***
Myśli moje nie palą się kadzidłem wcale.
Co by Twe nozdrza pieściło rozkoszą, Uczucia moje nie chcą się już palić Lampą wieczystą przed Twoim ołtarzem, A czyny moje nie rosną kwiatami.
Co miękko głowy do Twojej stopy wznoszą.
Ale się wloką leniwie, ospale,
Jak dym znad kurnej chaty w dół lecący.
Ale się żużlą ponuro, jak iskry ,
Które z komina przed chwilą wyprysły, Ale się kładą pod Twe słodkie stopy Rozpry skujący m ścięgna cierni snopem;
Modlę się. Panie, północną godziną:
Zamień me myśli, uczucia i czyny!
(Wiersze wybrane,
s. 373)Przebywanie w mieście zbrodni radykalnie zm ienia sposób myślenia i czyny mieszkańca. Obleczenie się w tak plugawą duchową szatę z pew nością nie przyciąga Adresata utworu. Podmiot mówiący nie znajduje ju ż w sobie zapału wyznawcy, lecz chłód agnostyka. Martwi go ta sytuacja, prosi Boga o zm ianę niegodnych myśli, uczuć i czynów. Brak jakiegokolw iek oddźwięku popycha bohatera na drogę bluź- nierstwa.
Buńczuczny charakter ma w jeg o wykonaniu najbardziej znana m odlitwa
Oj-Panie! Nie ugnę się pod modlitwą, jak pod wiatrem klony,
I
nie powiem. „Jeśli tego trzeba,Wytnij mnie sierpem Twej łaski jak chwast rozpleniony, Wyrąb jak chore dr/.ewo!
Podrzyj jak romans brudny, co myśli plugawi.
Przekreśl jak zły rachunek, który praw dzie przeczy . Spal mnie jak stos ohydnych, tłustych fotografii, I złam jako zbrodniarza, co dzieci kaleczy.
Jak oszusta mnie prześwietl prawdą Twoją jasną.
Jak złodzieja mnie zamęcz więzieniem surowem.
I wyrzuć jak bandytę poza bramy miasta.
Bym nigdy nie miał dachu nad znużoną głow ą.”
Panie, nie ugnę się pod modlitwą, co jak rana boli,
Nie wypowiem sercem nazbyt ludzkiem: .Jeśli tego trzeba, Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja,
Jako na ziemi i na niebie, Nawet wbrew mej woli!”
Choćbym modlitwą jak ścieżką Tobie utorował drogę.
Nie wypowiem!
Nie mogę!
(Brzemię niebieskie
. s. 18)M odlitwę tę należy czytać dwojako. Gdyby skupić się jedynie na fragmentach ujętych w cudzysłów, mielibyśmy do czynienia z ufnym oddaniem osoby mówiącej, która błaga Stworzyciela o nawrócenie, o wejście na dobrą drogę nawet wbrew woli wypowiadającego. Kluczowe sform ułowania znajdują się jednak w słowach poprze
dzających te prośby. Są to zaprzeczenia:
Nie ugnę się pod modlitwą
oraz:Nie po
wiem.
Przed M odlitwą Pańską znajdujemy kolejną negację:Nie wypowiem sercem nazbyt Indzkiem.
1 właśnie „serce nazbyt ludzkie” jest stoi u podstaw zaniechania wszelkich wezwań o łaskę zniszczenia negatywnej, człowieczej powłoki. Liryczne , j a ” widzi dysharmonię pomiędzy sobą a Boskim majestatem. Rozbieżność ta - będąca przecież czymś naturalnym - nie pozwała mu na przyjęcie postawy wyznawcy.
Jest w nim jakaś blokada, której nie potrafi przełamać. Dwa wykrzyknienia zam yka
jące wiersz jeszcze bardziej oddalają go od świętości. W modlitwie, której nie chce
wypowiedzieć, nazyw a siebie chwastem rozplenionym, chorym drzewem, brudnym romansem, złym rachunkiem, stosem ohydnych fotografii, zbrodniarzem, oszustem, złodziejem, bandytą. Nie widząc żadnej szansy na wyjście z tego bagna, stawia się na straconej pozycji. Podejrzewa, że Bóg jest obojętny wobec jego położenia, a owe
„ludzkie” cechy wyrzucają go ze zbioru osób umiłowanych, osób, względem których m ożna mieć jakieś plany. Tworzy się przez to wrażenie niecelowości próśb i następu
je pew na desakralizacja bezpośrednich zw rotów do Stwórcy.
Świadomość zejścia na pogańskie tory uwidacznia się także w innym wierszu z tego samego zbioru:
MODLITWA O CZYN
Ach, najsłodszej rozkoszy oddany.
Kiedyż skończę raz moją rozpustę - I śpiewając dłonią zharowaną, Zamknę głucho zbyt krzy kliwe usta?
Kiedyż ruszy sz jak kolonizator Na pogański las szumiących wierszy, I rozetniesz toporem Twych źrenic Śpiewający chaos moich piersi?
Kiedyż w drzewTio-paprociową topiel, Którą śpiewnie-zielono zarastam, Kamieniście rozeprzesz Twą grozą Jak żelazno-betonow e miasto?
O, szumiący gwiezdnym kołowrotem, Karuzełą wszechświata rządzący - Panie, Panie, serce z lęku drży, Czyr nie powiesz: Odtrącę, odtrącę!
Czy nie rzucisz serce małowarte, Jako sama śmieszne i płochliwe, Już na wieki w gęstwie ry tmiczne, W strofy drzewne, w rymy świegotliwe?
Czy nie zamkniesz we wiewiórczych skokach, W dzięcioł owych stukaniach na dębie,
W szeleściźnie niepotrzebnych wierszy, W śpiewnolistnej, cieni oś wiatłej więźbie?
Czy nie zlejesz świat w serce wierszami Zamiast sercem ciosać rzeczy wistość.
Tak, że będę jako słowo puste?
Ach, najsłodszej rozkoszy oddany, Kiedyż skończę moją rozpustę?!
(Brzemię niebieskie,
s. 9 9 -KM))Modlitwa o czyn
stanowi wyraz zaniepokojenia płynącego z braku wyrazistego gestu Stworzyciela. Szczególnie druga i trzecia zwrotka stanow ią próbę przyśpieszenia Bożej interwencji. Poeta w zywa Boga do działania, do przerwania impasu. Chce, aby Stworzyciel „rozciął toporem swych źrenic śpiewający chaos jego piersi” .
Po
gański las szumiących wierszy -
to dotychczasowe osiągnięcia literackie osoby mówiącej, która pragnie przemiany, ale jednocześnie się jej lęka, gdyż nie chce za
mknięcia swego poetyckiego oręża w
szeleściźnie niepotrzebnych wierszy.
Marzy o tym, aby po „zakończeniu swej rozpusty”sercem ciosać rzeczywistość
Zdając sobie sprawę z niegodziwości, próbuje się usprawiedliwić:
***
Modlitwa moja idzie na bluźnierstw krawędzi - Ale nadmiar boleści niechaj mnie tłumaczy.
I nieraz się obawiam, bym się nie zapędził
W przepaść. - Tak gniewnie dźwięczą słowa mej rozpaczy Bo ona wszystkie we mnie granice otwarła
I
połamała wagi, odrzuciła miary. .... Iw pięść się kurczy' dłoń ma, by sięgnąć do gardła Wieczystej Tajemnicy!... I krzyk wielkiej wiary !.
(Syn ziemi
, s. 31)Poeta czuje, że zbliża się do granic wytrzymałości. Urwane zdania oddają moment ogromnego napięcia. Jeszcze chwila i autor rzuci się z pięściami na Boga.
Powstrzymuje go
krzyk wielkiej wiary
/, która mieszając się z rozpaczą i bluźnierstwem utwierdza nieuporządkowanie ducha.Kolejny w iersz z
Syna ziemi
przynosi pew ną parabolę odzwierciedlającą wspomniany stan:Pakuły są nam łożem - wiatr nas deszczem siecze, Głód naszym pożywieniem, chłód naszym okry ciem - Bóg, który wszystko widzi - w obczyźnie nas wlecze I każe nam to nazwać - nie wiem, czemu? - życiem.
Więc żyjemy. I niesie nas jako okrętem - Nam ster wyrw ano z ręki - płyniemy jak każe - Dziś nagle dwie kobiety powstały zawzięte I rzekły: „Jego nie ma! Już się nie ukaże.
Wyszłyśmy o północy. On stał obok steru -
Schwyciłyśmy za gardło - Wierzcie - Boga nie ma - Kto chce, niech idzie - On tam bezradnie umiera - I wolna - kędy zechce - płynie odtąd ziemia”.
Wzrok ich był obłąkany. Wierzyć czy nie wierzy ć?
Lecz krzyk ich coraz głośniej . „Czemu tak stoicie?
Przecież On tam - bezradny trup - bez ruchu leży - Jak w krwi brocząc w' wstającym ponad morzem świcie”.
Poszliśmy - zbadaliśmy - On przy sterze czuw ał - Pytaliśmy, gdzie wiezie? dokąd wiezie? po co?
On ruchem niemym nasze pytania odsuwał: - Płyniemy nocą!
(Syn ziemi,
s. 66)Asekuracyjna postawa spowodowała, że główny bohater liryczny został ukryty w zbiorowości. To zaw sze dywersyfikuje winę. Żeglarze, bo tak m ożna ich zdefinio
wać, skarżą się na skrajnie złe warunki bytowe. Nie m ają żadnego wpływu na kieru
nek żeglugi, krytykują sposób sprawowania władzy przez kapitana.
Nam ster wyrw a
no z ręki płyniemy ja k każe.
Z relacji kobiet, będących na pokładzie, w ynika natomiast, że dokonały one swoistego buntu i zabiły kapitana. Oznajmiły przy tym, iż B oga nie ma. W nawiązaniu do tych słów, pozostała część załogi zadała znaczące pytanie:
Wierzyć czy nie wierzyć?
Został tu pokazany czas w ewnętrznego konfliktu.Słaba wiara wątpiących sprawiła, że poszli i sprawdzili, czy Bóg-kapitan żyje. Mogli
przecież od razu zignorować przekaz obłąkanych kobiet. Nie zaliczyli tej próby. Lu
dzie o silnej wierze nie daliby się zwieść. Sternik wszechśw iata pow itał ich chłodnym milczeniem i pozostawił ważne zagadnienia bez odpowiedzi. Nie dowiedzieli się ni
czego, pozostali w ciemności symbolizującej bezradność oraz zupełną zależność od osoby czuwającej przy sterze, która jedyna znała trasę rejsu.
W ten klimat wpisuje się następny utwór:
***
Mądrość mą wiatr rozdmuchał jak piasek na dłoni I śladu po niej nie ma. Nic nie pozostało.
Jest tylko pokrwawione, poranione ciało, Które niczemu więcej nie może się bronić.
Bo cóż ja mogę zrobić? Niesie mnie jak niebem - Przelotne, bezobronne i kruche obłoki -
l jestem - w ciele rannym - ludzkim, biednym śpiewem Nad który m Bóg swe ciemne sprawuje wyroki!
(Syn ziemi,
s. 21)Ludzka mądrość w zderzeniu z ciemnymi wyrokami Boga nie przydała się na nic. Została rozdm uchana jak piasek na dłoni. Bezsilność postaci z w iersza oddaje retoryczne pytanie:
Bo cóż ja mogę zrobić?
Oprócz pokrwawionego i poranionego ciała nie ma ju ż nic. Dla niego jeszcze nie wschodzi żadna jutrzenka nadziei, a jed y nym przejawem egzystencji jest w erbalizowanie kolejnych lam entów dotyczących losu, przed którym nie m ożna uciec:***
Los mnie ściga! Ja przed nim do lasu uciekam - Tam wita mnie zachodem malowana rzeka.
Samy wyszły z paproci. Mkną do wodopoju, A sosny - jak ja światem zachwycone stoją.
Cóż z tego, że z snu samy paprocie i liście, Kiedy są tak ziełone, szumią rzeczywiście. . 1 chciałbym tam pozostać, gdy wieczór zastyga, Ale los napastliwy ściga mnie i ściga.
(Syn ziemi
, s. 51)Sen zdaje się być lekarstwem na bolączki świata realnego. Oniryzm okresowo burzy wyniszczający porządek czasowo-przestrzenny i przyczynowo-skutkowy. Bo
hater liryczny we śnie obcuje z przyrodą, odnajdując w mej azyl.
Chciałbym tam po
zostać -
mówi z nostalgią, na chwilę odrywając się od codziennych problemów. Los napastliwy nie daje długo spać, w ciąż ściga i pozbawia szansy na wytchnienie.Przenika nawet w obszar marzeń sennych, by wprowadzić w nie niepokój i spowodować wy budzenie:
NIEPOKÓJ
Przebiegły cztery samy. Powiedziały mi, Że Kain wieczny Abla wiecznego znów męczy, I nie mogłem już usnąć. Otworzyłem drzwi I wybiegłem na pomoc, wznosząc gniewne ręce.
Spytałem policjanta, na ulicy stał - Granatowy slup ciała - kodeksowy spokój.
Spojrzał tępo przed siebie i głucho się śmiał Nad smutkiem moim sarnim, rozpaczą głęboką.
Wołałem: wieczny Kain znowu Abla łamie i wali go toporem. Czyż nie widział nikt?
Przebrzmiało głosem w puszczy' bezradne wołanie, Rozsypał się popiołem rozpaczliwy krzyk.
I Kain w ieczny z krzy ku mego serca drwi f mówi, że to sen jest, zmora, która mija - A przecież cztery samy powiedziały mi, Że wieczny Kain Abla wiecznego zabija!
(Śpiewna samotność
, s. 26)Te same sam y, które poprzednio kojarzyły się z równowagą i w yciszeniem na
tury, teraz przynoszą złow ieszczą nowinę. N awiązują do ciągłej powtarzalności pierwszej zbrodni, do Kainowego bratobójstwa. Powtarzanie tej historii niszczy względnie zbalansowany stan ducha, w prowadza niepokój, który uniem ożliwia po
nowne zaśnięcie. Sam y okazują się być wysłanniczkami losu, jeg o szpiegami mają
cymi za zadanie zmusić bohatera do ciągłego wysiłku. Niedopuszczenie do odpo
czynku, ignorancja i wyśm ianie płynące ze strony instytucji kojarzących się z pomocą (policja), brak jakiegokolw iek odzewu na szerzącą się przestępczość, wtłacza osobę m ówiącą w głęboką rozpacz:
Przebrzmiało głosem w puszczy bezradne wołanie, Rozsypał się popiołem rozpaczliwy krzyk.
Bezsilność podmiotu zostaje dopełniona drw iną Kaina, który efektywnie wybija z orientacji i ciągnie nad przepaść obłędu.Ostatnie złudzenia wyrwania się z przeklętego kręgu pryskają jak bańka my
dlana. Sen - wydawać by się mogło ostatni bastion, który da schronienie - również staje się areną królowania chaosu i niepokoju:
BRAMA SNU
Bo na jawie myślę: Świat porzucę!
Ale cóż na moją miłość mi pomoże - Chociaż w dniu od świata się odwrócę, Sen mój nocą bramą się otworzy.
Poprzez bramę złą - przez sen człowieczy - Wchodzą we mnie zwierzęta i rzeczy.
Łanie, lasem strwożone, przy biegną I spoconym ciałem przy mnie legną, Od wiewiórek nagle się zaroi Zimna pustka samotności mojej.
Konie rżą, furkocą w wietrze grzy w ą.
Po śnie pędząc jak po bitej szosie - A psy wyją skargą nieszczęśliwą, Księżycowy m wyciem wniebogłosem.
Lisy, krety, chomiki i myszy
Chrzęszczą głucho jako w sianie, w ciszy.
Każde zwierzę, jakie tylko znałem, W sen mój wbiega niespokojnem ciałem.
A za niemi kwiaty' zioła, drzewa Ow ocami płyną i ptakami -
A za niemi - ludzki chaos śpiewa - Wszyscy ludzie znani i nieznani.
f... ...;...1
(Śpiewna samotność
, s. 32-33)Z a skrajną złośliwość m ożna potraktować to, że
Brama snu
otwiera bohaterowi świat, od którego chciał przecież uciec.
Circtdus vitiosus
uzm ysławia absolutne wplątanie w obcą w szelkiem u stworzeniu logikę, powodując w szechobecną trwogę.Niepokój
miał ostatecznie przekonać, że szarpanie się z losem nie ma sensu, że należy mu się poddać i czekać na otwarcie stronic ze spisanymi dziejami.Poeta był świadom przechowywania kart przeznaczenia w rękach Tego, który je zapisał. Patrząc na ich zawartość, trudno oprzeć się wrażeniu, że zostały naznaczo
ne Kainowym piętnem:
Bo oto odwraca się stronica
W olbrzymich, groźnych rękach Boga - I huk - i szum - i nawałnica
I stolic jęk - i tłumów trwoga.
A to stronica się odwraca
W olbrzy mich Bożych gniewnych rękach - l niebo dymem miast rozpacza
I niebo hukiem armat pęka...
Stronica się odwraca teraz
ł w' Boga dłoniach drży olbrzy mich - W pożarów blasku przeszłość zmiera, W pożarów blasku przeszłość dymi.
Bo to odwraca się stronica
W olbrzymich, groźnych rękach Boga f huk - i szum - i nawałnica -
I stolic jęk - i tłumów trwoga.
I my - i my! A ta stronica Stuburzą huczy w nas i nami - I wielkość, która nas zachwyca - I groza, co nas łamie!...
(Syn ziemi,
s. 67)Wizerunek B oga nie m a tu cech pozytywnych. Jego groźne, olbrzym ie ręce jakby z zabaw ą odw racają stronice zapisane przeznaczeniem, powodując różne wojny i trwogę tłumów. W iersz ten można odczytać jako pogłos pytań, które dręczyły w o
jenne pokolenie. Dlaczego dobry i miłosierny Bóg pozwolił na tyle zła? Dlaczego ludzkość spotkała taka ilość niezawinionego cierpienia? Brak racjonalnego uzasad
nienia i pewna sprzeczność między wyobrażeniem Bożej ingerencji w świat a świata tego obrazem, powodowała w wielu przypadkach zanegowanie istnienia Stworzyciela i odejście od religii. W innych formach ów kryzys wiary przejawiał się poprzez zmia
nę dotychczasowego, łagodnego i dobrotliwego konterfektu Boskiego majestatu.
Okrucieństwo wojny nie mogło się me odbić na światopoglądzie W ojciecha Bąka, a dalej na jego literackiej spuściźnie, zwłaszcza tej wydanej w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. W ostatniej strofie przytoczonego wiersza pod
miot zbiorowy ukrywa własne rozterki, krzycząc:
I my - i my!
Identyfikuje się tu ze swoją generacją, tak boleśnie doświadczoną przez los. Zaznacza jednocześnie zagubienie duchowe:
1 wielkość, która nas zachwyca / 1 groza, co nas lamie!...
W ielkość Boga w ciąż fascynuje, je st to jakby pozostałość po okresie przedwojennym. Autor nie utracił zapamiętanych dogmatów. Pojawia się jednakże uczucie grozy, która łamie człowieka. Poeta, kończąc wiersz, postawił wykrzyknik i wielokropek. Niedokończenie to m a większy sens niż jakiekolw iek słowo, które byłoby na tym miejscu. Żadną m yślą nie można oddać stanu ducha u ludzi, którzy wspomnienie wojny m ają świeżo w pamięci. Cały ich świat, zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny, zam ienia się w gruzy. Łamie się w iara w człowieka i w Boga. W arto jednak zauważyć, że Bąk nie posłużył się aspektem dokonanym. D o końca nie wyrzekł się zatem wiary, choć w pewnym momencie była ona dla niego dyskusyjna. Stefan Jończyk tak to charakteryzuje:
Mimo zwątpień i buntów poeta wzdraga się przed obwinianiem Boga za dzie
jące się zło w społeczności ludzkiej. Stwierdza, że my sami jesteśmy odpo
wiedzialni za to, co się dzieje, działo i dziać będzie w stosunkach między
ludzkich10
10 S. Jończyk: Posłowie. W: W. Bąk: Korzenie moje w Tobie..., s. 238.
Jakkolw iek, dotkliw e przeżycia dokonały znacznych spustoszeń w poetyckiej w rażliw ości. W yjście z m iasta grzechu, pow rót d o pierw otnej, czystej duchow ości, która byłaby zdo lna do pełnego odczuw ania B oga, w ym agało czasu. Literackie zapisy tw orzą o braz nieuporządkow ani a i psychicznego rozdarcia bohatera poszukującego utraconej drogi:
Ścieżki /.gubiły cele. Kiedy po nich chodzę, Niosą mnie - ja k o konie, co straciły drogę - Ja wypuściłem z rąk mych wędzidło i w odze -I nie czuję zdumienia - i odsuwam trwogę.
Niech niosą, kędy zechcą. Jeśli ładem ziemia.
To przecież cel swój znajdę - i krążąc dojadę - A jeśli ziemia ślepa - i w niej ładu nie ma.
To jakiż cel przed wielkim mnie schroni nieładem!
(Syn ziemi
, s. 61)Podm iot w ypow iedzi czuje zagubienie płynące z w ydarzeń niedaw nej prze
szłości o raz m a trudność w określeniu w łasnego m iejsca na najbliższy czas. N ie do
św iadcza ju ż zdu m ienia i trw ogi, co m oże być efektem nabytej znieczulicy n a to, co się w okół dzieje. N ie potrafi odnaleźć się na ścieżkach, które w cześniej znał doskona
le, a które teraz zapodziały sw e cele.
Niech niosą, kędy zechcą
- m ów i o nich z obojętnością. Ścieżki to w szelkie zasady i norm y społeczne, które w ydaw ały się trwałe.
Z achow ania ludzkości X X w ieku zatarły je skutecznie i w ym usiły nazw anie rzeczy n a nowo. A by znaleźć sw ój w łasny cel, p o eta wie, że pow inno być spełnione tylko je d n o założenie: ziem ia musi być ładem oznaczającym uporządkow anie w edług B o
żego zam ysłu. D la podm iotu ta te z a nie m a znam ion pew ności. R ozpoczęcie zdania spójnikiem w yrażającym w arunek dobitnie o tym św iadczy:
Jeśli ładem ziemia, To
przecież cel swój znajdę.
B ohater liryczny zrzekł się praw a do k ierow ania w łasnym życiem :Ja wypuściłem z rąk mych wędzidło i wodze.
D zięki tem u „odsunął trw ogę” . K to jed n ak przejął m etaforycznewędzidło i wodze
? Ten utw ór je sz c z e na to pytanie nie odpow iada. O ddanie się przeznaczeniu to reakcja obronna, w ynikająca z brakusiły n a ponow ne odnalezienie chęci życia, to krzyk p o szukiw ania nauczyciela i m i
strza, który by ów ch aos uporządkow ał. N asuw ają się podobieństw a do w iersza T a
deusza R óżew icza
Ocalony.
B ohaterow ie obu utw orów w ołali o pom oc, g d y ż ich w ybaw ienie z w ojennej pożogi zostało okupione zbyt w ielkim zniszczeniem du cho wym.N adzieja ocalającego, ponow nego przyjścia B oga, została w pisana w autobio
graficzną w izję podm iotu:
Wiem. ze mną jest, jak będzie z tą chatą, co stoi Wśród pola zamyślona, od lud/i daleka.
Mróz będzie tego roku śniegiem ją zamęczał.
Aż nie zasypie okien i dachu, i drzwi.
Miecie się na mnie śnieżyca. Sypie, sypie, sypie.
Tyle maleńkich i kruchych jak śniegu źdźbło trosk.
Zasypią moje serce, zasypią w nim okna I drzwi, i dach
-l będę się w nim dusił i trzaskał, i sza-lał, I zsiniałymi dłońmi śnieg z trwogą rozwalał.
I głucho krzyczał wkoło wśród mrozu i nocy:
Pomocy!
A wtedy Ty nadejdziesz, bo musisz powrócić, ł szpadlem zaczniesz kopać, śnieg ze mnie zrzucisz.
A kiedy zapłakany z. radości wylecę.
By schwy cić Cię za dłonie,
Zapalisz mnie w Swych dłoniach jak woskową św iecę 1 umieścisz, mnie z. śpiewem wielkiego wesela
W ołtarzu twego se rca z którego wystrzela Płomień Twojej miłości.
I nie będę ju ż więcej potrzebował chodzić Po mieście ciemną nocą, by móc skroń ochłodzić O zimne domy szare, gdzie ludzie szczęśliwi Nie wiedzą, jak być można smutnym przeraźliwie.
( Wiersze wybrane
, s. 377)U tw ór ten ja k w soczew ce skupia opisaną w rozdziale sytuację duch o w ą boha
tera. Liryczne
curriculum vitae
okresu cierpienia przypom ina przenośnia zam yślonejoraz odosobnionej ch aty 11, targanej m rozem i śnieżycą zasy p u jącą okna i drzw i, w której m ieszkaniec dusi się, szaleje i w oła o pomoc. D w ie pierw sze zw rotki są streszczeniem bólu i oczekiw ania n a zm ianę. D w ie kolejne o d d ają profetyczne w i
dzenie m etam orfozy, odsieczy, z ja k ą przyjdzie Bóg. O sw obodzenie z d otychczaso
w ego życia przyniesie kres w szelkim troskom , a poznanie sw ojego przeznaczenia, sw ojej misji na ziem i, polegającej na byciu radosnym św iatłem C hrystusa, spow oduje niew ysłow ione szczęście. Jest to ja k b y konspekt fragm entu dorobku poetyckiego za
m kniętego m iędzy klam ram i zw ątpienia i kryzysu w iary o raz pew ności i euforii w y
m kniętego m iędzy klam ram i zw ątpienia i kryzysu w iary o raz pew ności i euforii w y