• Nie Znaleziono Wyników

Demokracja, wolny rynek, konkurencja

W dokumencie Wobec wyzwań jutra (Stron 148-163)

Potrzeby podstawowe: materialne i bezpieczeństwa

6. Demokracja, wolny rynek, konkurencja

niedoskonała i polityka. Czyli duży może więcej

6. Demokracja, wolny rynek, konkurencja niedoskonała i polityka... Pytanie: czy chodzi pani do kościoła? Odpowiedź: moim kościołem jest demokracja. Ten dialog z  hollywoodzkiego fi lmu, w  którym bardzo pozytywna boha-terka, kandydatka na wiceprezydenta, odpowiada na (podchwytliwe) py-tania bardzo mało pozytywnego kongresmena jest dobrą ilustracją tego, jaki stosunek do demokracji powinien mieć typowy, pozytywnie oceniany obywatel. Demokracja weszła do sfery sacrum.

Wzorcem dla transformacji ustrojowej w  Polsce były, przynajmniej for-malnie, kryteria „europejskie”, sformułowane na przykład w traktacie am-sterdamskim – demokracja i  funkcjonująca gospodarka rynkowa. Tylko kraj demokratyczny o  gospodarce rynkowej może zostać członkiem Unii Europejskiej. Tematem tego artykułu nie jest próba konkretyzacji tych niejednoznacznych określeń. Ważniejsze – przede wszystkim dla efek-tywności tego procesu – wydaje się pytanie o  charakter i  siłę związków pomiędzy systemem politycznym i  formą rynku. Czy istnieje związek pomiędzy systemem politycznym kraju a  stanem jego gospodarki? Jak handel międzynarodowy, a  obecnie globalizacja wpływają na system po-lityczny krajów i czy istnieje zależność odwrotna? Są to pytania stawiane i  analizowane od dawna. Nie brak badań, które wskazują, że nie ma ta-kiego związku. Twierdzenie, że tylko demokracja umożliwia osiągnięcie wysokiego poziomu rozwoju gospodarczego, jest bardzo wątpliwe. Popu-larne są także opinie, że istnieje pozytywne sprzężenie zwrotne pomię-dzy ekonomiczną i  fi nansową globalizacją i  polityczną demokratyzacją

(Eichengreen, Leblang 20061). Nie jest przypadkiem, że w tych badaniach, opartych w większości na zależnościach korelacyjnych, przyjmuje się bar-dzo ogólne defi nicje demokracji. Na przykład występowanie wielopartyj-nego systemu polityczwielopartyj-nego i regularne wybory mają być wystarczającymi czynnikami pozwalającymi na zaliczenie danego państwa do demokracji. Należy przypomnieć, że w  tak zwanych krajach socjalistycznych wybory odbywały się regularnie, udział w wyborach był bardzo wysoki i z reguły w  parlamentach były reprezentowane różne „partie” (stronnictwa) poli-tyczne. Forma i funkcjonowanie systemu politycznego, także demokracji, są w jakimś zakresie zależne od systemu, modelu gospodarczego państwa. Pozostaje pytanie, jak silna jest ta zależność i  czy równie silna jest zależ-ność odwrotna. Można przyjąć, że z  wyjątkiem państw podtrzymujących nadal system planowania centralnego każda gospodarka jest rynkowa. Ale są bardzo różne rynki i różne systemy rynkowe. Rozwój gospodarczy jest zawsze w jakimś stopniu procesem naśladownictwa, imitacji, nowych roz-wiązań uznawanych za lepsze lub narzucanych przez rynek lub presję po-lityczną. Dotyczy to również systemów politycznych. Pomimo tego zróż-nicowanie istniejących modeli gospodarczych, uznawanych jako rynkowe i politycznych, określanych jako demokracje, jest bardzo duże.

Gary S.  Becker, laureat Nagrody Nobla z  ekonomii, w  znanym i  często cytowanym artykule opublikowanym w  1958 roku dowodził, że idealna demokracja jest bardzo podobna do idealnego systemu gospodarki ryn-kowej – oba systemy są efektywne i  reagują na preferencje wyborców (Becker 1990, s.  76). Dla G.S.  Beckera zależność jest oczywista i  jedno-znaczna – „doskonałość konkurencji jest tak samo niezbędna dla idealnej demokracji politycznej, jak i  dla idealnego systemu wolnej przedsiębior-czości. Sugeruje to, że w  celu zrozumienia funkcjonowania demokracji politycznej można zastosować analizę funkcjonowania systemu wolnej przedsiębiorczości” (Becker 1990, s.  72). Jeżeli w  sferze gospodarczej nie ma wolnej konkurencji, nie ma też demokracji. Według Beckera

1 Jest to stadium ekonometryczne. Autorzy przytaczają również opinie Kanta, Schumpetera, Lip-seta, Hayeka, dowodzących, że wzrost dochodu spowodowany wolnym handlem i przepływem kapitału zwiększa „zapotrzebowanie” na demokrację. Autorzy często nie defi niują demokracji; przyjmują, że jest to zachodni system polityczny. Do podobnych wniosków dochodzą López--Córdova i Meissner (2005), a także Fayad, Bates i Hoeff ner (2012). Nie brak także opinii, szcze-gólnie na lewicy, że demokracja jest z przyczyn zasadniczych sprzeczna z kapitalizmem, oszcze-gólnie z dominacją rynku.

puje tu wyraźna współzależność. Oznacza to, że jeżeli sfera gospodarcza jest bardzo daleka od wolnego rynku, tak rozumiana (idealna) demo-kracja nie jest możliwa. Biorąc pod uwagę realia, jest to warunek bardzo rygorystyczny.

Co to jest demokracja, nawet niekoniecznie „idealna”? Trudno jest znaleźć pojęcie równie często używane i równie wieloznaczne2. Zgoda co do tego, jaka powinna być pozytywna defi nicja demokracji nie wydaje się możli-wa do osiągnięcia. Łatwiej jest ustalić, że dany system polityczny nie jest demokracją, chociaż nie ma chyba na świecie państwa, które samo okreś-lałoby by się jako niedemokratyczne. W powszechnym, potocznym rozu-mieniu jest to przede wszystkim forma rządów (demokracja polityczna). Często przywoływana jest słynne określenie A.  Lincolna – „rządy ludu, przez lud i  dla ludu”. Warunki polityczne, jakie powinny być spełnione, żeby taka forma rządów mogła być realizowana, nie są trudne do ustale-nia, nie wywołują też większych emocji. Na ogół wymienia się szereg wol-ności obywatelskich – wolność słowa, druku, zgromadzeń, zrzeszania się, wolność zakładania partii politycznych, swobody gospodarcze (wolność zakładania i  likwidowania fi rm), wolność przemieszczania się oraz ogra-niczenia władzy – pewność podatkowa, przestrzeganie przez rządy praw własności, ogólnie rządy prawa stanowionego przez przedstawicieli ludu. Należy się zgodzić, że warunki te sprzyjają także właściwemu, efektywne-mu, racjonalnemu funkcjonowaniu gospodarki. Są to, można powiedzieć, warunku prorynkowe i  proefektywnościowe, ich realizacja, przynajmniej formalnie, nie jest czymś wyjątkowym. Istnieje jednak także druga strona beckerowskiej współzależności, strona struktury rynku. Jej uwzględnienie wprowadza poważne komplikacje.

Prawdopodobnie z  tych względów, zdając sobie sprawę ze stopnia zło-żoności zagadnienia, G.S.  Becker wprowadził silnie wartościujące kry-terium „idealności”. Tylko idealna demokracja jest podobna do

2 Można odnieść wrażenie, że o ile większość ludzi wychowanych w europejskim kręgu kulturo-wym ma zbliżony pogląd na to, co to jest demokracja, o tyle teoretycy czują się w obowiązku przedstawiać coraz to nowe, na ogół coraz mniej realistyczne, koncepcje demokracji. Na ten te-mat bardziej znane opracowania wydane w Polsce to publikacje Sartoriego (1994) oraz Sawarda (2008). Liczba opracowań na ten temat i zróżnicowanie poglądów mogą przyprawić o zawrót głowy.

nego wolnego rynku. „Idealną demokrację polityczną defi niuje się jako pewien układ instytucjonalny, służący podejmowaniu decyzji politycz-nych, w którym jednostki ubiegają się o urzędy i stanowiska polityczne poprzez doskonale wolną konkurencję – konkurowanie o  głosy szero-kich mas wyborczych” (Becker 1990, s. 71–72). Utrzymanie takiego sta-nu wymaga, żeby nie istniały żadne poważniejsze bariery kosztów lub inne przeszkody utrudniające jednostce kandydowanie na jakiś urząd czy przedstawienie wyborcom własnego stanowiska. Analizowanie syste-mu politycznego tak, jak analizuje się funkcjonowanie rynku jest często spotykane. Postulowali je na przykład J.A.  Schumpeter, G.  Tullock czy A.  Downs. Podejście takie nie jest tylko wytworem wyobraźni badaczy. J.A. Schumpeter zaproponował zbliżoną do ujęcia G.S. Beckera defi nicję demokracji, którą sam określił jako „teorię konkurencyjnego przywódz-twa” (Schumpeter 1995, s. 336, 354). Zarówno dla J.A. Schumpetera jak i G.S. Beckera demokracja są to rządy „demokratycznie wybranych elit”. Ale Schumpeter nie ma złudzeń; demokracja to nie są rządy źle infor-mowanego, manipulowanego i stronniczego ludu; to są rządy polityków, biurokratów i  technokratów (zob.  Reisman 2005). Nawet jeżeli elity są wybrane demokratycznie, wcale nie muszą reagować, jak to zakładał Becker, na preferencje wyborców. Bardzo często (pesymista powie, że zawsze) tak wybrane elity mogą uznać, że preferencje wyborców są nie-racjonalne, sprzeczne z  ich własnymi celami lub z  interesem państwa. Ujęcie G.S.  Beckera jest trochę populistyczne. A  w  polityce decydujące znaczenie ma skuteczność. N.  Ferguson porównuje wprost państwo do korporacji, polityka w  skrajnym przypadku może być traktowana jak biznes (Ferguson, 2015, s. 373, 375)3. Takie podejście może być akcepto-wane przez wyborców, którzy w wielu krajach demokratycznych chętnie głosują na polityków z  doświadczeniem biznesowym. W  Europie naj-bardziej znany jest chyba przykład Berlusconiego, który konsekwentnie reklamował się jako skuteczny przedsiębiorca (i  superman). Ale każda jednostka gospodarcza, szczególnie korporacja, ma strukturę hierar-chiczną i niewiele jest w niej (jeżeli w ogóle) demokracji.

3 Przywoływane strony znajdują się w  rozdziale zatytułowanym Polityka jako biznes w  części trzeciej, która w wydaniu polskim została, ogólnie w dobrym tłumaczeniu, niezbyt fortunnie zatytułowana Polityka gospodarcza, podczas gdy w  wersji pierwotnej, angielskiej, tytuł brzmi

Economic Politics, czyli raczej „Ekonomia polityki”. Ma to niewiele wspólnego z polityką

Jeżeli odrzucimy założenie o  wolnym rynku, zależności te mogą być zu-pełnie inne. Czy możliwe jest przeprowadzenie demokratycznych wy-borów w  warunkach niedemokratycznego, dalekiego od ideału wolnej konkurencji rynku? W sferze politycznej przestrzeganie zasad prawa wy-borczego uznaje się na ogół za warunek wystarczający. Powstaje problem, czy jest to warunek wystarczający.

Każdy system polityczny, nawet idealna demokracja, musi mieć przy-wódców, liderów partyjnych lub innych organizacji rządowych, poza-rządowych czy nawet organizacji nieformalnych. W  sferze gospodarczej, w zależności od modelu rynku, sprawa wygląda różnie. Wolny rynek nie tylko nie potrzebuje lidera, ale wręcz jest zaprzeczeniem systemu, któ-ry ma wyłonić jakiegoś „przywódcę”. Wyłonienie się przywódcy/ów na rynku oznacza koniec wolnej konkurencji. W  ujęciu G.S.  Beckera przy-wódcy polityczni wybrani bez wpływu struktur gospodarczych (np.  grup nacisku) po wyborze ograniczają sferę swojego oddziaływania do sfery politycznej. Nie starają się wzmocnić siły swojego przywództwa, nie sta-rają się ustabilizować „swojej”, pochodzącej z  wyboru, elity, poszukując wsparcia w sferze gospodarczej.

Sfera gospodarcza w  tym ujęciu nie ingeruje w  wybór elity, a  elity nie ingerują w  gospodarkę, pozwalając zachować wolną konkurencję. Jest to koncepcja ładna, ale oderwana od rzeczywistości. Nie ma takiej możliwo-ści, żeby mechanizm rynkowy nie doprowadził do wyłonienia „przywód-cy”, lidera, który będzie miał wyraźny wpływ na procesy zachodzące na rynku. Nie wydaje się możliwe, żeby system polityczny nieuwzględniają-cy warunków, mówiąc z marksistowska, bazy ekonomicznej, był w stanie dokonać wyboru elit. Od zamierzchłych czasów pieniądz rządzi polityką. Nie było i  nie będzie „idealnej” demokracji. Jeżeli w  bezpośredniej de-mokracji ateńskiej bariery formalne, instytucjonalne i  koszty wejścia do polityki były niewielkie (ale nigdy nie były zerowe), to we współczesnych warunkach muszą być one bardzo wysokie. Nie ma możliwości stworze-nia systemu, w  którym każdy mający ambicje polityczne może otrzymać mniej więcej równy zasób fi nansowy i  równy dostęp do mediów w  celu zaprezentowania swojego programu wyborczego i  ustabilizowania swojej pozycji w  polityce. Internet jeszcze nie wystarczy. Nawet jeżeli założymy,

że kandydaci otrzymają z  mocy prawa równe zasoby fi nansowe i  równy dostęp do środków masowego przekazu, nie ma możliwości, żeby prawo to, między innymi z przyczyn instytucjonalnych, mogło być zrealizowane. Nie ma również możliwości, żeby wyborcy, obywatele posiadający czynne prawo wyborcze, nawet mając nieograniczony dostęp do informacji, mogli i chcieli te możliwości wykorzystać, a informacje racjonalnie ocenić. Demokracja, tak jak ją widzi G.S. Becker i w pewnym stopniu J.A. Schum-peter, zakłada istnienie pewnej symetrii sił działających w sferze politycz-nej (konkurencyjny wybór elit politycznych/i  gospodarczej/konkurencja na rynku). Co się stanie, jeżeli symetria ta nie będzie utrzymana, załamie się to, co J.K. Galbraith nazywał równowagą „sił przeciwdziałających”? Ja-kie czynniki mogą (lub muszą) doprowadzić do załamania tej równowagi? Idealny, podręcznikowy wolny rynek nie stwarza w  tym zakresie proble-mu. Daje solidne podstawy zachowania konkurencji i równowagi sił dzia-łających na rynku. Po pierwsze, zapewnia z  założenia dostęp do dobrej, wszechstronnej informacji, umożliwiający nie tylko dokonanie wyboru, lecz także ustalenie racjonalnego zdefi niowania własnych preferencji. Po drugie, stwarza warunki umożliwiające realizację ustalonych preferencji, przede wszystkim minimalizowanie kosztów wejścia na rynek i  do poli-tyki (realizacja biernego prawa wyborczego). Po trzecie, zakłada znaczne ograniczenie wpływu polityki na gospodarkę. Wprowadza więc jednowy-miarowy, pozbawiony elementu siły (zarówno ekonomicznej, jak i  poli-tycznej) model konkurencji.

Kluczowe znaczenie ma pozycja państwa. Chodzi o  to, na ile państwo wchodzi w  sferę polityczną, a  polityka – w  sferę gospodarczą. Państwo nigdy nie było i  nie jest pod tym względem neutralne. W  rzeczywistości obie strony – i  państwo, i  sfery gospodarcze – wykazują w  tym zakre-sie znaczne zapędy imperialne. Szczególnie współczesne państwo, okreś-lane jako „państwo fi skalne”, rozdające olbrzymią marchewkę i  rządzo-ne w  znacznym stopniu przez mariaż urzędników i  różnych, nie tylko biznesowych, grup interesów wykazuje się w  tym zakresie znaczną ak-tywnością. Nie tylko systemy polityczne określane jako totalitarne, auto-rytarne, faszystowskie czy dyktatorskie starają się uzyskać jak najwięk-szy wpływ na gospodarkę. W  rzeczywistości wybór demokratyczny jest

zawsze w znacznym stopniu wyborem zorganizowanych grup nacisku. Jak słusznie podkreślał wiele lat temu S. Brittan, reprezentatywna demokracja daje zorganizowanym grupom interesu nieproporcjonalnie duże wpływy w  stosunku do wpływu rozproszonych grup konsumentów i  podatników (Brittan 1977, s. 245). W pełni demokratyczny, większościowy wybór elit politycznych daje tym elitom kontrolę nad instytucjami tworzącymi rentę (rent seeking activities), umożliwiającą uzyskanie przez określone grupy, z  reguły zaangażowane w  proces wyborczy, dodatkowych korzyści. Może się wydawać zaskakujące, że w  przypadku systemów dyktatorskich sytu-acja pod tym względem jest silnie zróżnicowana. Systemy dyktatorskie, zdecydowanie niedemokratyczne, współistnieją często z  bardzo rynko-wymi systemami gospodarczymi, niekiedy bardziej rynkorynko-wymi od tych, które funkcjonują w systemach określanych jako w pełni, bez mała wzor-cowo demokratyczne (Przeworski i in. 2000).

II. Kryteria wybrane przez G. Beckera należą do różnych kategorii. Re-akcje wyborców (konsumentów, producentów) są łatwo obserwowalne i  łatwo mierzalne. W  sferze polityki będzie to wynik wyborczy, w  sfe-rze gospodarczej – reakcje popytu i  podaży. Zupełnie innym proble-mem jest ustalenie podstaw, kryteriów i przyczyn, które wywołały takie, a nie inne reakcje. Preferencje wyborców, decyzje producentów i w jesz-cze większym stopniu konsumentów są określane przez bardzo różne, zmieniające się czynniki. Istotne jest więc, czy są one w dużym stopniu autonomiczne, ustalane przez racjonalne, dokonywane na podstawie analizowania zróżnicowanych, dostępnych opcji wybory, czy też są na-rzucane, determinowane przez czynniki wobec wyborców zewnętrzne. Z oceną efektywności jest jeszcze trudniej. Niezależnie od ekonomiczne-go problemu ustalania kryteriów i mierzalności efektywności działalno-ści gospodarczej (efektywność systemu politycznego nie jest obojętna) w różnych warunkach i w różnych horyzontach czasowych, efektywność wyboru jednostki nie musi, i bardzo często nie jest efektywna z punktu widzenia interesów grupy lub społeczeństwa i  vice versa. Nie jest moż-liwe uspołecznienie jednostkowych funkcji preferencji (jeżeli takie da się w  ogóle, poza pewnymi wyjątkami, określić). Ekonomiści ułatwiali sobie zadanie, przyjmując – chociaż większość zdawała sobie zawsze sprawę, że jest to konstrukcja całkowicie sztuczna – koncepcję homo oeconomicus. Nawet zakładając, że motywy satysfakcji ekonomicznej

odgrywają rolę decydującą w  podejmowaniu decyzji i  określaniu kry-teriów racjonalności działania, nie oznacza to, że kryteria te, jeżeli są określane autonomicznie, mają jednakową, wspólną podstawę wartości dla wszystkich aktorów gry rynkowej. W  warunkach konkurencji do-skonałej, wolnego rynku, można przyjąć, że kryteria, podstawa wartoś-ci, którymi kieruje się „wyborca”, nie są w  istotnym zakresie narzucone z  zewnątrz. W  takich warunkach może istnieć swoisty szum informa-cyjny, utrudniający podjęcie racjonalnej decyzji. Wyborca i  producent mogą stale znajdować się w  niewygodnej sytuacji przysłowiowego osła Buridiana, ale mają rzeczywisty wybór, są, przynajmniej teoretycznie, wewnątrzsterowni. Chociaż, zgodnie z  twierdzeniem K.  Arrowa, doko-nywany w  takich warunkach wybór będzie miał w  znacznym stopniu charakter przypadkowy (losowy – teoria majority cycles), autonomicz-ność decyzji jednostki jest w  znacznym stopniu zachowana. Pluralizm, wielość aktorów – zarówno po stronie popytu (wyborcy), jak i  podaży daje realną szansę wyboru. Autonomiczność wyboru może być jednak zupełnie złudna. Nie ma decyzji bezkontekstowych, podejmowanych niezależnie od otoczenia zewnętrznego i  ograniczoności, często zafał-szowanych, informacji. Za całkowicie naturalne i powszechnie występu-jące należy uznać zachowania stadne, określane w  teorii ekonomii jako zjawisko owczego pędu, efekt Veblenowski, efekt snobizmu i  nieracjo-nalne, określane w skrócie jako „zwierzęcy instynkt” (animal spirit). Nie ulega wątpliwości, że zjawiska te mogą być nie tylko świadomie wyko-rzystywane, ale wręcz tworzone przez ośrodki dysponujące odpowied-nimi informacjami, kapitałem i  instytucjami umożliwiającymi wprowa-dzanie ich do sfery publicznej, do agitacji politycznej i  na rynek. Im dalej jesteśmy od idealnej demokracji i  idealnego wolnego rynku, tym większe są możliwości kreowania rzeczywistości, manipulowania kryte-riami racjonalności. Polityka była zawsze w  dużym zakresie socjotech-niką. Jak mówi stare porzekadło: „Nie umie rządzić, kto nie umie kła-mać”. Marketing, zarówno polityczny, jak i  gospodarczy, nakierowany jest w rzeczywistości bardzo często na emocje, ale formalnie „niemal za-wsze mamy jakieś odwołanie się do zdrowego rozsądku. Zwykle jednak „zapewnienie powtarzane po wielokroć liczy się bardziej niż racjonalny argument” (Schumpeter 1995, s.  321). Wielcy donatorzy kampanii po-litycznych, fi nansując wielkie kampanie medialne „blichtru, oszczerstw, powtarzania półprawd i tworzenia faktów medialnych”, w rzeczywistości

kupują kontrolę nad procesem politycznym (Dworkin 2006, s.  129). Ch.  Rojek uważa, że media są obecnie „niewidzialnym rządem” (Rojek 2013, s.  10). J.A.  Schumpeter pisze o  „sfabrykowanej woli” wyborców. Zarówno konsumenci, jak i producenci są często zewnątrzsterowni. Wy-borca, konsument, mały przedsiębiorca są zdani całkowicie na wytwa-rzaną poza nimi informację i nie mają żadnych możliwości, poza zmia-ną preferencji w  następnych wyborach, realnego wpływania na decyzje swoich przedstawicieli. Współcześnie twórcy i dystrybutorzy informacji stanowią bardzo ważną, często kluczową grupę nacisku4.

Kluczowe znaczenie ma dostępność i  jakość informacji. Celem mediów (ale i  znacznej części polityków) nie jest kształtowanie aktywnego, ra-cjonalnie myślącego obywatela a  zadowolonego z  siebie, biernego kon-sumenta. Nie ma szumu informacyjnego idealnej wolnej konkurencji, informacja dla konsumenta jest łatwo dostępna, czytelna, jasna, jedno-znaczna ale często zakłamana5. Kryterium racjonalności wyboru nie jest oparte na kształtowaniu cnót republikańskich, a przekazaniu wyborcy, że tylko dana partia, dany kandydat uczyni życie wyborcy lekkim, łatwym i przyjemnym. Że tylko dany towar spełni twoje, także często wykreowa-ne, wymagania. W  tych warunkach konkurencyjny model demokracji ma inny wymiar – to media i  agresywny marketing narzucają kryteria wyboru zarówno w  transakcjach kupna -sprzedaży, jak i  wyboru przed-stawicieli elit politycznych. Prezydenta w  Stanach Zjednoczonych (i  nie tylko w  Stanach Zjednoczonych) bardziej się „sprzedaje” (wyborcom), niż wybiera. Aktywni, poszukujący konsumenci i wyborcy są w wyraźnej mniejszości; w  systemie, w  którym decyduje większość, mogą odgrywać pewną rolę, tylko jeżeli sami są animatorami tego systemu. Jego istnie-nie jest możliwe zarówno dzięki monopolowi informacyjnemu (bardzo

4 F.A.  Hayek wprowadził słynne określenie „zawodowi sprzedawcy używanych idei” (Hayek 1998). Zawodowi „sprzedawcy idei”, szczególnie autorytety, nie są kreowani przez wolny rynek. Jak pisze Th e Wall Street Journal, gazeta daleka od sympatii lewicowych, nawet legenda Holly-wood, multimilioner Robert Redford obecnie nie jest w stanie sam wyprodukować fi lmu takie-go, jaki chce nakręcić, a jeżeli już taki fi lm zrobi, może mieć olbrzymie problemy, żeby umieścić go w sieci dystrybucyjnej. „Biznes się zmienił, stał się bardzo zcentralizowany” (Th e Legendary Robert Redford, Th e Wall Street Journal, 12 września 2015 r.). Koszty i bariery instytucjonalne szerokiego wejścia na rynek medialny są bardzo wysokie.

5 „Jeżeli konsultanci polityczni mówią politykom, żeby traktowali nas jak ignorantów, pozostanie-my ignorantami, i tak długo, jak długo będziepozostanie-my ignorantami, konsultanci będą zalecać polity-kom, żeby traktowali nas w ten sposób” (Dworkin 2006, s. 128).

wysokie koszty wejścia na rynek medialny, często regulowany politycznie nawet w krajach uchodzących za demokratyczne), jak i coraz ściślejszym, formalnym i nieformalnym związkom biznesu i polityki6. Wynik wyboru przestaje być przypadkowy.

Powstanie tego systemu jest konsekwencją logiki działania rynku. Pełna wolność – na przykład słowa i  druku, a  więc i  reklamy oraz działalności gospodarczej, a więc konkurencji, w której ktoś wygrywa, a więc zwiększa swój potencjał konkurencyjny, a ktoś inny przegrywa, czyli na ogół, przy-najmniej czasowo znika jako producent i  jako odbiorca – ma

W dokumencie Wobec wyzwań jutra (Stron 148-163)