• Nie Znaleziono Wyników

A.kt czw arty

W dokumencie Pisma Józefa Supińskiego. T. 5 (Stron 153-176)

(Teatr przedstawia tę sarnę przedniejszą część obozu z namio­ tem Tamerlana, co w scenie trzeciej drugiego aktu. — T a - merlan siedzi na wyniesieniu. — Liczna starszyzna stoi. —

Zoar zdający sprawę z bitwy, na przodzie).

SCENA I.

TAMERLAN, ZOAR, ORSZAK. ZOAR.

Hanie ! przy nas zwycięstwo. — Stały szyki zbrojne ; W e krwi wzburzonej wrzało męstwo niespokojne ; K ażdy drżąc, Arafana wyglądał z zapałem,

W tem widać go z daleka — wówczas (sam widziałem Bo i ja byłem z niemi), wówczas w mgnieniu oka R ozległe pola cichość zaległa głęboka.

K ażdy chce pierwszy schw ycić wodza rozkaz drogi, Zgięty, piersią wyprzedza posłuszniejsze nogi, A czując bicie serca, i rosnące siły,

Czoło zmarszczył, dłoń ścisnął, i naprężył żyły. W tem Arafan ja k piorun, lub ja k mara blada W iatr wyprzedza i czoła rycerzów dopada ; Okiem iskry ziejącem końce hufców zmierza,

— 146

-W znosi dłoń, i w żelazną pierś silnie uderza. Każdy po tem wejrzeniu chęć je g o poznaje, A on m ilcząc, przykładem wszystkim rozkaz daje. W oblężonych odwaga równocześnie w zrasta: W ysyp u ją się z krzykiem przed okopy miasta. Nasi wklęsając środek, zarzucając krańcem, W półksiężycu tatarskim witają ich tańcem . — TJderza wróg na wroga, i z jękiem grobowym Mięszają się nawzajem w zamęcie wirowym. R żą skrwawione rumaki, ję cz ą ranne m ęże, Szczęka chrzęst zbroi dźwięczne kruszącej oręże. Tutaj rozmiękła ziemia koniom nogi broczy, Tam w tumanach kurz gęsty po ziemi się toczy. W tem , kiedy w jed en ogrom rycerze stłoczone, Jak woda gną się naprzód, znów w odwrotną stronę, Pers na siłach zwalczony, a w męstwie zacięty Resztą sił odpierając, cofa od epch n ięty;

Zrazu z uporem, — łatwiej — ju ż się rozprzestrzenia — Coraz p rę d z e j; — wnet odpór na ucieczkę zmienia. D ługo pamiętać będzie A zya skołatana...

TAMERLAN (powstając przerywa).

Piekielny ród Tatarów i potęgę H a n a !

ZOAR.

L ecz tu nie koniec. Tylu zwycięstwy wsławiony K utłaj, służenia Tobie żądzą zapalony

Pragnął, by się bezczynnym w bitwie nie ukrywać, N ie dając sam rozkazów, cudze wykonywać.

Nie wiem, czy za stracony urząd żałość dzika — Czy Afaran nie lubił sławy poprzed n ik a;

D ość że śledząc się wzajem i zżym ając srodze, W piekielnej burzy oba dostrzegły się wodze. Zbliżają się ku sobie — oko wryte w oku, I jednym zwrotem próżnię otwierają w tłoku. Oręż cięty orężem pod ciosem się zgina, I odbity, świszczące powietrze przecina. Stal gęsty sypie ogień — a iskry z orężów

Gasną przy ogniu oczów rozpalonych mężów.

W n et trzykroć większa w ściekłość w obliczach się ż a r z y ; Ciało styka się z ciałem , twarz zbliża do tw a rz y ;

K ażdy żylaste barki zarzuca na w ro g a ; — Jakby utkwiona w ziemi, drzy niezgięta noga. Próżno ich rozbraniamy, piersi się przygniotły, O czy oczom groziły — i ręce się splotły. Niepokonana siła wzajem ich zapala ; Napróżno każdy wroga na ziemię ob a la ; Oba zemstą gorejąc i w zemście zażarci,

Drżąc w m iejscu, w m iejscu stoją, w jedno ciało zwarci. Już się chwieją — runęli — krew im z twarzy pryska, A przygniecione ciało ślad w ziemi wyciska.

Afaran był zw ycięzcą — wnet oręż porywa, I krwią nabrzmiałe piersi do ziemi przyszywa.

K rew bryzga, — Kutłaj znosząc gniecące go brzemię Rękam i szarpie ranę i rwie w koło ziemię.

S k o n a ł; — wnet wojsko w dawnych szeregach stanęło, A Afaran przerwane pobiegł skończyć dzieło. —

TAMERLAN.

Lubię ten obraz w ojny — radość w sercu czu ję ... Kutłaj zginął?

ZOAR.

Zw ycięstw o wiele nas kosztuje. Choć zabójca Kutłaja wielkiej godny kary, Zw ycięzca jeszcze większej godny jest ofiary.

TAMERLAN.

T ak, z rozkoszą p rz e b a cz ę !

ZOAR.

A le z drugiej strony Zbrodnia pod twoim okiem ... twój wódz niepom szczony... D la sławy tw ojej, którą tak wysoko cenię,

M oże by lepiej b y ło , gdyby oddalen ie...

— 148 —

TAMERLAN.

Jeźli mnie postawicie w tej smutnej potrzebie, Zacznę od mniej potrzebnych, a może od siebie.

SCENA II.

C iż i AFARAN (na czele wojska z dobytym orężem.) (Wnoszą broń, klucze, chorągwie, dalej idą brańcy i. t. d.)

TA ME K L AN .

Gdyś obelgę wczorajszą dziś świeżą krwią zmazał, Przyznać muszę, że jabym w ięcej nie dokazał.

AFARAN.

Pom iń to wielki H a n ie ; — bo czylisz rzecz nowa, Ż e z pomiędzy w alczących wygrała p ołow a ? A le przebacz mi raczej, że jednem żelazem W ojow ałem i Persów i K utłaja razem.

Zaw iść niepowściągnięta w tłum y go wplątała, A żądza m ojej śmierci jemu śmierć zadała.

TAMERLAN.

Cóż ztąd ? zapomniej o tem, sain sobie zaszkodził, Ż e mniej mężny zuchwale na mężniejszych godził. Jeszcze w nim wojsko m oje nie straciło wiele, Gdy obok Tamerlana, Afaran na czele.

Czyż przeto chcesz zgon je g o tłum aczyć przed Hanem, Ż e on zwał się K utłajem , a ty Afaranem ?

I cóż mnie to obchodzi, ja k się kto nazywa ? Dla mnie ten tylko drogi, kto bitwy wygrywa.

U mnie człow iek narzędziem, — daj nowe narzędzie, Przeniosę je nad ciebie, jeźli lepszem będzie.

AFARAN (składając oznaki).

Ach panie, ja nie zdołam być poręką twoją, Piersi me nie umieją oddychać pod zbroją.

T a k ; uwolnij mnie panie, niech te godła zrzucę, I utraconą córkę na grób ojca wrócę.

TEMERLAN.

Obiecałem , nie co fa m ; — składam ci p odzięk ę, I pan świata przed wojskiem podaje ci rę k ę !

(podając ję )

Choć zapewne nazawsze odchodzisz odemnie, Zawsze cenić cię będę.

AFARAN.

O, i ja w za jem n ie!

SCENA III.

CIŻ i NIEWOLNIK.

(Niewolnik oddaję kartkę Afaranoici a ten Tamerlanowi).

TAMEKLAN (czyta).

„A faranie, kiedy Han odjazd twój odw leka, „Szukaj dla siebie prędkiej w u cieczce pom ocy. „H an ju ż wie, że ty chciałeś zabić go tej n o c y ; „Cofnij zamiar — on w zem ście śmierci tw ojej czeka.“

AFARAN.

G dzież jestem — cóż to znaczy ?

TAMEKLAN. T ej n o cy ? ZOAR. Co słyszę ? O zbrodn io! AFARAN.

Tern żelazem potwarcy o d p iszę !

t a m e r l a n (rzuca pismo.)

— 150 —

AFARAN.

B oby prawdą musiało b yć razem, Z e Kutłaj na mnie godził za twoim rozkazem. — Ja zdradziecko napadać ! . . .

ZOAR (powtarzając Hana.)

T o pot w a rz! AFARAN. Drżę cały ! . . . Zkąd to masz ? NIEWOLNIK. Od Neliny. AFARAN. Zdraj c o ! t a m e r l a n (do Afarana). Milcz zu ch w a ły!

(Zoar daje znak żeby milczano) (do Zoar a).

Przyprowadź tu Xelinę.

(Zoar wychodzi, dając znać wojsku, by się oddaliło).

SCENA IY.

TAMERLAN. AFARAN. AFARAN.

Ufaj słowu memu I pozwól mi na chwilę zostać z nią samemu. To czarną kryję zdradę. — Cóżem je j za w in ił!

TAMERLAN.

Pam iętaj, żem nikomu łask tyle nie czynił. Innemubym nie umiał tak długo odw lekać,

I zbytecznie cierpliwy na dow ody czekać. Jeźli nie zdołasz zbrodni wytropić dokładnie, Na ciebie cały ciężar zemsty m ojej spadnie. N ie w chodząc czy to prawda, czy złości potw arze, W nagrodę za zwycięstwa w ypędzić cię każę.

(odchodzi)

AFARAN (sam).

Tym ostatnim wyrazem w ściekłość w duszę wlałeś. I ja ju ż tracę ludzkość, której ty nie m iałeś. Nie znam odtąd nikogo, sam dla siebie ż y ję , N ie poruszy mnie w ięcej nieszczęście n icz y je ; A gdy bez krwi rozlewu żyć u was nie m ogą, Ja praw moich tąż samą bronić będę drogą.

SCENA V.

a f a r a n . NELINA (jeszcze zakryta).

AFARAN. Znasz to pismo? J a ? M ó w ! NELINA. AFARAN. XELINA.

J a ? ... zmień ten głos.

AFARAN.

Mów.

NELINA.

B o ż e ! Czyż przyjacielska litość oburzać cię może ?

Zamiar ju ż twój odkryty, wszędzie trwogę wzniecił.

AFARAN,

— 152 — X E U N A .

Tyś chciał zabić Hana, oa ciebie polecił. — K iedy w ieść ta okropna do mnie zabłądziła, Dla ocalenia ciebie, jam pisma użyła.

AFAR A X.

Pow iedz, tę wieść piekielną kto tobie powtórzył ?

XELIXA.

A c h , któż ci kiedy wierniej, kto szczerzej u słu żył?

A FAR AN.

Odpowiadaj, lub zginiesz.

XELINA.

Śmierci się nie boję.

AT

1

ARAK. M ó w ! XELIXA. Przysięgłam. AFA RAK. Lub zginiesz. — X E U N A .

Oto piersi m oje.

AFARAN.

Han mnie czeka — jeżeli śmiesz taić n iegodn ie, W łasnem życiem za cudze odpowiesz mu zbrodnie. M ó w !

X ELIX A.

K i e !

AFA R A X (dobywa oręż.)

G iń !

x e l i n a (klęka i zatrzymuje.)

S tó j! miej litość nad mężem w ż a ło b ie !... Pow iedz — gdyby kto żonę zamordował t o b ie ! ...

( Afaran milcząc chowa oręż — ona wstaje).

Na łączące mnie z mężem przysięgam ci śluby, Żem ocalenia twego pragnęła nie zguby.

O, gdybyś m ógł usłyszeć głos mego su m ien ia !... G dyby ci znane b yły duszy udręczenia !

Gdybyś w iedział... przebacz m i! i ja miałam m ęża... Przebacz łzom moim — boleść trwogę przezw ycięża.. . Możeś i ty miał żon ę?

AFARAN (płacząc).

Już je j nie z o b a c z ę !

NEŁINA.

O, i ja miałam m ę ża ! może i on p ł a c z e ! .. . Może on do innego zaprzedany świata

Z rzewnością zwraca myśli w upłynione lata ! W id zę go — on się ze mną więcej nie rozstanie,. . . Podobny do aniołów, i do ciebie p a n ie ! —

AFARAN (chce odkryć ję).

O B oże, ten g ł o s !... X E LIX A . Czekaj ! AFARAN. Przysięgam , o d k r y ję ! XELINA. A ch, — K u t ła j! AFARAN. Już go niema. XELINA. Co ? Kutłaj ? ... AFARAN. Nie żyje.

— 154 —

n e l t n a (rzucając się na niego i odsłaniając twarz).

W a c ła w ie ! ! AFARAN. C o ? W a c ła w ie ? B o ż e ! — tak — to o n a ! H e le n o !! — gdzież ja je s te m ? ... NELINA. M ój m ą ż .. . AFARAN. Moja ż o n a . . . NELINA. O W a c ła w ie ! AFARAN. H e le n o !... Cóż się ze mną d zieje? Ledw ie uwierzyć m o g ę ; i drzę i truchleję. — Tyś tak długo przedemną ukryć się zdołała !

x e l i n a.

Kutłaj śmiercią zagroził, gdybym się wydała.

AFARAN.

Pow iedz, powiedz H eleno ! zkąd ta wieść szatana ? Kto ci m ówił, żem ja chciał zamordować H ana?

NELINA.

Zoar.

AFARAN.

O, ta wieść w je g o w ylęgła się g ło w ie ! On ję stworzył, ro z rzu cił; on za nię odpowie !

NELINA.

Usuń się — ktoś nadchodzi. —

SCENA VI.

CIŹ i IZANA. IZA NA.

W id zę was o b o je ? Afaranie — ty prośby wysłuchałeś m o je ?

W eźm iesz ję ? AFARAN. Czy ję w e z m ę ! IZANA (ściska ję). O, jakżem szczęśliw a! Ż o n o ! AFARAN. X KLIN A . Mężu m ó j! IZANA (puszczając

ję).-Jakiż głos się tu odzyw a?

Ż o n o ? . . . m ę ż u ? . . . AFARAN. H eleno ! XELINA. W acław ie ! TZANA. O N ieb a ! AFARAN.

Już do szczęścia naszego więcej nie potrzeba. T a o której zabiciu pomięszane wieści

T yle sercu m ojem u zadały boleści, Której utrata całe szczęście mi wydarła,

— 156 — I litość zagłuszyła — i cnoty zatarła,

I pomięszała w sercu tlącem zemstą krwawą

W ściek łość z żalem, łzy z żądzą, odwagę z obawą, — O której tobie z takim mawiałem zapałem,

Co b yło duszą m oją, mojem szczęściem całem , K tórej ty sama, słodząc smutne m oje życie, Litowałaś się nieraz, zapłakałaś skrycie, Oto stoi przed tobą.

IZANA.

Kłamiesz ! to nie o n a !

XELIN A (ściskając jego rękę).

Izano ! to nie mąż mój ?

AFARAN.

T o nie m oja żona?

IZANA.

Nie ujrzy świata tego, kto raz legnie w grobie. x e l i n a (do Afarana).

Tyś mnie z grobu w y d o b y ł!

AFARAN.

Drogieście mi obie.

IZANA.

O, nie ! — je j pierwsze słow o, jed n o je j spojrzenie, W zn ieciły w sercu twojem m iłości płomienie. S zczęśliw a ! — ona w jednej chwili pozyskała, Czegom je przez lat tyle zyskać nie um iała!

AFARAN.

Gdyś mi lat tyle ciężkie słodziła katusze,

B oże ! czym kiedy pragnąc milszym tobie zostać, Przybierałem kochanka wymuszoną postać ? K iedyż zdradne wyrazy, kłam liwe wejrzenia U kryw ały przed tobą duszy udręczenia? Czyż się taiłem kiedy ? czyż kiedy umiałem Zimne uczucia sztucznym ożyw ić zapałem ? Gdy obok m iłych wspomnień ponurość grobowa Zadziwiające ciebie nastręczała sło w a ;

Jeżeli ciągłym żalem jątrzące się rany, Jeźli dusza strudzona, umysł obłąkany, Ł zy boleści z szaloną mięszały rozpaczą, Czyż taiłem przed tobą co te troski znaczą? Próżno w twojej litości szukałem p o m o c y ;

Cierpienia z dniem przeżyte, sen powtarzał w nocy. Uchem śledząc je j głosu, je j postaci wzrokiem, W id ząc ję duszą, w tobie widziałem ję okiem. Ję przyciskałem , tw oje przyciskając łono ! Izano, powiedz, powiedz, czy jest moją żoną?

IZANA.

D obrze — wierzę twym słowom , kiedy każesz wierzyć, A le utraty tw ojej nie potrafię przeżyć.

K tóż mi przyniesie p om oc? jestże jaka siła C oby zatarła przeszłość, wspomnienia zniszczyła? Gdzież się p od zieję? sama — bezsilna sierota P rzy kimże spędzę resztę ciężkiego żywota ? Jestże cud, jestże władza na ziemi czy w Niebie, Któraby mnie zapomnieć nauczyła ciebie ?

AFARAN.

Uspokój się Izano, — czas wszystko odmieni, Obudzi przyjaźń w miejscu niewczesnych płomieni. Jeźli wolisz dom ojca, możesz wrócić ze m ną; Jeżeli Polska nasza będzie ci przyjemną,

P ójdź z n am i; będziem wspierać twoje lata m ło d e ; Znajdziesz krewnych, przyjaciół, mienie i swobodę,

— 158 —

W szystk o; bo jam dawnego uczucia nie zm ienił, W niej będę kochał żonę, w tobie przyjaźń c e n ił; A tak szczęśliwy wami, nadziei nie stracę,

Ż e ci życzliw ość tw oję, wdzięcznością odpłacę. IZANA.

O, nie — ja tu zostanę ; — nic mnie nie n a k ło n i; Pożegnam was oboje, lecz z żelazem w dłoni. — I ty szczęścia nie znajdziesz — B óg za twoje winy Nigdy ci twojej dawnej nie wróci krainy.

Nie zastaniesz nikogo — ci w troskach umarli, Ci żyjąc, imię tw oje w pamięci zatarli.

Nie znajdziesz domu twego — próżno w całej ziemi Śledziłbyś m iejsca je g o pod stopami twemi.

Gdzie spojrzysz, w którękolwiek obrócisz się stronę, W szędzie dręczyć cię będzie sumienie ranione.

(do Xeliny)

A ch, potożem dla ciebie litości żebrała, Bym utraciwszy szczęście, na wasze p atrzała! B oże, co srodze karzesz niewiarę i zbrodnie, Za niepotrzebną litość skarałeś mnie godnie.

X E L IN A .

K iedyż łzy moje oschną sprawiedliwe N ieba, K iedy na własne szczęście jeszcze płakać trzeba!

SCENA VII.

c i ź i z o a r z e strażą. ZOAR. Kelina pójdzie ze m ną! AFARAN. Dokąd ?

ZOAR.

D o więzienia.

AFARAN.

W idzisz ten oręż ?

ZOAR.

Cudze wypełniam z le ce n ia ; Zbyt długa zw łoka czyni niespokojnym Hana. Dziwiż ciebie gwałtowna woli je g o zm iana? Zw ykle wyroki nasze jedna chwila zmienia, Co dziś godne nagrody, jutro potępienia. Ciebie zaś Afaranie Han wielki ocalił, B ylebyś się dziś jeszcze z obozu oddalił.

NELINA.

Nieba !

i z a n a (pocieszona). H a !

AFARAN (do Zoara).

T yż to mówiąc śmierci się nie boisz ? Jeźli ci życie drogie, wracaj ! — jeszcze stoisz ? Lub raczej p o w ie d z: jakaż czarodziejska władza

Ciebie na ślad pom ysłów cudzych naprowadza? Pow iedz, jakim że cudem — raczej, jakim czołem Tyś w yśledził mój zamiar, wprzód nim go pow ziąłem ?

ZOAR.

R zecz dziwna, gdziem się zwrócił, wszędzie z każdej strony Uszu moich dochodził ten zarzut sza lon y!

Gdym zbyt rozgłoszonego stłumić ju ż nie zdołał, Chciałem skutki uprzedzić...

— 160 —

AFARAN.

Tyś go sam w y w o ła ł! Nią się ś w ia d cz ę ...

NELINA (do Afarana).

Pom iń t o ; — szanuj życie twoje, Mnie zostaw — uchodź spieszn ie; — uchodźcie oboje. - Ja nigdy lepszej w życiu nie czekając doli,

N awykłam ju ż do cierpień, do łez, do niewoli. — Chwila nadziei dawną rozjątrzyła ranę,

L ecz gdy ję znów utracę, spokojną zostanę. Myślmy ciągle o sobie, a mimo przestrzeni Będziem razem, bo myślą ciągle połączeni. Podaj mi rękę twoję — uściśnij mnie szczerze, Raz ostatni... raz jeszcze. —

ZOAR.

Bierzcie ję żołnierze.

AFARAN.

Z ginie, kogo zuchwała zbliży do mnie noga ! Żono !

NELINA.

M ężu ! W a c ła w ie !

AFARAN.

O H eleno d r o g a ! n e l i n a (do Zoar a).

L ito ś c i! chwila jeszcze — wszak to już na w ie k i! Na w ieki!

ZOAR (do 'Xeliny półgłosem).

XELIXA. C o? ty m ożesz? IZ AXA. Nie m oże ! ZOAR. W nocy ; pokryjomu .. W szakże ucieczka z m ężem nie przyniesie sromu.

XELTXA. C o ! AFAKAN. M ów ! ZOAR. U chodźcie ! IZ AXA.

Straż nam wyjścia wzbraniać będzie.

ZOAR.

Już poleciłem — straże przepuszczą was wszędzie.

(do straży)

Gdy w yjść zechce, m ożecie namiot je j odsłonić.

IZ AXA.

A mię w ejścia nie wzbraniaj.

ZOAR (do żołnierzy).

I w ejścia nie bronić.

IZ A X A .

S łyszycie ?

(na stronie)

Los nasz w krótkiej rostrzygniemy dobie, Jedna tylko żyć będzie, lub zginiemy obie.

— 162 —

AFARAN.

W nocy przybędę po was.

(Zoar daje znak straży, aby wzięto Xelinę — A faran i Izana odchodzą to różne strony).

SCENA VIII.

ZOAR (sani).

Ja Hana sprowadzę, Sprawdzi się chęć zabójstwa. T o ci skróci władzę.

Śm ierć wszystkich, wszystko przeszłe w niepamięć zagrzebie Tyś zastąpił K utłaja — ja zastąpię c ie b ie !...

Całe miejsce widzialne okryte la se m ; — z jednej strony wi­ dać początek obozu, i czarny namiot więzieniem będący; — przed namiotem chodzą straże. — Noc — widać księżyc. —

Zoar wchodzi z żołnierzami, których ukrywa za drzewa.

SCENA

I.

ZOAR.

R ozsypcie się w gęstwinie z milczeniem głębokiem , Każde ich poruszenie czujnem śledźcie o k ie m ; W k rótce w ielkiego Hana w to m iejsce sprowadzę, A losy wasze, waszej poruczam odwadze.

(idzie).

SCENA

I I .

AFARAN (później nieco).

Tam ich nie widzę — m oże w innę poszły stronę. — H e le n o !! cze k a m !! — m ilczy ? może są zdradzone! M iałyżby lekce chwilę umówioną ce n ić?

M iałyżby się zatrwożyć, przedsięwzięcie zmienić ? Służy nam noc pogodna, — n ie ! pojąć nie m ogę; T o opóźnienie wznieca dom ysły i trwogę. —

— 164 —

(do straży.)

B yły tu dwie kobiety ? czyście nie widzieli ? M ilczycie ? za pieniądze m ówić zapomnieli ! — Niezasłużoną pewnie obarczam je w in ą ; Tak, kto inny b yć musi tej zw łoki przyczyną. Pobiegnę, porozrywam te domy wiszące, Piersią wyprę zapory, i straże ro z tr ą c ę .' —

W szędzie martwo — noc szare rozpostarła c ie n ie ; Głucha cichość i śpiące zaległo m ilczen ie...

Jakiś szm er... to wiatr słaby w łagodnym p o w ie w ie , R ozkołysane liście potrąca na drzewie.

Spią w szędzie... lecz co s ły sz ę ? czy to liść s z e l e ś c i ? ---Głos ludzki... wielki Boże... tak, to głos n iew ieści!

Słychać znów — ja k grobow y ję k słychać zd a le k a ... Jakby sapanie... czemuż tak długo o d w le k a ?... Zimno mi... ju ż je słyszę... czy mnie ucho zw odzi? Tętni stęp szybkiej stopy. — T ak jest, ktoś nadchodzi.

SCENA III.

AFARAN. IZANA.

IZANA (wpada blada ze sztyletem w dół spuszczonym).

P ójdź — pójdź ju ż — uciekajm y — ty jeszcze odw lekasz? Przez litość, uciekajm y — i na kogo czekasz ?

a f a r a n (bierze j ę za rękę).

Tyś pomięszana?

IZANA (wzięta za rękę wypuszcza żelazo).

B o ż e ! zkąd masz to narzędzie ? Gdzieś znalazł? to nie moje.

AFARAN.

IZANA.

Cicho wszędzie...

AFARAN.

Iz a n o !

IZANA.

Kto mnie w o ła ? nie trwóż się, to we śnie... Cóż znaczą te odgłosy jęczące boleśnie?

AFARAN.

A ch , Izano, domysłem niechciej mnie zatrważać.

IZANA (ogląda się).

T o ty ? czyż mnie tak strasznie godzi się przerażać ? Cicho — mów — kogo szukasz? — czego się oglądasz? P oco przyszedłeś do m n ie ? powiedz czego żąd asz?... Zsiniałe członki ciepłe — wpadł w piersi g łę b o k o ... Patrz, ja k szybko przymyka i otwiera o k o !...

Drgają palce i usta — znikł głos przerywany, A spieczonej krwi k łęby wyrzucają r a n y !...

AFARAN. Gdzież jestem ? N ie b a !

SCENA

I V .

ciź i

x e l i n a (ranna). IZANA. Cóż to za postać straszliwa ? R atujcie ! AFARAN. Ż on o! XELINA. M ę ż u ! AFARAN. Żono nieszczęśliw a!

— 166 — I Z A N A .

P iek ieln e.w idm o, opuść te skostniałe d łon ie... Czego szukasz ? po zemstę przychodzisz po zgonie ? Zlodow aciałą nogą w e krwi mojej b rod zić?

I krwią m oją wyschnięte wnętrzności ochłodzić.

(wybiega). XELINA. Przebaczam ci I z a n o !

SCENA V.

AFARAN. NELINA. AFARAN. Piekielne zbłąk a n ie! XELINA.

W acław ie, konającej przyjmij pożegnanie.

AFARAN.

Najlepsza żono, zdrada wydziera ci życie ! N ielitościwe N ie b a ! wyż na to patrzycie ?

NELINA.

U spokój się W acław ie — już siły słabieją, Usypia krew stygnąca, i członki drętw ieją...

W strzym aj twój odjazd, — życie przetrwawszy w żałobie, N iech tę ostatnią chwilę przepędzę przy tobie.

T y obcym prawie dla mnie będąc przez czas długi, Zonie twojej nie odmów ostatniej posługi.

W łasną ręką do ziemi w ejście mi otworzysz, I na wieczny spoczynek zwłoki m oje złożysz. Tam się zdradnej litości nie uwiodę głosem , Śm ierć będzie życiem mojem, jednostajność losem, Szczupły grób całym światem, ziemia przyjacielem , A wieczne zapom nienie... krzywd moich m ścicielem ...

AFARAN ( oglądając ranę).

U spokój się, uspokój Heleno kochana,

Nie ma niebezpieczeństwa — to nie groźna rana. Żadnym dotąd występkiem ręka nieskażona, Sił niepewna, bojaźnią drżąca i om dlona,

W odurzeniu cios słaby twym piersiom zadała. — Już dawna m oc powraca — krew się zatrzym ała; T o w ięcej przerażenie, — tak, porzuć tę trwogę, Przybierz męstwa, — ja chwili zostać tu nie mogę.

(chcą iść).

SCENA VI.

CIŹ I ZOAR (wpada z ukrytemi żołnierzami).

ZOAR.

T rz y m a jcie !

AFARAN.

I

P recz o d e m n ie ! ze mnąż walczyć śmiecie ? N iebo mi ję powraca, a wy nie wydrzecie.

Czuję nadludzką siłę, którą m oje ramie I ciebie sprzątnie z drogi i te szyki złamie.

W szystkich z wiatrem rozprószę — wszędzie burzę wzniecę, I po trupach usłanych zw ycięzcą przelecę. —

K to mi drogę zastąpi ? to śmierci narzędzie

Jak duch w świętej pielgrzym ce przodow ać mi będzie. Odważny dobrą sprawą i męstwem zuchwały,

Patrz, w każdej części ciała walczyć będę c a ł y !

(chcą iść).

XELINA,

W a c ła w ie !

ZOAR ( chwyta Afarana).

N ie odejdziesz!

AFARAJi (przebija Zoara).

Giń zbrodniarzu k rw a w y ! Niegodzieneś litości, gdy złej bronisz spraw y!

— 168

-SCENA VII.

CIŹ I TAMBELAS.

W dokumencie Pisma Józefa Supińskiego. T. 5 (Stron 153-176)

Powiązane dokumenty