• Nie Znaleziono Wyników

A TY JAKĄ BĘDZIESZ EMERYTKĄ? Wybrane historie

13. danusia, 31 lat, Wrocław

zatrudnienie: iii sektor - organizacje pozarządowe Wykształcenie: mgr na dwóch kierunkach, studia podyplomowe

Sytuacja rodzinna: w związku niesformalizowanym, jednopłciowym, dwuosobowe gospodarstwo domowe inne: wynajmuję mieszkanie, spłacam kredyt studencki, od trzech lat odkładam 150 zł miesięcznie na iKe i od dwóch lat 10% od każdej zarobionej kwoty na koncie oszczędnościowym.

To musiał być 1995 rok. Miałam szesnaście lat, gdy moja mama powiedziała ni to do mnie, ni do siebie: „Na emerytu-rze będę biedować”. Zdziwiłam się wtedy, że moja mama, w sile wieku, czterdziestoletnia, aktywna zawodowo przedsiębiorczy-ni, ciężko pracująca i wychowująca czwórkę dzieci, już martwi się o swoją przyszłość na emeryturze. Przecież to jeszcze tyle lat – myślałam – nie ma się o co martwić. A w dodatku – prze-cież ona pracuje tak dużo i ciężko, nie może jej grozić bieda. Nie rozumiałam wtedy, co czuła, ale zapamiętałam smutek i rezyg-nację mojej mamy. I to przekonanie, że taki po prostu jest los kobiety w tym kraju.

Te słowa coraz mocniej rezonują we mnie teraz, ponad pięt-naście lat później, gdy i ja, i moja mama jesteśmy o tyle lat star-sze, a perspektywa emerytalna kobiet nadal jest przerażająca. Bo ja, mając 31 lat, o 10 lat mniej, niż moja mama wtedy, już teraz myślę o swojej emeryturze z przerażeniem.

Od czasu studiów pracuję zawodowo. To już prawie 8 lat. W tym czasie zupełnie bez pracy byłam ledwie kilka miesięcy. Związałam się z sektorem pozarządowym – zdecydowały o tym zainteresowania, światopogląd, przekonanie, że nie chcę praco-wać w urzędzie, „na posadzie”. Praca jest dla mnie niesłychanie inspirująca, angażująca, rozwijająca. Mam też poczucie, że jest ważna, wartościowa, że to, co robię, ma sens. Myślę jednak, że za to poczucie zapłacę na emeryturze wysoką cenę.

R apoRt

W związku z sytuacją w organizacjach pozarządowych (NGO-sach), pracuję prawie wyłącznie na umowy zlecenia lub umowy o dzieło. W ciągu tych 8 lat pracy w trzech organizacjach, na eta-cie pracowałam łącznie przez 20 miesięcy. Zawsze w niepełnym wymiarze czasu pracy, z zarobkami mniej więcej o połowę niż-szymi niż na analogicznych stanowiskach w biznesie, zawsze z umową na czas określony, ograniczoną czasem trwania pro-jektów.

Od 3 lat pracuję w organizacji, którą współtworzyłam. Wy-konuję w niej wysoko wyspecjalizowaną pracę wiążącą się z du-żym poziomem odpowiedzialności, w wymiarze co najmniej 2 etatów. W tej organizacji nie pracowałam i prawdopodobnie nie będę pracować etatowo – organizacji na to nie stać, a sponsorzy podejrzliwie patrzą na finansowanie umów o pracę. Organizacji nie stać także na zatrudnienie innych kobiet, które angażują się w jej działalność wolontaryjnie. Czasem udaje się dla nich pozy-skać staż z urzędu pracy, a potem, gdy nabierają doświadczenia i liczą na umowę o pracę, musimy odmówić. I to jest straszne.

W okolicach 28 urodzin, w perspektywie zakończenia ter-minowej umowy o pracę, ogarnęła mnie emerytalna panika i założyłam IKE (Indywidualne Konto Emerytalne). Od trzech lat wpłacam tam ok. 150 zł miesięcznie. Wiem, że to nie wystarczy. Ostatnio wyczytałam w dziale ekonomicznym jakiegoś dzienni-ka rady, by na IKE wpłacać minimum 12 tysięcy rocznie i wtedy to powinno wystarczyć, w obliczu przewidywanego zawalenia się systemu emerytalnego - właśnie wtedy, gdy będę przecho-dzić na emeryturę. Kogo na to stać?! Mi nie wystarczy pienię-dzy, by wpłacać na IKE choć 100 zł więcej, do czasu, gdy skończę spłacać kredyt studencki – to jeszcze kilka lat. Czytam także, że zakup mieszkania to inwestycja na starość. Ale na to mnie nie stać, ledwie wystarcza na tego mieszkania wynajęcie.

Teraz zarabiam falami. Nie mam poczucia stabilności finan-sowej, żyję od projektu do projektu. Lwią część pracy wykonuję bez wynagrodzenia. Często nie mam ubezpieczenia społeczne-go, na prywatne ubezpieczenie mnie nie stać. Z powodu

prze-179

wlekłej choroby bardzo dużo pieniędzy wydaję na prywatne wizyty lekarskie - dotychczas było mnie na to stać, ale wiem, że nie zawsze tak musi być i boję się tego. Tak, zaangażowanie spo-łeczne to był mój wybór. Ale ostatnio myślę o tym, że mogłam wybrać „pracę dla kasy”, a nie „pracę dla idei”. Nie musiałabym co kilka miesięcy drżeć o to, czy będę miała teraz i w przyszłości, z czego zapłacić czynsz albo za co pójść do lekarza.

Od dwóch lat odkładam 10% swoich zarobków, nawet naj-mniejszych, na konto oszczędnościowe. Robię to nie dla przy-jemności, podróży, zachcianek, i nie z myślą o emeryturze. Odkładam, by wyjmować te pieniądze za każdym razem, gdy organizacja, którą prowadzę, ze względu na skomplikowane rozliczenia ze sponsorami i rozwlekłe, biurokratyczne proce-dury, boryka się z czasową utratą płynności finansowej. W tym czasie, moja „poduszka finansowa”, jest zatem raczej poduszką mojej organizacji, moje oszczędności są zamrożone na długie miesiące, czasem lata. Moja mama oszczędzała podobnie – dla swojej firmy.

Nie zabezpieczy mnie mąż, ani emerytura po nim – żyję w związku jednopłciowym, bez możliwości wspólnego rozlicza-nia się, opodatkowarozlicza-nia, bez prawa do dziedziczerozlicza-nia po mojej partnerce, bez prawa do jej emerytury.

Gdy myślę o swojej emeryturze, myślę o tym, że moja mama w wieku 56 lat wyjechała do Wielkiej Brytanii do ciężkiej fizycz-nej pracy w domu opieki, by uniknąć biedy na emeryturze. Za-stanawiam się, co musi się stać, bym ja nie musiała wyjeżdżać. I wkurza mnie to, że kwestia emerytur jest w Polsce zagadnie-niem rozgrywanym w perspektywie krótkoterminowej, że nikt nie chce jej dotknąć, by nie stracić w sondażach. To jest moje życie, moja przyszłość, o którą się boję i jestem wściekła, że po-litycy w tym kraju poważnie nie dyskutują o tym, jak w praktyce codziennego dnia ważne jest zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn i wydłużenie wieku emerytalnego kobiet. To jest absolutnie konieczne, by kobiety nie żyły – od młodości

R apoRt

przez długie lata – w poczuciu, że na starość „będą biedować”, że to taki los kobiet. Ale politycy w tym kraju zwykle są męż-czyznami.

181