• Nie Znaleziono Wyników

Feminizm jako przemoc

W dokumencie Cywińska na prawym (Stron 76-80)

Felieton, niedziela, 30, listopad 2014 12:23

Feminizm wojujący to błazenada operująca sprzecznościami i niekonsekwencją. Kobiety bronione są wybiórczo, wtedy, kiedy pasuje to feministkom. Jeśli nie, - ich cierpienie

spotyka się z obojętnością. W końcu lepiej stłuc jakiegoś faceta.

Są różne rodzaje przemocy. Choćby psychiczna oraz emocjonalna, gdy cierpienie zadane jest w sposób werbalny i niewerbalny, a poczucie własnej wartości, godności,

prywatność zostały pogwałcone. Ofiara cierpi niemożebnie – krytykowana, ośmieszana, znieważana, poniżana.

Jest też przemoc fizyczna, czyli bicie, szarpanie, zadawanie ran, uniemożliwianie picia, jedzenia czy nawet snu. Jest i przemoc seksualna – aż do „dewiacjonizmu” lansowanego w mediach jako mającego przyzwolenie – ze strony głupców, których nawet Breugel brzydziłby się malować.

Jest i przemoc ekonomiczna, przejawiająca się choćby zmuszaniem do podejmowania zobowiązań finansowych, zmuszanie do zależności materialnej.

Feministki pod pozorem przeciwdziałania pomocy czy też pozorowanym przeciwdziałaniem chcą wprowadzać w amoku zapisy niezgodne z polskim porządkiem prawnym oraz klarownym systemem wartości normalnego człowieka, wbrew polskiej tożsamości oraz tradycji rodzinnej.

Feminizm wojujący to błazenada operująca sprzecznościami i niekonsekwencją. Kobiety bronione są wybiórczo, wtedy, kiedy pasuje to feministkom. Jeśli nie, - ich cierpienie spotyka się z obojętnością. W końcu lepiej stłuc jakiegoś faceta.

Jako skrzyżowanie terroru i dewiacji lansują się choćby kobietony z Femenu, wrzucając do sieci film, na którym jakoby znęcały się nad księdzem (choć w rzeczywistości jest to naturszczyk). I to pod pretekstem, że nienawidzą mieszania się Kościoła w sprawy polityki (tak, nienawidzą – bo są kompletnie ograniczone i nawet nie umieją się posługiwać eufemizmami). Tym samym jawnie podżegają do dyskryminacji religijnej i ekstremalnej przemocy!

Akurat teraz przetacza się coroczna (i tak od ponad dwudziestu chyba lat!) kampania międzynarodowa ”16 dni bez przemocy wobec kobiet”. Tak widać tytuł wylansowany niefrasobliwie tylko budzi wątpliwości. To tylko kolejna, nieinteligentna przykrywka mająca odwrócić uważny wzrok rodziców od możności decydowania o losie ich własnych dzieci.

Tyle, że chora walka klas zdążyła się już dostatecznie wymieszać z chorą walką płci, a jakoś nie widać, by poza głoszeniem formułek feministki stawały autentycznie w obronie najbardziej bezbronnych – dzieci nienarodzonych, skazywanych na śmierć przez zdeklarowane aborcjonistki (za które same się przecież uważają i nimi po prostu są) i ludzi starszych, niewinnie wtłaczanych w odpowiednik elektrycznego krzesła, jakim już w wielu krajach stała się eutanazja.

Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania jest tylko kolejnym urzędnikiem suto opłacanym i wygłaszającym okrągłe formułki, z których niewiele wynika. Słynna konwencja o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, o którą taka awantura - jest zardzewiałą przykrywką dla forsowania feministyczno-lewackich przeformułowań

normalności, bowiem pod pretekstem konwencji wciskają nam jej twórcy do oczu i uszu rozżarzoną lawę, czyli toporne redefiniowanie pojęcia rodziny, małżeństwa i dewiacje.

Państwa, które ratyfikowały już taką konwencję dumnie obnoszą się z infolinią dla ofiar, portalem internetowym, zmianą procedur policyjnych czy miejsc w schroniskach. Póki co jest na poziomie szumnych obietnic – prawdziwe ofiary przemocy nie potrzebują substytutów!

A poza tym jak można brnąć w sprzeczność, jaką jest wygłaszanie haseł antyprzemocowych… językiem przemocy! Demagogią! Półprawdami!

Gdy w dyskusjach padają argumenty rzeczowy, feministki wyją „To seksizm!” , „To bzdura!” „To nie tak!” – czyli kompletna pustka argumentacyjna. Tak marnie nie dyskutują ani kobiety ani mężczyźni, czyżby same feministki miały problem z określeniem własnej płci?

Feministki nie mają za grosz szacunku dla swoich rozmówców. Posługują się demagogią i pół-prawdami, a na rzeczowe argumenty reagują krzyczeniem "to jest seksizm", albo "nieprawda!". To feminizm jest formą propagowania dewiacji i pornografii, układów płci sprzecznych z naturą i dobrym smakiem.

Próbują „wychowywać” dzieci teoriami w stylu programu „Równościowe przedszkole”

– wychowywać na odległość, skoro same najczęściej nie chcą mieć dzieci, brzydzą się dziećmi i rozkoszują się tematyką proabrocyjną jako formą krwiożerczej walki.

A co z pomysłem "podatku od bycia mężczyzną", który zaproponował w Riksdagu szwedzki kobieton, topiący kompleksy w alkoholu i dziełach Marksa”? Według niego (rzeczonego kobietona!) mężczyźni powinni ponosić zbiorową odpowiedzialność za seksualne molestowanie pracownic i wypłacać ofiarom niebotyczne odszkodowania.

Agresywne feministki prowadzą bardzo cyniczną grę. Bita kobieta to powód do zwarcia szeregów i pomocy pokrzywdzonej. Bite dziecko nie budzi ich zainteresowania – bo jest dzieckiem.

Atak na Bogu ducha winnego mężczyznę – to profilaktyka, to konieczność. Słuszna walka o bezpieczeństwo kobiet, czy zwykła niekonsekwencja epatująca złem? Na to jakże oczywiste pytanie, P.T. Czytelnik odpowie sobie sam.

Dawać czy ofiarowywać

Felieton, poniedziałek, 24, listopad 2014 18:50

Biją dzwony. Wyją syreny. Alarm: zanik normalnych więzi międzyludzkich. Mało tego:

niewielu potrafi się już autentycznie dzielić.

Przyglądam się obdarowującym. Są tacy, który jeszcze to czynią z potrzeby serca.

Wprawdzie zanika pojęcie filantropii, ale jeszcze są skorzy do obdarowywania. Nie oddają potrzebującym zaplamionej koszuli, której sami na swój własny grzbiet by nie włożyli, ale biblijnym płaszczem dzielą się przynajmniej na pół.

W tej oto chwili tu moja pamięć burzy się wręcz oceanicznie i przypominam sobie jak w znamiennym roku 1989 do Lublina przyjechała pewna znana francuska orkiestra.

Muzycy przywieźli przy okazji kilka pudeł darów dla biednych polskich studentów.

„Komisja pomocowa” otworzyła je i cóż ujrzeliśmy? W pierwszym – były zwoje dziurawych, znoszonych rajstop. W drugiej paczce - mieszanina wybrakowanych listków z tabletkami, które przyjmują osoby chore na Alzheimera oraz tajemniczymi resztówkami środków antykoncepcyjnych. A w trzeciej – poplamione, dziurawe swetry.

To jak pięść wbita do gardła głodnego. Szukać z obrzydzeniem dalszych metafor?

Przyjrzyjcie się wyciągającemu rękę. Widać, czy ją wyciąga po raz pierwszy, czy też czyni to notorycznie i nie umie się już powstrzymać, nawet jeśli znów NA TRWAŁE POSIADA. Przyjrzyjcie się obdarowującemu. Widać, czy w jego przypadku jest to gest zniecierpliwienia, a wręcz obrzydzenia czy też – ofiarowywanie z głębi jestestwa. Żeby nie było tak, jak w słynnej historii o lejku dla biednych, w której – skoro już Francją powiało – ekscentryczny pisarz Pierre-Henri Cami w jednym ze swych najsłynniejszych

„czarnohumorystycznych” dramatów przywołał postać dyżurnego, jedynego biednego w okolicy, którego możni na siłę karmili astronomiczną ilością jedzenia, tudzież poili i zmuszali do słuchania muzyki dworskiej. A ów ze wstrętem odmawiał – bo ileż można dać się obdarowywać, gdy nie z potrzeby serca to płynie, lecz z obwarowanemu statystykami lansowaniu oraz udawanej dobroci. Gdy biedny już pęczniał w oczach z przejedzenia i ani kruszynki więcej, wówczas pachołkowie wepchnęli mu do gardła siłą

„lejek dla biednych” i tak oto musiał... No właśnie.

Najprawdziwsza, niepodważalna miłość wyraża się w bezinteresownej służbie bliźniemu jak w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Powinniśmy nieustannie pytać swego własnego sumienia: czym już teraz mogę podzielić się z potrzebującym? PODZIELIĆ PRAWDZIWIE I OFIAROWAĆ PRAWDZIWIE! Uczniowie jednej z warszawskich szkół – a jest już ponad pięciuset chętnych od kilku tygodni deklarują chęć oddania krwi na rzecz ciężko chorego, ulubionego wychowawcy i nauczyciela.

Wzajemnego «noszenia brzemion» trzeba się uczyć nieustannie i nie ma od tego żadnego urlopu. Przyjrzyjmy się zastępom współczesnych "miłosiernych Samarytan", którzy nie promują nachalnie w mediach i w tzw. towarzystwie aktów własnej – też domniemanej także – dobroci. Miejmy odwagę sami zaangażować się w dzieła pomocy.

Niechaj powróci altruista, dobry człowiek i filantrop (philánthrōpos to kochający ludzkość – przypomnijmy w czasach powszechnej bez-miłości!).

Niech powróci w czasach, gdy coraz częściej stawia się znak równości między pomocą a zbrodnią! W Indiach z użyciem siły wysterylizowano już przecież jedenaście milionów. Jedenaście milionów kobiet i mężczyzn. Po przeprowadzeniu zbrodniczych zabiegów kobietom podawano antybiotyk „wzbogacony”… o trutkę na szczury! Użyto obrzydliwych, brudnych narzędzi chirurgicznych.

A tak przy okazji: poszukajcie, która z sieci placówek medycznych na polskich stronach internetowych ofiarowuje polskim dziewczętom i kobietom „pomoc” w postaci

implantów antykoncepcyjnych uwalniających progestagen. „Pomoc” skuteczną przez trzy lata. Hormon poprzez otaczające go tkanki dostaje się do krwi, a następnie

rozprzestrzenia się po całym organizmie. Taki mały, giętki, plastikowy pręcik o długości 4 centymetrów i średnicy 2 milimetrów. Łatwa bezpłodność na zamówienie!

„Ekskluzywne” Indie prawie.

Bitwa a zaraz wojna: dobro obdarowywania kontra patologia dawania. Bo czym będzie świat? Świat maleństw mordowanych jeszcze przed narodzeniem i dorosłych pozbawionych szansy posiadania dzieci?

W fabrykach egoizmu dorośli będą masowo produkować zabawki.

Zabawki, którymi nie będzie miał kto się nawet bawić.

W dokumencie Cywińska na prawym (Stron 76-80)

Powiązane dokumenty