stwem względem nadanej ci od Boga władzy połą czony...'
Po chwili milczenia dodał:
Święta teologia uczy, że się grzeszy myślą, mową i uczynkiem... Uczynek zdradza mowę, mowa myśl... Jakże zbrodniczą musi być myśl, która się w yraziła uczynkiem zuchwalstw?!...
Zbrodnicza myśl... — rzekł cesarz sam do siebie.
Nastała chwila milczenia. Leopoldowi warga dolna ruszała się jakby co w ustach przeżuwał. Po chwili odezwał się:
— Zuchwalstwo, nieposłuszeństwo, bunt płyną ze źródła jednego... tak?...— zapytał.
— Tak, najjaśniejszy panie...
— Zrini więc winien buntu w intencyi?... — Winien, najjaśniejszy panie...
Jest tą owcą parszywą, którą z trzody wy rzucić, tym członkiem jadem zarażonym, który, wedle pisma, odciąć należy?...
— Jest owcą parszywą, je s t członkiem zarażo nym, najjaśniejszy panie...
— Grzeszy?...
— Pychą... W łada nim szatan ten sam, w któ rego władaniu znajdow ał się Jerzy Zrini, wróg k o ścioła i Boga...
Cesarz głowę schylił, oczy przym rużył i w za myślenie się pogrążył. Ojciec Müller przez ten czas, zawsze w postawie pokory głębokiej, mówił:
Graf Mikołaj, spadkobierca Jerzego, odzie dziczył po nim m ajątki i wraz z niemi środki nieczy ste... Nie obraca środków tych na chwałę Bożą.., Czynią go one możnym i wpływowym, a tem szko dliwszym, że się osłania pozorami, zawracającem i umysły gminu... Przyśw ieca złudną m arą patryoty- zmu, podkopującego wyrok Boży, który dla ziemi
wy-46
znacza jednego pasterza i jednę owczarnię. Zriniady każde niem al słowo jest złem ziarnem, które chwasty wyda... W ystępując przeciwko sługom twoim w ier nym, występuje przeciwko tobie, najjaśniejszy panie, dzierżącemu władzę od Boga... Pamflet na hrabiego Montekukulego je s t dziełem wyszłem z podszeptu
i szatana...
Cesarz słuchał. W chwili tej oczy podniósł, na ojca Mullera spojrzał i rzekł:
— Kodeksy...
— Kodeksy, najjaśniejszy panie, pisane przez ludzi, zajm ują się jeno stroną zewnętrzną, nie wcho dząc w istotę duchową zbrodni, nie są więc w ystar czające w razach pewnych... Święta Inkwizycya ko-' deksów się nie radziła; że zas do niej uciekać się obecnie, dzięki przewadze złego, nie wypada, więc pomazańcom bożym należy posługiwać się wszelakie- mi sposobami, jakie Bóg, władze im dając, w ręku ich złożył...
— Owcę parszywą wyrzucić... członek jadem zarażony odciąć... — bąknął cesarz, na ojca Mullera patrząc.
Ojciec jezuita oczy zam knął i głowę pochylił. — Sądzić i ukarać...— rzekł Leopold I.
— Szatan je st zręczny i przebiegły... — odparł ojciec Miii Jer. Sądy służą dla niego do naigraw ania się z władzy przez Boga postanowionej, zwłaszcza — dodał—sądy świeckie... Sąd, rzecz po ludzku jeno biorąc, na hrabi Zrinim winy nie znajdzie... Bóg zbrodniarzy takich piorunem karze, a jeżeli ramię swoje powstrzymuje, to dla tego, ażeby zastąpiło je rainię, którem u On władzy swojej udzielić raczył...
— Czyż się my — zapytał cesarz — omylić nie możemy?
— Możesz, najjaśniejszy panie, alo jako czło wiek, nie zaś jako pomazaniec Boży... Gdy podda nego twego życia pozbawiasz, odsyłasz go od
trybu-nału swego do trybutrybu-nału Sędziego Najwyższego, który winowajcę uniewinnić może, ale nie może cię pocią gać do odpowiedzialności za to, żeś się omylił... W ła dza tw oja ziem ska z Boga idzie i tu, na ziemi, gdy zw łaszcza ściga zamachy i intenoye przeciwko kościo łowi świętemu, gdy chwasty wyrywa i ziarna złe nisz czy, nieomylną jest... Omyłki twoje ta — dodał z giestem oratorskim, prostując się — Bóg sprostuje tam ...
Rzekłszy to, znów się pokornie pochylił.
Cesarz, pomilczawszy i pomyślawszy przez chwi lę, dał rę k ą ojcu Mullerowi znak, że się oddalić może i dodał:
— Niech do nas przyjdzie baron Hocher,.. Baron Hocher pełnił funkcyę najwyższego kan clerza nadwornego, należał do składu rady przybo cznej cesarza i posiadał zaufanie jego.
Rada przyboczna radziła, nie nad tern atoli co, ale nad tem jak zrobić. Odwoływał się do niej ce sarz tak w sprawach porządkowych, jakoteż w poli tycznych, w tych ostatnich jednak zasięgał pierwej zdania spowiednika swego, który nie był doradcą j e dynym, ale raczej inspiratorem poufnym. Co on r a dził, to znajdowało poparcie ze strony kilku innych jeszcze osobistości, noszących habity zakonne, a m ia
nowicie: jezuity Menegatti, kapucyna Sinelli, franci szkanina Spinola. Przez nich natchniony, radcom świeckim zadanie daw ał i rozwiązywać je nakazywał. W m ateryach jednak natury delikatnej do rady s ń nie odwoływał zgoła: wzywał do siebie którego z do stojników wysokich i objawiał mu wolę swoję. We względzie tym dwór wiedeński trzym ał się ściśle wzo rów Filipa II i był ogniskiem tajemnic stanu, których depozytaryusze, głębocy a ostrożni, całe usiłowanie swoje Wkładali w to, ażeby zadość uczynić woli mo narszej, k tórą często naw et odgadywać musieli. Za uszników, w pospolitem wyrazu tego znaczeniu, przy 47
Leopoldzie I n.ie było. Otaczali osobę jego mężowie stanu; ci piastowali tajem nice stanu, odnoszące się do nich bądź zbiorowo, bądź też osobiście. Jedne znali wszyscy, co do składu rady wchodzili; inne znane były w yłącznie dostojnikowi, którego cesarz na depo- zytaryusza i na wykonawcę wybrał.
Wybór tym razem padł na barona Hochera. Ojciec Miiller, otrzymawszy rozkaz wezwania barona, począł się, nie zm ieniając pozycyi wpółzgię- ^ej> w jakiej był wszedł, z komnaty cesarskiej wyco fać. Cofał się tyłem tak długo, póki się nie przesu n ął przez ciężką drzwi osłaniającą portierę. Za por tierą dopiero wyprostował się, drzwi sobie otworzył i, przeszedłszy pomiędzy dwoma gwardzistami cesar skimi, którzy, niby dwa posągi, przy drzwiach na w ar cie stali, poszedł dalejf postękując z cicha i krzyż dłonią sobie naciskając, ja k czynić zwykł człowiek doznający bólu w okolicach kości pacierzowej. P rze chodził mimo posterunków, czuwających w pobliżu gabinetu cesarskiego, mimo ludzi, co w oznakach funkcyi, jakie pełnili, w gotowości na pierw sze m o narchy zawołanie stali. Ci mu się kłaniali i w rękę go całowali, a on nad głowami ich krzyżyki palcem w powietrzu kreślił. Z szambelanów jeden do niego przemówił:
— Na krzyże, ojcze wielebny cierpisz...
— Starość. Lata, które na grzbiecie dźwigam, na krzyżu mi ciążą... Cierpieć przestanę, gdy się do trum ny położę...
— Dajźe, B o że— zaw ołał dworak— żeby to n a stąpiło jaknajpóźnieji..
— N astąpi to, kiedy mnie Bóg do siebie z ziemi powoła. .
— Bóg nie zechce chyba powoływać prędko k a płana, który, ja k ty, ojcze wielebny, z takim poży tkiem na ziemi mu służysz...
49