• Nie Znaleziono Wyników

żność do łakomstwa wskazująca, nastrg-

nastrg-— 108 nastrg-—

czy la mu d o m n iem a n ie, ż e ó w żeb rak m oże być gtodny i że dobrze b ędzie do­

dać mu k a w a ł m aryn aty i chleba, do p ien iężn eg o zasiłku; prosił po cichu oj­

ca o p o z w o le n ie, u zy sk a ł ta k o w e i w r a z z m łodą N iem k ą, która w dom u słu żyła, z szed ł na dół do ubogiego; żebrak ukło­

n ił się nisko odbierając chleb i p ie n ią ­ d ze, ale na w id o k p o d a w a n e j mu p rzez służącą m a r y n a ty , tak zbladł i zadrżał okropnie, że się b ied n y W ilh elm ek n ie ­ m ało z a d z iw ił i przeląkł, a tóm w ięcej k ie d y ujrzał ubogiego padającego na z ie ­ m ię w okropnych k o n w ulsyach p ien ią ­ cego i rzucającego się str a sz liw ie . S łu ­ żąca i W ilhelm k rzy k n ęli p rz e ra ź liw ie , zbiegli się d o m o w n ic y , u p ro w a d zili ro­

d zice sw o jeg o sy n a ; a żebrak zo sta ł u- m ie sz cz o h y w m iejskim szpitalu, gdzie P a ń stw o M aynert, ró w n ie lito ściw i obo­

je, p rzy rzek li sob ie m ie ć o nim n a jw ię ­ k sze staranie. D o k tó r, który lec z y ł W il- hełm ka w chorobie, b y ł ta k ie

przełoźo-— 109 przełoźo-—

n y nad szpitalem w którym długo bar­

dzo ie ia l ubogi M ichałek; Pani M ay- nert nie d o zw a la ła ukochanem u jed yn a­

k o w i w id y w a ć sw eg o ubogiego, ja k go n a z y w a ł, lękając się dla niego w p ły w u złego p o w ie trz a ; ale skoro p rzy szed ł do zd ro w ia , w z ię to go do fabryki i u- m ieszczon o p o m ięd zy czelad zią.— T e n chłopiec m iał serce w d zięczn e i rozsąd ek na stan i w iek niepospolity; staraisię w ięc o d w d zięcza ć w sz y stk ie m i w je g o m o cy będącem i sp o so b a m i, za lask i w dom u dobrych p a ń stw a M aynertów d o św ia d ­ czane. K ied y w’ n ied ziele i św ię ta c z e ­ lad ź cała rozbiegła się po sąsiedzkidh karczm ach, albo dążyła na przech adzki w la sy poblisk ie, M ichałek pom agał P a­

n i M aynert i służącej w d o m o w y c h za ­ tru dnien iach, u słu g iw a ł do stołu k ied y b y li goście, z m y w a ł, sprzątał i z a w sz e b y ł gotów na rozk a zy P a ń stw a i W il­

helm a ; jed en tylko sobie w y r a ź n ie za- w aro w a ł p rzyp ad ek , to jest: ż e b y mu

10

— I l o ­

n ie p rzy szło usłu g iw a ć w t e d y , kiedy b y ły p o d aw an e m arynaty albo w ęd li­

n y , bo nie ręczył za siebie, czy by wstręt, k tó ry m u ta k o w e sp r a w o w a ły , nie mógł m ieć'i dla niego i dla przytom nych nie­

p rzy jem n y ch sk u tk ó w ; m ie w a ł on al­

b o w ie m rzeczyw is'cie napady w ielk iej c h o r o b y , ale tylko w te d y k ied y te ob­

m ierzłe p o tra w y zobaczył. — M ichałek d o w ie d z ia ł się w k rótce od służących, ż e W ilhelm nie był z p rzy w a ry sw ojej u leczon y, i że się rodzice za w sz e strzedz m uszą, najm n iejszą rzecz do jed zen ia w je g o przytom n ości zostaw ić; gdyz on się n ie w z d r y g a ł bynajm niej kosztow ać n a w e t rzeczy n ie z d r o w e , byleby tylko m ia ły pozór d ogodzenia jeg o n ieszczę­

śliw e m u łak o m stw u . — P o c z c iw y chło­

p iec p r z e d się w z ią ł u w o ln ić młodego s w e g o dobroczyńcę, od tak nieb ezp ie­

cznej w a d y . przyszedłszy^ razu jed ne­

go do P a n i M ayńert, prosił ją ażeby mu w o ln o było o p o w ie d z ieć W ilhelm kow i

— I I I —

w przytom ności r o d zicó w przyczyn ę j e ­ go w strętu do m arynaty; z e z w o lo n o na to. Pan M aynert i doktór który d a w n o pragnął d o w ied zieć się o tem ta k że, z e ­ szli się do altanki gdzie szczególn e s w e zdarzenia m iał im o p o w ie d z ieć M icha­

łek. W ilhelm z w a b io n y talerzem bisz­

k o p tó w , sied zia ł i słuchał s p o k o jn ie , m ając obiecany dobry z nich p o d w ie ­ czorek; ale im dłużej m ó w ił M ichałek, tem bardziej w zra sta ła c ie k a w o ść na­

szeg o łakom ca, a przy końcu nie trze­

ba było i biszk op tów , ażeby całą jego zająć u w agę. (*) — Urodziłem się w

"W arszawie, M atka m oja i O jciec byli w yrobnikam i; było nas w dom u sz eśc io ­ ro r o d z e ń s tw a , a głód i n ędza bardzo

(*) W iaro g o d n ą oso b a o p o w ia d ała mi to z d arzen ie;

nie je s t zm yślone; p rz y tra fić się m iało d o k to r o w ie ....

ty le u nas w sław ionem u. Z a p y ta n y od o p o w iad ają­

cej mi to osoby, czy li m ia t dzieci? o d p o w ie d ział: m ia ­ łem có rec zk ę , ale mi ją k o m in ia rze zjedli i w y tló - m a c z y ł to, tym że sam ym co ja opisuję sposobem .

— 112 —

nam dok u czały, udało się jed n a k Ojcu um ieścić braci starszych za ch łop ców to w aptece, to u ślusarza, sio stry ż e ­ brały pod kolum nam i po sklepach, a j a n ajm łod szy p iln o w a łem w dom u gar­

n u szk a z k a s z ą , albo z kartoflam i, któ­

r y b y ł całym naszym p rzez dzień p o ­ siłk iem , a do którego rzadko k ied y do­

sta w a liśm y po k a w a łk u chleba. K ied y , in n ie tak z o sta w io n o sam ego w dom u p rzy o w y m garnku, k o sztow ałem raz po r a z , to co w nim by ło , i nim n adeszli r o d z e ń stw o , często go ju z do p o ło w y w y p r ó ż n iłe m ; w te d y M atka biła m nie r ó z g ą , Ojciec kijem , a sio strzy czk i nie- o szczęd zaty w rzask u i w y m y śla n ia na b rzydkiego ż a rło k a ,ja k m nie n azyw ały;

a l e j a nazajutrz to i sam o czyn iłem , nie- pom nąc an i na krzyk sióstr, ani na bi­

cie ro d z ic ó w ; bom byt i głodny i łako­

m y , a pokusa była za w ie lk a na mój w ie k d z ie c in n y ; z a p r a w iw sz y się na d o m o w y m g a rn u szk u , robiłem z w ie

-— 113 -—

kiein znaczne postępy w ła k o m stw ie ; przekupki blisko nas stragany m ające skarżyły się często., ż e im to bułe­

czki, to jabłka, to gru szk i, n ie w ie d z ie ć gdzie się p o d ziew a ły , a nie sp o d z iew a ­ ły się nigdy, ze m aleńki sześcio - letn i ch łop czyn a, tak się zręczn ie w p r a w ił do sprzątania onycli, i że w kradając się to pod stół, to za okrycie z desek, to czasem i na w ierzch włażąc, up a try w a ł ch w ilę dogodną, i w m gnieniu oka por­

w a ł co się nadarzyło, u k r y w a ł zręczn ie s w ą zd obycz i w racał do dom u, za czem d ostrzeżono ubytku na straganie... N ie- odbierając żadnego w y c h o w a n ia , n ie w ie d z ia łe m w ca le o t e in , że to grzech je s t kraść owoc; i o w sz e m O jciec i Ma­

tka często nam m ó w ili, że to w zią ść co j est do jed zen ia , nie j e s t grzechem , kie- d y się jeść chce. Mnie bardzo ta nauka do smaku przypadła, a zam iast jed n e j gruszki lub b u łk i, w z ią łe m w ted y k ie ­ dym to sły sza ł d w ie lub trzy i zajada­

ło*

— 114 —

iefrt je w kąciku, albo ja k w s z y s c y na robotę w y sz li. — D o strzeg ły nakoniec nasZe Sąsiadki, źe to ja sprzątana ich o w o c e z e straganów ; w y b iły innie n ie ­ raz, nic to n ie pom ogło; w y to c z y ła się sp ra w a do Ojca, bo m nie na uczynku złapano i całą kiełbasę z k ie sz e n i w y ­ ciągn ięto N ie p o w iem w a m kochani P a ń stw o , ile w te d y plag dosta łem , bo-

b y ście nad biednem dzieckiem płakać m u sieli. A le m nie to n ie p o p ra w iło , bo niem ając nic do c z y n ie n ia w dom u, n ie będąc strzeżo n y ani doglądany przez nik o g o , m iałem w szelk ą sposobność do złeg o , a żadnej chęci p o p ra w ien ia s i ę ; m yśla łem tylk o nad tern, ja k b y ukryć n a jzręczn iej moje kradzieże. B yłem bar­

dzo szczu p ły i Z w in n y , w drapałem się n iera z W ysoko i p rzep atryw ałem śpi- żarriie z w y k le po górach dom ów będą­

c e , w ła z iłe m p rzez o tw a rte okienka i tam dopiero hulałem sobie; bo nieraz i ćw ia rteczk a c ie lęc in y i okrasy pas n ie ­

— 115 —

m ały i serek w y śm ie n ity zd ob yłem , a szczury i koty o b w in ia n o ezęstókroc o to, co było dziełem n ieg o d ziw eg o M i­

chałka.... T ak szkaradne sp r a w o w a n ie się b y ło b y m nie beż w ą tp ien ia , nie t y l­

ko n a ła k o n ic a , ale na złod zieja, a m o- i e i na m ordercę w y k sz ta łc iło , gd yb y m nie b y ł O jciec dłużej w dom u trzy ­ m ał. M ieliśm y w ła śn ie W są sied ztw ie poężciw eg o m ajstra kom iniarza, który n ieraz w id z ia ł, ja k ja zręczn ie po d a ­ chach i rynnach biegałem ; ja k się w c i­

skałem w n a jw ęższe szpary, ja k um ia­

łem się spuszczać ze sch o d ó w po kra­

w ę d z i; zręczność moja doskonałego o- biecy w a ła kom iniarczyka; o fia ro w a ł są­

siad m em u Ojcu w ziąść m nie na naukę;

O jciec się nie drożył ze m n ą , m ajster innie ż y w ić i o k ry w a ć obiecał; siostra starsza objęła po m nie o b o w ią zek g o ­ to w a n ia objadu, a ja dostałem się prze­

cie do porządnego dom u. N ie w ie m wńele w ted y lat m iałem , ale byłem j e

-— 116 -—

szcJie m ały, a p rzykłady, które m i tam d a w a n o , je ż e li n ie w s z y stk ie to p rzy ­ najm niej niektóre m oje w a d y w y k o r z e ­ nić potrafiły.... Pani m ajstrow a m iała o nas staranie, uczyła pacierza i k atech i­

zm u , sporządzała n asze o d ziez i napo­

m inając s u r o w o , w yp raszała często od su row szej jesz c z e m ęża kary. A le lu ­ bo się tam stałem o b yczajn iejszym , ła ­ k o m stw o moje nie zm iejszy ło się jed n a k ,

chociaż w dom u n iem ia iem mu czem dogodzić, ż y w iłe m się ja k mogłem; a to co sprzątałem , sk rycie ukry w ałem przed w sz y stk ie m i. Z w in ność m oja w na- szem rzem iośle w y n io sła m nie w k ró t­

ce do stop nia p ierw szego c z e la d n ik a / m ajster kazał m i najtrudniejsze w y c ie ­ rać zakątki p oza ła m y w a n y ch kom inów ; w sz ę d z ie dotarłem; n a jw y ż sz y i n ajw ęż­

sz y luft był tylko dla in n ie igraszką; a tam gdzie się inni w su n ąć nie w a ż y li, ja śp iew a łem sobie swmbodnie przy chrzęście m oich m iotełek. O tw arte

— 117 —

w ię c m iałem pole zostać m ajstrem k o ­ m iniarskim k ie d y ś, m oźebym się n a ­ w e t był z córką m ego pryncypała o że­

n ił, i na sieb ie m ógł już p r a c o w a ć , ale cóż! k ie d y moje p rzeklęte ła k o m stw o całą tę przyszłość z n iw e c z y ło , a to ta­

kim sposobem . — Z aw ołan o nas dnia p ew n eg o do je d n e j z kam ienic starego m ia s ta , w której ko m in y z d aw n y ch prostopadłych na teraźniejsze p o p rze- ista cza n e, tak b y ły do w y c ie ra n ia tru­

dne, a o so b liw ie je d e n z nich, źe m oi k c lłe d z y w e m nie je d y n ie pokładali n a ­ d zieję ich o c z y s z c z e n ia ; w la złem na

dach, rozpoznałem całą trudność rob o ty i s z c z ę śliw ie j ą dokonałem ; a sk o ń czy ­

w s z y pracę spuściłem się p o w o li k o m i­

nem otw artym i w sz e d łem do pięk n e­

go pokoju. Ł adne tam b y ły m a lo w a n ia i rozm aite w ca le m i niezn an e rzeczy;

byłem sam jed en , jakaś nieszczęśłivva pokusa nastręczyła mi chęć poszukania tam czego do jed zenia, bo ła k o m stw o

— 118 —

nad w szy stk o z a w s z e m ną w ładało; w i­

dzę na stole duzą fa ja n so w ą m is k ę , a w niej gatunek jak iejś m ary n a ty k o ­ r zen ia m i za p ra w n ej, w ydającej zapach m o cn y a d!a m nie p r z y je m n y , bo mi coś dotąd niezn anego k osztow ać nastrę­

czała ; nosiłem z a w sz e nożyk przy s o ­ b ie , kraję w ię c , płatam nieznaną p o ­ tra w ę i p o ły k a m c h c iw ie n ieza sta n a - w ia ją c się nad jej sm akiem ; zal jni z o ­ sta w ić reszty , w y jm u ję z m iski i paku­

j ę d<> m ałego w oreczk a , który na p le ­ cach m iałem . Jak tylko m iskę w y p ró ­ żniłem chciałem u ciek ać co ż} w o tą sa­

m a drogą com p rzyszed ł; aż tu d r z w i k ry te n iedaleko kom in a otw iera ją się i

■wchodzi niem i ja k iś Pan stary w s z la ­ fr o k u , za nim m łody cz ło w ie k niosący na desce g ło w ę d ziecięcia nabalsam o- w a n ą i doskon ale do długiego p r z e tr w a ­ n ia usposobioną; okropny dreszcz prze­

biegł m nie na ten w id o k .,.. Pan cofnął się, ja k zo b a czy ł moję czarną postać i

— 119 —

z a w o ła ł na "mnie z g n iew em zepsutą polszczyzną: Co ty tu robisz niecnoto?

zkąd p rzy szed łeś? po co tu sto isz? Ja chciałem zem knąc szybko i ju z si<j w kom in w su w a łem , kiedy ö w m łody czło ­ w ie k zaw ołał, w sk a zu ją c na miskę: Pa­

nie doktorze! nasz preparat gdzieś się p od ział a ten chłopiec m a pełną gębę ja k ie g o ś jadła. — O Jezu Marya! k r z y ­

knął doktór? ten łajdak zjadł Pannę H ra­

bian k ę! co j a Ojcu p o w ie m ? ... N a te okropne sło w a upadłem zaraz bez z m y ­ słó w w k o m in ie; doktór i cyruliczek n ie w ie le się mną zajęli, ale w id zą c mój w oreczek czem siś n apełniony, o tw o r z y ­ li go

i

w y ję li z niego reszty m ego ob rzy­

dłego śniadania; a p ie r w s z a .r z e c z k tó ­

zobaczyłem , p rzy szed łszy do sieb ie, b y ła to ręka i noga o w e g o um arłego dziecka, z w o rk a w y cią g n ięte, których w prędkości nie w id zia łem w ca le k ie­

dym w orek napełniał. N a ten w id o k i

Powiązane dokumenty