• Nie Znaleziono Wyników

― ŚWIAT SŁOWIAŃSKI

Do zbioru truizmów badawczych, szczególnie w odniesieniu do epoki ro-mantyzmu, należy powtarzane za Herderem stwierdzenie, że duch narodu nierozerwalnie związany jest z jego językiem. Bezcelowe zdaje się również powtarzanie tezy o ogromnym wpływie niemieckiego fi lozofa na czeską i słowacką myśl odrodzeniową czy też o roli (nieporównywalnie większej dla odrodzenia narodowego Słowaków niż Czechów), jaką miała kwestia języ-ka narodowego115. Ujawniający się w listach stosunek wybranych czeskich i słowackich budzicieli do tej problematyki interesuje nas jedynie w aspekcie funkcjonowania języka Słowian jako konstytutywnego elementu słowiań-skiej przestrzeni, istniejącej – dodajmy – w żelaznym uścisku niemiecko--węgierskich granic. Pewnego wyjaśnienia wymaga użyte powyżej określe-nie „język Słowian”. Nie chodzi bowiem o jakiś konkretny język słowiański, choć niewątpliwie rozważania nasze koncentrują się na korespondencji cze-skich i słowackich prawodawców odrodzenia narodowego. Celem wywodu jest nakreślenie najbardziej podstawowych rysów pewnego modelu myślenia o języku, który stanowi z kolei niezbywalny element odrodzeniowej wyob-raźni. Chodzi więc o każdy język słowiański, język obdarzony atrybutem słowiańskości, wypełniony „słowiańskim duchem”, diametralnie inny od ję-zyków go otaczających, które są na dodatek emanacją wrogich mu żywio-łów116. Stąd też tytuł rozdziału, który w swojej triadycznej formie wskazuje

115 Klasyczną pozycję na temat wpływu Herdera na czeską i słowacką myśl odrodzeniową stanowi praca V. Černego, Vývoj a zločiny panslavizmu, Praha 1995.

116 Macura w swojej książce również zwracał uwagę na ten problem, pisząc, że w kulturze słowiańskiego odrodzenia narodowego najważniejszym kryterium wartościującym poszczególne języki słowiańskie była ich silniejsza lub słabsza łączność z ogólnym pojęciem „język słowiański”, to znaczy: „ich słowiańskość, czystość, albo przeciwnie – kontakt z językami niesłowiańskimi, przede wszystkim z językiem niemieckim, zdaje się wpływać na osłabienie ich pierwotnego sło-wiańskiego charakteru”. V. Macura, Znamení..., s. 48.

na potrójną identyfi kację języka Słowian. Czyni z niego sygnał początku eg-zystencji – utożsamiając język z „głosem życia”, jego przejawem; nadaje mu atrybut pozytywnie różnicujący go od innych języków oraz – co najważniej-sze – obdarza mocą kreacji, nieporównywalną właściwie z niczym innym, mocą stwarzania wokół siebie słowiańskiego świata.

Zanim jednak prześledzimy, w jakich aspektach i odsłonach zagadnie-nie języka jawi się w prezentowanej korespondencji, warto wskazać na naj-bardziej podstawowy atrybut, który jest mu przypisany. Jako niezbywalny (a czasem – jak się przekonamy – nadrzędny) element słowiańskiej przestrze-ni, rodzaj scalającego ją spoiwa, jest on mianowicie obdarzony cechą mowy prawdziwej, mającej uprzywilejowany dostęp do prawdy absolutnej. Roz-ważania o języku są nadal ściśle związane z problematyką całego rozdziału – chodzi bowiem o przyjrzenie się tym momentom korespondencji działaczy odrodzenia narodowego, które pozwalają śledzić meandry ich myśli doty-czących wagi mowy słowiańskiej, istniejącej w opozycji do języka niemiec-kiego i węgiersniemiec-kiego. Schemat tej opozycji, owego swoistego napięcia, przy-pomina zaproponowany wyżej model przestrzeni słowiańskiej, zamkniętej w niemiecko-węgierskich „granicach”, gdyż jest w jakimś sensie kontynuacją poświęconych jej rozważań, podjętych jednak w pewnej zawężonej optyce, skupionej na jednym tylko elemencie tej przestrzeni. Obowiązują tu więc te same prawa dyskursu – język Słowian istnieje wprawdzie w stanie oblęże-nia i grozi mu kulturowe i polityczne unicestwienie, ale jednocześnie dzięki wspominanemu zagrożeniu zdecydowanie podnosi swój status, wielokrotnie nabywając nawet cech sakralnych.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy tym fi lozofi cznie uprzywilejowanym statusie mowy słowiańskiej, mianowicie na jej doskonałej, wyzwalającej

„prawdziwości”. W ramach dyskursu epistolarnego dochodzi tutaj do stwo-rzenia bardzo przewidywalnego przeciwstawienia. Skoro bowiem język słowiański nosi cechy mowy prawdziwej, to języki, wobec których się on konstytuuje, a więc przede wszystkim język niemiecki i węgierski, zyskują automatycznie status mowy fałszywej, zniewalającej. Opozycja prawda–fałsz wiąże się zatem także z innymi, bardziej ogólnymi opozycjami, jak dobro–

zło czy wolność–zniewolenie. Szczególnie w odniesieniu do tej ostatniej war-to przywar-toczyć, cywar-towany już w pracy, choć w innym kontekście, list Ľudovíta Štúra do Słoweńca Stanka Vraza z 1842 roku. W udramatyzowanym frag-mencie czytamy:

Pod koniec wakacji byłem w Nitrzańskiej Stolicy, gdzie pod koniec minionego miesiąca zebrała się kongregacja. Planowano dwanaście punktów satmarskich117

117 Punkty te dotyczyły zniesienia węgierskiego prawa niepozwalającego na przekazanie szla-checkiego prawa majątkowego odziedziczonego po przodkach, zakazującego uzupełnienia prawa kredytowego, wykupienia z poddaństwa, zlikwidowania cechów i monopoli, rozszerzenia prawa do

przyjąć. Niższa szlachta, dowiedziawszy się, że takie rzeczy podległe rokowaniu będą, zgromadziła się w silnej grupie tysiąca pięciuset mężów. Jak tylko zaczęło się rokowanie, uderzyła na agitatory i złoiła niektórym skórę. W końcu jednak ogło-siła: „wszelkie zło z madziaryzacji się bierze, oszukujecie nas, kiedy takim językiem mówicie, którego my nie rozumiemy, musicie mówić po słowacku, my jesteśmy Słowacy, słowaccy ziemianie, nasza mowa słowacka też swoją wartość mieć musi i w poważaniu pozostać, jak to wcześniej było itd.”. To jest dla nas znak czasu i ra-dość ogromna (LĽŠ I, s. 322).

Zebranie, o którym mowa, dotyczyło przegłosowania, jak na owe czasy niezwykle postępowego, programu118, który jednak część zgromadzonych na nim ziemian uznała za zabieg mający jedynie przesłonić prawdziwy cel kongregacji, jakim było – według nich – swoiste uprawomocnienie dal-szych zabiegów madziaryzacyjnych. Pomińmy w tym miejscu oczywisty, jawnie ideologiczny wymiar umieszczenia w liście fragmentu wypowiedzi

„słowackich” ziemian, obdarzonych – jak możemy wnioskować – niezwy-kle rozwiniętą świadomością narodową, co w jakimś sensie awansem miało usprawiedliwić i uprawomocnić kodyfi kację przeprowadzoną przez działacza rok później (list pochodzi z 1842 roku). To, co interesuje nas najbardziej, to włożone w usta bohaterów, wypowiedziane równolegle hasła o mówieniu po węgiersku i kłamaniu, które sugerują odbiorcy ich utożsamienie. Oznacza to, że mówienie po węgiersku (czy też niemówienie po słowacku) wiązałoby się automatycznie z mówieniem nieprawdy. Ujmując ten problem niejako

„na wspak”, otrzymujemy pewien, zataczający krąg, łańcuch sylogizmów:

Słowacy czują swoją odrębność; odrębność ta manifestuje się w ich języku;

istnienie ich własnego języka jest niezbędnym warunkiem zaistnienia także ich przestrzeni kulturowej; przestrzeń owa potrzebuje minimum wolności, by mogła się rozwijać; gwarantem minimum wolności jest uznanie i szacu-nek dla ich języka, gdyż jest on jej wyznacznikiem. Odrębny język jest gwa-rantem wolności, jak również jej symptomem; niezaakceptowanie ich języka jest równoznaczne z próbą zniewolenia Słowaków. Jeszcze dobitniej problem ten prezentuje się w pisanym po chorwacku liście do Ljudevita Gaja. We fragmencie będącym odezwą do „młodzieży iliryjskiej” czytamy:

Stan nasz się ciągle polepsza, chociaż wciąż jeszcze wielu jest „biednych madzia-ronów” i wiele od nich madziaryzmu cierpieć musimy. Nie wiem, Bracia Drodzy, co o tych ludziach myśleć i jak ich nazwać. Byłoby ich powinnością o język

ojczy-majątku i urzędów na każdego obywatela, opodatkowania duchowieństwa, panów i ziemian, edu-kacji dla ludu, wolności prasy, emancypacji miast, nowej kodyfi edu-kacji prawa cywilnego i karnego, oddzielenia polityki i administracji publicznej oraz powołania przedstawicielstwa dla ludu. Por.

LĽŠ I, s. 581 (przypis do listu nr 133).

118 Dotyczył on m.in. zniesienia cechów i monopoli, rozdziału administracji politycznej i publicznej, nowej kodyfi kacji prawa cywilnego i karnego, nałożenia podatku na duchowieństwo itd. Por. LĽŠ I, s. 581, przyp. 4.

sty i oświecenie narodu swojego mieć staranie, ale oni psuciem i unicestwianiem języka swojego, narodu swojego się trudnią. Czyż nie są owi ludzie niewolnikami Madziaronów? Doprawdy! Bo zamiast postanawiać sami, cudzej się woli poddają, a w ten sposób nie mają własnej wolnej woli, tylko cudzą, cudzą, która im na-kazuje w okowy pożądliwości i pychy cudzej się oddawać. Czyż ludzie ci są tyl-ko narzędziem, co daje się w celu tym wytyl-korzystać, który ich panowie osiągnąć pragną, i jaki to cel? Wygubienie ich samych! Czyż nie są oni narzędziem gorszym od wszystkich innych? (LĽŠ I, s. 130).

Tutaj już bardzo wyraźnie węgierski utożsamiony zostaje z językiem zniewo-lenia. Owo zniewolenie dokonuje się przez język właśnie. Zmadziaryzowanie, a więc – w interpretacji autora listu – wyzbycie się siebie, staje się narzędziem w rękach nieprzyjaciół, urasta do rangi „grzechu” największego z możliwych.

Zbrodniczość gestu, jakim jest wyrzeczenie się własnego języka, polega bo-wiem na odcięciu się od swego przeznaczenia, którym jest dbałość o rozwój własnego narodu, to zaś odcięcie jest interpretowane jako próba jego unice-stwienia. Nie można być zatem człowiekiem wolnym, nie posługując się włas-nym językiem. W konsekwencji zaś posługiwanie się językiem węgierskim (w znaczeniu też – niesłowiańskim) oznacza duchowe niewolnictwo.

W świetle powyższych przemyśleń i argumentów łatwiej będzie zrozumieć pojawiające się w listach, jako niezbywalne fi gury odrodzeniowego dyskur-su, manifestacyjne sygnały posługiwania się językiem macierzystym. Na li-teracko najpiękniejszy przykład natrafi amy w cytowanych już listach Sama Bohdana Hrobonia. W początkowym fragmencie listu z listopada 1843 roku do ukochanej, czeskiej patriotki Bohuslavy Rajskiej, odnajdujemy takie oto wyznanie:

Pozdrawiam Panią mową tatrzańskiej mojej matki, mową praojców naszych sło-wiańskich: tylko na jej skrzydłach wznieść się może dusza moja. Uwierz mi, Pani, siostrzyczko droga, że i na Salańskich Mogiłach w tak tajemniczym związku splotło się czucie moje z duchem tatrzańskim, że w ten właśnie czas, kiedy w Tatrach ro-dziła się myśl o czysto słowiańskim życiu, i ja zapłonąłem niewysłowionym prag-nieniem, by chociaż jedną pieśń zaśpiewać głosem tatrzańskiej duszy w najświęt-szym Słowiaństwa chramie (LSBH, s. 73).

Język słowacki nazwany jest tu „głosem duszy tatrzańskiej” czy też – bardziej nawet podniośle – skrzydłami, na których dusza poety wznieść się może.

Zdaje się ponadto pełnić znaczącą funkcję w swoistym połączeniu przeszło-ści („język praojców naszych słowiańskich”) i przyszłoprzeszło-ści (myśl o czysto sło-wiańskim życiu, które wkrótce odegra doniosłą rolę w planie odrodzenia ludzkości). Podobną historiozofi czną perspektywę, choć bardziej wojowniczą w tonie, łączącą zaistnienie języka słowackiego z ogólną koncepcją rozwoju całego Słowiaństwa, otwiera w liście do Michala Miloslava Hodžy w kwiet-niu 1844 roku Ľudovít Štúr:

Że niektórzy z was wolą czeski! Niech wolą! Ja gazetę, jeśli uda mi się ją wydać, będę wydawał tylko po słowacku. Twoje słowa, że wola ich w tych sprawach to tyl-ko rzecz ludzka jest, a nasza – rzecz boska, są prawdziwe i święte. To nie moja małostkowość, jak mi Bóg miły, pchnęła mnie do języka słowackiego, ale myślenie moje o Słowiaństwie i jakieś olśnienie święte. Jeśli język słowacki nie jest tego wart, to i nic niewarte jest moje wyobrażenie o Słowiaństwie, a to przywiodłoby mnie do rozpaczy. Jedno jest z drugim związane. Dlatego stoję przy naszej mowie z całej duszy i będę jej bronić do ostatniego tchu (LĽŠ II, s. 38).

Równie niezbywalne w dyskursie odrodzeniowym są entuzjastyczne po-chwały czyjejś godnej pozazdroszczenia sprawności językowej, zwłaszcza jeśli dotyczy ona „bratniego narzecza”, bądź też radośnie odkrywane po-dobieństwa między językami słowiańskimi. Częste jest też, równoważące ów entuzjazm, egzaltowane potępienie posługiwania się obcym językiem, głównie niemieckim. Symptomatyczne pod tym względem wypowiedzi, szczególnie dla pierwszego wymienionego tu wariantu, odnajdujemy w li-stach czeskich i słowackich działaczy do ich południowosłowiańskich kore-spondentów. W 1841 roku praski lekarz Jozef Václav Staněk pisał do Stan-ka Vraza:

Przesławny Panie!

Wielką mi radość uczyniłeś, żeś mnie listem swoim zaszczycił. To wielki przywilej dla przyszłego życia i literatury słowiańskiej, że nawet niezbyt wykształcony Sło-wianin przejść może pół świata i czytać w innych narzeczach. Pierwszy raz czytałem list pisany po iliryjsku i prawie w całości go zrozumiałem. O jak czułe, delikatne, a przecie dźwięczne jest Pańskie narzecze (DČS, s. 26).

W innym liście, pisanym – jak podkreśla autor – z „Pragi-Mateńki” w stycz-niu 1846 roku, czytamy:

Drogi Przyjacielu!

List Twój bardzo mnie ucieszył i Friča, i wszystkich Pańskich przyjaciół. Ależ Pan pięknie po czesku pisze, że pisarz niejeden wpadłby w osłupienie. Szczęść Boże!

(DČS, s. 30).

W podobnym tonie, manifestacyjnie po czesku, do innego z południowosło-wiańskich budzicieli – Ljudevita Gaja, pisał Kollár:

Drogi Przyjacielu!

Z wielką radością odebrałem to, coś Pan napisał o wydaniu „Nowin Chorwackich”.

A najmilszym mi było, żeś swój list po chorwacku napisał. Czyńże tak zawsze. Ja też będę do Pana w czeskosłowackim narzeczu pisywał, i zobaczysz Przyjacielu, że się dobrze rozumieć będziemy (DČS, s. 141).

Jeżeli zaś chodzi o swoiste epistolarne anatemy związane z niepisaniem w ję-zyku słowiańskim, to najbardziej modelowe są pod tym względem wypowiedzi

czeskich patriotów dotyczące pisania po niemiecku119. Ich ton jest bez wyjątku niezwykle emocjonalny, miejscami nawet histeryczny. Przyjrzyjmy się kilku fragmentom. We wrześniu 1824 roku Václav Hanka, pisząc do Kollára o ko-nieczności pielęgnowania w sobie ducha poetyckiego („Niech Pan nie daje lirze swej długo odpoczywać, zaklinam Pana na Córę Sławy – póki człowiek młody, najlepszy dla poezji czas”), skarżył się na Františka Palackiego:

Tak zawsze Palackiemu radzę, póki młodym jest, ale on inną sobie drogę obiera, a nawet, chcąc wzór swój doścignąć, wszelką skłonność do poezji w sobie tłumi – jednym słowem, zająć miejsce Dobrovskiego nie tylko się stara, ale i sam to przy-znaje, tak, a nawet radzi, by o czeskich sprawach po niemiecku pisać naukowo, a dla prostaków, jeśli czasu starczy, po czesku. On sam obcuje, jak nakazuje moda, tylko z niemieckimi pisarzami – ale już przestaję, żebym zamiast się z Panem rado-wać, nie psuł Panu humoru120.

Posługiwanie się językiem niemieckim zostaje uznane za prawdziwą zdradę, tym bardziej (w kontekście tego, co ustalono na temat zgubnego wpływu żywiołu germańskiego na duszę słowiańską) że posługuje się nim, na doda-tek w swych pracach naukowych, człowiek mający być dla innych patriotów przykładem. Pisanie po niemiecku jest bowiem równoznaczne z akceptacją niemieckiego spojrzenia na Słowian. W podobnym stylu, w związku z nie-mieckim wydaniem Geschite der slawischen Sprache..., w liście do Palackiego ze stycznia 1824 roku Kollár oburzał się na Šafárika:

W tych dniach też pisał do mnie Šafařík. Przygotował on – tłustą dość – historię wszechsłowiańskiej literatury, ale – proszę się nie przerażać – po niemiecku! (LJK, s. 39).

Ton listu sugeruje, że Palacký podziela zdanie piszącego na temat dramatycz-nej niestosowności posunięcia Šafárika. Na ironię zakrawa fakt, że zdawał się je również podzielać sam główny oskarżony, gdy w liście do tego samego Kollára ze skruchą wyznawał:

119 Jak pisał Vladimír Macura, przestrzeń patriotyczna w czeskim odrodzeniu narodowym była stwarzana wobec najważniejszego negatywnego punktu odniesienia, czyli „germaństwa”. Po-zwolę sobie na zacytowanie dłuższego fragmentu wypowiedzi badacza: „Niekonsekwencja w oce-nie poszczególnych języków słowiańskich związana jest z tym, że najwyższą wartością jungman-nowskiego świata jest słowiaństwo i na początku umniejsza ono wagę poszczególnych języków i narodów słowiańskich. Przeciwieństwem słowiaństwa jest tu »niesłowiaństwo«, które dla obszaru kultury czeskiej uosabia niemieckość, dlatego o ile krytyka języka niemieckiego i kultury jest niemal obowiązkowa, o tyle wartościowanie pozostałych języków jest raczej neutralne i uzależnio-ne od chwilowego zapotrzebowania, które jest logiczną konsekwencją przyjęcia i rozwinięcia tej podstawowej opozycji”. V. Macura, Znamení..., s. 49.

120 Wszystkie cytaty z korespondencji Hanki i Kollára pochodzą z wydania: Vzájemné dopisy Václava Hanky a Jana Kollára, „Časopis Muzea Království Českého” 1897, LXXI, s. 227. Dalej oznaczam skrótem ČČM 1897 wraz z podaniem strony.

Wspomnieć jednak muszę, co Pana z pewnością trochę zaskoczy, że ten mój po-roniony płód – w języku niemieckim – to jest m ó j pierwszy i da Bóg, ostatni g r z e c h pisarski, którego teraz naprawić już nie mogę. Przyznam się Panu, że mi strasznie z tego powodu przykro, ale jeśli nie chcę owoców prawie dziesięcioletnie-go zatrudnienia do ognia rzucić, nie mogę się temu nabrzmiewającemu uczuciu niezadowolenia poddać – dlatego też i od Pana przebaczenia mi tej słabości żądam i oczekuję. Niechaj nie usprawiedliwieniu m o j e j w i n y, ale wyjaśnieniu te słowa moje służą (ČČM 1873, s. 383, podkr. A.H.).

W przestrzeni odrodzeniowego dyskursu epistolarnego językowi narodo-wemu, językowi słowiańskiemu przysługuje nie tylko atrybut bycia językiem prawdy i wolności. Znamionuje on tu również siłę, której szczególnym świa-dectwem jest możliwość posługiwania się nim we wszystkich dziedzinach życia, w tym zwłaszcza artystycznej i naukowej. Z perspektywy luminarzy odrodzenia narodowego to język właśnie, co wielokrotnie powtarzano, jest bronią, sprawnym narzędziem, które może przywiązać ogół społeczeństwa do sprawy narodowej lub też skutecznie go od niej odwrócić. Dobrze rozu-mieli to prawodawcy odrodzenia, dla których rozbudzenie uczuć patriotycz-nych wśród społeczeństwa – w dużej mierze narodowo nieuświadomionego – stało się zadaniem życia. Na ten aspekt ich działań zwraca uwagę Maria Dąbrowska-Partyka. We fragmencie cytowanej już pracy czytamy:

Okazuje się, słowem, że ówczesny projekt języka literackiego, będący z dzisiejszej perspektywy ewidentnym konstruktem lingwistyczno-ideologicznym, rości sobie pretensje do wypełniania całej przestrzeni, zakreślonej słynnym aforyzmem Hum-boldta: „Die wahre Heimat ist eigentlich die Sprache”. Aforyzm ten stał się in-tymną własnością wielu prawodawców słowiańskiego odrodzenia narodowego. Ich kłopot polegał wszakże na tym, że czuli się i upoważnieni do wypełnienia obydwu jego członów własną, „czysto narodową” treścią. Język literacki nie był więc dla nich jedynie normatywną bazą dla artystycznych, naukowych czy ofi cjalnych sposobów użycia języka naturalnego. Był w pierwszym rzędzie całościowym, wszechstronnie ekspansywnym projektem języka „naturalnego”; urbanistycznym planem Hum-boldtowskiej ojczyzny, którą według owego planu należało potem zbudować121. Budowa języka „naturalnego” była więc pewnym etapem „budowy” narodu.

Niezwykle ważnym i niebezpiecznym, tu można było bowiem – mówiąc obrazowo – równie łatwo „przegrać” naród, jak i go „pozyskać”. Należało zatem działać z wielkim wyczuciem. Nie ulegało wszak wątpliwości, że każde posunięcie, które w jakiś sposób mogłoby zniechęcić do nauki własnego ję-zyka, uniemożliwi również rozwój słowiańskiej świadomości. Uniemożliwi, bo w najbardziej naturalnym geście zwróci Słowian w stronę innych języ-ków, które ułatwią im partycypację w ówczesnej rzeczywistości. Działacze narodowi słusznie obawiali się, że owymi „językami drugiego wyboru” będą

121 M. Dąbrowska-Partyka, Wielojęzyczność jako problem..., s. 178.

doskonale zadomowione w przestrzeni słowiańskiej języki węgierski lub nie-miecki. Taką oto nieco spiskową interpretację rzeczywistości odnajdujemy w jednym z listów Jána Kollára do Václava Hanki:

Tutejszy księgarz Wigand oddał mi niegdyś 4 egzemplarze Pana Modlitw na sprze-daż, które naprawdę rozesłałem. Nie mogę się powstrzymać, bym przy tym Panu nie wyjawił jednego dawnego mojego pragnienia: Miej Pan proszę na uwadze w swoim skądinąd tak pięknym stylu naszych Słowaków i miękkość brzmienia w ogóle. (Niegdyś pisał mi jeden z najbardziej uczonych Słowaków, że ponoć Czesi specjalnie szorstkich wyrazów szukają i z ich pomocą na własne życzenie swój język grzebią!) Szkoda naprawdę, że zwłaszcza Pan, tak często sięgając po dwuznaczne wyrazy, do swojego pisania słowackich czytelników zraża; wszędzie Pan pisze: bu-dem, pujbu-dem, milujem, zamiast zwyczajnego i prawidłowego: budeme, pujdeme, milujeme, wiedząc dobrze, że to pierwsze to dla Słowaków prima persona singularis, skąd taki gramatyczny galimatias się bierze, że Słowak chętniej czyta po węgiersku i niemiecku niż w bliskim mu języku czeskim (ČČM 1897, s. 235).

Kilka spraw zasługuje tutaj na uwagę. Po pierwsze widać, że świado-mość istnienia słowiańskiego żywiołu między żywiołem germańskim a wę-gierskim, nieustannie i najsilniej obecna w listach Kollára zmagającego się w Peszcie z naciskami Węgrów i Niemców w kwestii statusu tamtejszego Kościoła ewangelickiego, sprawia, iż wszelkie inne zagrożenia są interpreto-wane w odniesieniu do tej naczelnej groźby właśnie. Po drugie, pojawiające się niebezpieczeństwo wprowadzenia zamętu językowego, który w ostatecz-nym rozrachunku może odstręczyć od „bycia Słowianinem”122, przewija się z dużą częstotliwością również w korespondencji innych działaczy, najczęś-ciej w kontekście kodyfi kacji dokonanej przez Štúra w 1843 roku, które

Kilka spraw zasługuje tutaj na uwagę. Po pierwsze widać, że świado-mość istnienia słowiańskiego żywiołu między żywiołem germańskim a wę-gierskim, nieustannie i najsilniej obecna w listach Kollára zmagającego się w Peszcie z naciskami Węgrów i Niemców w kwestii statusu tamtejszego Kościoła ewangelickiego, sprawia, iż wszelkie inne zagrożenia są interpreto-wane w odniesieniu do tej naczelnej groźby właśnie. Po drugie, pojawiające się niebezpieczeństwo wprowadzenia zamętu językowego, który w ostatecz-nym rozrachunku może odstręczyć od „bycia Słowianinem”122, przewija się z dużą częstotliwością również w korespondencji innych działaczy, najczęś-ciej w kontekście kodyfi kacji dokonanej przez Štúra w 1843 roku, które