dasz tego, że spowodował niezadowolenie ogólne. Na rodowi brak kierownika... Hrabia się od kierownictwa w chwili najważniejszej usunął... Czy się to godził...
— Czyż się nie znajdzie nikt, co by go za stąpił?...
— I nad Zrińskich się wyniósł? — dokończyła hrabina Piotrowa.
Zapytanie to charakteryzowało j ą i stanowiło różnicę, jak a zachodziła pomiędzy nią a męża jej b ra tową. Tej ostatniej nie uśm iechały się dostojeństwa i zaszczyty, w stosunku do których hrabina Piotro wa była rękojm ią niejako pogodzenia dwóch rodzin kroackich od wieków spółzawodniczących. Frango- panówna z domu wyszła za Piotra Zrińskiego dlatego, ażeby tamę położyć procesom pomiędzy Zrińskimi a Frangopanam i, które w spadku z ojca przechodziły na syna i doprowadzały nierzadko do zawichrzeń w kraju. Ręka jej stała się różczką oliwną w sto sunkach pomiędzy dwoma temi rodami możnemi. Fran- gopanowie Zrińskim ustąpili pierw szeństw a. Hrabina o tem wiedziała i ceniła siebie odpowiednio do roli jak ą osoba jej odegrała. Frangopanówna wyszła za Zrińskiego nie na to, ażeby pędzić żywot sielankowy! Usunięcie się od spraw publicznych Mikołaja dotykało ją, usuwało bowiem w cień męża jej i zamykało go w szczupłej stosunkowo sterze piastowanego przezeń kapetaństw a seńskiego. Kapetan Seni znaczył wiele pod skrzydłem brata-bana; pod skrzydłem zaś bana innego staw ał się kapetanem zwyczajnym i, co wię cej, m iał do stolca bańskiego drogę zagrodzoną. Bo lało ją to i drażniło i z racyi tej do Mikołaja czuła żal wielki.
— Zrińscy upadli — mówiła — i kto wie czy się podniosą kiedy...
Ale... a... — głową chwiejąc, tonem prote- stacyi odpowiedziała hrabina Mikołajowa.
— Cesarz nie będzie ich prosił, ażeby zająć raczyli stanowisko, którem wzgardzili...
— Hrabia nie wzgardził... Usunął się dlatego, że na stanowisku tem użytecznym być nie mógł ani krajowi, ani królowi swemu...
— W Wiedniu o tem m yślą inaczej...
— Co myślą, czy my w em y?... Zresztą, stało się — dodała z akcentem zadowolenia w ew nętrzne go — co my na to poradzić możemy?...
— Kto wie, czy poradzić nie możemy! — ode zw ała się po chwili hrabina Piotrowa. — Będziemy mogły poradzić się przynajm niej i znaleść drogę jak ą do trafienia w Wiedniu do cesarza...
— Nie właściwiej by było zostawić to hrabiom?— odrzekła hrabina Mikołajowa.
— Zdarzają się położenia, w których mężowie sami występować nie mogą, zwłaszcza gdy chodzi o naprawienie błędu...
Wyraz ostatni wymówiła z naciskiem, który ze strony byłej bauicy wywołał wejrzenie protestacyi dobrotliwej.
— Błędu — powtórzyła — tego bowiem jestem zdania, które podzielają wszyscy, że hrabia Mikołaj w rozdrażnieniu popełnił błąd, honorowi jego nieuwła- czający bynajmniej, sprawie jednak publicznej tem szkodliwszy, że w trudnych teraźniejszych czasach nikt jej lepiej, niż on, służyć nie je s t w stanie... Błędu tego ani on, ani brat jego naprawić nie może... Im o nim mówić naw et nie wypada... Nie pozw alają im na to ambicya, miłość własna, które nie krępują ani was, dostojna pani i bratowo, ani mnie... My mogłybyśmy sprawę poruszyć i wprowadzić ją na drogę, na której by ona sama już do m ety doszła...
— Lękałabym się rękę do niej przykładać... — Przeszkadzać mi jednak nie macie powodu? — zapytała hrabina Piotrowa.
wiedziała co odpowiedzieć na nie. uciekła się przeto do zwyczajnego w razach podobnych wybiegu, do przyznania się do nieświadomości.
Ja bo nie rozumiem właściwie — o d p a rła __ co zam ierzacie i ja k ą w tem rolę pomoc lub prze szkoda m oja odegrywać ma...
— Nie do mnie — odrzekła hrabina Piotrow a— należy starać się o prostowanie hrabiego Mikołaja ścieżek... Jeżeli postępek jego nazywam błędem, to dlatego, że tak mi przekonanie moje powiada; skarżę się, ale na skardze poprzestać mtaszę, nie m ając p ra wa wypowiadać jej głośno... Jestem jednak m atką i żoną, i jako taka, mam nietylko prawo, ale i obo wiązek troszczyć się o losy dzieci moich, zależne od stanowiska ojca ich a męża mego... Zamierzam przeto poruszyć sprawę promocyi hrabiego Piotra...
Jak skoro wam o to, dostojna bratowo— od rzekła z uradowaniem hrabina Mikołajowa — chodzi, nie wiem, czy się wam pomoc moja przyda na co’ ale pomagać wam gotowa jestem z serca całego..! Chcecie, ażeby dostojny małżonek wasz na bańską stolicę wszedł... i owszem... Najpierwsza z tego cie szyć się będę i dla dopięcia celu tego zrobię w szyst ko, czego odemnie zażądacie... Rozporządzajcie mną
hrabino... .
— Dziękuję wam, bratowo dostojna — rzekła hrabina Piotrowa.
Rozporządzajcie mną — powtórzyła. Ta powtórzyła podziękowanie.
— Szczerze wyznam, że gdyby się rzecz m ał żonka mego tyczyła, nie znaleźlibyście we mnie go towości do pomocy tyle... Mnie się bardzo czekający nas spokój podoba; wzdycham do niego życie całe i z żywem upragnieniem wyglądam tej chwili, w k tó rej się on nareszcie naprawdę rozpocznie...
Chwila ta niedaleka — w trąciła hrabina Piotrowa.
— Dzieli nas od niej dwa tygodnie... i — do dała — wrzawa...
— Śród tej wrzawy właśnie postawić chcę na drodze, na którą sprawę m ałżonka mego wprowadzę, wytyczne... Z W ęgier całych, z Kroacyi, z Siedmio grodu, ze Styryi, zjedzie się szlachta wysoka na po żegnanie bana... Stawią się wszyscy Zrińskich przy jaciele... Pomiędzy nimi nie trudno będzie znaleźć grono ludzi, którzy domagać się zechcą, ażeby m iej sce hrabiego Mikołaja zajął hrabia Piotr... Grono to spoić, wzmocnić i ku celowi wytkniętem u pchnąć: oto zadanie, w którego rozwiązaniu do pomocy wzywam cię, bratowo...
— Ani na chwilę nie wątp, że zrobię w szyst ko, co w mojej będzie mocy... Sprzyjam wam i dzie ciom waszym z serca całego i — tu się do słucha jącej w milczeniu hrabianki zw róciła — będzie mi miło, gdy synowicą m ałżonka mego obok stolca bań skiego stanie... Podobałoby ci się to? — zapytała.
— Nie wiem, stryjenko — była odpowiedź dziew-czyny.
— Jakżebyś wiedzieć nie miała!... — Nie m yślałam jeszcze o tem...
— Do tego nie potrzeba myślenia długiego... Czy nie podobałoby ci się, gdyby o tobie mówiono, żeś córka bana?
— Gdyby banem był ojciec mój, to zawsze baństwo jego byłoby dodatkiem, któryby się mnie nie tyczył, chyba dodatkowo... Bardziej mi się podoba to, żem córką człowieka, co ojczyźnie praw dą i r a mieniem służy... Możeby mu w tem baństwo p rz e szkadzało...
__ Nie koniecznieś do rady dobra — odezwała się matka. — Im wyższem je st zajm owane stanowi sko, tem większe człowiek oddać może ojczyźnie usługi...
39