• Nie Znaleziono Wyników

Dynamika interakcji w toku psychoterapii grupowej

Terapeuta podejmujący się prowadzenia grupy terapeutycznej musi znać reguły wyznaczające dynamikę interakcji, zmienność sposobów komunikowania się współpacjentów. Zresztą on sam jej podlega i jest w dużej mierze jej kreatorem. Od jego umiejętności dobierania składu i tworzenia struktury przyszłej grupy terapeutycznej oraz wstępnego przygotowania członków, zależy jakość wzajemnych kontaktów. Inaczej będą wyglądały interakcje w grupie liczącej 6 osób a w złożonej z 12 członków, zorganizowanej homogennie a heterogennie, zgoła odmiennie w spotykającej się częściej a w tej z mniejszą liczbą sesji w tygodniu, prowadzonej w formie krótko- a długoterminowej, albo jako grupa zamknięta lub otwarta. Raz można dokładniej a raz nieco trudniej i mniej precyzyjnie przewidzieć w jakim

38

kierunku będzie postępował rozwój interakcji w czasie następujących po sobie posiedzeń. Z pewnością łatwiejsze to będzie w grupie zamkniętej niż otwartej, gdyż z uwagi na stały skład grupy, a przede wszystkim duże podobieństwo do grupy naturalnej i znamiennych dla niej faz rozwoju – orientacji i zależności, konfliktu i buntu, rozwoju spójności i współpracy oraz celowej i świadomej aktywności – możliwe jest wnikliwsze prognozowanie przyszłych interakcji

Na początku – w fazie orientacji i zależności – przez pewien czas trwa wzajemne poznawanie się członków grupy. Będąc dla siebie obcymi osobami zachowują się z reguły w sposób nienaturalny, znacznie odbiegający od tego, jak to czynią obcując z najbliższymi (rodziną) i znajomymi, czy też przebywając samotnie. Nowe twarze, wyjątkowe warunki, pierwsze doświadczenia wynikające z rozpoczęcia faktycznej terapii grupowej, to czynniki wprowadzające zwykle obawy, niepokój i niepewność. Potęgowane jest to przez pojawiające się w umysłach wahania, pilną potrzebę racjonalizacji, udzielenia sobie odpowiedzi mających na celu uzyskanie wstępnej orientacji o tym, „co tu się dzieje”, „po co w ogóle tu jestem” oraz „czy mi to rzeczywiście pomoże”. Znając jedynie terapeutę, który ich kwalifikował i przygotowywał do udziału w terapii grupowej, oczekują od niego przywództwa, a także różnego rodzaju informacji i instrukcji mających przekonać ich o sensie całego przedsięwzięcia. Domagają się również aprobaty z jego strony, pozytywnych ustosunkowań do ich zachowań. Klinicysta jest w tej fazie osobą ogniskującą reakcje poszczególnych członków grupy, pozwalającą na przeformułowanie racji jednostkowych na cele grupowe. Możliwość kierowania do niego pytań i uwag stwarza okazję ośmielania się do zabierania głosu na forum, a przy tym zobaczenia, jak reagują pozostali uczestnicy. Zbytnio polegając na terapeucie, wręcz idealizując i wyolbrzymiając go, mniej lub bardziej jawnie wymuszają na nim, by przydzielił im zadania, wyznaczył cele, kierunki i plany ich działania, a nawet przekazał gotowe sposoby pokonania trapiących ich trudności i problemów (Kratochvil, 1988). Mimo, że przeszli etap przygotowawczy, zostali wstępnie doinformowani o toku procesu psychoterapeutycznego, to jednak rzeczywiste relacje ze współpacjentami nieco ich paraliżują, każą widzieć w klinicyście osobę na którą mogą przerzucić odpowiedzialność za własne „leczenie”.

Obecność terapeuty i możliwość głośnego prezentowania własnych stanowisk przez poszczególnych członków daje szansę zaistnienia, pokazania siebie, a tym samym przekonania się, jak są postrzegani przez pozostałych. Mówiąc rzekomo do klinicysty intensywnie wsłuchują się w głosy płynące z grupy; czy ich wypowiedź została odpowiednio zauważona, czy raczej pozostała bez jakiegokolwiek oddźwięku, co mogłoby sugerować, iż istnieje ryzyko odrzucenia lub zajęcia peryferycznego miejsca w grupie. Pierwsze publiczne zabieranie głosu ma zatem dostarczyć wstępnych rozstrzygnięć o pozycji, jaką ewentualnie przyjdzie zająć w kształtującej się nieformalnej strukturze grupy: czy będzie to status lidera, błazna grupowego, kozła ofiarnego czy może przyjdzie pełnić rolę autsajdera. Członkowie grupy

39

w trakcie trwania terapii poznając się coraz lepiej, doszukując się analogii i odmienności w zachowaniach innych pacjentów, poznając które osoby są skore do podobnego, a które do antagonistycznego widzenia ich problemów, mogą uzyskać wstępne rozeznanie o tym, na kogo mogą liczyć, a kto może ich rozczarować. W efekcie może to okazać się istotne dla rozwikłania kwestii dotyczącej pełnienia przyszłej roli w grupie, bycia bardziej „wewnątrz czy poza nią”.

Wzory komunikowania się są w tej fazie oparte na uprzednich doświadczeniach, a zatem stanowią zwykle repliki sposobów reagowania w podobnych sytuacjach, jak na przykład z czasów bycia uczniem (członkiem społeczności uczniowskiej), w relacjach zawodowych w stosunku do przełożonych, jak i równych pozycją innych pracowników, w czasie spotkań towarzyskich (mniej lub bardziej oficjalnych), w kontaktach z najbliższymi (rodziną). Klimat prowadzonych rozmów ma tu niewiele wspólnego z tym, co może służyć rzeczywistej pracy nad problemami pacjentów. I chociaż można odnieść wrażenie, iż rozmawiający ze sobą członkowie grupy mają chęć mówić o swoich trudnościach, to ograniczają się do zdawkowych, bardzo ogólnych wypowiedzi. Cechuje ich powściągliwość, duża ostrożność i rozwaga w dobieraniu tematów do wspólnej dyskusji. Każdy, a na pewno większość, stara się skrzętnie skrywać własne problemy, zachowywać się tak, jakby ich obecność była zupełnie przypadkowa, a przy tym jeszcze nieuzasadniona. Mówiąc inaczej, postępują tak, by zaprezentować siebie jako osobę ze wszech miar normalną, zajmującą względnie wysoką czy cieszącą się uznaniem pozycję społeczno-zawodową. Siląc się na zbytnie uprzejmości, okazując nadmierną życzliwość i grzeczność pragną ustrzec się przed przypadkowym potraktowaniem ich jako „psychicznych” (Strojnowski, 1998).

Nie mogąc zaistnieć naprawdę, tkwiąc w przekonaniu, iż lepiej poprzestać na tematach zastępczych (mówienie o pracy, dzieciach), stają się coraz bardziej skłonni do atakowania i krytykowania pozostałych. Po jakimś czasie zamiast dojść do dzielenia się własnymi niepowodzeniami i informacjami o dotychczasowym leczeniu następuje wzrost lęków i wahań. Pacjenci nie potrafią „zaprotestować” i wyrazić swojej dezaprobaty dla przypisanej im roli w grupie, narzuconej przez splot różnych okoliczności - w grupie zaczynają nasilać się napięcia i konflikty. Ktoś może być na przykład niezadowolony, że będąc „duszą towarzystwa”, „sypiąc dowcipami, jak z rękawa”, nie został obrany „liderem sympatii” a jedynie „błaznem grupowym”; osobą, której „luźne”, z humorem zachowanie może sprzyjać rozładowywaniu napięcia w grupie. Inny ktoś może zaś kumulować negatywne emocje widząc, jak nieuchronnie przyjdzie mu zająć pozycję „kozła ofiarnego”. Nie umiejąc przeciwstawić się zewnętrznym atakom, żartom na jego temat, czy nawet drwinom, stając się obiektem przemieszczonej agresji innych członków grupy, może w pewnej chwili przejść na pozycję „agresora”. Jeszcze inny pacjent może potęgować niechęć w stosunku do współpacjentów nie rozumiejąc ich intencji włączenia go do grupy. Kierowane pod jego adresem

40

komunikaty, mające przekonać go do dopiero co przyjętych celów i norm grupowych, może odczytać jako zamach na jego autonomię i niezależność. Przeświadczenie to nasila się, gdy grupa – na jego własne życzenie – spycha go do roli „autsajdera” nie widząc sposobu, by go skutecznie zapoznać z przyjętymi ustaleniami, świeżo wyznaczonymi zasadami grupowego współdziałania.

Nie zawsze bycie „błaznem grupowym”, „kozłem ofiarnym” czy „autsajderem” manifestuje się impulsywnością i tendencjami do zachowań agresywnych i konfliktowych. Niektórym pacjentom imponuje, iż rozśmieszając innych, opowiadając dykteryjki i „kawały” stają się obiektem zainteresowania, mogą skupiać na sobie uwagę pozostałych. Oceniając swoje postępowanie jako ważny czynnik zapobiegający nasilaniu się niezdrowej rywalizacji wewnątrz grupy, dalszemu narastaniu wzajemnych napięć, nie są świadomi, iż dla końcowego efektu terapii takie zachowanie nie jest zbyt korzystne, a nawet szkodliwe. Dowcipkowanie, „pajacowanie” i błaznowanie, towarzyszące im wybuchy śmiechu może skierować wysiłki grupy na podtrzymywanie tego typu roli, zabieganie o częste „występy” grupowego błazna. On sam zaś może ujawniać swoje nad wyraz rozwinięte poczucie humoru w chwilach do tego najmniej stosownych, i tym samym destrukcyjnie wpływać zarówno na przebieg własnego „leczenia” (np. poprzez modelowanie) jak i pozostałych.

„Kozioł ofiarny” może nie być w pełni świadomy, iż właśnie taką rolę mu przydzielono. Często delegowany do takiej roli w środowisku pozaterapeutycznym na zewnątrz (np. w rodzinie, w miejscu pracy, w grupie rówieśniczej) może w ogóle nie zauważyć, że tu po raz kolejny przyszło mu zająć taką pozycję. Posiadane przez niego cechy, a w szczególności brak zdolności trafnego odczytywania komunikatów niewerbalnych (np. nadmiernego dystansowania się fizycznego, wyrażanego mimiką i gestami zniecierpliwienia, złości, braku akceptacji) oraz brak wrażliwości na nastrój panujący w grupie, utrudniają mu okazywać swoje niezadowolenie, a tym bardziej przyjmować postawy agresywne. Po prostu nie jest on w stanie otwarcie manifestować swojej niemocy (Tryjarska, 2000).

Natomiast „autsajder”, zgodnie z regułą samospełniającego się proroctwa, blokując się od pierwszych chwil i tkwiąc w przekonaniu, iż przyglądanie się z boku będzie dla niego korzystniejsze, popada w pełną izolację od pozostałych. Ci zaś zauważając, że ich wysiłek wciągnięcia takiej osoby do grupy na nic się zdaje, zgodnie go odrzucają: znacznie ograniczają z nim kontakty, pomijają go w czasie rozdzielania zadań. Nierzadko też zaczyna z czasem wręcz przeszkadzać i grupa zaczyna dążyć do całkowitego usunięcia go ze swojego grona. Oczywiście na terapeucie spoczywa obowiązek przewrócenia „autsajdera” do grupy, zapobieżenia zaniechania przez niego (tzw. drop-out), kontynuowania „leczenia” w danej grupie. Praktykujący terapeuci doskonale wiedzą, że dopuszczenie do sytuacji, w której „autsajder” zbyt daleko odsunie się od pozostałych i zostanie przez nich w pełni

41

zignorowany może na trwale zniechęcić go do terapii grupowej, a niewykluczone, iż do psychoterapii w ogóle. Szczególnie początkujący terapeuci grupowi mogą dopuścić do tego rodzaju przewinień i potem może sporo ich to kosztować czasu i zaangażowania, by „autsajder” zechciał ponownie stać się członkiem grupy psychoterapeutycznej. Jest to tym bardziej ryzykowne, gdyż może dojść do nasilenia się ujawnianych przez niego objawów. Po takim niechlubnym doświadczeniu nigdy więcej nie można pozwolić sobie na tak daleko posuniętą nieodpowiedzialność i indolencję, narażającą pacjenta na pogorszenie stanu zdrowia. W tym miejscu warto podkreślić, iż sugerowany przez niektórych model terapii grupowej bez udziału klinicysty może rodzić wiele zagrożeń.

Z pewnością grupa może stać się pewnego rodzaju organizmem niejako automatycznie uruchamiającym czynniki leczące, ale właściwa postawa terapeuty może tylko je wzmocnić. Klinicysta subtelnymi komentarzami może przyspieszać pojawienie się coraz to nowych zjawisk zaliczanych do „wspierających czynników terapeutycznych”. Terapeuta znając je może kontrolować ich przebieg, pozwolić, by mogły w pełni zaistnieć, a potem delikatnie uzmysłowić pacjentom, że podlegają ich oddziaływaniom. Jego rola nie polega na tworzeniu sytuacji sprzyjających rozwojowi tego rodzaju czynników, a tylko na rozważnym zwracaniu uwagi w chwili ich działania, by w ten sposób stali się bardziej świadomymi ich odbiorcami. „Wspierające czynniki terapeutyczne” jak na przykład „uniwersalizacja”, „akceptacja”, „altruizm” czy „zaszczepienie i podtrzymywanie nadziei” powstają samoistnie, nie wymagają specjalnych zabiegów i z tego też względu niedopuszczalne jest ingerowanie w ich naturalny rozwój. Inaczej mówiąc, klinicysta musi zachować odpowiedni dystans i dać czas, by pacjenci mogli wejść w interakcje między sobą i w konsekwencji ukształtować relacje umożliwiające jak najpełniejszy rozwój tychże czynników.

Zadaniem terapeuty grupowego jest wykorzystanie tych czynników do uczynienia z grupy spójnego organizmu. Samorodnie powstały „altruizm” czy „akceptacja” może sprzyjać wypracowaniu w czasie kilku początkowych spotkań (w fazie orientacji i zależności) wstępnego poczucia spójności grupy. Za sprawą pojawienia się tych czynników informacje kierowane do pacjentów stają się bardziej czytelne a interwencje znacznie skuteczniejsze. Komunikaty typu „Odnoszę wrażenie, że niektóre osoby mają poważne problemy z otwartym

wyrażaniem swoich prawdziwych przekonań”, „Wydaje mi się, że zbyt wielu członków jest biernych i zbytnio milczących”, mogą zostać wzmocnione

ujawnianymi „wspierającymi czynnikami terapeutycznymi”. Bo gdy na przykład będzie to wspomniana „uniwersalizacja”, wówczas pacjenci nieasertywni oraz izolujący się mogą zauważyć, iż ów problem dotyczy także innych, co w sumie może ich ośmielić do pracy nad tymi skłonnościami. Ostatecznie ogół tego rodzaju „czynników leczących” może sprawić, iż interwencje i komentarze wypowiadane przez klinicystę pomogą grupie odnaleźć sens zespołowego wysiłku, zaangażowania i wspólnego celu.

42

W fazie „orientacji i zależności” – w czasie pierwszych kilku spotkań – możliwe jest wytworzenie nielicznych tego rodzaju czynników. Z jedenastu wyróżnionych przez I. Yaloma jest to zwykle od dwóch do najwyżej czterech, a przy tym dość rzadko przybierających pełną postać. Inna sprawa, że podlegają one ewolucji i różnym zmianom, nieco inaczej pojmowany jest na przykład altruizm w fazie początkowej niż w następnych. Charakterystyczne dla tego czynnika identyfikowanie się z innymi członkami grupy terapeutycznej podlega zmianom wraz z bliższym poznawaniem współpacjentów. Podobnie wspomniany już uniwersalizm z sesji na sesję ulega okresowym wahaniom, raz mocniej a raz słabiej przekonując, iż określone dolegliwości są udziałem większej grupy osób uczestniczących w psychoterapii. Jego działanie jest intensywniejsze gdy nowe informacje płynące od współpacjentów potwierdzają w miarę duże podobieństwo doświadczanych trudności. Słabnie zaś w chwilach sugerujących istnienie wyraźnych różnic w sposobach przeżywania i doznawanych cierpieniach. Tak samo jest w przypadku kolejnych „wspierających czynników terapeutycznych” (ujawniających się automatycznie):

1. Wzbudzanie nadziei. Czynnik ten jest ważny dla każdego rodzaju terapii. Działa także w psychoterapii dualnej (indywidualnej). Samo udanie się do terapeuty motywowane jest nadzieją na pokonanie problemów i usunięcie dolegliwości. W psychoterapii indywidualnej nadzieja na zmianę pojawia się na bazie zaufania do terapeuty. Dla uczestników psychoterapii grupowej istnieją także inne źródła wzbudzania nadziei - możliwość konfrontowania się z problemami współpacjentów, którzy mając podobne problemy, sugerują warianty uporania się z nimi. Dla podtrzymywania nadziei pacjentów doniosłe znaczenie ma wiara samego psychoterapeuty we własne umiejętności oraz zaufanie do „leczniczych” sił grupy.

2. Poczucie bezpieczeństwa. Pacjenci zgłaszają się na psychoterapię z wyobrażeniem wyjątkowości swoich problemów czują się inni, samotni, obawiają się, że mają fantazje, których nikt nie podziela i nie może zaakceptować. Pacjent wchodząc do grupy terapeutycznej odczuwa, że inni także mają problemy, a niektóre z nich są podobne do jego własnych. Czuje się w związku z tym spokojniejszy, mniej wyizolowany.

Czynnik ten działa wyłącznie w psychoterapii grupowej, jest on jednak mechanizmem wspierającym terapię.

3. Dostarczanie wiedzy, informacji. Terapeuci dostarczają pacjentom wiedzę potrzebną do zrozumienia siebie i własnego zachowania. Tym samym udostępniają pacjentom mapę poznawczą przydatną do samodzielnego analizowania własnego postępowania, czyniąc ich bardziej aktywnymi

i odpowiedzialnymi za proces leczenia. Niektórzy psychoterapeuci włączają do oddziaływań różne formy dydaktyczne, takie jak wykłady, czytanie lektur, warsztaty dydaktyczne z strukturalizowanymi ćwiczeniami i komentarzami uogólniającymi, np. dla psychotyków, którzy mają wejść do grupy terapeutycznej, przyszłych matek, które przeżywają silny lęk przed porodem.

43

4. Altruizm. Czynnik ten jest specyficzny dla psychoterapii grupowej, nie działa w terapii indywidualnej. Duże znaczenie psychoterapeutyczne może mieć przeżycie w grupie doświadczenia, że jest się osobą pomocną innym ludziom. Uczestnicy grupy słuchają siebie wzajemnie, przekazują innym własne uwagi, sugestie, rady, oferują empatyczne zrozumienie i wsparcie. Ten czynnik psychoterapeutyczny ma szczególne znaczenie dla osób bardzo skoncentrowanych na sobie oraz żyjących w dużej izolacji społecznej.

5. Korektywne odtwarzanie rodziny pierwotnej. Pacjenci wchodzą do grupy psychoterapeutycznej z niesatysfakcjonującymi doświadczeniami pochodzącymi z życia rodzinnego. Grupa w wielu aspektach przypomina rodzinę. Pacjenci mają tendencję do przenoszenia stosunku emocjonalnego z rodziców na psychoterapeutów grupowych i ustosunkowują się do innych uczestników tak, jak do rodzeństwa. Wchodzą w podobne interakcje z członkami rodziny.

6. Uczenie społecznych umiejętności. Uczenie umiejętności społecznych założone jest w celach terapii bazujących na koncepcjach społecznego uczenia. Głównym celem grup jest ćwiczenie umiejętności społecznych - np. dla pacjentów psychiatrycznych długo hospitalizowanych. Duże znaczenie może mieć dla pacjenta możliwość psychodramatycznego odegrania sytuacji załatwiania sprawy w urzędzie, szukania zatrudnienia.

7. Naśladowanie. Pacjenci niekiedy siedzą, wykonują gesty, mówią a nawet myślą podobnie jak psychoterapeuta. W grupie, na drodze modelowania, mogą przejmować zachowania także innych uczestników. Naśladowanie pojedynczych reakcji może być pierwszą próbą eksperymentowania nowymi zachowaniami i w tym znaczeniu inicjować proces zmiany.

8. Interpersonalne uczenie. Aby umożliwić leczenie interpersonalne pacjentów, psychoterapeuta powinien podejmować specyficzne zabiegi: oferować precyzyjne sprzężenie zwrotne, dodawać odwagi w dokonywaniu samoobserwacji, klasyfikować znaczenie odpowiedzialności za rodzaj związków z ludźmi i ich zmianę, wzmacniać próby przenoszenia poza grupę nowych form wyrażania siebie.

9. Spójność grupy. Spójność grupy jest traktowana jako bardzo ważny czynnik psychoterapeutyczny, jest warunkiem efektywnej terapii. Niezależnie od pewnych różnic w wyodrębnieniu wymiarów składających się na spójność grupy wyniki badań wskazują na wyraźną zależność między tą zmienną a rezultatami terapii. Grupy spójne są bardziej produktywne, jej członkowie są bardziej skłonni wpływać na wzajem na siebie i są otwarci na taki wpływ, czują się bezpiecznej, potrafią wyrażać złość w bardziej konstruktywny sposób w porównaniu z uczestnikami grup mniej spójnych. Ponadto członkowie takich grup rzadziej opuszczają sesje psychoterapeutyczne, zwykle nie rezygnują z udziału w terapii, a stabilność grupy ma podstawowe znaczenie dla powodzenia leczenia.

44

10. Odreagowanie (katharsis). Uwolnienie się od silnych, dotychczas tłumionych uczuć jest ważnym czynnikiem terapeutycznym. Odreagowanie może polegać na dzieleniu się z grupą wydarzeniem wraz z towarzyszącymi mu emocjami. Dotyczy to szczególnie trudnych sytuacji życiowych: ważna strata, odrzucenie, utrata bliskiej osoby, istotny zawód. Może polegać na wyrażaniu silnych uczuć niemożliwych dotychczas do wyrażenia, np. wściekłości, strachu, rozpaczy, poczucia krzywdy i winy. Silne emocje możliwe są do ujawnienia

w grupie charakteryzującej się wysokim poziomem wzajemnego zaufania. Uczestnicy grupy są zdolni wówczas do współprzeżywania z osobą wyrażającą trudne uczucia, dają jej dużo zrozumienia, wsparcia, akceptacji. Osoba odreagowująca przeżywa ulgę związaną z uwolnieniem się od tłumionych napięć.

11. Czynnik egzystencjalny. Czynnik ten dotyczy takiego obszaru świadomości człowieka, który jest odpowiedzialny za poszukiwanie znaczenia egzystencji ludzkiej, ważnych wartości w życiu, granic odpowiedzialności za własne życie, sensu bliskości z ludźmi, cierpienia, samotności (Kratochvil, 2003).

Z jednej strony znikoma ilość działania tego typu czynników, a z drugiej, niedostateczne ich rozwinięcie w fazie „orientacji i zależności”, to niewątpliwie stan sprawiający, iż pierwsze sesje mogą okazać się wyjątkowo trudne. Mam tu na myśli zarówno pacjentów jak i terapeutę, czy terapeutów (koterapeutów). Przykładem może być znamienne dla omawianej fazy pojawienie się dwóch antagonistycznych grup, a właściwie podgrup uczestników: nadmiernie milczących i pasywnych oraz zbytnio rozmownych i nadaktywnych (Praszkier, Różycki, 1983).

Regułą niemal jest, że z podgrupy „milczków” wywodzą się pacjenci zajmujący pozycję „kozła ofiarnego” i „autsajdera”. Zamknięcie się w sobie, częściowe lub całkowite milczenie sprawia, iż nie dochodzi do ważnego w tej fazie odkrywania samego siebie. Trwanie w cichości nie pozwala na przygotowanie właściwego przedpola do przyszłej aktywności grupy jako całości. Znacznemu wydłużeniu może ulec czas zaistnienia (uaktywnienia się) poszczególnych „wspierających czynników terapeutycznych”. Istnieje przy tym ryzyko wadliwego ich ukształtowania się, pojawienia się ich w formie destabilizującej pracę grupy, prowadzącej do niewłaściwego ukierunkowania przebiegu terapii. Na terapeucie spoczywa zadanie tworzenia sytuacji ośmielających biernych pacjentów do zabierania głosu. Nikłe efekty może przynieść bezpośrednie zachęcanie ich do wypowiadania się, gdyż zbyt silnie mogą być u nich utrwalone przekonania o posiadanych deficytach cech osobowości, w tym głównie tych determinujących zdolności do kontaktowania się z innymi. Proste komentarze terapeuty typu „Wygląda na to, że izolowanie

się, pozostawanie w milczeniu jest problemem kilku osób”, mogą pozostać bez

odzewu. Jedynie zapewnienie warunków do podjęcia określonej aktywności, niejako wymuszających działanie może znacząco zmniejszyć przeświadczenie

45

Niepodjęcie interwencji wobec milczących pacjentów, pozostawienie problemu grupie, zdanie się na jej samodzielne poradzenie sobie z tymi członkami, może doprowadzić do podziału na podgrupę dominujących i submisyjnych (uległych). W konsekwencji pacjenci zepchnięci do roli podwładnych czy mających mniej do powiedzenia mogą postrzegać to jako wynik ich zbytniej dysfunkcjonalności, traktowania ich z tego względu jako