• Nie Znaleziono Wyników

Bardi w Londynie. Zemsta dojrzewa

Gdy B ardi z podarowanym pieniądzem opu­

ściła Stodolice, sercem jej miotały najbrzydsze uczucia złości i nienawiści, ale najsilniejszem uczuciem była żądza zemsty. Zawiedziona w swych nadziejach i ob­

rażona z najdotkliwszej strony, pragnąła teraz jedy­

nie zemścić się na tych, którzy, zdaniem jej, jedyną byli przyczyną, że nie opływała w dostatki i nie mogła mieć takich strojów i wygód, o jakich marzyła.

Od wsi do wsi, od miasta do miasta zdążała ku wybrzeżu morza o żebranym chlebie. Często gęsto dokuczał jej głód i pragnienie, zwłaszcza z po­

czątku, ale pieniądz złoty pozostał nietknięty w głębi kieszeni, chowała go na opłacenie przejazdu do Anglii.

Będąc z natury obdarzona bystrym wzrokiem spostrze­

gawczym, wnet zauważyła, źe bezczelność przy żebraniu popłaca więcej niż skromna prośba, i z tego skorzy­

stała. Wymyśliła sobie opowiastkę, jako j ą przed kilku laty gwałtem uprowadzono w świat i że teraz może nareszcie wracać do domu, ale jej brak pie­

niędzy, powtarzała to kłamstwo codziennie kilka razy i prawie wszędzie jej wierzono. Ciemna barwa skóry i wygląd cudzoziemski zdały się potwierdzać bajkę, sypały się więc pieniądze mniejsze i większe,

bo

ludzie w ogólności maja serce czułe na nrawdziwa nędzę.

1 4 7 bliższych szczegółach, potrzebnych do dokonania zemsty.

Znalazła wprawdzie dom jego, atoli on sam już nie żył, a rodzina jego nie mogła dać żądanych ob­

jaśnień. Wiedziała Bardi, że potrzebuje tylko pójść do ministerstwa marynarki i opowiedzieć, co na własne oczy widziała, aby wdrożono śledztwo, odszukano Bottingera i W ardęgą i wrzucono ich do więzienia, krajowcy na Nuka-Hiwie tak zdradziecko napadli i spalili, wymordowawszy całą załogę.

Było to zadanie nie tak łatwe, bo trzeba się było jak najmniej pytać, aby nie zwrócić na siebie uwagi innych i pozbawić się zysku. Po dość długiem błądzeniu dotarła nareszcie do celu; dowiedziała się, że okręt »Terror < był własnością bogatej spółki han­

dlowej, która jeszcze w Londynie istniała.

Pewnego dnia udała się do wskazanego sobie domu, w którym była siedziba spółki handlowej. Był to dom okazałej powierzchowności z oknami

zaopa-1 4 8

trzonemi w silne kraty żelazne, do którego niełatwy był dostęp dla takich jak ona ludzi. Rozważyła to B ardi dobrze i dla tego nie zadzwoniła i nie prosiła 0 wpuszczenie, jak zrazu zamierzała.

Usiadłszy na kamieniu opodal bramy, postano­

wiła zdać sią na wypadek i czekać. Nie trwało długo, aliści brama rozwarła sią na roścież i zatoczyły sią karety, jedne pyszniejsze od drugich, służba w złocistych ubraniach otwierała drzwiczki powozów 1 wpuszczała przybyszów do wnętrza domów. Liczni piesi, niezawodnie urzędnicy, wchodzili i wychodzili, spiesząc sią, jakby ich kto gonił.

Przepych olśniewający onieśmielił Bardi tak, że chciała już wracać bez niczego, w końcu jednak

To nie wystarczało naturalnie służbie, pytano sią przeto Bardi, czego pragnie i w jakiej to spra­

149

grubemi i zajęty był pisaniem. Tu i tam leżały stosy pieniędzy złotych i banknotów, na widok któ­

rych serce Bardi zabiło młotem. Mimowoli wycią­

gnęła ręce, zagięła palce, jak jastrząb rzucający się na zdobycz, i podsunęła się ku kratom. Wreszcie ją spostrzeżono.

»Czegóż chce ta kobieta?» zawołał jeden z urzę­

dników, patrząc bacznie na jej ruchy podejrzane.

»Precz z nią!« krzyknął drugi,

I zanim zdołała opowiedzieć, co ją sprowadziło i czego szuka, jeden z woźnych przystąpił do niej i wyprowadził ją przemocą ze sali.

Ale i to nie zdołało odebrać jej otuchy. Ani na chwilę nie zawahała się w swych zamiarach i jak poprzednio dzień w dzień siadywała na kamieniu u bramy, czekając na dobrą sposobność. Upór kobiety podpadł w końcu wszystkim, zwłaszcza, gdy następ­

nie jeszcze kilka razy usiłowała wtargnąć do wnętrza domu. Nawet sam naczelnik spółki zauważył kobietę w łachmanach u wejścia i zapytał się o nią pod­

władnych, a gdy mu powiedziano, z jaką dziwną regularnością pojawia się co rano i dzień cały wy­

siaduje u bramy, aby mówić z nim samym, nakazał przyprowadzić kobietę do swego biura, domyślając się słusznie, że kobieta, acz niepozornie ubrana i cał­

kiem nieznana, może mieć coś ważnego do powie­

dzenia,

Bardi usłuchała natychmiast wezwania i spoglą­

dając tryumfującem wzrokiem na zadziwionych urzę­

dników, podążyła do gabinetu, w którym znajdował się naczelnik sam jeden.

»Czegóż to szukacie u nas z takim uporem, kobieto?« rzekł do niej, przyglądając się jej ciekawie,

150

» W mojej ojczyźnie,« odpowiedziała na to wy­

mijająco Bardi, »nie każą nikomu tak długo czekać, aż go wpuszczą. Każdy przybysz znajduje tam drzwi otwarte. Tutaj widocznie jest wręcz przeciwnie, cho­

ciaż przyszłam tylko w tym celu, aby waszemu przed­

siębiorstwu wskazać, gdzie się znajduje skarb wielki, który już od dawna uważacie za stracony.

Słowa te nie odniosły bynajmniej pożądanego skutku. To niezawodnie szczwana żebraczka, jakich mało, — pomyślał kierownik spółki, — o skarbie mówi tylko dlatego, żeby wyłudzić tern hojniejszy datek.

»Pan wątpi o mych słowach,« ciągnęła dalej Bardi, zauważywszy wahanie się jego, »pan przypusz­

cza, że w tern, co mówię, kryje się z pewnością jaki

1 5 1

»To się nie może zgadzać z prawdą, bo okręt, który następnie wysialiśmy, przeszukał szczelnie całe wybrzeże i nie znalazł żadnej beczki«. zdziwiony. Możliwość odzyskania ogromnych pie­

niędzy dla spółki a dla siebie uznania i honoru nę­

ciła go bardzo, ale nie wierzył, aby o tern myśleć można, i raczej przypuszczał, że twierdzenie kobiety nieznajomej było wymysłym oszukańczym, obliczonym na wyłudzenie wielkiej nagrody.

»Być może, że wam się zdaje, iż wiecie coś o skarbie utraconym,« odezwał się po chwili, »ale w istocie jest inaczej. Jeżeli wam chodziło o zapomogę, oto jest suweren, ale proszę mnie już więcej nie na­

chodzić, bo musiałbym zawołać policyi«.

Bardi obruszyła się na takie przypuszczenie i z pan, że wiem więcej, aniżeli przypuszczacie.

Naczelnik spółki uśmiechnął się na to niedo­

wierzająco, ale wnet spoważniał, gdy Bardi wydobyła z głębi kieszeni pjpniądz, który otrzymała od Maryi Bottingerowej, i położyła go ną stół.

152

»Oto patrzcie, panie,« rzekła z dumną miną Bardi, »to jest jeden z pieniędzy, jakie zawierały owe beczki, których szukaliście nadaremno. Obej­

rzyjcie go dokładnie i powiedzcie mi potem, czy mówię prawdę. Czyż taka biedna kobieta jak ja mogłaby z taką pewnością mówić o tego rodzaju rze­

czach, gdyby nie była zupełnie pewną siebie?

Naczelnik spojrzał na pieniądz i podskoczył z podziwu. T ak wyglądały istotnie pieniądze zawarte w onych nieszczęsnych beczkach, tyle o nich swego dostarczyć jeszcze lepszych dowodów, jeżeli mam wam dać wiarę.

»Ustanówmy nasamprzód nagrodę, jaką otrzy­

mać mam za wskazanie skarbu,« zauważyła Bardi:

»Jeżeli wasze twierdzenie okaże się, prawdziwem natenczas możecie być pewną hojnej nagrody, bo dla tych, którzy sobie wasz skarb przywłaszczyli.

1 5 3 na odszukanie pierwszego, ja to zdradziłam krajow­

ców i spowodowałam, że obu z ich rąk uwolniono. o żaden ukryty,zamiar, aczkolwiek już wtenczas nie­

nawidziłam ich z całego serca. Dopiero gdy razu

1 5 4

pewnego podsłuchałam rozmową żony Bottmgera z córką, dowiedziałam sią, co sią święci. Z jej wła­ kezas, potwierdził to najzupełniej. Wówczas posta­

nowiłam nie tracić ani chwili czasu i czemprądzej piór po papierze. Kupiec angielski zanadto przywykł do tego, by podczas godzin urzędowych nie myśleć i mówić o niczem innem jak o tern, co jego

nowin-155

ność, i nie zaprząta sobie głowy sprawami, które się nie odnoszą do jego zawodu.

Kierownik domu handlowego tymczasem zawiózł Bardi do urzędu marynarki, gdzie wobec grona naj­

wyższych urzędników admiralicyi musiała ze wszy- stkiemi szczegółami powtórzyć swe opowiadanie o straconym i odzyskanym skarbie. Opisane przez nią wypadki znalazły tyle wiary, że jednogłośnie posta­

nowiono wdrożyć nowe śledztwo i zarządzić wszelkie możliwe środki ku pochwyceniu Bottingera i Wardęgi.

X X X I.