• Nie Znaleziono Wyników

Cygan ptty spowiedzi

Cygana, choć był zatwardziałym grzeszni­

kiem, ruszyło wreszcie sumienie i postanowił się wyspowiadać.

W tym celu poszedł do kościoła i klęknął przy konfesyonale. Ksiądz proboszcz spowiadat właśnie kogoś innego. Cygan tymczasem przy­

pominał sobie sw e grzechy i rozglądał się cie­

kawie. Nagle oko jego padło na zegarek, który leżał pod brewiarzem księdza; Odezwała się w nim cygańska natura i zegarek znalazł się w jego kieszeni. . . *

Wreszcie przyszła kolej na niego.

Ze skruszoną miną wyznaje, że ma grzech ha sumieniu, ale się wstydzi powiedzieć jaki^

zresztą boi się, by go ksiądz z ambony poterti nie „publikował*4.

„To co tu powiesz, to, święta tajemnica!" — tłumaczył ksiądz — „z chwilą, gdy opuszczę konfesyonał, zapominam o tem, ©o tu słyszą*

łe m. . . 4 Język uciętoby mi, gdybym pisnął chociaż słów ko!“

„Ukradłem zegarek 1“ — wyznaje Wreszcie

cygan. v< . :i

„To ź le ! ..i Trzeba go zw róeiel“

*,Ja go oddam księdzu proboszczow i;. .

„N ie!. . . . Ja go nie przyjmę! m i Sam sit{

postaraj, aby się znalazł u Właściciela^

Uspokojony, ©dszedł cygan, ksiądz zaś śa*

— u lej spowiadał, Wreszcie ehce opuścić konie- syonat i przekonuje się, że zegarka niema, ró­

wnocześnie zaś przypomina sobie wyznanie cygana.

Idzie więc po kościele, rozglądając się za nim i widzi go klęczącego w kącie, pogrążone­

go w modlitwie.

Zbliża się więc i powiada:

— „Odzie z e g a r e k ? .... Dawaj go!“

A ten na to:

— „Tu nie k o n fesy onaJL .. . Ej! — Bo je­

gomości urżną ję z y k !. . . . “

Innym razem znów spowiada się ten sam cygan i na pierwszem miejscu w ca!ej litanii swych grzechów umieszcza, że wypędzi! wilki z kościoła, a świnię z księżej kapusty, za ce

otrzymuje nietylko rozgrzeszenie, ale suwet i pochwalę, choć nie starał się podać bliższych szczegółów.

Ale wnet się wszystko wyjaśniło.

Ody ksiądz wrócił na plebanię, dowiedział się ku swemu ogromnemu oburzeniu, że ktoś, korzystając z chwilowej nieobecności gospody­

ni, dostał się do kuchni i z garnka z kapustą, stojącego na piecu, skradł przeszło kilo wę­

dzonki. Równocześnie znikło wilcze futro księ­

dza proboszcza, kióre wisiało w zakrystyi.

Ponieważ w tym czasie widziano cygana, kręcącego się w pobliżu, nie ulegało żadnej wątpliwości, kto dopuścił się kradzieży —

Ale o nim już dawno słuch zaginał!!

WINCENTY, POL.

T A Ń K A .

Powieść góralska.

Co wieś, inna pieśń.

A po każdej złości, Po każdej boleści, Po każdej miłości Idą w świat powieści.

Nad miasteczkiem Liskiem, leżącem w cyr­

kule sanockim, wznosi się kamień ogromny dzi­

wacznego kształtu, zwany Kustryniem. W tej okolicy, gdzie wszystkie góry lasem lub orne- mi obszarami są pokryte, sprawia widok na­

giego kamienia niespodziewane wrażenie, jakoż okazało się to i u ludu, bo podanie miejscowe połączyłp z Kustryniem różne, dziwaczne po­

wieści. Pod Kustryniem ciągnie się bity gości­

niec i odsłaniając w biegu swym po jednej i po drugiej stronie rozległe widoki, spuszcza się zwolna do Uherec, wioski, niegdyś, jak całe te

dobra uhereckie, należącej do rodziny Mnisz- chów, a Pamiętnej mieszkaniem Maryny Mnisz­

chówny i Dymitra Samozwańca.

Uherce leżą częścią w równinie stykającej się z równiną Sanową, częścią są oparte o pa­

smo gór, które ciągnąc się ku wschodowi, tutaj swój początek bierze, Przestrzeń mil kilku za­

lega, a zwane jest Żukowem. Jałowy Żuków miał być Przed laty cały lasem pokryty i wten­

czas Piękny musiał mieć pozór, dzisiaj wykar- czowany prawie do szczętu, tu i ówdzie tylko jeszcze obrosły, świeci gliniastemi wyrwami i nagimi stoki, od południa i północy stromo w potoki spadającemi.

Na grzbiet Żukowa przypada linia, która bio rac się na Leszczowate, Poza Wisznię Sądową Lwów i Winnickie góry ku Wołyniowi, ;est

działem wód z jednej strony w Czarne, a z dtu-

szowie, gdzie Franciszek Puławski był rannym, poznałem starego bardzo człowieka z Rab są­

siednich, który podług Powszechnego zdania nie miał już sobie rówiennika w całem państwie i o nieszczęściach wioski. Kiedyśmy cerkiew mijali, wskazał na jesion obok niej stojący, któ­

la b a moja mawiała do mego ojca: „W e Izach a jciińem łylko tatarskiem dziewczęciem, które­

mu może z dziewięć lat było. Jeno, że jej T a ­ jałówkę wprowadzaj do niego.

Baba moja zakrzątnęla się około Pieca, a

57 Wierzch. W tenczas ksiądz Micha}, co to także zaznał tatarskiej niewoli, kazał bić we w szy­

stkie dzwony, a co tylko ludu było na Plebanii, we wsi i we dworze, wszystko się zleciało, i chłop Tańki, a mójto niby dziad przybiegł, a za nim przybiegła i Tańczyna dziecina, co ją ludzie we wsi nazwali „tatarską sierotką*1, bo Bóg ją cudem zachował, i była już gładko podrosła.

Bo tonvidzicie, kiedy się ludzie opatrzyli w Ra­

bach po tej tatarskiej najeździe, znaleźli to dzie­

cię pod gruszką dnia drugiego na obejściu, ale do niego znać ani Tatar ani ogień nie doszedł, bó było zdrowe, jedno, że bardzo zgłodniałe.

Otóż je wzięli panowie do dwora i hodowali za swoje a ludzie nazywali je ,,tatarską sierotką", Otóżto jak zobaczyli Tańkę a przy niej tatarską sierotkę, Poczęli się cieszyć i płakać i modlić Pod cerkwią i pytać o wszystko. M arynka mó­

wiła: „Wszakztem ci gadała, że Bóg nas z tej biedy w ybaw i i że krew twoja do ciebie się rzuci“. Ale Tanka nie słuchała tego, jedno przy­

garnęła dziecię serdecznie do siebie i upadła na progu przed cerkwią. M arynka też tosamo krzy żem leżała. Ksiądz Michał, pomodliwszy się, Przeczytał nad ich głowami ewangelią świętą, i kazał im Powrstać, ale babę moją tak to sprę­

żyło, tak zdrewniała, żę ją z dziecięciem razem do domu zanieść musieli, bo dziecka już puścić nie chciała od siebie i nie zaraz ochłonęła z tegc żalu. Obieto, obie i baba moja i M arynka stra­

szny jakiś lęk już na całe życie.m iały; nie roz­

łączyły też się z sobą więcej i obie Pomarły w nim. Najprzód M arynka a potem Tańka. Otóż to straszne było dziwo, co się przez całe życie z niemi działo. Póki dzień, to jeszcze pół biedy;

lecz jak już bywało słońce w nieszpór Poszło, to trzęsło coś niemi i chodziło coś po nich i pła­

kały i jedna tuliła się do drugiej i jedna bez drugiej nocować nie mogła a dziwnie coś prze­

powiadały sobie; tak, że je człek (zachowaj Bo­

że od złego!) ani to zrozumieć, ani to pocieszyć nie mógł. Znać Tatarki czarami za niemi rzu­

ciły, że je już tak aż do śmierci trapiło. M arynka um arła wprzódy, ale moja baba jeszcze żyła długo i do śmierci nam wszystkim, a nawet je­

szcze dzieciom moim przepowiadała: „Dziatki moje! jeżeliby jeszcze kiedy Tatary do was wpadli, to raczej śmierć sobie zróbcie, nóż w sobie utopcie, w ogień, w wodę skoczcie; ale nigdy tej krwi swojej, pogańskiej wierze w. IZ ' ce nie oddajcie!“

ARTUR ĆWIKOWSKL

O F I A R O W A N I E .

Zawsze o tym zmroku zimowym starzec po­

zostawał w swym pokoju. B yła to chwila jego siesty duchowej, w której przeżywał dolę dni ostatnich głębokim, wszechogarniającym uczu­

ciem. — Wówczas dokonywało się w nim ęoJ- iiiesienie i był szczęśliwy smutkiem swego osa­

motnienia, dumny cierpieniami, które PrzervJy jakoby ostrymi pługami ugór żywota. Jasno­

widzeniem wzierał w dnie, co nadejdą, błogo­

sławione zielenią wiosny, z krwi i kości polrg- Jych bohaterów.

Zmierzch osypy wał się Py łem sennego i

a-18

cach. Na te szlaki graniczne Rzeczypospolitej przyszli, ci jedyni, marzeni w długich nocach gtiiazda i przepadli w piorunowej wichurze, stali się rojeniem dopiero wtedy, gdy znikli. P rzed­

twornych zmaganiach się, o tysiącznych ofia­

rach o klęskach... On słuchał, z najeżoną siwą brwią, z tw arzą tw ardą, nieodgadnioną.

W ie rzy ł!___ Jakżeby wierzyć nie mógł, skoro zbudzili się śpiący rycerze?

Była to dziwna chwila, gdy przyniesiono krwią przesiąkły, gliną zwalany mundur zabi­

tego wnuka. W śród lamentu całego domu dziad chodził skupiony w sobie, prawie że milczący.

Rozżalona rodzina posądzała go o nieczułość, o starcze zdziecinnienie. Nie wiedziano, że on wtenczas przejmował w siebie ciche, ekstaty­

czne . szczęście męczennika.

Lecz nie wiedziano także, że ten mundur, złożony jak w relikwiarzu w osobnej skrytce, przewędrował potajemnie do pokoju starego pana. — Gdy wieczorem pozostawał sam, za­ rze“, szeptały bezdźwięcznie wargi, kładące się pobożnymi pocałunkami na smutnej patmąt-C&i • • • * bez względna, niewzruszona. Mocne serce go­

tuje się na hostyę świętych w zruszeń... przestraszony w yraz wszystkich tw arzy. Zięć trzym ał w ręku g a z e tę . . . . urw ał czytanie z chwilą wejścia teścia.

„Co to jest? co się stało ?“

Odpowiedziało mu milczenie. Poczem wśród ogólnej ciszy dał się słyszeć smutny, żałosny

czem trwogi niezłomna dusza starca, nabiegła krew do tw arzy, ręce uchwyciły się kurczowo

wczęcia. Po tw arzy jej matki, przytrzymującej

- 1*9 głowę córki przy piersiaeh, wpłynęły Jzy...

Dziadka usadzono na krześle, bo trząsł się cały.

„Lecz ta tk u . . . . ja nie będę Rusinem'1, ode zwał się najmłodszy.

Starzec nie mówił nic, nie mieszał się do wszczętej z powrotem rozmowy. Po długiej dopiero chwili zwrócił się do rodziny:

„Zaprowadźcie mię do mego pokoju___ i przyślijcie mi W alka.“

W pół godziny potem ukazał się znowu. Byl ubrany odświętnie, a w ręku trzym ał małe zawiniątko.

„Tatusiu — co tatuś chce robić?“

Wtem okna zaczerwieniały się łuną. On ją dojrzał, zdało się, jakoby na nią czekał...

..Chodźmy!"

Na wielkim dziedzińcu gorzał z chrustu uło­

żony stos. Płomienie podsuwały się zwolna coraz wyżej, i obejmowały go coraz gorętszym żarem.

Niebo stało ciemne bez gwiazd.

Otoczyli go, Patrzyli na niego pełni zdziwie­

nia i lęku. Miał zw ykłą sw oją tw arz, skupioną

— W krwawych refleksach, w mroku tajemni­

czych poczynań.

— Czekał...

A gdy rozpłonęło ognisko, wybijając się w ę­

żowymi językami wysoko, starzec z zawiniątka wydobył rdzą krwi znaczoną szmatę munduru i rzucił ją w płomienie. Za nią w dymie i ogniu znikły dwa ordery za męztWo.

„Na ofiarowanie. . . . na ślubowanie___ \ mówił wolno, lecz twardo. — „Tę najdroższą rzecz, tę najświętszą relikwię, tę zmarnowaną krew naszą. Jak ten ogień wyssie krew mego wnuka. . . . tak niech krzywda nasza pochlo

nie... “ ,

f .! i { . ' j

Nie mógł już dokończyć. Zachwiała się bia­

ła głowa i padła w rozciągnięte ramiona zięcia.

Ogień wzbił się naraz wysoko, purpurowe światła zamigotały wzmożonym blaskiem niby groźbą...

Ofiara była przyjęta!

w w