• Nie Znaleziono Wyników

Odwiedziny babuni czyli Powieści dla zabawy grzecznych dzieci

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odwiedziny babuni czyli Powieści dla zabawy grzecznych dzieci"

Copied!
166
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

:vtv

(3)

• • ; v-r

(4)
(5)

P5SB

^®s®s*«»®®®»®«®®®®®®®«®®®®.

I ODW IEDZINY BABUNI

C Z Y L I

P O W I E Ś C I i

^cGKcJkccw^ cj z^eożuij eto ueci i

N A P I S A N E

j/trzcz- A N N E NAK. ,

W W A R S Z A W I E .

% J> W D R U K A RN I A. G A ŁĘ Z O W SK IE G O I K O M P. 8

PRZY ULICY ŻABIEJ POD N llliM l{il.

saaaaesa®Qss®s-88»sa»®*®®»^»»»si 8®as®a®®es®sees9sa0

(6)
(7)

0 c W e / c ) u t i i j

C Z T L I

P O W I E Ś C I

c/ßo cu t/am y' /fiKec&nyc/t (/Mece-.

(8)
(9)

O DW IED ZIN Y BABUNI

C Z Y L I

P O W I E Ś C I

z e d j o c w y ^ c z v c u t y cE c>

^ Jziects

N A P I S A N E

/ir z c z , A N N Ę N A K .

W W A R S Z A W I E .

W D R U K A R N I A. G A Ł Ę Z O W S K IE G O I K O M P, P R Z S UŁICST ŻABIEJ POD N k E M 4'72.

1833

.

(10)

Z a pozw oleniem Cenzury R z ą d o w e j.

(11)

W STĘP DO POWIEŚCI.

Dobra B a b u n ia , je s t to skarb pra­

w d z i w y , dla w a s kochane m oje d zie­

ci ! Zastępuje ona w staraniach okoto w a s M a m ę , k iedy j ą zatrudnienia, sła­

bość, albo to w a rzy sk ie z a b a w y , od w a s się oddalać zmuszają. Daje ładne lalu- sie grzecznym d z ie w c z y n k o m , kon ik i chłopczykom, p o d w ie c z o r k i, albo s m a ­ czne śniadania, i jed n y m i drugim, ko­

lęd y na N o w y Rok, w ią z a n ia na i m i e ­ niny, w s z j stko to macie, od dobrej Ba­

buni; kiedyście bo g o b o jn e, grzeczne, i posłuszne. B a b u n ia , czasem i od po­

kuty w y p r o s i , i od kary u w o l n i ; bo M am a i T a ta , mało co mają do odm ó­

w ie n ia Babuni. Ale B a b u n ia , ja k k o l­

w i e k jes t d o b rą , nie podejmuje się ni- 1

(12)

— 2 —

gdy , prosie za w n u k ie m k r n ą b r n y m , z ło ś l iw y m , albo k ła m liw y m ; bo dobra Babunia jest przed w s z y slk ie m spra­

w i e d l iw ą , nie w s t a w ia się w ię c nigdy za takiem dziecięciem, które przez cią­

gle złe s p r a w o w a n ie , niegodnóm Jej łaski się staje. W szystkie więc dobre i grzeczne d zieci, po Matce, i Ojcu, k o ­ chają na jtk liw iej Babunię i D z ia d u ­ n i a , k iedy im Bóg d o z w o li d o iy ć lat t y l e , zeby w n u k i s w o j e p ielęgnow ać mogli. Taką w ła śnie Babunią, była P a ­ ni U s z y c k a , przyjem na i miła, lubo w podeszłym już w i e k u ; m a jętna , w e s o ­ ł a , a do małej s w e j rodziny n i e w y ­ m o w n i e p r zyw iązana. M ieszkała na w s i ta dobra Babunia; miała tam dom o b s z e r n y , ogród rozmaitem i fruktami i kw ia ta m i napełniony, w pokojach peł­

no było dla dzieci z a b a w e k , maleńkich kanapek, krzesełek, i niskich stolików , n a których dzieci ró żn em i z a b a w k a m i b a w ić się mogły; w ó z e k zielono mało-

(13)

w a n y , dla najmłodszych d z ia te k , stal na ich rozkazy na dziedzińcu, obok ko­

nika, dobrze ujeżd żon ego, dla najstar­

szego w n u k a , lalki i rożne do robienia im ubiorów k a w a łk i, jirzygotow ane by­

ły w ładnych k o sz y c zk a ch , obok ksią­

żek, tak przyjem ną z a b a w ę grzecznym dzieciom sprawujących, te leżały w ła ­ dnej o p r a w i e , na stolikach starszych panienek. S ło w e m , dom ‘, ogród, i całe za m ieszk a n ie Pani U szyckiej , zdaw ało się bydź jed y n ie dla przyjemności jej w n u c z k ó w urządzone. P a n i U sz y c k a , w y d a ła była s w o j e je d y n ą c ó r k ę , Łu- cyą, za Pana Z ło to m sk ie g o , który miał urząd w mieście; tam m ieszkając, dom zna czny utrzym yw ał; niepodobną w ie c było rzec z ą , ażeby jeg o żona i dzieci często się od niego oddalały; cztery ra­

z y w id y w a ły tylko t e dzieci s w o j ę do­

brą B ab unię, a to w każdą porę odna­

wiającego się roku. W iosna s p r o w a ­ dzała do Krajomina Panią Złotomską

(14)

(jest to n a z w is k o majętności Pani Usz}?- ckiej) bo im ien in y B a b u n i 5 przypadały na w io s n ę ; n a j s t a r s z a w n u c z k a Zosia t o i samo iinie co. B a b u n i a n o s i ł a , m i a ­ ła ona lat dziesięć, i p r z y w o z i ł a z a w s z e na w ią z a n ie dla B a b u n i, jaką ł a d n ą , s w o ic h w łasnych rąk robotę. Starł, n a j­

starszy w n u k , rozmaite d o w o d y zdatno- ści i pracowitych u s iło w a ń , przez po­

chlebne ś w ia d e c tw a nauczycieli .szkol­

nych p otw ierd zon e. A nielka i Karol­

cia , młodsze tej Pani w n uczk i, d a w a ­ ł y iej chociaż p o d w ią z e k parę , sw o jej r o b o t y , otoczonych w ieńcem f io łk ó w , które sam e uzbierały, a m aleńki H ip o - J ite k , w zielonym w o z i k u , na pęku k w i a t ó w p o s a d z o n y , w ycią g a ł s w e rą­

czki i głaskał Babunię po t w a r z y , nie mogąc dotąd inaczej okazać jej -swe­

go przyw iązania.

W lecie, w e żniw a, o d w ied za ła z n o w u Pani Złotomska Krajomin; biegały tam dzieci, po ła n a c h , pracow item i zn łw ia -

(15)

rzami okrytych, zbierały i znosiły s n o ­ pki , sadzały H ip o litk a u w ie ń c z o n e g o szafirow ym b ła w a t k ie m , lub c z er w o ­ ny m m aczkiem na kopach złocistej p sze­

n i c y , i r o z d a w a ły m iędzy ro b o tn ik ó w chłodzące napoje, a m ię d z y u b o g ic h , w ła sn e, przez siebie, na ten przedmiot uzbierane grosze. B a b u n ia , w s z ę d z ie była z niemi; rozpo w ia da ła im , ja k się zboże s ie je , w z r a s ta , z b ie r a , jak n ie ­ przeliczone korzyści z tych małych kio­

s k ó w s p ły w a ją na m ie sz k a ń c ó w naszej z i e m i ; ja k obfitość rolnicza jest pier­

w s z ą obfitością na ś w ie c ie ! Jej albo­

w ie m j e d y n ie , w in n iś m y z a c h o w a n ie od zu p e łn e j zagłady. T e zielone n i w y , te nieprzejrzane okiem p o la , w y d a ją c plon, lubo m niej obfity, zdołały o d w r ó ­ cić od nas ostatnią plagę, to jest głód którego od w i e k ó w nie d o św ia d c z a m y .

Jesień najpożądańszą z a w s z e byw'a- la p o r ą , dla małej rodziny Ztotomskich;

Krajomin u w ie ń c z o n y o w o c a m i r ó in e - 1*

(16)

go gatunku, o k a z y w a ł im w te d y w i ­ dok nader p o w a b n y , w span iale grusz­

k o w e drzew a, słusznie k ró lew n a m i na­

z w a n e , rów nające się w y so k o ści le ­ śnych sosen i d ę b ó w , naginały tam aż do ziem i gałęzie żó łty m ow ocem , o k r y ­ te, c z e r w o n e jabłuszka, na niskich, k a r ­ ło w a ty c h d r z e w k a c h , w a b iły ja sn y m k o l o r e m , i uła tw ia ły dzieciom sposo­

bność zbierania ich , na z im o w y zapas Babuni; słodka śliw ką, b rzo sk w in ia na­

d o b n a , k tak rzadko dojrzewające w naszej strefie w inogrona, stroiły ogród urozmaicając zarazem , c o d z ie n n y d z ie ­ c in ny p o d w ieczo rek ; nader w ię c raiło b y ło dzieciom w Krajomime w jesieni;

o n e tara co rok o d d a w a ły ostatnie ogro­

dom i przechadzkom pożegnanie, a sko­

ro wieczór był chło dny , obsiadłszy ko­

m in ek , przy krześle B a b u n i, grały w gry r o z m a ite , czytały naprzeraian, tak lube dzieciom «kształconym Rozrywki,, p o w ia d a ły bajeczki, których się starań-

(17)

nie j dla z a b a w y B a b u n i, przez czas p o św ię c o n y rekreacji na pamięć u c z y ­ ły; a za dobre, i z czuciem oddane w ie r ­ s z e , odbierały p ocałow anie B abuni;

albo co było w ie lk ie m bardzo s z c z ę ­ ściem , brała ma kolana sw o je , to dzie­

cię , które przez caty dzień najgrze­

czniejsze było, i tłum aczyła mu ryciny, z książek obficie w jej szafaeh zgro­

madzonych.

Ale, spytacie mnie się dzieci kocha­

ne , czy także i w zim ie w n u czk i od­

w ie d z a ły Babunię? czy nie bały się w i a ­ tru, śniegu i mrozu? Czy Pani Zlotom- s k a , miała sposobność oddalenia się z domu i w zimie? N i e , kochane dzieci!.

Babunia nie w y m a g a ła te g o , znała io dobrze, i e drobnym dziatkom, w zim ie p o dróżow ać trudno; ale nie m ogła je­

dnak i w tej przykrej porze r o k u , obejść się bez w idzenia drogich dla j e j serca istot. Babunia w ię c z a w sz e przjr- b y w a ta do m ia s t a , na św ię ta Bożego

(18)

Narodzenia, i tam, przez dw a lub trzy miesiące m ieszkała u sw ojej córki. Ł a ­ t w o sobie w y s t a w i e możecie, iie się w t e ­ dy dobra Babunia przykładała do u przy­

jem n ie n ia ż y c ia ukochanych w n ucząt!

K ie d y Staś d o w ie d z ia ł się, o sprzedaży jakich książek dia j e g o w ie k u sto so ­

w n y ch ; kiedy Zosia odkryła ja k ą bie­

dną rodzinę,-którejby dopom odz chcia ­ ła; nie udawali się do M amy, ani T aty, a l e , mając na to z e z w o le n ie od n ic h , zaraz biegli do dobrej Babuni! a ta nie om ieszkała nigdy zasilać ich w o r e ­ c z e k , zbyt m ały na znaczniejsze w y ­ datki. K iedy byio dużo gości u M a m y , Babuni stół prościejszy , ale z d r o w s z y , gromadził dziatki w e s o ł e , a w dni ta­

kie, w o ln o było dzieciom , m ówić, śmiać się, i ża r to w a ć do w o li, Babunia, w ra z z niemi śm iała się i igrała w e s o ło . Tak upłynęło lat kilka; dzieci rosły i cho­

w a ł y się zdrowo: Zosia miała lat 13ście, Staś 12sty z a c z ą ł , Anielka i Karolcia

(19)

— 9 —

od lOciu do l i s t u l i c z y ł y , H ipolitek juz także biegai o sw ojej w łasnej m o ­

cy. Przybyli w s z y s c y do Krajomina na w io s n ę , w w ig ilią Siej Zofii ; gości b y ­ ło d u ż o , obiad w i e l k i , po obiedzie ba­

w io n o się w e s o ło w ogrodzie , który b y i j e sz c z e bez o w o c ó w i rozlicznych k w ia t ó w , ale, ju ź upiększony, kiściami bzu, i czer e m c h y ;'w iec z ó r tańczyli go ­ ście po klawikorcie, jed li lody i ciasta;

ale, lubo dzieci udział miaty w tych z a ­ ba w a ch , dzień ten cały nie byi tak p r z y ­ j e m n y naszym m ałym przyjaciołom, ja k

b y w a ły poprzedzające im ien in y Babu­

ni. Zosia tylko jed n a ja k o sołenizantka, siedziała z gośćmi u stołu; rodzeństw o zaś jej , m ały opodal obsiadło stoliczek, z Panią Zaufuicką, ich b o n ą , która co chw ila przestrzegała, ażeby Panienki głośno n ie m ów ił}7, n i e ś m i a ły się i go­

ściom nie przeszkadzały; w ie c zó r p o ­ szli z a w c z a s u s p a ć , bo Babunia i Ma­

ma, w cią ż gośćmi zajęte, nie m iały cza­

(20)

— 10 —

su z niem i się b a w ić ; a im najmilszą byta ta zabaw a, którą one z niemi dzie­

li})! Nazajutrz w ięc, przyszły na ś n ia ­ danie ze sm utnem i nieco tw a r z y cz k a ­ mi, co Babunię mocną z adziw iło. Cóż w a m to kochane dzieci? m ó w iła (So nidr tro sk liw ie, czyście słab e? czy wczoraj co takiego u c z y n iliście , za co M a m a , albo Z aufnisia, was połajała?.... D ła c ze­

góż tak smutne oczki, spuszczone, usta bez uśmiechu u w a s postrzegam.

N a t o Staś, lubo najśmielszy ze w s z y ­ stk ic h , rzeki jed n a k n ie p e w n y m gło­

sem; Babuniu! nudno nam było w c z o ­ raj ; tyle g o ś c i , tak w ie le słu szn y ch osób; Mama, Tata i Babunia tylko nie­

mi byli zajęci; o nas nikt nie pytał, m y u stołu nic m ó w ić nie mogli; my nie lu- b iem y takiej Stój Zoiii! o nie, my w o - lem y , obiad bez galaret, i w ie c zó r bez lo d ó w , ale z Babunią, i z Mamą, w sa­

l o n i e , kiedy m o że m y w s z y s tk o p o w ie ­ dzieć, o w s z y s tk o się'pytać, i biegać ile

(21)

— J1 —

nam się podoba. Nam z a w s z e potrzeba tego , ażeby się Babunia, Mama i Tata, nami z a jm o w a li, m y nie m o zem być sz cz ę śliw i ani n a w e t w zaba w ie dać sobie r a d y , bez w as drodzy rodzice!

Nic Babunia nie o d p o w ie d z i a ła , na tę szczerą, a razem pochlebną m ow ę; ale gdy nadszedł w i e c z ó r , i ju ż nikogo obcego w K rajom inie n ie b y ło , zgroma­

dziła około siebie d z i a t k i , poprzednim dniem tyle zniechęcone, i ofiarowała im, n o w y w ca le przedm iot z a b a w y , obo­

w ią zu ją c się na każde tegoroczne od­

w i e d z i n y , przysposobić dla nich po- w ieść, r ó w n ie dla z a b a w y , ja k i nauki im poż)'teczną. Te cztery p o w i e ś c i , o t r z y m a w s z y od dobrej B a b u n i, dla Wszystkich posłusznych i grzecznych wnucząt, ofiaruję w am dzieci kochane!

Oby w a s r ó w n ie ja k Stasia, Zosię, Ka­

rolcię i A nielkę z a b a w ić, i nauczyć m o ­ gły!

(22)

S)©©©©QÖQ©©©©QQ©©©©©©©©©©0Q@Q)©©©©Q

A N T O S I A

C Z Y L I

ffly-cAoivcwti^a dcM?ic^- tfce/ce /'-/J.

P ow ieść, ‘ffie r w tx a .

C / y l i u w ażaliście kochane dziatki, tę młodą. P a n ią , która siedziała obok T a­

ty u stołu w dzień moich imienin; tak za częła m ó w ić Babunia skoro się dzie­

ci, każde jakąś lekką robotą zajęte, oko­

ło krzesła j e y zebratj^. O! i bardzo, od­

p o w iedział ż y w o Staś. Ta Pani, ma coś tak miłego w sp o jrzen iu , tak łagodne-

( I ) T re ś ć tej p o w ie śc i, je s t p r a w d z iw ą , o p ró cz n ie k tó ry c h sz c z e g ó łó w , opis jej u p rz y je m n ia ją c y c h ; w y p a d e k te n z d a r z y ł sie w cza sie k ie d y go opisuję.

(23)

— 13 —

go w uśm iechu, źe m nie ty lk o Mama moja ładniejszą od niej być się w y ­ daje.

. A jak tez ona ładnie ubrana była , p rzerw ała mu Z o s ia , j e sz c z e ż y w i e j ; jaki szal p ię k n y , co za suknia gusto­

w n a , u w a ża liśm y dobrze tę Panią, z a ­ ręczam Babunię; ale i cóź dalej , czy to o niej Babunia m ó w i ć będzie? słucha­

m y , słuchamy!

Zosiu! T y z a w s z e sam a tylko m ó w ić c h c e sz , za w o ła ła A n ie lk a , i j a u w a ża ­ łam ładną Panią; i j a Babuniu, krzyknę­

ła Karolcia; mało piła w in a , ale co k o n ­ fitury, to lubi podobno, bo aż d w ie m o ­ rele w z i ę ła na swój talerz. A czy nie w id z ia ła ś, że je posłała staremu Panu S ę d z ie m u , który c h w a lił j e bardzo, a daleka od nich s ie d z i a ł, odrzekł S t a ś , nie, ta Pani nie je s t łakomą, jak ty m y ­ ślisz Karolcio! Ona jest r ó w n ie dobrą jak ładną. Ona musi być doskonałą;

bo m nie się bardzo podoba.

2

(24)

— 14 —

U śm iechnęły się o b y d w ie M atki, na to stan ow cze Stasia w y rzeczenie. A ty A n ielko, cóz w tej Pani u w a ża ła ś szcze­

gólnego? Ja M a m o , odparła A n ie lk a , słodko się uśm iechając, najbardziej ją pokochałam z tego, że tak grzecznie się b a w iła z głuchą Panią N o s a ls k ą , która tak jest nudna, że z nią mato kto m ów i;

i z a w s z e sam a jed na siedzi opodal to ­ w a r z y s t w a , n a sza ładna Pani przysia­

dła się do niej , i dosyć: długo i głośno m ó w iła z nią, o kwiatach, ogrodach, i o sposobach bielenia najlepiej płótna;

w id z ia ła m j a k biedna Pani N o sa lsk a , ucieszona b y ła z jej t o w a r z y s t w a , ja k się uśmiechała do niej , w id a ć było że z nią m ó w iła o tern, co ona najlepiej lubi i rozumie.

Ja t a k ie słyszałam ich r o z m o w ę ,r z e ­ kła Zosia, i pom yślałam sobie, j a k i e ta Pani musiała mieć dobrą Mamę, łaska­

w ą na siebie Babunię; j a k starannie b y ­ ła w y c h o w a n ą , k iedy się tak pięknie

(25)

— 15 —

s p r a w i a , i tak się w s z y s tk im podobać limie!

Otóż to j a w ł a ś n i e , kochane d z ie c i, przypadki tej milej o so b y , dziś w a m o p o w ie d z ieć p o s ta n o w iła m , rzekła P a ­ ni Uszycka sp o k o jn y m tonem; osądzi cie sam e; c z y j e j w y c h o w a n ie było do zazdrości, i czy nie na w ię k s z e jeszcze od w as zasłuży po chw a ły , skoro począ­

tek j e j życia z n a n y w a m będzie?

Niebardzo daleko od K r a jo m in a , le ­ ży w io s k a mała, w'śród boru nad bystrą rzeką z b u d o w a n a , n a z y w a się Grado- w i c e , w tej w s i m ieszkał przed k ilk u ­ nastu łaty m a ję tn y szla ch cic, n a z y w a ł się Gradecki! już od kilku w i e k ó w , j e ­ go naddziady orali, sieli, i zbierali plon w G ra d o w ica ch, niemając w y o b r a ż e ­ nia o innem szczęściu, ja k o tern, któ­

re do dobrego zbioru zboża i ko r z y stn e ­ go jego spien iężen ia p r z y w ią z a n e być może. Młody Gradecki, był p ie r w s z y z tej r o d z in y , który zosSiJl do szkól od­

(26)

— 16 —

dany. Nauczono go czytać i pisa ć, po a cin ie c o k o lw ie k , przytcm P a n ó w sza- łno\vać, braci szlachtę kochać, a chłopa­

mi ja ko u p o j e d z o n e mi istotami pogar­

dzać. Dalćj nie rozciągały się w i a d o m o ­ ści Pana Gradeckiego; ale ze jcgó ojciec ożenił się dobrze, £e był w z ią ł za zonę p o w i n o w a t ą Pana W o j e w o d y , oddano w i ę c młodego F e l ix a na d w ó r tego kre­

w n e g o , gdzie lubo pełnił służby rozm a­

ite, z a w sz e jednak, za cóś w ię c e j, jak za służącego u w a ż a n y b yw ał. Umarł sta­

r y Ojciec i Matka F e l ix a , a ten, up rzy ­ k r z y w s z y sobie serdecznie okazałość dw o ru Pana W o j e w o d y , wrócił do s w o ­ jej w s i s k w a p liw ie , ażeby tam sam o­

w ła d n y m zostać panem l u d z i , z w i e ­ rząt, pół i la s ó w , które po śmierci r o ­ d z ic ó w niezap rzeczon ą jego w łasnością się stały. Pan Gradecki byt c z ło w ie k p o c z c i w y , i rzetelny, nie k r z y w d z ił ni­

kogo, nie niepo ko ił są sia d ó w o granice, nie o d m a w ia ł im n a w e t usługi swojej

I

(27)

__ 17

kiedy się ta n iesp rzeciw iała własnej j e ­ go korzyści: ale przytem tak n ie w y m o ­ w n ie skąpy, tak ch ciw y na p o w ię k s z e ­ nie majątku, ze sobie nie p o z w a la ł ża­

dnej chwili odetchnienia ani spoczynku;

nie przedsiębrał żadnej c z y n n o śc i, któ- raby inny cel iak zhićranie lub ochro­

nę pieniędzy mieć mogła.

Pan Gradecki nie trzymał E k onom a, bo mu się zd a w a ło że sam n ieró w n ie lepiej ludźmi Zarządzi, i roboty ich dojrzy; nie miał pisarza, bo nie w ie r z y ł z eb y ten mógł mu rzetelnie w y m ia r zboża zapisać, i żeb}' klucza od spiech- rza z ręki nie wypuścił; niechciał trzy­

mać gospodyni i wolał sam do spiżarni chodzie dziesięć razy na d z ie ń , ja k ją p o w ie r z y ć rozsądnej kobiecie. Służą­

cych do pokoju nie trzymał, bo dom j e ­ g o , lubo już i tak dosyć s z cz u p ły , byt do p o ło w y zupełnie pusty i zamknięty;

nie było go komu z a m ie szk a ć, ani w czystości utrzymać. Mieścił się s a m , w

2*

(28)

— IS —

m aleńkiej komorze, obok kuchni; aże­

b y w id z ie ć co ch w ila co czeladź robi, n ie dosypią! w nocy, bo się bal żeby go n ie okradziono; nie w y je ż d ż a ! nigdzie, rzadko n a w e t b y w a ! w kościele, bo nie m iał komu w s w o je niebytność domu p o w ierzy ć; s ło w e m , Pan Gradecki po­

m im o znacznego majątku, licznych do­

m o w y c h p o r z ą d k ó w , i nieskażonego im ie n ia , by! jed n a k w położeniu go- d n em politowania; a co gorsza, nikt go n ie ża ło w a ł, bo po w sz e c h n ie znano, że sam sobie to położenie przy spo sa bia , zbyteczną, chciw ością.

A le Babuniu! m y o ładnej Pani, a n ie o brzydkim skąpym szlachcicu słuchać p r z y s z li, z a w o ła ły zn iecierp liw io n e i troszkę popsute wnuczęta. Z w o ln a , z w o l n a , m oje drogie d z iew c zy n k i, od­

r zek ła Babunia, już niedługo o niej m ó­

w i ć zacznę. Z o siu, podaj mi moją ro- hotę, a bądźcie cierpliw e, bo inaczej nie­

w ielu , czy dziś' skończę!.... O to nię nie

(29)

— If) —

szkodzi, droga Babuniu! z aw otata Zo­

sia, powiadaj długo o ładnej P a n i ; ale co o tem nudziarzu, co tak brudny i ską­

py, to juz dosyć. A l e z o n koniecznie, do mojej powies'ci p o t r z e b n y ! A to na co Babuniu? On nic do naszej pani, nie na­

leży; nic, nieprawdaż? Zobaczem y, od­

rzekła p o w a żn ie Babunia! S t a ś , dał znak m łodszym ażeby się u c is z y ły , a Pani U sz y c k a , tak dalej m ó w iła : Ta­

kie więc życie p r o w a d ził przez lat d w a ­ dzieścia i k ilk a , mój sąsiad Pan Gra- decki; dochodziły mnie c z ę s te , o j e g o oso b liw em życiu, w ie ś c i: w y z n a j ę , ż e ­ śmy o b y d w ie z moją córką mało w i a ­ ry d a w a ły o p o w ia d a n iu naszych służą­

cych o tem co się w Gradowicach d z i e ­ j e ; aż n a k o n ie c , p r zek o n a ły śm y się o ich r z ec z y w isto śc i, przybyciem cygana który przyszedł do Kraj o m ina z ogro­

m nym niedźw iedziem ; z a d z iw io n a tem zja w isk iem kazałam go badaćzkąd jest?

i gdzie idzie? znając dobrze, źe t a k o w e

(30)

— 20 —

w łóczęgi, nie m iały w s t ę p u w olnego do k ra ju w ó w c z a s k w itn ą c e g o w p o k o j u ! O d p o w ie d z ia ł, ze caią ich g ro m a d ę , po- k r y j o m u s p r o w a d z i ł P a n G r a d o w ic do ta m te js z y c h l a s ó w , i ze o n i , w o b s z e r­

n y c h je g o borach z a m i e s z k u j ą s w o b o ­ d n i e , opłacając się j e d n a k P a n u za to sow icie.

N o w y te n po m y sł p o w ię k s z a n ia d o ­ c h o d ó w , p rze z P a n a G radeckiego w y ­ m y ś lo n y , r o z ś m ie s z y ł i z a t r w o ż y ł m n ie ra z e m ; szczęściem, ze moi s ą sie d z i m n ie j byli obojętni n a ten wy na la z e k ; n ie b a - W nie w ła d z e m ie js c o w e o pobycie t a k n ie b e z p ie c z n y c h isto t w naszej okolicy u w i a d o m i o n e zostały'; c y g a n i i n i e ­ d ź w i e d z i e , z n ik ły z G r a d o w s k i e j p u ­ szczy, ale pam ięć ich długo w tu te js z e j o k o l ic y ''p o z o s ta ła ! bo gąski i p ro się ta , n ic m iały w ię k s z y c h n ie p rz y ja c ió ł, a P a ­ n u G r a d e c k ie m u , o d e b ra li z p ro c e n te m o p ła c o n ą d a n in ę , z a b r a w s z y w y c h o d z ą c k i lk a sz tu k srebrnych, n a c zy ń , po ro d zi-

(31)

— 21 —

cacli sta r a n n ie , w pustym pokoju za­

c h o w a n y c h , ale w którym pow y b ija n e s z y b y w o k n a ch , i a tw y d aw ały p rzy ­ stęp dla oka i ręki złodzieja. Takie w i ę c życie w ió d ł Pan Gradecki, a i do- szedilat pięciudziesiąt; był on przystojny k ie d y ś , i miał n a w e t p e w n ą szlache­

tność w rysach t w a r z y , ale praca tak ciągła, tak ciężka, pochyliła jego ciało, g ło w a jego z a w cza su okryła się s i w i ­ zną, a oczy n ie w c z a se m z m o r d o w a n e , (bo nigdy nocy n ie d o s y p ia ł, wartując około domu) b y ły j u ż mocno osłabione i zgasłe. P o z w a la ł sobie je d y n ie od­

w ied za ć kilka razy do roku Panią Chci- w o w s k ą , m ajętną w d o w ę , sąsiadkę od folwarku, w którym on n ie m ie sz k a ł, i który był opodal od G ra d o w ic; k iedy Avicc tam z je ż d ż a ł, dla obrachowania podstarościego, lub karczm arza, szedł na obiad do Pani C h c i w o w s k ie j , żeby nie kazać dla siebie g o t o w a ć , pow racał naw et do niej i na kolacyą, a z as i a dis zy ,

(32)

przy misce kartofli ze słoniną, albo k a ­ s z y jaglanej z m le k ie m , r o z m a w ia li o niepogodzie lub o s u s z y , o nicpilności slug s w o i c h , a n a d e w s z y s t k o o sposo­

bach oszczędzenia się w w y d a tka ch, az nadto w ie lk ic h , na ich małą intratę!

Pani Chciw'owska uczyła s ą s ia d a , ja ­ kie gatunki ziół albo ziarna m ożna mię- szac do k a w y , ażeby najpodobniejszą do dobrej była: sąsiad zaś uczył Panią C h c iw o w s k ą . ja k pokryjomu w yb ierać obrok ze ż ło b ó w , a s p ę d z iw s z y tę kra­

dzież na niedbałość fornali, jak nagra­

dzać koniom ten ubytek, ordynarją tych ludzi; która im śmiało potrąconą być m o ż e , bo oni nas i tak aż nadto na ich m ałą pracę kosztują.

B y ło to zaiste, doskonale dobrane to­

w a r z y s tw o z Pana Gradeckicgo i z Pa­

ni C h ciw o w sk ie j. Nikt w okolicy nie w ątpił, że się pobiorą, słu żący tej osta­

tniej, już się z w o ln a oddalać zaczęli, bo się bali wejść pod w ła d z ę takiego Pana.

(33)

— 28 —

Pleban i sąsiedzi w in s z o w a li z przyci­

skiem odm iany stanu w d o w ie ; ona sa­

ma, odpow iadała na to w e s o ło i z w i e ­ le znaczącym u ś m ie c h e m , ale inaczej niebo rozrządziło losem mego starego sąsiada, i ten d z iw n y m sposobem roz­

strzygniętym został. Pan G r a d e c k i, szedł raz pieszo do siebie do sw ojej są­

s ia d k i, w samo południe w ś r ó d la ta ; u pa l był nieznośny; sad o w o c o w y p r z e ­ gradzał go ju z tylko od d o m u , chciał skrócić sobie drogę, p rzeszedł przez płot i p u ściw szy się ścieszką w g ę s tw i­

nę , zaszedł prosto do budy s a d o w eg o ziyda, który ogród od Pani C h c iw o w - skiej a r ę d o w a ł, znały go ź y d k i r ó w n ie ja k i psy i c h , spokojnie w ię c mógł był iść d a le j ; ale w id o k niesp odziany z a ­ trzymał go przy budzie.

Młoda osoba, w krótkiej w y sza rza n ej sukience, w obdartym kapeluszu, w dziu­

r a w y ch r ę k a w ic z k a c h ; trzym ała w rę­

ku kilkanaście gruszek i głośną rozmo-

(34)

2 4

\vą z ż y d ó w k ą zaprzątniętą była. Pan Gradccki są d ził, że ona o w o c k u p o w a ć przj'sztaj a źc nm się dosyć podobała, prosił s a d o w e j ażeby się targowała o gruszki, i że on sam za 3 grosze tako­

w y c h kupi, byleby tylko spuściła taniej dla panienki.

Aj w ej mir! krzyknęła ż y d ó w k a , czy Jaśnie Pan m y ś li że Panna Kasia k u ­ p o w a ć przyszła1! Ale tam z n o w u , Pan­

na K a sia , przedaje s w o je śniadanie, i dobrze się o nie targuje jak Pan w i ­ dzisz! Tak jest, przedaje rzekła cierpko Panienka, cóż to koniu szkodzi! Jakto!

z a w o ła ł zdum iony Gradecki , Panna śniadania nie ja d a sz! może to na w stą- żeczkę, na kapelusik n o w y , te pieniążki zbierane obrócić zamyślasz? Na w s tą ż ­ ki! odparła z pogardą K a sia ; a broń m nie Boże! j a zbieram, bo lubię pienią­

dze. Czy podobna, odparł stary KavYa- ler, ażebyś Pani w tym młodym w ieku, miała tak rozsądny sposób myślenia-

(35)

Pan Gradccki idąc z Kasią przez ogród do d o m u , bukszpanem zasadzoną uli­

czką, do w ied zia ł się od niej, że była j e ­ dyną córką Pani C h ciw ow skiej , ze j ą Matka na usilną jej prośbę odebrała z pen sy i gdzie rok j e d e n w pobliskiem miasteczku strawiła. Przecie Mama j u ż zaniecha, tych niepotrzebnych z b y tk ó w (m ów iła dalej), suknią którą musiałam nosić na pen sy i złożyłam do kuferka i chyba do ślubu ją w y j m ę ; zastałam tu mój przeszłoroczny ubiór, w ty m bar­

d z o jeszcze parę lat chodzić mogę; Ma­

ma w y z n a c z y ła m i d w ie gruszki n a śniadanie; ja mam dosyć jed nej na d w a d n i, bo c h le b a , który pieką dla ludzi, sporo sobie biorę; zebrany zaś o w o c od­

daję na pow rot sa d o w em u , który mi za to płaci, z małym dla siebie z y s k ie m ; ju ż 25 groszy zebrałam tym sposobem.

Co to za radość b ę d z ie , gdy te grosze na z ło tó w k ę zmienię! Taki w tej c h w i ­ li ogień w y d a w a ły o czy Kasi na to w'spo-

3

(36)

— 26 —

m nienie, j a k w yd ają teraz oczy je j cór­

ki, na w id o k przez nią spełnionego d o ­ brego uczynku. Pan Gradecki, z u w i e l ­ bieniem spoglądał na tę m a łą , otyłą, czerw oną twarzyczkę, która się rozpły­

w a ć z d a w a ła , nad szczęściem uzbiera­

nej złotówki; a chcąc j ą poznać dosta­

t e c z n ie , zapytał cie k a w ie : w i e l e i Pani lat liczysz? Ośmnaście Panie, odrzekła;

juźbyin w moim w ie k u p o w in n a b y ­ ła i płótna dosyć przyporządzić i w i e ­ p r z k ó w co przychow ać, i masła z parę aftłi sprzedać, a pieniądze za nie scho ­ wać; ale cóz! od maleńkiego byłam w klasztorze, potem na pensyi, Mama li­

czyć się kazała; rok cały straw iłam na c z y ta n iu , pisaniu, i proszę Patia, grać mi na klawikorcie kazali się uczyć; dla Boga! wieś p raw ic przedaćby trzeba, na kupienie klawikortu! niech mnie Bóg broni, od takiego m arn otraw stw a. Ale Mama Pani, myśli j ą p e w n ie w y d a ć za mąż za jakiego młodego i grzecznego

(37)

— 27 —

kawalera, k broń mnie Boże! j a za m ło­

dego kaw alera? a w cóżby się obrócił m a ją te k , do b y tek , s ł o w e m , w sz y stk o to, co Pan tu w idzisz. Bo ja to, j a , j e ­ stem dziedziczką tego w szystk iego. Ma­

ma osiądzie w mieście, ja k m nie za mąż w y d a ; obiecała, że tylko 100 0 ził. na s w o je utrzymanie żądać będzie ode- mnie; i to dużo, ale jak dużo,-zkąd ja je wezm ę; i j a k pracow ać będę musiała n a taką summę. — Może tez Mama i m niej­

szą się o b e j d z ie , pom ruczał sobie P a n Gradecki, i skończył r o zm o w ę, bo w ł a ­ śnie w te d y w cho d zili do dom u gdzie z obiadem na nich czekała Matka tak czu­

le o niej rozm aw iającej córki. Nieba- w n ie po tern poznaniu się Pana Grade- ckiego, z Panną K atarzyną C h c iw o w - ską, nastąpiło ich w ese le , i oni to są ro­

dzicami tej ładnej i dobrej P a n i, która w am się tak podobała, moje drogie dzie­

ci!— Gzy podobna? zawołało całe grono słuchaczów Pani U szyckiej. N i e , n ie ,

(38)

— 28 —

kochana B a b u n iu ! żartujesz z n a s ; to b y ć nigdy nic może! tak m ó w ili Staś i Zosia; a m łodsze d z ie w c z y n k i, uśmie­

chając się jed na do d ru g ie j i potrząsa­

jąc głó w k a m i, o k a z y w a ły , że dzielą star­

szych m niem anie. Tak je s t istotnie, ko- ^ chane dzieci! Pani, która tak nam w s z y ­ stkim wczoraj okazała się przyjem ną, j e s t A n t o s i a , starsza córka P a ń s tw a Gradeckich. Ale j a o p o w ia d a n ie po­

czątku jej życia na jutr z e jsz y dzień od­

kładam; bo po w czo ra jszy m w ie c zo r z e , * Babunia w y w c z a s o w a ć się potrzebuje!—

Babuniu droga! o Antosi, p o w ia d a j nam, o Antosi! tak prosiła A n ie lk a Panią U - s z y c k ę , k iedy się nazajutrz w n uczęta około niej zebrały; m y cichuteńko sie­

dzieć będziem y i słuchać dobrej Babu­

ni. Z o s iu , Stasiu! nieprawdaż? Jeżeli m i w i ę c p r z e ry w a ć nie będziecie, dokoń­

czę dzisiaj mojej p o w ie ś c i, rzekła B a­

bunia, siadając p o w a żn ie z robotą.

(39)

— 29 —

Słuchajcie , dzieci m o j e , a osądzicie sanie, coby byio z Antosią się stało, g dy­

by się była oglądała na starania i z a ­ jęcie się nią r o d z ic ó w , albo tych osób które j ą w dziecinnych latach otaczały.

N ie polepszyło się nic w Gradowicach, .od czasu p rzybycia tam młodej Pani.

Zdawało się i o w s z e m , ż e przez połą­

czen ie kobiecego nieporządku i ską­

p stw a , z męzką chciw ością i nieładem, j e sz c z e się pogorszył byt tamecznych podw ładnych i d o m o w n ik ó w . Skoro ty l­

ko Antosia chodzie umiała, u ż y w a ła j ą Matka do tych samych posług, które od­

b y w a ją w iejskie dziewczęta; pasła gę­

si, w y g a n ia ła w pole trzodę, p r z e w r a ­ cała len w ogrodzie,spędzała kurczęta;

s ł o w e m , w sz y s tk o to czyniła do czego w każdym folw arku, u ż y w a ją sierotki zw y c z a jn ie w nim chowane. Jak się u- rodzili dwaj braciszkow ie Antosi, obró­

ciła ją Matka na ich piastunkę; a biedna d z ie w c z y n k a , dźw igała od rana do no-

3*

(40)

— 30 -

cy dzieci, od których sama n ie w ie le co starszą była. Nadtobyście się zasmuciły, g dybym w a m opisać chciała, ile biedy użyła A n to sia , w tym dziecinnym w i e ­ ku, w którym w y , moje dziatki, tak je­

steście sw o b o d n e i szczęśliwe! D ostała nieraz połajanie n ie sp r a w ie d liw ie , i k a ­ rę, na któi-ą nie zasłużyła; nie miała ani sukienek, ani tr z e w ik ó w , sypiała na z ie ­ mi, jadała grube p o traw y, i chleb razo­

w y , s ło w e m Antosia do lat lOciu by­

ła bardzo nieszczęśliw ą. W tym to w i e ­ ku, zdarzyła się w jej losie odmiana; a t o , co dla innych dzieci n a jw ię k sze m nieszczęściem b y w a , stało się dla niej szczególnie pom yślnym w y p a dkiem . P a n i Gradecka wkrótce po urodzeniu się najm łodszej siostry Antosi um arła, bo w chorobie s w o j e j , żadnym sposobem po doktora posłać nie chciała; żałując o d erw a ć k oni od pracy gospodarskiej; a w ię c ej podobno je s z c z e k o s z tó w na o- płatę d o k to r a ; umarła w ię c młoda ta

(41)

31

ofiara chciw ości i s k ą p s t w a ; z o s t a w i ­ w s z y m ęża w podeszłym w ie k u , k t ó r y n ig d y się nie s p o d z ie w a ! j ą p r z e ż y ć , i c z w o r o d r o b n y c h d z ia te k , bez żadnego d o z o ru i opieki!... A ntosia, bj ia z n ic h n a js ta rs z ą . Bóg j e j u ż y c z y ł zdolności ty le , że s a m a r o z e z n a w a ł a , ile j e j nie d o s ta w a ło w y k s z t a ł c e n i a , i t y c h w i a ­ dom ości, k tó re n a w e t j e j w i e k o w i w ł a ­ ś c iw e b y w a ją . B r a t j e j m łodszy, w y w i ­ c h n ą ł był nogę p r z e z n i e d o z ó r , a d w a ty g o d n ie będąc bez o p a t r z e n i a , zosta ł k a le k ą rooźe n a z a w s z e ! i te n tro s k li­

w y c h p o t r z e b o w a ł s ta ra ń ; Ojciec, z m a r ­ t w i o n y śm ie rc ią M a t k i , le ż a ł c h o ry w łó ż k u ; ż a d n e j nie było w d o m u ro z s ą ­ dnej osoby: d z ie w k i d w i e w iejskiej ca­

łą s ta n o w iły d o m o w ą usługę ; A n to sia n a s z a n a u c zy ła się b y ła c z ytać n a sta- rój e le m e n c i e , k tó r ą w p o d a r u n k u od P a n i C h c iw o w s k ie j d o s ta ł a , u m ia ła k a ­ techizm i p acierz, a w w ie c z ó r , c z a s a ­ m i , c z y ty w a ła m o d l i t w y n a ksią ż c e

(42)

Matki. To było caie jej u m y s ło w e w y ­ kształcenie ; ale Antosia m iała roztro­

p ność, z niepospolitym naturalnym do­

w c ip e m połączoną. W idzą c O jca , na bolesnem łó żk u , a Matkę w grobie, nie traciła czasu na nie w c z esn e m o płaki­

w a n iu swojej niedoli; objęła rząd domu;

doktora dla Ojca zg o d z iw szy , starannie jego p rzepisy w zględem p ielęgnow ania chorego w y p e łn ia ła ; p o w ie r z y ła mu brata kula w eg o , który n ie b a w n i e , pod jeg o dozorem , w y z d r o w ia ł p r a w ie zu­

pełnie!... Przyjęła do domu kobietę w w i e k u , ale r ostropną, która zajęła się spiżarnią i bielizną dzieci; w n e t bra­

cia i siostrzyczka Antosi, dostali białe koszulki i przyszli do łóżka Ojca p i e r ­ w s z y raz z um ytem i tw a r z y c z k a m i, i bez pierzy w e włosach. Ojciec jej cią­

gle je s z c z e b ył c h o r y , turbował się j e ­ dnak m o cn o , ze przyjęcie kobiety dro­

go płatnej, w ie lk ą mu sp r a w i sz k o d ę , zaczął s i f dziw ie, ze dzieci jeg o ze z b y ­

(43)

— 33 —

tkiem ubiera, i w yrzekał źe nigdy na te w y d a tki jego majątek nie w y sta rczy . Antosia odmieniła w ię c sw ój sposób w ychod zenia z Ojcem, juz nie tak czę­

sto łóżko jego prześciełóc kazała, dzieci w starej odzieży do niego p rz y p r o w a ­ dzała; doktór nie z a w s z e Ojca w i d y - w a l, kiedy przyjeżdżał; ale ona mu zda­

w a ła sprawę o postępach choroby, bo go nieustannie pilnow ała; a tak n ie w in n y m p o d stę p e m , połączyła dogodzenie Oj­

cu w jeg o słabości, z rządem i p r z y z w o ­ itością, które, ile miała do tego zdolno­

ści, w dom Ojca wprowadzić' postano­

wiła. Ojciec zaczął do siebie przycho­

dzie; doktór o d w ió z ł m u młodszego s y ­ na dobrze w y le c zo n eg o jego staraniem;

A n to sia , niezm iernie była z siebie za- dowmlnioną; a przekonanie o tern, ze dobrze czyni, dodaw ało jej m ocy w w y ­ konaniu ułożonego w swojej l O c io - l e ­ tniej główce planu postęp o w a n ia na przyszłość.

(44)

— 34 —

Skoro Ojciec zupetnie do siebie przy­

szedł, najprzód go prosiła ażeby jej po- z w o j ił jcchac do kościoła na nabożeń­

stw o , dia p o d z ię k o w a n ia Bogu , za jego w y z d r o w ie n ie . Pojechała w ię c bry­

czką z bratem starszym, i jed n ą ze słu­

żących; było to ś w ię to i dosyć już przed kościołem stało p o w o z ó w ; ale jeszcze było zawczasu; Antosia nie nosiła n a ­ w e t po Matce żałoby (bo któżby jej ją b y ł s p r a w i ł) okryła tylko s w o j ę białą sukienkę, dużą czarną chustką, pozosta­

łą po Matce, a n ie w id z ą c jeszcze nikogo w k o ś c ie le , poszła do x i ę d z a probo­

s z c z a , chcąc go p r o s ić , a ż e b y Ojca w słabości o dw iedził. Zastała w plebanii dużo zebranych gości, którzy na z a c zę ­ cie nabożeństw a oczekiw ali; grono ła­

dnie poubieranych dzieci, które biegały po ogrodzie plebana i r o z m a w ia ły , to po polsku, to po francuzku, igrając w e ­ soło z ułaskaw ioną w i e w i ó r k ą zajęło najprzód u w a g ę-w c h o d zą c e j do pokoju

(45)

35 —

Antosi. S p e łn iw s z y zlecenie Ojca do sw e g o pasterza, prosiła o p o z w o le n ie w ejścia do ogrodu z bratem.

Krótka sukienka, obdarte trzew iki, i w ie lk a chustka, która Antosię o k r y w a ­ ła; brata z a ś , cala opuszczona i n ie ­ zgrabna postae, a do t eg o , n ieśm iały krok ich, w zbliżaniu się, dały dzieciom tam zebranym p o w ó d do są d z e n ia , że te dzieci, co w c h o d zą c , sta n ęły z dale­

ka, byli m ło d zi żebracy!... Zgromadziły się zaraz do sw oich ochmistrzyń, i pro­

siły o po z w o le n ie, zrobienia na te bie- dnp sieroty małej składki! D ziesiątaczki i grosze, obficie sptynęły w w o r e c z e k , najstarszej m ięd zy niemi panienki, któ­

r a , zado w o lnio na tym zbiorem, pobie­

gła ofiarować go biednym dzieciom, któ­

re zapew ne, jak m ó w iła , przybliżyć się w stydziły. Jakież było naszej Antosi upokorzenie! kiedy r ów ienniczka w w ie k u , a z a p e w n e i W urodzeniu, są­

siadka, mniej m o ie od niej majątku p o ­

(46)

— 36 —

siadająca, w ładnym tiu lo w y m czepc- czku, w sukience w ygarnirow anej, i w pstro m a lo w a n y m fartuszku, przysko­

czyła, do niej z uśmiechem, i grzecznie je j zebraną jałmużnę podała. Weź to kochanko, rzekła: to je s t mała składka, od nas samych; ale, jak Mama do ogro­

du przy id zie,to p e w n ie wam da więcej.

Cóś n ie w y p o w ie d z ia n ie przykrego u- czuła Antosia, spostrzegając za kogo ją biorą, gorzkie łzy upokorzenia spłynę­

ł y na jej l i c a , odsunęła w o reczek w m ilczeniu i chciała się oddalić.... Ale brat jej, s u r o w y i nieznający grzeczności chło­

piec, grubijańskim sposobem odepchnął ‘ podającą ja łm u ż n ę p a n ie n k ę , i krzy­

knął ze złością: albo m y to d z ia d y , ze nam ja łm u żn ę d a jecie1? my jesteśm y z G radow ic młodzi P a n i c z e ! może w i ę ­ cej m amy w domu pieniędzy, słyszycie, jak w y w s z y s c y warci ; idźże sobie ty jakaś, bo cię nauczę. Gorzej się je sz c z e Antosia obejściem brata zaw stydziła, a

(47)

— 37 —

le d w ie zdołała przeprosić panienkę, gdy dano znac, ze czas na nabożeństwo; A n ­ tosia wzięła brata za rękę, w p r o w a d z i­

ła go do kościoła, uklękła na boku przed ołtarzem Stego Antoniego sw e g o patro­

na i gorąco się modlić zaczęła a i e b y je j Bóg u ż y c z y ł sposobu, którym by u z y ­

skać m o g ła , sto s o w n e s ta n o w i sw e m u w y c h o w a n ie. W ysłuchał Bóg m o d litw ę młodej sieroty, bo On, prędzej czy pó­

ź n i e j , z a w s z e w ysłucha tych, co go s z c z e r z e , i w sp ra w ied liw ej błagają sprawie.

K siądz P r o b o sz c z, o d w ie d z ił naza­

jutrz Pana Gradeckiego, potw ierdził o- po w ia d a n ie Antosi, o upokarzającem j ą zdarzeniu. Obudziła się c o k o lw iek w nim duma s w y c h przo dkó w , i bardzo się rozgniew ał na te dzieci, które jego potomstwo za żebraków w z ię ły . D la czegóż to proszę u n iż e n ie , mój Mości księże p r o b o s z c zu , rzekł żyw7o m im o jeszcze słabego zdrowia; w'szakei, moje

4

(48)

_ 38 —

dzieci tak wyglądają jak i inne; w szak m y m a m y klejnot szlachecki, je s z c z e od Króla Łokietka; w szakci G rad eccy, od lat trzechset kilkadziesiąt, w tej z ie ­ m i o sied li, w niej ciągle piastowali u- rzędy; mam z laski Pana Boga, pięć fol­

w a r k ó w w polach, d w a piękne z b o ­ rem, długu ani szeląga; jakże m ogły te tam jakieś' modne panięta, w zią ść moje dzieci za żebraków? Nie przeczę ja, ko­

chany P a n ie , żadnemu z w y m ie n io ­ n ych przez ciebie z a s z c z y t ó w , odparł

p o w a żn ie s z a n o w n y pleban; ale w ła­

śnie dla tego, żeś Pan i zacnego rodu, i dziedzic tylu w ło ś c i, w y p adałob y po­

m yśleć o staranniejszem wychowani!!

s w y c h dzieci, a n a w e t o stosow niejszej ich majątkowi o d z i e ż y , ażeby się śm ia­

ło mieścić m ogły pom iędzy rów nem i sobie. Trzeba Pannę A ntoninę oddać do Madame w W a r s z a w ie , Pana Juli­

usza do szkół w w o je w ó d z k ie m m i e ­ ście, a m ło d s z e , pod dozorem pOozci-

(49)

__ 39 —

w e j Małgorzaty, przysposabiać do dal­

szych nauk. A dla Boga! Mości k s ię ż e , co mi tez radzisz! c zy podobna, ż e b y m ja Antosię z domu oddalił; a któżby z kluczami chodził, kto w y d a w a ł czela­

dzi; kto doglądał k ró w i przędzenia; na to żeby po m odnem u chodziła i po fran- cuzku m ó w i ł a , j a miałbym płacie za niąl Nic, to byc żadnym sposobem n ie może. G n iew a ł się Pan G radecki, rzu­

cał, łaiat długo, aż przecię łz y Antosi, i z d r o w e rozum ow ania plebana, przemo-;

głyr upór jego. Nasza mała bohaterka o d w io z ła najprzód sama do szkół brata s w e g o , zgodziła dla niego stół i stancyą, zapłaciła za całe pół roku, a s p r a w i w s z y sobie niezbędną odzież żałobną, p o w r ó ­

ciła do d o m u , gdzie, pod kierunkiem Małgorzat)^ oporządziła się j a k m o g ła , i w sia d łsz y na bryczkę, pojechała ze starym uproszonym o jej o d w ie z ie n ie sąsiadem oddać się sama na pensyą w W arszaw ie. Niem ałe było p o d z iw ie -

(50)

— 40 —

nie o s ó b , składających szkołę uczennic Pani B.... jed n ej z najsław niejszych w W a rsza w ie, kiedy przed j e j bramą sta­

nęła niepozorna bryczka, z której w y ­ siadł stary o s iw ia ły sz la c h c ic, z lOcio- letnią Panienką, ubogo, ale p r z y z w o icie ubraną;'fa lubo nie um iała ani się zgra­

b n ie ukłonie, ani w y t w o r n ie tiómaczyć, o św ia d c z y ła jed nak w y r a ź n ie i z przy- z w o ite m u s z a n o w a n ie m , ze będąc p o ­ z b a w io n ą starali M a t k i , pragnie być przyjętą do instytutu Pani B.... o biecu­

jąc być jej posłuszną i s z a n o w a ć j ą j a k w ła s n ą Matkę. T o w a r zy sz j e j z ł o i y ł d o w o d y u r z ę d o w e , jako ta p a n ie n k a istotnie była córką dziedzica G ra d o w ic i innych włości; w y j ę ła przy tem A n to ­ sia z małej szkatułki w oreczek , dosyć dobrze złotem napełniony; i z a p y t a w s z y s ię , w ie le z góry z a pół roku za jej w y ­ c h o w a n ie w y lic z y ć n a le ż y , prosiła Pa­

nią B.... ażeby zaraz żądaną k w o t ę od od niej odebrać raczyła. U ła t w iw s z y

(51)

— 41 —

ten tak dla niej w a i u y i n t e r e s , pom ó­

w iła tajemnie z to w a rzy szem sw e j po­

dróży, z daw ało s ię , źe mu czule dzię­

kuje, za jego około niej poniesione tru­

dy, a lubo nieznacznie w sun ęła w jeg o rękę cokolw iek tego złota co w w o r e ­ czku miała: nie uszła jednak j e j hojność bacznego oka Pani B która ztąd pochlebne po w zięła m niem anie o do­

broci serca s w e j nowej uczennicy. Od­

m ienny sposób ży^cia i codziennych z a ­ trudnień Antosi, czynił jej p o czą tk o w y pobyt na pensyi nader trudnym: musia­

ła zacząć uczyć się t e g o , co siedm iole­

tnie uczennice już niezgorzej umiały.

Pisać na w et biedna d z iew c zy n a nie u- miała jeszcze; starała się w ięc, nieustan­

nie pracując, zastąpić brak zupełny pier­

wotnego w y c h o w a n ia ; dopomagały jej do t e g o , nietylko nauczycielki, ale na­

w e t starsze współ-uczennice, bo A n to ­ sia przez sw o ją słodycz i dobroć serca, prędko ich przyjaźń uzyskała; a tak by-

4*

(52)

— 42 —

la przekonam}, o potrzebie prędkiego na­

bycia tego, co do jej w y k szta łcen ia bra­

k o w a ło , źe n a w e t od służących napo­

m nienia przy jm o w a ła z w d zięczn o ścią , kie d y jej rozsądek słuszność onych o- ka z y w a ł. Pani B.... coraz więcej j ą lu­

b i ła : rzadka jej pracow itość d z iw n ie czasem odbijała, z le n is tw e m i ro ztrze­

paniem innych panienek u niej będą­

cych. Podczas r e k r ea c ji Antosia robiła braciom sw o im s z k a r p e tk i, albo s z j i a koszulki dla małej s io s t r y , ucząc się piln ie przy tej robocie zadanej lekcyi.

Trudniej nad w s z y s tk o przyszło jej u- ło że n ie s w e zm ien ić; a pomimo długo branych lekcyi tańca, nie mogła jeszcze nabrać tej zgrabnej lekkości, która się od lat dziecinnj'ch n a b y w a , kiedy j e s z c z e skład ciała przez ciężkie prace nie jes t p r z e isto cz o n y ;a le i te przeszkody z w a l­

czyła Antosia; po upłynieniu lat dwóch, tak była odm ieniona, tyle nabrała w d z ię ­ k ó w p o w ie r z ch o w n y c h i przym iotów

(53)

— 43 —

serca i duszy, źe sama Pani B.... w in ­ sz ow ała sobie uwieńczonego skutku s w y c h starań. M iew ała Antosia dosyć częste z domu w ia d o m o ś c i, Ojciec do niej p i s y w a ł , ile razy kto z jego stron jechał do W a rsza w y . Zdrow ie jego za­

w s z e było ch w iejące; nie posyłał jej nigdy pieniędzy, i d z iw ił się czasem , źe j ą tak długo Madame na pensyi bez zapłaty trzym a; ale tern lepiej myślał sobie, tu j e j nie karmię, ani odziew am ; a jak się Madame uprzykrzy, to ją ode- szle. Nasza Antosia w ie d z ia ła dobrze, wyjeżdżając z domu, że się niczego od Ojca spodziew ać nie może. D o z w o lił jej Ojciec, aby w z ię ła z jego szkatułki, do której klucze podczas jego choroby miała, tyle ile na jej potrzeby w y sta r ­ czyć mogło przez czas niejaki; a!e po dw uletnim p obycie na p e n s y i, mało bardzo juz pozostało w o w y m woreczku.

Nadchodził tez w ła śn ie czas szkolnego exam inu, i po nim nastąpić mających

(54)

w ak a cy i. Osoby r z ą d o w e , Mamy i o- piekunki panienek w instytucie będą­

cych i licznie zebrani goście zajęli miej­

sca w dużej sali; p o p isy w a ły się pa­

n ie n k i z r o z m a ite m i, tak nau k o w em i ja k o i przyjem nem i wiadomościami; z zad o w o ln ien iem wszystkich tych któ­

rzy tam mieli córki albo k r e w n e s w o ­ je. W ieloliczne nagrody m iały być roz­

dane, Matki albo Opiekunki tych uczen­

nic które na nie z a s łu ż y ły , oddaw ały im te oznaki zaszczytne; a łzy rado­

ści skrupiały nieraz książkę, albo ładny koszyczek drżącą ręką Matki podany.

Nagroda słodyczy charakteru i pilności w nauce pozostała do oddania. Nasza Antosia, skromnie ale powabnie ubrana, w białej sukni różową wstążką prze­

pasana, z takąż przepaską w ciemnych w łosach, gładko na czole przedzielonych, w y c h o d z i z pośród to w a r z y sz e k s w o ­ i c h , ale napróżno szuka tej ręki, któ- raby jej nagrodę oddać miała! napró-

(55)

źno przystępuje do k r z e se ł, gdzie da­

m y siedziały; nikt nie sięga na stół dla podania jej pięknej safianowej teki, roz- maitemi pism iennem i potrzebami na­

pełnionej, która nagrodę pilności stano­

w i ć miała. Oczy Antosi napełniły się łzami!... O Boże! z a w o ła ła , j a tak się sta­

rałam szczerze aby na nią zasłużyć; a tu niem a nikogo z czyich rąkbym ją przyjąć sobie ży czy ła ! j a niechcę tej nagrody; cóż mi po niej, kiedy nie m a m ani Matki ani O p iek u n k i, któraby się w sp ó ln ie ze m n ą m cm i postępami cie­

szyła. Całe zgromadzenie zajęło się m o ­ cno szczególn ym ty m w y p a d k iem . II- rzętlnik, który z obow iązku p r z e w o d n i­

c z y ł temu e x a m i n o w i , p o w sta ł i sam chciał w r ę c z y ć A ntosi nagrodę, prze­

m ó w i w s z y w p rzó d y w w yra za ch do jej położenia stosownych; ale m łoda osoba, mało co od A n to si starsza, uprzedziła go powstając ż y w o . Za p o z w o le n iem mo­

jej Mamy i W P a na D obrodzieja, rzekła,

(56)

_ 46 — I

m o d ; aj mi dozvvolonem hodxie oddać Antosi tę nagrodę; z mojej j ą z a p e w n e tnile przyjm ie r ę k i, nie p r a w d a ź , ko- d ia n a Antosia? przypomnij sobie, pro­

szę, spotkanie nasze przed d w o m a laty w plebanii; m ilszym ci p e w n ie będzie ten dar z mojej ręki dziś odebrany, jak ó w który pom yłka dobrego serca w t e ­

dy ci ofiarowała. A ntosia rzuciła się n a s z y j ę m łodej osoby i rzekła z uczu­

c ie m : przyjm uję z rąk tw o ich nagrodę z vvdzięcznością. Ty! coś m nie w id z ia ­ ła ja k ą byłam w t e d y , a czem jestern te­

raz, najlepiej osądzić potrafisz moje w y - sileniajdziękuję ci tysiącznie droga przy­

jaciółko! Pani B.... w y tłu m a czy ła zgro­

madzeniu przy czy n y tego zd arzen ia.

Antosia stała się przedmiotem zajęcia;

w s z y s c y ch w a lili ją, przedstaw iono za przykład do naśladowania, będącym w ró w ny m w ie k u p a n ie n k o m , a w n e t u- zyskala tyle przychylnych sobie m ię­

dzy zebranemi g o ś ć m i , ile było dobrych

(57)

— 47 -

Matek w tem zgromadzeniu. D z ie ń ten nader przyjem ne z o s ta w ił Antosi w s p o ­ mnienie; postęp jej w naukach był z n a ­ czny , zręczność w robotach rzadka na jej w i e k , m uzyka n a w et i taniec juz s z ły niezgorzej. A le w o reczek uszczu­

plał się codziennie!... Ojciec nic od nie­

ja k ieg o czasu nie pisał; a o nadesłaniu pien ięd zy od niego, ani m yśleć nie mo­

gła. N a d e sz ły wakacye; po sta n o w iła je-, chać do niego, a le 'z kim?.... W iedziała, ż e jej Pani B samej jechać nie po­

z w o li, a wstydziła się n a w e t służącej z instytutu brać z sobą, ażeby jej nie po­

kazać nieporządku i skąpst w a w domu Ojca panującego. Przypom niała sobie w ted y , że młoda H elena Rolińska, taż sa­

ma, która jej nagrodę oddała, miała w y ­ jechać z Matką na w ie ś , w są sied ztw ie

G radowic; napisała do Pani Kolińskiej za pozw oleniem Pani B . . . ażeby ją z sobą wzięła; i wkrótce z tą przyjemną rodziną puściła się w drogę. Ale bie­

(58)

dna A ntosia! nie p r z e cz u w a ła w c a le , podczas w eso ło odbytej podróży, jak smutny j ą w G radowicach czekał do spełn ienia o b o w i ą z e k . . . . Zastała Ojca przy schyłku życia; i zaledw ie dni kilka pozostało jej do oddania mu należnych starań... Skonał staruszek, błogosławiąc s w e dzieci, ale jeszcze na godzinę przed śm iercią zam k nął starannie szkatuł­

kę z p ieniędzm i i nie chciał d o z w o l i ć , aby mu zbyt drogie w j e g o m niem aniu lekarstw o z miasta p r z y w iezio n o . Od śmierci Ojca A n to s i, jej położenie sta­

ło się zupełnie innym dzieciom w opie­

ce zostającym podobne. K rew n i i p o w i­

n o w a c i Państwa Gradeckich złożyli ra­

dę familijną, ja k w takich przypadkach b y w a , W’zięli opiekę r ó w n ie nad d z ie ­ ćmi, jak nad ich majątkiem; nasza A n­

tosia w róciła do Pani B.... gdzie jesz c z e lat 4 pozostała. U k o ń c z y w s z y nauki z zupełnem o p iek u n ó w z a d o w o ln ie n ie m ,

(59)

— 49 —

pow ierzoną tni zo sta ła do c z a s u , póki sobie nie obrała za m ęża brata tej H e ­ lenki Kolińskiej, z którą dotąd czuła ją przyjaźń łączy. Pani Kolińska j e s t r ó ­ w n ie dobrą Matką jak żo n ą i przyja­

ciółką. w zorow ą; pełni w sz y stk ie obo­

w ią z k i s w o j e , ró w n ie dokładnie jak przyzwoicie; a co j e j najwięcej chluby przynosi je s t to, źe sobie samej w y ­ kształcenie s w o je przypisać p ow inn a.

Tak Babunia koiiczy swoje pierw szą powieść; z tej poznacie, drogie dzieci! ze rozsądek i przytom ność u m y s łu , cza­

sem zastąpić mogą niedo św ia dczenie dziecinnego w ieku; że z a w c z a s u w a m się przy zw y cza ja ć należy do obejścia się bez codziennych starań, które przez n ie sz c z ęśliw e życia w y p a d k i , ła tw o w a m odjęte być mogą.— Niepięknie Ba­

bunia zakończyła tak ładną p o w i e ś ć / m y z a w sz e Babunię, Mamę i Tatę m ieć będziem y, m y nie chcemy inaczej m y-

(60)

— 50 —

śled, bobyśm yplakad musieli, a j a wiem, ze M ama nie lubi kiedy dzieci płaczą tak m ó w ili m ali słuchacze p o w i e k i , U-

^ciskala Pani U szy cka i córka jej sw e lube dzieci w m ilczeniu/ bo cóz można n a to o d p o w ie d z ie ć tym szczęśliw ym istotom , które jeszcze nie rozum ieją co to jest rozłączenie na z a w s z e , z drogie- m i nam osobami przez śmierć lub od­

dalenie spraw ione.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Projekt „Placówka Wsparcia Dziennego dla dzieci i młodzieży z terenu gminy Moszczenica” współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach

ma świadomość przynależności do grup (Polacy, dzieci); zna charakterystyczne zabawy i stroje ludowe z różnych stron świata; zna swoją potrzebę zabawy i

Agnieszka Czerwonko:  Bajki dla grzecznych i niesfornych        Strona |  12 .

Stasieńka ucieszyła się bardzo, ale przy- pom iała sobie naraz o przyrzeczeniu danem Irence I zarum ieniła się pod wrażeniem wstydu,. — Co ja

Zabawa jako metoda prowadzenia zajęć z wychowania fizycznego. Wybrane formy prowadzenia zajęć ruchowych

Ciastko z wróżbą – zabawa kulinarna Kim będę w przyszłości – zabawa ruchowa Czarodziejskie karteczki – zabawa chemiczna Lanie wosku – zabawa na wyobraźnię..

Pierwszy obudził się kogut, wyskoczył z kurnika (szerokie otwieranie buzi i wysuwanie języka nie dotykając o zęby), rozejrzał się po podwórku (kierowanie języka w kąciki ust,

Dorosły, prowadząc nogi dziecka, pokazuje mu, w jaki sposób należy poruszać się w wodzie do przodu.. Ćwiczenie powyższe rozwija wyobraźnię i