i nazywa ję tylko dramatem, zaś rozbiór je za
kończa temi słowy:
„Rzecz to przy wszystkich wadach swoich
zawsze jeszcze niepospolicie piękna. Charaktery
głównych bohaterów ciosane są pomnikowo, Ta
merlan, Affaran ze wszech miar godni siebie. Czoła
ich opromieniają dwie niemal zarówno potężne
idee. W danej chwili wyzywają się na rękę, wbie
gają w szranki, pierś w pierś uderza, Bóg tylko
jeden rozsądza o zwycięstwie. Zato kobiety, o wiele
mniej tu udatne czyli raczej poprostu kobiety to
tylko ale już nie bohaterki jak Egema. Zresztą co
do zalet języka poetycznego, obrazowania, wersy-
fikacyi, względnie nawet co do układu scenicznego,
dramat ten w niczem nie ustępuje poprzedniemu“.
J. w .
Teatr przedstawia widok rozległych równin, pokrytych namiotami obozowemi.
SCENA I.
ZOAR. XELINA. IZANA. ZOAR ( wprawadzając je ).
T u czekajcie.
IZANA.
Na k ogo?
ZOAR.
Mamże się tłu m aczyć? XF,r.T\' A .
T ak ra n o . . . .
I Z A A A . I tak n agle. . . .
XELINA.
Pow iedz, cóż ma znaczyć K to kazał?
— 108 —
ZOAR.
K u tła j.
XELINA.
K u tłaj? zwiększasz m oję trwogę, O, nic się więc dobrego spodziewać nie mogę !
SCENA II.
( G rom ad zi się sta rszyzn a w ojsk ow a w e dwa r z ę d y ; K u t ła j na c z e le ; za nim Z o a r j za w ejściem T am erlana w szyscy p och yla ją
g ło w y ). TAMERLAN (w g łęb i).
Dziś chcę wam pamięć dawnej uległości zatrzeć: W oln o wam podnieść głow y — wolno na mnie patrzeć.
[pod n oszą się — on się zb liża )
B o niechaj ze mnie pozna każdy Tatar prawy,
Ti ja k ą twarzą rycerze stają do rozprawy. —
W o d z o w ie ! których liczne i chlubne zwycięstwa W e trzech światach pomniki zostawiły męstwa, Którym do względów moich słuszne dały p ra w o , Czyny odległym C iekom przekazane sław ą; Dziś m ożecie łask m oich , moich względów u żyć, I nowem poświęceniem na nowe zasłużyć. — Zm ierzyliśm y orężem różne ziemi strony: Schylił przd nami głow ę Bagdad poskrom iony, A zuchwalstwa swojego opłacając winę, Z zasłużoną pokorą niesie nam daninę. Zająłem Turkom anów , żyzną Partów ziem ię, Geordian i Persów, i Czerkasów plemię, Runął Kerman, Turkestan i Damaszku mury ; Samych zw ycięzców trwoży ten widok ponury, Gdzie równiny zaległy A lepu zwaliska,
Gdzie z niezgaszonych zgliszczy jeszcze płomień błyska. Znają nas za Gangesem, znają Dniepru w o d y ;
A gdzie noga nie była, tam imię przelata, I trwogą upokarza wszystkie ludy świata. —
Czyliż sam Szyrwan dumny ogromnemi wały, M iałby zwycięstwom naszym dać odpór zuchwały ?
Czy Szach zw alczył nas kiedy ? oparł się ? a wreszcie Czyż Persyi m oc całą w jednem złą czył m ieście? O d w a g i! pam iętajcie, kto na waszem czele; Nie siły tu potrzeba, lecz odwagi wiele. — W y , którym nad wojskami władzę pow ierzyłem , Których ufnością m oją, wiarą zaszczyciłem ,
W sk ażcie waszym podwładnym , ja k wysoko cenię Godne mnie i was godne życia poświęcenie. — P ow iedźcie im , że moich skarbów dziś nie skąpię, Ż e dzieciom ojców , sługom ich panów zastąpię, — Ż e ten kto zręczną sztuką, lub przez męstwo nowe, Satrapy ze Szyrwanu przyniesie mi głow ę,
Satrapy, co śmiał grozić, mnie grozić zu ch w a le! Co śmiał pierwszy ubliżyć Tamerlana chwale, Izanę, brankę m oją w nagrodę od bierze; — N iech się o tem zaszczycie dowiedzą żołnierze, N iech tę wiadomość wszystkim ogłoszą w odzow ie, N iech się nawet z najniższych każdy o niej dow ie:
W ó d z, żołnierz, — swój czy ob cy — z czyich bądź rąk zginie, Zasłużona nagroda zw ycięzcy nie minie. —
W szystkich zaś, co odwagą odznaczą się w w ojnie, Łaską i skarby memi wynagrodzę hojnie.
Tobie mężny K utłaju, który nadaremnie Już raz nagrody takiej żądałeś odemnie, X elin ę, którę kochasz, na własność ci daję. — Liczne przy boku moim zwidziłeś już kraje, W granice Polski twoja w ycieczka szczęśliwa, D o waleczniejszych czynów w A zyi cię wzywa.
KUTŁAJ.
Królu, tyś w ładzę bóstwa na pom oc p rzyw ołał, K tóżby za tę nagrodę zw yciężyć nie zdołał ?
— 110
-X E LI-X A .
Co, ja mam być nagrodą? czyliż jestem z d o l n ą ....
IZANA (przerywa).
D aj służebnicę tw oję, nie A rabkę wolną. —
( Kutiaj daje znak, aby j e wyprowadzono). (W ojsko się rozchodzi).
SCENA III.
CIŻ p r ó c z IZANY.
XELIN A (icraca się — klęka i wnet wstaje).
Przebacz mi wielki hanie, — lecz zkądże ta zmiana ? D la czegóż dziś nowego przeznaczasz mi P an a? W ię c twa poufna branka, wierna ci tak długo, Ma dziś wzgardzona zostać sługi tw ego sługą? W chwili, gdy się B óg moich cierpień u lito w a ł, I burzą otoczonej pogodę zw iastow ał;
K iedyś przyrzekł niedolę nieszczęśliwej skrócić, Kiedym miała na łono rodziny pow rócić,
T y cofasz przyrzeczenia — i sam z sobą sprzecznie Na większe jeszcze męki skazujesz mnie wiecznie ? P ię ć lat niewoli takąż nagradzasz sw obodą?
Jaż to żołnierzy twoich mam zostać nagrodą? — Dziś, gdy ciągłe cierpienia słabe starły wdzięki, * Usuwasz mnie z pod sw ojej opiekuńczej rę k i? Czyż w gronie tylu dziew ic, których m łodość świeża H ojnie może nagrodzić twojego rycerza,
Nie ma tego zaszczytu godniejszej odem nie? N ie, panie — tej ofiary żądasz nadaremnie.
(do Kutia)a)
T y , gdy mnie trwogą twoje przeraża oblicze, Jakież w pożyciu ze mną rokujesz s ło d y cze ? Czy sądzisz, że swobodna, bo po męża zgon ie, Spokojnie schylę w jarzm o pohańbione skronie ?
Ż e już dawne ku tobie ostygły niechęci ? Ż e mi morderstwo męża wygasło w pam ięci? W id zę jeszcze te g w ałty, łupiestwa i sromy, Gdyś nad D nieprem graniczne ponajeżdżał dom y; G dyś nas napadł bezbronnych po słońca zachodzie. — W a cła w po trudach dziennych spoczywał w swobodzie Porw ano mnie. — Gdy mąż mój ścigał was w pogoni, I natarł ze swojem i, oręż pękł mu w d ło n i!
Przeszyto piersi je g o , upadł krwią zbryzgany . . . . Czy pamiętasz ? — Ja widzę piersi je g o rany ? D rżącym głosem śmiertelne przerywał chrapanie, Ostatnie żonie swojej dając pożegnanie !
U m ilkł, i znikł; ja jeszcze oczami sięgałam, W idziałam je g o oczy, je g o głos słyszałam!
(d o T am erlana)
T yż dozw olisz, b y męża m ojego morderca
U rągał się z mych cierpień, tuląc mnie do serca ?
TAMERLAN.
K utłaju, cóż ty na to ?
KUTLAJ.
Czyliż jedn a branka Zatrwoży mnie pamięcią dawnego kochanka ? Próżno mnie wyrzutami zniechęca i d ra żn i: Nie żądam poufałej małżeństwa przyjaźni. Jeśli kochać nie zdoła, niechaj mnie szanuje, I w ięcej poważania niż miłości czuje.
Panie, co wyżej cenisz, niech wiem y o b o je : Czy płacze n iew olnicy, czy zasługi m o je ?
TAMERLAN.
Pow iedziałem — X elina do ciebie należy. D alej prowadź pod mury walecznych żołnierzy,
- 112 —
Spiesz nabyte wawrzyny świeżemi pom nożyć, I obszerniejsze pole mym łaskom otworzyć.
KUTŁAJ.
Królu, sercu mojem u nie przydawaj m ęstw a: Zawsze powrót mój z bitw y b y ł godłem zwycięstwa.
TAMERLAN.
Z oa r, ty strzeż obozu. —
(od ch od zą ).
SCENA IV.
ZOAR. x e l i n a . rz AA A ( które w głębi czek a ły ich o d ejścia). IZANA (w ch odząc za trzym u je Z o a r a).
Już w ięc ustąpili; — Zatrzymaj s i ę ; — czekałam tej dogodnej ch w ili; Mów — mamże się spodziewać smutku, czy wesela ? W p rzód zostałam w łasnością, niż znam właściciela. A ch , przez litość — trawiącej ulżyj mi b o le ś c i: Gdy o śmierci Satrapy dojdą ciebie w ieści, Donieś m i, czyją będę.
ZOAR.
Spełnię twoję wolę.
(od ch od zi).
SCENA V.
IZANA. XELINA. IZANA.
N ieszczęśliwa, czyż przeto zmienię m oję d o lę ? Czyliż mnie now y tyran z jarzm a osw obodzi? A c h , któż mi Afarana stratę wynagrodzi!
X E IjT N A .
C o, i ty miałaś m ęża? T y wiesz zatem pani, Jak srodze taka strata serce żony rani! Dawno jesteś?
IZANA.
Dni kilka.
XELINA.
Tu czuć nie um ieją; Nie widzą własnej nędzy i z obcej się śmieją. W ię c i ty miałaś m ęża?
IZANA.
Nie miałam go je s z cz e , L ecz to szczęście przeczucia w różyły mi wieszcze. B y ł to niewolnik memu O jcu zaprzedany,
Którem u litość m oja słodziła kajdany. A ty kto jesteś?
XELINA.
W ię ce j niż ty nieszczęśliwa, Która litości nieba na próżno przyzyw a; Która z łona rodziny do niewoli wzięta, Lanemi codzień łzami ordzewiła pęta! B łogo żyliśm y, sobą szczęśliwi w zajem nie, Z nim ciągle jeszcze myślą rozmawiam tajemnie.
O ! ju ż go w zimnym grobie płacz żony nie wzruszy — U m arł, tak — ale jeszcze żyje w m ojej duszy!
IZANA.
K to jesteś?
XELINA.
Jestem Polką.
— 114 — [ Z A N A .
Jątrzysz m oje blizn y: I mój Afaran z Polski.
XI-', LINA.
C o, z m ojej O jczyzn y? Z P o lsk i, z kochanej P olsk i! to im ię?
IZANA.
Jest n ow e, Nie przywykli do waszych dali narodowe.
X E LIX A .
Jakbym go widzieć rada! ledwie wierzę tem u; Me cierpienia obcem i nie byłyby jem u.
Może go znałam k ied y; — on by mi pow iedział, T o , co przedemną ukrył m iejsc i czasu przedział. T y płaczesz?
IZANA.
W spólność losu łzy nam z oczów są czy , I wspólnością nieszczęścia serca nasze łączy.
XELTNA.
A ty A rabką jesteś? i wasza kraina
Już wiele cierp ieć, wiele ofiar nieść zaczyna. [ Z A N A .
B o ż e ! i wyż tak długo w kajdanach ję c z y cie ? Dla mnie ten dzień je st dłuższy niźli całe życie! I jażbym przeczekała sromoty lat t y le ,
Nim los z ludźmi grający lepszą podda chw ilę? Tak — nademną nie będą tryumfować d łu go: W wolności się zrodziłam i nie umrę sługą. Odważmy się na w szystko, a obie nie będziem Sprośnych chuci zwierzęcych ohydnem narzędziem.
XELINA.
I płaczącą, bez świadka, cierpieć nauczyły. Mnie mąż na łono swoje przyjąć kiedyś raczy, I nieszczęśliwej żonie je j hańbę przebaczy.
IZ AU A.
G dybyś ty Afaranie o nagrodzie w iedział, I gdyby nas tak wielki nie rozgradzał przedział, T ybyś słowa tw ojego dotrzymał n iezłom n ie, Przyszedłbyś aż tu!
X E L I N A .
W a cła w nie może przyjść po m nie!
SCENA VI.
TEŻ I ZOAK. z o a r (do Izantj).
Chociażbym pragnął twoję zaspokoić trw ogę, N ic jeszcze stanowczego donieść ci nie mogę. Już wojska w ystąpiły; mężne wojowniki Już roztaczają z k łębk a księżycow e szyki. Zostawiam jed en oddział, ten was zab ezpieczy, A z drugim Kutłajowi spieszę do odsieczy. W y skryjcie się w namiotach.
XELIXA.
Gdzież mnie skryć możecie Przed brzemieniem udręczeń, co me serce gniecie?
IZ A S A.
O , jak bym rada w tłumach sama się przeciskać, W a lcz y ć , i sama w sobie nagrodę pozyskać! Pow iedz im , że ich cała odwaga daremną,
Ż e kto chce o mnie w a lczy ć, musi walczyć ze mną. Niechaj przyjdzie w tryumfie po tryumfy nowe. Tu za głow ę Satrapy znajdzie nioję głow ę, A lbo swoję zostawi!
— 116 —
NR LINA.
Morderca W a c ła w a !...
(słychać szmer i krzyki.)
ZOAE.
U chodźcie ztąd: wojenna ju ż się wzmaga wrzawa.
SCENA I.
(Teatr przedstawia ustronie obozowe pokryte drzewami, w gięb kilku Tatarów leżących jako czaty; jeden stoi z dzidą).
KUTŁAJ. ZOAR. KUTRA J.
Czy widziałeś zw ycięzcę Satrapy ?
ZOAR.
W id z ia łe m , L ecz o odwadze takiej jeszcze nie słyszałem ! Jak d u ch , któremu cięcie zaszkodzić nie m o ż e , R oztrącał tłu m y, darł się przez dzidy i n oże; D otarł pod mury — porwał o ziemię nim rz u cił, I z głow ą j e g o , lotem błyskaw icy w rócił.
KUTŁAJ.
Poznałeś go?
ZOAR.
— 118
-KUTŁA.T.
T o je s t cudzoziemiec. ZOAR,
Z e stroju zda się A rab — m oże Grek lub N iem iec?
KUTŁA.T.
C zy pamiętasz w ycieczki K rym u, U krainy? W zd łu ż Dniepru? ZOAR. Przypom inam !... KUTŁAJ. Ów mąż... ZOAR. Mąż X elin y ! KUTŁAJ.
Gdy otrzyma od Hana nagrodę w Izanie, N iech odchodzi natychmiast!
• ZOAR.
I dnia nie zostanie!
KUTŁAJ.
Idź do X eliny. Postaw w je j namiocie straże, I powiedz j e j , że K u tła j, K u tłaj, je j pan k aże, A b y dawnym zwyczajem wierna panu swemu, B ez osłony na twarzy nie wyszła z haremu, Inaczej śmierć ję czeka. Nie dopuść zbliżenia; N akazuję c i !
ZOAR.
Spełnię tw oje polecenia.
(odchodzi).
KUTŁAJ (sam).
Trzeba ję ukryć przed nim ; ten krok jest koniecznym : On może stać się dla mnie wrogiem niebezpiecznym.
Ta niezwykła odwaga i blask wykształcenia, P rzym ioty, które Han nasz wysoko ocenia, D o łask je g o nie mylną otworzą mu drogę. — N ie , ja zjawienia je g o ścierpieć tu nie mogę.
(iodchodzi).
SCENA II.
(Teatr przedstawia część obozu gdzie są ozdobniejsze namioty kobiet, za niemi straże. — Zoar czeka, — wkrótce nadchodzi
X elin a, za nią dwóch eunuchów i dwóch żołnierzy.)
ZOAR.
W ita j piękna X e lin o , i przebacz mi razem ,
Jeźli z przykrym do ciebie przychodzę rozkazem. — Nas podwładnych tern losy często zw ykły m ęczy ć, Ż e w własnem udręczeniem , musim drugich dręczyć. Kutłaj dla zasłonienia ciebie od potw arzy,
C hce abyś nigdy w polu nie odkryła twarzy.
( daje j e j woal na twarz.)
B yś nigdy w inne strony nie zmierzyła kroku; On chce byś publicznego strzegła sią widoku; On chce (ta dzika zazdrość godną jest nagany), B y nikomu twe oczy nie zadały rany. —
X K I J X A .
O , pomiń to Z oarze, każda twoja mowa Składa mistrzowską sztuką wymierzone słowa. T ą życzliwością twoją zwiększasz m oje smutki; Z tej łagodności, straszne przewiduję skutki!
ZOAR.
On ch ce, byś mu pow olna, sama, wśród ukrycia... X K U n a
(z
ironią. )— 120 —
ZOAR.
On jest panem twego życia... On m oże...
XELINA.
W y d rz e ć mi je . — Czyż żebrałam o nie? Pocieszasz utrapioną gdy wspomnisz o zgonie!
Jednak, choć w udręczeniach śmiercią się nie trw ożę, I te jeszcze rozkazy w ypełnię w pokorze. —
T y , którego ojczysta przyjęła m ogiła, Jeszcze mi droższym jesteś kiedym cię straciła. O , tybyś żonie twojej świat cały zastąpił, P łak ać je j nie zabraniał, i światła nie skąpił.
(wkłada woal.)
ZOAR.
Chciej mi także w y b a czyć, jeźli z drugiej strony Im oznajmię Kutłaja wyrok niecofniony:
(do żołnierzy).
Jeźli w yjdzie z haremu odbierzcie je j ż y c ie ; Ż ycie je j ocalone, właśnem opłacicie.
XELINA.
Nie potrzebujesz mordów dawać im n au k i, W praw ni oni od dawna do tej trudnej sztuki. L ecz pow iedz: tych rozkazów jaka jest p rzyczyn a? Takżeto Kutłaj nowe pożycie zaczyna?
ZOAR.
D o nas należy każde je g o przedsięw zięcie, Nie badając przyczyny, w ykonyw ać święcie. — X e lin o , to ci jeszcze winieniem nadmienić, Ż e gdybyś własne życie nie dość miała ce n ić, G dyby cię dostrzeżono z kim obcym m ów iącą, Ściągnęłabyś śmierć na niego, nad tobą w iszącą! Kutłaj dotrzyma!
XELINA.
Trzebaż o tem przekonyw ać? On w ięcej dotrzymuje, niż zw ykł obiecyw ać. I cóż mnie jeszcze czeka, gdy dziś zazdrość dzika Światło oczom odbiera i usta zamyka?
ZOAR.
Patrzaj, ju ż z pola bitwy wracają rycerze, Pamiętaj !
NEIANA.
Bądź spokojny.
ZOAR.
Strzeżcie je j żołnierze.
(odchodzą w przeciwne strony.)
SCENA III.
(Teatr przedstawia najozdobniejszą część obozu. — Tamerlan siedzi przed swoim namiotem na wyniesionem miejscu; — prze chodzą tatarskie wojska zwycięskie; na ich czele Kutłaj. Zoar i Afaran z tyłu, — ten ostatni raniony, okryty białą togą arabską, zpod której przesłania reszta stroju polskiego; po
wierzchowność jego zwiastuje świeży trud wojenny).
TAMERLAN.
Słusznie łask mych czekacie w zgromadzonym kole, Gdyście hańby na mojem nie wyryli c z o le ;
L ecz pokonane tłumy oddając rozpaczy, D ow iedli co Tamerlan, co broń je g o znaczy. Głośni nieznanym dotąd blaskiem majestatu, N iem ało do mówienia zostawimy światu. Ja każdego z *was chw ałą nagrodzę wzajemną; Bo o każdym powiedzą, że w alczył podemną. Ledw o pojm ą ja k mimo skały, morza, trudy,
- 122
-Gdy kraje trupem zasłał, i rzeki zakrwawił, Bogu tylko nad sobą pierwszeństwo zostawił. —
Zdarte ozdoby świątyń, skarb miastu zabrany, R ozdać między setniki, murzy, hatamany. —
Gdzież jest ów rycerz dzielny, co w męskim zapale W alecznym czynem, blasku przydał naszej chw ale?
AFARAN (występując naprzód).
W alczyłem , nie zaborów zapalony chw ałą; Szlachetniejsze uczucie orężem władało. Gdzież je st Izana.
TAMERLAN.
Kutłaj w ydać ję rozkaże.
(do Zoara)
A ty nowe w obozie porozstawiaj straże.
(do wojska)
W a m pozwalam dniem jednym ciągłe przerwać znoje, Nim dalsze wewnątrz kraju roztoczym y boje.
Tak szeroko rozwiedziem nasze panowanie, Jak blask słońca dosięga i ja k ziemi stanie.
W czterech je j końcach państwa zakreślim granice, A w środku ziemi, świata wzniesiemy stolicę. —
L ecz gdym dostrzegł, że w boju w najważniejszej chwili Niektórzy podle życia zbiegostwem chronili,
Z grozą przejęty, hańby przebaczyć nie m ogę, I wszystkim bojaźliwym zostawię przestrogę: Niech się o woli m ojej całe wojsko dowie, N iech ich śledzić i chw ytać nakażą w od zow ie; B y zaś i ztamtąd postrach nie spłoszył ich nowy, Żadnemu zbyt przezornej nie zostawić głow y. — P ocóż, gdy powierzchowność wrogów nie omami, T a bezkorzystna tłuszcza w lec się będzie z nami? P ocóż to bojaźliwe i wyrodne plemię
Niepotrzebnym ciężarem ma obarczać ziem ię? T ęż nam drogę tryumfu przeznaczyły N ieb a?
(d o A fa r a n a ).
T y , którekolw iek na świat w ydały cię ludy, P ójdź dzielić naszę sławę, zapasy i trudy. — Za zgładzenie Satrapy Izanę posiadasz; Za inne czyny, nowy obowiązek wkładasz. K iedy przy tobie zgaśli w ojow nicy główni,
Gdyś się odważył stanąć prawie ze mną w równi, T ym co niżej zostali, ich niższość wybaczam ,
A pierwsze m iejsce po mnie, dla ciebie przeznaczam. W zgląd na ten zaszczyt, nowe męstwo w tobie w zbudzi;
Pom nij: po panu świata tyś pierwszy wśród ludzi!
(Po tych ostatnich wyrazach wszyscy schylają głowy prócz Kutlaja).
TAMERLAN (do Kutlaja).
Cóż to? w obliczu m ojem , w obliczu podwładnych, T y śmiesz mi opór staw ić? i bez względów żadnych Zuchw ałym wzrokiem m oje naganiasz rozk azy?
W iesz, — nie lubię słów jed n ych powtarzać dwa razy. — C o ? Czyż mi zasług waszych nie wolno o cen ia ć?
Z każdym dniem, z każdą chwilą, sługi m oje zmieniać ? Strzeż się, abym cię z liczby godnych nie wym azał, I do tych niepotrzebnych p oliczyć nie kazał.
T y w iesz: nagradzam m ęstwo, kiedy kto zasłuży, A odbieram nagrodę, gdy je j niewart dłużej. — Ja, co z trzema światami do rozprawy staję, I w jedno spajam ciało różnorodne kraje,
Mam starszeństwa na waszych drobnostkach budować ? Mam zwycięstwa każdego na sztuki rachow ać ?
Przeliczać wasze lata, rozm ierzać życzliw ość, Zgadyw ać wasze chęci, ważyć sprawiedliwość ? Czyż przeto niszczę twoje dawniejsze zasługi ?
Jeszcze ten będzie pierwszy, kto jest po mnie d r u g i!
AFARAN.
Panie, łask twoich wyżej cenić nikt nie zd oła; L ecz ważniejsza powinność gdzieindziej mnie woła.
— 124 —
B yłem sprzedany; wolność którę mi los nada, Spełnienia je j warunku obowiązek wkłada. Tem mi tylko niewolę mój w łaściciel skrócił, Bym córkę utraconą domowi pow rócił. —
Nadto, jestem P olakiem ; — jakaś skryta władza Zawsze mi to wspomnienie na myśl naprowadza. Musiałbym długo walczyć z ranionem sumieniem, Bym tych co nas gnębili wspierał mem ramieniem.
TAMERLAN.
Co — i tyż zaślepiony, cenisz tak surowo Kajdanami w niewoli wymuszone słow o?
A lbo nazbyt pamiętny dawnych krzyw d niewielu, Tyżbyś śmiał marnych uczuć bezsilny mścicielu
Odepchnąć dumnie zaszczyt najchlubniejszy w św iecie: D rugie m iejsce na ziemi, a po Bogu trzecie?
(odchodzi, za nim wszystko ustępuje).
SCENA IV.
AFARAN. KUTŁAJ. KUTŁA.T.
Znasz ty mnie ?
AFARAN.
Dzięki niebu, od niedawnej chwili.
k u t ł a j (na stronie).
L e cz ja ciebie znam daw niej; tak, wzrok mnie nie myli.
(głośno)
Słuchaj — twe niespodziane i dziwne zjawienie Okropne między nami sprawi zaburzenie.
Jeżeli H an tak lekce zasługi ocenia,
Ze chwila przypadkowa losy wodzów zmienia; Ż e osadza na m iejsce ludzi znamienitych W nicości wylęgniętych, z ciemnoty d ob ytych ;
Którym ślepe zdarzenie, nie wrodzone męstwo D o rąk żebrać nawykłych wprosiło zw ycięztw o; K tórzy w tryumfie nawet, drżąc przejęci trwogą, Co los za nich wykonał, ledwie pojąć m ogą! . . .
AFAKAS (przerywając) . Jeśli się mamy spotkać ja k o prawi męże, Godniejsze od słów wietrznych wybierzm y oręże. Tam ze wstydem uczujesz lub przyznasz mi może, Ż e prawdziwa odw aga kryje się w pokorze.
KTTTŁAJ.
Tyś jednym czynem m oje zn iw eczył zasługi; Jedną chwilą wyprzedził szereg lat tak dłu gi; Tyś mnie na niestłumione naraził niesnaski, Na pogardę podwładnych i Hana niełaski. T y mi władzę wykradłeś — niesławą okryłeś, I wieczne piętno hańby na czole wyryłeś ! Nie zatrwoży mnie głos twój, ani twoja postać; Oba na jednym św iecie nie możemy zostać!
A FA R A x .
D obrze, niech więc rozstrzygnie oręż to zadanie, K to z nas pójdzie na inny, kto na tym zostanie... L ecz pocóż mam tu ginąć, lub zabijać ciebie ? Może kiedyś w ważniejszej zejdziem się potrzebie; A puściwszy w niepamięć rzeczy osobiste,
Twarz w twarz, w otwartem polu staniem za ojczyste. Tam do szczęścia m ojego nie potrzeba wiele:
"Wolę b yć tam ostatnim niźli tu na czele.
Pom óż mi tylko odejść. — Gdzież biedna Izana? O, ustąpię ci chętnie!
KTJTŁA.J.
Idę w ięc do Hana, A Izanę ci przyszlę niezwłocznie.
— 126 —
AFARAN (sam).
O N ie b a ! Ileż w pośród tej dziczy mąk zcierpieć potrzeba! Jako ? lud co w daleką zaprzedał mnie stronę, P orw ał z łona ojczyzny — zam ordował ż o n ę ! T ę, o której myśl każda, i każde wspomnienie Jakby cios nowy, nowe wlewa udręczenie; — W oln ego niegdyś, w pęta A zyi osadził, W ło ś ci ogniem i m ieczem zburzył i zagła dził; K tóry mi przez lat tyle gorzkie łzy w y cisk a ł; D ziśby odemnie wsparcie zdradzieckie uzyskał? Nie — tego nie dokażą. —
SCENA V.
AFARAN, IZANA, za nią dw óch eu nu ch ów . IZAN A (w głębi).
D rzę z żalu i trwogi; Słowa w ustach mi nikną, i chwieją się nogi. Któż mnie od losu tęgo osw obodzić m oże?