• Nie Znaleziono Wyników

Ewangelicki kościoł Jezusowy w Cieszynie

Z którejkolwiek strony zbliżasz się do miasta, z daleka już przedstawia ci się kościół ewangelicki w Cieszynie, jakby przychodniowi pokazywał, w której ok olicy się miasto znaj­

duje, a przytem wzniesionym palcem swym, t. _j. wieżą w y ­ soką wskazywał na miejsce wyższe, do nieba, jako na osta­

teczny cel pielgrzym ki człowieka. Czasu swego nie było wolno zbudować świątyni w mieście, owszem miała stanąć przed miastem, tak daleko, jak kula wystrzelona z działa zaleci. Okoliczność ta b y ła swego czasu upokorzeniem dla ewangelików, dziś nad nią nie ubolewamy więcej, bo^ jej zawdzięczamy, że kościół nasz tak piękne zajmuje stanowisko.

K ościół stanął przed miastem, ale miasto zbliżyło się do ko­

ścioła i ze wszystkich stron go otoczyło.

P ow ody powstania tego domu Bożego są prawie powszechnie znajome. Nadmieniamy tylko, że po ukończeniu w ojny trzy ­ dziestoletniej r. 1854 ewangelikom na Śląsku wszystkie kościoły zabrano i wszelkich używano środków, aby wiarę ewangelicką jak w całej A u stryi tak w szczególności na Śląsku do szczętu w ytępić! Po śmierci Jana Sobieskiego, oswobodziciela Wiednia, ofiarow ał naród polski elektorowi aągkiemu, Augustow i II., koronę polską, pod tym warunkiem, że* na łono katolickiego kościoła przejdzie. August u czy­

— 86 —

niw szy żądaniu temu zadosyć, został królem polskim i zawi- kłał się w długą i krwawą wojnę z królem szwedzkim, Ka­

rolem XII. G dy król szwedzki, pogrom iwszy Augusta w Polsce, na czele wojska swego do Saksonii śpieszył r. 1701", przystąpił do niego w Śląsku pewien kmiotek, ewangelik, prosząc Karola, aby jako ewangelik i obrońca ewangelików wstawił się u cesarza za okropnie prześladowa­

nymi ewangelikami na Śląsku. W skutek wstawiennictwa tego udzielił śp. cesarz Józef I. na mocy tak zwanej kon- wencyi Altrandstadzkiej pozwolenie, aby sobie ewangelicy na Śląsku sześć kościołów w ybudowali, a zwłaszcza w mia­

stach: Sagan, Hirszberg, Freistadt, Landshut, M ilicz — i w Cieszynie.

Kościół Jezusow y w Cieszynie należy do największych i najwspanialszych kościołów ewangelickich wogóle. Nie od­

znacza się tyle przepychem i bogactwem urządzeń we­

wnętrznych, bo w tym w zględzie można b y go prędzej nazwać skromnym, ale prawie w tej skromności jest pięknym.

W szystkie pojedyncze części stanowią piękną, harmonijną ca- łosc, a znowu każda część z osobna jest istnem arcydziełem sztuki. Jakże wspaniałą jest wieża, jak okazałą cała budowa!;

A wewnątrz, jak wzniosłe jest sklepienie świątyni, wznoszące się. wysoko ponad ziemię jakby obraz sklepienia niebieskiego, na którem pojedyncze gw iazdy się. pokazują. Kazalnica, ołtarz, organy, każda z tych rzeczy jest sama w sobie nie­

pospolitym wytworem sztuki, i tak świetnie stosują się do całości, iż budzą podziw nawet artystów. To pewna, że nie lada była głowa, która plan budowy kościoła Jezusowego zrobiła. Szkoda tylko, że pamięć budowniczego tej świą­

tyni wygasła, bo nam ani imię jego nie zostało zachowane.

Nie wiem y do dziś dnia, kto plan budowy ułożył, kto robotami kierował, kto z takiem poświęceniem ołtarz, ka­

zalnicę, organy wykonał — słowem o prowadzeniu budowy nie wiemy nic. _ Może znajdzie się jeszcze z czasem jakiś dokument, z którego się pow yższych szczegółów dowiemy, lecz do dziś dnia nie było można takowego odszukać.

W gałce wieży znalazła się łacińska chronika z roku 1777, lecz w niej niema opisu o szczegółach budowy kościoła.

Cesarz Józef I. w ydał dekretem z dnia 18. marca 1709 pozwolenie do budowania ewangelickiego kościoła w Cie­

szynie, tudzież rozporządził, aby kościół stanął przed jedną z bram miasta, nie w mieście samem. Szlachta ewangelicka, wtenczas jeszcze liczna w kraju, stanęła na czele sprawy;

uczyniła to nie tylk o ze w zględu na swoje bogactwo, ale

przedewszystkiem dlatego, ponieważ w onych czasach chłop i mieszczanin prawie żadnych praw nie mieli. Szlachta czyli tak zwane „Stany“ ewangelickie zakupiły kilka ogrodów przed miastem za sumę 2000 złr., na cele kościoła i dnia 24.

maja 1709 odbyło się uroczyste poświęcenie miejsca przezna­

czonego pod budowę. Imieniem rządu p rzy b y li celem ozna­

czenia miejsca dwaj komisarze cesarscy, hrabowie Jerzy Zinzendorf i Adam W acław Tenczyn, dziedziczny pan na Za- marskach, Podlesiu, Kostkowicach i Końskiej. Na uroczystość poświęcenia, miejsca zgarnęło ' się mnóstwo ewangelickiego ludu i szlachty z blizka i z daleka, było to bowiem od roku 1654, w którym ewangelikom na Śląsku resztę kościołów za­

brano, pierwsze publiczne ewangelickie nabożeństwo w na­

szym kraju, a razem w całej A ustryi. Można sobie tedy wyobrazić, z jakiem nabożeństwem garnęła się ludność ewan­

gelicka do Cieszyna, z jaką gorliwością i rozczuleniem śpie­

wano pieśni: „Cię Boże chw alim y" i „Chw ała Bogu w w y ­ sokości", z jakim zapałem w ygłosił pierwszy kaznodzieja nowo utworzonego ewangelickiego zboru Cieszyńskiego, ks.

pastor Jan Muthmann, kazanie na tekst proroka Nahuma 1, 16: „Oto na tych górach nogi wdzięczne poselstwo opowiada­

jącego, zwiastującego pokój. Obchodźże o Judo! uroczyste święta twoje, oddawaj śluby twoje."

Od tejże chwili zajęła się cała ludność ewangelicka naj- gorliwiej sprawą budowy kościoła- Szlachta ^ ewangelicka i mieszczanie miast Bielska i P szczyn y składali d a.ry, wie- śniący w ozili drzewo, kamienie, piasek, wapno, w yrabiali cegłę, a kto dla ubóstwa nie miał, coby dał, ten ręce i siły swoje poświęcając, z ochotą i bezpłatnie ^ stawał do pracy. P rzy gotowania do tak wielkiej budowy stosunkowo w krótkim czasie b y ły ukończone, bo już 13. października 1710 odbyła się uroczystość położenia węgielnego kamienia pod kościoł Jezusowy w Cieszynie. Nie potrzeba wspominać, iż się. za­

łożenie kościoła z nadzwyczajną uroczystością odbyło. Z da­

wnych kronik dowiadujemy się, jako na kamień w ęgielny złożono skrzynkę ze srebra, napełniony monetami, 1S a wieku skrzynki w y r y ty b y ł obraz Chrystusa na krzyżu, obraz ce­

sarza Józefa L, biblia i Augsburgskie wyznanie wiary, dalej herby komisarzy cesarskich hrabiów Zinzendorfa i Tenczyna, herb}'’ najprzedniejszych przedstawicieli s t a n ó w ewangelickich a mianowicie hrabiów Erdmanna Promnitz z Pszczyny, Ju­

liusza Sunek z Bielska, Erdmanna i Ernesta Henkel z Bo- gumina; oprócz wymienionych b y ły herby przełożonych czyli kollatorów zboru, panów Henryka Sobka z W ielkich Ochab,

— 87

-Jerzego Bludowskiego z Błędowic i Jana Zierowskiego z To- Szonowic, a w końcu w y r y ty także b y ł herb księdza pastora Muthmanna.

Słysząc o wyszczególnionych imionach i wielu innych podobnych, mimowolnie pytać musimy, gdzie się podziały te rody dawniejszej ewangelickiej szlachty na Śląsku? Wy­

marły, w ygasły, poszły w rozsypkę, a majątki ich w inne,, obce przeszły ręce! Natomiast podniósł się stan chłopski, owa rdzeń każdego narodu, z której się w szystkie inne stany zasilają i odnawiają. Stan chłopski jest dla narodu tem, czem korzeń dla drzewa. G dy korzeń niezdrowy, całe drzewo ginie; gdy drzewo obumiera, może się jeszcze odnowić, nową zapuścić latorośl, póki korzeń zdrowy. Korzeń zakryty jest w ziemi, nikt go nie widzi, ale tam w cichości działa i soki pożywne z ziemi w yciąga dla drzewa. Równe powołanie ma i stan chłopski do spełnienia, a im który korzonek więcej jest u kryty i w cichości działa, tem skuteczniejszą jest praca jego dla całości.

W ośmnastym wieku b y ł u nas jeszcze stan chłopski, nader uciemiężony, ale dzięki rządom cesarzowej M aryi Teresy, cesarza Józefa II. i cesarza Franciszka Józefa I. czasy niewoli minęły i nasz chłop stał się panem na onym kawałku ziemi, na którym się zrodził i z którego pokarm wydobywa.

Ż yczyć tylk o należy, aby wieśniak pojął i w ypełnił zadanie swoje, aby trzym ał, co mu Bóg dał, a nie uganiał się za rzeczami, które mu ku dobremu nie służą. Jest to staro­

dawna historya, że pycha przed upadkiem chodzi.

W minionym wieku zarządzała sprawami zboru ewange­

lickiego w Cieszynie szlachta śląska, w wieku obecnym za­

rządzali przedstawiciele ze stanu chłopskiego. W iek dzie­

więtnasty zbliża się do końca, mimowolnie nasuwa się tedy zapytanie, jakże będzie w wieku przyszłym , jeśli nas Bóg nadal żyw ić będzie na świecie ? Szlachta śląska wyginęła, a grobowce nie bardzo pochlebne świadectwo o jej zgonie wydawają. Stan chłopski zakwitnął przez niejaki czas, ale wszystkie oznaki świadczą, jakoby się i jemu miało ku jesieni, ku upadkowi. Liczba posiadłości ewangelickich staje się z każdym rokiem mniejszą. P rzy czy n y upadku tego są po części wewnętrzne i zawisną od nas samych, po części ze­

wnętrzne, od nas nie zawisłe. Do pierwszych zaliczyć można upadek prawdziwej religijności i moralności, do drugich nader trudne stosunki gospodarcze. Liczba rąk i dusz ewan­

gelickich nie zm niejszy się dlatego, owszem statystyka wyka­

zuje, że liczba dusz z każdym rokiem rośnie, ale również

mogłaby wykazać, że majętność ewangelicka z każdym rokiem maleje. Jeżeli sprawy taką koleją postępować będą, to liczba ewangelickich proletaryuszów niezmiernie podrośnie, a lud ewangelicki stanie się niewolnikiem na ziemi swych, ojców,

równie jak niegdyś Izrael w Egipcie, a zadaniem jego będzie budować miasta, w których sam nie będzie mieszkał- Któż wtenczas obejmie zarząd kościoła Jezusowego?

Budowa kościoła nie postępowała bardzo prędko, bo nie małych trzeba było zapasów, aby tak wielką świątynię wystawić, a z innej strony zewnętrzne okoliczności nie zawsze

sprzyjały. Nieopisaną było stratą dla ewangelików, że już dnia 17. kwietnia 1711 umarł cesarz Józef I. Jakże się na­

stępca i brat jego cesarz Karol VI. wobec sprawy ewange­

lickiego kościoła zachowa? M ijały lata i dziesiątki lat, a każdy dzień, każdy miesiąc, każdy rok nowe przynosił trudności,, nowe sprawiał kłopoty. Niestety, o tych wszyst­

kich cierpieniach, pracach i ofiarach ojców najmniejszego nie mamy opisu, nie wiemy nawet, kiedy kościół bez wieży ukończony został, a jednak każdy kamień, każda cegła tej wielkiej budowli zawiera w sobie historyę cierpienia, zapału, pracy, poświęcenia, m odlitwy, o których późni wnukowie wyobrażenia nie mają. D la niejednego b y łob y to miejsce da­

leko zacniejszem i bardziej upragnionem, g d y b y sobie po­

myślał, że jego właśni praojcowie z poświęceniem ostatecznych sił i niezliczonemi nabożnemi westchnieniami koło niego pra­

cowali. Tak to bywa, że późni wnukowie, osiadłszy na odzie­

dziczonych skarbach, nawet sobie nie wspomną, ile kropel potu uronili ojcowie, nim fundament dobrobytu dzieci założyć b y li w stanie. — G dy w końcu świątynia stanęła, wzięto, się do budowania wieży. Po długich usiłowaniach wznosiły się mury jej ponad szczytem kościoła, miedziane pokrycie zalśniło się w słońcu, wznoszący się nad gałką krzyż złotą przyozdobiony gwiazdą.

Gwiazda, gałka i k rzyż — cóż to ma znaczyć? Na wielu innych kościołach w idzim y zatknięty krzyż, widzimy gałkę, ale gw iazdy nie znajdziemy. Jakąż myślą powodo­

wali się ojcowie, g d y na w ieży kościoła Jezusowego także gwiazdę w znieśli? — K iedy w ęgielny kamień pod budowę ko­

ścioła kładli, nie zapomnieli, iż prawdziwym „gruntownym węgielnym kamieniem jest Jezus Chrystus". G dy wieżę ukoń­

czyli, chcieli równie i na zewnątrz widzialne w ydać świa­

dectwo, że „głow ą kościoła jest Chrystus".

Gałka, krzyż, gwiazda są wyobrażeniem trojakiego urzędu i trojakiej chw ały Zbawiciela. Gałka czy li głow a świadczy, że głow ą czy li panem i królem kościoła jest C hrystus; o d nim rządzi, on go broni i wiernych swych z ziemskiego ucisku do niebieskiej chw ały prowadzi. K rzy ż jest godłem od­

kupienia i pojednania naszego z Bogiem przez świętą, drogą krew onego Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata;

jest onym świętym ołtarzem, na którym Jezus Chrystus, jako prawdziwy najw yższy kapłan, przyniósł ofiarę dla ubła­

gania gniewu Bożego. Gwiazda zaś jest wyobrażeniem onej gwiazdy, która „weszła z Jakóba" i świecąc w ciemności, pokazuje nam drogę do żyw ota wiecznego. Chrystus jest

— 90 —

nauczycielem czystej praw dy Bożej, a kto słów jego słucha' i przykładu naśladuje, nie chodzi w ciemności, choćby nawet w dolinie cienia śmierci obcować musiał.

G dy kościół i wieżę u kończono, odbyło się dnia 14.

września 1750 uroczyste poświęcenie domu Bożego. Radosny musiał to b y ć dzień. Czterdzieści lat koło świątyni Pań­

skiej budowano, niejedno serce z upragnieniem w yglądało chwili poświęcenia — ale niewiele było takich, którzy byli świadkami założenia i oraz poświęcenia kościoła Jezusowego, bo w przeciągu czterdiestu lat budowy niemało ich za­

snęło. Czterdzieści lat, tak długo niegdyś synowie izraelscy tułali się po puszczy — aż późniejsze pokolenia po ciężkich bojach osiadły w Kanaanie, w kraju wolności, gdzie niestety wolności swej także nieraz do złego nadużywały.

Przypomnieć jeszcze wypada, iż koło budowy w ieży największe zasługi zjednał sobie Karol Leopold Fragstein, nie szczędząc pieniędzy, czasu i trudu. Pod jego nadzorem i za ustawiczną zachętą wznosiła się budowa mimo najrozliczniejszych przeszkód i trudności, bo nieraz kasy b y ły wyczerpnięte, ale niewygasła gorliwość Fragsteina znowu je umiała na­

pełnić. Pom agali mu w tym względzie ówcześni kolatorowie zboru, panowie A d o lf Bogusław Schmeling z Hażlacha, Ludwik Nostitz ze Suchej i Piotr M arklowski z Pogwizdowa, tudzież pastorowie zboru, którym i podówczas b y li księża W ilhelm Krystyau Heinrici, Jan G ottfryd Schuardt, Jan K rieger i To­

biasz Schubert.

Świątynia b yła zbudowana, nabożeństwa odbyw ały się regularnie i zdawało się, że już żadna przeszkoda nie zajdzie, chyba żeby jakie nowe gwałtowne prześladowanie ewange­

lików nastało. W praw dzie od fanatycznej nienawiści Jezuitów wszystkiego n^ożna b y ło się spodziewać, ale prąd ducha czasu w drugiej połowie minionego stulecia nie sprzyjał już podobnym zapędom. Europa zbrzydziła sobie waśnie religijne, miejsce fanatyzm u zajęła powoli zasada tolerancyi. W rządach cesarzowej M aryi Teresy coraz bardziej w idoczny b y ł w pływ szlachetnego jej syna, późniejszego cesarza Józefa II., który potem osiadłszy na tronie cesarskim, patentem zasadom tole­

rancyi do zwycięstwa dopomógł.

Ze strony rządu nie groziło zatem na razie żadne nie­

bezpieczeństwo. Natomiast wspomina kronika o niektórych innych niebezpiecznych wypadkach, które dla kościoła Je­

zusowego m ogły przynieść zgubę, g d y b y prawica W szech­

mocnego nie była go od takowej ochroniła.

— 91 —

Dnia, 12. sierpnia 1761 zachm urzyło się niebo, ogromna zerwała się burza i prawie nad miastem Cieszynem najbar­

dziej szalała. Naokoło zrobiło się ciemno, ale błyskawice przerażaj ącem św ieciły światłem, i grom y tak okropnie biły, że się zdawało, iż całe nasze miasto wniwecz obrócą. Wten­

czas wpadł piorun dlo w ieży przez niższe okno od lewej strony na głównemi drzwiami, rozerwał mur nad oknem i znów w yleciał na zewnątrz, nie wznieciwszy pożaru. Szkoda została wkrótce naprawioną.

Smutniejszy atoli wypadek zdarzył się 26. listopada 1770.

K oło wieczora, jak to w jesieni bywa, powstał okropny wicher, • zrywając dachy, łamiąc gałęzie i drzewa. K to mógł, śpie- ' szył schronić się do domu. Naraz zerwał wicher szczyt w ieży kościoła Jezusowego, zwłaszcza gałkę, krzyż i gwiazdę i rzucił je na plac kościelny. Szczęściem nie było na miejscu nikogo. Jakże się to mogło stać!? — Rzecz miała się tak.

W miedzianem pokryciu w ieży znalazł się gdzieś mały otwór, przez który podczas deszczu i śniegów woda do i wnętrzna ściekała. W biegu czasu przegnił powoli drewniany słup, trzym ający gałkę i krzyż, nachylił się trochę, aż go wkońcu gwałtowna siła szalejącego wichru złamała i na ziemie zrzuciła. Naprawienie szkody niemało wymagało trudu i ofiar, ale o tyle okazało się skutecznem, iż nowy słup, który wstawiono, trwa aż po dziś dzień. Roboty re- paracyjne zajęły kilka lat i dopiero dnia 18. lipca*

1777 zostały ukończone. K ształt w ieży jest ten sam, co dawniej, krzyż i gwiazda się nie zmieniły, jedynie gałkę zrobiono nieco mniejszą od pierwotnej.

W dzień apostołów Piotra i Pawła, 29. czerwca 1783, odbywała się po południu po nabożeństwie nauka kate­

chizmowa w kościele, główne drzw i b y ły otwarte. Naraz za­

chmurzyło się niebo, zahuczał grzm ot i deszcz strumieniami lunął na ziemię. W tej chwili, gdy najbardziej deszcz lal, wleciała przez otwarte drzw i błyskawica do kościoła, ude­

rzając w ambonę, na której nikogo nie było, wzniosła się w górę/ i dopiero na głow ie Chrystusa, stojącego nad kazal­

nicą, zgfsła. Z obecnych nikt najmniejszego nie doznał uszkodzenia.

Po trzeci raz uderzył piorun do kościoła dnia 1. czerwca 1787. B yło to po południu około 5. godziny, nad miastem zawisła ciemna chmura w powietrzu, deszcz lał strumieniami i błyskawice latały, jak by igrając w powietrzu. W tem wi­

dziano, jak piorun uderzył w wieżę i jakby kula ognista zsunął się Wzdłuż muru na ziemię. O kilka łokci od ziemi

na prąd elektryczny do ziemi sprowadzić można. Konduktor Franklin a sprawia rzeczywiście niejakie bezpieczeństwo od pio­

runu- Z tego powodu zaopatrzono roku 1788 kościół Jezu­

sowy i wieżę takim prętem żelaznym i od tego czasu nie słychać więcej o uszkodzeniach św iątyni wskutek uderzenia piorunu. Nawiasem dodajemy, że pręt żelazny przy kościele

pacz, jaka nieszczęśliwych pogorzelców ogarnęła. Pozbawieni strzechy i mienia tułali się po ulicach, nie wiedząc, gdzie schronić rodziny, umieścić nawpół nagie dzieci, które ledwie żywcem wyratowano z płomieni. W śród powszechnej nędzy jedno otwarło się przytulisko dla nieszczęśliwych, ewangelicki kościół na w yższej bramie, który ręka Wszechmocnego ochro­

W dawniejszych czasach nie mieli mieszczanie cieszyńscy wielkiej pociechy z kościoła ewangelickiego, bo wtenczas, kiedy go budowano, było ju ż miasto wskutek zabiegów Jezuitów i nacisku rządu zupełnie katolickiem, ale w tej chwili, gdy pod wzniosłem sklepieniem domu Bożego przytułek zna­

leźli, nie gorszyli się już, iż przy Cieszynie kościół ewan­

gelicki stoi. Tak człowiekowi i to może ku dobremu po­

służyć, czego w pewnem uprzedzeniu nienawidział.

— 93 —

W końcu wypada nam wspomnieć jeszcze o dwóch innych, radośniejszych zdarzeniach, które dla historyi kościoła ewangelickiego w Cieszynie, a w pewnym względzie dla ko­

ścioła ewangelickiego całej A u stryi mają, znaczenie. Pierwszem

— 94 —

Z grobów królewskich około Teben.

są odwiedziny śp. Najjaśniejszego Pana cesarza Józefa II., drugiem odwiedziny A lberta Kazimierza, księcia saskiego i cieszyńskiego.

Koku 1779 wybuchła wojna między A ustryą i Prusami.

Celem bliższego porozumienia i zawarcia pokoju zjechali

w tym samym roku do Cieszyna król pruski Fryderyk II.

i Józef II., syn cesarzowej M aryi Teresy, i w osobistej roz­

mowie pogodziw szy się, zawarli pokój między Austryą i Pru­

sami. Podczas pobytu swego w Cieszynie oglądał cesarz obronne miejsca w ok olicy miasta, i wsiadłszy na koń, po­

dążył w stronę ewangelickiego kościoła. W idząc nadjeżdża­

jącego cesarza, stanęli trzej pastorowie zboru przy drzwiach kościoła od północnej strony, aby powitać monarchę i oddać mu hołdy ludu ewangelickiego. Cesarz zatrzymał konia, wdał się z pastorami w łaskawą rozmowę, w ypytując się o hi- storyę ewangelickiego kościoła w Cieszynie, a w końcu po­

lecił im uprzejmie, aby się o powodzenie dusz opiece ich po­

wierzonych gorliw ie starali, pożegnał ich i wrócił do miasta.

Stało się to dnia 22. sierpnia 1779. — Książę A lbert Kazimierz, objąwszy rządy księstwa Cieszyńskiego, przejeżdżał roku 1804 przez Cieszyn, gdzie niejaki czas zabawił. Dnia 22. sierpnia wybrał się na przechadzkę i z własnej pobudki udał się do Kościoła Jezusowego. Stojąc w środku świątyni, rozpatrywał się na wszystkie strony, podziwiał jej rozm iary, w ypytyw ał się o szczegóły, odnoszące się do założenia i budowy kościoła Jezusowego, tudzież do historyi ew. zboru w Cieszynie i z widocznem wzruszeniem opuścił ' świątynię.

Roku 1781 wyszedł patent tolerancyjny cesarza Józefa II.

Ponieważ już ewangelikom nie było trzeba kryć się ze swą wiarą, podrosła na Śląsku niemało ich liczba i kościół Je­

zusowy nie b y ł więcej w stanie pomieścić tłumów, które się teraz do niego garnęły. Dlatego brali się ewangelicy Bielska, Jaworza, Drogom yśla, Ustronia, Goleszowa, W isły , Nawsia, Bystrzycy, Ligotki, Błędowic do budowania swoich własnych domów m odlitwy. Z a niedługo dziesięć córek otoczyło matkę, zawsze jeszcze prawdziwie dziecinną oddawając jej uczciwość.

Aż po dziś dzień liczba córek znacznie podrosła, życzyć tylko należy, aby m iędzy matką i dziećmi zawsze taka istniała wzajemność, jaka powinna istnieć, tudzież aby matka zawsze

Aż po dziś dzień liczba córek znacznie podrosła, życzyć tylko należy, aby m iędzy matką i dziećmi zawsze taka istniała wzajemność, jaka powinna istnieć, tudzież aby matka zawsze

Powiązane dokumenty