• Nie Znaleziono Wyników

Razem zapłakać

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 2 (Stron 45-107)

K o n r a d .

5)I cóż w ypłaczem y? P łakałem , pom nisz, kied y się w ydarłem R a w ieki w ieków s tw ojego objęcia,

G d y dobrow olnie dla szczęścia um arłem , A ż e b y k rw aw e spełnić przed sięw zięcia. »Tuż uw ieńczone zb y t d łu g ie m ęczeństw o, T e ra z stanąłem u ż y c z e ń m ych celu: M ogę się zem ścić na nieprzyjacielu, A ty mi p rzy sz ła ś w y d zierać zw ycięstw o.

O d tąd ja k zn ow u z okna twej w ieżyc y S p o jrza ła ś na mnie, w całym k rę g u św iata Z n ow u nic nie ma dla mojej źren icy, T y lk o je zio ro i w ieża i krata.

W k o ło mnie w szystk o w re w o jn y rozruchem ; Ś ró d trąb o d głosu, śród oręża szczęku , J a niecierpliw em , w ytężonem uchem S zu k am ust tw o ich anielskiego d źw ięku , I dzień mój ca ły je s t oczekiw aniem , A g d y w ieczornej doczekam się p ory, C h cę ją p rze d łu ży ć rospam iętyw aniem . J a ży cie m oje lic zę na w ie c zo ry ; T ym czasem Zakon sp oczyn k o w i łaje, 0 wojnę prosi, w łasnej żąda zg u b y , 1 m ściw y Ila lb a n w ytch n ąć mi nie daje: A lb o daw niejsze p rzypom in a śluby, W y rż n ię te sioła i zn iszczo n e kraje, A lb o g d y nie chcę sk argi je g o słu ch ać, Jednem w estchnieniem , skinieniem , oczym a, U m ie p r z y g a s łą chęć zem sty rozdm uchać. W y ro k mój zd a się p rzyb liża ć do końca, N ic ju ż K r z y ż a k ó w od w ojny nie w strzym a. W c z o ra śm y z R zym u odeb rali gońca, Z różn ych stron św iata niezliczone chm ury P o b o ż n y z a p a ł w p o le nagrom adził, W s z y s c y w o łają abym ich p ro w ad ził Z m ieczem i k rzyżem na W ile ń sk ie m ury.

A przecież,— w yznam zc wstydem , w tej chw ili K ie d y się w ażą narodów w yroki,

M yślę o tobie, w ynajduję zw łoki, ż e b y śm y je s z c z e dzień jed e n p rzeżyli. M łodości! ja k ż e w ielk ie tw e ofiary!

Jam m iłość, szczęście, jam niebo z a m łodu U m ia ł p ośw ięcić dla sp raw y narodu,

Z żalem lecz z męstwem!— a dzisiaj ja stary, D zisia j pow inność, rosp acz, w ola B o ża P ę d z ą m ię w pole! a ja siwej g ło w y

N ie śmiem oderw ać od tych ścian podnoża, A ż e b y twojej nie stra c ić — rozm ow y!../'

U m ilknął; z w ie ży słych ać tylko jęk i; W m ilczeniu d łu gie p r ze c ie k ły god zin y, N o c rozrzed niała, i prom yk ju trze n k i J u ż zaru m ien ił lic a cichej w ody; P o m ię d zy liściem drzem iącej k rze w in y Z e szm erem ranne p rzew iew a ły ch łod y, P ta szę ta cichem o zw a ły się pieniem, U m ilk ły znow u, - i d ługiem m ilczeniem Z n ać dają że się zb u d z iły zaw cześn ie. K o n ra d p ow staje, w zn ió sł ku w ie ż y czoło, D łu g o na kratę p o glą d a ł boleśnie;

S ło w ik zanucił: K o n ra d naokoło S p o jrzał, ju ż ran ek;— opuścił p rzyłb icę, "VV szerokie zw oje p ła szc za tw arz obw inął,

Skinieniem ręki żegn a pustelnicę, I w k rzak ach zgin ęł.

T a k duch p iek ieln y od w rót pustelnika N a o dgłos dzw onu porannego znika.

I V .

U C Z T A .

B y ł d zie ń patrona, u ro czyste św ięto; K o m tu ry z braćm i do sto licy jad ą , B ia łe ch orągw ie na w ieżach zatknięto. K o n ra d r y c e rz y ma u czc ić biesiadą.

S to b iałych p ła s z c z ó w p ow iew a za stołem , N a k ażd ym p ła s zc zu czern i się k r z y ż d łu gi; T o b y li bracia, a z a nimi k o łe m

M ło d zi gierm kow ie stoją dla p o słu gi.

K o n ra d na czele; po le w ic y tronu W z ią ł m iejsce W ito ld ze sw ym i hetm any; D aw n iej b y ł w rogiem , d ziś gościem Zakonu, P rz e c iw k o L itw ie sojuszem zw iązan y.

J u ż M istrz p o w sta w szy daje u c zty hasło, »C ie szm y się w P a n u !<c wnet p u h ary b ły s ły . »C ieszm y się w P an u !* tysią-c g ło só w w rz a s ło , S rebra zab rzm iały, stru gi wina try sły .

W a llen ro d u siadł, i na ło k c iu w sp arty S łu c h a ł s pogarda n iep rzysto jn ych gw arów ; U m ilk ła w rzaw a, ledw ie ciche ża rty

G d z ie n ie g d zie p rz e rw a lek k i d źw ięk p u h arów .

„ C ie sz m y się, rze cze — cóżto b racia moi, T a k ż e ryc e rz o m c ie sz y ć się przystoi? Z ra zu w rza sk pijany, a teraz szm er cichy, M am yż u czto w ać ja k zbójcę lub mnichy?

»Inne zw y c za je b y ły za m ych czasów , K ie d y na pełnem trupów bojow isku,

Ś ró d g ór K a sty ls k ic h lub F in lan d zk ich lasów , P r z y obozow em p iliśm y ogn isku.

»Tam b y ły pieśni: m iędzy w aszym gminem C z y ż nie ma barda albo menestrela?

S e rce czło w iek a wino rozw esela, A le piosenka je s t dla m yśli w inem ."

Z arazem różni śp iew acy paw stali; T am W ło c h o ty ły słow iczcm i tony

K o n ra d a m ęstw o i pobożność chwali; O w d z ie trubadur od b rzeg ó w G aron y, O p ie w a dzieje m iłosn ych p a ste rzy , Z a k lętych d ziew ic, i b łęd n ych ry c e rz y .

W a lle n ro d drzem ał, piosen ki u sta ły, N agle zb u d zo n y p rzerw an ym łoskotem , C isn ą ł W ło c h o w i trzos ład o w n y złotem : „M nie, rze k ł, jedn em u śp iew ałeś p o ch w ały, J ed en nie m oże dać innej nagrody.

W e ź i p ójd ź z oczu; ów tru b ad ur m łody, K tó r y piękności i m iłości słu ży ,

N iechaj daruje, że w rycerskiem gronie D z ie w ic y nie m asz, co b y mu na łonie W d z ię c z n a p rzy p ię ła m arny kw iatek róży.

„ T u ró ż e zw ię d ły ; innego chcę b arda, Z akonn ik ry c e rz innej ch ce p io sen k i, N iech aj mi będ zie tak d zik a i tw arda J a k hałas rogó w i oręża szczę k i, I tak ponura ja k klasztorn e ściany, I tak ognista ja k sam otnik pijan y.

„D la nas, co św ięcim i m ordujem lu d zi, M o rd erc za piosnka niech św ięto ść o głasza, N iechaj ro sczu la i gn iew a i n u d zi,

I zn ow u niechaj zn u d zon ych p rzestra sza.

T a k ie je s t ż y c ie — taka piosnka nasza. K to ją, zaśpiew a? kto?cc— »Ja," odp ow ied ział

S ę d z iw y starzec, k tó ry u podw ojów M ię d z y gierm kam i i paziam i siedział; P ru s a k c z y L itw in , ja k w id ać ze strojów , B ro d ę m iał gęstą, w iekiem ubieloną,

G ło w ę obw iew a ostatek siw izny, C z o ło i o c zy zak ryte zasłoną,

W tw a rzy w y ryte lat i cierpień blizny. •

W p raw icy starą lutnię p ru sk ą nosił, A lew ą ręk ę w y cią g n ą ł do stoła,

I tóm skinieniem posłuchania p rosił. U c ic h li w s z y s c y .— »Ja śpiewam , zaw oła. D aw niej P ru sak o m i L itw ie śpiew ałem , D z iś jed n i le g li w o jczy zn y obronie, D ru d z y , ży ć nie chcąc po o jczy zn y zgonie, D o b ić się w olą nad je j martwem ciałem; J a k słu g i w ierne w dobrym i zły m losie G in ą na sw ego d ob ro czyń cy stosie. Inni srom otnie po lasach się kryją, Inni, ja k W ito ld , m ięd zy wam i żyją,

a A le po śm ierci, N iem cy, w y t o w iecie, Sam i sp ytajcie niecnych zd rajcó w kraju , C o oni p o czn ą, g d y na tam tym św iecie, W skazan i w ieczn ym ogniom na p ożarcie,

Zechcą- sw yc h p rzo d k ó w w y w o ły w a ć z raju, Jakim ję zy k ie m p op roszą o w sparcie?

C z y w ich niem ieckiej barbarzyń skiej m owie Grłos d zieci sw oich u zn ają przodkow ie? 0 dzieci, ja k a na L itw ę sromota! Żaden mi żaden nie p rzy n ió sł obrony, C d y od ołtarza stary W ajd elota

B y łe m w niem ieckich kajd anach w leczon y. S am otn y w obcej ziemi zestarzałem ,

ś p ie w a k , niestety! śp iew ać nie mam komu; N a L itw ę p a trząc o c z y w yp łakałem .

D zisia j, je że li ch cę w estchnąć do domu, N ie w iem g d zie le ż y mój dom ulubiony, C z y tam, c zy owrdzie, c z y li s tamtej strony.

»T u tylko W sercu, tu się ochroniło, C o w mej o jczyźn ie n ajlepszego było, 1 te u bogie daw nych skarbów szczątk i W e ź c ie mi, N iem cy, w eźcie mi pam iątki.

»Jak zw yc ię żo n y ry c e rz na ig rzy s k u Z a ch o w a życie, ale cześć utraca;

I dni w zga rd zo n e w lek ąc w pośm iew isku, Zn ow u do swmgo z w y c ię żc y pow raca, I raz ostatni w ytężając ramie,

T a k mię ostatnia natchnęła ochota: J e s z c z e do lutni ośm ieliłem rękę, N iech wam ostatni w L itw ie W a jd elo ta N ó ci ostatnią, litew sk ą p iosenkę."

S k o ń c z y ł i c z e k a ł M istrza odpow iedzi, C z e k a ją w s z y s c y w m ilczeniu głęb okiem ; K o n ra d badaw czem i sz y d e rcz ym okiem W ito ld a lic ó w i p oru szeń śledzi.

P o s trze g li w szy sc y , k ied y W ajd elota M ó w ił o zd rajcach , ja k się W ito ld m ienił, Z sin iał, pobladnął, znow u się czerw ien ił, D r ę c z y go rów nie i g n iew i sromota; N akoniec szablę ściskając u boku, Id zie, zd ziw ion ą grom adę rostrąca, S p o jrz a ł na starca, zaham ow ał kroku , I chm ura gn iew u nad czołem wusząca, O p a d ła nagle w b ystrym łe z potoku; P o w ró c ił, u siadł, p łaszczem tw arz zasłania, I w tajem nicze u ton ął dum ania.

A N iem cy sciclia— »czyliż do biesiad y P rz y p u s z c z a ć m am y żeb rające dziady? K to słu ch a pieśni i kto je rozum ie?" T ak ie o d g ło sy w biesiadniczym tłum ie C o ra z żyw sze m i p rzeryw an o śm iechy;

P azio w ie krzyczą-, św istając w o rzech y, »Oto je st nóta litew skiego śp iew u."

W tem K o n ra d p o w stał:— „W a le c z n i rycerze, D ziś Z akon w edle starego zw yczaju ,

O d m iast i x ia ż ą t podarun ki b ierze ; Jak winne h o łd y s p o d leg łe go k raju , Ż eb rak wam p iosnkę p rzy n o si w ofierze; Z ło żen ia h ołd u nie brońm y staicow i, W eźm ijm y piosnkę, b ęd zie to g ro sz w dow i.

»Pośród nas w id zim x iążę cia L itw in ó w , G o śćm i Zakonu są je g o w o d zow ie,

M iło im b ę d zie pam ięć d aw nych czyn ów S ły s z e ć w o jczystej odśw ieżon ą m owie. K to nie rozum ie, niechaj się oddali; J a czasem lubię te posępne ję k i N iezrozum iałej litew skiej piosenki; J a k lu b ię ło sk o t rozhukanej fali, A lb o szm er cich y w iosen n ego deszczu; P r z y nich spać m iło,— śpiew aj sta ry w ieszczu.

P IE Ś Ń W A J D E L O T Y .

K ie d y za ra z a L itw ę ni a u d e rzyć , Jej p rzy jście w ie s zc z a odgadn ie źrenica; P o je śli słu szna w ajdelotom w ie rzy ć ,

N ieraz na p u stych cm entarzach i błoniach S taje w idom ie m orow a d ziew ica ,

W bieliźn ie, z wiankiem ognistym na skroniach, C zo łem p rzen osi b ia ło w iesk ie d rzew a,

A w ręk u chustką, sk rw aw ion ą pow iew a.

S tra żn icy zam ków o czy pod hełm kryją, A p sy w ieśniaków , z a r y w s z y p y s k w ziem i, K o p ią , śm ierć w ietrzą i okropnie w yją.

D ziew ica stąpa k ro k i zło w ie szcze m i, N a sioła, zam ki i bogate m iasta; A ile ra z y k rw a w ą chustką skinie, T y le p a ła có w zm ienia się w pustynie; G d zie nogą stąpi, św ieży gró b w yrasta.

Z gu b ne zjaw isko !— ale w ięcej zg u b y , W r ó ż y ł L itw in om od niem ieckiej strony S z y s z a k b ły s z c z ą c y ze strusiem i czub y, I p ła s zc z szeroki, krzyżem n aczerniony.

G d z ie p rze s zły stopy takiego w id ziad ła, N iczem je s t klęska w iosek albo grodów : C a ła kraina w m ogiłę zap ad ła.

A c h , kto litew sk ą duszę m ógł ochronić, P ó jd ź do mnie, siądziem na grobie narodów , B ęd ziem y dum ać, śp iew ać i łz y ronić.

O w ieści gminna! ty arko p rzym ierza M ię d z y daw nem i i m łodszem i laty, W tobie lud sk łada broń sw ego ryc e rza, S w y c h m yśli p rzęd zę i sw ych u czu ć k w iaty.

A r k o , tyś żadnym niezłam ana ciosem, P ó k i cię w ła sn y twój lud nie zniew aży; 0 pieśni gm inna, ty stoisz na straży N arod ow ego pam iątek kościoła,

Z archanielskiem i sk rzyd łam i i gło sem — T y czasem d zie rży sz i broń archanioła.

P ło m ień ro z g ry zie m alow ane dzieje, S k a r b y m ieczow i sp ustoszą zło d zieje , P ie śń u jd zie cało, tłum lu d zi obiega; A jeśli p o d łe d u sze nie um ieją K a rm ić j ą żalem i p o ić nadzieją, U cie k a w góry, do g ru zó w p rzy le g a , 1 stam tąd daw ne opow iad a czasy. T a k sło w ik z ogniem zajętego gm achu W y le c i, chw ilę p rzy sią d zie na dachu: G d y d ach y runą, on u cieka w lasy, I brzm iącą p iersią nad z g lis zc za i g ro b y N ó ci podróżn ym piosenkę ża ło b y.

S łu ch ałem p io s n e k — nieraz km ieć stoletni, T rą c a ją c k o ści żelazem oraczóm ,

S tan ą! i z a g ra ł na w ierzb ow ej fletni

P a c ie rz um arłych, lub rym ow nym p łaczem W a s g ło sił, w ielcy ojcow ie— bezdzietni. E c h a mu w tórzą; ja słu ch ałem zd ała, T em m ocniej w id ok i piosnka rozżala, Ż em b y ł je d y n ym w idzem i słuchaczem .

J ak o w d zień sądny z g ro b o w ca w yw o ła U m a rłą j> rze szło ść trąba archanioła,

T a k na d źw ięk pieśni, kości s pod mej stopy W olbrzym ie k s z ta łty z b ie g ły się i zro sły . Z g ru zó w pow stają kolum ny i stropy, J e z io ra p u ste b rzm ią liczn em i w iosły, I w id ać zam ków otw arte podw oje, K o ro n y xiążąt, w ojow n ik ó w zbroje;

Ś p iew ają w ieszcze, tań czy d ziew ic g ro n o — M a rzy łe m cudnie, srodze m ię zbudzono!

Z n ik n ę ły la s y i o jczyste góry. M y ś l znużonem i ulatując p ió ry S p a d a , w dom ow ą tuli się zaciszę, L u tn ia u m ilkła w otrętw iałem ręku; Ś ró d żałośnego sp ółrod ak ó w ję k u C zęsto p rze s zło śc i g ło su nie dosłyszę! L e c z dotąd isk ry m łodego zap ału

T lą w g łęb i p iersi, nieraz ogień w zniecą, D u s z ę o żyw ią i pam ięć oświecą.

P am ięć naów czas, ja k lam pa s k ryszta łu , U b ran a pędzlem w m alowne obrazy, C h o ciaż ją. zaćm i p y ł i liczn e sk azy, Jeżeli św ieczn ik postaw isz w jej serce, J e s zc z e św ieżo ścią b arw y zn ęci o czy, J e s zc z e na ścianach pałacu rosto czy K raśn e acz nieco p rzyćm ion e kobierce.

G d y b ym b y ł zdolny w łasne ognie p rzelać

W piersi słu ch aczó w , i w sk rzesić p ostaci

Zm arłej p rzeszło ści; g d yb ym um iał strzelać B rzm iącem i sło w y do serca spółbraci; M o że b y je s z c z e w tej jed yn ej chwili, K ie d y ich p iosnka o jczysta p o ru szy, U c zu li w sobie daAvne serca bicie, U c z u li w sobie daw ną w ielkość d uszy, I chw ilę jed n ę tak górnie p rze ży li, J a k ich przodkow ie niegdyś całe życie.

L e c z po co zb ie g łe w y w o ływ a ć wieki? I sw oich czasó w ś p i e w a k nie obwini, P o je s t m ąż wielki, ży w y , niedaleki, O nim zaśpiew am : u czcie się L itw in i!“

* *

*

U m ilk n ą ł starzec i dokoła słucha, C z y N iem cy dalej pozw olą mu śp iew ać; W sali d o k o ła b y ła cichość głu ch a,

T a zw y k ła w ie szczó w na now o za g rze w a ć. Z a c z ą ł w ięc piosnkę, ale innej treści, B o g ło s na sp ad ki w oln iejsze rozm ierzał, P o stronach słabiej i rzad ziej u d e rzał, I z hym nu zstą p ił do prostej p ow ieści.

P O W IE Ś Ć W A J D E L O T Y .

S k ą d L itw in i w racali? z nocnej w racali w y c ie c zk i, W ie ź li łu p y bogate w zam kach i cerk w iach zdobyte, T łu m y brańcó w niem ieckich sp ow iązan em i rękam i, Z e stryczkam i na szy ja ch , b iega p r z y koniach zw y-

* cięzców ,

P o g ląd ają k u P ru so m i zalew ają się łzam i, P o g ląd ają na K o w n o — i polecają się B o g u .

W m ieście K o w n ie p ośrodku ciągnie się błonie Peruna,

T am xiążęta litew scy, g d y po zw ycię stw ie w racają, Z w y k li r y c e rz y niem ieckich palić na stosie ofiarnym. D w aj ry c e rz e pojm ani ja d ą bez trw ogi do K ow n a: Jed en m łod y i p iękn y, d rugi latam i schylony; O ni sami śród bitw y, hufce niem ieckie rzu ciw szy ,

M ię d z y L itw in ó w u ciekli; xiąże K ie js tu t ich p rzy ją ł, A le strażą, o to czył, w zam ek z a sobą p ro w ad ził. P y ta z ja k ie j k rain y, w ja k ic h zam iarach p rzy b y li.

»Nie wiem , rzecze m łodzieniec, ja k i moj rod i n a­ zw isk o ,

B o dziecięciem od N iem ców b yłem w niew olą schw ytany.

Pom nę tylko że kęd yś w L itw ie , śród m iasta w ielkiego S ta ł dom m oich rodziców ; b y ło to m iasto drew niane, N a pagórkach w yn io słych , dom b y ł s c e g ły c z e r­

w onej.

W k o ło p agó rk ów na błoniach p u s z c za szum iała jod łow a,

Środkiem lasów daleko białe b ły szc za ło jezio ro . B a z u jed n ego w nocy, w rzask nas ze snu p rzeb u d ził, D z ie ń ogn isty za św ita ł w okna, trza sk a ły się szyb y, K łę b y dym u b u ch n ęły po gm ach u , w yb ieg liśm y

w bramę,

P łom ień w ia ł po ulicach, is k r y sy p a ły się gradem , K r z y k okropny: do broni! N iem cy są w m ieście, do

broni!

O jciec w y p a d ł z orężem , w y p a d ł i w ięcej nie w rócił. N iem cy w p ad li do domu, jed e n w y p u śc ił się za mną, Zgon ił, p o rw ał mię na koń; nie wiem co stało się

T y lk o k r z y k mojej m atki długo, d łu go słyszałem . P o ś ró d szczęk u oręża, dom ów m n ą cy ch ło sk o tu ,

K r z y k ten śc ig a ł mię clługo, k rzy k ten p o zo stał w mem uchu.

T e ra z je s z c z e , g d y w id zę p o żar i słyszę w ołan ia, K r z y k ten b u d zi się w d u szy, jako echo w jask in i Z a odgłosem piorunu; oto jest w szystk o co z L itw y , C o od ro d zic ó w w yw io złem . W sennych niekiedy

m arzeniach

W id z ę postać szanowną, m atki i ojca i braci. A le coraz to dalej jakaś m gła tajem nicza,

C o ra z g ru b sza , i coraz ciem niej za sła n ia ich ry s y . L a ta d zieciń stw a p ły n ę ły , żyłem śród N iem ców ja k

N iem iec;

M iałem imie W a ltera, A lfa n azw isko przyd an o; Im ie b y ło niem ieckie, d usza litew sk a zo sta ła, Z o sta ł żal po rodzinie, ku cudzoziem com nienawiść. W in ryc h , m istrz K r z y ż a c k i, ch ow ał m ię w sw oim

pałacu ,

O n sam do ch rztu mię trzym ał, ko ch ał i p ieścił ja k syna.

Jam się n u d ził w p a ła c a c h , s kolan W in ry c h a u cie k a ł

D o W a jd e lo ty starego. W ó w c z a s pom iędzyN iem cam i B y ł W ajd elota litew ski, w zięty w niew olą p rzed laty, S łu ż y ł tłum aczem w w ojsku; ten g d y się o mnie

d ow ied ział,

Ż em sierota i L itw in, często mię w ab ił do siebie, R o sp o w ia d ał o L itw ie , duszę stęsknioną o trze źw ia ł

P ie szczo tam i i dźw iękiem m ow y ojczystej i pieśnią. O n m ię często ku brzegom N iem na sinego p ro ­

w ad ził;

Stam tąd lub iłem na m iłe g ó ry o jczy ste poglądać. G d y śm y do zaniku w ra ca li, sta rzec łz y mi ocierał, A b y nie w zb u d zić podejrzeń; ł z y mi ocierał, azem stę P rz e c iw N iem com podniecał. Pom nę ja k w zam ek

w ró ciw szy

N óż ostrzyłem tajemnie; z ja k ą zem sty ro sk o szą lizn ą łe m kobierce W in ry c h a lub k a le czy łe m zw ier­

ciadła,

N a tarcz je g o b ły sz c z ą c ą piasek m iotałem i plw ałem . Potem , w latach m ło d zień czych częstośm y z portu

K łc y p c d y ,

W łó d k ę zc starcem siadali b rze g i litew skie od­ w iedzać.

P w a łe m k w iaty o jczyste, a czaro d ziejsk a ich w onią T ch n ę ła w d uszę jak o w e ś daw ne i ciem ne w sp o ­

mnienia.

U p ojony tą w onią zd ało się że dzieciniałem , Z e w ogro dzie rod zicó w z braćm i igrałem m ałym i. S ta rze c p om agał pam ięci; 011 piękn iejszem i słow am i, N iź li zio ła i kw iaty, p rze szło ść szczęśliw ą m alował: J a k b y m iło w ojczyźnie pośród p rzy ja ció ł i k re ­

w n ych

P ę d z ić chw ile m łodości; ileżto d zieci litew sk ich

S z c z ę ś c ia takiego nie znają, p ła c zą c w kajdanach Zakonu.

T o sły szałem na b łon iach ;lccz na w y b rzeża ch P o łą gi, G d zie grzm iącem i piersiam i białe rostrąca się m orze I s pienistej g ard zieli p ia sk u strum ienie w ylew a: W id z is z , m aw iał mi starzec, łą k i n ad b rzeżn ej ko ­

bierce,

J u ż je p iasek obleciał; w id zisz te zio ła pachnące, C zo łe m silą się je s z c z e p rze b ić śm iertelne p okrycie, A ch ! darem nie, bo now a żw iru n asuw a się hydra, B ia łe p łe tw y rostacza, ląd y ży jące podbija, I ro sc ią g a d o k o ła dzikiej królestw o p ustyni. S yn u , plon y w iosenne żyw o do grobu w trącone, T o są lu d y podbite, bracia to nasi L itw in i;

S y n u , piaski z z a m o rza b u rzą pędzone,— to Zakon. S e rc e b o la ło słuchając, chciałem m ordow ać K r z y ­

żaków ,

A lb o do L it w y uciekać; starzec ham ow ał zap ęd y. W oln ym rycerzom , p o w iad ał, w olno w yb ierać oręże, I na p o lu otw artem bić się rów nem i siłami;

Z o sta ń je sz c z e i przejm ij sztuki wojenne od N iem ców , Staraj się zy sk ać ich ufność, dalej obaczym co począć. B y łe m p o słu szn y starcow i, szedłem z w ojskam i

Teutonów :

A le w p ierw szej p o ty czce ledw iem , o b a czy ł cliO' rągw ie,

P o sk o c zy łe m ku n a szy m , starca zą sobij, p rzy w o ­ dzę.

J a k o so k ó ł w yd arty z gn iazd a i w klatce żyw io n y, C h o ć srogiem i mękami ło w cy odbiorą- mu r o z u m ,

1 p u szczają, że b y braci so k o łó w w ojow ał;

S koro w zniesie się w chm ury, skoro p ociągnie o c z y ­ ma

P o niezm iern ych o b szarach swojej błękitnej o jc z y ­ zn y,

W oln em odetchnie pow ietrzem , szelest sw ych sk rz y ­ d eł u sły szy ,

P ó jd ź m yśliw cze do dom u,s klatką nie czekaj so k o ła .“

S k o ń c z y ł m łodzieniec ; a K ie jstu t słu ch a ł ciek a­ wie, słu ch ała

C ó ra K ie jstu ta A ld o n a , m ło d a i piękna ja k bóstw o. J esie ń p łyn ie, z je s ie n ią ciągn ą się d łu g ie w ieczory: K iejstu tó w n a ja k zw yk le w sióstr i rów iennic or­

szaku

Z a krosnam i u siada, albo się baw i przędziw em ; A g d y ig ły m igocą, toczą się ch yb kie w rzecion a, W a lte r stoi i praw i cuda o krajach niem ieckich, I o swojej m łodości. W sz y s tk o co W a lte r pow iadał, Ł o w i uchem dziew ica, m yślą łakom o połyka; W sz y s tk o um ie na pam ięć, nieraz i w e śnie p ow ta­

W a lte r m ów ił ja k w ielkie zam ki i m iasta za N ie- mnem,

J a k ie bogate ubiory, jak ie w sp aniałe zab aw y, J a k na gonitw ach w aleczn i kop ije kruszą, ryc e rze , A dziew ice s k ru żg an k ó w p atrzą i w ieńce p rzyzn ają. W a lte r m ów ił o w ielkim B o gu , co w ła d a za N ie ­

mnem

I o N iep okalan ej S yn a B o że g o B o d z ic y ,

K tó re j postać anielską w cudnym p o k a za ł obrasku. T e n obrazek m łodzieniec n o siłp o b o żn ie na piersiach: D z iś L itw in c e d aro w ał g d y ją do w iary n aw racał, G d y p acierze z nią m ów ił. C h c ia ł w szy stk ieg o nau­

czyć,

C o sam um iał; niestety, on ją i tego n a u czył, C ze g o dotąd nic um iał— on n a u czył j ą kochać. I sam u c z y ł się w iele; z jak iem roskoszn em w z ru ­

szeniem

S ły s z a ł z u st je j litew skie ju ż zapom niane w y razy. S każdym w sk rzeszo n ym w yrazem b u d zi się nowe

u czu cie,

J a k o isk ra s p opiołu; b y ły to słodkie im iona Pokrew ieństw a, p rzyjaźn i, słodkiej p rzy jaźn i, i je ­

szcze

S ło d s z y w y ra z nad w szystk o , w y raz m iło śc i, k tó ­

W dokumencie Pisma Adama Mickiewicza. T. 2 (Stron 45-107)

Powiązane dokumenty