• Nie Znaleziono Wyników

Jak to dawniej bywało

P

od koniec 15 stulecia pozbawieni zostali chłopi w całej p ra ­ wie Europie resztek wolności osobistej. Uzbrojeni sp ry cia­

rze szlacheccy zrobili sobie praw o, m ocą którego stali się w ła­

ścicielami w szystkich gruntów w kraju i rozmaitemi środkami i sposobami ujarzmili chłopów. B yło tak, że „pan“ miał praw o chłopa z gruntem , lub bez gruntu sprzedać, zastawić, daro­

w ać i przekazać testam entem . Chłop był użytkow cą i obra- biaczem ziemi, a owoc jego p ra cy zabierał dziedzic. Byli p a­

nowie lepsi i gorsi, ale tych drugich było znacznie więcej, jak to zawsze tak byw a, że złego więcej niż dobrego...

Od złego pana chłopi uciekali, szukając lepszego, b ar­

dziej po ludzku się obchodzącego z poddanymi chłopami. Aby ucieczkom poddanych zapobiec, dziedzice zobowiązywali się solidarnie między sobą do nieprzyjm owania zbiegłych podda­

n ych . Na naszym Śląsku, położonym na trakcie przejściow ym ścierań kultur i ustrojów, gdzie ze w szystkich stron za­

pędy w ojujących niszczyły i pustoszyły kraj, szczególnie w czasie szalejącej wojny trzydziestoletniej, ludność mocno zos­

tała przerzedzona. Przerzedziły ją hordy wojowników, mór i zarazy — owoce wojny. W arunki życiow e naszych przodków były tak ciężkie, że nieraz pozostawiali w szystko, a uciekali w świat, szukając znośniejszych u innego pana lub w mieście,, naw et poza granicam i kraju. Dlatego też każdy obszarnik pil­

nie dbał o to, b y mu z gruntu poddani nie uciekali. Używano też różnych sposobów przyw iązania poddanych do m iejscowo­

ści i gospodarstwa, w celu zapobieżenia ucieczkom . Naodwrót, w brew umowom m iędzypańskim przyjm owali panowie do sw ych posiadłości obcych zbiegów, starając się do sw ych wło­

ści p rzyn ęcić now ych osadników.

Szczególnie chodziło o przyw iązanie i pozyskanie m ł o ­ d y c h jako materjału najw artościow szego dla gospodarstwa.

Za najlepszy środek, ab y młodzi „ch aśn icy“ nie uciekali, u- ważano ożenek. Był we wsi jakiś młody parobczak, sprytniej­

szy i obrotniejszy, uważano na niego i śledzono, jak dzikie­

go zwierza w domu od mała chow anego, by nie uciekł. T a ­ kiemu, jako podejrzanemu o ch ęć ucieczki, nakazyw ano bez ceregieli ożenek. Pan często sam nakazyw ał takiemu z którą dziew czyną ma się ożenić i to do 6 ty g o d n i!! W starych do­

kum entach, zapiskach i naw et w tradycji ludowej m am y p rz y ­ kłady, jak to w yglądało. Oto jeden.

W endryńskiem u panu, szlachetnie urodzonemu, panu

— 111 —

Adamowi Borkowi uciekł ze służby poddany, Ju re k Komorek.

Uciekł z dworu do wsi, do W endryni, nie poza granice wsi.

Przyprow adzono Ju rk a przed oblicze samego Pana, który mu w yznaczył karę, w ym ierzoną ów czesnym sposobem. Położono Ju rk a na stolicę i odliczono „pięciadw acet“ z przydawkiem , a potem zamknięto go do „k ozy“. Gdy po pew nym czasie tylna część ciała od razów sklęsła i podgoiła się, przyprowadzono Ju rk a ponownie przed Pana i kazano złożyć taką p rzysięgę:

„ Ja Ju re k Kom orek, k tó ry żech jest przez mą dziedziczną zw ierzchność uwięziony za porzucenie służby, jakoteż iżem jest podejrzany, źe chcę uciec z posiadłości mojego P^na, przetoż niniejszem przysięgam Panu Bogu Trójjedynem u i do­

stojnej mej zw ierzchności Panu Adamowi Borkow i, że chcę do swej najdalszej śm ierci tu we W ędryni, na gruncie Pana i w jego dworze swą żyw ność poczciwie zdobywać i nigdy nie próbować uciekać, ani jego, P an a mojego, posiadłości nie opu­

ścić i zawsze się wedle swej najlepszej możności dobrze pro­

wadzić. Gdybym zaś inaczej w sercu swem m yślał, niż usty mówię i przyrzekam , a przysięgę złamał, tedy niechby dusza ma, drogą krw ią S yna Bożego odkupiona, wiecznie zatraconą została. A gdybym kiedykolwiek i gdziekolwiek został na u- cieczce p rzych w ycon y, tedy zw ierzchość, albo ktobądź w jej imieniu w ystępujący, m a prawo bez wszelkiego względu i bez rozsądku innego świeckiego sądu, mnie na gardle dać ukarać.

Tego zaś, co tu przycięgam , racz mi dopomóc dotrzym ać a wykonać Boże Ojcze, Synu i Duchu Św ięty, k tóryś jeden prawdziwy Bóg, na wieki wieków błogosławiony. Am en.“

Choć ta p rzysięga tak była m ocna w słowach, to jednak, widocznie sama zw ierzność uw ażała, że dotrzym anie jej prze­

chodzi siły Ju rk a . A może Ju re k skuteczność przysięgi unie­

ważnił wybiegiem — przeczącem i dodatkami w m yśli ?

Przed w ypuszczeniem z więzienia, musiało za Ju rk a za­

ręczy ć jeszcze sześciu poręczycieli, że biorąc odpowiedzialność za to, że Ju re k z W endryni nie uciecze, że się do sześciu ty ­ godni ożeni, będzie Panu wiernie służył i że żadnego rzem io­

sła nie będzie w ykonyw ał. L ecz Ju rk a żeniaczka nie nęciła;

do nakładania now ych więzów i dalszych obowiązków ~ e miał najmniejszej ochoty. — Żenić się, po kiego lich a ? Czy ja z buka sp ad ł? I Ju re k pewnego dnia zrobił „dęba“ z W en­

dryni. Przypuszczano, że uciekł do W ęgier.

Ju re k zwiał, ale Pan miał poręczycieli i ty ch pociągnięto do odpowiedzialności, jako że nie pilnowali Ju rk a i pozwolili mu uciec. R ęczyciele odpokutowali za przegrzeszonego Jurka,

— 113 —

ale na tem się nie skończyło. Potem uwięziono ojca Ju rk a, Pawła Kom orka, że on chyba musi wiedzieć, gdzie się jego m arnotraw ny syn obraca. Biedny stary Kom orek Prosił, jeś i go z aresztu w ypuszczą, on pójdzie Ju rk a szukać. W ięc w y ­ puszczono Paw ła Kom orka, 5 m arca 1688 za nowem poręczy- cielstwein, z tem, że Ju rk a do trzech tygodni do W endryni przyprow adzi i odda panu do rąk. Gdyby do tego terminu nie udało się Ju rk a przyprow adzić, pójdzie siedzieć, jako za­

kładnik, do aresztu ponownie. I biedny ojciec szukał zbiegłe­

go Ju rk a i szukał nadarem nie. Nie udało mu się odkryć miej­

sca schronu Ju rk a. Ju rk a nie w yszperał, niby żadnego siadu po nim nie odnalazł.

Ju re k przepadł i zniknął „jak kafer bez pieprza . W ięc przedłużono ojcu term in odszukania Ju rk a na tydzień po W ielkanocy. W reszcie udało się odszukać Ju rk a i p rzyp ro­

wadzono go do W endryni — i radość panow ała w pańskim dworze, że po tylu zachodach i kłopotach, udało się opornego zbiega przyprow adzić. W kronikach nie zapisano, jaką karę nałożono na Ju rk a, ale zapisano, ile kłopotów i zmartwień na­

robił potem jeszcze ten nieszczęsny Ju rek . Pan oddał Ju rk a pod dozór dwornika — gazdy folw arcznego, k tóry go miat trzym ać w areszcie, No ale gazda miał dobre serce i słabosc do sp ryciarza Ju rk a, bo inaczej b yłb y trzym ał Ju rk a w „ka- m erniku“ a nie pozwolił mu chodzić wolno po folwarku, a naw et po W endryni. A to się miało źle skończyć. Oto lagra mencki Ju re k postąpił tak, jak niedobrze oswojony sa rm k : pew nego dnia znowu przepadł bez śladu. Nikt m e wiedział, w którą stronę świata zwiał. Biedny dwornik upadł w me ada kłopot. „T rzy p raw a“ zwołano na sąd, aby dwornika za lek­

kom yślność sądziły. A „trzy praw a“ uznały go winnym i ska­

zały na 15 grzyw ien. Chudziak gazda nie miał talarów i nie był wstanie dać odszkodowania za tak w artościow ą osobę, jak zbiegły Ju re k , więc poprosił dwóch sąsiadów wendrynskich, aby panu za niego odszkodowanie za Ju rk a uiścili. Jak tę grzyw nę zapłacono, nowa o b a w a : A by jeszcze dwornik za Jurkiem nie uciekł... W ięc pan zażądał poręczycieli za dwor­

nika, k tórzyb y mieli za dwornika odpowiadać.

Przez to spraw a z Ju rk iem riie została załatwiona.

chodziło się o to, b y Ju rk a za wszelką cenę sprowadzić do W endryni. Jednak to musiała być w artościow a dusza ten J u ­ rek ! T yle zachodów, tyle kłopotów, Jtyle zm artwień o co . o k o g o ? — o jednego zbiegłego p arob czak a!

A pan się uparł i chciał go koniecznie mieć we dworze.

Dlatego sprowadzono przed pana Adama Borka nowe kozły ofiarne. Dwu braci J u r k a : Ja n a i Adama i siostrę Hanulę.

W szystkich po przesłuchaniu uwięziono. W e więzieniu siedzieć, to wcale nie jest przyjem ną rzeczą. Możeby jeszcze spróbo­

wać poszukać Ju rk a na szerokim świecie. Dlatego uwięzione rodzeństwo Ju rk a zaoferow ało panu 10 poręczycieli, za któ­

ry ch poręką m ianoby ich uwolnić, a oni pójdą szukać Jurka.

Spodziewają się, iż do 6 tygodni Ju rk a przyprow adzą. Aby z pod ziemi, z za dziesiątej gó ry w ydostaną i przyprow adzą.

Co cała rodzina z powodu takiego sm yka, jak Ju re k ma tyle cierpieć i ślęczeć w aresztach. Ja k bracia Ju rk a nie p rzyp ro­

wadzą, to już darmo, będą musieli w rócić do więzienia i po­

kutować za w łóczęgę...

K olonja letnia w Ustroniu 1934.

Szukali i szukali, szeroko po kraju się rozbiegli — ale wrócili bez Ju rk a. Może i Ju rk a znaleźli, ale Ju re k nie był głupi, b y w racać, wiedział coby go czekało. Ju rek nie miał ochoty ponosić następstw swej lekkom yślności — areszt, chło­

stę — żeniaczkę...

W ięc ponownie zamknięto starego ojca 30. IX . 1688, a kiedy się już dość nasiedział, zwolniono go z aresztu 24. III.

1689, a poszli siedzieć bracia. Po paru m iesiącach znów ojciec ich zluzował, a 20. IX . 1680 jeszcze raz zięć i synowie

stare-— 115

-go Komorka wyswobodzili. I tak cała rodzina za zbiegłe-go syna i brata pokutowała. W końcu było już to panu Borkowi za głupie, dlatego zaniechał dalszego więzienia ojca za syna, braci, siostry i szw agra za jednego zbiega... Takie są ^ le je zbiega Ju rk a Komorka z W endryni. J w

--- -