• Nie Znaleziono Wyników

35 powiadasz bratowo dostojna, spokój, ale nie powia

dasz tego, że spowodował niezadowolenie ogólne. Na­ rodowi brak kierownika... Hrabia się od kierownictwa w chwili najważniejszej usunął... Czy się to godził...

— Czyż się nie znajdzie nikt, co by go za­ stąpił?...

— I nad Zrińskich się wyniósł? — dokończyła hrabina Piotrowa.

Zapytanie to charakteryzowało j ą i stanowiło różnicę, jak a zachodziła pomiędzy nią a męża jej b ra­ tową. Tej ostatniej nie uśm iechały się dostojeństwa i zaszczyty, w stosunku do których hrabina Piotro­ wa była rękojm ią niejako pogodzenia dwóch rodzin kroackich od wieków spółzawodniczących. Frango- panówna z domu wyszła za Piotra Zrińskiego dlatego, ażeby tamę położyć procesom pomiędzy Zrińskimi a Frangopanam i, które w spadku z ojca przechodziły na syna i doprowadzały nierzadko do zawichrzeń w kraju. Ręka jej stała się różczką oliwną w sto­ sunkach pomiędzy dwoma temi rodami możnemi. Fran- gopanowie Zrińskim ustąpili pierw szeństw a. Hrabina o tem wiedziała i ceniła siebie odpowiednio do roli jak ą osoba jej odegrała. Frangopanówna wyszła za Zrińskiego nie na to, ażeby pędzić żywot sielankowy! Usunięcie się od spraw publicznych Mikołaja dotykało ją, usuwało bowiem w cień męża jej i zamykało go w szczupłej stosunkowo sterze piastowanego przezeń kapetaństw a seńskiego. Kapetan Seni znaczył wiele pod skrzydłem brata-bana; pod skrzydłem zaś bana innego staw ał się kapetanem zwyczajnym i, co wię­ cej, m iał do stolca bańskiego drogę zagrodzoną. Bo­ lało ją to i drażniło i z racyi tej do Mikołaja czuła żal wielki.

— Zrińscy upadli — mówiła — i kto wie czy się podniosą kiedy...

Ale... a... — głową chwiejąc, tonem prote- stacyi odpowiedziała hrabina Mikołajowa.

— Cesarz nie będzie ich prosił, ażeby zająć raczyli stanowisko, którem wzgardzili...

— Hrabia nie wzgardził... Usunął się dlatego, że na stanowisku tem użytecznym być nie mógł ani krajowi, ani królowi swemu...

— W Wiedniu o tem m yślą inaczej...

— Co myślą, czy my w em y?... Zresztą, stało się — dodała z akcentem zadowolenia w ew nętrzne­ go — co my na to poradzić możemy?...

— Kto wie, czy poradzić nie możemy! — ode­ zw ała się po chwili hrabina Piotrowa. — Będziemy mogły poradzić się przynajm niej i znaleść drogę jak ą do trafienia w Wiedniu do cesarza...

— Nie właściwiej by było zostawić to hrabiom?— odrzekła hrabina Mikołajowa.

— Zdarzają się położenia, w których mężowie sami występować nie mogą, zwłaszcza gdy chodzi o naprawienie błędu...

Wyraz ostatni wymówiła z naciskiem, który ze strony byłej bauicy wywołał wejrzenie protestacyi dobrotliwej.

— Błędu — powtórzyła — tego bowiem jestem zdania, które podzielają wszyscy, że hrabia Mikołaj w rozdrażnieniu popełnił błąd, honorowi jego nieuwła- czający bynajmniej, sprawie jednak publicznej tem szkodliwszy, że w trudnych teraźniejszych czasach nikt jej lepiej, niż on, służyć nie je s t w stanie... Błędu tego ani on, ani brat jego naprawić nie może... Im o nim mówić naw et nie wypada... Nie pozw alają im na to ambicya, miłość własna, które nie krępują ani was, dostojna pani i bratowo, ani mnie... My mogłybyśmy sprawę poruszyć i wprowadzić ją na drogę, na której by ona sama już do m ety doszła...

— Lękałabym się rękę do niej przykładać... — Przeszkadzać mi jednak nie macie powodu? — zapytała hrabina Piotrowa.

wiedziała co odpowiedzieć na nie. uciekła się przeto do zwyczajnego w razach podobnych wybiegu, do przyznania się do nieświadomości.

Ja bo nie rozumiem właściwie — o d p a rła __ co zam ierzacie i ja k ą w tem rolę pomoc lub prze­ szkoda m oja odegrywać ma...

— Nie do mnie — odrzekła hrabina Piotrow a— należy starać się o prostowanie hrabiego Mikołaja ścieżek... Jeżeli postępek jego nazywam błędem, to dlatego, że tak mi przekonanie moje powiada; skarżę się, ale na skardze poprzestać mtaszę, nie m ając p ra­ wa wypowiadać jej głośno... Jestem jednak m atką i żoną, i jako taka, mam nietylko prawo, ale i obo­ wiązek troszczyć się o losy dzieci moich, zależne od stanowiska ojca ich a męża mego... Zamierzam przeto poruszyć sprawę promocyi hrabiego Piotra...

Jak skoro wam o to, dostojna bratowo— od­ rzekła z uradowaniem hrabina Mikołajowa — chodzi, nie wiem, czy się wam pomoc moja przyda na co’ ale pomagać wam gotowa jestem z serca całego..! Chcecie, ażeby dostojny małżonek wasz na bańską stolicę wszedł... i owszem... Najpierwsza z tego cie­ szyć się będę i dla dopięcia celu tego zrobię w szyst­ ko, czego odemnie zażądacie... Rozporządzajcie mną

hrabino... .

— Dziękuję wam, bratowo dostojna — rzekła hrabina Piotrowa.

Rozporządzajcie mną — powtórzyła. Ta powtórzyła podziękowanie.

— Szczerze wyznam, że gdyby się rzecz m ał­ żonka mego tyczyła, nie znaleźlibyście we mnie go­ towości do pomocy tyle... Mnie się bardzo czekający nas spokój podoba; wzdycham do niego życie całe i z żywem upragnieniem wyglądam tej chwili, w k tó ­ rej się on nareszcie naprawdę rozpocznie...

Chwila ta niedaleka — w trąciła hrabina Piotrowa.

— Dzieli nas od niej dwa tygodnie... i — do­ dała — wrzawa...

— Śród tej wrzawy właśnie postawić chcę na drodze, na którą sprawę m ałżonka mego wprowadzę, wytyczne... Z W ęgier całych, z Kroacyi, z Siedmio­ grodu, ze Styryi, zjedzie się szlachta wysoka na po­ żegnanie bana... Stawią się wszyscy Zrińskich przy­ jaciele... Pomiędzy nimi nie trudno będzie znaleźć grono ludzi, którzy domagać się zechcą, ażeby m iej­ sce hrabiego Mikołaja zajął hrabia Piotr... Grono to spoić, wzmocnić i ku celowi wytkniętem u pchnąć: oto zadanie, w którego rozwiązaniu do pomocy wzywam cię, bratowo...

— Ani na chwilę nie wątp, że zrobię w szyst­ ko, co w mojej będzie mocy... Sprzyjam wam i dzie­ ciom waszym z serca całego i — tu się do słucha­ jącej w milczeniu hrabianki zw róciła — będzie mi miło, gdy synowicą m ałżonka mego obok stolca bań­ skiego stanie... Podobałoby ci się to? — zapytała.

— Nie wiem, stryjenko — była odpowiedź dziew-czyny.

— Jakżebyś wiedzieć nie miała!... — Nie m yślałam jeszcze o tem...

— Do tego nie potrzeba myślenia długiego... Czy nie podobałoby ci się, gdyby o tobie mówiono, żeś córka bana?

— Gdyby banem był ojciec mój, to zawsze baństwo jego byłoby dodatkiem, któryby się mnie nie tyczył, chyba dodatkowo... Bardziej mi się podoba to, żem córką człowieka, co ojczyźnie praw dą i r a ­ mieniem służy... Możeby mu w tem baństwo p rz e­ szkadzało...

__ Nie koniecznieś do rady dobra — odezwała się matka. — Im wyższem je st zajm owane stanowi­ sko, tem większe człowiek oddać może ojczyźnie usługi...

39