• Nie Znaleziono Wyników

T hom as M an n i H ans C asto rp przyjechali do Davos tą sa­

rną drogą, o d strony Niemiec. Po przepraw ieniu się p ro ­ mem przez Szwabskie M orze, czyli Jezioro B odeńskie wsie­

dli ponow nie do pociągu ju ż n a szw ajcarskim brzegu, w R orschach. O siem dziesięciokilom etrow a p odróż n a p o ­ łudnie w górę Renu nie trw ała zbyt długo. Byli jeszcze „na dole” i lokom otyw a ciągnęła wagony dość raźnie. D opiero na m ałej stacji L a n d q u a rt musieli się przesiąść do w ąsko­

torowej kolejki retyckiej i od tej pory zaczęli się piąć ostro Pod górę. Pokonanie ostatniego, pięćdziesięciokilom etrow - ego odcinka drogi zabrało im trzy godziny. Ale też żeby osiągnąć przełęcz St. W olfgang, kulm inację tej trasy tuż Przed Davos, kolejka m iała do przebycia p o n a d tysiąc m e­

trów wysokości, osiem tuneli i pięćdziesiąt siedem m ostów lub w iaduktów . Wóz pocztowy, jedyny tam publiczny śro­

dek lokom ocji do 1890 roku, to znaczy do otw arcia p o łą ­ czenia kolejowego, potrzebow ał n a przejazd odcinka L a n d ­ qu a rt - Davos aż siedm iu godzin. Pryw atne autom obile, zgodnie z zarządzeniem miejscowych władz, nie m iały Wstępu do całego k an to n u G rau b iin d en aż do ro k u 1925.

Z St. W olfgang trzeba było jeszcze tylko trochę zjechać - raptem siedem dziesiąt m etrów w dół n a odcinku trzech k i­

lom etrów - i, zostaw iając po prawej stronie niewielkie je ­

zioro, dotrzeć wreszcie do celu, stacji D av o s-D o rf (Davos- -W ieś) n a wysokości 1560 m n.p.m . To trochę ta k , ja k by­

śmy z C habów ki dojechali pociągiem via Z akopane w prost do D oliny Pięciu Stawów Polskich.

G dyby na dw orcu w D avos-D orf n ikt nie oczekiw ał n a ­ szych podróżnych, pojechaliby zapew ne jeszcze dwa k ilo­

m etry dalej, do stacji D avos-Platz (D avos-U zdrow isko), gdzie kolej retycka kończyła swój bieg. D o lin a ciągnęła się wprawdzie jeszcze spory kaw ałek, ale aż do lat trzydzie­

stych, kiedy przebito następne tunele i w ten sposób p o łą ­ czono szlak kolejowy poprzez Filisur z odcinkiem C h u r - St. M oritz, była zam knięta. Davos znaczyło niegdyś w re- to ro m ań sk im dahinten, czyli „tam z ty łu ” .

W połow ie m aja 1912 roku oczekiw ała męża na p e ro ­ nie K atja M an n , k tó ra od dwóch miesięcy przebyw ała tu na kuracji. H ansa C a sto rp a w itał w pierw szych dniach sierpnia 1907 jeg o chory n a gruźlicę kuzyn Joachim Ziem ssen. Po przyw itaniach w yruszono n a kolację do tego sam ego sanatorium : W aldsanatorium p ro feso ra Jessena vel B erghofu radcy B ehrensa. Ale droga obu dorożek wy­

g lą d a ła zu p ełn ie inaczej. M an n o w ie p o jech ali n a p r a w o ulicą Pocztow ą, potem H au p tstra sse - dzisiejszą P ro m en ad ą - i koło K u rp ark u skręcili do góry w Scaletta- strasse, dalej zaś zakosam i d o tarli do wysoko p o d lasem położonego b u dynku san ato riu m , obecnie H otelu Belle­

vue. Kuzyni n ato m iast z p o czą tku jechali równolegle do szyn kolejowych, wzdłuż doliny, nieregularnie zabudowaną drogą, p o tem skręcili n a l e w o [podkr. W.D.], przecięli wciski tor, przejechali ponad strum ieniem i zaczęli wspinać się stępa po łagodnej pochyłości ku zboczom gór, porośnię­

tych lasem. P rzed nimi, na m ałym zielonym płaskow yżu, wi­

dać było podłużny budynek, zwrócony fro n tem k u południo­

wemu zachodow i...1 Tak o p isa n a droga prow adziła i prow

a-1 T o m asz M a n n , C zarodziejska giira, przet. Jo z e f K ra m szty k , C zy teln ik . W arszaw a 1982, t. I, s. 13.

110

W aldsanatorium w Davos przed przebudow ą.

dzi do daw nego m iędzynarodow ego san ato riu m d o k to ra Philippi (obecnie k linika Valbella), leżącego d o k ład n ie po przeciwnej stronie doliny. Jak to się więc stało, że - inaczej jad ąc - dojechali w to sam o miejsce? Swój B erghof (tak a nazw a nigdy notabene w Davos nie w ystępow ała) stw orzył M ann m ianow icie z dwóch autentycznych sanatoriów . To­

pograficznie był to zakład d o k to ra Philippi, arc h ite k to ­ nicznie, zarów no jeśli idzie o wygląd zewnętrzny, ja k i opis Poszczególnych pom ieszczeń - W aldsanatorium profesora

•Jessena, otw arte zresztą w rzeczywistości dopiero w 1911 (rok przed przyjazdem M an n a, ale cztery lata po przyby­

ciu tam C asto rp a).

Pozostawmy a u to ra Czarodziejskiej góry i jej głównego bohatera przy powitalnej kolacji, po której pisarz nie u d a się Jednak na spoczynek do pokoju num er 34, przygotow anego zawczasu dla H ansa C astorpa, ale do gościnnego lokum w położonej naprzeciwko willi „Am Stein” . W spólnota ich losów - albo inaczej mówiąc: autobiograficzny rys powieści M anna - wypełni się jeszcze tylko w pierwszych dniach p o ­ bytu w Davos: złe samopoczucie, podw yższona tem peratu­

ra, badanie lekarskie, diagnoza - wilgotne miejsce w płu­

cach, zalecenie dłuższej kuracji. Te sprawy są znane i nie bę­

dzie ich się tu pow tarzać. W iadom o, że reakcja M an n a na zalecenie profesora Jessena była inna niż C astorpa. Po zasię­

gnięciu opinii swego dom owego lekarza, k tó ry dość b ru tal­

nie odpow iedział w liście, że nie słyszał jeszcze o nikim , u ko­

go podczas b ad an ia w Davos nie znaleziono by jakiegoś p o ­ dejrzanego miejsca w płucach2, pisarz w lipcu wrócił do d o ­ mu. Pozostawmy więc m ałżeństw o M annów i m łodych ku­

zynów przy kolacji, w szkicu tym mniej nas bowiem intere­

suje geneza Czarodziejskiej góry, bardziej zaś scena, na k tó ­ rej rozgryw ała się jej akcja - czarodziejskie Davos.

2 Por. K atia M a n n , M o je nie napisane w spom nieniu, d o d ru k u p rz y g o to w a ­ li E lisab eth Plessen i M ich ael M a n n , prze!. E m ilia B ielicka, C zy teln ik , W arsza­

wa 1976.

Davos leży w zielonej dolinie u stóp Alp Retyckich, dłu­

giej na trzy godziny drogi, szerokiej na kwadrans, 5000 stóp (1560 m ) nad poziom em morza. Dolina biegnie z północne­

go wschodu na południow y zachód. Z obu stron wznoszą się góry p o d ką tem 3 0 -3 5 stopni, na w ysokość od 2000 do 3000 stóp pow yżej podstawy. Ściana łańcucha R etykonu, oddzie­

lona wąwozem górnego Prättigau od Davos, tw orzy wysoką na 3000 stóp obronę p rzed wiatrem północno-wschodnim.

Dolina zwęża się ku południu, a zam ykają ją skaliste zbocza tzw. Zugów o wysokości pon a d 1000 stóp. W yższe góry od strony południowej są zbyt oddalone, żeby pozbaw iać Davos słońca. N a północnym krańcu doliny leży jeszcze ciemnonie­

bieskie jezioro, długie na dwadzieścia m inut drogi, szerokie na dziesięć. M ala rzeka Lcindwasser bystro płynie przez łą­

ki, spływają do niej liczne p o to k i z leśnych parowów i bocz­

nych hal.

Zbocza gór są porośnięte lasem iglastym aż do wysokości 6000-6500 stóp. Oprócz brzóz i olszyn nie spotyka się zaś drzew liściastych, nie m a więc też p rzy domach drzew owoco­

wych. W nasłonecznionych miejscach udaje się za to żyto i jęczm ień. O d listopada do kw ietnia góry i dolinę pokrywa gruba warstwa śniegu3.

Tak opisyw ał okolicę jeden z pierwszych przew odników d la kuracjuszy z 1877 roku. Ludzie - niemieccy chłopi - osiedlili się w tym miejscu w trzynastym wieku. Rządy spraw ow ała najpierw retycka rodzina von Vatz, potem g ra­

fowie von Toggenburg, za czasów k tó ry ch zaw iązano B und, czyli sam orządny związek okolicznych ziem. W koń­

cu piętnastego wieku tereny wokół Davos nabyła A ustria i rozw inęła tu górnictw o ru d metali: ołowiu, srebra, żelaza;

w ydobyw ano też trochę złota. W spółżycie z A ustriakam i było pełne konfliktów , m ieszkańcy postanow ili wreszcie pozbyć się niewygodnych właścicieli i w 1639 roku w ykupi­

li się z ich rąk za 96 000 guldenów (czyli około 700 000

3 D ie L a n d sch a ft Davos. C liinutischer Curort f ü r B ru stkra n k e , Z ü ric h 1877.

franków szw ajcarskich z początku dw udziestego wieku, co by w ystarczyło wówczas H ansow i C astorpow i na... 70 lat kuracji w Berghofie, płacił tam bowiem - ja k pam iętam y - 160 franków tygodniow o, czyli niecałe 10 000 rocznie) i za­

łożyli własny B und, k tó ry w szedł później do k an to n u G raubiinden, a w raz z nim do Konfederacji Szwajcarskiej.

G órnictw o z czasem po d u p ad ło , w dolinie rozw inęła się za to hodow la bydła, k tó ra n a długo stała się głównym źró ­ dłem u trzy m an ia davosan. Życie w w ysokogórskiej wsi na Początku dziew iętnastego w ieku nie należało do łatwych, wielu m ieszkańców w ędrow ało za chlebem n a niziny, a su­

rowy klim at spraw iał, że przez w iększą część roku m iejsco­

wość była właściwie odcięta od świata. D opiero w połowie zeszłego stulecia zbudow ano porząd n ą drogę b itą do Land- q u art, co spow odow ało, że Davos pojaw iło się n a m apach.

W 1853 roku objął praktykę we wsi d o k to r A lexander Spengler, k tó ry uczynił dla Davos to, co Tytus C hałubiński dla Z ak opanego (rzecz działa się zresztą niem al w tym sa­

mym czasie, a w późniejszym rozw oju obu miejscowości m ożna dostrzec wiele podobieństw ) - od k ry ł je dla świata.

Spengler zauw ażył dość szybko, że m im o surowych w a­

runków życia panujących w Davos nie występuje tam gruź­

lica, pustosząca wtedy E uropę ze szczególną intensyw no­

ścią. C o więcej, „reem igranci”, którzy po kilku lub kilku­

nastu latach przepracow anych „na dole” wracali do dom u często zarażeni gruźlicą, po pow rocie w rodzinne strony szybko dochodzili do zdrow ia. W ielomiesięczny zimowy chłód tak że im nie szkodził, ale przeciw nie - przynosił p o ­ prawę. D o k to r ogłosił swoje obserwacje, co sprawiło, że w roku 1865 pojawili się w Davos pierwsi chorzy, szukają­

cy tu dla siebie nowej nadziei i zdrow ia. Tak zaczął rodzić się najsłynniejszy szwajcarski k u ro rt.

Szybko stanęły pierwsze hotele, pensjonaty, dom k u ra ­ cyjny, a o d 1890 także specjalistyczne san ato ria. B roszura Spenglera Die Landschaft Davos ais Kurort gegen Lungen- schwindsucht przyciągała kolejnych chorych, nie tylko ze

Szwajcarii i z N iem iec, ale również z Anglii, Francji, H o ­ landii, później Belgii, Rosji, Portugalii, wreszcie z całego św iata4.

Początkow o k ilk u set gości rocznie z tru d e m znosiło sp a rta ń sk ie w aru n k i długiego p o b y tu w D avos (n a jk ró t­

sza k u ra c ja trw a ła wówczas od trzech do sześciu m iesię­

cy). M ieszkańcy szybko je d n a k dostrzegli d la siebie szan ­ sę w nowej sytuacji i wzięli się do ro b o ty (Z akopiańczycy nie byli tacy o b ro tn i); od 1871 zaczęto b u d o w ać tro tu ary , w latac h 1884-1887 z a ło żo n o w odociąg i kanalizację, w 1885 w p ro w ad zo n o elektryczność, a o d 1893 elek try cz­

ne la ta rn ie uliczne! W 1881 do K u rh a u su d o b u d o w a n o salę k o n certo w ą, a w dw a la ta później n a ulice m iędzy D a v o s-D o rf i D avos-P latz w yjechał stały om n ib u s k o n ­ ny, za stą p io n y w 1928 a u to b u sem . W 1870 ro k u z b u d o ­ w ano pierw sze m ałe, a p o dw udziestu latach wielkie sztuczne lodow isko, w 1899 - kolejkę z ę b a tą n a Schatz- alp, a w 1907 n a tym sam ym zb o czu - to r bobslejow y, w ykorzystyw any niekonw encjonalnie ta k ż e n o cam i, ja k o p o w ia d a ł Joach im Z iem ssen, d o oszczędnościow ego zw ożenia n a d ó ł ciał nieboszczyków z najw yżej p o ło ż o ­ nego sa n a to riu m . Już od 1905 ro k u p ra co w ała m iejscow a g azo w n ia5.

R ozum iano od początku, że nieskażona n a tu ra je st n aj­

w iększą w artością D avos6, zrobiono więc wszystko, by o nią zadbać. Także dzisiaj oddycha się tam inaczej. W

naj-4 W stw ierd ze n iu „z całeg o św iata ” nie m a an i o d ro b in y przesady. Jeśli sp o jrz eć n a listę gości d ru k o w a n ą , w zo rem w ielu m iejscow ości ku racy jn y ch , w lo k a ln e j gazecie („ D av o ser B lä tte r”), to - na p rz y k ła d 27 sty czn ia 1921 - znajd ziem y ta m n a zw isk a p rzybyszów z A nglii, Belgii, C zech , E g ip tu , Fran cji.

G recji, H iszp an ii, H o la n d ii, Indii, Ira k u , Jugosław ii, M ajo rk i, N iem iec, Polski.

R osji, R u m u n ii, S in g a p u ru , Szkocji, T urcji, W enezueli, W łoch.

5 Por. J. H a u ri, Z u r G eschichte der L a n d sch a ft u n d des K urortes D avos (w:) Davos. Ein H andbuch f ü r A e r zte u n d Laien, D avos 1905.

6 C o z n alaz ło odzw ierciedlenie naw et w nazew nictw ie adm inistracyjnym - D avos w raz z okolicznym i w ioskam i tw orzy je d n o stk ę te ry to rialn ą , chyba jed y n ą ta k ą w Szw ajcarii, „ L a n d sc h a ft D avos” , a nie p o p ro stu „ G em e in d e ” (gm ina).

słynniejszym pow ietrzu Europy jest coś ożywczego, czuć niem al, ja k w entylują się płuca. Słońce świeci tu też in ten ­ sywniej, a ciśnienie atm osferyczne nie osiąga w ysokich Wartości. Średnia roczna tem p e ratu ra wynosi zaledwie +2,9°C i nawet w najcieplejszym lipcu w ieczoram i trzeb a się cieplej ubierać. Stężenie wszelkich pyłków, a przede wszystkim roztoczy kurzu, jest m inim alne, dzięki czemu Davos m ogło się obecnie przekształcić w ośrodek leczenia astmy, bronchitów i alergii.

K ryształow o czyste pow ietrze! W p a rk u zdrojow ym stoi dziś charakterystyczny pom nik. Przedstaw ia nagiego m ężczyznę n atu raln ej wielkości z szeroko ro zp o starty m i rękam i i napiętym i m ięśniam i k latki piersiow ej, ja k przy głębokim w dechu. T ak ą rzeźbą, a u to rstw a P hilippe’a M o- drowa, pt. Der A tm er (Ten, k tó ry oddycha), a nie konw en­

cjonalnym popiersiem , uczciło m iasto ju ż w latach dw u­

dziestych d o k to ra Spenglera, sprawcę kuracyjnej kariery Davos.

Burzliwy rozwój miejscowości ograniczała n a szczęście przestrzeń - d o lin a jest stosunkow o m ała, a przede w szyst­

kim w ąska. Liczba stałych m ieszkańców rosła więc powoli 1 w ciągu stu lat nie uległa naw et zdziesięciokrotnieniu:

2 1800 w połow ie dziew iętnastego wieku do około 11 000 dzisiaj. Alpejsko-wiejski ch a ra k te r budow nictw a został jed n ak dość szybko zatracony. D rew nianych, ukw ieconych dom ków ze spadzistym i dacham i ju ż daw no tu nie m a.

W ich miejsce pow stały kilkupiętrow e bogate kamienice, których a rch itek tu ra nie olśniewa pięknością. Przybyw ają­

cy z każdym rokiem tłum niej goście nie szukali je d n a k w D avos zabytków k u ltury ludow ej, ale zdrow ia. C hociaż i z tym bywało różnie.

- W ięc przyjechała tu pa n i tylko po to, żeby umrzeć? - zapytał m iody Niemiec, wkładajcie ze wzburzeniem ręce do dolnych kieszeni swojej sportowej kam izelki, i za ka szla ł z pow odu tytoniow ego dym u rozchodzącego się wokół... - A po cóż by innego? - rzekła Sybil, która leżała na łóżku p a ­

lą c ..”1 (Ciekawe, że n ik t wówczas nie za b ran ia ł chorym n a gruźlicę palenia; rad ca Behrens też k urzył ja k sm ok, a H ans C a sto rp delektow ał się brem eńskim i cygaram i

„ M a ria M an cin i”). N ie jest to, oczywiście, cytat z Czaro­

dziejskiej góry, ale z k rótkiego o p o w iad an ia D ie Krank- heit (C h o ro b a), napisanego w 1916 ro k u - T h o m as M ann zn ał je więc zapewne, zanim skończył swoje opus - przez K lab u n d a, jed n eg o z wielu pisarzy, k tó rzy przyjeżdżali do D avos n a krótsze lub dłuższe leczenie i ślady tego p o z o sta ­ wiali w swojej twórczości.

Pierw szą nowelę, historię m iło sn ą rozgryw ającą się na tle życia kuracyjnego w Davos, napisał ju ż w 1875 ro k u niejaki F ranz G elbke. N ie w ym ieniają go leksykony lite­

rackie, bo nie uw zględniają one w szystkich am atorów , hobbystów i grafom anów . Z nazw isk pierwszej rangi trz e ­ b a je d n a k w ym ienić przynajm niej R o b erta L. Stevensona (spędził w D avos zimę 1881-1882), A rth u ra C o n a n a D oy- le’a (1893-1895) - notabene p re k u rso ra sportow ego n a r­

ciarstw a zjazdow ego, za co m a w Davos obelisk, C h ristia ­ na M orgensterna (1900-1901, 1912) czy E richa M. Rem a- rq u e ’a (1927). N ajgłośniejszą przed pierw szą w ojną „ sa n a ­ to ry jn ą ” pow ieść n ap isała w 1893 A ngielka Beatrice H ar- raden: Ships that pass in the night (Statki m ijające się n o ­ cą). W A nglii w ciągu ośm iu lat u k azało się dw adzieścia w ydań, tłum aczenie niem ieckie z 1895 tak że było w ielo­

k ro tn ie w znaw iane i m usiało trafić do m onachijskiej b i­

blioteki dom ow ej T h o m asa M a n n a , zbieżność niektórych wątków w obu pow ieściach nie m oże być bowiem przy ­ padkow a. Przykładow o: w san ato riu m P etersh o f o p isa­

nym przez Beatrice H a rra d e n tak że był w ja d a ln i stó ł ro ­ syjski i angielski; jed en z bohaterów , H o len d er nazw iskiem V andervelt, o d eb rał sobie życie w a ta k u m elancholii ni­

czym M yrheer Peeperkorn; o innym opow iadało się, że

7 K la b u n d , D ie K rankheit (w :) K la b u n d in Davos. Texte, Bilder, D o ku m en ­ te , z u sam m en g estellt von Paul R aabe, A rche, Z ü ric h 1990, s. 41.

troszczył się o cierpiących i pocieszał um ierających, p o ­ dobnie ja k przez pew ien czas H a n s C astorp.

Przytoczony powyżej dialog z opow iadania K labunda okazał się dla tego au to ra, niestety, w pewnym sensie proro­

czy: zm arł w Davos w 1928 roku, m ając 38 lat. N ie on jeden.

Szw ajcarskie pow ietrze nie leczyło w szystkich postaci suchot. Niezaw odnie pom agało właściwie tylko w lżejszych p rzypadkach. Śm iertelność w śród kuracjuszy n a początku dw udziestego w ieku była duża, choć statystyki w ykazyw a­

ły różne liczby - sposób liczenia przynosił tu szczególnie duże różnice. I tak , w edług danych z sanatorium d o k to ra T u rb an a z lat 1889-1896, śm iertelność pacjentów w ynosiła tylko 3,4% (14 przypadków n a 408 gości). Ale też w iadom o było, że ciężko chorych albo w ogóle nie przyjm ow ano, al­

bo lokow ano w pryw atnych pensjonatach i nie w ykazyw a­

no w statystyce. Z d arzało się także, że ich po p ro stu odsy­

łano, by mogli spokojnie um rzeć „na dole” , n a p rzykład w jak im ś „zdrow ym ” sosnow ym lesie - ja k b o h ater Iwasz- kiewiczowskiej Brzeziny, Stanisław, którem u dwa lata spę­

dzone w Davos, niestety, nie pomogły.

Jeśli więc policzyć by wszystkie przedw czesne zgony w ciągu dziesięciu lat od rozpoczęcia pierwszej kuracji, to dawały one w sum ie aż około 70% śm iertelności8. L e tzte Grüße aus Davos (O statnie pozdrow ienia z Davos) - pocz­

tówkę z takim n ad ru k iem 9 mogli wysłać do znajom ych nie tylko bohaterow ie K labunda.

M ann uśmiercił w swej powieści 16 osób (nie licząc krew­

nych H an sa C asto rp a „z nizin”). Co nie było zresztą jedy­

nym pow odem , dla którego Davos się n a niego po wydaniu Czarodziejskiej góry w listopadzie 1924 roku ciężko obrazi­

ło. U tw ór odczytano bowiem „na górze” jako paszkwil n a zasłużoną stację klim atyczną, jak o rzecz o Davos. D yrektor

8 Por. T h o m a s S precher. D avos im „Z aiiberherg". T hom as M a n n s R om an und sein Sch a u p la tz, W ilhelm F in k V erlag. M ü n c h e n 1996, s. 201.

9 A u ten ty czn y ry su n e k satyryczny sp rz ed I w ojny światow ej.

tam tejszego - ja k byśmy dziś powiedzieli - b iura ruchu tu ry ­ stycznego, Jakob Bührer, w spraw ozdaniu za rok 1925 uznał wręcz wydanie książki za najcięższy atak na Davos od czasu pow stania ku ro rtu i m obilizował do kontrdziałania. W spo­

m inany tu ju ż tajny radca, d o k to r T urban, nie spoczął, nim nie w ytknął autorow i wszystkich „nieścisłości” w powieścio­

wym obrazie ówczesnej medycyny. N azw ał Czarodziejską górę „m ętnym destylatem m ętnych czasów” 10 i usilnie n a m a ­ wiał swego kolegę po fachu, d o k to ra Friedricha Jessena, do wytoczenia M annow i procesu o złośliwe skarykaturyzow a- nie jego osoby w postaci radcy Behrensa. Jessen m iał je d ­ nak, zdaje się, więcej poczucia hum oru i dystansu, skoro p o ­ darow ał kom uś egzem plarz powieści z dedykacją: O d lep­

szej, „ Czarodziejskiej górze” nie wspomnianej, połowy rad­

cy Behrensa11 - co raczej nie potw ierdza też plotek, jakoby dzieło M an n a stało się pow odem opuszczenia Davos przez Jessena w 1927 roku. Nie sprawdziło się też, ja k w iadom o, przeświadczenie d o k to ra T urbana, że książka będzie sensa­

cją jednego sezonu i szybko popadnie w zapomnienie. H isto­

ria lubi płatać figla - ju ż w kilka lat później opow iadano anegdotę o pewnym A ngliku, którego pierwsze pytanie na dworcu po przyjeździe do Davos brzm iało: Where is the Ger­

m an Sanatorium o f Doctor M ann?12

W bibliotekach zakładów leczniczych i n a wystawach księgarń w Davos próżno było je d n a k szukać egzem plarzy powieści. Lekarze i właściciele pensjonatów robili w szyst­

ko, by uchronić swych kuracjuszy przed zgubnym w pły­

wem Czarodziejskiej góry. G roteskow y ślad tych starań przedstaw ił w następnej z kolei książce o życiu san ato ry j­

nym w Davos, napisanym w latach 1937-1940 Sanatorium

„ A rktu r”, rosyjski pisarz K onstantin Fiedin:

10 Por. D ie tm a r Grieser, D er desinfizierte Zauberberg, ..A k z en te ” 1975, z. 4, s. 331.

" O p. c it., s. 332.

12 Por. T h o m a s S precher, T hom as M a n n in Z ü ric h , V erlag N e u e Z ü rc h e r Z e itu n g , Z ü ric h 1992, s. 21.

122

- N ie zna pani? Tu na górze, na czarodziejskiej górze, ta książka je s t trzym ana w tajemnicy. To ksią żka o nas: o mnie, o pani... Tutaj chciano by w nas wmówić, że taka ksią żka nie istnieje.

- Trudno j ą dostać?

- Niech pa n i spróbuje.

- To szkodliwa ksią żka ?

- D la lekarzy. A le oni mówią, że dla chorych13

W następnej scenie głów na b o h aterk a prosiła p o rtie ra o zam ów ienie dla niej w księgarni Czarodziejskiej góry:

- N ie ma, nie ma! - mom entalnie wtrącił się do rozmowy doktor Klebe. - N ie słyszałem o takiej powieści.

- Sądziłam , że pan doktor je s t lepiej obeznany z literatu­

rą - powiedziała Inga, unosząc się na łokciach.

- Takiej k sią żk i nie ma, nieprawdaż, majorze?H

O pow adze urazy davosan do T h o m asa M a n n a m oże też świadczyć uchw ała rady miejskiej z 1934 roku (a więc już po wyemigrowaniu pisarza z Niemiec), odm aw iająca k a ­

baretow i „Pfefferm uhle” Eriki M an n , córki T h o m asa, zgo­

dy n a występy w gminie, poniew aż Davos nie m a nic szcze­

dy n a występy w gminie, poniew aż Davos nie m a nic szcze­

Powiązane dokumenty