• Nie Znaleziono Wyników

Czytelnik niech uważa, że to jest głos pogański przeciw R y­ cerstwu Niemieckiemu użyty, ktdry objaśnia się dalszemi przy

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 2 (Stron 123-167)

OBJAŚNIENIA

Czytelnik niech uważa, że to jest głos pogański przeciw R y­ cerstwu Niemieckiemu użyty, ktdry objaśnia się dalszemi przy

piekami, 2, 3, 4.

Z a cóż d otych czas w L ita w o ra w ieży, L am p a ja k g w iazd k a m iędzy kratą, mruga? W s z a k dziś p o w ró c ił, je ź d z ił w kraj daleki, Sn u p otrzeb u ją troskliw e pow ieki.

O n p rze c ie nie śpi.— P o sła n o na zw iad y, N ie śpi; lecz żaden s p ałacow ej straży, A n i z dw orzanów , ani s panów rady, D o p rogu je g o zb liży ć się nie w aży. D arem n ie p o se ł i g ro zi i prosi,

G ro źb a i prośba na nic się nie p rzyd a; K azan o w reście o b u d zić R ym w ida. O n w olę pańską nosi i odnosi,

O n g ło w ą w radzie, praw ą ręk ą w boju; J e g o n a zyw a xiąże drugim sobą, W obozie, w zam ku, jem u k a żd ą dobą W stę p do pańskiego otw arty pokoju.

W pokoju ciemno i tylko od stola K a g a n ie c św iatłem konającem płonął; L ita w o r ch o d ził po gm achu dokoła, A potem stanął i w m yślach utonął. S łu c h a co K ym w id o N iem cach pow iada, A le mu na to nic nie odpow iada.

T o s ię r u m ie n i, to A v z d y c h a , to b le d n ie ,

W y d a ją c t w a r z ą t r o s k i n ie p o w s z e d n ie . P o s z e d ł k u la m p ie , ż e b y ją p o p r a A y ił,

W rzk o m o popraw ia, a do g łę b i ciśnie; W c is n ą ł nareście i całkiem zad ław ił, N ie wiem, przypadkiem , czyli też um yślnie.

S n ać, że poskrom ić nie m ó g ł wnętrznej w rzaw y, I w p o go d n iejsze w y stro ić się lice;

A je d n a k nie ch ciał, b y słu ga s postaw y Z g a d n ął pańskiego serca tajem nice. Znow u komnatę obch odzi do koła, L e c z k ie d y okna kratow ane m ijał, W id n a p rzy b lasku m iesięcznego koła, C o się p rzez szy b y i k raty p rzeb ijał, W id n a posęp ność zm arszczonego czoła, P rz y c ię te usta, oczu b łysk aw ica I surow ego za gorzałość lica.

Potem w ró g gm achu zw raca się s pośpiechem , K a ż e podw oje zam knąć R ym w idow i,

S ia d ł i s kłam liw ą spokojnością m ówi, S zy d e rsk im m ow ę za p raw u jąc śmiechem:

„ W s z a k mi sam z W iln a p rzy w io złe ś łly m w id zie , Ż e W ito łd , pan nasz m ożny i ła sk a w y , (5)

M ia ł mię p o d w yższyć xiążęciem na L id z ie , 1 sp adłe dla mnie po żonie d zierża w y, J a k sw oję w łasność, lub zd o b y c ze cu d ze, L ita w o ro w i p o darow ał słudze?»

— »To p raw da x ią ż e .(t— »M y w ięc po te dary Jak o p rzysta ło w ystąpim y godnie;

K a ż w yn ieść na dw ór xiążęce sztandary, Z a p a lić w zam ku ognie i pochodnie. G d z ie są trębacze? niechaj o północy, Z jad ą na miasto i stan ąw szy w rynku, N a c zte ry w iatry trąbią s całej m ocy, A p ó ty będą trąbić b ez sp oczynku, P ó k i się w szystk o rycerstw o rozb u dzi. N ie c h k a żd y p iersi zb roją u b esp iecza, N a sad zi g ro ty i p ociągn ie m iecza. Z goto w ać żyw n o ść dla koni i lud zi; K a żd em u z m ężów zgotu je niew iasta, Ile zjeść m ożna od ranku do zm roku; C z y j koń na p aszy, sp row adzić do m iasta, N akarm ić i w ziąść na d rogę obroku;

A skoro słońce z S zczo rso w s k ie j g ra n icy (6) P ie rw szym prom ieniem grób M end oga draśnie W s z y s c y staniecie na Ludzkiej ulicy.

C z e k a ć m ię rzeźw o, zbrojno i zapaśrrte.“

V • ***

T a k m ów ił xiąże; w p raw d zie je g o m owa Z a le ca z w y k łe do d rogi p rzy b o ry ;

L e c z za co nagle i n iezw yk łej pory? D la czego p o stać b y ła tak surowa? A k ied y m ów ił, choć gw ałto w n e słow a

Biegi}, że jed n o dru giego nie ścignie, Z d a się, ja k o b y w y sz ła ich połow a,

A reszta w p iersiach p rzytłu m ion a stygnie. T a postać coś mi niedobrego w ró ży, I g ło s ten m yśli spokojnej nie słu ży,

U m ilk ł L ita w o r, zdało się że czeka, A ż B y m w id z w ziętym odejdzie roskazem ; I R ym w id m ilczy a odejście zw leka, B o to co s ły sz a ł i co w id zia ł razem , K ie d y stosuje i w a ży w rozum ie,

Z lek k ich słó w ciężką, rze cz odgadnąć umie.

A le cóż pocznie, zna, że x iąże m łody Kaniow om cudzym m ało daje ucha, I nie lub iący w d łu g ie b rn ąć w yw od y, Z am iary knuje w swojej g łę b i ducha; A skoro uknuł, nie dba na p rze szk o d y,

1 ham ow any tern srożej w ybucha. L e c z R ym w id, ja k o wierna P an u rada I zacn y ry c e rz av litew skim narod zie, Zapew ne hańbie niem ałej podpada,

G d z ‘eby pow szechnej nie za b ie ża ł szkodzie. M ilcz e ć, c z y radzić? na dw oje m yśl dzieli, W a h a się, w końcu na dru gie ośmieli.

»Panie, g d zie k o lw ie k chęci tw oje godzą,, N ig d y ć na lu d ziach i koniach nie zb ędzie; W s k a ż tylko drogę, m y za twoją, w od zą N ie p a trząc kęd y, gotow i iść wTszędzie; I R ym w id pew nie nie p rzy jd zie ostatni. A le , o P an ie, na różnym miej w zględ zie, P osp ó lstw o ślepe, tw oich rąk n arzęd zie, I m ężów, k tó rzy na coś więcej zdatni. B o i twój ojciec, choć lu b ił sam s siebie W y c ią g a ć sk rycie p r z y sz ły c h d z ie ł osnow y, Jed n ak nim gm inne m iecze ku p otrzeb ie, W p r z ó d y k u rad zie m ądre w z y w a ł g ło w y; K ę d y m ja n ieraz z w olnem zdaniem siadał, A com u m yślił, śm iało w yp ow iadał.

W ię c i dziś w yb acz, je ś li w szczerym gło sie Zeznam , co serce ustom p rzek a zało .

D łu g o ja żyłem i na siw ym w łosie D źw ig a m i czasó w i czyn ów niem ało; P rz e d się dziś w idzę, oby nie ze szkodą! R z e c z dla nas starych n ie zw y k łą i m łodą. J e że li praw da, że na lid zk ie państw o C ią gn ie sz, do twojój należące w łaści, T e n pochód sk ory, coś n ak ształt napaści, Z ra zi i nowe i dawne poddaństw o. C i, ja k zw yc ię żcy , czek ają zd o b yczy, T am ci kajdanów , ja k lud n iew olniczy.

„Z a ra z po kraju w ieść ziarna rozsyp ie, U ch o je gminne ch w yta i p rzesadza, S k ą d w końcu go rzk i ow oc się w yrad za, C o truje zgodę i co sław ę szczyp ie; O k rz y k n ą zaraz, żeś ch ciw y łu p ie ży, W d a r ł się na państw o, któreć nie należy.

„In a czej cale, po daw nym zw yczaju , L ite w sk ie n iegd yś stą p a ły xiążęta, N iosąc stolicę do w łasn ego kraju; T y c h x iążąt dobrze w iek mój zapam ięta. I je śli zechcesz iść po starym tryb ie,

S p u szcza j się na mnie, w niczem nie uchybię.

„N a p rzó d rycerstw o obeślem y w s zę d y , I tych, co w m ieście zostali się b liscy, I co na w iejsk ie p o w rócili g rzę d y , M ają na zam ek zgrom adzić się w szyscy; W ię c krew n e pany, w ięc starsze u rzęd y, K u bespieczeń stw u, a w iększej ozdob ie, Z sow itym pocztem niech staną p rzy tobie. C o nim dokonasz, ja m ogę tym czasem

W y ru sz y ć ju tro , lub po ju trze zrana, Z e słu żb ą, s św iętą osobą kapłana, T u d zie ż s potrzebnym do u c zty zapasem ; A b y się w szystk o złatw iło na p rzo d zie,

»Nie tylko bow iem sam naród p ro sta o zy L e c z i starszyzn a za łakocią goni,

A w id zą c z razu pańskiej hojność dłoni, D o b rze stad sobie na p rz y s z ło ś ć tłu m aczy. T a k za w żd y b yło w L itw ie i na Żm udzi; J e ś li nie w ie rzy s z, pytaj starych lu d z i.cc

S k o ń czy ł, p od ch od zi k u oknom i doda: „W ie trzn o , niepew na na ju tro pogoda. J a k ie g o ś w id zę rum aka p rzy w ie ży, A tuż i ry c e rz op arty na łęk u ,

D r u d z y dwaj ch odzą konie w o d ząc w ręku; P o s ły niem ieckie — p ozn ałem z od zieży; C z y ich zaw ołać? czy li niech na dole P r z e z u sta słu gi odbiorą tw ą w o lę?tc

T o m ów iąc okno przym knięte za s zcze p ił, N ib y n iech cący i p a trz y ł i gad ał,

A le um yślnie p ytan ie u czep ił,

B y coś o p o sła ch niem ieckich w yb a d ał.

N a to mu prędko L ita w o r odpow ie: „J e że li k ie d y w y ch o d zę po radę D o cu d zych , w łasn ej nie u fając głow ie, Z a w ż d y tw e zdanie na p o czątk u kład ę. B o ś ze w sz ą d g o d zien mojej czci i w ia ry , J a k w polu m łod y, tak na rad zie stary.

» W ię c choć nie lubię, b y d zieł p r z y s z ły c h końce, L a d a czyjem u w idne b y ły oku,

Z am iar w y lę g ły w m yślenia pom roku Ź le je s t p rzed czasem w y k a za ć na słońce. N iechaj rze c z cała dokonania bliska, J a k piorun, w p rzó d y zabija niż błyska; P rz e to ż ja krótko pytan ia odbyw am :

K ied y? d ziś, ju tr o — gdzie? na Żm u dź, do R usi. — 'To b yć nie m oże!— b ęd zie i b y ć musi; L e c z dzisiaj tobie g łą b ’ serca roskryw am ,

»D la tegom k a za ł do konia i zbroi, D la tego nagle i orężnie g od zę, B o wiem W ito ld a , że z w ojskam i stoi, G o to w y w stręty czyn ić mi po drodze; A m oże na to ch ciał do L id y zw ab ić, B y zw ab ion ego pojm ać albo zabić.

» A le ja z m istrzem P ru s k ie g o Zakonu (8) T ajem ne za raz zw iązałem przym ierze, A b y mi sw oje d ał w pom oc rycerze;

Z a co w nagrodę ustąpię część plonu. Jeśli, ja k sły szę, p rzy b y li p osłow ie, Z n ać żem na je g o nie zw ied zion y słow ie.

» W p rzó d w ię c , nim zajdą siedm iorakie g w ia z d y ,(9) R u szy m y p rzy d a ć k u litew skiej sile

N iem ców pancernej trz y tysiące ja z d y , (1 0) I p ie szy ch knechtów we dw ójnasób tyle. B ęd ą c u M istrza sam sobie w yb rałem , J a k ie ma p rzy sła ć rum aki i chłop y,

O d w szy stk ich n aszych ogrom niejsze ciałem , (11) Ż ela zem kute od g ło w y do stopy:

W ie sz, ja k o dzielnie b rzeszczo tam i ') sieką, I d zidą srożsi od n aszych daleko.

„K n e c h t zasię k a żd y ma żelazn ą żmiję, K tó rą ołow iem i sad zą u tu czy,

P otem ku w rogom n aw racając szyję, P od rażn i iskrą, wnet p a szcza za h u czy O gniem i gromem, zrani lub zabije,

K o g o j e j S t r z e lc a t r a f n y w z r o k p o r u e z y .

O d takiej broni n iegd yś obalony

P ra d z ia d G ed ym in na szańcach W ie lo n y.

„ W s z y s tk o gotowe; tajem nem i drogi, J u tro , g d y W ito ld w zaufan iu zbytniem , N a L id z ie słabe zostaw ił za ło g i,

W p adn iem , podpalim , zabierzem i wytniem ."

R ym w id n iezw y k łą rażony nowiną S ta ł pełen dziw u n iep rzytom n y sobie;

P rz e g lą d a b u rzę, m yśli o sposobie, S k łó co n e m yśli jed n e w d rugich giną,. A le rze cz nagła, próżno zw lekać zdanie. Z gniew em i żalem zaw oła: „ O Panie! B o gd a jb y m n igdy nie d o ż y ł tej pory, B ra t p rze c iw bratu ma podnosić dłonie! W c z o r a w y szc ze rb ił naN iem cach topory, (1 2) D z iś ma je o strzyć ku N iem ców obronie? Z ła je s t n ie zg o d a , ale g o rszą zgo d ą C h cesz nas p o je d n a ć ; raczej ogień z w odą.

»Zdarza się w praw d zie, że sąsiad sąsiada, S którym niep rzyjaźń to c z y ł od lat w ie lu , U ścis k a w reście, gniew ne serce składa, Jed en dru giego zo w ią c— p rzyjacielu ; Z e bardziej je szcze , niźli złe sąsiady, G n iew n e na siebie L itw in y i L a c h y , C zęsto u w spólnej pijają b iesiady, S n u używ ają pod jednem i dachy,

1 m iecze łą c z ą ku wspólnej potrzebie; A je sz c z e bardziej nad L ite w sk ie męże, 1 nad P olaki za w zię tsi na siebie,

O d w ieku w iek ó w są ludzie i węże; A przecież, jeśli do dom ow ych progów (13) W ą ż zap roszon y gościem od czło w iek a, J e śli dla ch w a ły nieśm iertelnych b ogów , L itw in mu chleba nie skąpi i m leka,

W ten czas g ad sw ojski pełznie w je g o ręce; S p ołem w ieczerza, z jed n y ch kubków pija, I nieraz senne p iersi niem ow lęce

M osiężn ym w iankiem bez szk o d y obwija.

„ L e c z k rzy ża ck ie g o gadu nie u g ła sz c ze N ikt, ni gościną, ni prośba, ni dary; M a ło ż P ru s a k i i M azo w sza cary,

Ziem , lud zi, zło ta w epchnęli mu w paszcze? O n w ieczn ie głodn y, choć p o ża rł tak w iele, N a resztę nasza ro zd ziera gard ziele.

„S p o in a m oc tylko zd o ła nas ocalić. D arm o hordam i ciągniem y co roku B u r z y ć ich tw ierdze i m ieściny palić. P r z e b r z y d ły Z akon podobn y do sm oku, J ed en łeb utniesz, d rugi rośnie skoro, I ten u cięty rośnie w dziesięcioro! W s z y s tk ie utnijm y! N apróżno się trudzi, K to n aszych szcze rze chce g o d zić s K r z y ż a k i; B o c zy to s kniaziów , czyli s p rostych ludzi, N a L itw ie całej nie zn ajd zie się taki

C o b y ich nic zn a ł ch ytro ści i dumy,

N ie stron ił od nich, ja k od krym skiój dżum y; C o b y nie w o lał stokroć od ich broni

K a cze j żelazo rospalone w dłoni, N iźli k rzy ża ck a praw ice uściskać.

»Kecz W ito ld grozi?... czyż bez obcych m ieczy J u ż nie zd o łam y rozep rzcć się w polu?

A lb o c z y do tych kresó w z a s z ły rzeczy , I ż dom owego naszych zw ad kąkolu, N ie zd o ła w yrw ać dłoń bratniój p rzyjaźn i, O ręż dla cudzej zach ow ując kaźni?

» S k ąd że m asz pew ność, że słu szn a tw a skarga, Z e W ito łd znow u, staw iąc się upornie,

Z d ra d y napina i um ow y targa?

P o s łu c h a j,— ślij mnie do niego pow tórnie, W zn ow im um ow ę.K— »D ość tego, R ym w idzie, Znane mi dobrze W ito łd a um ow y. (14) W c zo ra mu taki w ia tr za w ia ł do g ło w y , D zisia j nań znow u co innego p rzy jd zie . W c z o r a ufałem xiążęcem u słow u,

Z e sobie L id o w d zied zictw o zabiorę; D z iś W ito łd uknuł coś różn ego znow u, R a g w a łt sw obodną w yśled ziw szy porę, O d y się do dom ów rozjech ali moi, A on u W iln a obozam i stoi; D z iś oznajm uje, ja k o b y L i dzianie Z a sw ego pana słu ch ać mię nie chcieli; W ię c W ito łd L id ę dla siebie w yd zieli,

M nie zaś w nagrodę inny kraj dostanie, P ew n ie R u ś gołą, lub bagna W arega! (15) B o tam w skazana je s t siedziba nasza, T a m W ito ld b raci i krew n ych w y p łasza ,

A św iętą. L itA v ę s a m j e d e n z a le g a .

P a tr z ja k urad ził! a w ie na co rad zić, B o w jedn o bije, chociaż różną drogą: C h c ia łb y się jed e n nad w szy stk ich posadzić

I sobie rów nych cisnąć pod swą nogą.

„P rze b ó g ! c z y ż nicdość, żc W ito ld a buta Na koniu w iecznie trzym a całą Litw ę? P ie rś nasza w ieczn ie do zb roi p rzyk u ta, S z y sz a k i ju ż nam p rzy ro sły do czoła, Z łu p ów po łu p y i z b itw y na bitw ę, Św iat ja k o w ielki zb iegliśm y do koła; T o na K r z y ż a c tw o , to zn ow u p rzez T a try N a P o lsk i pięknie zbudow anej sioła: Stam tąd po stepach że g lu ją c y z w iatry G on iąc błędnego ob ozy M ogoła. A cośm y skarbu z zam ków w yłam ali, I co żyw e go szab lica nie dotnie, G łó d nie d ogryzie, ogień nie dopali, Jem u znosim y, spędzam y ochotnie. N a trudach n aszych w potęgę urasta, O d F iń s k ic h za tok po C h azarów m orze (16) W sz y s tk ie pod siebie zag arn ął ju ż m iasta.

Sam w jak iem m ieście! w jak im sied zi dworze! W id zia łe m pyszn ych K r z y ż a k ó w warownie, N a które P ru s a k nie sp o jrzy b ez strachu; A p rzecież m niejsze od W ito ld a gm achu, C o je s t na W iln ie , lub T rock iem je zio rze ! (17 j W id z ia łe m piękną, dolinę p r z y K o w n ie, (18) K ę d y R u sałek dłoń w iosną i latem

Ś cie le m uraw ę, kraśnym d zierzga kw iatem , J est to dolina najp iękniejsza w św ięcie. L e c z k tó żb y w ierzył? u syna K ie jstu ta , W p ałacu św ieższa m uraw a i kw iecie; T a k im p o dłoga kobiercem osuta, T a k ie po ścianach ro zw isłe bisiory, Z liściem ze srebra i kw ieciem ze złota; N a d dzieło bogiń, nad sm ug ró żn o w zo ry

C u d n iejsza branek lech ick ich robota. W kratach u niego szklanne okienice P rz y w o ź n c kęd yś aż od ziem i końca, B ły s z c z ą , ja k p o lsk ich ry c e rzy zbroice, A lb o ja k Niem en p rzed oczym a słońca, S pod śn iegu zim ne g d y odsłoni lice.

» A ja com z y s k a ł za ran y i znoje? Com z y s k a ł, że od m aleńkiego w ieku S p ieluch ów zaraz p rzew in ion y w zb roje, N ią ż ę ja k T a ta r ż y ł o końskiem mleku? C a ły dzień konno, w w ie c zó r k o ń ska g rz y w a

P o d u szk a moją, p rzy niej noc w ystoję, A rankiem znow u trąba na koń w zyw a; Z e w tenczas, k ie d y moi rów ien nicy J e ż d ż ą c na kijach, szablam i z łu c zy w a B esp ieczn ie sobie grali po u lic y , B y siw ą m atkę lub dziecin n ą siostrę Z ab aw ić w ojny kłam anej obrazem , W te n cza s s T a ta ry jam gon ił na ostre, L u b w ręcz s P olak i ścin ał się żelazem !

„P r z e c ie ż me państw a od E r d w iłła czasu I p ięd zią szerzćj ziem i nie za le g ły .

P a trz na te m ury z dębow ego lasu, I na ten p a ła c mój z czerw onej ce g ły; P ó jd ź p rzez kom naty p rad ziad ów siedliska, G d zie szldanne kuple? g d zie k ru szcow e łupy? M iasto b lach zło ty ch , m okry kam ień b łysk a , M iasto kobierców , śniade m chu skorupy. C óżem ch cia ł w yn ieść z ognia i kurzaw y? P ań stw a, c z y skarby? nie; nic, krom ia sław y!

„ A le i sław ą w szystkim pod nad g ło w ę W ito łd p odleciał, W ito ld w szystk ich gasi; J eg o , ja k o b y d ru giego M indow ę, (19) N a u cztach w ielbią W a jd e lo ci nasi. J e g o na stronach i na w ie szczy m rym ie, D o potom nego w y sy ła ją blasku;

N asze śród gm inu kto w yp a trzy imie? K to podjąć ra c zy z niepam ięci piasku?

»Przecież nie zajrzym . N iech w a lczy, niech grom i, N iech aj się w imie i sk arb y bogaci;

T y lk o niech zęb a ch ciw ego poskrom i O d sw ych ojczyców , od ziem ie swej braci. C z y ż dawno w środku pokoju i zg o d y G w ałtem litew sk a w strząśniona stolica? C z y ż dawno W ito łd k n iazió w w ielk ich gro d y N a sze d ł, i s tronu zm iótł 01gierdoAvica, (20) I sam ow ładał? a tak lub i w ładać,

B y je g o p o seł ja k K r y w e jty goniec, (21) X ią ż ą t p o d w yższał, albo zm u szał spadać! O! czas, że tem u p o ło ży m y koniec, C zas, że po sobie je ź d z ić nie dozw olim , P ó k i m łodego w p iersiach ży w ię ducha, P ó k i żelazo ręki zdrow ej słucha; D o p ó k i koń mój ze sk rzyd łem sokolim, Com z łu p ów krym skich jedn ego w ziął sobie, Jakiem u rów n y dany tobie drugi,

A je s z c z e d ziesięć rże p rz y moim żłobie, K tórem i w ierne poobdzielam słu gi, D o p ó k i koń mój!... póki szabla m oja....* T u mu gn iew słow a i tchnienie za tło c z y ł, U m ilk ł— lecz chrzęstem o z w ała się zbroja; ¿n a ć , że się w z d ry g n ą ł i z m iejsca w y sk o c z y ł.

J a k iż to płom ień nad g ło w ą mu b łysn ął? J a k oderw ana gw iazd a , p rze z n ieb iosa S p ad a, z d łu giego ża ry trzęsąc w łosa; T a k on b rzeszczo tem koło stropu cisn ął I siek ł w podłogę; od tęgiego razu R zęsiste isk ry syp n ęły się z głazu .

Znow u ich g łu ch e obeszło m ilczenie, Z n ow u r z e k ł xiąże: „D o sy ć próżnej m ow y, O to noc praw ie d ochodzi p ołow y,

W k ró tce u sły szy m d ru gich k u ró w pienie. W ie s z com roskazał; bądźcie w pogotow iu. J a legnę, m oże duch tro sk liw y spocznie, I ciało trochę p okrzep ię na zdrow iu,

B om trzy dni nie spał. T e r a z je s z c z e m rocznie, L e c z dziś zap ełn ia x ię ży c rogi nowiu,

Św it będ zie w idny, ru szy m y niezw łoczn ie. Synom K ie jstu ta w L id zie zostaw im y G odne d zied zictw o — p o p io ły i d ym y!“

T o p o w ied zia w szy, u sia d ł i w dłoń klasnął. S k o c z y li słu d zy, k a za ł zw le k ać szaty,

I le g ł, nie na to m oże ab y zasnął,

L e c z aby R ym w id m iał się p recz s komnaty. I on g d y w id zi, iżb y nic nie sp raw ił, A n i co m ów ił, ani d łu żej baw ił. P o s ze d ł, a jak o zn a ł pow inność słu gi,

W y trąb ił ukaz, rycerstw o zgrom adził, P otem do zam ku w ró c ił się raz drugi. P o cóż? c zy że b y znow u s panem rad ził? K ie , w inną stronę w ió d ł on kroki sw oje, N a lew e sk rzyd ło zam kow ej b u d ow y, G d zie ku stolicy spadał m ost zw od ow y, »Szedł krużgan kam i p rze d xiężn ej podw oje.

B y ła naonczas x iążęciu zam ężną C ó ra na L id z ie m ożnego dziedzica,

Z cór nadniem enskich p ierw sza krasaw ica, Z w an a G ra ży n ą , czyli piękną xiężną; A chociaż w iekiem od m łodej ju trzen k i, P o d lat niew ieścich sch od ziła południe, O boje, d ziew ki i m atrony w d zięki N a jednem licu zesp oliła cudnie. P o w a g ą zd ziw i, a św ieżością znęca, Z d a się, że lato oglądasz p rzy wiośnie; Z e kw iat m łod ego nie stra c ił rumieńca, A razem ow oc wnet pełni dorośnie. N ie tylko licem nikt je j nie m ógł sprostać, O na się je d n a w d w orze całym szczyci, Z e b oh aterską L ita w o ra postać

^ zrostem w ysm ukłej dorów na kibici. N ią żę c a para, k ied y j ą okoli

Sąsied n ia p ara dorodn ych topoli,

N ad w szy stk ich głow ę w ystrzelo n ą niesie.

T w a rzą podobna i rów na s postaw y, Sercem też całem w yd aw ała męża; Ig łę , w rzecion o, niew ieście zab aw y G a rd ząc , tw ardego im ała oręża.

C zęsto m yśliw a, na żm udzkim rum aku, (2 2) W szorstkim ze sk ó ry niedźw iedziej kirysie, S p ią w s zy na czole b iałe szp ony rysie, P o śró d strzelczego h asała orszaku; S p ociech ą m ęża, nie raz w tym ubiorze W ra c a ją c s p o la , oczy m yli gm inne, N ie raz od s łu żb y zw iedzionej na d w orze, O d b iera h o łd y xiążęciu powinne.

T a k zjed n o czon a zabaw ą i trudem , O sło d a sm utku, sp óln iczka w esela, N ie tylk o ło że i serce podziela, L e c z m yśli je g o i w ła d zę nad ludem . W o jn y i sąd y i tajne u k ła d y ,

C zę sto k ro ć od jej za le ża ły rady.

A c z innym rze c z ta nie b y ła św iadom a — B o xiężn a w y ższa nad żon p rostych rzęd y, K tó re zb y t rade, że panują doma,

C h c ia ły b y s tem się p o p iso w ać w szęd y: O w szem cudzem u pilnie k ry ła oku

Z jaką. p otęgą w sercu m ęża w ładnie; N aw et baczn iejsi i b liżs i je j boku N ie p rędko m ogli zb ad a ć i nie snadnie.

M im o to, R ym w id m ąd ry o dgad yw ał, G d zie mu je d y n e p o zostało w sparcie; S z e d ł w ięc i xiężn ej w y n u rzy ł otw arcie, W s z y s tk o co w id zia ł i co p rzew id yw a ł, J a k a stąd daw nym zw yczajo m obraza, X ią ż ę c iu hańba, narodow i skaza.

M ocno G rażyn ę w ieść now a u d e rz y , L e c z panią swojej będąca postaci TTdaje w rzkom o, iż tem u nie w ierzy, P o k o ju w g ło sie i tw a rz y nie traci. „N ie wiem ja , rzek ła, cz y li nad ryc e rzy, W ię c e j u pana słow o niew iast p łaci; T o w iem , że sobie sam ra d zi rostropnic, W ie m je s z c z e lepiej, co uradzi, dopnie. W re s z c ie , je że li n a g ła gniew u flaga D o cze sn ą b u rzę w sercu je g o w zb u d zi, J eśli n iekied y, lotem m łod ych lu d zi,

C h ęć sw ą nad słuszność, lub nad możność w zm aga,

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 2 (Stron 123-167)

Powiązane dokumenty