w adzi do w ew nętrznego bogactw a, do rad o ści25. B ohater liryczny w idzi p rzez to j e dyny cel swej służby, w idzi zaśw iatow y blask i słyszy „w ysoki dźw ięk” - zw iastuny zw ycięstw a nad grzechem , zapow iedzi spełnionego posłannictw a, które nigdy nie zagaśnie, a śm ierć je sz c z e bardziej je rozsławi.
W aloryzacja łaski - w yjątkow ego daru B oga, który zm ienia i kształtuje ludz
kie życie m usiała znaleźć sw oje odbicie w poetyckim dorobku artysty. W yraziste od
czuw anie C hrystusow ej pom ocy i w iara w skuteczność m odlitw y przerodziły się w chęć zatrzym ania szczególnych dośw iadczeń w form ie lirycznego w spom nienia, które w tym rozdziale stanow iło ju ż zapow iedź rozpoczęcia misji (służby) poznania
Boga. Z agadnieniu tem u przyjrzym y się szerzej w kolejnej części naszego studium .
Blaise Pascal zapewnia: „Bóg chrześcijan - to Bóg miłości i pociechy; to Bóg, który napełnia duszę i serce tych. których posiada; to Bóg, który daje im czuć ich nędzę i swoje nieskończone miłosierdzie; który zespala się z treścią ich duszy; który napełnia j ą pokorą, weselem, ufnością, miłością; który czyni ich niezdolnvmi do innego celu prócz N iego samego". Zob. B. Pascal: Myśli. Pizeł. T. Żeleński. Warszawa 1972, s. 285.
SŁUŻBA
Ten fragm ent pracy zostanie pośw ięcony analizie tw órczości Bąka, która opi
suje zaangażow anie obecnej w niej postaci lirycznej w służbę Panu i ludziom . Po n a
w róceniu na w łaściw ą drogę i otrzym aniu w szelkich niezbędnych łask, poszukujący podm iot autora
Brzemienia niebieskiego
przeszedł do działania będącego szczególnym rodzajem m odlitw y dziękczynnej. D ziałanie to - ja k pokaże dalsza część ro z
działu - ukierunkuje się na badanie „środ kó w w spólnego w yrazu” m iędzy człow ie
kiem i Bogiem . B ędzie to odnajdyw anie jed n o liteg o pola w yrażania em ocji, ostatecz
nego scalenia św iata sakralnego i św iata stw orzonego. Czy m isja ta zakończy się udanie? Jej znojne fazy będziem y poznaw ać do końca rozpraw y.
W szystko rozpoczyna się w czasie snu lirycznego bohatera. Podczas spotkania z M istrzem , osoba m ów iąca zostaje w specyficzny sposób w ezw ana do naśladow ania C hrystusa, do pełnienia w iernej i niełatw ej służby w Jego imieniu:
W ŚNIE
W śnie moim chodzisz cieniem białym I spoza snu się w jaw ę w dzierasz - I dom zamknięty - serce głuche - Pukaniem Twem rozwierasz.
Nocą obchodzą Twoje kroki - Szeleszczą w snach jak w sianie;
I oddech czuję Twój głęboki I słyszę Twe wołanie.
W snach zabłąkany śpiewasz czysto Melodię niepojętą -
Przed bramą głuchą - sercem sennem - Dzwoni wieczności tętno.
Czarujesz - śpiewak - niebem dźwięku Me zmysły zasłuchane.
Nie chciałbym słuchać - ale słucham.
Nie chciałbym powstać - wstanę.
Nie chciałbym domu Ci otworzyć.
A jednak go otworzę
-Nie chciałbym wyjść, a jednak pójdę.
Choć ciężko r/ucić łoże.
O, wyczarujesz mnie muzyką, Jak lunatyka nowiem -
Na służbę wierną, gorzką walkę - N a życie Chrystusow e!
(Brzemię niebieskie
, s. 22-23)W m arzenia senne w pisane są w szelkie asocjacje odw ołujące się do tajem ni
czych okoliczności. N ie inaczej je s t w tym utw orze. P ostać z w iersza dośw iadcza czegoś, co na ja w ie n ie pow inno się zdarzyć. D oznania te s ą tak intensyw ne, że p rze
bijają w realny św ia t1. Jednak głów nie we śnie o tw ierają się oczy duszy i następuje niczym niezakłócony przekaz najw ażniejszych treści.
W snach zabłąkany śpiewasz czysto / Melodię niepojętą.
M elodia ta to dźw ięk nieba, m uzyka g rana przez B oga- śpiew aka, który oczarow uje słuchacza działając tak, ja k nów na lunatyka. W staje on zatem z łoża i idzie pisać libretto do tajem niczej m uzyki dzw oniącej tętnem w ieczności. Zachow uje się niem al ja k człow iek w prow adzony w hipnozę, u którego stan ob
niżonej św iadom ości w pływ a na nadnaturalną zdolność do przekazyw ania w iadom
o-2 ,
ści je m u sam em u nieznanych w drodze autom atycznego pism a .
W śnie moim cho
dzisz cieniem białym -
w yznaje zahipnotyzow any zaśw iato w ą m uzyką i w yruszaNa służbę wierną, gorzką walkę
'Na życie Chrystusow e !
Z anim bohater w iersza zaczął pełnić w ierną służbę, zanim w yruszył na gorzką w alkę, pow rócił m yślą do okresu zw ątpienia, by jeszc ze raz prosić o w ybaczenie oraz ostatecznie zadeklarow ać sw ą w ierność i przyw iązanie. Z adziw ienie nieustępliw ością
„b iałego cienia” tow arzyszącego każdym krokom lirycznego , j a ”, doprow adziło
1 Jednolitość przeżywania zjawisk ze świata rzeczywistego i z nieświadom ości można tłumaczyć wprowadze
niem fenomenologicznej metody. Andrzej Leder pisze: „W izja, w której świadomość człowieka przytomnego je st w istocie kopią świata rzeczywistego, a we śnie czy w stanie szaleństwa otw iera się na przedstawienia świa
ta nieświadomego, zmuszała do założenia z jednej strony bierności świadomego, z drugiej strony głębokiego rozdarcia, w ręcz antynomiczności fenomenów wywodzących się ze świata rzeczy wistego i nieświadomości. Po wprowadzeniu fenomenologicznej «cpoche» anlynomiczność taka znika. Obcujemy z jednolitym światem zja
wisk świadomości”. Zob. A. Leder: Świadomość czysta fenomenologii a krytyka psychoanalityczna - możliwość spotkania. W: Fenomenologia i hermeneutyka. T. 3. Red. P. Dybel. Warszawa 1993, s. 115.
‘ Por. Automatyczne pisanie i rymowanie. W: Złota encyklopedia PWN. W ydanie m ultimedialne 2002.
w końcu do poznania praw dy płynącej ze sp ojrzenia tajem niczej postaci. Jej n iebyw a
ła lojalność, niezm ąco na w ielokrotnym i ucieczkam i k an d ydata do służby, osw oiła je g o m yśli i definityw nie odsunęła trw ogę:
CIENIU MÓJ
Cieniu mój. stąpający wiernie za krokami.
Wzrok twój przenikał mrozem przerażone ciało.
I myślałem: ucieknę między godzinami Przed nieodstępną strażą, strażą twą zuchwałą Myślałem: choć na chw ilę zerwę się jak z smyczy Z bliskości twej - radosny jak pies uwolniony I wbiegnę w parów czasu. I zaznam słody czy Godzin, zimną źrenicą twoją niezmąconych.
Jak w paprociach ukryję się. jak w gęstej trawie.
Węsząc dzień głodem zmysłów, wszechświata niesytych, I będę wierzył, los mój jak zieleń łaskawy,
A imię mego losu? Imię jest zachwytem.
Tak uciekałem - stróżu mój - przed twoją strażą Z sercem łękłiwem tchórza, z przerażoną twarzą.
Cieniu mój, towarzy szu wiemy moich kroków.
Wybacz podłą ucieczkę. Prawdy twej nie znałem.
Oto słucham praw twoich, zakonie surowy, D usząjak noc pogodną, uciszonem ciałem.
Oczy twoje, zwrócone na gesty mych dłoni,
Już nie płoszą mych my śłi. krwi w ży łach nie mrożą.
Znam prawdę twą: kto poddał się prawom twych źrenic.
Tego dni ani noce klęską nie zatrwożą Zakonie mój, zakonie mędrców i żołnierzy.
Oto czuję. Tyś dom mój, przyjaciel i zbroja.
Cieniu mój najwierniejszy.
Śmierci moja!