• Nie Znaleziono Wyników

biorstw państwowych, lecz przy pomocy kontroli, a nawet częściowej reglamentacji ze strony administracji państwowej

W dalszym ciągu następuje najciekawsza część pracy, omawia­

jąca wytyczne polityki kartelowej państwa oraz projektu polskiej ustawy kartelowej. Autor jest zdania, że ujemne skutki działania karteli będą złagodzone, o ile zrealizowany będzie postulat jawno­

ści umów kartelowych, co da się uskutecznić drogą rejestracji tych umów w sekretarjacie Rady Kartelowej, któraby była specjalną in­

stytucją o charakterze organu sędziowskiego, a składałaby się z członków mianowanych na okres pięcioletni z pośród sędziów Są­

du Najwyższego, przedstawicieli n a u k ekonomicznych oraz zrzeszeń gospodarczych. Rada kartelowa, mająca prawo tylko rejestracji kar­

teli bez dalszych uprawnień, byłaby instytucją zbyt słabą, aby prze­

ciwdziałać skutecznie ujemnym skutkom karteli. Dlatego też byłaby ona wyposażona w bardzo ważny przywilej, mianowicie w możność unieważniania umów kartelowych. Prawo rozwiązywania karteli natomiast przysługiwałoby tylko Radzie Ministrów na podstawie wniosku Rady kartelowej. Poza tem prawo kartelowe musiałoby po­

siadać przepis, zakazujący stosowanie ze strony kartelu bojkotu sprzedaży surowców, półfabrykatów lub narzędzi, aby w ten spo­

sób przeciwdziałać zakłóceniom w zaopatrywaniu rynku w nie­

zbędne artykuły.

Zobrazowaną tutaj pokrótce pracę czyta się z wielkiem zainte­

resowaniem, a ponieważ posiada ona dosyć rzadki walor populary­

zatorski, przeto niechybnie będzie czytana przez szerszy ogół pra­

cowników na niwie gospodarczej, szerząc w ten sposób zdrową opinję o nader ważnej dla naszych stosunków kwestji ekonomicznej.

Stefan Czarnowski (Warszawa).

T i l l e s Ferdynand Dr.: Zbiorowa oszczędność budowlana i pro­

jekt budowlany. Kraków, 1930 r., str. 23.

Autor propaguje w tej książce myśl, która w Stanach Zjedno­

czonych Ameryki Północnej i w Anglji dała bardzo piękne wyniki w walce o własny dach nad głową.

J e d n a k P a n Doktór przecenia możliwości zrealizowania tej zasady w Polsce. Nie docenia on mianowicie tego doniosłego faktu, że ludność anglosaska i amerykańska woli mieszkać w domkach jednorodzinnych, niż w dużych kamienicach. Bowiem na całym pra­

wie kontynencie europejskim — z wyjątkiem Holandji, Belgji i Skandynawji — istnieje wyraźna tendencja do zamieszkiwania w domach kilkurodzinnych.

Ta ogromna różnica w zwyczajach mieszkaniowych ludności miejskiej u nas i tam, skazuje projekt oszczędności budowlanej zgóry na bardzo słabe rozpowszechnienie w Polsce, ponieważ

moż-na go zastosować tylko do domków jednorodzinnych, oddawanych na własność.

Ale nawet gdybyśmy założyli, że zwyczaje mieszkaniowe na­

szej ludności miejskiej ulegną radykalnej zmianie w sensie zwy­

czajów anglosaskich, to nawet wtedy nieliczni z nas mogliby mie­

szkać w willach poza miastem. Bo przecież musimy pamiętać o na-szem ubóstwie i o bogactwie Amerykan i Anglików i o tem, że anglo-amerykański typ mieszkania jednorodzinnego powoduje znacz­

nie większe wydatki na k o m o r n e , obliczone łącznie z kosztami do­

jazdu.

To też w Polsce oszczędność budowlana będzie mogła się roz­

wijać bardzo powoli w miarę naszego dobrobytu szerokich warstw ludności.

W tych wąskich ramach, można projekt ten propagować i po­

pierać, nie łudząc się jednak, że to jest drogą do rozwiązania kwe-stji finansowania całego budownictwa mieszkaniowego. Będzie to jednak zdrowy, choć drobny przyczynek do złagodzenia kryzysu budownictwa mieszkaniowego, jaki dziś przeżywamy.

Przy tej okazji chciałbym nadmienić, że autor nie zauważył najważniejszego m o m e n t u , będącego podstawą przy tego rodzaju oszczędzaniu. Mianowicie p. Tilles nie spostrzegł — albo przynaj­

mniej tego nie zaznaczył — że człowiek o wiele chętniej, a więc w y d a j n i e j oszczędza na jakiś konkretny cel, w danym wypadku na własny domek, niż na cel nieokreślony. Jest to zjawisko psy­

chiczne, bardzo łatwo dające się wytłumaczyć większą intensyw­

nością oddziaływania obrazów konkretnych, niż myśli oderwanych na naszą wolę (oszczędzania). Dlatego ta forma akumulacji kapi­

tału daje lepsze wyniki, niż inne kasy oszczędnościowe.

Pomysł p. Tillesa przydzielania domów członkom takiej kasy oszczędnościowej za pomocą losowania uważam za chybiony. Zre­

sztą, we wstępie autor również potępia zamiłowanie naszego społe­

czeństwa do hazardu. Czy to, co jest słuszne wobec papierów pre-mjowych, nie jest słuszne wobec przydzielania d o m ó w ?

Jerzy Schimmel (Poznań) W i ś n i e w s k i J a n : Ankieta o prowadzeniu robót budowlanych

i sposobach ich finansowania. Warszawa, 1929 r. Nakładem Inst. Badania K o n j u n k t u r Gospodarczych i Cen. Str. 12 in 40

Z ankiety tej dowiadujemy się bardzo ciekawych, a nawet wręcz rewelacyjnych rzeczy.

„Najbardziej uderzającem zjawiskiem, pozostającem. . . w sprzeczności z rozpowszechnionem minemaniem, jest stosunkowo niezbyt wielki udział funduszów publicznych" (w finansowaniu

bu-downictwa) „przeciwstawiony znacznemu nakładowi funduszów własnych osoby, prowadzącej budowę oraz poważnym kredytem krótkoterminowym, uzyskiwanym od osób p r y w a t n y c h " (str. 4 ) . Dla budowli prywatnych pomoc finansowa ze źródeł publicznych nie przekraczała przeciętnie 4 0 % (w województwach centralnych łącznie z Warszawą — tylko 3 0 % ) . Natomiast udział funduszów własnych łącznie z k r e d y t a m i prywatnemi budujących wynosi w wo­

jewództwach centralnych aż 7 0 % kosztów budowy! A w całej Polsce — około 6 5 % .

Jest to mniej więcej taki sam stosunek jaki był n o r m ą w bu­

downictwie przedwojennem.

R e z u l t a t y b a d a ń a u t o r a o b a l a j ą p o w s z e c h n i e p a n u j ą c ą d z i ś l e g e n d ę o b r a k u p r y w a t n y c h k a p i ­ t a ł ó w b u d o w l a n y c h . Jest t o wielka zasługa wobec społe­

czeństwa, tumanionego fałszywemi poglądami, na podstawie któ­

rych snuje się potem fałszywe postulaty.

Autor w swoich wnioskach uważa za konieczne powtórnie zwrócić uwagę czytelnika na ten znamienny fakt: „Jest rzeczą fał­

szywą sądzić, jakoby ruch budowlany w Polsce nosił charakter cał­

kowicie lub w przeważnej części forsowanego przez Państwo lub inne związki publiczne" (str. 5).

Pogląd, że budownictwo u nas finansowane jest przez Pań­

stwo, jest słuszny tylko w odniesieniu do spółdzielni i wszystkich domów w Gdyni.

Drugim bardzo ciekawym wnioskiem, jest „ . . . bardzo słabe rozpowszechnienie spółdzielczej formy budownictwa poza m. st.

Warszawą.. ." (str. 3).

A więc to forma akcji budowlanej, tak usilnie faworyzowana przez rząd i pewien odłam społeczeństwa z a w i o d ł a z wyjąt­

kiem Warszawy.

Porównanie spółdzielczego budownictwa z kapitalistycznem wypada na niekorzyść spółdzielni i pod innemi względami: „ . . . bu­

dowle tej grupy budowane są bardzo p o w o l i . . . " (str. 4) . . . znacz­

nie mniej od osób prywatnych posiadały funduszów w ł a s n y c h . . . . Podobnie ma się też rzecz z prywatnemi kredytami krótkotermino-wemi, jeśli chodzi tylko o porównanie budowli prywatnych ze spół­

dzielniami" (str. 5).

Słowem, prywatny kapitalizm ujawnia w budownictwie swoją wyższość.

Jeszcze jedno stwierdzenie „ A n k i e t y " : przeważają i to znacz­

nie budowle „czynszowe": stanowią one w r. 1928 63,4% wszyst­

kich wznoszonych budynków.

Ogólne wrażenie, jakie odnosimy z tej cennej pracy, możnaby