• Nie Znaleziono Wyników

Pisma Adama Mickiewicza. T. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pisma Adama Mickiewicza. T. 2"

Copied!
334
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

P I S M A

(6)
(7)
(8)
(9)

P I S M A

ADAMA MICKIEWICZA

WYDANIE NOWE ZNACZNIE POW IĘKSZONE.

Z PORTRETEM A U TO R A I O Ś M I Ą R Y C I N A M I N A S T A L I .

«=< TO M ■'

<*K Nakładem S . H. M ERZBA C H A Księgarza.

W PO ZN AN IU U L U D W IK A M E R Z BA C H A.

.'T

(10)

Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby exem- plarzy.

Warszawa d. 28 Września (10 Pażdz.) 1857 r. Starszy Cenzor, F. Sobieszczański.

(11)

KO NRAD

W A L L E N R O D .

P O W I E Ś Ć H I S T O R Y C Z N A

(12)

Dovete adunque sapero come sono duc generazioni da combattere...bisogna esseve volpe e leone.

(13)

i laaimíí

ZALESKIM

pamiątkę la ta ty sią c ośmset dwudziestego siódmego.

P O Ś W IĘ C A

(14)
(15)

P R Z E M O W A .

JSaród Litewski, składający sic s pokoleń Li­

twinów, Prussów i Lettów, nieliczny, osiadły

w kraju nierozległym, niedosyć zyznym, długo

Europie nieznajomy, około trzynastego wieku

najazdami sąsiadów wyzwany był do czynniej-

szego działania. Kiedy Prussowie ulegali orę­

żowi Teutonów, Litwa, wyszedłszy ze swoich

lasów i bagnisk, niszczyła mieczem i ogniem

okoliczne państwa i stała sio wkrótce straszną

na północy. Dzieje nie wyjaśniły jeszcze do­

statecznie, jakim sposobem naród tak słaby i

tak długo obcym hołdujący, mógł odrazu oprzeć

sie i zagrozić wszystkim swoim nieprzyjacio­

łom, z jednej strony prowadząc ciągłą, mor­

(16)

derczą z Zakonem krzyżowym wojnę, z dru­

giej łupiąc Polskę, wybierając opłaty u Nowo-

groda Wielkiego, i zapędzając się aź na brzegi

Wołgi i półwysep Krymski. Najświetniejsza

epoka Litwy przypada na czasy Olgierda i W i­

tolda, których władza rosciągała się od Bałty­

ckiego do Czarnego morza. Ale to ogromne

państwo, zbyt nagle wzrastając, nie zdołało

wyrobić w sobie wewnętrznej siły, któraby ró­

żnorodne jego części spajała i ożywiała. Naro­

dowość Litewska, rozlana po zbyt obszernych

ziemiach, straciła swoje właściwą barwę. Li­

twini ujarzmili wiele pokoleń Ruskich, i weszli

w stosunki polityczne s Polską. Sławianie, od-

dawna już chrześcijanie, stali na wyższym sto­

pniu cywilizacyi; a lubo pobici lub zagrożeni

od Litwy, powolnym wpływem odzyskali mo­

ralną przewagę nad silnym ale barbarzyńskim

ciemiężycielem, i pochłonęli go, jak Chiny na-

jezdców Tatarskich. Jagiellonowie i możniejsi

ich wassale stali się Polakami; wielu xiążąt

Litewskich Łna Rusi, przyjęło religiją, język

i narodowość Ruską. Tym sposobem Wielkie

Nięstwo Litewskie przestało być Litewskiem,

(17)

a właściwy naród Litewski ujrzał się w da­

wnych swoich granicach; jego mowa przestała

być językiem dworu i możnych, i zachowała

się tylko między pospólstwem. Litwa przed­

stawia ciekawy widok ludu, który w ogromie

swoich zdobyczy zniknął, jak strumyk po zby­

tecznym wylewie opada i płynie węższem ni­

żeli pierwej korytem.

Kilka juz wieków zakrywa wspomniane tu

wydarzenia: zeszły ze sceny życia politycznego

i Litwa i najsroższy jej nieprzyjaciel, Zakon

krzyżowy; stosunki narodów sąsiednich zmie­

niły się zupełnie; interes i namiętności, które

zapalały ówczesną wojnę, już wygasły; nawet

pamiątek nie ocaliły pieśni gminne. Litwa jest

już całkiem w przeszłości; jej dzieje przedsta­

wiają s tego względu szczęśliwy dla poezyi za­

wód, że poeta, opiewający ówczesne wypadki,

sam tylko przedmiotem historycznym, zgłębie­

niem rzeczy i kunsztownem wydaniem zajmo­

wać się musi, nie przywołując na pomoc inte­

resu, namiętności lub mody czytelników. Ta­

kich właśnie przedmiotów kazał poszukiwać

Szyller.

(18)

Was unsterblich im Gesang soll leben,

„Muss im Leben unter gehen“

„Co ma ożyć w pieśni, zaginąć powinno

w rzeczywistości.“

(19)

niraS JfeuraS.

W S T Ę P .

St o lat m ijało, ja k Z ak o n k r zy żo w y W e k rw i p ogań stw a półn ocnego b rod ził: J u ż P ru s a k szy ję u c h y lił w okow y, L u b ziem ię oddał, a z duszą, u ch o d ził; N iem iec za zbiegiem ro sp u ścił gon itw y, W ię z ił, m ordow ał, aż do granic L itw y .

N iem en ro zd zie la L itw in ó w od w rogów : P o jed n ej stronie b ły s z c z ą św iątyń szc zy ty , I szum ią lasy, pom ieszkan ia bogów ; P o drugiej stronie, na p agórku w b ity

K r z y ż , godło N iem ców , czoło k ryje w niebie, G ro źn e k u L itw ie w y c ią g a ram iona

(20)

J a k g d y b y w szystkie ziem ie Palcm ona C h c ia ł z g ó ry objąć i garn ąć pod siebie.

S (tćj strony, tłu m y liteAYskiej m ło d zieży, W k o łp a k a ch r y s ic h , w n ied źw ied ziej odzieży, Z łukiem na plecach , z dłonią p ełn ą grotów , S n u ją się, śled ząc niem ieckich obrotów. P o drugiej stronie, w sz y sz a k u i z b r o i, N iem iec na kon iu nieruchom y stoi; O c z y u tk w iw szy w n ie p rz y ja c ió ł szaniec, N a b ija strzelbę i lic z y różaniec.

I ci i ow i pilnu ją p rzep raw y.

T a k Niem en, daw niej sław n y z gościnności, Ł ą c z ą c y bratnich narodów d zierżaw y, J u ż teraz dla nich b y ł progiem w ieczności; I nikt, bez straty ży c ia lu b sw obody, N ie m ógł p rzestąp ić zakazanej w od y. T y lk o g ałą sk a litew sk iego chm ielu, W d zię k a m i pru skiej topoli nęcona, P n ą c się po w ierzb ach i po w odnem zielu, Śm iałe, ja k dawniej w y cią g a ram iona, I rzek ę kraśnym p rzesk ak u jąc w iankiem , N a obcym b rzeg u łą c z y się s kochankiem . T y lk o słow iki kow ieńskiej dąbrow y, Z bracią swojem i zap u szczań skiej góry, W io d ą , ja k daw niej, litew skie rozm ow y,

(21)

Lub, swobodnem i w ym k n ąw szy się p ióry, L a ta ją w gości na spólne ostrow y.

A ludzie?— lu d zi ro zd zie liły b o je ! D a w n a P ru s a k ó w i L it w y za żyło ść P o s z ła w niepam ięć; tylko czasem m iłość I lu d zi zb liża — Znałem lud zi dwoje.

O Niemnie! w krótce runą do tw ych brodów , Śm ierć i p o żo gę niosiące szeregi,

I tw oje d otąd szanowane b rzeg i T o p o r z zielonych o go łoci w ianków , H u k d zia ł w y straszy sło w ik i z ogrodów . C o p rzyrod zen ia z w ią z a ł łań cu ch zło ty , W sz y s tk o rozerw ie nienaw iść narodów; W sz y s tk o rozerw ie;— le cz se rca kochanków Z łą c z ą się znowu w pieśniach w ajdeloty.

(22)

I .

O B i O R .

Z M arienb urskiej w ieży zad zw on iono, D z ia ła za g rzm ia ły, w bęb ny uderzono; D zień u ro c z y s ty w k rzy żo w y m Zakonie: Z e w szą d K o m tu ry do sto licy śpieszą,, K ę d y , zebrani w k a p itu ły gronie, W e z w a w s z y D u ch a Św iętego, u rad zą, N a c z y ic h p iersiach w ielk i k r z y ż zaw ieszą, I w czyje ręce w ielk i m iecz oddadzą. N a rad ach sp ły n ą ł d zień je d e n i drugi, B o w ielu m ężów staje do zaw odu; A w s z y s c y rów nie w yso k iego ro d u , I w szy stk ich rów ne w Z akonie z a s łu g i;

(23)

P o tą d p o w szech n a m ię d zy b racia zgo d a Nad w szy stk ich w yżej staw i W a lle n ro d a .

O n cudzoziem iec, w P ru sa c h nieznajom y, S ła w ą n apełnił zagran iczn e d o m y ;

C z y M au rów śc ig a ł na k a sty lsk ic h górach, C z y O ttom ana p rze z m orskie odm ęty,

W bitw ach na czele, p ie rw s zy b y ł na m u ra ch , P ie rw s z y za h a c z a ł p oh ań ców okręty;

I na turniejach, skoro w stą p ił w szranki, J eżeli r a c z y ł p rz y łb ic ę o d sło n ić,

N ikt się nie w a ż y ł na ostre z nim gonić, P ierw sze mu zgodnie u stęp u jąc w ianki.

N ie tylko m iędzy k rzyżo w em i roty ^ s ł a w i ł orężem m łodociane lata:

Zdobią go w ielkie chrześcijań skie cnoty, P b ó stw o , skrom ność i p o gard a św iata.

K o n rad nie s ły n ą ł w p rzyd w orn ym nacisku C ła d k o śc ią m ow y, sk ładn ością ukłonów ; A n i swej broni, dla p o d łeg o zy sk u

Nie p rze d a ł w słu żb ę n iezgod n ych baronów .

(24)

K la s zto rn ym murom w iek p o św ię cił m łody; W z g a r d z ił o k lask i i górne u rzęd y;

N aw et zacn iejsze i sło d sze nagrody, M in strclów hym ny i piękności w zględ y, N ie p rzem a w ia ły do zim nego ducha. W a llen ro d p o ch w ał obojętnie słucha, N a kraśne lica p o gląda z d a le k a , O d czarującej rozm ow y ucieka.

C z y b y ł nieczułym , dumnym s p rzy ro d zen ia, C z y stał się z wiekiem ?— bo choć je sz c ze m łody, J u ż w ło s m iał siw y i zw ięd łe ja g o d y ,

N apiętnow ane starością, cierp ienia— T ru d n o odgadnąć: z d a rz a ły się ch w ile , W których zab aw y m ło d zieży p o d z ie la ł, N aw et niew ieścich g w a ró w słu ch a ł m ile , N a ża rty dw orzan żartam i o d strzelał, I sy p a ł damom g rze c zn y c h słó w e k krocie, Z zim nym uśmiechem, ja k dzieciom łak o cie. B y ły to rza d k ie chw ile zapom nienia;

I w k ró tce, lada słów ko obojętne, K tó re dla d ru gich nie m iało znaczen ia,

W nim obudzało w zru szen ia namiętne. S ło w a : o jczyzn a, pow inność, kochanka, O krucyatach i o L itw ie w zm ianka, N a g le w eso ło ść W a llen ro d a truły;

(25)

S ły s z ą c je , zn ow u o d w racał oblicze, Z n ow u na w szystk o staw ał się n ieczu ły , I p o grą ża ł się w dum y tajem nicze.

M oże, w spom n iaw szy św iętość p o w o ła n ia , Sam sobie ziem skich sło d y c z y zabrania. Jed n e zn ał tylko p rzyjaźn i s ło d y c z e , Jed n ego tylko w y b ra ł p rzyjaciela, Św iętego cnotą- i pobożn ym sta n em : B y ł to m nich siw y, zw ano go H albanem . O n W a llen ro d a sam otność p odziela; O n b y ł i d uszy je g o spow iednikiem , O n b y ł i serca je g o pow iernikiem .

S zczę śliw a przyjaźń! św iętym je s t na ziem i K to um iał p rzy ja źń za b ra ć ze świętem i.

i

T a k n aczeln icy zakonnej obrad y R ospam iętują K o n ra d a przym ioty. A le m iał w a d ę— bo któż je s t bez w ady? K o n ra d ś wiato wój nic lu b ił pustoty, K o n ra d pijanej nie d zielił biesiady. W s z a k ż e , zam kn ięty w sam otnym p okoju, G d y go d rę c z y ły n u d y lub z g r y z o ty , S z u k a ł p o ciech y w g orącym napoju; I w ten czas z d a ł się w d ziew ać postać nową, W te n cza s tw arz je go , bladą i su ro w ą, J a k iś rum ieniec ch o ro w ity k r a s ił;

(26)

I w ielkie, n iegd yś błękitne źren ice, K tó r e czas nieco sk a ził i p r z y g a s ił,

C is k a ły daw nych ogniów b łysk aw ice. S p iersi żałosne w estchnienie u cieka, I łzą, p erło w ą nabrzm iew a pow ieka, D ło ń lutni szuka, usta pieśni leją, P ie śn i nucone cu d zoziem ską m o w ą , L e c z je słu ch aczó w se rca rozum ieją. D o s y ć u sły sze ć m uzykę grobow ą, D o s y ć u w ażać na śp iew aka postać, W licach pam ięci w id ać natężenie, B r w i podniesione, p o ch y łe w ejrzenie, C h c ą c e z g łęb in y ziemnej cóś w yd ostać. J a k iż b y ć m oże pieśni je g o wątek? Z ap ew ne m yślą, w obłędn ych p ogon iach , Ś c ig a sw ą m łodość na p rze s zło ści ton iach — G d zie ż dusza jego ?— w krain ie pam iątek.

L e c z n igd y ręka, w m u zyczn ym zapędzie, Z lutni w eselszych tonów nie d o b ę d z ie ; I lica je g o niew innych uśm iechów

Z d a ją się lękać, ja k śm iertelnych g rzech ó w . W sz y s tk ie u d erza strony po kolei,

P ró c z jedn ój strony'— p rócz strony w esela. W s z y s tk ie u czu eia słu ch acz z nim p odziela,

(27)

N ieraz go b racia zeszli niespodzianie, I nad zw yczajn ej dziw ili się zm ianie. K o n rad zb ud zon y, zżym ał się i g n iew ał, P o rzu c a ł lutnię i pieśni nie śpiew ał; W ym aw iał głośn o bezbożn e w yrazy, C o ś H alb an o w i szep tał pokryjom u, K r z y c z a ł na w ojska, w y d aw ał ro sk azy,

S traszliw ie g ro ził, niew iadom o komu.

T r w o ż ę , się b ra cia;— stary H alban siada, I w zro k zatap ia w oblicze K o n rad a ,

W zro k p rzen ikliw y, ch łod n y i su row y, P ełen jak o w ejś tajemnej w ym ow y. C z y coś wspom ina, czyli coś d o ra d z a , C z y trw og ę w sercu W allen ro d a b u d zi,

Z a raz mu chm urne czoło w yp o gad za, O c z y p r z y g a s z ą i o b licze stu d zi. T a k na ig rzy sk u , k ie d y lw ó w dozorca, S p ro siw s zy pany, dam y i ryc e rze , R o zła m ie kratę żelaznego dw orca,

D a hasło trąbą; wtem k ró lew sk ie zw ierze G rzm i z g łęb i p iersi, strach na w id zó w pada; Jed en d ozorca k ro k u nic p o ru szy ,

S p okojn ie ręce na p iersiach zak ład a , l lwa. potężnie u d e rzy — oczym a, T yra nieśm iertelnej talizm anem d uszy M o c bezrozum ną na u w ięzi trzym a.

(28)

-II.

Z M arien b ursk iej w ieży zadzw oniono, Z obradnój sali id ą do kap licy,

N a jp ierw szy K om tu r, w ie lcy urzędn icy, K a p ła n i, bracia i r y c e rz y grono.

N ieszp o rn ych m od łów k a p itu ła słu ch a , I śpiew a hym ny do Ś w iętego D u ch a.

H Y M N .

D u ch u , Ś w iatło boże! G o łąb k o Syonu!

D ziś ch rześcijań ski św iat, ziem ne podnoże T w o jeg o tro n u ,

W idom ą, ośw ieć p o s ta c ią , I rostocz s k rz y d ła nad S y o ń sk ą bracią.

S pod tw ych sk rz y d e ł niech w y strze li S ło n eczn em i prom ień blaski, I kto najśw iętszej god n iejszy łask i, T em u niech zło tym w ieńcem skronie rozw eseli,

(29)

A padniem na tw arz syn y c z ło w ie k a , Tem u, nad kim sp oczyw a tw ych sk rz y d e ł opieka.

S yn u Z b a w ic ie lu ! Skinieniem w szechm ocnej ręki

N azn acz, kto z w ielu N ajgo d n iejszy słyn ąć Ś w iętym znakiem twojej m ęki;

P io tra m ieczem hetm anić żołnierstw u tw ćj w ia ry , I p rzed oczym a p ogań stw a rozw in ąć K ró le stw a tw ego sztan d ary;

A syn ziem i niech czoło i serce uniża

P r z e d t y m, na czyich piersiach błyśn ie gw iazda [krzyża.

P o m odłach w y szli. A rc y k o m tu r z le c ił, S p o c z ą w sz y nieco, pow racać do choru, I znow u b ła ga ć, aby B ó g ośw iecił K a p ła n ó w , braci i m ężów obioru.

W y s z li nocnem i o rzeźw ić się chłody; Jed n i zasiedli zam kow y kru żgan ek , D r u d z y p rzech od zą gaje i ogrody. N o c b y ła cicha, m ajowej pogody; Z d ała niep ew ny w y g lą d a ł poranek, N ię ż y c o b ie g łszy błon ie safirow e

Z odmiennem licem , z różnym blaskiem w oku, D rze m ią c to w ciem nym , to w srebrnym o b łoku ,

(30)

Z n iża ł sw a ci chi}, i sam otny głow ę; J a k d um ający w pustyni kochanek, O b ie g łs z y m yślą całe ży c ia koło,

W s z y s tk ie nad zieje, sło d ycze, cierpienia, T o łz y w ylew a, to sp o jrzy w esoło, W re ś c ic ku piersiom zm ordow ane czoło S k łan ia i w p ad a w letarg zam yślenia.

P rz e c h a d z k ą inni baw ią się rycerze, L e c z A rcy k o m tu r ch w il darmo nie traci, Z araz H alb an a i celniejszych braci W z y w a do siebie i na stronę bierze, A b y zd a le k a od ciekaw ej r z e s zy , Z asięg n ąć rady, u d zie lić p rzestro gi; W y c h o d zi z zam ku, na rów ninę śpieszy. T a k rozm aw iając, nie pilnując d ro g i, B łą d z ili k ilk a god zin w okolicy, B lisk o sp okojnych je z io ra w y b rzeży . J u ż ranek; pora w racać do stolicy,

Stają,— g ło s ja k iś— skąd?— z narożnej w ieży: S łu ch a ją p iln ie,— to g ło s pu steln icy.

W tej w ie ży daw no, p rze d la ty dziesięciu, Jak aś nieznana, pobożn a niew iasta, Z d ała p r zy b y w s z y do M aryi-m iasta, C z y j ą natchnęło niebo w p rze d się w zię ciu , C z y skażonego sum ienia w yrzu ty,

(31)

P u steln icze go szu k ała u k ry c ia , I tu zn a la zła gro b o w iec za życia.

D łu g o nie chcieli ze zw a lać kapłani, W re śc ie stałością, p rośb y p rzeła m a n i, D a li jój w w ie ż y samotne schronienie. L e d w ie stanęła za św ięconym progiem , N a p róg zw alono c e g ły i kam ienie, Z o sta ła sama z m yślam i i Bogiem ; I bram ę co ją od ż y ją c y c h dzieli, C h y b a w dzień sądny odem kną anieli.

U g ó ry m ałe okienko i krata. K ę d y pobożn y lud sła ł p ożyw ien ie, A niebo, w ie trzy k i dzienne prom ienie. B ie d n a grzeszn ico , c z y ż nien aw iść św iata D o tyła u m ysł sk o łata ła m łod y,

Z e się obaw iasz słońca i pogody? Z aledw ie w sw oim zam knęła się grob ie, N ikt je j nie w id zia ł p r z y okienku w ieży, P rzyjm o w ać w usta w iatru oddech św ieży, O g lą d a ć niebo w pogodnej ozdobie, I miłe k w ia ty na ziem nym ob szarze, I stokroć m ilsze sw oich b liźn ich tw arze.

W iedzian o tylko, że je s t dotąd w życiu ; B o nieraz je s z c z e św iętego pielgrzym a,

(32)

G d y nocą, p r z y je j b łą k a się u k ryciu , Jakiś d źw ię k m iły na chw ilę zatrzym a; D źw ię k to zap ew ne pobożnej piosenki. I s p ru sk ich w iosek g d y zebrane dzieci Ig ra ją w w ie c zó r u bliskiej dąbrow y, N atenczas z okna cóś b ia łeg o św ieci, J a k g d y b y prom yk w sch o d zącej ju trzen k i. C z y to je j w ło sa p u k iel b u rsztyn o w y, C z y lito p o ły sk drobnej śnieżnej r ę k i, B ło g o sła w ią c e j niew iniątek głow y? K o m tu r tam tędy o b ró ciw szy kroki, S ły s z y , g d y w ieżę narożną pom ijał: »T yś K o n rad , przebóg! spełnione w yroki, T y masz b y ć m istrzem abyś ich zabijał! C z y ż nic poznają? u k ry w asz daremnie: C h o ciażb yś ja k w ąż inne p r z y b r a ł c ia ło , J e s z c z e b y w twojej d u szy pozostało W ie le d aw n ego,— w sza k zo stało w e mnie! C h o cia żb y ś w ró cił, po twoim p ogrzeb ie J e s z c z e k r z y ż a c y p o zn alib y cie b ie .“ S łu c h a ryc erstw o — to g ło s pustelnicy; S p o jrzą na kratę, zd a się pochylona, Z d a się k u ziem i w y cią ga ć ram iona. D o kogoż? pusto w całej okolicy. Z d aleka tylko ja k iś b lask uderza, N a k s zta łt p łom yka stalow ej p rzy łb ic y ,

(33)

I cień na ziem i— c z y to p ła szc z rycerza? J u ż zn ik ło — pew nie złudzen ie źren icy, P ew n ie ju trze n k i b ły sn ą ł w zro k rum iany. P o ziem i ranne p rzem kn ęły tum any.

— „B racia! rze k ł H alban, dziękujm y niebiosom , Pew n ie w yrok i niebios nas p rzy w io d ły ;

U fajm y w ieszczym p u steln icy głosom . C z y słyszeliście? w ie szczb a o K o n rad zie, K o n ra d dzielnego im ie W allen ro d a. Stójm y, brat bratu niechaj rękę poda, S ło w o rycersk ie: na ju trzejszej rad zie,

O n m istrzem naszym !— „zgod a, k rzy k n ą , zg o d a !cc

I p o szli k rzy c zą c ;— d ługo po dolinie O d g ło s tryum fu i radości bije,

K o n ra d niech żyje, w ielki m istrz niech żyje! N iech ży je Zakon; niech pogaństw o zginie!

H alb an p o zo stał mocno zam yślon y, N a w o łają cych okiem w zg a rd y rzu cił, S p o jrz a ł ku w ieży, i cichem i tony T a k ą piosenkę odch od ząc zan ócił.

P I E Ś Ń .

Wilija naszych strumieni rodzica, Dno ma złociste i niebieskie lica; Piękna Litwinka co jej czerpa wody, Czystsze ma serce, śliczniejsze jagody.

(34)

W ilija w miłej Kowieńskiej dolinie, Śród tulipanów i narcysów płynie;

U nóg Litwinki kwiat naszych młodzianów, Od róż kraśnicjszy i od tulipanów.

Wilija gardzi doliny kwiatami, Bo szuka Niemna swego oblubieńca; Litwince nudno między Litwinam i, Bo ukochała cudzego młodzieńca.

Niemen w gwałtowne pochwyci ramiona, Niesie na skały i dzikie przestworza, Tuli kochankę do zimnego łona, ■ I giną razem w głębokościach morza.

QXW9 *

I ciebie równie przychodzień oddali Z ojczystycli dolin, o Litwinko biedna! I ty utoniesz w zapomnienia fali, Ale smutniejsza, ale sama jedna.

0X ^ 9

Serce i potok ostrzegać daremnie: Dziewica kocha, i Wilija bieży; W ilija znikła w ukochanym Niemnie, Dziewica płacze w pustelniczej wieży.

(35)

III.

G d y m istrz p raw św iętych u c a ło w a ł x ięgi, S k o ń c z y ł m odlitw ę i w z ią ł od K om tu ra M ie cz i k rzy ż w ielki, znam iona potęgi, W z n ió s ł dum nie czoło, chociaż tro sk i chm ura C ią ż y ła nad nióm; w k o ło okiem strzelił, W którem się radość nap ół z gniew em ża rzy , I, n iew id zian y g o ść na je g o tw arzy,

U śm iech p rzelecia ł, sła b y i znikom y, J a k blask, co chm urę poranną ro zd z ie lił, Z w iastu jąc razem w sch ód sło ń ca i grom y.

T e n za p a ł m istrza, to groźne o b licze, N ap ełn ia serca otuchą, nadzieją; W id z ą p rzed sobą b itw y i zd o b ycze, I hojnie w m yśli k rew p ogań sk ą leją.

(36)

T a k ie m u w ła d cy któż dostoi kroku? K tó ż się nie zlękn ie je g o szabli, w zroku? D rży jc ie L itw in i! ju ż się chw ila zb liża, G d y z m urów W ilna b łyśn ie znam ię k rzy ża .

N ad zieje p różn e.— C ie k ą dni, tygodn ie, U p ły n ą ł c a ły d ru gi rok avpokoju;

L itw a zagraża, W a lle n ro d niegodnie A n i sam w a lczy , ani śle do boju; A g d y się zb u d zi i coś d ziałać zaczn ie, S ta ry p orządek w yw raca opacznie. k W oła, że Z akon z św iętych w y szed ł karb ów , Z e b ra cia g w a łc a p rzysiężon c śluby;

M ód lm y się, w oła, w y rze czm y się skarbów , S z u k a jm y w cnotach i pokoju chluby. N a rzu ca posty, poku ty, ciężary,

U ciech , w y g o d y niewinnej za p rze cza , L a d a grzech ściga najsroższem i k ary P od ziem n ych lochów , w ygn ania i m iecza.

T ym czasem L itw in , co p r z e d ja ty zdała O m ijał bram y zakonnej stolicy,

T e ra z d oko ła w si co noc podpala, I lud bezbron ny ch w yta z okolicy;

P o d sam ym zamkiem dumnie się p rzech w ala, Z e id zie na m szą do m istrza k a p licy —

(37)

P ie rw s z y raz dzieci z ro d zicó w sw ych progu D r ż a ły na straszn y dźw ięk żm udzkiego rogu.

K ie d y ż b yć m oże czas le p sz y do wojny? L itw a szarpana wewnętrzną, n iezgodą, S tą d d zieln y R u sin , stąd L a c h niespokojny, S tą d K rym sk ie hany lu d p otężn y w iodą. W ito ld zep ch n ięty od J a g ie łły s tronu, P rz y je c h a ł szu k ać opieki Zakonu; W nagrodę sk arb y i ziem ie p rzy rze k a , I w sp arcia dotąd niedarem nic czeka.

S zem rają bracia, grom adzi się rada, M is trz a nie w idać; H alb an stary b ieży, W zam ku, w k ap licy nie zn a la zł K o n ra d a . G d zie ż on? zapew ne u narożnej w ie ży. Ś led zili b racia nocne je g o k r o k i;

W sz y stk im wiadom o, k ażd ego w ie c zo ra , G d y ziem ię g ru b sze osłan iają m roki, O n id zie b łą d z ić po b rze g a ch je zio ra : A lb o k lę c z ą c y p rzy p a rty do m uru, O k ry ty p łaszczem , aż do b iałej zo rzy Ś w ieci zd alek a, ja k p o sąg z m arm uru, I p rzez noc ca łą senność go nie zm orzy. C zę sto na cich y odgłos pu steln icy W sta je, i ciche daje odpow iedzi,

(38)

Brzm ienia ich zd ała ucho nie dośledzi, L e c z w id ać z b lasku w strząśnionej p rzy łb ic y , R ą k niespokojnych, podniesionej g ło w y ,

Z e jak ie ś w ażne toczą, się rozm ow y.

P I E Ś Ń Z W I E Ż Y .

Któż mc westchnienia, kto me łzy policzy? Czy już tak długie przepłakałam lata, Czy tyle w piersiach i oczach goryczy, Ze od mych westchnień pordzawiała krata? Gdzie łza upadnie, w zimny głaz przecieka, Jak gdyby w serce dobrego człowieka.

QXW9

Jest wieczny ogień w zamku Swentoroga, Ten ogień żywią, pobożne kapłany; Jest wieczne źródło na górze Mendoga, To źródło żywią śniegi i tumany; ISikt moich westchnień i łez nic podsyca, A dotąd boli serce i źrenica.

0X^ 9 Pieszczoty ojca, matki uściśnienia, Zamek bogaty, kraina wesoła, Dni bez tęsknoty, nocy bez marzenia, Spokojność nakształt cichego anioła, W e dnie i w nocy, na polu i w domie Strzegła mię zbliska, chociaż niewidomie.

(39)

29

Trzy piękne córki było nas n matki, A mnie najpierwej żądano w zamęście; Szczęśliwa młodość, szczęśliwe dostatki, Któż mi powiedział, żc jest inne szczęście?^ . - Piękny młodzieńcze! na coś mi powiedział

To, o czem w Litwie nikt pierwej nie wiedział.

O Bogn wielkim, o jasnych aniołach, Kamiennych miastach, kędy wiara święta,

Gdzie lud w bogatych modli się kościołach, I kędy dziewic słuchają xiążęta,

Waleczni w boju, jak nasi rycerze, Czuli w miłości, jak nasi pasterze.

0X ^ 9

Gdzie człowiek, ziemne złożywszy pokrycie, Z duszą ulata po roslcosznćm niebie;

Ach, ja wierzyłam, bo niebieskie życie Już przeczuwałam, gdym słuchała ciebie! A ch, odtąd marzę w dobrych i złych losach

Tylko o tobie, tylko o niebiosach.

Krzyż na twych piersiach oczy mc weselił, W nim oglądałam przyszłe szczęścia hasło; Niestety, z krzyża gdy piorun wystrzelił, Wszystko do koła ucichło, zagasło. N ic nie żałuję, choć gorzkie łzy leję, Boś wszystko odjął, zostawił nadzieję.

(40)

Nadzieją, cichem p o w tó rzyły echem

B r z e g i jezio ra, doliny i knieje.

Z b u d ził się K o n ra d i z dzikim uśm iechem — „ G d zie ż jestem , w o łał, tu słych ać nadzieje? N a co te pieśni? pom nę tw oje szczęście; T r z y piękne córki b y ło Avas u m atki, C ieb ie najpierw ej żądano w zam ęście... B iad a, o biada wam nadobne kw iatki! S traszliw a żm ija w k ra d ła się do sadu, A k ęd y p iersią p rześliźn ie się błędną, U sech n ą tra w y i róże uw iędną, I będą żółte ja k o p iersi gadu! U ciek aj m yślą i dni przypom inaj, K tó re b y ś dotąd p ę d ziła w esoło,

G d y b y ... ty m ilczysz, śpiewaj i przeklinaj; N iechaj łz a straszna, co g ła z y przecieka, N ie gin ie darmo; zdejm ę sz y sz a k z g ło w y , T u niechaj spadnie, niech mi p ali czoło , T u niechaj spadnie, jam cierp ieć goto w y; C h cę znać zaw czasu , co m ię w p iek le czek a “

G los zi w ie ży .

D a ru j, mój m iły, daruj mi, jam winna. *r~ SPrzyszedłeś późno, tęskno b yło czekać,

<|\nimowolnie ja k a ś pieśń dziecinna... . K t c z mi s tą p ieśn ią— m iałażbym narzekać?

(41)

S tobą, mój lub y, s tobąśm y p rze ż y li Znikomą, chw ilę, lecz tej jed n ej chw ili N ie będę m ieniąc s całą ziem ian zg ra ją N a ciche ży cie, przepędzon e w nudzie.

T y sam m ów iłeś, że zw yc za jn i lu d zie S ą ja k o konchy, co się w bagn ie tają; L e d w ie raz na rok falą n iep ogod y W y p ch n ięte z mętnej p okażą się w ody, O tw o rzą usta, raz w estchną k u niebu, I zn ow u w rócą do sw ego p o grzeb u . N ie, jam na takie szczęście niestw orzona; J e szc z e w ojczyźn ie, cich e p ęd zą c życie, N ieraz w pośrodku to w a rzy sze k grona Z a czem ś tęskniłam i w zd ych ałam sk rycie, I czułam serca niespokojne bicie.

N ieraz s poziom ej u ciekałam łąki, ! na n a jw yższym stan ąw szy p agó rk u , M yśliła m sobie, g d y b y te skow ronki Z e s k rz y d e ł sw oich d ały mi po piórku , P o szła b y m z niemi, i tylko z tej g ó ry C h ciałab ym je d e n m ały kw iat u szczyk n ąć, K w ia t n iczab u d k i, a potem za chm ury L e c ie ć w ysoko! w yso k o !— i zniknąć. T y ś mię w y słu ch a ł, ty, s k rz y d ły orlcm i, M onarcho ptaków , w zn iosłeś mię do siebie. T e r a z , skow ronki, o nic w as nie proszę, B o gdzież m a lecióć, po jak ie rosk osze ,

(42)

K to pozn ał B o g a w ielkiego na niebie, i k o ch a ł m ęża w ielkiego na ziemi?

K o n r a d .

»W ielkość! i znow u w ielkość, mój aniele! W ielk o ść, dla której ję c z y m y w niedoli. K ilk a dni je s z c z e niech serce p rzeb oli, K ilk a dni tylko, ju ż ich tak niew iele. S ta ło się! próżno po czasie żałow ać; P ła c z m y ,— le cz niechaj drżą, niep rzyjaciele! B o K o n rad p ła k a ł a żeb y m ordow ać.

P o coś tu p rzy sz ła , po co moja droga! S klasztornych m urów, s św iątyni pokoju? Jam cię p o św ięcił na u słu g i B o ga :

K ie lep iejż było w św iętych je g o m urach, Z d a ła odem nie p łak a ć i um ierać;

Niż tu, w krainie kłam stw a i rozboju, W gro b o w ej w ieży, w p ow oln ych torturach K o n a ć, i o czy samotne otw ierać;

I p rzez niezłom ne tćj k raty okucia P om o cy żebrać; a ja słu ch ać m uszę, P atrzeć na d łu g ą konania katuszę, S to jąc zdaleka, i kląć m oję duszę, Z e w niej są je sz c z e ostatki u czu cia.*

(43)

G l o s z w i e ż y .

»Jeśli narzek asz, nie p rzych o d ź tli w ięcej, C h o ciażb yś p rz y s z e d ł, b ła g a ł najgoręcej, J u ż nie u s ły szy sz! ju ż okno zam ykam , O puszczę się zn ow u w m oję w ieżę ciemną, N iechaj w m ilczeniu g o rzk ie łz y p ołykam . B ą d ź zdrów na w ieki, bądź zd rów mój jedyn y! I niech zaginie pam ięć tej g o d zin y,

W której nie m iałeś lito ści nadem ną."

K o n r a d .

» W ię c ty miej litość, ty je ste ś aniołem , S tój, a je ż e li prośba cię nie w strzym a, O ten róg w ieży u derzę się czołem , B ę d ę cię b ła g a ł skonaniem K a im a ."

G lo s 'A w i e ż y .

»O m iejm y litość nad sobą samemi! Pom nij, mój lub y, że ja k ten św iat w ielki, •Dwoje nas tylko na ogromnej ziem i, N a m orzach p iask u dw ie ro sy krop elki; Z e lada w ietrzyk , z ziem nego p adołu Znikniem na zaw sze, ach! gińm yż p o sp o łu. N ie na to p rzy szła m , ażeb y cię d ręczyć; N ie chciałam p rzy ją ć św ięcenia kap łan ek,

(44)

B o niebu serca nie śm iałam za ręczyć, I oki w m cm ziem ski panow ał kochanek; P ia g n ę ła m zostać w klaszto rze i skrom nie

O d d ać dni moje zakon n ic usłudze,

L e c z tam bez ciebie, w szy stk o w około mnie y ł° tak nowe, tak dzikie, tak cudze.

W sp o m n iałam sobie, żc po latach wielu, M ia łeś p o w ró c ić do M ary i-g ro d u , S z u k a ją c zem sty na n iep rzyjacielu I bron iąc sp raw y biednego narodu. K to czeka, lata m yślam i ukraca, M ów iłam sobie, 011 ju ż m oże w raca, M o że ju ż w rócił: c zy ż nie wolno żądać,

G d y mam ży ją c a zakopać się w grobie, A b y m cię m ogła raz je s z c z e oglądać, ’ A b y m przynajm niej um arła p rz y tobie.

1

ójdę w ięc, rzekłam , w pusteln iczym domku, O k o ło drogi, na sk a ły ułom ku,

Zam knę się sama; m oże ry c e rz ja k i K o ło mej chatki p rze c h o d zą c y blisko, W ym ó w i czasem kochanka nazw isko: M oże p om ięd zy obcem i szy sza k i U jrzę zn ak jego ; niech odm ieni zbroje, Niechaj na ta rc z y obce g o d ła kładnie, N iech tw arz odmieni, je s z c z e serce moje, / d a le k a naw et koch an ka odgadnie. ^

8

dy g ° ciężka pow inność p rzym usza

(45)

W sz y stk o d okoła w yn iszczać i krw aw ić, W s z y s c y go przekln ą, będzie je d n a dusza, G ° niu zdaleka śmie p ob łogosław ić!

Ti

u

111

oj obrałam dom ek i grobow iec,

'•

.

W cichej ustroni, k ę d y św iętokradzki

M ych ję k ó w nie śmie p o dsłu ch ać w ędrow iec. T y , w iem , że lubisz samotne p rzech ad zki; M yśliłam sobie, on może z w ieczo ra W y b ie ż y zd ała od sw ych tow arzyszy; P om ów ić z wiatrem i s falą jezio ra, P om yśli o mnie i g ło s mój u sły sz y . N iebo spełniło niewinne życzenia; P rz y s ze d łe ś, moje zrozu m iałeś pienia. D aw n iej prosiłam , b y m ię tw ym obrazem »Sny p o cieszały, choć obraz b y ł niem y, D ziś ile szczęścia! dziś m ożem y razem —

Razem zapłakać....

K o n r a d .

5)I cóż w ypłaczem y? P łakałem , pom nisz, kied y się w ydarłem R a w ieki w ieków s tw ojego objęcia,

G d y dobrow olnie dla szczęścia um arłem , A ż e b y k rw aw e spełnić przed sięw zięcia. »Tuż uw ieńczone zb y t d łu g ie m ęczeństw o, T e ra z stanąłem u ż y c z e ń m ych celu: M ogę się zem ścić na nieprzyjacielu, A ty mi p rzy sz ła ś w y d zierać zw ycięstw o.

(46)

O d tąd ja k zn ow u z okna twej w ieżyc y S p o jrza ła ś na mnie, w całym k rę g u św iata Z n ow u nic nie ma dla mojej źren icy, T y lk o je zio ro i w ieża i krata.

W k o ło mnie w szystk o w re w o jn y rozruchem ; Ś ró d trąb o d głosu, śród oręża szczęku , J a niecierpliw em , w ytężonem uchem S zu k am ust tw o ich anielskiego d źw ięku , I dzień mój ca ły je s t oczekiw aniem , A g d y w ieczornej doczekam się p ory, C h cę ją p rze d łu ży ć rospam iętyw aniem . J a ży cie m oje lic zę na w ie c zo ry ; T ym czasem Zakon sp oczyn k o w i łaje, 0 wojnę prosi, w łasnej żąda zg u b y , 1 m ściw y Ila lb a n w ytch n ąć mi nie daje: A lb o daw niejsze p rzypom in a śluby, W y rż n ię te sioła i zn iszczo n e kraje, A lb o g d y nie chcę sk argi je g o słu ch ać, Jednem w estchnieniem , skinieniem , oczym a, U m ie p r z y g a s łą chęć zem sty rozdm uchać. W y ro k mój zd a się p rzyb liża ć do końca, N ic ju ż K r z y ż a k ó w od w ojny nie w strzym a. W c z o ra śm y z R zym u odeb rali gońca, Z różn ych stron św iata niezliczone chm ury P o b o ż n y z a p a ł w p o le nagrom adził, W s z y s c y w o łają abym ich p ro w ad ził Z m ieczem i k rzyżem na W ile ń sk ie m ury.

(47)

A przecież,— w yznam zc wstydem , w tej chw ili K ie d y się w ażą narodów w yroki,

M yślę o tobie, w ynajduję zw łoki, ż e b y śm y je s z c z e dzień jed e n p rzeżyli. M łodości! ja k ż e w ielk ie tw e ofiary!

Jam m iłość, szczęście, jam niebo z a m łodu U m ia ł p ośw ięcić dla sp raw y narodu,

Z żalem lecz z męstwem!— a dzisiaj ja stary, D zisia j pow inność, rosp acz, w ola B o ża P ę d z ą m ię w pole! a ja siwej g ło w y

N ie śmiem oderw ać od tych ścian podnoża, A ż e b y twojej nie stra c ić — rozm ow y!../'

U m ilknął; z w ie ży słych ać tylko jęk i; W m ilczeniu d łu gie p r ze c ie k ły god zin y, N o c rozrzed niała, i prom yk ju trze n k i J u ż zaru m ien ił lic a cichej w ody; P o m ię d zy liściem drzem iącej k rze w in y Z e szm erem ranne p rzew iew a ły ch łod y, P ta szę ta cichem o zw a ły się pieniem, U m ilk ły znow u, - i d ługiem m ilczeniem Z n ać dają że się zb u d z iły zaw cześn ie. K o n ra d p ow staje, w zn ió sł ku w ie ż y czoło, D łu g o na kratę p o glą d a ł boleśnie;

S ło w ik zanucił: K o n ra d naokoło S p o jrzał, ju ż ran ek;— opuścił p rzyłb icę, "VV szerokie zw oje p ła szc za tw arz obw inął,

(48)

Skinieniem ręki żegn a pustelnicę, I w k rzak ach zgin ęł.

T a k duch p iek ieln y od w rót pustelnika N a o dgłos dzw onu porannego znika.

(49)

I V .

U C Z T A .

B y ł d zie ń patrona, u ro czyste św ięto; K o m tu ry z braćm i do sto licy jad ą , B ia łe ch orągw ie na w ieżach zatknięto. K o n ra d r y c e rz y ma u czc ić biesiadą.

S to b iałych p ła s z c z ó w p ow iew a za stołem , N a k ażd ym p ła s zc zu czern i się k r z y ż d łu gi; T o b y li bracia, a z a nimi k o łe m

M ło d zi gierm kow ie stoją dla p o słu gi.

K o n ra d na czele; po le w ic y tronu W z ią ł m iejsce W ito ld ze sw ym i hetm any; D aw n iej b y ł w rogiem , d ziś gościem Zakonu, P rz e c iw k o L itw ie sojuszem zw iązan y.

(50)

J u ż M istrz p o w sta w szy daje u c zty hasło, »C ie szm y się w P a n u !<c wnet p u h ary b ły s ły . »C ieszm y się w P an u !* tysią-c g ło só w w rz a s ło , S rebra zab rzm iały, stru gi wina try sły .

W a llen ro d u siadł, i na ło k c iu w sp arty S łu c h a ł s pogarda n iep rzysto jn ych gw arów ; U m ilk ła w rzaw a, ledw ie ciche ża rty

G d z ie n ie g d zie p rz e rw a lek k i d źw ięk p u h arów .

„ C ie sz m y się, rze cze — cóżto b racia moi, T a k ż e ryc e rz o m c ie sz y ć się przystoi? Z ra zu w rza sk pijany, a teraz szm er cichy, M am yż u czto w ać ja k zbójcę lub mnichy?

»Inne zw y c za je b y ły za m ych czasów , K ie d y na pełnem trupów bojow isku,

Ś ró d g ór K a sty ls k ic h lub F in lan d zk ich lasów , P r z y obozow em p iliśm y ogn isku.

»Tam b y ły pieśni: m iędzy w aszym gminem C z y ż nie ma barda albo menestrela?

S e rce czło w iek a wino rozw esela, A le piosenka je s t dla m yśli w inem ."

Z arazem różni śp iew acy paw stali; T am W ło c h o ty ły słow iczcm i tony

(51)

K o n ra d a m ęstw o i pobożność chwali; O w d z ie trubadur od b rzeg ó w G aron y, O p ie w a dzieje m iłosn ych p a ste rzy , Z a k lętych d ziew ic, i b łęd n ych ry c e rz y .

W a lle n ro d drzem ał, piosen ki u sta ły, N agle zb u d zo n y p rzerw an ym łoskotem , C isn ą ł W ło c h o w i trzos ład o w n y złotem : „M nie, rze k ł, jedn em u śp iew ałeś p o ch w ały, J ed en nie m oże dać innej nagrody.

W e ź i p ójd ź z oczu; ów tru b ad ur m łody, K tó r y piękności i m iłości słu ży ,

N iechaj daruje, że w rycerskiem gronie D z ie w ic y nie m asz, co b y mu na łonie W d z ię c z n a p rzy p ię ła m arny kw iatek róży.

„ T u ró ż e zw ię d ły ; innego chcę b arda, Z akonn ik ry c e rz innej ch ce p io sen k i, N iech aj mi będ zie tak d zik a i tw arda J a k hałas rogó w i oręża szczę k i, I tak ponura ja k klasztorn e ściany, I tak ognista ja k sam otnik pijan y.

„D la nas, co św ięcim i m ordujem lu d zi, M o rd erc za piosnka niech św ięto ść o głasza, N iechaj ro sczu la i gn iew a i n u d zi,

I zn ow u niechaj zn u d zon ych p rzestra sza.

(52)

T a k ie je s t ż y c ie — taka piosnka nasza. K to ją, zaśpiew a? kto?cc— »Ja," odp ow ied ział

S ę d z iw y starzec, k tó ry u podw ojów M ię d z y gierm kam i i paziam i siedział; P ru s a k c z y L itw in , ja k w id ać ze strojów , B ro d ę m iał gęstą, w iekiem ubieloną,

G ło w ę obw iew a ostatek siw izny, C z o ło i o c zy zak ryte zasłoną,

W tw a rzy w y ryte lat i cierpień blizny. •

W p raw icy starą lutnię p ru sk ą nosił, A lew ą ręk ę w y cią g n ą ł do stoła,

I tóm skinieniem posłuchania p rosił. U c ic h li w s z y s c y .— »Ja śpiewam , zaw oła. D aw niej P ru sak o m i L itw ie śpiew ałem , D z iś jed n i le g li w o jczy zn y obronie, D ru d z y , ży ć nie chcąc po o jczy zn y zgonie, D o b ić się w olą nad je j martwem ciałem; J a k słu g i w ierne w dobrym i zły m losie G in ą na sw ego d ob ro czyń cy stosie. Inni srom otnie po lasach się kryją, Inni, ja k W ito ld , m ięd zy wam i żyją,

a A le po śm ierci, N iem cy, w y t o w iecie, Sam i sp ytajcie niecnych zd rajcó w kraju , C o oni p o czn ą, g d y na tam tym św iecie, W skazan i w ieczn ym ogniom na p ożarcie,

(53)

Zechcą- sw yc h p rzo d k ó w w y w o ły w a ć z raju, Jakim ję zy k ie m p op roszą o w sparcie?

C z y w ich niem ieckiej barbarzyń skiej m owie Grłos d zieci sw oich u zn ają przodkow ie? 0 dzieci, ja k a na L itw ę sromota! Żaden mi żaden nie p rzy n ió sł obrony, C d y od ołtarza stary W ajd elota

B y łe m w niem ieckich kajd anach w leczon y. S am otn y w obcej ziemi zestarzałem ,

ś p ie w a k , niestety! śp iew ać nie mam komu; N a L itw ę p a trząc o c z y w yp łakałem .

D zisia j, je że li ch cę w estchnąć do domu, N ie w iem g d zie le ż y mój dom ulubiony, C z y tam, c zy owrdzie, c z y li s tamtej strony.

»T u tylko W sercu, tu się ochroniło, C o w mej o jczyźn ie n ajlepszego było, 1 te u bogie daw nych skarbów szczątk i W e ź c ie mi, N iem cy, w eźcie mi pam iątki.

»Jak zw yc ię żo n y ry c e rz na ig rzy s k u Z a ch o w a życie, ale cześć utraca;

I dni w zga rd zo n e w lek ąc w pośm iew isku, Zn ow u do swmgo z w y c ię żc y pow raca, I raz ostatni w ytężając ramie,

(54)

T a k mię ostatnia natchnęła ochota: J e s z c z e do lutni ośm ieliłem rękę, N iech wam ostatni w L itw ie W a jd elo ta N ó ci ostatnią, litew sk ą p iosenkę."

S k o ń c z y ł i c z e k a ł M istrza odpow iedzi, C z e k a ją w s z y s c y w m ilczeniu głęb okiem ; K o n ra d badaw czem i sz y d e rcz ym okiem W ito ld a lic ó w i p oru szeń śledzi.

P o s trze g li w szy sc y , k ied y W ajd elota M ó w ił o zd rajcach , ja k się W ito ld m ienił, Z sin iał, pobladnął, znow u się czerw ien ił, D r ę c z y go rów nie i g n iew i sromota; N akoniec szablę ściskając u boku, Id zie, zd ziw ion ą grom adę rostrąca, S p o jrz a ł na starca, zaham ow ał kroku , I chm ura gn iew u nad czołem wusząca, O p a d ła nagle w b ystrym łe z potoku; P o w ró c ił, u siadł, p łaszczem tw arz zasłania, I w tajem nicze u ton ął dum ania.

A N iem cy sciclia— »czyliż do biesiad y P rz y p u s z c z a ć m am y żeb rające dziady? K to słu ch a pieśni i kto je rozum ie?" T ak ie o d g ło sy w biesiadniczym tłum ie C o ra z żyw sze m i p rzeryw an o śm iechy;

(55)

P azio w ie krzyczą-, św istając w o rzech y, »Oto je st nóta litew skiego śp iew u."

W tem K o n ra d p o w stał:— „W a le c z n i rycerze, D ziś Z akon w edle starego zw yczaju ,

O d m iast i x ia ż ą t podarun ki b ierze ; Jak winne h o łd y s p o d leg łe go k raju , Ż eb rak wam p iosnkę p rzy n o si w ofierze; Z ło żen ia h ołd u nie brońm y staicow i, W eźm ijm y piosnkę, b ęd zie to g ro sz w dow i.

»Pośród nas w id zim x iążę cia L itw in ó w , G o śćm i Zakonu są je g o w o d zow ie,

M iło im b ę d zie pam ięć d aw nych czyn ów S ły s z e ć w o jczystej odśw ieżon ą m owie. K to nie rozum ie, niechaj się oddali; J a czasem lubię te posępne ję k i N iezrozum iałej litew skiej piosenki; J a k lu b ię ło sk o t rozhukanej fali, A lb o szm er cich y w iosen n ego deszczu; P r z y nich spać m iło,— śpiew aj sta ry w ieszczu.

P IE Ś Ń W A J D E L O T Y .

K ie d y za ra z a L itw ę ni a u d e rzyć , Jej p rzy jście w ie s zc z a odgadn ie źrenica; P o je śli słu szna w ajdelotom w ie rzy ć ,

(56)

N ieraz na p u stych cm entarzach i błoniach S taje w idom ie m orow a d ziew ica ,

W bieliźn ie, z wiankiem ognistym na skroniach, C zo łem p rzen osi b ia ło w iesk ie d rzew a,

A w ręk u chustką, sk rw aw ion ą pow iew a.

S tra żn icy zam ków o czy pod hełm kryją, A p sy w ieśniaków , z a r y w s z y p y s k w ziem i, K o p ią , śm ierć w ietrzą i okropnie w yją.

D ziew ica stąpa k ro k i zło w ie szcze m i, N a sioła, zam ki i bogate m iasta; A ile ra z y k rw a w ą chustką skinie, T y le p a ła có w zm ienia się w pustynie; G d zie nogą stąpi, św ieży gró b w yrasta.

Z gu b ne zjaw isko !— ale w ięcej zg u b y , W r ó ż y ł L itw in om od niem ieckiej strony S z y s z a k b ły s z c z ą c y ze strusiem i czub y, I p ła s zc z szeroki, krzyżem n aczerniony.

G d z ie p rze s zły stopy takiego w id ziad ła, N iczem je s t klęska w iosek albo grodów : C a ła kraina w m ogiłę zap ad ła.

A c h , kto litew sk ą duszę m ógł ochronić, P ó jd ź do mnie, siądziem na grobie narodów , B ęd ziem y dum ać, śp iew ać i łz y ronić.

(57)

O w ieści gminna! ty arko p rzym ierza M ię d z y daw nem i i m łodszem i laty, W tobie lud sk łada broń sw ego ryc e rza, S w y c h m yśli p rzęd zę i sw ych u czu ć k w iaty.

A r k o , tyś żadnym niezłam ana ciosem, P ó k i cię w ła sn y twój lud nie zniew aży; 0 pieśni gm inna, ty stoisz na straży N arod ow ego pam iątek kościoła,

Z archanielskiem i sk rzyd łam i i gło sem — T y czasem d zie rży sz i broń archanioła.

P ło m ień ro z g ry zie m alow ane dzieje, S k a r b y m ieczow i sp ustoszą zło d zieje , P ie śń u jd zie cało, tłum lu d zi obiega; A jeśli p o d łe d u sze nie um ieją K a rm ić j ą żalem i p o ić nadzieją, U cie k a w góry, do g ru zó w p rzy le g a , 1 stam tąd daw ne opow iad a czasy. T a k sło w ik z ogniem zajętego gm achu W y le c i, chw ilę p rzy sią d zie na dachu: G d y d ach y runą, on u cieka w lasy, I brzm iącą p iersią nad z g lis zc za i g ro b y N ó ci podróżn ym piosenkę ża ło b y.

S łu ch ałem p io s n e k — nieraz km ieć stoletni, T rą c a ją c k o ści żelazem oraczóm ,

(58)

S tan ą! i z a g ra ł na w ierzb ow ej fletni

P a c ie rz um arłych, lub rym ow nym p łaczem W a s g ło sił, w ielcy ojcow ie— bezdzietni. E c h a mu w tórzą; ja słu ch ałem zd ała, T em m ocniej w id ok i piosnka rozżala, Ż em b y ł je d y n ym w idzem i słuchaczem .

J ak o w d zień sądny z g ro b o w ca w yw o ła U m a rłą j> rze szło ść trąba archanioła,

T a k na d źw ięk pieśni, kości s pod mej stopy W olbrzym ie k s z ta łty z b ie g ły się i zro sły . Z g ru zó w pow stają kolum ny i stropy, J e z io ra p u ste b rzm ią liczn em i w iosły, I w id ać zam ków otw arte podw oje, K o ro n y xiążąt, w ojow n ik ó w zbroje;

Ś p iew ają w ieszcze, tań czy d ziew ic g ro n o — M a rzy łe m cudnie, srodze m ię zbudzono!

Z n ik n ę ły la s y i o jczyste góry. M y ś l znużonem i ulatując p ió ry S p a d a , w dom ow ą tuli się zaciszę, L u tn ia u m ilkła w otrętw iałem ręku; Ś ró d żałośnego sp ółrod ak ó w ję k u C zęsto p rze s zło śc i g ło su nie dosłyszę! L e c z dotąd isk ry m łodego zap ału

T lą w g łęb i p iersi, nieraz ogień w zniecą, D u s z ę o żyw ią i pam ięć oświecą.

(59)

P am ięć naów czas, ja k lam pa s k ryszta łu , U b ran a pędzlem w m alowne obrazy, C h o ciaż ją. zaćm i p y ł i liczn e sk azy, Jeżeli św ieczn ik postaw isz w jej serce, J e s zc z e św ieżo ścią b arw y zn ęci o czy, J e s zc z e na ścianach pałacu rosto czy K raśn e acz nieco p rzyćm ion e kobierce.

G d y b ym b y ł zdolny w łasne ognie p rzelać

W piersi słu ch aczó w , i w sk rzesić p ostaci

Zm arłej p rzeszło ści; g d yb ym um iał strzelać B rzm iącem i sło w y do serca spółbraci; M o że b y je s z c z e w tej jed yn ej chwili, K ie d y ich p iosnka o jczysta p o ru szy, U c zu li w sobie daAvne serca bicie, U c z u li w sobie daw ną w ielkość d uszy, I chw ilę jed n ę tak górnie p rze ży li, J a k ich przodkow ie niegdyś całe życie.

L e c z po co zb ie g łe w y w o ływ a ć wieki? I sw oich czasó w ś p i e w a k nie obwini, P o je s t m ąż wielki, ży w y , niedaleki, O nim zaśpiew am : u czcie się L itw in i!“

* *

*

(60)

U m ilk n ą ł starzec i dokoła słucha, C z y N iem cy dalej pozw olą mu śp iew ać; W sali d o k o ła b y ła cichość głu ch a,

T a zw y k ła w ie szczó w na now o za g rze w a ć. Z a c z ą ł w ięc piosnkę, ale innej treści, B o g ło s na sp ad ki w oln iejsze rozm ierzał, P o stronach słabiej i rzad ziej u d e rzał, I z hym nu zstą p ił do prostej p ow ieści.

P O W IE Ś Ć W A J D E L O T Y .

S k ą d L itw in i w racali? z nocnej w racali w y c ie c zk i, W ie ź li łu p y bogate w zam kach i cerk w iach zdobyte, T łu m y brańcó w niem ieckich sp ow iązan em i rękam i, Z e stryczkam i na szy ja ch , b iega p r z y koniach zw y-

* cięzców ,

P o g ląd ają k u P ru so m i zalew ają się łzam i, P o g ląd ają na K o w n o — i polecają się B o g u .

W m ieście K o w n ie p ośrodku ciągnie się błonie Peruna,

T am xiążęta litew scy, g d y po zw ycię stw ie w racają, Z w y k li r y c e rz y niem ieckich palić na stosie ofiarnym. D w aj ry c e rz e pojm ani ja d ą bez trw ogi do K ow n a: Jed en m łod y i p iękn y, d rugi latam i schylony; O ni sami śród bitw y, hufce niem ieckie rzu ciw szy ,

(61)

M ię d z y L itw in ó w u ciekli; xiąże K ie js tu t ich p rzy ją ł, A le strażą, o to czył, w zam ek z a sobą p ro w ad ził. P y ta z ja k ie j k rain y, w ja k ic h zam iarach p rzy b y li.

»Nie wiem , rzecze m łodzieniec, ja k i moj rod i n a­ zw isk o ,

B o dziecięciem od N iem ców b yłem w niew olą schw ytany.

Pom nę tylko że kęd yś w L itw ie , śród m iasta w ielkiego S ta ł dom m oich rodziców ; b y ło to m iasto drew niane, N a pagórkach w yn io słych , dom b y ł s c e g ły c z e r­

w onej.

W k o ło p agó rk ów na błoniach p u s z c za szum iała jod łow a,

Środkiem lasów daleko białe b ły szc za ło jezio ro . B a z u jed n ego w nocy, w rzask nas ze snu p rzeb u d ził, D z ie ń ogn isty za św ita ł w okna, trza sk a ły się szyb y, K łę b y dym u b u ch n ęły po gm ach u , w yb ieg liśm y

w bramę,

P łom ień w ia ł po ulicach, is k r y sy p a ły się gradem , K r z y k okropny: do broni! N iem cy są w m ieście, do

broni!

O jciec w y p a d ł z orężem , w y p a d ł i w ięcej nie w rócił. N iem cy w p ad li do domu, jed e n w y p u śc ił się za mną, Zgon ił, p o rw ał mię na koń; nie wiem co stało się

T y lk o k r z y k mojej m atki długo, d łu go słyszałem . P o ś ró d szczęk u oręża, dom ów m n ą cy ch ło sk o tu ,

(62)

K r z y k ten śc ig a ł mię clługo, k rzy k ten p o zo stał w mem uchu.

T e ra z je s z c z e , g d y w id zę p o żar i słyszę w ołan ia, K r z y k ten b u d zi się w d u szy, jako echo w jask in i Z a odgłosem piorunu; oto jest w szystk o co z L itw y , C o od ro d zic ó w w yw io złem . W sennych niekiedy

m arzeniach

W id z ę postać szanowną, m atki i ojca i braci. A le coraz to dalej jakaś m gła tajem nicza,

C o ra z g ru b sza , i coraz ciem niej za sła n ia ich ry s y . L a ta d zieciń stw a p ły n ę ły , żyłem śród N iem ców ja k

N iem iec;

M iałem imie W a ltera, A lfa n azw isko przyd an o; Im ie b y ło niem ieckie, d usza litew sk a zo sta ła, Z o sta ł żal po rodzinie, ku cudzoziem com nienawiść. W in ryc h , m istrz K r z y ż a c k i, ch ow ał m ię w sw oim

pałacu ,

O n sam do ch rztu mię trzym ał, ko ch ał i p ieścił ja k syna.

Jam się n u d ził w p a ła c a c h , s kolan W in ry c h a u cie k a ł

D o W a jd e lo ty starego. W ó w c z a s pom iędzyN iem cam i B y ł W ajd elota litew ski, w zięty w niew olą p rzed laty, S łu ż y ł tłum aczem w w ojsku; ten g d y się o mnie

d ow ied ział,

Ż em sierota i L itw in, często mię w ab ił do siebie, R o sp o w ia d ał o L itw ie , duszę stęsknioną o trze źw ia ł

(63)

P ie szczo tam i i dźw iękiem m ow y ojczystej i pieśnią. O n m ię często ku brzegom N iem na sinego p ro ­

w ad ził;

Stam tąd lub iłem na m iłe g ó ry o jczy ste poglądać. G d y śm y do zaniku w ra ca li, sta rzec łz y mi ocierał, A b y nie w zb u d zić podejrzeń; ł z y mi ocierał, azem stę P rz e c iw N iem com podniecał. Pom nę ja k w zam ek

w ró ciw szy

N óż ostrzyłem tajemnie; z ja k ą zem sty ro sk o szą lizn ą łe m kobierce W in ry c h a lub k a le czy łe m zw ier­

ciadła,

N a tarcz je g o b ły sz c z ą c ą piasek m iotałem i plw ałem . Potem , w latach m ło d zień czych częstośm y z portu

K łc y p c d y ,

W łó d k ę zc starcem siadali b rze g i litew skie od­ w iedzać.

P w a łe m k w iaty o jczyste, a czaro d ziejsk a ich w onią T ch n ę ła w d uszę jak o w e ś daw ne i ciem ne w sp o ­

mnienia.

U p ojony tą w onią zd ało się że dzieciniałem , Z e w ogro dzie rod zicó w z braćm i igrałem m ałym i. S ta rze c p om agał pam ięci; 011 piękn iejszem i słow am i, N iź li zio ła i kw iaty, p rze szło ść szczęśliw ą m alował: J a k b y m iło w ojczyźnie pośród p rzy ja ció ł i k re ­

w n ych

P ę d z ić chw ile m łodości; ileżto d zieci litew sk ich

(64)

S z c z ę ś c ia takiego nie znają, p ła c zą c w kajdanach Zakonu.

T o sły szałem na b łon iach ;lccz na w y b rzeża ch P o łą gi, G d zie grzm iącem i piersiam i białe rostrąca się m orze I s pienistej g ard zieli p ia sk u strum ienie w ylew a: W id z is z , m aw iał mi starzec, łą k i n ad b rzeżn ej ko ­

bierce,

J u ż je p iasek obleciał; w id zisz te zio ła pachnące, C zo łe m silą się je s z c z e p rze b ić śm iertelne p okrycie, A ch ! darem nie, bo now a żw iru n asuw a się hydra, B ia łe p łe tw y rostacza, ląd y ży jące podbija, I ro sc ią g a d o k o ła dzikiej królestw o p ustyni. S yn u , plon y w iosenne żyw o do grobu w trącone, T o są lu d y podbite, bracia to nasi L itw in i;

S y n u , piaski z z a m o rza b u rzą pędzone,— to Zakon. S e rc e b o la ło słuchając, chciałem m ordow ać K r z y ­

żaków ,

A lb o do L it w y uciekać; starzec ham ow ał zap ęd y. W oln ym rycerzom , p o w iad ał, w olno w yb ierać oręże, I na p o lu otw artem bić się rów nem i siłami;

Z o sta ń je sz c z e i przejm ij sztuki wojenne od N iem ców , Staraj się zy sk ać ich ufność, dalej obaczym co począć. B y łe m p o słu szn y starcow i, szedłem z w ojskam i

Teutonów :

A le w p ierw szej p o ty czce ledw iem , o b a czy ł cliO' rągw ie,

(65)

P o sk o c zy łe m ku n a szy m , starca zą sobij, p rzy w o ­ dzę.

J a k o so k ó ł w yd arty z gn iazd a i w klatce żyw io n y, C h o ć srogiem i mękami ło w cy odbiorą- mu r o z u m ,

1 p u szczają, że b y braci so k o łó w w ojow ał;

S koro w zniesie się w chm ury, skoro p ociągnie o c z y ­ ma

P o niezm iern ych o b szarach swojej błękitnej o jc z y ­ zn y,

W oln em odetchnie pow ietrzem , szelest sw ych sk rz y ­ d eł u sły szy ,

P ó jd ź m yśliw cze do dom u,s klatką nie czekaj so k o ła .“

S k o ń c z y ł m łodzieniec ; a K ie jstu t słu ch a ł ciek a­ wie, słu ch ała

C ó ra K ie jstu ta A ld o n a , m ło d a i piękna ja k bóstw o. J esie ń p łyn ie, z je s ie n ią ciągn ą się d łu g ie w ieczory: K iejstu tó w n a ja k zw yk le w sióstr i rów iennic or­

szaku

Z a krosnam i u siada, albo się baw i przędziw em ; A g d y ig ły m igocą, toczą się ch yb kie w rzecion a, W a lte r stoi i praw i cuda o krajach niem ieckich, I o swojej m łodości. W sz y s tk o co W a lte r pow iadał, Ł o w i uchem dziew ica, m yślą łakom o połyka; W sz y s tk o um ie na pam ięć, nieraz i w e śnie p ow ta­

(66)

W a lte r m ów ił ja k w ielkie zam ki i m iasta za N ie- mnem,

J a k ie bogate ubiory, jak ie w sp aniałe zab aw y, J a k na gonitw ach w aleczn i kop ije kruszą, ryc e rze , A dziew ice s k ru żg an k ó w p atrzą i w ieńce p rzyzn ają. W a lte r m ów ił o w ielkim B o gu , co w ła d a za N ie ­

mnem

I o N iep okalan ej S yn a B o że g o B o d z ic y ,

K tó re j postać anielską w cudnym p o k a za ł obrasku. T e n obrazek m łodzieniec n o siłp o b o żn ie na piersiach: D z iś L itw in c e d aro w ał g d y ją do w iary n aw racał, G d y p acierze z nią m ów ił. C h c ia ł w szy stk ieg o nau­

czyć,

C o sam um iał; niestety, on ją i tego n a u czył, C ze g o dotąd nic um iał— on n a u czył j ą kochać. I sam u c z y ł się w iele; z jak iem roskoszn em w z ru ­

szeniem

S ły s z a ł z u st je j litew skie ju ż zapom niane w y razy. S każdym w sk rzeszo n ym w yrazem b u d zi się nowe

u czu cie,

J a k o isk ra s p opiołu; b y ły to słodkie im iona Pokrew ieństw a, p rzyjaźn i, słodkiej p rzy jaźn i, i je ­

szcze

S ło d s z y w y ra z nad w szystk o , w y raz m iło śc i, k tó ­ rem u

N ie m asz rów nego na ziem i, oprócz w y ra z u — o jc z y ­ zna,

(67)

S k ą d że , p om yślał K ie jstu t, nagła w mej córce o dmiana?

G d zie je j daw na w esołość, g d z ie je j dziecinne r o z ­ ryw ki?

W św ięto w s zy stk ie d ziew ice idę. zabaw iać się tań­ cem,

O na sied zi samotna, albo z W a lterem rozm aw ia. W dzień po w szed n i dziew ice trudnię się ig łę lub

krosna,

J ej z rak ig ła w ypada, n ici plętaję się w krosnach, S am a nie w id zi co robi, w szy sc y mi to pow iadaję. W c z o r a postrzegłem , że ró ż y k w ia te k w y s z y ła z ie ­

lono,

A listeczk i czerw on ym um alow ała jedw ab iem . Ja k że m og łab y w id zieć, k ie d y je j o czy i m yśli T y lk o oczu W a ltera, rozm ów W a ltera szu kaję. Ile ra zy zap ytam , g d zie ona p oszła? w dolinę;

S k ad pow raca? z doliny; cóż w tej dolinie? m ło­ dzien iec

O g ró d dla niej za sa d ził. J e stże ten o gród p ięk n ie j­ szy

N iżli me sady zamkowe? (p yszn e K ie jstu t m iał sady, P e łn e ja b łe k i g ru szek , d ziew ic kow ień skich ponęta). K ie o gró d ek to w abi; zim ę w id ziałem jej okna; C a ła szyb a tych okien, co obrócone do Niemna, C z y s ta ja k b y śród maja, lód nie zaciem nił k ryszta łu ; W a lte r chodzi tam tędy; pew nie sied ziała u okna

(68)

I gorącem w estchnieniem lo d y na szyb ach stopiła. J a m yśliłem , żc on ją cz y ta ć i pisać n au czy, S ły s z ą c , że w s zy s c y x iążęta d zieci sw e u c zy ć zaczęli; C h ło p iec dobry, w aleczn y, ja k k sią d z w pism ach

ćw iczony:

M am że go z dom u w ypędzić? on tak p o trzeb n y dla L itw y ;

H u fce najlepiej szyk u je, syp ie najlepiej okopy, B roń piorunow ą u rzą d za, jeden mi staje za w ojsko. P ó jd ź W a lte rze , bądź zięciem moim i bij się za L itw ę .

W a lte r p o ją ł A ld o n ę .— N iem cy,w y pew nie m yślicie Z e tu koniec pow ieści; w w a szy ch m iłosnych ro­

m ansach

G d y się ryc e rze pożenią, k o ń czy tru bad ur piosenkę, T y lk o dodaje że ży li d łu go i b y li szczęśliw i. W a lte r k o ch a ł sw ą żonę, lecz m iał d uszę szlachetną; S z c z ę śc ia w domu nie zn a la zł, bo go nie b yło w oj­

czyźn ie.

L e d w ie śniegi p o n ik ły, p ierw szy za n ó cił sk o­ w ronek:

Innym krajom sk ow ronek m iłość i roskosz ob w ie­ szcza,

B ied nej L itw ie co roku w ró ży p o żary i rzezie; C ią gn ą szeregi k rzy żo w e niczliczon em i tłum ami,

(69)

J u ż od gór zaniem eńskich echo do K o w n a zan osi W o js k a m nogiego h a ła sy , ch rzęst zb rój, rżenia ru ­

m aków .

J a k m gła sp u szcza się obóz, błon ia szeroko zalega; T u i ów d zie migocą, straży naczelnych prop orce, J a k łysk a n ia p rze d burzą. N iem cy stanęli na b rzegu , M osty po N iem nie r z u c ili, K o w n o do k o ła obiegli. D z ie ń w dzień od taranów w alą się m ury i b a szty , N oc w noc m iny b u rzą ce kopią się w ziem i ja k k r e ty , P o d niebiosam i ognistym unosi się bom ba polotem , I ja k sokoł na ptaki z g ó ry na d ach y uderza. K o w n o w g ru zy runęło, L itw a do K ie jd a n uchodzi; W g ru zach ru n ęły K ie j dany, L itw a po górach i lasach B ro n i się; N iem cy dalej ciągną, p ląd rując i paląc.

K ie jstu t z W a lterem p ierw si w bitw ach; ostatni w odw rocie;

K ie jstu t zaw sze sp okojny, od d zieciń stw a p r z y w y ­ knął

B ić się z niep rzyjacielem , w p ad ać, zw yc ię ża ć, u cie­ kać.

W ie d z ia ł, że je g o p rzo d k ow ie za w sze z N iem cam i w alczyli;

Id ąc w ślady swych, p rzodk ów b ił się i n ied b ał o p rzy szło ś ć .

(70)

Z n a ł potęgę Zakonu; w ied ział, że M istrza w ezw anie S całej E u ro p y w y cią ga sk arb y, oręże i w ojska. P r u s y b ro n iły się niegdyś, sta rły P ru sa k ó w T e u to n y : L itw a pierw ej c z y później równej ulegn ie kolei; W id z ia ł niedolę P ru sak ó w , d rża ł nad p rzy szło ścią

L itw in ó w .

» SynuIK iejstut zaw oła, zgubnym ty je ste ś p rorokiem Z o czu mi zd arłeś zasłonę, ab y otchłanie p okazać. K ie d y ciebie słu ch ałem , zd a się, że ręce o słab ły , I z n ad zieją zw ycię stw a s p iersi u c ie k ła odw aga. C ó ż p oczn iem y z N iem cam i?*— » O jcze, W a lte r po­

w iad ał,

W ie m j a sposób je d y n y, straszn y, sk u teczn y, nie­ stety!

M o że kied yś o b jaw ię."— T a k rozm aw iali po bitw ie, Nim ich trąba k u n ow ym bitw om i klęskom w ezw ała.

K ie jstu t co raz sm utniejszy, W a lte r ja k m ocno zm ieniony!

D aw n iej, ch ociaż nie b y w a ł n igd y zb yteczn ie w e so ły, W chw ilach nawet szczęśliw y ch le k k i m rok z a m y ­

ślenia

L ic e je g o p rzysła n ia ł; ale w objęciach A ld o n y D aw n iej m iew ał pogodne czo ło i lice sp okojn e, Z a w sze ją w ita ł u śm iechem , czułem p o żeg n ał w ej­

rzeniem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Praca składa się z pięciu rozdziałów, w których kolejno omówione zostały następu­ jące problemy: skuteczność reform szkolnych, stan i perspektywy edukacji

może dotyczyć pojedynczego udostępnianego zbioru danych lub wielu materiałów zasobu objętych jednym wnioskiem, jeżeli są one udostępniane na zgłoszenie prac

Kaszubi od poczajtku bardzo si? zaangazowali w prace nad ksztaltem ustawy i przygotowywaniem najpierw do podpisu, a nast?pnie do ratyfikacji Europejskiej Karty J?zykow. Droga do

ematem poświęcono dotąd wiele uwagi związkom z tradycją epicką i powtarzany jest sąd o mozaikowej budowie utworu, składającego się z licznych reminiscen ­

Jest to dla mnie rewolucja, bo pojawia się pomysł, który jest zupełnie, ale to zupełnie nieoczywisty?. Ba, podobno Oded Goldreich zawsze swój kurs kryptologii (w Instytucie

To pewna, że jako człowiek gorąco wierzący pragnął co rychlej zbyć się tego grzechu pychy, do której się poczuw ał w sumieniu.. Improwizacya była zatem

czność.. Pismo jest szybkie, rów ne i spokojne.. Siedzi na sofie, przędąc na kołowrotku. Nie jestem godzien dotykać się tego instrumentu. To chleb mój

stępował Kiejstut. Spór książąt litewskich o władzę jako osnowa powieści litewskiej wzięty był ze Stryjkowskiego; ale poeta nie krępował się materyałem