Ochocki? Spróbuj go scharakteryzować. W jakich sytuacjach widzi go Twoja wyobraźnia? Przypomnij sobie – jakie znasz cechy człowieka: fizyczne (wygląd) i charakteru.

2. Ułóż gratulacje dla Ochockiego z okazji wynalezienia „lampy elektrycznej Ochockiego”. Ułóż też życzenia dalszych sukcesów w pracy.

3. Których wymienionych tu urządzeń nie znasz? Spróbuj znaleźć ich opis w encyklopediach.

Dowiedz się w bibliotece, w jakich encyklopediach szukać potrzebnych informacji.

4. Podyskutujmy: Jak myślisz, czy każdy człowiek powinien w życiu coś osiągnąć? Czy życie jest darem czy zadaniem do wypełnienia? Czy Ochocki jest szczęśliwy? Co w życiu daje szczęście?

[2] Gdy Wokulski był subiektem w sklepie kolonialnym, marzył o perpetum mobile, machinie, która by się sama poruszała. Gdy zaś wstąpiwszy do Szkoły Przygotowawczej poznał, że taka machina jest

(2)

niedorzecznością, wówczas najtajniejszym i najulubieńszym jego pragnieniem było - wynaleźć sposób kierowania balonami. To, co dla Wokulskiego było tylko fantastycznym cieniem, błąkającym się po fałszywych drogach, w Ochockim przybrało już formę praktycznego zagadnienia. (...)

Ćwiczenia:

1. Czy miałeś kiedyś pomysły na perpetum mobile? Czy możesz je przedstawić? Pomóż sobie rysunkiem.

2. Zabaw się w profesora. Narysuj schemat kierowania balonem i wygłoś „wykład” na ten temat.

3. Podyskutujmy: Co obecnie jest marzeniem naukowców – techników na całym świecie? Jakie wynalazki zmieniłyby świat i ludzi? Jakie wynalazki techniczne są bardzo potrzebne, jakie są największe problemy na świecie?

[3] Wokulski w Paryżu u profesora Geista:

- Powiem niedużo - rzekł Geist. - Pan wie, co to jest chemia organiczna?...

- Jest to chemia związków węgla...

- A co pan sądzisz o chemii związków wodoru?...

- Że jej nie ma.

- Owszem, jest - odparł Geist. - Tylko zamiast eterów, tłuszczów, ciał aromatycznych daje nowe aliaże... Nowe aliaże (…) z bardzo ciekawymi własnościami... (…) Otworzył drzwi na lewo od sieni.

Wokulski zobaczył rozległą, kwadratową salę, bardzo chłodną. Na środku jej stał ogromny cylinder, podobny do kadzi: stalowa ściana jej miała z łokieć grubości i była w czterech miejscach ściśnięta potężnymi obręczami. Do górnego dna były przytwierdzone jakieś aparaty: jeden podobny do klapy bezpieczeństwa, spod której od czasu do czasu wydobywał się obłoczek pary i szybko niknął w powietrzu, drugi przypominał manometr, którego wskazówka jest w ruchu.

- Kocioł parowy? - spytał Wokulski. - Dlaczegóż takie grube ściany?

- Dotknij go - rzekł Geist.

Wokulski dotknął i syknął z bólu. Na palcach wyskoczyły mu pęcherze, lecz nie z gorąca, tylko z zimna... Kadź była straszliwie zimna, co zresztą czuło się w całej sali.

- Sześćset atmosfer ciśnienia wewnętrznego - dodał Geist (…). Wokulski aż wstrząsnął się usłyszawszy taką cyfrę.

- Wulkan!... - szepnął. - Dlatego namawiałem cię, ażebyś u mnie pracował - odparł Geist.

- Jak widzisz, łatwo tu o wypadek... Chodźmy na górę...

- Kocioł zostawi pan bez dozoru? - spytał Wokulski.

- O, przy tej robocie nie potrzeba niańki; wszystko robi się samo i nie może być niespodzianek.

Wszedłszy na górę znaleźli się w dużym pokoju o czterech oknach. Głównym jego umeblowaniem były stoły, literalnie zarzucone retortami, miseczkami i rurkami ze szkła, porcelany, nawet z ołowiu i miedzi. Na podłodze pod stołami i w kątach leżało kilkanaście bomb artyleryjskich, między nimi kilka pękniętych. Pod oknami stały wanienki kamienne lub miedziane, napełnione kolorowymi płynami;

(3)

wzdłuż jednej ze ścian ciągnęła się ława czy tapczan, a na niej ogromny stos elektryczny. (...) - (…) Moje odkrycia są tak nowe, że... uważasz je pan za oszustwo!... Pod tym względem nie są mędrszymi od ciebie członkowie Akademii, masz więc dobre towarzystwo... Aha!...Chciałbyś jeszcze raz zobaczyć moje metale, wypróbować je?... Dobrze, bardzo dobrze...

Pobiegł do żelaznej szafy, otworzył ją w sposób bardzo skomplikowany i po kolei począł wydobywać sztabki metalu cięższego od platyny, lżejszego od wody, to znowu przezroczystego... Wokulski oglądał je, ważył, ogrzewał, kuł, przepuszczał przez nie prąd elektryczny, ciął nożycami. Na próbach tych zeszło mu parę godzin; w rezultacie jednak przekonał się, że przynajmniej pod względem fizycznym ma do czynienia z autentycznymi metalami. Skończywszy próby Wokulski wyczerpany upadł na fotel;

Geist pochował swoje okazy, zamknął szafę i śmiejąc się zapytał:

- No i cóż: fakt czy złudzenie?

- Nic nie rozumiem - szepnął Wokulski ściskając rękoma skronie - głowa mi pęka!... Metal trzy razy lżejszy od wody... niepojęta rzecz!... - Albo metal o jakie dziesięć procent lżejszy od powietrza, co?

Śmiał się Geist.

- Ciężar gatunkowy obalony... prawa natury podkopane, co?... Cha! cha! Nic z tego wszystkiego.

Prawa natury, o ile je znamy, nawet przy moich metalach pozostaną nietknięte. Rozszerzą się tylko nasze pojęcia o własnościach ciał i ich budowie wewnętrznej, no i rozszerzą się granice ludzkiej techniki.

- A ciężar gatunkowy? - spytał Wokulski.

- Posłuchaj mnie - przerwał mu Geist - a wnet zrozumiesz, na czym polega istota moich odkryć, chociaż, pośpieszam dodać, naśladować ich nie potrafisz. Tu nie ma ani cudów, ani oszustwa; tu są rzeczy tak proste, że pojąć je mógłby uczeń szkoły elementarnej. Wziął ze stołu stalowy sześcian i podawszy go Wokulskiemu mówił:

- Oto jest decymetr sześcienny, pełny, odlany ze stali; weź go w rękę, ile waży?

- Z osiem kilogramów... Podał mu drugi sześcian tej samej wielkości, również stalowy, pytając:

- A ten ile waży? - No, ten waży z pół kilograma:.. Ale on jest pusty... - odparł Wokulski.

- Doskonale! A ta sześcienna klatka ze stalowego drutu ile waży? - spytał Geist podając ją Wokulskiemu.

- Ta waży kilkanaście gramów...

- Otóż widzisz - przerwał Geist. - Mamy trzy sześciany tej samej wielkości i z tego samego materiału, które jednak są nierównej wagi. A dlaczego? Gdyż w pełnym sześcianie jest najwięcej cząstek stali, w pustym mniej, a w drucianym najmniej. Wyobraź więc sobie, że udało mi się zamiast pełnych cząstek budować klatkowate cząstki ciał, a zrozumiesz tajemnicę wynalazku. Polega on na zmianie budowy wewnętrznej materiałów, co nawet dla dzisiejszej chemii nie jest żadną nowością. Cóż, jakże tam?...

- Kiedy widzę okazy, wierzę - odparł Wokulski - kiedy pana słucham, rozumiem. Ale gdy wyjdę stąd...

Rozłożył ręce w sposób desperacki. Geist znowu otworzył szafę, poszukał i wydobywszy mały skrawek metalu, barwą przypominającego mosiądz, podał Wokulskiemu

(4)

- Weź sobie to jako amulet przeciw powątpiewaniu o moim rozumie czy prawdomówności. Ten metal jest około pięciu razy lżejszy od wody, dobrze więc będzie ci przypominał naszą znajomość. Przy tym - dodał śmiejąc się - ma on wielką zaletę: nie obawia się żadnych odczynników chemicznych... Prędzej zniknie, aniżeli zdradzi mój sekret...

Ćwiczenia:

1. Wypisz z tekstu słowa i wyrażenia związane z techniką, których znaczenia nie rozumiesz. Czy ktoś w klasie potrafi je wyjaśnić?

2. Czy potrafisz wytłumaczyć, na czym polega eksperyment profesora Geista? Co Geist chce osiągnąć? Co można by zrobić (jakie urządzenia techniczne), gdyby to się udało?

3. Czy wiesz, kiedy powstała Lalka, powieść, z której pochodzi ten fragment? Jakich urządzeń technicznych wtedy nie było? Co było marzeniem ludzi? Jak później te marzenia zrealizowano? Czy myśl techniczna i naukowa poszła tropem profesora Geista, czy przybrała inny kierunek?

4. Gdyby profesor Geist żył w XXI wieku, jak wyglądałoby jego laboratorium? Jakie eksperymenty by przeprowadzał? Nad czym by pracował? W co nie mógłby uwierzyć Wokulski? Spróbuj zamienić ten tekst na tekst współczesny.

[4. ]Wokulski w Paryżu na seansie hipnozy:

Weszli na drugie piętro do salonu urządzonego równie bogato jak inne w tym hotelu. Większą jego część już zapełniali widzowie starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, ubrani elegancko i bardzo zajęci profesorem Palmierim, który właśnie kończył krótką prelekcję o magnetyzmie. Był to mężczyzna średnich lat, zwiędły, brunet, z rozczochraną brodą i wyrazistymi oczyma. Otaczało go parę przystojnycb kobiet i kilku młodych mężczyzn o twarzach mizernych i apatycznych.

-To są media - szepnął Jumart.

-Na nich Palmieri pokazuje swoje sztuki.

Widowisko, trwające około dwu godzin, polegało na tym, że Palmieri za pomocą wzroku usypiał swoje media, w taki jednak sposób, że mogły one chodzić, odpowiadać na pytania i wykonywać rozmaite czynności. Prócz tego uśpieni przez magnetyzera w miarę jego rozkazów objawiali bądź niezwykłą siłę muskularną, bądź jeszcze niezwyklejszą nieczułość lub nadwrażliwość zmysłów. Ponieważ Wokulski pierwszy raz widział podobne zjawiska i bynajmniej nie ukrywał niedowierzania, więc Palmieri zaprosił go do pierwszego rzędu krzeseł. Tu po kilku próbach Wokulski przekonał się, że zjawiska, na które patrzy, nie są kuglarstwem, lecz polegają na jakichś nieznanych właściwościach systemu nerwowego. Ale najwięcej zajęły, a nawet przeraziły go dwa doświadczenia mające pewien związek z jego własnym życiem. Polegały one na wmawianiu w medium rzeczy nieistniejących. Jednemu z uśpionych podał Palmieri korek od karafki mówiąc, że podał mu różę. W tej chwili medium zaczęło wąchać korek okazując przy tym wielkie zadowolenie.

- Co pan robisz? - zawołał Palmieri do medium - wszakże to asafetyda...

(5)

I medium natychmiast z obrzydzeniem odrzuciło korek wycierając ręce i narzekając, że cuchną.

Innemu podał chustkę do nosa, a gdy powiedział mu, że chustka waży sto funtów, uśpiony począł uginać się, drżeć i potnieć pod jej ciężarem. (...) Wokulski uciekł z sali straszliwie rozdrażniony.

„A więc wszystko jest kłamstwem!... Rzekome wynalazki Geista i jego mądrość, moja szalona miłość i nawet ona... Ona sama jest tylko złudzeniem oczarowanych zmysłów... Jedyną rzeczywistością, która nie zawodzi i nie kłamie, jest chyba - śmierć...”

Ćwiczenia:

1. Czy wiesz, co to jest hipnoza? Czy potrafisz to wyjaśnić? Czy wierzysz w możliwość zahipnotyzowania człowieka? Jak oceniasz takie „eksperymenty” na ludziach?

2. Gdybyś mógł kogoś zahipnotyzować – co kazałbyś mu robić? Kogo być zahipnotyzował?

3. Zredaguj ogłoszenie o pokazie hipnozy profesora Palmierego. Spróbuj zachęcić do przyjścia.

4. Co to jest psychologia? Co sądzisz na jej temat? Czy i komu psycholog może pomóc?

5. Czy badania naukowe zawsze idą w dobrym kierunku? Czy potrafisz podać przykłady „złych”

wynalazków lub takich, które zostały potem użyte w złych celach?

6. Co sądzisz na temat badań nad zmianą człowieka poprzez ingerencję w kod genetyczny, wpływanie na podświadomość, operacje na mózgu itp.?

7. Jaka jest twoja wiedza i wiara na temat człowieka? Czy człowiek to tylko „układ nerwowy”, na który można wpływać, czy coś więcej?

Praca domowa

Czy znasz wydarzenia związane z tymi wynalazkami:

tragiczną śmierć inż. S. Wigury i pilota Franciszka Żwirki w wypadku lotniczym na RWD wracających z zawodów lotniczych we Francji,

historię pierwszej operacji przy użyciu lampy naftowej w szpitalu we Lwowie, losy pamięci o Polakach, którzy złamali szyfr Enigmy,

rolę junaka, syreny i poloneza w historii polskiej motoryzacji,

losy przemysłu naftowego w Galicji, też na terenie dzisiejszej Ukrainy: w Samborze, Stryju, Drohobyczu ?

(6)

Temat: Deformacje rzeczywistości (3h)

Fragmenty Sklepów cynamonowych:

W sobotnie popołudnia wychodziłem z matką na spacer. Z półmroku sieni wstępowało się od razu w słoneczną kąpiel dnia. Przechodnie, brodząc w złocie, mieli oczy zmrużone od żaru, jakby zalepione miodem, a podciągnięta górna warga odsłaniała im dziąsła i zęby. I wszyscy brodzący w tym dniu złocistym mieli ów grymas skwaru, jak gdyby słońce nałożyło swym wyznawcom jedną i tę samą maskę - złotą maskę bractwa słonecznego; i wszyscy, którzy szli dziś ulicami, spotykali się, mijali, starcy i młodzi, dzieci i kobiety, pozdrawiali się w przejściu tą maską, namalowaną grubą, złotą farbą na twarzy, szczerzyli do siebie ten grymas bakchiczny - barbarzyńską maskę kultu

pogańskiego. Rynek był pusty i żółty od żaru, wymieciony z kurzu gorącymi wiatrami, jak biblijna pustynia. Cierniste akacje, wyrosłe z pustki żółtego placu, kipiały nad nim jasnym listowiem, bukietami szlachetnie uczłonkowanych filigranów zielonych, jak drzewa na starych gobelinach.

Zdawało się, że te drzewa afektują wicher, wzburzając teatralnie swe korony, ażeby w patetycznych przegięciach ukazać wytworność wachlarzy listnych o srebrzystym podbrzuszu, jak futra szlachetnych lisic. Stare domy, polerowane wiatrami wielu dni, zabawiały się refleksami wielkiej atmosfery, echami, wspomnieniami barw, rozproszonymi w głębi kolorowej pogody. Zdawało się, że całe generacje dni letnich (jak cierpliwi sztukatorzy, obijający stare fasady z pleśni tynku) obtłukiwały kłamliwą glazurę, wydobywając z dnia na dzień wyraźniej prawdziwe oblicze domów, fizjonomię losu i życia, które formowało je od wewnątrz. Teraz okna, oślepione blaskiem pustego placu, spały;

balkony wyznawały niebu swą pustkę; otwarte sienie pachniały chłodem i winem. (…) Zresztą rynek był pusty. Oczekiwało się, że przed tę sień sklepioną z beczkami winiarza podjedzie w cieniu

chwiejących się akacyj osiołek Samarytanina, prowadzony za uzdę, a dwóch pachołków zwlecze troskliwie chorego męża z rozpalonego siodła, ażeby go po chłodnych schodach wnieść ostrożnie na pachnące szabasem piętro. Tak wędrowaliśmy z matką przez dwie słoneczne strony rynku, wodząc nasze załamane cienie po wszystkich domach, jak po klawiszach. Kwadraty bruku mijały powoli pod naszymi miękkimi i płaskimi krokami - jedne bladoróżowe jak skóra ludzka, inne złote i sine, wszystkie płaskie, ciepłe, aksamitne na słońcu, jak jakieś twarze słoneczne, zadeptane stopami aż do niepoznaki, do błogiej nicości. Aż wreszcie na rogu ulicy Stryjskiej weszliśmy w cień apteki. Wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała chłód balsamów, którym każde cierpienie mogło się tam ukoić. I po paru jeszcze domach ulica nie mogła już utrzymać nadal decorum miasta, jak chłop, który wracając do wsi rodzimej, rozdziewa się po drodze z miejskiej swej elegancji,

zamieniając się powoli, w miarę zbliżania do wsi, w obdartusa wiejskiego. Przedmiejskie domki tonęły wraz z oknami, zapadnięte w bujnym i zagmatwanym kwitnieniu małych ogródków. Zapomniane przez wielki dzień, pleniły się bujnie i cicho wszelkie ziela, kwiaty i chwasty, rade z tej pauzy, którą prześnić mogły za marginesem czasu, na rubieżach nieskończonego dnia. Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji. Ale naiwne przedmiejskie dzwonki i perkalikowe, niewybredne kwiatuszki stały bezradne w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach, bez zrozumienia dla wielkiej tragedii słonecznika.

Ćwiczenia:

(7)

1. Co w tym tekście zostało zdeformowane? Spróbuj te zjawiska jakoś uporządkować według czasu i przestrzeni. Jak byłoby normalnie? Spróbuj pozamieniać zdania ze „zdeformowanymi” zjawiskami na zdania racjonalne. Czy „nowe dzieło” jest ciekawe? A czy podobało Ci się zdeformowanie oryginału?

2. Czy wiesz, co to są wrażenia? Czy wiesz co to są wrażenia obiektywne (obiektywizm) i subiektywne (subiektywizm)? Czy słyszałeś coś kiedyś o teoriach poznania – jak poznajemy świat?

Czy masz zdanie na ten temat?

3. Czy potrafiłbyś poetycko zdeformować jakieś wrażenia, których doznajesz po wyjściu ze swojego domu? Nie bój się parodii i humoru – baw się językiem i literaturą!

Fragmenty Ferdydurke

We wtorek zbudziłem się o tej porze bezdusznej i nikłej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt nie zdążył jeszcze zacząć się na dobre. (…) Na jawie byłem równie nie ustalony, rozdarty – jak we śnie. Przeszedłem niedawno Rubikon nieuniknionego trzydziestaka (…), z metryki, z pozorów wyglądałem na człowieka dojrzałego, a jednak nie byłem nim – bo czymże byłem? (…) Rówieśnicy, którzy już się pożenili oraz pozajmowali określone stanowiska (…) odnosili się do mnie z uzasadnioną nieufnością. Ciotki moje (…) usiłowały na mnie wpływać, abym się ustabilizował jako ktoś, a więc jako adwokat albo jako biuralista – nieokreśloność moja była im niezwykle przykra, nie wiedziały, jak rozmawiać ze mną nie wiedząc, kim jestem (…). Ach, stworzyć formę własną! Przerzucić się na zewnątrz! Wyrazić się! Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie zrobiony mi! (…)

Wyciągam papier z szuflady i oto poranek nastaje, słońce zalewa pokój, służąca wnosi ranną kawę i bułeczki, a ja (…) zaczynam pisać pierwsze stronice dzieła mojego własnego, takiego jak ja,

identycznego ze mną, wynikającego wprost ze mnie (…), gdy nagle dzwonek się rozlega, służąca otwiera, we drzwiach ukazuje się T. Pimko, doktor i profesor, a właściwie nauczyciel, kulturalny filolog z Krakowa (…). (…) Rzuciłem się na moje teksty zakrywając je całym ciałem, lecz on usiadł, wobec czego i ja musiałem usiąść (…). I siedząc, przez stół sięgnął po papiery, przy czym nałożył binokle, i siedział. (…) Po co tu przyszedł? Po co siedział, po co ja siedziałem? (…) On siedział z sensem (bo czytał), a ja bez sensu siedziałem. Uczyniłem kurczowy wysiłek, by powstać, lecz właśnie w tym momencie spojrzał na mnie spod binokli pobłażliwie i nagle – zmalałem, noga stała się nóżką, ręka – rączką, osoba – osóbką, istota – istotką, dzieło – dziełkiem, ciało – ciałkiem, on zaś wzrastał i siedział spoglądając oraz czytając skrypt mój na wieki wieków amen – siedział. (…) Wreszcie rzekł:

- No, Józiu, chodź, pójdziemy do szkoły. (…)

Wziął mnie za rękę i wyprowadził z domu, a na ulicy domy stały i ludzie chodzili! (…) Banalnie zbelfrzony drobię u boku belfra olbrzymiego, który bełkocze jeno:

- Cip, cip, kurka… (…)

- Profesorze – rzekł Pimko – oto mały Józio, którego pragnąłbym wpisać w poczet uczniów szóstej klasy, Józiu, przywitaj się z panem profesorem. (…)

Uczniowie chodzili. Jedni dawali sobie sójki albo prztyczki – inni z głowami w ksiażkach kuli coś bez przerwy, palcami zatykając uszy, jeszcze inni przedrzeźniali się albo podstawiali nogi, a wzrok ich błędny i tumanowaty ślizgał się po mnie nie odkrywając mego trzydziestaka. (…)

- Kolega pozwoli – zacząłem – Jak kolega widzi, nie jestem…

(8)

Lecz ten krzyknął:

- Patrzcie! Novus kolegus!

Obskoczyli mnie, któryś wrzasnął: - Gwoliż jakim złośliwym kaprysom aury waszmość dobrodzieja persona tak późno w budzie się pojawia? (…)

Ćwiczenia:

1. Jak oceniasz takie literackie „wygłupy”? Czy można nimi wyrazić więcej, niż logicznym tekstem?

Co chciał wyrazić autor? Czy istnieje jakaś „obiektywna” fabuła przytoczonego fragmentu?

2. Opracowania literackie mówią o dwu najważniejszych sensach (przesłaniach) dzieła: człowiek nie może istnieć bez jakiejś maski (u Gombrowicza gęby), którą to „przyprawiają” mu inni. Przed takim przyprawieniem gęby (u Gombrowicza upupieniem) nie ma ucieczki: po zdjęciu masek powstaje chaos, ale za chwilę znów pojawiają się nowe maski – człowiek wchodzi w jakąś rolę: np. ucznia (najlepszego w klasie, słabego, niegrzecznego, grzecznego…), studenta, dziecka w domu, nauczyciela, dyrektora itd. Jak myślisz, czy to prawda? W jakiej Ty jesteś roli? Czy dobrze Ci w niej? Czy

próbowałeś kiedyś zmienić swoją rolę (lub zmieniono ją za Ciebie?) Fragment Szewców

AKT PIERWSZY

Scena przedstawia warsztat szewski (może być dowolnie fantastycznie urządzony) na niewielkiej przestrzeni półkolistej. Na lewo trójkąt zapełniony kotarą wiśniowego koloru. W środku trójkąt ściany szarej z okrągławym okienkiem. Na prawo pień wyschłego pokręconego drzewa - między nim a ścianą trójkąt nieba. Dalej na prawo daleki krajobraz z miasteczkami na płaszczyźnie. Warsztat umieszczony jest wysoko ponad doliną w głębi, jakby na górach wysokich był postawiony. Sajetan w środku, dwaj Czeladnicy po bokach, I na lewo, II na prawo, pracują przy warsztacie. Z daleka

dochodzi huk samochodów czy czort wie czego zresztą i ryki syren fabrycznych.

SAJETAN kując młotem jakieś buty Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy.

Hej! Hej! Kuj podeszwy! Kuj podeszwy! Skręcaj twardą skórę, łam sobie palce! A, do diabła - nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy! Książęce buciki! Tylko ja, wieczny tułacz, tym się tułający, że do miejsca zawsze przykuty. Hej! Kuj podeszwy dla tych ścierw! Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy - nie!

I CZELADNIK przerywa mu

Czy wy byście mieli odwagę zabić ją?

II Czeladnik przestaje kuć podeszwy i pilnie nasłuchuje.

SAJETAN

Dawniej tak - teraz nie! Hej! Wywija młotem.

II CZELADNIK

(9)

Nie mówcie tak ciągle "hej", bo mnie to drażni.

SAJETAN

Mnie gorzej drażni, że buty dla nich robię. Ja, który mógłbym być prezydentem, królem tłumu - choć chwilę, choć jedną małą chwilkę. Lampiony, girlandy i słowa wokół lampionów głów, a ja, nędzny, brudny wszarz ze słońcem w piersi, błyszczącym jak tarcza złota Heliodora, jak sto Aldebaranów i Weg - ja nie umiałem mówić. Hej! Wywija miotem.

I CZELADNIK Czemu nie umiecie?

SAJETAN

Nie dali. Hej! Bali się.

II CZELADNIK

Jeszcze raz powiecie "hej", a pójdem sobie od roboty precz. Nie macie pojęcia, jak mnie to drażni.

A propos: a kto to Heliodor?

SAJETAN

Jakasi fikcyjna będzie postać - a może mój wymysł - już nie wiem nic. I tak bez końca. Jedna chwila...

Nie wierzę już w żadną rewolucję. Samo słowo wstrętne jest jak karaluch abo i prusak czy wesz. Bo wszystko obraca się przeciw nam. Nawóz jesteśmy, jako ci dawni królowie i inteligencja w stosunku do totemowego klanu - nawóz!

II CZELADNIK

Dobrze, żeście nie rzekli "hej" - a to ubiłbym was. Nawóz bo nawóz, ale oni dobrze żyli. Ichnie dziwki nie śmierdziały tak jak nasze, sturba ich suka malowana, dziamdzia ich szać zaprzała! O Jezu!

SAJETAN

Już wszystko tak zbrzydło na tym świecie, że więcej o niczym gadać nie warto. Kona ona ludzkość pod gniotem cielska gnijącego, złośliwego nowotwora kapitału, na którym, nikiej putryfakcyjne owe bąble, faszystowskie rządy powstają i pękają, puszczając smrodliwe gazy zagniłej w sobie, w sosie własnym, bezosobowej ciżby ludzkiej. Już nic gadać nie trzeba. Wszystko je wygadane do cna. Czekać trzeba, aż się zrobi i robić, ile kto może. Czy nie jesteśmy ludzie? Może ludzie to tylko oni - a my tylko bydlęce ścierwa, z takimi wicie, Panie Święty, epifenomenami, by się jeszcze gorzej męczyć i na ich uciechę skowytać. Hej! Hej! (wali młotem w co popadło) A oni myślą tak na pewno, brzuchacze zacygarzone, ociekające takim śliskim koktejlem z ichniej rozkoszy i naszej smrodliwej, beznadziejnej w swej męce.

Hej! Hej! II CZELADNIK Takeście to mądrze rzekli, że nawet to wstrętne "hej" mnie nie raziło.

Przebaczyłem wam. Ale więcej tego nie róbcie - niech was ręka Boska broni. SAJETAN nie zwracając na to uwagi A to jest najgorsze, że praca nigdy nie ustanie, bo się nie cofnie ta, psiamać, machina społeczna. Ta będzie tylko pociecha, że wszyscy, jako jeden wstrętny mąż, z zapamiętaniem nieprzytomnym orać będą, że nie będzie nawet takich próżniaków...

(10)

ICZELADNIK domyślnie

Tych na naczelnych stanowiskach kontrolnych?

SAJETAN

Toś ty to sobie też myślał, brachu? Hej! Ale jak tu porównać dwa mózgi? Nie porównać - choć i to trudno - ale zrównać. Otóż pracować będą tak samo - chodzi o tę nieprzyjemność. Teraz jeszcze za dużo frajdy mają te dranie, bo jest twórczość - hej! A i ja też mogę nowy fason wymyślić, chociaż to już nie to - nie. Nie to! nie to! Zanosi się płaczem. I CZELADNIK Bidny majster! Chce mu się, aby robota była równocześnie mechaniczna i żeby duchem tę mechanikę wyosobliwiać, jak te dawne muzykanty i malarze swoje wydzieliny, w unikaty osobowego przejawu. Czy ja mówię bez sensu?

II CZELADNIK

Nie - tylko obco. Ja to bardziej swojsko wypowiem. A może nie warto? (pauza; nikt go nie zachęca;

mówi jednak) Przykra pauza. Nikt mnie nie zachęca. Gadać jednak będę, bo mi się tak chce, że wytrzymać nie zdolen jezdem, wicie. Przyjdzie dziś pewno tu księżna ze swoim prokuratorskim psem i gadać będzie też i wiercić nama otworki w metafizycznych pępkach, jak to uni, ci pysni panowie nazywają w sobie te cukierki, co u nas wrzodami swędzącymi są i zostaną. To się wyraża w sprzecznościach, których nijak osiągnąć nie można - to są te rzeczy, ta sakra ich suka, ślachcickie odpadki, co oni nazywają swymi metafizycznymi przeżyciami. Łechcą sobie nimi spasione brzuchy, a każdy taki łecht nasyconego bydlaka to nasz ból w kiszkach. Chciałem mówić, wicie, i powiem: żyć i umrzeć, zacisnąć się w główkę od szpilki i rozprzestrzenić się na cały świat; puszyć się i tarzać w prochu... (nagła pustka we łbie nie pozwala mu mówić dalej) Nic więcej nie powiem, bo mi się nagle pusto we łbie zrobiło, jak w stodole, jak w gumnie.

Ćwiczenia:

1. Czy potrafisz powiedzieć, o co chodzi w tym fragmencie? Jakie fakty są tu przedstawione? Na ile tego typu tekst daje się otworzyć racjonalnym kluczem interpretacji? Jak czytać takie teksty?

2. Wyraź swoją ocenę przeczytanego fragmentu: na gorąco (nieoficjalnie, do kolegi) i oficjalnie do nauczyciela. Użyj epitetów (które pasują do której sytuacji?): super, ekstra, rewalacja, wspaniały, cudowny, odlotowy, beznadziejny, fajny, katastrofa, masakra, klęska, dno, niezbyt udany, nudny, nieinteresujący, ciekawy. Następnie uzasadnij swoją ocenę: co będziesz oceniał w dramacie?

3. Czy wiesz, że S.I. Witkiewicz – Witkacy miał teorię czystej formy, w której dowodził, że w teatrze nie jest ważna logika, sens wydarzeń, ani treść, ale sama gra, która ma dawać przeżycia estetyczne.

Jak oceniasz takie założenia? Czy przeczytasz Szewców do końca? A może wybierzesz się (lub pooglądasz na video) na jakąś inną sztukę Witkacego?

4. Czy znasz biografię Witkacego i wiesz, jaki jest jego związek z Ukrainą?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Be fond of- lubić coś, mieć do czegoś słabość Be hopeless at- być beznadziejnym w czymś Be brilliant at-być świetnym z czegoś. Be interested in- być

Dziś proszę Was o wykonanie dwóch ćwiczeń w celu poćwiczenia wcześniejszego tematu, czyli pierwszego okresu warunkowego..

a) rodzice są odpowiedzialni za uzależnianie się dzieci od mediów cyfrowych. b) dzieci nie powinny oglądać bajki „Świnka Peppa”. c) założenie konta na Facebooku to dobry

Nie da się bowiem ukryć, że jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym, czyli takim, w którym wyznacznikiem człowieczeństwa stają się posiadane przez nas rzeczy..

Nauka języków to świetna sprawa! Każdy chce a) byś jeszcze szybciej i łatwiej się ich uczył. Oto kilka rad, co zrobić, a) jak łatwiej uczyłoby się języków. b) więc

(…) [7] Noc musiała być już późna, pierwsze kury zaczęły piać, gdy naraz Boryna poruszył się na łóżku jakby przecykając, wraz też i księżyc uderzył w szyby i

Do górnego dna były przytwierdzone jakieś aparaty: jeden podobny do klapy bezpieczeństwa, spod której od czasu do czasu wydobywał się obłoczek pary i szybko niknął

Dziś proszę Was o wykonanie następujących zadań (KTO MA MOŻLIWOŚĆ DRUKUJE- KTO NIE, PRZEPISUJE ODP DO ZESZYTU).. ZAD 2- UZUPEŁNIJ ZDANIA SŁÓWKAMI PYTAJĄCYMI KTÓRE SĄ