• Nie Znaleziono Wyników

45 — Nie może być czystym zamiar z zuchwal

stwem względem nadanej ci od Boga władzy połą­ czony...'

Po chwili milczenia dodał:

Święta teologia uczy, że się grzeszy myślą, mową i uczynkiem... Uczynek zdradza mowę, mowa myśl... Jakże zbrodniczą musi być myśl, która się w yraziła uczynkiem zuchwalstw?!...

Zbrodnicza myśl... — rzekł cesarz sam do siebie.

Nastała chwila milczenia. Leopoldowi warga dolna ruszała się jakby co w ustach przeżuwał. Po chwili odezwał się:

— Zuchwalstwo, nieposłuszeństwo, bunt płyną ze źródła jednego... tak?...— zapytał.

— Tak, najjaśniejszy panie...

— Zrini więc winien buntu w intencyi?... — Winien, najjaśniejszy panie...

Jest tą owcą parszywą, którą z trzody wy­ rzucić, tym członkiem jadem zarażonym, który, wedle pisma, odciąć należy?...

— Jest owcą parszywą, je s t członkiem zarażo­ nym, najjaśniejszy panie...

— Grzeszy?...

— Pychą... W łada nim szatan ten sam, w któ­ rego władaniu znajdow ał się Jerzy Zrini, wróg k o ­ ścioła i Boga...

Cesarz głowę schylił, oczy przym rużył i w za­ myślenie się pogrążył. Ojciec Müller przez ten czas, zawsze w postawie pokory głębokiej, mówił:

Graf Mikołaj, spadkobierca Jerzego, odzie­ dziczył po nim m ajątki i wraz z niemi środki nieczy­ ste... Nie obraca środków tych na chwałę Bożą.., Czynią go one możnym i wpływowym, a tem szko­ dliwszym, że się osłania pozorami, zawracającem i umysły gminu... Przyśw ieca złudną m arą patryoty- zmu, podkopującego wyrok Boży, który dla ziemi

wy-46

znacza jednego pasterza i jednę owczarnię. Zriniady każde niem al słowo jest złem ziarnem, które chwasty wyda... W ystępując przeciwko sługom twoim w ier­ nym, występuje przeciwko tobie, najjaśniejszy panie, dzierżącemu władzę od Boga... Pamflet na hrabiego Montekukulego je s t dziełem wyszłem z podszeptu

i szatana...

Cesarz słuchał. W chwili tej oczy podniósł, na ojca Mullera spojrzał i rzekł:

— Kodeksy...

— Kodeksy, najjaśniejszy panie, pisane przez ludzi, zajm ują się jeno stroną zewnętrzną, nie wcho­ dząc w istotę duchową zbrodni, nie są więc w ystar­ czające w razach pewnych... Święta Inkwizycya ko-' deksów się nie radziła; że zas do niej uciekać się obecnie, dzięki przewadze złego, nie wypada, więc pomazańcom bożym należy posługiwać się wszelakie- mi sposobami, jakie Bóg, władze im dając, w ręku ich złożył...

— Owcę parszywą wyrzucić... członek jadem zarażony odciąć... — bąknął cesarz, na ojca Mullera patrząc.

Ojciec jezuita oczy zam knął i głowę pochylił. — Sądzić i ukarać...— rzekł Leopold I.

— Szatan je st zręczny i przebiegły... — odparł ojciec Miii Jer. Sądy służą dla niego do naigraw ania się z władzy przez Boga postanowionej, zwłaszcza — dodał—sądy świeckie... Sąd, rzecz po ludzku jeno biorąc, na hrabi Zrinim winy nie znajdzie... Bóg zbrodniarzy takich piorunem karze, a jeżeli ramię swoje powstrzymuje, to dla tego, ażeby zastąpiło je rainię, którem u On władzy swojej udzielić raczył...

— Czyż się my — zapytał cesarz — omylić nie możemy?

— Możesz, najjaśniejszy panie, alo jako czło­ wiek, nie zaś jako pomazaniec Boży... Gdy podda­ nego twego życia pozbawiasz, odsyłasz go od

trybu-nału swego do trybutrybu-nału Sędziego Najwyższego, który winowajcę uniewinnić może, ale nie może cię pocią­ gać do odpowiedzialności za to, żeś się omylił... W ła­ dza tw oja ziem ska z Boga idzie i tu, na ziemi, gdy zw łaszcza ściga zamachy i intenoye przeciwko kościo­ łowi świętemu, gdy chwasty wyrywa i ziarna złe nisz­ czy, nieomylną jest... Omyłki twoje ta — dodał z giestem oratorskim, prostując się — Bóg sprostuje tam ...

Rzekłszy to, znów się pokornie pochylił.

Cesarz, pomilczawszy i pomyślawszy przez chwi­ lę, dał rę k ą ojcu Mullerowi znak, że się oddalić może i dodał:

— Niech do nas przyjdzie baron Hocher,.. Baron Hocher pełnił funkcyę najwyższego kan­ clerza nadwornego, należał do składu rady przybo­ cznej cesarza i posiadał zaufanie jego.

Rada przyboczna radziła, nie nad tern atoli co, ale nad tem jak zrobić. Odwoływał się do niej ce­ sarz tak w sprawach porządkowych, jakoteż w poli­ tycznych, w tych ostatnich jednak zasięgał pierwej zdania spowiednika swego, który nie był doradcą j e ­ dynym, ale raczej inspiratorem poufnym. Co on r a ­ dził, to znajdowało poparcie ze strony kilku innych jeszcze osobistości, noszących habity zakonne, a m ia­

nowicie: jezuity Menegatti, kapucyna Sinelli, franci­ szkanina Spinola. Przez nich natchniony, radcom świeckim zadanie daw ał i rozwiązywać je nakazywał. W m ateryach jednak natury delikatnej do rady s ń nie odwoływał zgoła: wzywał do siebie którego z do­ stojników wysokich i objawiał mu wolę swoję. We względzie tym dwór wiedeński trzym ał się ściśle wzo­ rów Filipa II i był ogniskiem tajemnic stanu, których depozytaryusze, głębocy a ostrożni, całe usiłowanie swoje Wkładali w to, ażeby zadość uczynić woli mo narszej, k tórą często naw et odgadywać musieli. Za­ uszników, w pospolitem wyrazu tego znaczeniu, przy 47

Leopoldzie I n.ie było. Otaczali osobę jego mężowie stanu; ci piastowali tajem nice stanu, odnoszące się do nich bądź zbiorowo, bądź też osobiście. Jedne znali wszyscy, co do składu rady wchodzili; inne znane były w yłącznie dostojnikowi, którego cesarz na depo- zytaryusza i na wykonawcę wybrał.

Wybór tym razem padł na barona Hochera. Ojciec Miiller, otrzymawszy rozkaz wezwania barona, począł się, nie zm ieniając pozycyi wpółzgię- ^ej> w jakiej był wszedł, z komnaty cesarskiej wyco­ fać. Cofał się tyłem tak długo, póki się nie przesu­ n ął przez ciężką drzwi osłaniającą portierę. Za por­ tierą dopiero wyprostował się, drzwi sobie otworzył i, przeszedłszy pomiędzy dwoma gwardzistami cesar­ skimi, którzy, niby dwa posągi, przy drzwiach na w ar­ cie stali, poszedł dalejf postękując z cicha i krzyż dłonią sobie naciskając, ja k czynić zwykł człowiek doznający bólu w okolicach kości pacierzowej. P rze­ chodził mimo posterunków, czuwających w pobliżu gabinetu cesarskiego, mimo ludzi, co w oznakach funkcyi, jakie pełnili, w gotowości na pierw sze m o­ narchy zawołanie stali. Ci mu się kłaniali i w rękę go całowali, a on nad głowami ich krzyżyki palcem w powietrzu kreślił. Z szambelanów jeden do niego przemówił:

— Na krzyże, ojcze wielebny cierpisz...

— Starość. Lata, które na grzbiecie dźwigam, na krzyżu mi ciążą... Cierpieć przestanę, gdy się do trum ny położę...

— Dajźe, B o że— zaw ołał dworak— żeby to n a­ stąpiło jaknajpóźnieji..

— N astąpi to, kiedy mnie Bóg do siebie z ziemi powoła. .

— Bóg nie zechce chyba powoływać prędko k a­ płana, który, ja k ty, ojcze wielebny, z takim poży­ tkiem na ziemi mu służysz...

49