• Nie Znaleziono Wyników

A TY JAKĄ BĘDZIESZ EMERYTKĄ? Wybrane historie

21. marta, 63 lata, Warszawa

rencistka, emerytka

Rencistki & emerytki życie bez pracy zawodowej

Jest połowa roku 2010. Wśród parosekundowych migawek telewizyjnych, pokazujących istotne zjawiska społeczne, znowu zaczęła pojawiać się twarz niemłodej kobiety, pałającej gnie-wem. Owo święte oburzenie wywołuje u niej pytanie o projekt podniesienia wieku emerytalnego dla kobiet. Zaczynam się za-stanawiać, skąd w telewizorach się biorą takie okazy vox popu-li? Dlaczego w moim kręgu sąsiadek, koleżanek i przyjaciółek

(roczniki od 1942 – 1952, większość z wyższym wykształceniem) nie słyszę takich głosów?

Jestem przekonana, że system emerytalny powinien być jed-nakowy dla obu płci, gdyż dotychczasowy dyskryminuje kobiety. Niższy wiek emerytalny, mniejsze średnie zarobki, dłuższy prze-widywany wiek przeżycia – skutkują ubóstwem starych kobiet. O czasie zaprzestania pracy zarobkowej powinna decydować przede wszystkim osoba zainteresowana, przy spełnieniu innych warunków świadczenia tej pracy. Kwestię specjalnych systemów emerytalnych dla wyróżnionych grup zawodowych (policjanci, żołnierze zawodowi, górnicy itd.) w swych rozważaniach pomi-jam, gdyż nie mam sąsiadek, koleżanek i przyjaciółek uprawia-jących te zawody.

Od kwietnia 2005 roku moim podstawowym źródłem utrzy-mania jest renta rodzinna. Oceniam, że w 2010 roku dysponuję mniej niż 60 proc. faktycznej siły nabywczej, co pięć lat temu. Przekłada się to na „ostry reżim budżetowy”, szczególnie od 2007 roku, w którym gospodarstwo domowe zaczęłam prowa-dzić w pojedynkę. Ciągle jeszcze mam samochód. Ten 9-letni Da-ewoo-Matiz służy przede wszystkim do przywożenia większych zakupów i wożenia do lekarzy mej matki (rocznik 1922), miesz-kającej po drugiej stronie Wisły.

19

Nie stać mnie na konieczny remont mieszkania. Awaria sta-rzejącego się sprzętu domowego, każe mi wybierać pomiędzy naprawą a wykupieniem recept (leczę się na kilka chronicznych dolegliwości). Staram się nie myśleć, co się stanie, jeśli pralka zepsuje się ostatecznie. Dzięki sklepom z używaną odzieżą uzu-pełniam garderobę. Nowych ubrań praktycznie nie kupuję.

Ponieważ mieszkam na warszawskim Ursynowie, blisko stacji metra, mam ułatwiony dostęp do bezpłatnych wydarzeń kultu-ralnych i naukowych o charakterze otwartym.

Podobny proces ubożenia zauważam w kręgu znajomych ko-biet. Gdy rozmawiamy o końcu naszej pracy zawodowej, zauwa-żam trzy rodzaje postaw: żal, pogodzenie się oraz zadowolenie.

zAdOWOlenie – ta grupa jest najmniej liczna. Oceniam ją na

10 proc..

Kryśka (mgr; wdowa) – nie mogła się doczekać przejścia na

emeryturę. Nie lubiła swej pracy. Jej ostatni etat to sekretarka w instytucie naukowym. Teraz opiekuje się drugim wnuczkiem, przywożonym do jej mieszkania.

natalia (mgr; rozwiedziona) – nauczycielka plastyki. Po

zmia-nach organizacyjnych w szkolnictwie nie mogła się doczekać przejścia na emeryturę. Uproszona przez dyrektorkę – nadal ma zajęcia z dwiema klasami gimnazjalnymi. Nie lubi ich. Więcej radości sprawia jej hobby artystyczne. Opiekuje się 90-letnią matką.

Ola (mgr; rozwiedziona) – nadal pracuje w dziekanacie

pry-watnej uczelni, gdyż długo korzystała z urlopów wychowaw-czych. Również nie przepada za swym zajęciem. Chciałaby jak najszybciej przejść na emeryturę. Ma troje dzieci i dwoje wnu-cząt.

pOgOdzOne z SytuAcJĄ – to wedle mych oszacowań ok. 30

proc..

baśka (mgr; mężatka) – była dziennikarką. Gdy gazeta

sta-wała się coraz bardziej związana z jedną z partii politycznych, odeszła, wraz z mężem. Założyli firmę P.R. Ma już wypracowaną

R apoRt

emeryturę, ale nadal jest zaangażowana w organizację imprez. We dwójkę pomagają wychowywać dwoje wnucząt.

Fela (technik; mężatka) – pracowała w dużym ministerstwie,

gdy cięto etaty, zaproponowano jej przejście na wcześniejszą emeryturę. Wychowuje trzecie dziecko córki. Pomaga w akwizy-cji firmy usługowej, założonej przez męża.

maria (mgr; mężatka) – reorganizacja w pewnej centrali

zmu-siła ją do zaprzestania pracy. Mąż (równolatek) nadal pracuje zawodowo, dobrze zarabia. Ona krąży między domem córki (2 wnucząt) i syna (3 wnucząt), gotuje, sprząta i prasuje w trzech domach. Co jakiś czas z mężem urlopują w egzotycznych kra-jach.

ŻAłuJĄce utrAty prAcy zArObKOWeJ – cała reszta, czyli

ok. 60 proc.

bogna (ekonomistka śr. ; wdowa) – pracowała w banku,

gdzie zakładała związek zawodowy. Nic dziwnego, że szefostwo pozbyło się jej przy pierwszej okazji. Bardzo aktywna wśród mieszkańców naszej spółdzielni mieszkaniowej. Opiekuje się wnukiem oraz chorą na raka przyjaciółką.

baśka (mgr; wdowa) – również pracowała w banku. Doszła

do stanowiska kierownika działu, chciała dalej pracować, ale gdy osiągnęła wiek emerytalny, przeprowadzono reorganizację, zaproponowano jej inny etat. Po namyśle – odeszła, z przyzwo-itą odprawą. Opiekuje się obłożnie chorą matką, ostatnio bez świadomości. Zamożny brat opłaca przychodzącą w weekendy pielęgniarkę.

Janka (mgr; rozwiedziona) – najstarsza z wymienionych tu

znajomych. Ma wypracowaną emeryturę, na którą ją zesłał po-przedni układ polityczny. Założyła wówczas stowarzyszenie pro-mujące kulturę. Po ostatnich wyborach samorządowych wróci-ła na etat kierowniczy. Praca zawodowa i dziawróci-łania społeczne zajmują jej cały czas. Nadal pracuje zarobkowo i nie wspomina o przejściu „w odstawkę”.

lidia (mgr; mężatka) – również pracuje zarobkowo w

specja-listycznym instytucie. Obawia się zmian dyrektorów, gdyż ozna-czać to może „czystkę” w jej rocznikach, aby przygotować etaty

195

dla „swoich” ludzi. Chociaż stać byłoby ją na rezygnację z pracy zawodowej, bez obniżenia stopy życiowej, nie chce o tym sły-szeć. Lubi mieć kontakt z ludźmi.

Ja – mgr inż., wdowa, dwoje dorosłych, już

usamodzielnio-nych dzieci, bez wnucząt. W planach życiowych miałam pracę do końca sprawności intelektualnej. Nie dopuszczałam żadnej myśli o rezygnacji z pracy zarobkowej.

Gdy pamięcią sięgam do najwcześniejszego dzieciństwa, to wokół widzę kobiety ciężko pracujące od świtu do zmierzchu. Na niezelektryfikowanej wsi lat 50. i 60. chłopki pracowały w polu, w ogrodzie, w sadzie, w obejściu przy zwierzętach, w domu – gotując, piorąc, prasując, zajmując się dziećmi i starymi ludź-mi. W pole nie wychodziła jedynie żona kierownika szkoły, bo tą pracą zajmowała jego matka. Pierwszą kobietę „siedzącą w do-mu” zobaczyłam mając lat dziesięć. Na osiedlu domków jedno-rodzinnych w podwarszawskiej miejscowości, dokąd po latach poniewierki sprowadzili się moi rodzice, było ich więcej.

Te rówieśnice mojej matki „były przy mężu” – adwokacie, właścicielu warsztatu, fabryczki guzików, zawiadowcy stacji, majstrze murarskim. Ale one wydawały mi się dziwactwem, a normą była wybiegająca z domu przed szóstą rano, na pierw-szą zmianę, lub powracająca po 22-ej, z drugiej zmiany, moja matka – fryzjerka. Mając 14 lat zaczęła pracę zarobkową pomo-cy fryzjerskiej w renomowanym salonie, należąpomo-cym do dalszych powinowatych. Została zmuszona do odejścia na emeryturę, gdy pracowała jako kierowniczka jednego z zakładów warszawskiej spółdzielni. Gdy kilka lat później mój ojciec, również fryzjer, przestał pracować zawodowo, czego wyczekiwał niecierpliwie, okazało się, że on ma emeryturę niemal dwukrotnie wyższą od tej, którą wyliczono mojej matce. Wiem, że on nie lubił swojego fachu i nie mógł doczekać się pójścia na emeryturę, natomiast ona przepadała za swoimi klientkami i chciała nadal pracować zawodowo, tylko „układy w zarządzie spółdzielni” spowodowa-ły jej odejście.

Jestem najstarszą z czworga ich dzieci, które po odchowaniu przez babkę na wsi, wracały do domu rodziców, a tam system

R apoRt

opieki przedszkolnej, świetlicowej, kolonii letnich oraz zimo-wisk umożliwiał pracę zarobkową obojga rodziców. System stypendialny dał nam wszystkim szansę zdobycia wykształce-nia wyższego. W 1970 roku uzyskałam dyplom ukończewykształce-nia stu-diów z wyróżnieniem; we wrześniu tegoż roku wyszłam za mąż, a w październiku podjęłam pracę w instytucie naukowym mej uczelni. Wiedziałam, że jestem na początku wymarzonej dro-gi życiowej. Bardzo lubiłam pracę dydaktyczną, która stanowi-ła większość mej aktywności zawodowej. Mój mąż po dwóch latach odszedł z uczelni. W związku z jego pracą został odde-legowany na placówkę zagraniczną. Skutkiem tego musiałam w 1977 r. wziąć bezpłatny urlop. Na uczelnię wróciłam wiosną 1980 roku jako wdowa z dwójką małych dzieci, jako asystentka z rozpoczętą dysertacją z dziedziny ekonometrii. Nie dokończy-łam jej i kilka lat później, otrzymawszy ofertę pracy w centralnej instytucji, pożegnałam się z pracą naukową. Po kolejnej zmianie miejsca pracy, przez ponad 16 lat zajmowałam się „animacją kul-tury” w jednej z najlepszych placówek kulturalnych w Warsza-wie. Renta rodzinna przyznana dzieciom po śmierci ojca, moja pensja oraz okolicznościowe zarobki, związane z organizacją dużych imprez, pisaniem artykułów, nagrywaniem audycji ra-diowych, udzielaniem korepetycji, tłumaczeniem - pozwalały na utrzymanie się na średnim poziomie. Byłam przekonana, że do końca mego życia będę działać w tej „zawodowej niszy ekolo-gicznej”, gdzie sporo było „nawiedzonych” osób, pracujących za niewielką pensję, ale realizujących swe namiętności artystyczne. Niestety, przejęcie Warszawy przez ekipę Lecha Kaczyńskiego spowodowało wymianę dyrekcji mego ośrodka. Posunięcia reor-ganizacyjne nowej dyrektorki okazały się „wrogim przejęciem” instytucji, połączonym z czystką ideologiczną. Zakończyłam tam pracę w wieku 57 lat. Sądziłam, że to „przymusowe bezrobocie” będzie stanem przejściowym i szybko znajdę satysfakcjonujące mnie zajęcie. Niestety nie znalazłam. Swoje umiejętności or-ganizacyjne i językowe wykorzystuję w rozmaitych działaniach społecznych na rzecz praw kobiet.

197