• Nie Znaleziono Wyników

Ankieta w sprawie Żydów

W dokumencie Cywińska na prawym (Stron 51-54)

Felieton, wtorek, 07, kwiecień 2015 18:04

Na początku roku 1939 słynny „Orędownik – Ilustrowany dziennik narodowy i katolicki”, wydawany w Poznaniu staraniem Stanisława Czapiewskiego, Jana Płazaka, Konstantego Dobrzyńskiego, Henryka Waltera i kilku innych podówczas znanych, a obecnie spoczywających na dnie Rowu Mariańskiego niepamięci ujawnił (narodowemu) światu ankietę w sprawie Żydów.

Starannie omówiona na łamach periodyku ankieta „osądziła ujemnie ich rolę (Żydów – przyp. M.C.) w życiu narodów europejskich i podkreślała konieczność ich emigracji”.

Nie zdarzało się podówczas bowiem, by tytuły oraz podtytuły „orędownikowe” brzmiały równie wylewnie.

Im bardziej profetycznie, tym wylewniej – tak brzmiała niepisana zasada podobnych mu periodyków nurtu narodowego, to sam P.T. Czytelnik zadecyduje w czym należałoby doszukiwać się symetrii.

Ankieta była niczym un petit prétexte do analizy pogłosek jakie podówczas pojawiły się na Litwie (przypominam, że był to początek roku 1939). Jakoby wzorem niektórych państw europejskich planowana była tam „gruntowna czystka” wolnych zawodów, a także handlu oraz przemysłu w celu zmniejszenia wpływów żydowskich w tychże dziedzinach. Pogłoski zgoła groźnie wybrzmiały, skoro strach padł na zainteresowanych i w trybie natychmiastowym zwołano posiedzenie Centralnego Komitetu Zrzeszeń Żydowskich na Litwie. W dniu obrad w Kownie, ich były ulice – nie kamienice, a burzliwe nastroje dyskutantów niepokoiły „tornadyczną” wręcz ekspresją. Centralny Komitet uchwalił, iż w przypadku jakichkolwiek represji wobec Żydów „społeczeństwo

Żydowskie” (określenie oryginalne – przyp. M.C.) rozpocznie bojkot ekonomiczny republiki.

Rok 1939 zaczął coraz bardziej rozmieniać się na drobne, gdy niejaki Robert Briscoe – poseł do parlamentu Irlandii, powróciwszy z wojaży po Niemczech i Polsce postanowił stanąć na czele misji z Dublina ( w czym wielu natychmiast mu ochoczo przyklasnęło!), która miała spiesznie udać się do Stanów Zjednoczonych, ażeby gromkim głosem zakrzyknąć o potrzebie uzyskania poparcia rządu amerykańskiego dla 10-letniego planu osiedlenia Żydów z Polski, Niemiec oraz Austrii. Zapytać należy, cóż za interes miałby rzeczony Robert Briscoe w uzyskaniu poparcia amerykańskiego dla tak zamaszyście wygodnego planu? Ano poseł Briscoe sam był Żydem i jego misja przebiegać miała pod ścisłą kontrolą syjonistyczną, a czy na Irlandczyka wyglądał czy nie wyglądał stało się kwestią drugorzędną, skoro do tego typu inicjatyw klucz zazwyczaj jest ten sam. Choć rozmowy miały być krótkie oraz intensywne, poseł Briscoe zamierzał swój pobyt przedłużyć do trzech miesięcy nawet – poseł na czyjś koszt i kosztem innych – nihil novi.

W Berlinie też zawrzało. „12-Uhr-Blatt”, periodyk od ankiety w sprawie Żydów, cytuje wylewnie premiera Węgier, który oświadczył, iż w 1938 roku ilość Żydów przybyłych do miasteczek i miast w jego kraju „powiększyła się w ostatnim czasie w sposób niepokojący”. Ad vocem odpowiedział mu przywódca „Svansk Socialistic Samling” – Sven Lind twierdził, iż „rządy wszystkich państw zainteresowanych wspólnie powinny wyznaczać Żydom pewien obszar geograficzny jako miejsce zamieszkania, gdzie Żydzi nie mogli by wyzyskiwać innych narodów”. Przypominam –to dyskusja z początków 1939 roku – tak naprawdę nigdy nie zakończona.

Włączył się w nią wprawdzie prawicowy węgierski dziennik „Virradat”, informując o powołaniu w Budapeszcie związku emigrantów żydowskich. Cel miał być jeden i to konkretny: ułatwienie emigracji Żydów węgierskich do państw Ameryki Południowej.”Virradat” potrząsnął też nieźle czytelnikami przyzwyczajonymi do oficjalnej papki informacyjnej podając wprost, że z chwilą uzyskania zgody rządu argentyńskiego wyemigruje tam trzydzieści tysięcy Żydów!

Każda informacja ma swoją pod-informację, a ta kolejną pod-pod-informację, niczym w sprytnie skonstruowanej powieści szkatułkowej. Szkatułka, którą właśnie otworzyliśmy jest pokrytą tajemnymi znakami puszką Pandory. Nikt już nie zdobędzie się na odwagę opublikowania ankiety „w sprawie”. Najodważniejsi – nim zaczerpną powietrza, by wyartykułować słowo, zostaną zdekapitowani na poziomie litery.

Ani „Orędownika”, ani żadnego cytowanego tu periodyku już dawno nie ma. Na szczęście pozostała sama dyskus.

Amnezja i ból

Felieton, sobota, 28, marzec 2015 10:41

Ile można wytrzymać? – pytamy bynajmniej nie tylko po kolejnej, uważnej lekturze opowieści o Hiobie. Ból może być wyimaginowany, ale może tak przerażający, że życie z nim na co dzień jest niekończącym się umieraniem.

Ludzie autentycznie ciepiący nie obnoszą się demonstracyjnie ze swą nieporadnością i bohaterstwem w jednym. Słowa stają się bowiem za ciasne, choć pewne typy bólu są bardziej podatne na leczenie chirurgiczne. Na nic jednak ono, gdy ból fizyczny splata się w konwulsyjnym uścisku z bólem psychicznym w rodzaj postępującego

„zabluszczowania”. Po co mieliby zabierać głos ci, którzy bo chirurgicznej interwencji odczuwają nieporównywalnie silniejszy ból, niż ten, z powodu którego byli leczeni?

Umiera Dobry Człowiek. To tak, jakby obumarło Dobro. Ponoć ci źli pętają się po świecie, owijając nam zardzewiałym drutem stopy, bo dostali kolejną szansę. Kolejną, a także jeszcze jedną. Pierwszą reakcją na wieść o śmierci bliskiej osoby to niedowierzanie. Nie żyje? Jak to nie żyje? Taki Dobry Człowiek? Dlaczego w takiej chwili właśnie tak bardzo Bóg go potrzebował? Może to jednak pomyłka? Zbieżność imion i nazwisk? Niektórzy przyznają się nawet do halucynacji związanych z obecnością Nieobecnej Osoby.

Rozmawiałam swego czasu z kobietą, która po raz kolejny nie donosiła nienarodzonego dziecka. Tak bardzo czekała na nie czując coraz silniej Obecność pod swoim sercem. A gdy dzieciątko umarło, popadła w całkowite odrętwienie, nie chciała ani jeść, ani pić. Po czym któregoś dnia niespodziewanie wstała i zaczęła pomagać nieszczęśnikom oraz zagubionym. Z niespotykaną czułością i uwagą pochylała się nad samotnymi, cierpiącymi czy osamotnionymi. Kolejna cicha święta, której oszalały w złu świat nawet nie będzie pamiętał.

Dlaczego? Oszalały w złu ma coraz potężniejsze problemy z pamięcią. Nie wie już nawet, czy wojna już od dawna trwa, czy dopiero się zaczyna. Czy to ostatnia z zaplanowanych wizyt seryjnego samobójcy na pokładzie samolotu, czy też po prostu początek kolejnych? Czy nienawiść boli straszliwie czy też zupełnie uodparnia na ból?

Nawet „ból” został skutecznie zdeprecjonowany przez zwinnie jak kozica górska skaczącego po krzesłach i stał się przedmiotem internetowych żartów jako „bul”.

Przerastające człowieka cierpienie też już nie jest istotne, jeśli nie zostało obfotografowane i skomentowane na Facebooku.

Czas przypomnieć sobie wszystko, czego nauczyliśmy się na strzelnicy, recytując w myśli wiersz Andrzeja Trzebińskiego, który był ponoć ulubionym utworem Danusi Siedzikówny:

„(…)Poniosę nad granicę kalinę, kłosy, bzy -To z nich granice będą – z miłości, a nie z krwi.

Granicę mieć z miłości w żołnierskich sercach –„U”.

Nasz kraj tam gdzieś się kończy, gdzie w piersiach braknie tchu.”

W dokumencie Cywińska na prawym (Stron 51-54)

Powiązane dokumenty