Jeśli nie było a k u ra t mgły, z dwóch m ałych okien p raco w ni położonej n a pierw szym p iętrze ro ztaczał się w spaniały widok n a jezioro, rozciągający się od dosyć dalekiej K o n stancji z lewej strony po p ołożone naprzeciw ko dwa m ia
steczka B erlingen i S teckborn, leżące ju ż n a szw ajcarskim brzegu, nieodległym , b o jezioro - a w łaściw ie tylko jego część, zw ana U ntersee (czyli Jezioro D olne) - zw ęża się tu coraz bardziej, by przejść w końcu po k ilku k ilo m etrach w dalszy bieg przepływ ającego przezeń Renu. Z wyspy R eichenau, leżącej m niej więcej w połow ie tej widokowej linii, w ystaw ały i w padały w oko niew ysokie wieże trzech najstarszych w okolicy rom ań sk ich kościołów, a za nim i, Przy dobrej pogodzie, w yłaniały się łagodne w zniesienia 1 lasy półw yspu B o d an rü c k , rozdzielającego kolejne dwie części jezio ra: G nad en see i Ü berlinger See. Po przeciw nej stronie, w oddali, h o ry zo n t zam ykał łań cu ch szczytów A lpsteinu z ch arak tery sty czn ą, ośn ieżo n ą często, sylw etką Säntisa. Bliżej, p rzed sam ym dom em , n a w ybrukow anym Placu, stał m ały kościółek, właściwie kaplica, a koło niej 2ródełko, szem rzące bez w ytchnienia w odą spływ ającą do obm urow anego koryta. K ilk a okolicznych drzew, to p o li
i śliw, nie ograniczało jeszcze wtedy, na p o c zątk u dw u
dziestego w ieku, rozległego w idoku. P rzede w szystkim je d n a k nie było żadnych innych zabudow ań, k tó re potem , z biegiem lat, otoczyły biały jed n o p iętro w y dom z niebie
skim i okiennicam i i przesłoniły jezioro. D zisiaj, by m óc rozkoszow ać się w idokiem - jeśli oczywiście nie m a a k u ra t mgły - ta k ja k czynił to z tego m iejsca niegdyś H e r
m a n n Hesse, trze b a odejść trochę dalej .i wyżej, p o z a wiej
skie zabudow ania. M ijając po dro d ze drugi do m Hessego w G aienhofen.
Wieś G aienhofen należy nie tylko do n aturalnego pej
zażu Jeziora Bodeńskiego, ale też do jego k rajo b razu lite
rackiego. Jezioro zaś nie jest wyłącznie miejscem w idoko
wym, lecz również miejscem literackim . Przyciągało od wieków pisarzy i pióra. W specjalnym przew o d n ik u 1, o p ra cowanym dla m iłośników literatury, w ym ienia się aż dwa
dzieścia miejscowości wokół jeziora, w których pozostaw i
li swoje ślady dawniejsi i nowsi autorzy, od średniow iecz
nych skrybów w klasztorze benedyktynów n a Reichenau p o p rz e z H ó ld e rlin a w L in d a u i H a u p tw il, o ta c z a n ą w N iem czech kultem rom antyczną poetkę, A nnette von D ro ste-H ü lsh o ff w M eersburgu, A ugusta S trindberga, któ ry w L indau napisał między innym i swojego Ojca, po urodzonego w W asserburgu i m ieszkającego w pobliżu do dziś M a rtin a W alsera - by p oprzestać na kilku przy k ła
dach. Jedni tu taj krócej lub dłużej żyli, inni tylko bywali, a potem przetw arzali n a różne sposoby swoje dośw iadcze
nia o raz impresje. Ale nie tylko pisarskich, osobistych śla
dów m o żn a tu dużo znaleźć. Wiele miejsc n ad jeziorem ist
nieje w samych dziełach: jako teren powieściowej akcji, te
m at wiersza czy w spom nienia, jak o źródło inspiracji. Praw dziwy literacki krajobraz. W ydana niedaw no an to lo g ia
Bo-1 D o ris u n d D ie te r Schiller, Bodensee. Literarische Erkundungen ru n d um das Schwäbische M eer, K le tt-C o tta , S tu ttg a rt 1996.
densee. Reisebuch2, grom adząca fragm enty utw orów zw ią
zanych w jakikolw iek sposób ze Szwabskim M orzem , ja k często nazyw a się w N iem czech to ogrom ne jezioro, zawie
ra osiem dziesiąt tekstów sześćdziesięciu dwóch autorów.
Nie pojaw ia się w śród nich notabene nazw isko Stanisław a Dygata, co nie pow inno jed n ak dziwić, bo w jego powieści Jezioro w ystępuje w yłącznie w tytule.
G aien h o fen leży na dużym półw yspie H ó ri n a d z a ch odnim k rań cem jez io ra , n a d U ntersee. D o n ajb liższe
go b ad eń sk ieg o m iasta, R adolfzell, je st stą d dw anaście kilom etrów , d o szw ajcarskiego S teck b o rn d użo bliżej, w ystarczy p rzep ły n ąć łó d k ą k ilk a se t m etrów n a drugi brzeg. N iedaleko, zw łaszcza d ro g ą w o d n ą, je st też do K onstancji. To w łaśnie tam tejszych bisk u p ó w m o ż n a by nazw ać o dkryw cam i G aien h o fen . Już w X II w ieku z b u dow ali sobie tu duży zam ek m yśliw ski, k tó ry sta ł się z czasem ta k ż e siedzibą a d m in istra c y jn ą b isk u p stw a. Po zam ku z dziew ięciom a w ieżam i, niszczonym sto p n io w o W kolejnych w ojnach, p o z o sta ła dziś bu d o w la, k tó rej P ro sto k ątn y k sz ta łt n a d a n y z o sta ł o k oło ro k u 1700. W jej m urach m ieści się obecnie ren o m o w an e ew angelickie gim nazjum z in te rn a te m , zało żo n e w 1904 ro k u , m niej więcej w tym sam ym czasie, kiedy do G aien h o fen przybył H erm a n n Hesse.
Tęsknoty za w iejską idyllą nie były w śród arty stó w n a przełom ie wieków niczym niezwykłym . Ucieczki z m iasta stanowiły często pierw szą reakcję n a p o stęp u ją cą in d u strializację, um asow ienie społeczeństw a i ogólne przyspie
szenie życia. H erm an n H esse uciekł z Bazylei z tam tejsze
go a n ty k w ariatu W attenw yla, w k tó ry m m iał p o sad ę od prawie dwóch lat, w 1903 roku. N ajpierw do rodzinnego
2 Bodensee. Reisebuch, hrsg. v o n D o m in ik Jo st, Insel V erlag, F ra n k f u rt am M ain -L e ip z ig 1993.
Calw w Szwarcwaldzie, w krótce zaś n a wieś, n a d Jezioro Bodeńskie. U m ożliw ił m u to pierw szy literacki i fin an so wy zarazem sukces: Peter Camenzind. W dw udziestym siódm ym ro k u życia, osiem lat p o poetyckim debiucie, sześć lat po w ydaniu pierwszej książki, w zm ienionej sy tu acji życiowej i zawodowej, z pięcioletnim k o n tra k tem wy
daw niczym w kieszeni, z p o k a ź n ą su m ą 2500 m arek na koncie (bo tyle przyniósł rozchw ytyw any przez czytelni
ków Camenzind) - co m ogło w ystarczyć wówczas n a jak ieś dw a lata życia - w sierpniu 1904, w tydzień p o ślubie, wy
lądow ał Hesse w m aleńkim , liczącym zaledwie trzystu m ieszkańców , G aienhofen. Stary chłopski do m z rozle
głym w idokiem , nie p am iętający wprawdzie, ja k chcą nie
którzy, czasów wojny trzydziestoletniej, ale i ta k w y star
czająco wiekowy, zbudow any p raw d o p o d o b n ie w połow ie o siem nastego w ieku, jeden z najstarszych spo śró d zach o w anych we wsi do dziś, w ynalazła świeżo p o ślu b io n a żona, p o ch o d ząca z Bazylei z rodziny słynnych od pokoleń m a tem atyków , M aria (M ia) B ernoulli, ale oczywiście ju ż wcześniej oboje podjęli decyzję o w yniesieniu się z m iasta i o rozpoczęciu w spólnego życia w jak iejś ustronnej okoli
cy. R ok 1904 był więc dla H essego rokiem przełom u: zało żenie rodziny, pierwszy dom , nieoczekiw ana sława. Z aczę
ło się nowe życie.
M ieszka m więc teraz z żoną w Gaienhofen, w śmiesznej chłopskiej chałupie ( roczny czynsz 150 m arek), która, miej
m y nadzieję, i w zim ie będzie nadawać się do mieszkania.
Tym czasem łatam dziury w dachu, naprawiam podłogi itp., m ając dużo do czynienia z siekierą i m łotkiem . N asze tutej
sze życie je s t całkowicie sam otne i prawdziwie wiejskie, ale niezupełnie można by je nazwać poetycką idyllą. W ioska je st m alutka, m a tylko piekarza, ale żadnego innego sklepu, rzeź- nika itd. M uszę więc, j a k czegoś potrzebujemy, wiosłować do Steckborn i tam robić zakupy. Przekracza się p r z y tym gra
nicę, znam ju ż więc na pam ięć całą taryfę celną na produkty
Pierwszy dom H e rm a n n a H essego w G aienhofen.
kuchenne, chociaż oczywiście wolę szmugiel, je śli tylko je st możliwy. W krótce chcę także zacząć łowić ryby*.
W ynajęta c h ału p a była dość przestronna, sk ład ała się z sześciu izb. N a parterze obok kuchni znajdow ała się p o łączona z nią w spólnym piecem kaflow ym ja d a ln ia , p ełnią
ca zarazem funkcję salonu. Przylegał doń m ały pokoik, który zajm ow ała żo n a Hessego. Po wstaw ieniu sprow adzo
nego z Bazylei b iu rk a i p ian in a, n a k tórym M ia w ygrywa
ła w ieczoram i S ch u b erta albo C hopina, niewiele ju ż w nim zostaw ało miejsca. Chw iejne schody z desek prow adziły na piętro, gdzie w najw iększym pokoju o dwóch o knach - je d no w ychodziło n a przykościelny placyk, a drugie daw ało widok n a jezioro - Hesse urządził sobie pracow nię i biblio
tekę; w pozostałych dwóch pom ieszczeniach znalazły się sypialnie. O pisana całość stanow iła jedynie połow ę bud y n ku. D ru g ą część, ze stajn ią i stodołą, właściciel pozostaw ił We własnym użytkow aniu. Hesse nie m iałby i ta k z tego p o żytku, bo prow adzić gospodarki nie zam ierzał. We w szyst
kich sw oich n astęp n y ch d o m ach będzie o d d aw ał się Wprawdzie z zapałem upraw ianiu ogrodu, ale tu go jeszcze nie m iał, bo dom stał n a w ybrukow anym placu w centrum Wsi. O b o k znalazło się tylko trochę m iejsca na skrawek traw nika z dw om a czy trzem a drzew am i owocowymi oraz na zało żo n ą zaraz po w prow adzeniu się rab atę z n a stu rcją i słonecznikam i, ulubionym i kw iatam i pisarza.
D o G aienhofen nie dochodziła w prawdzie kolej żela
zna, ale zakurzony - albo błotnisty, zależnie od pogody - gościniec prow adzący z R adolfzell przem ierzał raz dzien
1 H e rm a n n H esse, G esam m elte Briefe. Erster B a n d 1895-1921, in Z u s a m m e n a rb e it m it H e in e r H esse hrsg. vo n U rsu la u n d V olker M ichels, S u h rk am p , F ra n k fu rt a m M ain 1973, s. 124. D alej o z n ac z a m ja k o G B w raz z n u m erem strony, a w p rz y p a d k u c y to w an ia d ru g ieg o to m u (Z w e ite r B u n d 1922-1935) do- daję rz y m sk ą dwójkę. A d re sa te m listu z d n ia 2 w rześn ia 1904 byl A le x an d e r F reih e rr vo n Bernus.
nie wóz pocztowy, do przystani zaś przybijał kilka razy w tygodniu, co praw da nie zawsze regularnie, szwajcarski parow iec, k tórym m ożna było wyprawić się do K onstancji.
Wieś nie była więc odcięta od świata. To tylko Hesse się łu dził, że sam em u u da m u się w niej od św iata odciąć i nie p o d d ać nudnej stabilizacji życia codziennego. Próbowali
śm y prowadzić w chłopskiej chacie życie proste, wiejskie, na
turalne, prawe - niemodne i dalekie od miejskich wzorców.
M y śli i ideały, któ rym i przesiąknęliśmy, łączyły nas zarówno z R uskinem i Morrisem, j a k i Tołstojem4.
Now e życie - życie w n atu rze - z początku m ogło się wydawać sam em u H essem u (bo później ju ż tylko p o stro n nem u obserw atorow i) ciekaw ą alternatyw ą dla miejskiego przyspieszenia cywilizacyjnego. Życie bez elektryczności, gazu, w odociągu, za to z czystym pow ietrzem , jeziorem , la
sem i otw artym niebem n ad głową. Życie w ypełnione sp a
ceram i lub w łóczęgam i po okolicy, łapaniem m otyli - cze
m u Hesse oddaw ał się z wielką nam iętnością, kąpielam i w jeziorze, pływ aniem łó d k ą, w ędkow aniem , przesiadyw a
niem p o d gruszą z b u telk ą wina, kontem plow aniem w ido
ków, później także baraszkow aniem z dziećm i w ogrodzie.
I oczywiście pisaniem . M uszę regularnie pracować i trosz
czyć się o dom, ale w gruncie rzeczy przeważnie bumeluję, ty le że m am z tego powodu w yrzuty sumienia. M oja żona je s t je d n a k cierpliwa i pozwala m i na to. Wieczorami siedzim y p r z y zielonym piecu w naszej drewnianej, chłopskiej izbie, je
m y gruszki i czytam y trochę „Don K ichota” albo ja k ą ś inną pogodną ksią żkę5. Tak było m oże rzeczywiście na począt
ku, później Hesse pisał w G aienhofen dużo.
4 Id em , B e im E inzug in ein neues H aus (w:) G esam m elte Werke, Bd. 10, S u h rk a m p , F r a n k fu rt a m M ain 1970, s. 142. C yt. wg n ie p u b lik o w a n eg o p rz e k ła d u Ł ad y J u ra sz -D u d z ik .
5 Idem , Bodensee. Betrachtungen, Erzählungen, Gedichte, hrsg. vo n V olker M ichels, 4. erw eiterte A uflage, Ja n T h o rb ec k e V erlag, S ig m arin g en 1986, s. 68.
F ra g m e n t listu H esseg o d o L. d u B o is-R ey m o n d z d n ia 11 g ru d n ia 1904.
Pisarz często się fotografow ał, a jego żo n a zajm ow ała się fotografią profesjonalnie, z lat spędzonych n ad Jezio
rem B odeńskim p ozostało dzięki tem u wiele zdjęć6 d o k u m entujących w iejską sielankę, zwłaszcza z pierwszych lat Po osiedleniu się n a H öri. Przynajm niej kilka spośród tych zdjęć - w połączeniu z fragm entam i różnych tekstów Hes- sego i relacji jego ówczesnych przyjaciół, zw łaszcza Ludw i
ga F inckha, także pisarza, tyle że trochę m niej zdolnego, który, zachęcony przykładem daw nego k o m p an a z lat n a uki w Tybindze osiedlił się w tej samej wsi w 1905 ro k u 7 - daje d obre świadectwo naiwnych trochę p ró b pełnego o sa
dzania życia w naturze. H esse zapuszcza brodę, przechodzi na w egetarianizm , z zapałem żegluje i w iosłuje n a własnej łódce, zażyw a nagich kąpieli w jeziorze, a nawet upraw ia nagie w spinaczki skalne. Zabaw ne nieco z dzisiejszego P unktu w idzenia usiłow ania przekształcenia się w „N atu r- nienscha” kryły n arastający wewnętrzny d ram at. U cieczka z m iasta nie była li tylko banalnym szukaniem szczęścia n a łonie natury, ale tak napraw dę m iała stanow ić sw oistą sa
m oobronę przed popadnięciem w m ieszczańską rutynę, z a
grażającą po założeniu rodziny i po osiągnięciu stabilizacji finansowej niezależnem u d o tą d m łodem u literatow i, życio
wemu wagabundzie. K ró tk o m ówiąc: n a wsi m iało być ła twiej u n ik n ąć filisterstwa. C o je d n a k wcale się ta k dobrze nie udaw ało i sprow adzało w gruncie rzeczy do ekscesów.
W szystko więc cały czas okazyw ało się tylko m askow aniem Wewnętrznej walki, ja k ą Hesse toczył sam ze so b ą od p o czątku swego now ego życia. W alki o wolność.
M oje ksią żk i stoją teraz na dobrych mocnych półkach i nigdy nie zalegają, j a k dawniej, na podłodze i wokół sofy;
6 M o żn a je o b ejrzeć m iędzy innym i w d w óch w ydaw nictw ach: H e rm a n Wesse, Bodensee, op. cit. o ra z H erm ann Hesse. S ein Leben in Bildern u n d T exten, hrsg. vo n V olker M ichels, S u h rk am p , F r a n k f u rt a m M ain 1979.
7 Por. L udw ig F in c k h , G aienhofener Idylle. Erinnerungen a n H erm ann H es- Se> V erlag K a rl K n ö d ler, R eu tlin g en 1981.
prawie w szystkie są też porządnie oprawione. N a ścianach wisi kilka rycin, piec m oże się palić, ja k długo m i się podoba - nie m uszę ju ż liczyć drewna i oszczędzać, W piw nicy leży sobie beczułka wina, a w moim starym, blaszanym pudełku je s t zawsze dosyć tytoniu. Powodzi m i się więc dobrze, bar
dzo dobrze; nawet m ój ko t robi się coraz bardziej tłusty, do
staje bowiem mleka, ile tylko chce. (...) Ale od kiedy zaczę
ły się wygody p rzy piecu, od kiedy przyniosłem z p la ży wio
sła od łodzi i schowałem j e ju ż na zim ę p o d dachem, coraz częściej ogarnia mnie złość na to wygodne życie. Gdy wieczo
rami, zaraz p o zm roku, schodzę na nabrzeże, szum ią wokół topole, raz silniej, raz słabiej, wilgotny wiatr owiewa szybko moją postać, p o czym sunie na jezioro i pojękując unosi się nad wzburzoną wodą. W tedy robi m i się źle - i na ciele, i na duszy, bo nie mogę ju ż być, ja k dawniej, sam otnym wędrow
cem. Chętnie oddałbym trochę domu, szczęścia i wygody w zam ian za stary kapelusz i pleca k8.
O pow iadanie p o d tytułem Im Philisterland (W k raju fi
listrów) pow stało jesienią 1904, zaraz po urządzeniu się w G aienhofen. To urządzenie pociągnęło je d n a k za sobą na tyle silne zagrożenie duchowej wolności pisarza, że p o zorow anie życia w pełnej zgodzie z n a tu rą nic nie p o m ag a
ło. To, co wydawać by się też m ogło c h ło p o m ań sk ą pozą, zachłannym i beztroskim rozkoszow aniem się w iejską sie
la n k ą albo zw ykłą reakcją n a konwencje i ograniczenia ży
cia m iejskiego, stanow iło napraw dę p róbę zagłuszenia dy
lem atu nękającego Hessego od początku nowego życia, dy
lem atu sk ąd in ąd odwiecznego: czy artyście w olno się że
nić? Im bardziej robiło się zim no, im dłużej pisarz przesia
dyw ał w dom u przy rozgrzanym piecu, głaszcząc po k ark u kota, zw anego z w łoska G attam elata, czytając O sjana i słu
chając dobiegających zza ściany dźwięków granego przez
8 H e rm a n n H esse, Im P hilisterland (w:) G esam m elte W erke, Bd. 6, op. cit..
s. 176.
żonę C h o p in a, tym natarczyw iej pow racało to pytanie.
Zwłaszcza, że rozległy w idok z o k n a przesłaniały coraz częściej jesienne mgły.
R ejon Jeziora B odeńskiego nie należy w praw dzie do najbardziej zam glonych obszarów N iem iec, w górach jest na p rzykład dużo gorzej, ale tru d n o tu mgły nie zauw ażać.
M eteorologiczne norm y uznające od 30 do 50 m glistych dni w ro k u za sta n d a rd 9, są w każdym razie znacznie prze
kroczone. R ekordow y byw a zwykle koniec w rześnia i p a ź dziernik, kiedy nadjeziorna m gła m a najbardziej klasycz
ny, żeby tak powiedzieć, c h a rak te r i ogranicza w idoczność czasem do kilkuset, a czasem do kilkudziesięciu metrów.
Przed południem prawie nigdy nie m ożna wtedy zobaczyć słońca. S rebrna tarcza, p o d o b n a raczej do księżyca w lisiej czapie, w yłania się bard zo powoli z białych oparów, a zwy
kłego blasku nie odzyskuje aż do wieczora. G dy m ożna się
gnąć w zrokiem trochę dalej niż jeden kilom etr w linii p ro stej, fachow cy nie m ów ią ju ż o mgle, ale o zam gleniach.
Tych jest n ad jeziorem jeszcze więcej, snują się właściwie Przez całą jesień i zimę, tyle że w ystępują okresow o i lo
kalnie. Jezioro nie m a wtedy drugiego brzegu, w oda rozle
wa się ja k b y w poziom ie i w pionie. W szystkie pobliskie kształty - architektoniczne, roślinne czy ludzkie - są nie
wyraźne, nierealne. A my razem z nim i...
M am i ja swoje dośw iadczenia z t ą m głą. Kiedy przed laty po raz pierwszy znalazłem się na p o łu d n iu Niemiec, chciałem ja k najszybciej zobaczyć jezioro i choć n a chwilę
" swoim zwyczajem - zanurzyć w nim rękę, w ydobyć jak iś kam yk z dna. Tajem nicza siła przyciągania Jeziora B odeń
skiego działała i w m oim p rzypadku. Z zobaczenia nic w te
dy jed n a k nie wyszło, bo w K onstancji w szystko tonęło
9 Por. D a s K lim a der Bundesrepublik D eutschland. L ieferu n g 4: M ittlere N e- belhäufigkeit un d N eb elstru ktu r, vo n M arg re t K a lb u n d H a n s S chirm er, Selb
stverlag d es D e u tsc h e n W etterdienstes, O tte n b a c h a m M ain 1992.
w gęstej mgle. Z portow ego m ola w idać było ledwie parę m etrów jakiejś nieokreślonej wody. N iecierpliwe spacero
wanie po nabrzeżu nic nie pom ogło, grudniow y dzień p o zostaw ał zam glony również po południu. Przejście do są
siedniego m iasta, szw ajcarskiego K reuzlingen, z naiw ną w iarą, że w innym państw ie m ogą panow ać inne w arunki pogodow e, niczego oczywiście nie zmieniło. Jeziora nie by
ło. N ie m ogłem wówczas zostać do następnego dnia, m u siałem wyjechać z K onstancji, nie zobaczywszy Jeziora Bo
deńskiego. O d tego czasu m inęło sporo lat, w ciągu których wiele razy widywałem jezioro, w różnych miejscach, z róż
nych stron, z bliska i z daleka. A le długo nie udaw ało mi się zobaczyć wszystkiego. Bo naw et pogodny z p o zo ru dzień nie oznacza jeszcze n ad jeziorem pełnej widoczności. D o piero za którym ś razem m ogłem się przekonać, że w idok z niem ieckiego brzegu na jezioro, n a południe, dopełniają Alpy. D opiero wtedy, kiedy h o ry zo n t zam ykają szczyty A lpsteinu i A lp G larneńskich, pow staje całość: w ielka wo
d a i wysokie góry. A ni jednego, ani drugiego nie zobaczy
łem również przy pierwszej wizycie w G aienhofen. W koń
cu w rześnia nie m ogło być inaczej. M ogła być tylko m gła, opisyw ana w ielokrotnie przez Hessego, najciekawiej m oże w szkicu Ein Septembermorgen cim Bodensee (W rześniowy ranek n ad Jeziorem B odeńskim ).
M usiała m u się daw ać we znaki. To wtedy najczęściej chciał rzucić wszystko i uciekać. C zasam i poprzestaw ał na napisaniu wiersza, n a p rzykład pięknego Im N ebel (We mgle) - o sam otności i w ędrow aniu, czasam i po p ro stu n a ciskał n a głowę kapelusz i w ybiegał z dom u, by wrócić po kilku godzinach lub kilku dniach; czasam i w yjeżdżał dalej i n a długo. Jed n ą z takich krótkotrw ałych, gwałtow nych ucieczek opisał w spom niany tu ju ż Finckh. Hesse w ylądo
w ał wtedy w pobliskiej wsi Iznang i w tam tejszej gospodzie
„Pod O rłem ” opróżniał z przygodnym kom panem jeden d zbanek po drugim . Tym razem miejscowe w ino nie było
mu w idocznie za kwaśne, n a co przy innych okazjach ch ęt
nie utyskiw ał. Późno w nocy zdołał jeszcze napisać kartkę do żony następującej treści: W m ej podróży poprzez euro
pejskie kraje i kultury zaw itałem do Iznang, sk ą d posyłam ci pozdrowienia. B ądź zdrowa/10 Po czym zapew ne wylał sobie kubeł wody n a głowę i wrócił do dom u, by następnego dnia przyglądać się ironicznie z bo k u , ja k listonosz w ręcza żonie nocn ą korespondencję.
N iejednokrotnie uciekał też n a jezioro, n a łódce m ógł być pewien swej sam otności, łó d k a zapew niała m u izolację, dystans od spraw dom ow ych i zawodowych. Jakże kocham ten m ały zw inny pojazd! - w yznawał w szkicu Hochsommer (Pełnia lata). - Z e wszystkich rzeczy, ja k ie posiadam, ta je d na wywołuje sam e miłe, czyste, drogie m i wspomnienia
Z zazdrością obserw ow ał przechodzących przez wieś rozm aitych włóczęgów czy wędrownych rzemieślników. Ich nic nie trzym ało n a m iejscu. Nie mieli ani domów, ani żon, ani pieniędzy. K ażdy z was - zw racał się H esse z ap o stro fą do takich dom okrążców - choćbym m u i podarował właśnie piątaka, wydaje m i się królem. Z całym należnym szacun
Z zazdrością obserw ow ał przechodzących przez wieś rozm aitych włóczęgów czy wędrownych rzemieślników. Ich nic nie trzym ało n a m iejscu. Nie mieli ani domów, ani żon, ani pieniędzy. K ażdy z was - zw racał się H esse z ap o stro fą do takich dom okrążców - choćbym m u i podarował właśnie piątaka, wydaje m i się królem. Z całym należnym szacun