• Nie Znaleziono Wyników

Lubartowiak : miesięcznik poświęcony wychowaniu młodzieży starszej. R. 6, nr 24 (1937)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Lubartowiak : miesięcznik poświęcony wychowaniu młodzieży starszej. R. 6, nr 24 (1937)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

DWUTYGODNIK POŚWIĘCONY SPRAWOM POWIATU LUBARTOWSKIEGO

W śró d n o c n e j c is z y ...

Zapada noc. Wczesna noc grudniowa. Na ciem­

nym, prawie czarnym niebie wybłyskuje pierwsza gwiazda... Jest niewielka, jak gdyby zagubiona na olbrzymim niebie, ale tak złocista, tak promienna, że przy jej blasku pobladły naraz i zszarzały ośle­

piające neony wielkich miast, świetliste kręgi elek­

trycznych lamp, światła latarń... 1 przez chwilę zda­

ło się, że świat cały zatonął w ciszy i mroku, przez jedną chwilę nie było na ziemi innego światła, jak tylko światło gwiazdy, pierwszej gwiazdy, co tej nocy wigilijnej rozbłysła na ciemnym firmamencie niebios, by zwiastować nam, że narodził się Zba­

wiciel.

Błyszczy pierwsza gwiazda. Tak jak wówczas, przed blisko dwudziestu wiekami, gdy dopełnił się cud w ubogiej betleemskiej stajence i Bóg zstąpił na świat. Za kolebkę służył mu żłób, a wół i osio­

łek swymi ciepłymi oddechami ogrzewały Jego zmarznięte ciałko. Jezus, Syn Boży, który grzechy nasze wziął na się, abyśmy mogli być zbawieni.

Miłość gorącą falą zalewa nam serca, miłość do tego nowonarodzonego Dzieciątka. Staje nam naraz przed oczami wszystko, czym zawiniliśmy wobec Niego... Bo w tę świętą noc, chcielibyśrny mieć czyste i jasne serca, godne tego, by móc je złożyć Zbawicielowi w darze.

Zasiadamy do wigilijnego stołu. Co roku gro­

madzimy przy nim wszystkich tych, co są nam naj­

bliżsi, wszystkich, których kochamy. Dzielimy się opłatkiem... Ileż to kłótni i waśni zaprzestano, łam­

iąc się z wrogiem opłatkiem, ileż to pychy zrzuco­

no z serca w ten wieczór, gdy możni tego świata dzielą się opłatkiem z maluczkimi — któżby to zliczył?

Płoną świeczki na choince. Płoną tak samo na małej choineczce w suterynie, jak na olbrzymim

drzewku, zdobiącym róg salonu w pałacu. Bo Zba­

wiciel dla wszystkich jednako się urodził, wszystkich jednako ukochał.

Piękne są wigilijne tradycje, piękne i głębo­

kie. Zachowywane są też. z ogromnym pietyzmem w każdym polskim domu. Jednoczą one, zespalają ro­

dziny, są mocnym węzłem, łączącym ze sobą ludzi, są 7,aws'c jasnym, pięknym wspomnieniem w chwi­

lach smutku i osamotnienia. Ileż razy, gdy było nam źle, wracał śmy myślą do chwil dzieciństwa, do radosnych świąt Bożego Narodzenia, jakie mie­

liśmy w domu! W noc wigilijną nic może być ludzi smutnych, nic może być zwątpiałych i nieszczęśli­

wych. Bo przecież w? tę noc narodził się nam Zba­

wiciel.

Płoną różnokolorowe świeczki. Chwiejne pło­

myki migoczą na szklistej powierzchni błyszczących szklanych kul, ozłacają barwne łańcuchy, wymyślne cacka, delikatne „włosy anielskie”, którymi przy­

strojona jest choinka. U stóp choinki bawią się dzie­

ci tylko co otrzymanymi zabawkami. A starsi?

A ludzie dorośli?

Patrzą na płonące Boże drzewko. I czują się znów młodzi, beztroscy i... szczęśliwi. Mają czyste serca i uskrzydlone dusze. Przez ten jeden, jedyny wieczór. Wieczór wigilijny.

A nad ośnieżonymi polami, lasami pokrytymi szronem, nad ziemią zamarłą w oczekiwaniu -- płynie pieśń.. Pieśń nieuczona, kolęda prosta, lecz jakże porywająca. Kolęda co z razu cicha, rośnie, potężnieje, wzmaga się, by ogarnąć ciepłymi, jak dłonie matczyne, tonami kołysanki cały świat:

W śród nocnej ri«zy G los rozchodzi

Spitjszeie pasterze Bóg «i<J nam rodzi...

K ubę.

Najlepsze życzenia składa swym czytelnikom, przyjacio- Czasopismo

WESOŁYCH ŚWIĄT łom i współpracownikom r e d a k c j i „LUB ARTO WIA K“

(2)

Str. 2 LUBARTOWIAK

24 Nr. 23

Od społeczeństwa Lubartowa i całego powiatu

z a le ż y z o r g a n iz o w a n ie g im n a z ju m w L u b a r to w ie .

Jedną z najbardziej palących potrzeb na polu szkolnictwa zarówno dla miasta jak i dla całego prawie powiatu Lubartowskiego jest sprawa zało­

żenia w Lubartowie szkoły średniej.

Konieczność zaspokojenia tej potrzeby uzna­

wał rząd rosyjski, zakładając przed wojną gimnaz­

jum państwowe, które po nastaniu niepodległości utrzymano i przekształcono na gimnazjum prywat­

ne. Gimnazjum to, jak długo cieszyło się dobrą o- pinią, miało dość poważną frekwencję. W latach swego rozkwitu liczyło ponad 300 uczni i posiadało wszelkie prawa zakładu państwowego, a nawet spodziewano się jego upaństwowienia. Niestety wskutek niefortunnego prowadzenia zakładu, tak pod względem pedagogicznym jak i administracyj­

nym oraz zbiegu innych niesprzyjających okolicz­

ności — gimnazjum poczęło chylić się ku upadko­

wi i wreszcie z końcem roku szkolnego 1932/33 zostało przez władze zamknięte. W ten sposób zo­

stała całemu społeczeństwu wyrządzona niepoweto­

wana krzywda, gdyż uniemożliwiono szerszym war­

stwom korzystanie z dobrodziejstwa posiadania w mieście powiatowym szkoły średniej.

Obecnie w związku z przeprowadzeniem refor­

my ustroju szkolnictwa średniego, brak gimnazjum i daje się jeszcze bardziej dotkliwie odczuć. Dzisiej- ! sze bowiem gimnazjum jest zakładem, dającym taki zasób wiedzy, który w obecnym stanie nauki po- j trzebny jest w każdym zawodzie i bodajże każdemu oświeceńszemu obywatelowi. Dowodem tego jest stosunkowo duża ilość młodzie-y szkolnej z Lubar­

towa i powiatu Lubartowskiego, która uczęszcza do i szkół średnich w Lublinie. Ponad sto uczniów i li­

czenie dojeżdża codziennie do Lublina, nie licząc tych, którym warunki pozwalają na stałe tam za­

mieszkanie.

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że uczęsz­

czają do szkół tych tylko dzieci rodziców zamoż­

niejszych, którzy mogą sobie pozwolić na stosun­

kowo wysokie opłaty za naukę i równie wysokie koszty utrzymania w Lublinie względnie na koszty codziennego dojazdu. Założenie gimnazjum w Lu­

bartowie umożliwiłoby też warstwom mniej zamoż­

nym posyłanie dzieci do szkoły średniej, Naprzyk- ład utrzymanie dziecka rolnika z Pałecznicy czy Kamionki w gimnazjum w Lubartowie będzie rze­

czą zupełnie możliwą, podczas gdy koszty posyła­

nia do szkoły w Lublinie, zgóry to uniemożliwiają.

Pozatym gra rolę też łatwość komunikowania się z miastem powiatowym, możliwość częstszego widy­

wania się oraz bliższy kontak z dziećmi i gronem nauczycielskim. Uniknie się też tak męczącego i szkodliwego dla zdrowia młodzieży, codziennego dojeżdżania do Lublina. Ogólnie wiadomym jest, ze około 70°/o dojeżdżającej młodzieży do szkoły zała­

muje się, co stanowi bardzo poważny uszczerbek w naszym dorobku kulturalnym.

Nadmienić należy, że Lubartów zdaje się być jedynym miastem powiatowym w Polsce, w którym niema szkoły średniej. Bliskość Lublina zagadnie-

nienia tego rozwiązać nie może, gdyż — jak wie­

my — wszystkie gimnazja w Lublinie są już w ro­

ku bieżącym przepełnione. Trzeba się liczyć z tym, że w latach następnych sytuacja poprawie nie uleg­

nie, lecz przeciwnie napływ uczni będzie coraz licz­

niejszy tak, że gimnazja lubelskie nie będą w sta­

nie przyjmować uczniów z poza Lublina.

W zrozumieniu tego, dały się odczuć w spo­

łeczeństwie zarówno miasta jak i powiatu coraz liczniejsze i przybierające na sile prądy za utworze­

niem gimnazjum w Lubartowie.

Ulegając tej powszechnej opinii zawiązał się w bieżącym miesiącu Tymczasowy Komitet Organi­

zacyjny Towarzystwa Przyjaciół Gimnazjum w Lu­

bartowie, w skład którego weszli: pp. Burmistrz J.

Jastrzębski — Przewodniczący, Ks. Kan. W. Goliń- ski — Wiceprzewodniczący, A. Augustynoplski — Sekretarz, mgr W. Niwicki — Skarbnik oraz człon­

kowie — ks. A. Szulc, sekr. E. Krzyk, mgr J.

Bielakowski, wójt J. Kiełczewski, S. Persyko, J. Ma- rzenta, A. Lalka i A. Walencik. Komitet ten wziął na siebie obowiązek zorganizowania T-stwa, które będzie miało za zadanie założyć i prowadzić gimnazjum koedukacyjne w Lubartowie.

Gimnazjum to zostałoby otwarte z nowym ro­

kiem szkolnym 1938/39. W pierwszym roku zostały­

by utworzone klasy 1 i 11 a w następnych latach przybyłyby stopniowo klasa III i IV. Staraniem T-stwa musiałoby być postawienie zakładu od sa­

mego początku na odpowiednio wysokim poziomie pedagogicznym co jednak uwarunkowane będzie posiadaniem potrzebnych środków materialnych.

Praca Komitetu w swoim stadium początko­

wym idzie w dwóch kierunkach:

1) zorganizowanie T-wa Przyjaciół Gimnazjum wg wzorowego statutu i zarejestrowanie go u władz administracyjnych. W tym celu Komitet zwraca się równocześnie do społeczeństwa o możliwie jaknajszerszy udział w pracy nad założeniem

Towarzystwa i

2) stworzenie silnych materialnych podstaw przez:

a) uzyskanie finansowego poparcia ze strony te ­ rytorialnych związków samorządowych.

b) zjednanie wśród społeczeństwa jaknajwiększej ilości członków, którzyby wydatnie poparli fi­

nansowo sprawę założenia i utrzymania gim­

nazjum.

Komitet apelując do społeczeństwa Lubartowa i całego powiatu, żywi niepłonną nadzieję, że spot­

ka się z pełnym zrozumieniem konieczności założe­

nia gimnazjum w Lubartowie, i że napewno nie braknie ani jednego mieszkańca powiatu, któryby u- chylił się od spełnienia obowiązku obywatelskiego.

Naszą wspólną ambicją winno być dołożenie jak- największych starań by to gimnazjum, z nowym rokiem szkolnym otworzyło swoje podwoje, by w swych murach kształciło młode pokolenie powiatu.

Gimnazjum w Lubartowie musi powstać, by nauka nie była przywilejem, czy luksusem.

(3)

Nr. 24 LUBARTOWIAK Str. 3

9

Boże Narodzenie - Święto Dziecka.

Kiedy na szybach okien srebrzyste kwiaty na­

kreśli mróz, — a liście drzew pokryją się białym j szronem, kiedy na placach i skwerach miejskich wy- i rosną pachnące lasy choinek, a śnieżna zamieć wy­

równa koleiny dróg wiejskich — nadchodzi najmil­

sze i najbogatsze w tradycje święto, święto dzieci i podarków, jarzących się dobrymi płomykami świe­

czek i białego, cieniutkiego opłatka.

Boże Narodzenie, obchodzone uroczyście pra­

wie, że we wszystkich krajach świata, znajduje w obrzędach i tradycji polskiej może najsilniejszy wy­

raz, stało się bowiem nie tylko świętem kościelnym, ale przede wszystkim świętem rodziny zasiadającej wspólnie do wieczerzy wigilijnej i łamiącej się o- płatkiem, który musi znajdować się w myśl tradycji również w każdej z podawanych potraw.

Niewiele jest ludzi, którzy by w długim szere- regu swoich wspomnień, radosnych czy smutnych, nie pamiętali chociaż o jednym z owych „bezgrzesz­

nych lat”, kiedy to z drżeniem w sercu oczekiwało się błyśnięcia pierwszej gwiazdki, drżało z ciekawo­

ści do spodziewanych podarunków i wierzyło, że układał je pod choinką Św. Mikołaj.

A przedświąteczny okres przygotowań! Lepie­

nie kolorowych łańcuchów, posrebrzanie szyszek, długie medytacje nad „gwiazdą” i wreszcie oczeki­

wany przez tyle dni moment zapalania świeczek — oto barwna mozajka przeszłości, tak ściśle związana z poezją polskiej zimy, brzękiem janczarów u sanek, parskaniem pędzących koni i bolesnym smętkiem ośnieżonych krzyżów na rozstajach dróg.

ł jeszcze jedno wspomnienie — kolenda. Jedy­

na i najpiękniejsza wśród wszystkich innych całego świata, polska kolenda, która za serce chwyta i rozrzewnia, jednakowo głośnym echem z „chat wiejskich i pałaców" wypływa, grzmotem organów uderza o stropy starych kościołów.

A kiedy naprawdę „wśród nocnej ciszy" roz­

pływa daleko głos, kiedy „Anieli grają, króle wita­

ją”, a Matka Boska w Betleem „lulajże Jezuniu, moja perełko” śpiewa, to nie tylko w Betleem i u pasterzy „wesoła nowina”, ale pod najuboższą na­

wet strzechą dobrze jest i wesoło, oczy pogodniej

patrzą w przyszłość, a serca ożywia wiara.

Polskie Boże Narodzenie pełne obrządków i tradycyj, chodzących z gwiazdami kolendników, z nieodzownymi potrawami z ryb i staropolskimi „ła­

mańcami z makiem” świętem zgody i miłości rodzi­

nnej nie powinno być i nie jest świętem wybranych, którzy w „dzisiejszych, ciężkich czasach” mogą sobie na nie pozwolić.

Aby było ono świętem wszystkich pamięta o tym szereg organizacji stowarzyszeń, pamiętają szkoły i internaiy, organizacje i instytucje. Dla tego dzięki nap. Polskiemu Białemu Krzyżowi nawet w najodległejszej strażnicy Korpusu Ochrony Pograni­

cza żołnierze otrzymują choinki i podarki, dla tego nie ma szkoły w Polsce, która nie urządza wspól­

nego opłatka, dla tego wreszcie nawet miasta mają swoje choinki.

Boże Narodzenie powinno być jednak przede- wszystkim świętem dzieci. Pamiętać o tym muszą nie tylko organizacje i stowarzyszenia, których dzia łalność siłą faktu jest ograniczona możliwościami fi­

nansowymi, ale ci wszyscy, których stać chociażby na najdrobniejszy podarek dla tej dużej rodziny naj­

młodszych dzieci, którymi tak chętnie otaczał się właśnie w Dzień Bożego Narodzenia Marszałek Pił­

sudski i które po tym stały długim szpalerem, od dworca wileńskiego aż do Ostrej Bramy, kiedy Ser­

ce Jego w srebrnej urnie niesiono.

Życie prędko pozbawia złudzeń i burzy szkla­

ne góry dziecinnych marzeń. Jeśli Święto Bożego Narodzenia kryje w sobie radosne uśmiechy — naj­

większa ich ilość powinna przypaść w udziale tej dziatwie, która nie otrzyma na święta dużych lalek i sprężynowych pociągów, która nie ma dziś ani ciepłych płaszczyków, ani całych rękawiczek.

Jeśli właśnie o tych najbiedniejszych będą pa­

miętali nie tylko członkowie charytatywnych orga- nizacyj, ale i ci, których stać na kupno kilku pre­

zentów dla swoich dzieci — może nie znajdzie się w dniu świąt Bożego Narodzenia owa dziewczynka z bajki Andersena, która wypaliła wszystkie sprze­

dawane na ulicy zapałki, wierząc, że aż tyle świe­

czek zapala na swojej choince.

HELENA MOROZEWCZOWA

Napad na kasę powiatową w Lubartowie.

<łn 7 s ie rp n ia 1905 r.

(dokończenie)

„Dla Ciebie Polsko"? ludzie starzy wyławiali z głębokich zakamarków pamięci jakieś zardzewia­

łe wspomnienia, niepokojące echa, powstawały myś­

lowe skojarzenia, tworząc więź łączącą przeżycia młodości z dniem dzisiejszym.

„Dla Ciebie Polsko”. Młodzież zrodzona w nie­

woli, zdumiona brzmieniem nieznanych jej słów, sta­

rała się uchwycić sens potężnej myśli rozumieć bez­

mierną siłę, którą daje taką Moc osobliwą, że się dla niej umiera. Młode oczy płonęły jak żagwie, py­

tania coraz szersze coraz bardziej w głąb sięgające,

szukały odpowiedzi i oto: prysł krąg nieświadomo­

ści...

To, co dotychczas uważali za normalne, zwy­

czajne, proste, codzienne prawidłowe, przeistoczyło się w poczucie krzywdy, w warunki niemożliwe da­

lej do zniesienia, w coś, z czym trzeba walczyć, zmagać się, bronić, nie ustępować, odzyskać za wszelką cenę.

Zamiast dawnych, beztreściwych gawęd, bez­

myślnych plotek, trywialnych żartów zaczęły się debaty, rozważania, refleksje, dysputy.,... a to, że rabunek jest zawsze rabunkiem, od trzewiczka do

(4)

Str. 4 LUBARTOW1AK Nr. 24 rzemyczka, że taka robota nasuwa wiele pokus, a

ludzie są słabi i ułomni, że celu nie osiągnięto, pieniędzy nie uzyskano, a zmarnowano życie ludzkie.

Inaczej nie może być, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, czas nagli, bez pieniędzy nie można nic zrobić, trzeba je zdobyć. Wszędzie już wre, a u nas cisza, musimy zbroić się, łączyć w szeregi, aby być gotowymi, gdy nadejdzie godzina działania.

Może innymi drogami iść do celu?

To dobre dla was starszych, ale my młodzi?

i t. d. i t. d.

Zaczęto się już przemawiać, sprzeczać, mło­

dzież krewka wilkiem patrzyła na ludzi o tempera­

mentach chłodniejszych, bardziej refleksyjnych, dzie­

lono się na grupy.

Już każda grupa spotykała się oddzielnie, każ­

da usiłowała zjednać sobie nowych zwolenników, powstała rywalizacja, przekonania wyraźnie się róż niczkowały, krystalizowały i oczywiście nie bez wpływów zewnętrznych (np. zebrania dyskusyjne odbywające się na strychach u D-ra Morozewicza i u p. Ryla) z tego chaosu wyłoniły się i zorgani­

zowały dwa stronnictwa polityczne Polskiej partii Socjalistycznej i Narodowej Demokracji.

Ludzie się rozgrzewali.... Koliberda raz wraz otrzymywał anonimowe wyroki śmierci, przyszły spory, walka o wpływy, kłótnie, nieporozumienia, nie tylko pomiędzy tymi dwiema grupami, często

w bliskiej rodzinie, między kolegami i starymi przyjaciółmi.

Jednak na terenie miasta Lubartowa nigdy nie doszło do ostrych starć, do brutalnych, krzywdzą­

cych wyczynów, do zażartych wybuchów zawiści partyjnych, tak pospolitych w owych czasach roz­

gorzałych namiętności.

Zdawało się iż po nad wszystkim promienio­

wały jak święty ogień nie zapomniane.

— Dla Ciebie Polskol

5-go czerwca 1906 r. w ciemny deszczowy wieczór na rogu bezimiennej uliczki i Lubelskiej, starszy strażnik Koliberda otrzymał strzał z tyłu w szyję. W trzy godziny zmarł, nie odzyskawszy przy­

tomności. Sprawcy nie wykryto.

Wielce Szanowny panie pośle Ludwiku Śle- dziński, proszę się nie martwić i nie wyrzucać so­

bie, iż przedwczesny wystrzał rewolweru w kiesze­

ni pana, obudził czujność kasjera, pomieszał wam szyki, spowodował zamieszanie i w konsekwencji nie udanie się wyprawy na kasę powiatową w Lu­

bartowie. Istotnie pieniędzy nie uzyskaliście, Alek­

sander Nankiewicz stracił młode życie, ale krew jego i śmiały wyczyn bojówki P. P. S. nie poszły na marne. Napad na kasę stał się epoką w życiu sennego miasta. Lubartów zbudził się by powstać i żyć.

KONIEC

Parafianie myślą

W dniu 5 grudnia 1937 r. odbyło się zebranie parafian, zorganizowane przez Tymczaowy Komitet Odnowienia Kościoła Parafialnego w Lubartowie, dla omówienia spraw związanych z odnowieniem Kościoła, oraz powołania Komitetu Wykonawczego.

Zebranie zagaił ks kan. w. Goliński po czym na przewodniczącego zebrania wybrano p. Starostę mgr T. lllukiewicza.

Po ukonstytuowaniu się prezydium referat okolicz­

nościowy wygłosił ks. Wł. Pardyka; referat tech­

niczny zaznajiniający zebranych z koniecznością od­

nowienia kościoła wygłosił inż. St. Rokita.

Po wypowiedzeniu się całego szeregu osób, uchwalona została rezolucja, którą kwestię odnowie­

nia Kościoła Parafialnego uznano za niezwykle pa­

lącą oraz postanowiono na ten cel dobrowolnie o- podatkować się w następujących wysokościach:

a) rolnicy po 50 gr. z 1 morga

b) pracownicy umysłowi i fizyczni 1/2 proc, poborów miesięcznych przez 6 miesięcy.

c) osoby o niestałym dochodzie proporcjonal­

nie do dochodu w/g norm ustalonych przez Wydział Wykonawczy,

W wyniku wyborów do Komitetu zostały p o ­ wołane następujące osoby:

Ks. Kanonik Goliński, p. starosta Tad. Illukie- wicz, p. burmistrz Jan Jastrzębski, Ks. mgr St. Nie- dźwiński, Ks. Wł. Pardyka, inż. St. Rokita, Krzyk Edward, mec. Kowalski Stanisław, mgr Niwicki Wacław, Dębicki Stefan, Kryński Kazimierz, Chro-

o swoim Kościele

miński Tadeusz, Kiełczewski Jan Wojciech, Derecki Józef s. Jana, Jabłoński Feliks, Belcarz Fr. s. Stani­

sława, Mazuś Andrzej, Racki Franciszek, Lalka A- leksander, Krupski Bronisław, Poznański Franc. s.

Bartłom., Charęziński Franciszek, Nawracki Czesław, Rodański Jan, Wójcik Jan, Romański Walery, Ko­

walczyk Mikołaj, Jezior Władysław, Derecki Stan, s. Karola, Marzęta Jan, Zmysłowski Jan, Szymankie­

wicz Kazimierz, Lipski Jan, Zajczak Franciszek, Góźdf Jakub, Gdula Karol, Urban Franciszek, Zmu­

da Wójcik, Bot Stanisław, Zarzycki Ignacy, Siero- czyński Kazimierz, Polichorski Jan, Włodarczyk Pa­

weł, Krajec Wawrzyniec.

K om isja R ew izy jn a .

p. Musiałkowski Wacław, p. Tkaczyk Boles­

ław, p. Kozakiewicz Ignacy, p. Gdula Jan, p. Bordzol Ignacy.

Do wydziału Wykonawczego powołane zosta­

ły następujące osoby:

Ks. Kan. Goliński (przewodu.), p, Jastrzębski burmistrz (wice przew.) p. Kryński Kazimierz (wice przew.) p. Kiełczewski Jan Wojciech (wice przew.) p. Derecki Józef (sekretarz), Krzyk Edward (zasl.

sekr.), p. mgr Niwicki W. (skarbnik), p. Starosta Illukiewicz T. p. Belcarz Fr. p. Jabłoński Feliks.

K om isja T ech n iczn a .

p. Mazuś Andrzej, p. jezior Władysław, p.

Racki Franciszek.

(5)

Nr. 23 LUBARTOWIAK Str. 5

W s p o m n ie n ie W i g i l i j n e .

„Mamusiu Kochana. Cały pułk odmówił złoże­

nia przysięgi. Rozumie Mamusia, że i ja nie mog­

łem i nie chciałem inaczej postąpić. Co z nami bę­

dzie niewiadomo, ale nam przecież głów nie pości­

nają. Mówią, że nas wyszlą do jakiego obozu jeń- j ców. Zresztą mniejsza o to, jakoś poradzimy. Tylko mi strasznie żal Mamusi Kochanej, proszę się nie a nic nie martwić. Zdrów jestem i młody i wszystko dobrze się skończy”.

List ten przywiózł jeden z Ułanów I Brygady Legionów, który w krytycznym momencie nie był w pułku (w Ostrołęce) i oczywiście nie miał żadnej racji tam powracać. Przywiózł też pięć plecaków, mojego syna i jego kolegów, w których odsyłali do przechowania lepsze mundury, zapasowe buty i książeczki służbowe — cały skarb żołnierza.

Syneczek ten mój jedynak, który w 1915 r., po ukończeniu „Szkoły Lubelskiej" w Lublinie z ciepłą maturą w kieszeni, wstąpił do 1 pułku uła­

nów 1 Brygady, 17 letni chłopczyna cienki, ot szpa rag, zwany przez kolegów „cyrkiem” dla wysokiego wzrostu i małej głowy, w służbie wojskowej stał się mężczyzną dojrzałym o rozrośniętych barach i śmiałym spojrzeniu.

Po niejakim czasie wieść się rozniosła, iż I pułk ułanów został internowany w obozie jeńców w Szczypiornie, mówiono też o głodzie i ciężkiej nie­

woli. Oczywiście przede wszystkicm starałam się znaleść drogę porozumienia, by móc przesyłać pie­

niądze i żywność mojemu synowi a nie było to łat­

wo, gdyż ja mieszkałam w Lublinie t. j. pod oku­

pacją austriacką, a Szczypiorna była pod okupac­

ją niemiecką.

Wkrótce w Kaliszu zawiązał się Komitet Oby­

watelski niosący pomoc jeńcom, co mi znacznie u- prościło zadanie. Nadchodziły też cenzurowane kar­

ty od mojego Zygmunta, wesołe i raźne pisał, że jest zdrów, wszystkiego ma pod dostatkiem, niczego mu nie brak, prosi tylko o częstsze listy z domu.

Dowiedziałam się w Warszawie, że jednak Niemcy od czasu do czasu wypuszczają pojedyn­

czych jeńców. Zaczęłam przeto i ja przemyśliwać nad sposobem uwolnienia mego syna. Podobno jed­

nego z chłopców wypuścili na skutek podania ro­

dziców do Generał Gub. Warsz. Besselera umotywo­

wanego tein, że jeniec był podstawą utrzymania ro­

dziny.

Wystosowałem tedy podanie, że jestem wdową mam małe dzieci, syn mi był pomocą i opieką, że biedę cierpię i niedostatek, poczciwy Magistrat Miasta Lublina potwierdził swoimi pieczęciami mój elaborat, po niejakim czasie otrzymuję z kancelarii Gen. Gub. Warsz. karlę • druk z odpowiedzią, że jeniec Zygmunt M, nie zostanie zwolniony ze Szczy- piornej.

Lato mija, zaczynają się słoty i zimna jesienne.

Coraz więcej mówią o nędzy, głodzie i chorobach trapiących tych ukochanych chłopaków.

Dowiaduję się, że znowu Niemcy wypuścili ja­

kiegoś jeńca na zasadzie podania, że jego rodzice są zamożni i syn po powrocie do domu ma zapew­

nione dostatecznie utrzymanie.

Natychmiast stylizuję podanie, że jestem wła­

ścicielką domu, syn mój po powrocie ma zapewnio­

ny byt i zaraz wstąpi do uniwersytetu dla dalsze­

go kształcenia się. Znowu Magistrat lubelski swoimi okrągłymi pieczęciami stwierdza prawdę moich stów i w napięciu nerwów czekam skutku. Po u- pływie paru tygodni otrzymuję z kancelarii Gen.

Gub. Warsz. identyczną kartę z. rezolucją, iż jeniec Zygmunt M. nie zostanie zwolniony z. obozu w Słczypiornej.

Zima wcześnie się rozpoczęła, oni tam podo­

bno w nieopalonych barakach marzną, z głodu i wycieńczenia chorują. Mówią też o usiłowaniach przekonania chłopców o pożytku i konieczności złożenia przysięgi, niektórzy się rozumowo przeko­

nywają, inni się załamują i składają przysięgę, ci zaraz dostają przydział i szarżę w Wermahcie.

Niepokój serce przejmuje. Ten mój chłopczyna taki młodziutki jeszcze, jak on na to reaguje, czy Mu sił starczy i ducha, czy wytrwa? Głód i nędza to zli doradcy.

Komitetowi Obywatelskiemu Niemcy coraz większe trudności stawiają w dostarczaniu jeńcom żywności i bielizny. Podobno mundury zmieniły się w łachmany, buty dziurawe a bielizna w strzępach.

Co robić jakich dróg szukać, by ratować tego ukochanego jedynaka mojego, czyż czekać cierpli­

wie aż Go zmoże głód i nędza?

Wówczas przybył do Lublina porucznik lir.

Michałowski, jako łącznikowy oficer. Idę do nie­

go po radę. Otrzymuję od uprzejmego p. poruczni­

ka formę podania w języku niemieckim i radę, aże­

by zebrać podpisy trzech najbardziej znanych oso­

bistości w Lublinie na deklaracji, żt: syn mój jest im osobiście znany, iż po powrocie do domu za­

chowa się spokojnie, że ręczą za niego i biorą go na swoją odpowiedzialność. Pan porucznik dodaje, że dziś o 6 ej jedzie do Warszawy, chętnie podanie ze sobą zabierze i jest pewien pomyślnego rezulta­

tu. Trzech najbardziej znanych ludzi w Lublinie, nie namyślałam się długo, postanawiam prosić o podpis na deklaracji, p. Stanisława Śliwińskiego, Dyrektora Syndykatu Rolniczego człowieka pow­

szechnie szanowanego za swoją ofiarność obywatel­

ską, p. Jana Steckiego, znanego ziemianina i działa­

cza społecznego i administratora Diecezji Lubel­

skiej, Ks. Kanonika Kwieka. Szczęście mi sprzyjało

— zastałem tych (tanów w domu, podpisy .otrzyma­

łam i 15 minut przed szóstą wręczyłam moje poda­

nie wraz z deklaracją p, porucznikowi Michałow­

skiemu, który mnie jeszcze raz zapewnił, iż w nie­

długim czasie mogę na pewno liczyć na powrót syna.

Oczekuję pełna nadziei i otuchy.

Rano budzę się z. myślą może dziś... wieczór kładę się z nadzieją, może w nocy... We śnie ucho moje czuwa, czy nic usłyszę dzwonka u drzwi.

Dzień za dniem mija...

Coraz gorsze wieści ze Szczypiornej, mrozy dochodzą do 10’. Podobno chłopcy obdarci, wygło­

dzeni, sami jeszcze urządzają głodówkę, chorują i umierają...

Karły od Zygmunta otrzymuję od czasu do czasu, zawsze w nich jakieś słówko wesołe, jakiś

(6)

Str. 6 LUBARTOWIAK Nr. 24 dowcip, ale jakby mgłą przesnute, przeziera z nich

tęsknota: „Święta Bożego Narodzenia zbliżają się, najlepiej o tein nie myśleć Mamusiu droga, bo prze­

cież mi tu dobrze a jeszcze nie jedne święta razem spędzimy.”

Czekam... Każdy dzień męką się rozpoczyna i kończy. Cała istota w słuch się zamienia. Biegnie kto szybko po schodach, może to Zygmunt biegnie?

Dzwonek zadzwoni w nocy u bramy, może to On?

Złudzenie niema Go.

Ninka i Marychna, moje córki spoglądają na mnie ze współczuciem, już i nie śmią w mojej o- becności wspominać o Zygmuncie, widzą, że me­

chanicznie spełniam różne czynności a duszą i myś­

lami jestem przy nim, przy ukochanym synu.

Oczy moje suche tylko serce we łzach.

Anielcia, dawna służąca przypomina, że jutro Wigilia Święta — trzeba coś kupić. Sklepy będą pozamykane, musi być jakiś zapas w domu.

Święta. A On tam biedak kęsa chleba łaknie i w nieopalonym baraku, 14° mrozu, prawie bosy i w łachmanach.

Kup co chcesz Anielciu, wszystko jedno.

Wieczór Wigilijny, taki zawsze radosny, jasny, tyle gwaru, śmiechu, wesołości, niespodzianek.

Wieczór. Tak... Wigilia. Zbieram się cala w sobie, biorę opłatek w rękę, przełamujemy go w głuchym milczeniu, nie patrząc sobie w oczy. Sia­

damy, Ąnielcia wnosi wazę na stół.

Naraz dzwonek krótki, donośny. Ninka pyta przez drzwi: Kto to?

To ja. Otwierajcie!

Już jestem przy drzwiach. Trzymam w ramio­

nach ukochanego syna. Ściskam go konwulsyjnic w objęciu, bo mi się zdaje, że za chwilę zniknie mi z oczu, jak mara. Tyle już złudnych dzwonków prze­

żyłam. Nie puszczę. Nie puszczę....

Mamusiu. Mateńko droga to ja, naprawdę ja.

Nie płacz najdroższa. Nie płacz Mamusiu.

Jestem. Już wypuścili.

Dziewczęta aż krzyczą z radości. Anielcia far­

tuchem łzy obciera.

Jak się macie. Dzień dobry Anielciu. Szelmy lemcy trzymali nas 36 godzin w Dęblinie. Myśla- łem, że juz nigdy nie dojadę.

Zmarzłeś syneczku w letniej bluzie, bez płasz­

cza, taki mróz.

Złodzieje szwaby, płaszcze odebrali a mundur...

no. Niema o czym mówić.

Anielciu jeść! Jeść!

tyle szczęścia, że aż boli...

Pytania szybkie, odpowiedzi utrudnione, bo usta pełne jadła, śmiech, gwar, żarciki, tylko od czasu do czasu nerwowy dreszcz wstrząsa chłop-

czyną. 1

f o jakimś czasie oczy przygasają, śmiech mniej donośny, ruchy wolniejsze.

Zmęczonyś syneczku, chodź się położyć w swoim pokoju, na swoim łóżku.

Mamusiu, rze... Nie chcę Och Mamusiu.

Połóż mi rękę na czole. Tak... Dob­

n ie mówić. Nie chcę nikogo widzieć.

Jak tu dobrze u Ciebie...

i,,, syn UKOcnany, a ja zsuwam się na kolana, błogosławię w modlitwie lc8° g ową najdroższą za wszystkie męki: głód, poniewierkę, za twardą męską wolę i h«rt ducha.

Słaniam się w pokorze i pytam, czym zasłużyłam na ten cud szczęścia.

Mojemu synowi, ukochanemu jedynakow i, m ajorow i dyplom , wspomnienie to najściślej au tyntectne po św ię cam .-

H. M.

NIKOMU NIE WOLNO DEZERTEROWAĆ!

Z biórka na p om oc zim ow ą obejm uje c a łe sp o łe c z e ń stw o

Akcja pomocy zimowej prowadzona obecnie na terenie całego państwa stanowi dla nas wszys­

tkich do pewnego stopnia egzamin — egzamin so­

lidarności, narodowej i zrozumienia obywatelskiego obowiązku.

Możemy bowiem różnie zapatrywać się na za­

gadnienie bezrobocia. Zależnie od politycznych, czy też społecznych poglądów, różnych możemy szukać dróg, różnych metod rozwiązania tego problemu.

Zgodzimy się jednak wszyscy, że obok teoretycz­

nych rozważań więżących się z całym kompleksem zagadnień społecznych, gospodarczych i to rozpa­

trywanych nie tylko w skali państwowej lecz ogól­

no europejskiej istnieją pewne proste prawdy — prawdy dnia dzisiejszego.

Otóż taką „prawdą dnia dzisiejszego" jest zwykła ludzka konieczność przyjścia z. pomocą człowiekowi głodnemu, nieszczęśliwemu. 1 nie trze­

ba tu używać żadnych słów wzniosłych, nie trzeba żadnej frazeologicznej deklamacji na określenie te­

go, co z ewangieliczną prostotą ochrzczone zostało

I U U U □

m ia n e m m iło ś c i bliźniego, tej

Cl, która me pozwala nam przejść obojętnie obok nędzarza, która ukryta gdzieś w głębi i utajona na dnie duszy najbardziej gruboskórnego i obojętnego człowieka budzi w nim jednak pod wpływem wia­

domości czy też bezpośredniego zetknięcia z pew­

nymi przejawami nędzy — uczucie niepewności, lę­

ku, niepokoju.

Ale głos sumienia czy zgodność postępowania z nakazami ewangelii — to sprawa czysto indywi­

dualna jednostki, sprawa, której nikt w społeczeńs­

twie obchodzić nie może.

Konieczności pomocy bezrobotnym nie możemy rozpatrywać jedynie w tej sferze, gdyż ma ona znaczenie daleko szersze. Nie jest ona kwestią spo­

sobu reagowania na nędzę tej czy innej jednostki, nie o jałmużnę tu bowiem chodzi. Pomoc zimowa jest zorganizowaną ofiarnością i jako taka posiada charakter społecznego obowiązku.

T . llo r k o

(7)

S t r z e l e c k i Z ew

d o d a te k do Nr. 24 D w u ty g o d n ik a „ L u b a rto w ła k ” z dnia 24 gru d n ia 1937 r.

Nr. 3

Dar strzelczyń dla Armii.

W zeszłym miesiącu odbyła się w Warszawie piękna uroczystość przekazania na h O.N. 7.200 par lękawic żołnierski. h, sporządzanych własnoręcznie przez słrzelczynie wszystkich okręgów Z.

Materiały na rękawice zostały zakupione z do ­ browolnych składek. Praca strzelczyń nad sporzą­

dzaniem rękawic trwała przez cały rok, przy czym wyróżniły się w tej pracy okręgi poznański i to- IL,nSl<Należy zaznaczyć, iż pomoc akcji strzelczyń o- kazały kuratoria szkolne, przez przydzielanie facho­

wych instruktorek.

Na terenie naszego powiatu podobną akcję prowadzi Oddział Kobiet Z. S. w Kozłówce. Pisa­

liśmy <> tym w poprzednim numerze „Zewu Strze­

leckiego.”

Trzeba jeszcze dodać, ze strzelczynie w Koz­

łówce przyjmują również zamówienia pojedyncze na wyrób rękawic z. czystej wełny.

Czytelnictwo.

Miesiące zimowe —- to okres intensywnej pra­

cy świętlicowej i czytelnictwa. Komendanci i Refe­

renci Wych, Ob. powinni zwrócić baczniejszą uwa­

gę na to, by Strzelcy mieli k s ią ż k i do czytania o- raz aby naprawdę czytali.

W zeszłym miesiącu Wydział Powiatowy przy­

dzielił komplety bibliotek ruchomych do I-I punktów naszego powiatu. Należy zachęcić młodzież strzele­

cką do czytania i ułatwić jej korzystanie z tych bibliotek.

Członkowie Związku Strzeleckiego muszą dą­

żyć do dokształcania się, a da się to osiągnąć je- dynie przez czytanie dobrych książek.

Pomieszczenie biblioteki należy urządzić w lo­

kalu suchym, czystym i opalonym.

Książki winny być obłożone w papier pakun­

kowy, wypisanym na grzbiecie numerem.

Kierownik biblioteki powinien zaprowadzić kartę książki i kartę czytelnika, jeżeli bibliote­

ka takich nie posiada.

O dniu i o godzinie otwarcia biblioteki trzeba zawiadomić wszystką młodzież, wygłosić pogadan­

k ę o znaczeniu książki i sposobach umiejętnego ko rzystania z niej. Pogadankę ożywić ilustracjami i wystawą książek, by zachęcić członków do zamtere sowania sit; biblioteką.

Wreszcie bardzo ważną rzeczą jest znajomość czytelników, ich wykształcenia i zainteresowań.

Nie wolno zapominać o tym, by odpowiednia książka trafiła tło odpowiedniego czytelnika. W tym celu trzeba się zająć samym czytelnikiem. Polegać to będzie na wskazywaniu ciekawych książek, omawia- niu ich treści i pomaganiu przez odpowiednie wy­

jaśnienie. Czytelnicy winni czytać me tylko bele­

!

trystykę ale i książki z działu popularno naukowego, przy pomocy których rozszerzają swój horyzont u- mysłowy, zdobywając wiadomości ogólne lub spec­

jalne.

Tu wysuwa się celowość organizowania kon­

kursów dobrego czytania. Ta forma pracy w nie­

których terenach jest szeroko stosowana i daje po­

zytywne i widoczne wyniki. Pakt rozczytania po­

przez. konkurs jest oczywisty i nie da się zaprze­

czyć. Powinno się również urządzać wieczory dys­

kusyjne na temat przeczytanych książek.

Doświadczenia w terenie wykazują, że cieszą się one powodzeniem, a przyczyniają się do racjo- nolnego korzystania z książki, zwrócenia uwagi na najważniejsze momenty *i zasadnicze myśli, które autor poruszył w danej książce. Wreszcie najważ­

niejszym i zasadniczym momentem w czytelnictwie jest odpywiedni,i metoda pracy i sama osoba bib­

liotekarza. Dobry bibliotekarz, i dobra metoda p ra­

cy to najważniejszy postulat.

Wielki nacisk musiiny położyć na wypracowa­

nie w terenie metody pracy, odpowiadającej właści- woś ioin życia i zainteresowaniem młodzieży i na dobór odpowiedniego bibliotekarza.

Kaptć Zygmunt,

W ych ow an ie F izyczne.

W dalszym ciągu omawiając sprawę ćwiczeń codziennych wyjaśniam, że każde ćwiczenie należy powtarzać od 4 do 8 razy.

Przed rozpoczęciem ćwiczeń trzeba sobie zdać sprawę z tego, jaka jest postawa wyjściowa do d a­

nego ćwiczenia. Postawa wyjściowa, ta z której rozpoczynamy ruch, przyjąć ją i dopiero rozpocząć ruch.

Przy postawie wyjściowej stać swobodnie — nie napinać, mięśni. Ćwiczenia cielesne spełniają swoje zadanie, gdy się odbywają w odpowiednich warunkach higienicznych. Przebieg i działanie ćwi­

czeń uzależnione są również od ubioru. Najodpo­

wiedniejszy jest kostium gimnastyczny, który nie tamuje obszerności i swtąbody ruchów i daje do­

stęp powietrza do ciała.

Odpowiedni w okresie zimowym jest kostium treningowy: flanelowa lub barchanowa bluza i dłu­

gie szarawary (szerokie spodnie). Pantofle powinny być lekkie i miękkie.

W zorzec na m -c g r u d z ie ń — s ty c z e ń .

1. Marsz swobodny.

2. C hw yt bioder, w spięcie na p a ka ch , przysiad, wspięcie na palcach i postawa.

,'t. W y k ro k i w ym adt ramion w przód luźnym opuszczeniem w ty l.

•1 S iad skrzyżny, lob siad zw ykły, na krześle, skłon tuło w ia w dó ł z uderzeniem rękam i przed sobą i w yp ro si ze Skór­

czem ram ion.

5. Rozkrok, ręeo na głowie, skłon tuło w ia w lewo i wyprost, poczerń skłon tu l wia w prawo i w yp rosi.

6, S tan ie aa je d n e j nodze, skurcz dru giej i zm ian* « ręka­

mi na głowie.

(8)

Str. 8 LUBARTOWIAK Nr. 24 7 . Siad klęczny, skrę t tu ło w ia w lew o, ze wznosem obu

ram ion w bok, p o w ró t do postawy w yjściow ej, puczem ta- kiż s k rę t tu ło w ia w prawo i pow rót do postawy w y j­

ściow ej.

8. Leżenie tyłem — ram iona wbok (d ln irie w d ó ł) w parcie na dłon iach i na głow ie i podniesienie k la tk i piersiow ej do góry

— poczem opuszczenie.

9. P odskokiem ro z k ro k ze wznosem ram ion w bok i po dsko­

kiem zeskok z opuszczeniem ram ion.

10. M arsz dowolny.

OGŁOSZENIE.

Oddział Żeński Związku Strzeleckiego w Kozłówce wyrabia rękawice wełniane po cenie 3 zł. od pary.

(Przy dostarczaniu materiału 1 zł. 50 od roboty.)

D o c h ó d p r z e z n a c z a a lę na „ P o m o c z im o w ą d la b e z r o b o t n y c h ”.

Zam ówienia nadsyłać pod adresem:

K o z łó w k a , Z a r z ą d O d d z ia łu Ż e ń s k ie g o Z. S.

A n d r z e j k i .

Oddział Grodzki Żeński Związku Strzeleckiego pod Kierunkiem Komendantki ob. Szponarówny przy­

gotował m iły i pełen humoru wieczór „Andrzejek”

1. Przy ognisku w mundurach zielonych siedzą strzelczynie ze Swą Komendantką i śpiewają pio­

senki strzeleckie. Płoną ogniska... Płynie pieśń, śpiewana z mocą i werwą młodości. Za jedną, druga.

2. Monolog udał się pysznie. Strzelczyrii prze­

brana za wieśniaczkę z wdziękiem, niesłychaną m i­

miką odegrała rolę Kasi co kaptuje swego Jaśka do

„organizacyi" — (do Strzelca) a sama pragnie zos­

tać nawet Komendantką.

3. Inscenizacja „Matuś moja” przedstawia umiz gi młodego chłopca do wybranej — które kończą się dla niego pomyślnie.

4. Inscenizacja p. t. „A ja ciebie Jaśku nie chcę” ośmiesza młodzieńców — co tracą pieniądze w karty.

5. Monolog „Ż y d ” . Przystojny Żydek młody żali się przed publicznością na ludność i zwierza się zebranym: jak to trudno być dziedzicem.

6. Inscenizacja: U młynareczki we młynie” trzy­

ma do końca w napięciu uwagę słuchaczy, zawiera naukę moralną podaną w dowcipnej formie.

7. Turcja

Inscenizacja piosenki wschodniej. Strzelczynie w białych Zawojach w pomroku świateł usiłowały wykonać osobliwy la uec wschodni.

Po części artystycznej, która ubawiła serdecz­

nie publiczność zaczęły się tradycyjne pan eńskie wróżby.

A więc: lanie wosku, palenie papieru, mierze­

nie butów. Władzy dopisało szczęście, pierwszy bu­

cik Komendantki już jest za progiem.

Potem odbyto się jeszcze wyciąganie do trzecli i razy (bo 3ci raz to się sprawdza) obrączki, kwiatka i różańca, wystukiwanie „lat do zamążpójścia” , ob­

rączka na włosie o brzeg szklaneczki, którą do po­

łowy napełniono wodą. A na końcu puszczanie igieł na wodę i t. p.

Zebranym przygrywało radio — zainstalowane

przez ob. Zawadę, skarbnika Z S. Nastrój był rados­

ny młodzieńczy.

W miłych humorach wszyscy rozeszli się do domu.

//. R.

L życia Z. S. w Woli Semickiej.

W celu poznania dalszej okolicy naszego wo- l jewództwa Oddział Z. S. postanowił urządzić wy­

cieczkę do Nałęczowa, Kazimierza i Puław. Pienią- i dze na ten cel uzyskano z zabaw jesiennej i w io­

sennej. Resztę brakujących pieniędzy dołoży ii Strzeł-

! cy. Koszt więc tak dalekiej wycieczki wyniósł 2 zł.

od osoby. Wycieczka wyruszyła o czwartej rano au­

tem ciężarowym z W oli Semickiej w dniu 13 czer­

wca a powróciła 14 czerwca o czwartej rano.

Inny rodzaj gleby, urządzenia gospodarskie, u- biór, zwyczaje i do tego malowniczy teren falisty przyniosły uczestnikom niezapomniane wrażenia. O- j kolica o licznych spadkach umożliwiała koziołkowa- I nie dla tych, którzy ośm ielili się lekceważyć przy­

ciąganie ziemi i biegli nieostrożnie zgóry. Czapki, krawaty i uczestników składało Kierownictwo w y­

cieczki w jedną całość pod górą. Nie obeszło się też bez przygód dotkliwych a wesołych. Za Kuro­

wem w drodze powrotnej autobus odmówił posłu­

szeństwa, wskutek tego doczekaliśmy się zmroku i nocy, która zmusiła nas do zagrzewania się przez chowanie głowy pod cudzą marynarkę i dzwonienie zębami. Słońce ranne 14 czerwca ogrzało humory, kazało zapomnieć o przykrościach.

Tak pomyślana i przewieziona wycieczka mnóż liw ia takim kosztem poznanie okolicy, zetknięcie się z przyrodą inną niż we własnym środowisku i dos­

tarcza pięknych przeżyć turysty, których ludzie nie- cenią. Być może dlatego że mało mają sp< sobności zetknięcia się z tego rodzaju spędzaniem czasu.

G.

Ś w ie tlic a Z. S. L ubartów .

107 R ocznica P ow stan ia L isto p a d o w e g o

Rocznice narodowe, w których obchodzony u- i roczyście momenty, jakie przeżył Naród Polski mo­

gą wnosić do życia organizacji poważny czynnik o wysokiej wartości samowychowawczej. Zcsp.il i całą grupę, wspólne dążenie do urządzenia obchodu świę- ' ta narodowego.

Program uroczystości tworzą sami członkowie wraz z referentami. Praca nad wykonaniem progra- i mu ćwiczy chętnych, daje im pewną radość tworze- i nia. W roku bieżącym Oddział Grodzki Z. S. w L u ­

bartowie z większym nakładem pracy urządził aka­

demię na uczczenie rocznicy powitania listopadowe­

go, która wypadła doskonale.

W świetlicy udekorowanejw barwy narodowe — na tle bieli i amarantów srebrzyły się o iły polskie, a nad nimi górowały portrety Najwyższych D ostoj­

ników Państwa.

Zebranych powitał Komendant Powiatowy Z. S- Życzył StrzelczMiiom i Strzelcom wystąpienia na szerszej arenie, by „Strzelec” na takie obchody za­

praszał obywateli rn. Lubartowa i z większą grupą dzielił się wynikami swej pracy.

(d o k o ń c ie iiie w następnym num erze)

(9)

Nr. 24 LUBART0W 1AK Str. 9

ŚC IG A C Z E

Jednym z najmniejszych statków wojennych morskich, mającym w wojnie b. duże znaczenie jest ścigacz. Świadczą o tym fakty z ostatniej wojny.

Ścigacz włoski „M.A.S.15" dowodzony przez Kpt.

mar. Rizzo celnym strzałem torpedowym zatopił aus­

triacki okręt liniowy pancernik „Szent lstvan” o wyporności 20.000 ton, zniszczywszy przed tyin mniejszy pancernik tegoż samego państwa p. n.

„W ien” .

Powszechne uznanie uzyskały ścigacze w sier­

pniu 1919 r. ataku na zbolszewizowany Kronsztadt.

Atak ścigaczy, które były angielskie, odniósł pożądany skutek i zmusił wszystkie państwa do bu­

dowy powyższych jednostek.

Zalety ścigacza, to wielka szybkość, zwinność, lekkość czyli małe zanurzenie, pozwalające na poru­

szanie się na płytkich wodach, niewielkie rozmiary, redukujące celność strzałów przeciwnika do mini­

mum, a pozwalające niespostrzeźenie podpłynąć pod okręt nieprzyjaciela, celem zaatakowania go to r­

pedą lub granatami.

Poruszany lekkimi silnikami spalinowymi o wielkiej mocy, ścigacz. uzbrojony jest przede wszys­

tkim w torpedy, granaty głębinowe, czasami lekkie działka.

Oprócz, tego zaopatrzony jest w aparaty pod­

słuchowe, pozwalające na ściganie łodzi pod w od­

nych.

Z chwilą wypłynięcia na powierzchnię łodzi, co musi nastąpić po pewnym czasie, ścigacz zata­

pia ją, posługując się posiadanymi pociskami.

Poza torpedowaniem okrętów, zatapianiem ło ­ dzi podwodnych, ścigacz służy do eskorty do służ­

by zawiadowczej i patrolowej, a nawet w pewnych wypadkach do stawiania albo wyławiania min.

Idąc za wezwaniem Zarządu Głównego Ligi Morskiej i Kolonialnej Zarządu Okręgu Lubelskiego rozpoczął zbiórkę na ścigacz .L u b lin ” , biorąc u- dział w szlachetnej rywalizacji z innymi Okręgami na pożytek Polskiej Marynarki Wojennej.

Od dnia 1 września, a więc do chwili zam­

knięcia zbiórki na łódź podwodną im. Marszałka fózefa Piłsudskiego, na którą Okręg Lubelski zgro­

madził 357.112,17 zł. do dnia 1 grudnia na ścigacz

„Lublin" wpłynęło 19.35084 zł.

, , L.M.K. wpłacił na ścigacz

„Lublin 718,53 zł.

Nie ulega wątpliwości, że tak potężna inicjaty­

wa Okręgu Lub. Ligi Morskiej i Kolonialnej znaj­

dzie żywe ziozumienie wśród społeczeństwa wojew.

Lubelskiego i pozwoli na zrealizowanie pięknego celu w najkrótszym czasie.—

O p o w ię k s z e n ie p o w ie rzc h n i u p ra w y ty to n iu w w o je w ó d z tw ie lu b e ls k im .

Jak dowiadujemy się — w najbliższym czasie ma Się rozpocząć organizowanie spółdzielni drob­

nych producentów tytoniu, których na terenie woj.

lubelskiego jest 3 do 4 tysięcy. Przewidziane jest przy tym zwiększenie uprawianej powierzchni tyto ­ niu o około 60°, o.

Jeśli idzie o stronę finansową tej akcji to zająłby się nią Bank Rolny, któryby udzielał kredy­

tu zaliczkowego, umożliwiając w ten sposó drobnym rolnikom uzyskan e nowego źródła dochodu przez zajęiie się racjonalną uprawą tytoniu.

Z powiatu.

Poświęcenie św ietlicy.

„R o d zin y R e z e rw is tó w ” w C ie c ie rz y n ie . (dokończenie »pr«wozdani« z poprzedniego n-ru.) W części artystycznej nastąpiły produkcje chó­

ru, deklamacje i recytacje, które postawione bylv na poziomie.

Na zakończenie uroczystości, zespół amatorski

„L u tn i Kościelnej” , odegrał obrazek sceniczny p. t.

„Łobozowianie" budząc powszechny zachwyt i głę­

bokie uznanie obecnych. Sztuka wypadła również dobrze, jak na premierze w Lubartowie mimo, że warunki sceniczne byty o wiele gorsze. Należy do­

dać, że w niezbyt obszernej salce świetlicy, przed­

stawieniu przyglądało się około 200 osób, co świad­

czy o wielkim zainteresowaniu wszelkimi przejawami kulturalnymi mieszkańców Ciecierzyna.

Po przedstawieniu Koło Rodziny Rezerwistów przyjęło wszystkich gości i artystów herbatką, która się odbyła w sali szkoły w b. miłych nastrojach.

Skromna ta uroczystość stanie się kamieniem węgielnym przyszłej pracy społeczno-obywatelskiej którą bezwątpienia podejmie miejscowe Koło R. R.

czego ze swej strony serdecznie życzymy.

Nowe Koło Przyjaciół Harcerstwa w K am ion ce.

, Związek Harcerstwa Polskiego, organizacja wyzszej użyteczności społecznej znajduje coraz więk­

sze zrozumienie wśród społeczeństwa naszego po­

wiatu. r

Dowodem tego jest Koło Przyjaciół Karcer- cerstwa, które pozostaje tam, gdzie światlejsze jed­

nostki danego środowiska zrozumiały doniosłość metod wychowawczych harcerstwa.

Dnia 27 października odbyło się zebranie or­

ganizacyjne Koła Przyjaciół w Kamionce, z udzia­

łem delegata Zarządu Okręgu Z, H. P. p. Wyszkow­

skiego, delegata /.arządu Powiat, p. Maja i licznego grona rodziców.

Po referacie delegata Okręgu o celach Kół Przyjaciół wybrano Zarząd w następującym składzie:

Przewodniczący Ks. proboszcz Piotr Gintowt-Dzie- waltowski, wice-przewod. p. Maria Klamutown, skar­

bnik p. Kierownik szkoły Franciszek Tatarkowski, sekretarz p. Żukowska Br. członkowie: p. p. Wierz- choń Stefania, Urbańska, Ks. Hunicz, Klamut, Misz­

tal Groszek i Nierzwiński.

Szczęść Boże w pracy!

Czarna lista.

Zgodnie z uchwałą Wydziału Wykonawczego Obywatelskiego Komitetu Zimowej Pomocy Bezro-

Cytaty

Powiązane dokumenty

kiewicz zgłosił wniosek, w którym domagał się, a- by książki znajdujące się w szpitalu tam nadal po ­ zostały i w razie potrzeby jeszcze uzupełnione

stępuje do egzekucji, która odbywać się musi przy 2 cienkich jak zapałki świeczkach.. Jeden z

Nadszedł dzień boju. Oddziały powstańców starły się z najeźdźcą. W bitwie polała się krew. Śpią tu snem wiecznym, a rosnące przy cmentarzu wiecznie

Rok ten wykazał: wszystko, co jeszcze myśli wedle kategorii partyjnych, coraz bardziej atomizu- je się i budzi wrażenie jakby sypkiego i lotnego piasku;

Może mniej byłoby ludzi niezadowolonych ze swego życia, czających się pokrzywdzonymi przez los — gdyby każdy z nas miał to głębokie poczucie, że żaden z

wać i użytkować dla Państwa:.. Ponieważ w pokoju, w którym się znajdował, nie zauważył nikogo, więc skierował się w stronę tego pokoju, sądząc, że tam

Defilada w bieżącym roku, w dniu Święta Niepodległości odbyła się pod hasłem zbratania młodzieży z Armią, co u nas uzewnętrzniło się przez liczny

Zbliża się okres zimowy, w którym zwiększają się, jak zwykle szeregi osób poszukujących pracy i nie mających żadnych źródeł utrzymania. Ze względu na