Co m ożna dodać? N ajlepiej zacyto
w ać m ęd rca n ad m ęd rcam i czyli B runona Schulza, choć sam o w ie ży E insteina nie pisał. Oto fragm ent jego eseju poświęconego książce Al- dousa H uxleya: „O d czasów dobre
go starca (czyli Tom asa H e n ry ’ego H uxleya - przyp. m ój) przeszedł św iat p rzez w iele sit o ciasnych okach, w których zostaw iał stopnio
w o sw ą konsystencję. F reudyzm i psychoanaliza, teoria w zględności i m ikrofizyka, k w anty i geom etria nieeuklidesow a. To, co p rz esąc zy ło się p rzez te sita, to ju ż b y ł św iat niepodobny do świata, fauna śluzo
w ata i bezforem na, plankton o kon
turach p łynnych i falujących.” Ta
ka je s t w łaśnie ta budow la. F orm y przelew ają się płynnie, jed n a niepo
strzeżenie przechodzi w drugą. W ie
ża zam ienia się w podstaw ę, a p o d staw a w w ieżę. I je d y n e co je s t nam acalne, m aterialne - to ram y okien zw ieszone w tej falującej, w tap iającej się w ja s n o ś ć n ieb a strukturze. A ż dziwne, że to w szyst
ko stoi na m iejscu, w śró d n o rm al
nej traw y ja k z zielnika L inneusza, a nie pełznie, p rzesuw a w raz ze sw oim i organ iczn y m i k ształtam i k u niew iadom em u. D zięki tej b u dow li M endelsohn zyskuje św iato
w ą sławę.
D om tekstylny w G liw icach je st k o n ty n u acją po m y słó w p la sty c z nych zaw artych w w ieży Einsteina, choć na pierwszy rzut oka jest zupeł
nie inny. Tam form y płynne i m ięk
kie, tu twarde, kubistyczne bryły. Ale gdy porów nam y oba obiekty zoba
czym y ja k na dłoni, że w w ybudo
w anym rok później dom u tek sty l
nym następuje uproszczenie tamtych organicznych kształtów, obłości zo stają zastąpione przez linie proste i ostre kąty - ale pozostaje p o dob
n a ekspresja. Tw orzy j ą w ystająca w ieża, rytm y głębokich okien, kon
trasty św iatła i cienia, pionów i p o ziomów.
P rzy ulicy Z w ycięstw a (dawniej W ilhelmstrasse) zdecydowana w ięk
szość kam ien ic m a eklektyczne, skom plikow ane kształty fasad z n a
tłokiem zdobień. A tu nagle taka kon- fundująca niespodzianka - nowocze
sny dom towarowy. W rażenie je st takie jak b y w śród kam ienic - ciotek z ondulacją i wąsatych w ujków o
tu-zin k o w y c h n iezm ien n y c h p o g lą dach, po jaw ił się ktoś o m ocnej i niezależnej osobowości, ktoś o zde
cydow anym charakterze. Jego twarz je s t ruchliw a - rysy raz są ostre, raz
W ilhelm strasse to był główny, re prezentacyjny trakt m iasta. M ieli tu swoje kam ienice fabrykanci, bankie
rzy, m istrzow ie budow lani, re sta u ratorzy, hotelarze, właściciele zakła
dów tynkarskich, je d e n producent e ty k ie t i j e d e n w y tw ó rc a p i e ców - m istrz kam ieniarski n azw i
skiem Johann B urek.
Czy, gdy Johann B urek kładł się spać, widział na suficie ruchliwe cie
nie nigdy nie zam ierającej ulicy ja k bohater filmu D ie Strasse z 1923 ro
k u ? B a rd z o m o ż liw e , że w i
dział. I być m oże podobnie ja k on, opuścił na chw ilę sw oją orbitę p o wtarzanych w nieskończoność czyn
ności i ruszył k u zatraceniu i w cią
gnął go w ir nocnego w ystępku. Bo każda taka lukrow ana m ieszczańska u lic a m a s w o ją c ie m n ą stro n ę , a w k ażdym tak im m ieszczu chu drzem ie dem on.
H istoryzujące kam ienice i aw an
g ardow y o b iek t M en d elso h n a to dw ie odm ienne postawy, dw a różne sposoby myślenia. Jeden mieszczań- sko-dem oniczny, a drugi now ocze
sny, w ychylony w przyszłość. Jest w tej opozycji praw da o sytuacji du
chowej N iem iec z lat 20., o fascynu
jący c h czasach R epubliki W eim ar
sk ie j. K o n s e k w e n c ją p ie rw sz e j postaw y było odrzucenie wszelkiej myślowej odmienności, konsekwen
Te różnice św iatopoglądu zawarte są w architekturze. W głównym trak
cie u licy zaw iera się cały chaos w sp ó łczesn eg o św iata. Tak było przed wojną, tak je st teraz. M endel
sohn dobrze w yczuw a ten p ęd i p o kazuje go w swoich obiektach. W je go projektach dom ów tow arow ych zawarta jest dynamika m iasta. Oświe
tlone punkty okien przelatują ja k
klatki film u. Ten w ybitny artysta jeszcze w ierzy w porządek rzeczy, w to, że m odernistyczna architektu
ra tw orzy ten porządek, że m oże or
ganizow ać życie w lepszy sposób.
Przy czym nie m ożna powiedzieć, że nowoczesny dom tekstylny był budo
w any przeciwko czy na przekór kon
wencjonalnym czynszówkom. Rzecz je st bardziej skom plikow ana i cie
kawsza. N owy obiekt miał wiązać się ze „starymi” ale na innej zasadzie: nie poprzez kontynuację falbanek i zdo
bień, ale poprzez dynam ikę, ruch obiektu, poprzez to w szystko, co udało się w w ieży Einsteina. A rchi
tektura w edług M endelsohna to nie statyczna bryła, lecz coś w ędrujące
go, m igotliw ego dzięki operowaniu bardzo wyraźnym lytmem i światłem.
W m onografii poświęconej budowli gliwickiej Leszek Jodliński pisze:
„D opuszczenie do w nętrza dom ów tow arow ych przez przeszklone ścia
ny, dynamicznego światła, wypełnia
jącego je ruchliwą masą, stąd powtór
nie w ydostającego się na zewnątrz i w łączającego się w ogólny ruch wielkomiejski, doprowadziło do sca
lenia obu przestrzeni - sklepu i uli
cy, związało je w ruchliwą jedność.”
W izualnie tak się stało - zobaczcie dom tekstylny wieczorem. Ale świa
topoglądow o to jed n ak było wtedy zbyt odległe, niemożliwe do zaakcep
towania.
Z kam ienic przy W ilhelm starsse sz c z e rz ą z ę b y k am ien n e m aski.
D ziesięć lat po w zniesieniu dom u handlow ego projektu M endelsohna, przy tej samej ulicy, nad fontanną z diabełkami trzymającymi się za rę
ce, będzie przem aw iał do tłum ów Hitler. W iosną 1933 roku M endel
sohn zostanie zm uszony do opusz
czenia N iem iec, a jeg o tw órczość uznana będzie za sztukę zdegenero- w aną.
M arzenie: zobaczyć M end elsoh na, ja k spaceruje u licą W ilhelm strasse, ob serw u je fasady i m yśli nad swoim projektem. Śpieszący się przechodnie potrącają tego idącego wolniej m ężczyznę z jasn ym płasz
czem p rzerzu co n y m p rzez ram ię i k ieru ją m im ow oln ie spojrzenie za je g o w z ro k ie m . C o on ta m w idzi?
W GLIWICACH
53I
W
yreżyserowany przez Jacka Głomba w Teatrze Polskim w Bielsku-Bia
łej Cesarz Ameryki wpisuje się w nurt teatru wrażliwego na specyfikę i historię miejsca, w którym powstaje. Takie my
ślenie o teatrze można uznać za artystyczne credo reżysera, od kilkunastu lat realizujące
go tę politykę w prowadzonym przez siebie teatrze w Legni
cy. Wrażliwość na kontekst miejsca wydaje się również bliska dyrektorowi bielskiego teatru, Robertowi Talarczy- kowi, który wcześniej wśród różnych propozycji repertuaro
wych umieścił chociażby Ży
da czy Bitwę o Nangar Khel - spektakle prowokujące do dyskusji na tematy bliskie lokalnej społeczności (pro
blem antysemityzmu i sto
sunku do społeczności, która w przeszłości stanowiła niema
łą część mieszkańców miasta, ---czy głośna w całej Polsce
sprawa żołnierzy z bielskiego batalionu powietrznodesantowego, którzy podczas pełnienia misji w Afganistanie ostrzelali zabudowania w pobliżu wioski Nangar Khel). Cesarz Ameryki, oparty na książ
ce Martina Pollacka pod tym samym tytułem, podejmuje temat dziewiętnasto
wiecznej emigracji zarobkowej galicyj
skich chłopów do krajów Ameryki Połu
dniowej, znanej jako „brazylijska gorączka”.
Robert Urbański, autor scenariusza, czerpie z książki Pollacka przede wszystkim wiedzę na temat historycz
nego i społecznego kontekstu prezento
wanych na scenie zdarzeń. Jego tekst nie jest adaptacją zbioru reportaży, lecz od
rębnym, niezależnym utworem. Poja
wiają się w nim również - o czym informują twórcy w programie do spek
taklu - ślady innych tekstów podejmu
jących temat dziewiętnastowiecznej emigracji, między innymi Pan Balcar w Brazylii Marii Konopnickiej i zbiór Li
stów emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych 1890 - 1891, z których kilka zostało włączonych w tekstową strukturę spektaklu. „Brazylijska gorącz
ka” zniewalająca chłopskie umysły w końcu dziewiętnastego wieku była zjawiskiem masowym. Twórcy zrezy
gnowali jednak z reportażowej faktogra
fii na rzecz opowieści o charakterze uni
wersalnym, która przyjmuje kształt ballady (fabuła ograniczona do klu
czowych wydarzeń, sylwetki bohaterów sprowadzone do najważniejszych cech, zdarzenia dotyczą wiejskiej społeczno
ści). W rolę narratora, opowiadającego o wydarzeniach, w których sam uczest
niczył lub był ich świadkiem, wciela się Aleksy Muszyński (Sławomir Miska), korespondent poczytnego dziennika, który postanawia zbadać fenomen wiel
kiej ucieczki chłopów na drugą półku
lę i wraz z nimi płynie do Brazylii chłopi najczęściej nie są w stanie zapa
miętać, rozpoczyna się w ich rodzinnych wioskach, gdzie ulegają fantastycznym opowieściom o dobrobycie, rozpowszech
nianym przez różnych oszustów („rośli
ny rodzą dwa razy w roku”, „małpy słu
żą za darmo”, „wódka jest tania i jest jej dużo”, a „złoto można swobodnie kopać z ziemi”, co sprawia, że „ludzie jedzą zło
tymi widelcami ze złotych misek”). W te mity zaczynają wierzyć całe wioski. Go
spodarze na fali entuzjazmu i wiaiy w lepsze życie sprzedają swoje mame ma
jątki, a zarobione w ten sposób pieniądze inwestują w bilety kolejowe do Hambur
ga, a później na statek do Brazylii, po drodze padając łupem rozmaitych naciągaczy. Przyjazd do wyśnionego ra
ju jednak rozczarowuje, czemu daj ą wy
raz w pisanych do rodziny listach. W naj
lepszym wypadku m ożna trafić na plantację kawy, gdzie niewielu udaje się wzbić ponad dotychczasowy stan posiadania, lub przy odrobinie szczęścia wrócić w rodzinne strony. Większość, cierpiąc skrajną biedę, na zawsze zosta
je w nowej ojczyźnie. Kobiety - zwłasz
cza młode - jak Józia (Katarzyna Kostrze
wa), córka Nikodema (Tomasz Lorek), zamiast na obiecany ślubny kobierzec, tra
fiają do portowych burdeli, które najczę
ściej okazują się lepszą alternatywą dla niewolniczej pracy na plantacji.
Najważniejszym bohaterem Cesarza Ameryki jest oczywiście lud, chociaż ty
tuł odnosi się do cesarza Rudolfa, wyima
ginowanego władcy nieistniejącego pań
stwa, w którego istnienie wierzą galicyjscy chłopi, gotowi zasilić szeregi jego podda
nych. Bielscy aktorzy tworzą spójną, chociaż zindywidualizowaną społecz
ność. Kiedy z tobołami, pierzynami i wi
klinowymi koszami pojawiają się przy wejściu na statek, wydają się być zro
śnięci w jedno ciało, które czasem rozpa
da się na fragmenty, a w innym
miej-'g scu - zwłaszcza w chwilach zagrożenia - na powrót zrasta.
n Jest wśród nich rezolutna sło-
| miana wdowa (ekspresyjna, t2 balansująca na granicy komi-
^ zmu, Grażyna Bułka), która za- k bawia współtowarzyszy podró
ży różnymi niesamowitymi opowieściami, a do Brazylii płynie w poszukiwaniu zagi
nionego męża. Jest również za
chowawczy, pragmatyczny Ni
kodem, który z żoną (Jagoda Krzywicka) i upośledzonym umysłowo synem (Mateusz Znaniecki) wybrał się w tę drogę wierząc, że dotrze do no
wego domu córki i jej świeżo poślubionego męża. Nieza
leżnie od indywidualnych mo- tywacji wszystkich bohate
rów łączy cel ekonomiczny.
Jednak ceną za dotarcie do obiecanego raju będą nie tylko wydane pieniądze, ale również straty moralne - Stasz
ka (Magdalena Gera), której podczas podróży umrze dziec
ko, okupi tę śmierć chorobą psychiczną i własną śmiercią - oraz tęsknota za po
rzuconym domem. W odnalezieniu go w nowym miejscu będzie wspierać emi
grantów figura świętego Antoniego noszo
na wszędzie przez Michała.
Ciężar opowieści snutej na scenie opiera się przede wszystkim na aktorach, którzy tworzą barwny ludzki wielo
głos. Dla tej prowadzonej przez zbioro
wość narracji Małgorzata Bulanda stwo
rzyła ascetyczną przestrzeń, którą wypełniła kilkoma rekwizytami i sprzę
tami, zbudowanym i z naturalnych materiałów (drewniana ława, szafa w do
mu referenta, przyczepione do sztankie- tów pasma płótna, markujące ściany ba
raku albo drzew a w amazońskiej dżungli). Ich pojawienie się sugeruje zmianę miejsca akcji bądź sytuacji, ale bywa również i tak, że aktorzy płynnie przechodzą z jednej opowieści w drugą, swobodnie przemieszczając się po osi czasu. Proscenium, które pełniło rolę po
kładu statku, za chwilę okazuje się czę
ścią wioski, do której dociera para oszu
stów.
Cesarz Ameryki to spektakl oszczęd
ny w środki wyrazu, jakkolwiek zreali
zowany bardzo rzetelnie. Raczej nie wywoła ogólnospołecznej dyskusji.
Z całą jednak pewnością jest wartościo
wą propozycją dla bielskich widzów, którzy być może w przypowieści o lo
sach dziewiętnastowiecznych chłopów odnajdą analogie do współczesności.
Wszak wielu zarobkowych emigrantów również dzisiaj wybiera podróż w nie
znane.
ANETA GŁOWACKA
R obert Urbański: Cesarz A m eryki, reżyse
ria: Jacek G łom b, scenografia: M ałgorzata B ulanda, m uzyka: Bartek Straburzyński, ruch sceniczny: W itold Jurew icz. Teatr Pol
ski w B ielsku-B iałej, prem iera: 20 kw iet
nia 2013.
Scena zbiorow a z g liw ickiej inscenizacji „N oc w Wenecji