• Nie Znaleziono Wyników

Bolesne zranienie rodziny

W dokumencie MIŁOŚĆ NIGDY NIE USTAJE (Stron 75-81)

Pozwólcie, że wspomnę jeszcze o jednym, bardzo bolesnym zranieniu, którego doznało społeczeństwo Rwandy i Burundi. Zranienie to dotknęło tego, co w kulturze tych narodów było i jest bezcenną wartością, dotknęło rodziny.

Jan Paweł II napisał: „‘Przyszłość świata i Kościoła idzie poprzez rodzinę’.119 Rodzina jest bowiem nie tylko najważniejszą komórką żywej wspólnoty kościelnej, ale także najważniejszą komórką społeczeństwa. Zwłaszcza w Afryce rodzina jest filarem, na którym

114 Hbr. 4, 15

115 Wygłoszoną 10. 02. 1993 r.

116 Iz. 49, 15 -15

117 Ps. 28, 7

118 Ecclesia in Africa, 143

119 Familiaris consorcio, 174

opiera się cała budowla społeczna. Dlatego Synod uważa, że ewangelizacja afrykańskiej rodziny musi stanowić jeden z najważniejszych priorytetów, jeśli pragniemy, by sama rodzina odgrywała z kolei rolę aktywnego podmiotu w procesie ewangelizacji rodzin przez rodziny.

Z duszpasterskiego punktu widzenia stanowi to prawdziwe wyzwanie, zważywszy na trudności natury politycznej, gospodarczej, społecznej i kulturowej, którym muszą stawić czoło rodziny w Afryce w kontekście globalnych przemian zachodzących we współczesnym społeczeństwie. Dlatego rodzina afrykańska, przyswajając sobie pozytywne wartości naszej epoki, powinna jednocześnie strzec swoich najistotniejszych wartości"120

Rozumiejąc fundamentalną rolę rodziny, rozumiejąc, że „przyszłość świata i Kościoła idzie poprzez rodzinę”, Kościół zawsze troszczył się o rodzinę, walczył o zachowanie i rozwój jej godności, bronił ją przed zagrażającymi jej niebezpieczeństwami. Tak było także w Burundi i w Rwandzie. Kościół zastał tu raczej zdrowy model życia rodzinnego. Należało obronić rodzinę przed zanikającym tu wprawdzie, ale wciąż jeszcze obecnym wielożeństwem, należało dowartościować godność kobiety i matki, należało, zwłaszcza w ostatnich latach, bronić rodzinę przed praktykami wrogimi życiu, które narzucane były w tych krajach przy pomocy systemów ekonomicznych, służących egoizmowi bogatych121

Papież Jan Paweł II napisał: „W afrykańskiej kulturze i tradycji powszechnie uznaje się fundamentalną rolę rodziny, miłości i życia, kocha dzieci, które przyjmuje się z radością jako dar Boży. Synowie i córki Afryki miłują życie. To właśnie miłość życia każe im tak wielką wagę przywiązywać do kultu przodków. Instynktownie wierzą, że ci zmarli żyją nadal, pozostają w obcowaniu z nimi. Czyż nie jest to jakiś przedsmak wiary w Świętych Obcowanie? I ludy Afryki szanują życie, które się poczyna i rodzi. Cieszą się tym życiem.

Nie dopuszczają myśli o tym, że można by je unicestwić, nawet wówczas, kiedy ta myśl jest im narzucana ze strony tak zwanych ‘cywilizacji postępowych’. A praktyki wrogie życiu bywają im narzucane przy pomocy systemów ekonomicznych, służących egoizmowi bogatych. Afrykańczycy okazują szacunek dla życia aż do jego naturalnego końca i pozostawiają w swoich rodzinach miejsce dla starców i krewnych”122

Praktyki wrogie życiu były rozpowszechniane w Burundi i w Rwandzie, były wprost narzucane zwłaszcza w ostatnich latach. Zaczęto głosić hasła: „Szczęśliwa rodzina posiadająca tylko jedno dziecko! Tylko jedno, a najwyżej dwoje potrafi się dobrze wychować.

Trzeba koniecznie ograniczyć ilość dzieci! To takie proste. Istnieją przecież doskonałe środki antykoncepcyjne!” „Egoizm bogatych” odgrywał tu wielką rolę. Zdrowsza część społeczeństwa rozumiała jednak, że to uderza w zdrowie rodziny afrykańskiej. Światlejsi ludzie w Rwandzie zdawali sobie sprawę, że ktoś musiał przekupić ministerstwo zdrowia, skoro zgodziło się na rozpowszechnianie tych środków w Rwandzie i w Burundi. Nie było przecież żadną tajemnicą, że chodziło tu o środki, których nikt by już w Europie czy Ameryce nie kupił, bo wykazano, że są bardzo szkodliwe dla zdrowia. Zamiast je zniszczyć, usiłowano je dać „biednym Afrykańczykom”. Cóż z tego, że wiele kobiet

120 EA, 80

121 j. w. 43

122 j. w.

zachoruje, że staną się niepłodne? Inni się przyzwyczają, otworzy się zatem rynek zbytu dla wszystkich, wątpliwej wartości, środków antykoncepcyjnych.

Kościół w Rwandzie starał się przeciwstawić tej propagandzie, pragnął bowiem, aby dzieci były nadal przyjmowane z radością jako dar Boży, aby szanowane było życie, które poczyna się i rodzi. Polscy misjonarze uważali jednak, że to przeciwstawienie się wrogiej życiu i wrogiej rodzinie propagandzie nie jest dostatecznie stanowcze i mocne. Z bólem serca śledzili, że także na tym polu zadaje się rodzinie rwandyjskiej głęboką i bolesną ranę.

Gdy przyszła wojna 1990-1994 roku, rodzina w Rwandzie została dotknięta w szczególny sposób. Całe dziesiątki tysięcy rodzin straciło ojców. Trudno wdowie borykającej się z trudnościami materialnymi dobrze wychować dzieci. Trudność ta wzrosła, bo wdowy pozbawione zostały wsparcia, które im zapewniał tutejszy obyczaj, wsparcia i opieki stryjów i wujów, bo wielu z nich także straciło życie. Inne, bardzo liczne rodziny straciły matki. To prawda, że wdowiec znajduje dzisiaj bez trudności żonę, nawet młodą żonę. Jaki jednak będzie los jego osieroconych dzieci, dzieci, których serca krwawią? Czy młoda macocha potrafi okazać im tyle serca, ile potrzebują, by odzyskać równowagę psychiczną?

Niestety, to, co stało się w Rwandzie, będzie bardzo długo zgubnie rzutować na rodzinę w tym kraju. Jakże czarno rysuje się jej przyszłość! Pamiętam rozmowę z pewną pielęgniarką, Tutsi. W czasie krwawej rzezi straciła rodziców, rodzeństwo i wielu krewnych.

Teraz znalazła pracę wśród „lekarzy bez granic”123. „Ale co dalej – pyta – co później?”

Próbowałem natchnąć ją nadzieją na lepsze jutro. „Jesteś jeszcze młoda – mówiłem – wyjdziesz za mąż, jakoś wszystko z Bożą pomocą się ułoży”. Zapytała: „Jak się ułoży?”

Później ciągnęła z troską: „Proszę spojrzeć, jest nas tu siedem. Koleżanki zostały podobnie jak ja osierocone. Dla każdej z nas nadchodzi ten ‘najwyższy czas’, by wyjść za mąż. Nie jesteśmy już takie młode, jakby się wydawało. Rozmawiamy między sobą o konieczności założenia rodziny i bardzo się tego obawiamy. Drżymy także o los naszych młodszych koleżanek, o los ich rodzin. Gdzie dzisiaj znaleźć odpowiedniego, dobrego męża? Prawie wszyscy młodzi chłopcy, nawet już od 15 roku życia, są w wojsku. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że właśnie ci najmłodsi wykazują najwięcej okrucieństwa w przeprowadzanych nocami akcjach. Chcą wykazać wobec starszych, jak ‘dzielnymi są żołnierzami’. Starsi chętnie się nimi wyręczają. Niejeden z nich ma na sumieniu niewinne ludzkie życie. Kiedyś wrócą do cywila, będą chcieć założyć rodzinę. Jeżeli nie wrócą z chorobą AIDS, która, jak wiadomo, wśród wojska zastraszająco się szerzy, bo przecież żołnierzowi wszystko wolno, to wrócą z chorobą sumienia, z twardością serca, może z wyrzutami sumienia. Czy o tej przeszłości, która będzie chodzić za nimi jak zmora, nie będą chcieli zapomnieć przy piwie?

Jakież może być życie, jakie współżycie z człowiekiem, który nosi w pamięci i w sercu zbrukaną przeszłość, który ma skrwawione ręce? Jakiż to będzie ojciec dzieci? Jak je wychowa? I jak wejść i żyć spokojnie w domu zagrabionym, w domu, z którego właścicieli wypędzono albo i zabito? A przecież takie domy ‘zarezerwowali’ dla siebie i swoich rodzin liczni wojskowi. Ojciec powiedział: Wszystko z Bożą pomocą się ułoży. – No właśnie, tylko w Bogu, w Jego pomocy jest nadzieja. Ale znów, myślę, że nie jest dla Ojca tajemnicą, że dzisiaj Boga odsunięto i zostawiono na marginesie życia. Człowiek o zbrukanym sercu, o

123 „Lekarze bez granic”, tzn. lekarze należący do Międzynarodowej Organizacji Zdrowia, niosący pomoc krajom dotkniętym rozmaitymi klęskami, nie podlegają procedurze paszportowej (przyp. red.).

splamionych dłoniach, ucieka od Boga, nie chce się z Nim spotkać, kryje się przed Nim jak Adam po grzechu w raju. Czy zatem będzie Bóg w naszych przyszłych rodzinach? A bez Boga, w dzisiejszych czasach, ani rodziny Tutsi, ani rodziny Hutu nie uniosą ciężaru życia, nie będą szczęśliwe…”

Jakże nie przyznać temu dziewczęciu racji? Niestety, rodzina w Rwandzie, nawet ta jeszcze nienarodzona, została bardzo głęboko i boleśnie zraniona. Przez długie lata będzie trzeba leczyć jej rany. Tak, jak to usiłowali robić kiedyś, przed 25 laty, tak i dzisiaj polscy misjonarze Karmelici Bosi powinni starać się zatknąć w każdej rodzinie Rwandy i Burundi chwalebny Chrystusowy krzyż, powinni obok krzyża postawić Maryję, Matkę Pana. „Wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na Niego, zostanie przy życiu”.124

7. „NIE BÓJ SIĘ WZIĄĆ DO SIEBIE MARYI.”

125

W przedmowie do książki pt. Listy polskich misjonarzy z Burundi napisano: „ Każdy misjonarz otrzymuje na drogę krzyż i Pismo św. Bez tych dwóch rzeczy nie ma misjonarza katolickiego. Pierwsi misjonarze karmelitańscy wzięli ze sobą do Afryki ponadto obraz Matki Bożej i wnieśli go uroczyście do stolicy Konga. Nasi współbracia otrzymali od Prymasa Polski, ks. kard. Stefana Wyszyńskiego obraz Czarnej Madonny, który poświęcił na specjalnej audiencji Papież Paweł VI i zbudowali mu ołtarz w swoim kościele w Mpindze. Chcą dawać ludziom Chrystusa za pośrednictwem Jego Matki. Ks. Prymas wręczając obraz powiedział: ‘Jestem głęboko przekonany, że Wasi Bracia, których będziecie prowadzili do Chrystusa, gorąco Ją pokochają i zrozumieją. Jest przecież do nich podobna.’” 126

Opisując pożegnanie misjonarzy w Poznaniu we wtorek 22 czerwca 1971 roku, napisano: „O godz. 18.00 z bramy klasztornej wyszła, zmierzając ku kościołowi, osobliwa procesja: długi szereg karmelitów miejscowych i gości, przedstawicieli wszystkich klasztorów w kraju, a wśród nich i sam Generał Zakonu, O. Michał Anioł Bratiz, bawiący wówczas w Polsce. Wszyscy ubrani w białe płaszcze, prowadzili do ołtarza na spełnienie Najświętszej Ofiary grupę Misjonarzy, którzy w tym dniu wraz z Chrystusem mieli złożyć swoją własną ofiarę. Na końcu długiego szeregu, czterech Misjonarzy niosło na swoich barkach obraz Matki Boskiej, wierną kopię Cudownego Obrazu Jasnogórskiego, przekazaną im uroczyści w kaplicy prymasowskiej w Warszawie przez Ks. Kardynała Wyszyńskiego, w imieniu całego Episkopatu i Tysiącletniego Kościoła Polski, dla młodego Kościoła w Burundi. Za obrazem postępował Ks. Bp Wosiński, Dyrektor Krajowy Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce, w asyście O. Remigiusza, Prowincjała OO. Karmelitów Bosych w

124 Lb. 21, 8

125 Mt. 1, 20

126 Listy polskich misjonarzy z Burundi , przedmowa, s.6

naszym kraju i O. Leonarda, kierownika całej grupy misjonarskiej. Przy biciu dzwonów wprowadzono Misjonarzy i obraz Matki Bożej do szczelnie wypełnionego kościoła. Podczas gdy celebrans, koncelebransi, O. Generał, zakonnicy i księża zajmowali miejsca w prezbiterium, obraz Matki Najświętszej umieszczono na specjalnie przygotowanym tronie i zapalono przed nim 11 świec, symbol jedenastu, płonących wiarą, ufnością i miłością, serc misjonarskich, gotowych na spalenie w ofierze aż do końca”.127

Pod koniec Mszy św. głos zabrał o. Generał Zakonu. Zwracając się do misjonarzy, powiedział między innymi: „Synowie najmilsi, dziękuję Wam z głębi serca za Waszą gotowość podjęcia pracy misyjnej. Idźcie i głoście Ewangelię Chrystusa. Proszę Boga, aby Wam błogosławił. Zapewniam Was, jako długoletni misjonarz (14 lat pracy w Indiach), że w trudzie swoim doznacie największych radości życia. Bądźcie silni.

Niech będzie z Wami Bóg, Najświętsza Maryja, Królowa Karmelu, Królowa Polski i św. Matka Teresa.”128

Na koniec przemówił o. Leonard. Swoje wzruszające przemówienie zakończył słowami: „Zapewniamy wszystkich, że dołożymy starań, by lud w Burundi przez Maryję stał się jak najbardziej Ludem Bożym.129

Powyższe teksty świadczą o maryjnym charakterze misyjnej wyprawy. Tak, przed 25 laty chcieliśmy do Burundi iść z Maryją. Nie mogło być inaczej, przecież na misje wyjeżdżali polscy Karmelici Bosi. Karmel cały jest maryjny. Wszystko w Karmelu dokonuje się z Maryją, pod wejrzeniem Maryi. Polscy Karmelici Bosi nosili w sercu jeszcze jedno, polskie doświadczenie, doświadczenie maryjnej drogi narodu do Chrystusa.

Pojechaliśmy do Burundi z Maryją. Zewnętrznym wyrazem tej maryjności naszej misji był obraz Maryi, który towarzyszył nam w drodze do Paryża, do Rzymu, do Bujumbury i wreszcie do Mpingi. Przez 25 lat nasza Matka i Królowa zawsze była z nami, zawsze wiernie nam towarzyszyła, zawsze, jak dobra Matka, wspierała. Jeżeli na tych kartach wspominam z wdzięcznością wielkie dzieła, których Bóg raczył dokonać w nas i przez nas w ciągu 25 lat naszej misyjnej posługi w Burundi i w Rwandzie, to serce nie pozwala mi nie wspomnieć z wdzięcznością, że Bóg Wszechmogący zechciał, aby Jego wielkie dzieła dokonywały się z Maryją i przez Maryję.

Poszliśmy do Burundi z Maryją. Jakże wielka była nasza radość z odkrycia faktu, że młody Kościół w Burundi przejawia swą miłość ku Matce Pana na różne sposoby. Pisałem na ten temat w liście z 6 września 1976 roku:

„Chrześcijaństwo przyszło do Burundi tuż po różańcowych encyklikach Leona XIII, przyszło w okresie ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu NMP, w okresie poświęcenia całego świata Jej Niepokalanemu Sercu. Nie pozostało to bez echa w młodym Kościele.

Pierwsi misjonarze przyszli do Burundi z różańcem. Jeszcze dzisiaj można spotkać Ojców Białych z zawieszonym na szyi dużym, czarnym różańcem. Uczono odmawiać różaniec, o czym świadczą zachowane kazania dawnych misjonarzy i krótkie rozważania na

127 j. w. s.56-57

128 j. w. s. 58

129 j. w. s. 59

każdy dzień października, wydane w 1954 r. Także w książeczce do nabożeństwa, oprócz innych modlitw do Matki Bożej, znajdujemy 16 stron poświęconych tajemnicom różańca św.

W programie nauczania religii wiele miejsca poświęcono różańcowi. Każdy katechumen w dniu chrztu św. i każdy chrześcijanin w dniu odnowienia przyrzeczeń chrztu św. zawiesza na szyi różaniec. Wielu z nich nosi ten różaniec stale. Inni noszą medaliki Matki Bożej. W maju i październiku wierni zbierają się wieczorem przy kościele parafialnym, przy kaplicach na stacjach misyjnych lub w swoich osadach na wspólny różaniec. Widocznie kiedyś kładziono na to duży nacisk, bo jeszcze dzisiaj można spotkać ludzi, którzy oskarżają się w konfesjonale, że opuścili wspólny różaniec bez ważnej przyczyny.

Czy odmawiają często różaniec osobiście lub wspólnie w rodzinach? Nie potrafię na to pytanie dać wyczerpującej odpowiedzi. Niektórzy odmawiają. Zależy to w dużej mierze od gorliwości duszpasterzy w tym względzie. Dzisiaj, zwłaszcza młodzi misjonarze z Zachodu, nie wykazują tej gorliwości, bo podobno nie powinno się przeszczepiać na grunt afrykański naszych europejskich nabożeństw, bo kult Matki Bożej i Świętych mógłby zdeformować kult Chrystusa i Boga, bo… takie różne i dziwne racje!

Tymczasem wydaje się, że należałoby wykorzystać i pogłębić to, co już zrobiono w tym względzie, bo przecież nie ma pełnego chrześcijaństwa bez umiłowania Matki Chrystusa.

Co już mamy?

Święta:

Mamy obowiązkowe uroczystości Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia NMP. W kalendarzu liturgicznym święta: Świętej Bożej Rodzicielki Maryi (1 stycznia), Zwiastowania (25 marca), Nawiedzenia (31 maja), Niepokalanego Serca Maryi (sobota po uroczystości Serca Jezusowego), Narodzenia NMP (8 września), Matki Bożej Bolesnej (15 września), Matki Bożej Różańcowej (7 października) i Świętej Rodziny (niedziela po Bożym

Narodzeniu).

Różaniec:

Odmawiamy w maju i październiku. Chętnie noszony jest na szyi.

Pieśni:

Mamy już w Burundi sporo pieśni maryjnych. Pierwsza część śpiewnika kościelnego, wydanego w 1966r., zawiera ich około 80; druga, wydana w roku 1974, tylko 11. Jest jednak jeszcze wiele innych maryjnych pieśni, wydawanych na powielaczu. Niektóre z tych pieśni mają głęboką treść. Mogą być szkołą wiary, tym bardziej, że nasi ludzie chętnie i dobrze śpiewają.

Książki:

Można znaleźć w Burundi w języku kirundi kilka broszurek poświęconych NMP i przetłumaczony VIII rozdział Konstytucji Soborowej o Kościele.

W dokumencie MIŁOŚĆ NIGDY NIE USTAJE (Stron 75-81)