• Nie Znaleziono Wyników

Forma i cele studiów doktoranckich

ANALIZA WYNIKÓW BADAŃ

4.2. Doktorat jako element kapitału społecznego

4.2.1. Forma i cele studiów doktoranckich

pogłębiać rozumiejące nastawienie do świata [D1:UW].

Każdy respondent, odpowiadając na pytania dotyczące własnej biografii edukacyjnej, sięga pamięcią do czasów, gdy doktorat był swoistą inicjacją i pierwszym krokiem uczynionym na drodze naukowej. Dziś dróg prowadzących do i od doktoratu jest znacznie więcej, nie wszystkie są tak oczywiste, jak te przypominające biografię intelektualisty zanurzonego w świecie akademickim, jego etosie i wartościach. Wszystkie usłyszane i spisane historie są inne, podobnie jak odmienna jest sytuacja życiowa respondentów. Należy jednak spróbować wyodrębnić pewne najbardziej charakterystyczne wątki dotyczące formy i celów studiów doktoranckich oraz opisać współczesnych doktorantów, biorąc pod uwagę m.in. ich motywacje, aspiracje, pochodzenie społeczne, mogących świadczyć o przybraniu określonego wzoru życia788.

Zacząć należy od najistotniejszej z punktu widzenia demokratycznych zmian w polskim systemie edukacji w ciągu ostatnich dziesięcioleci, które w sposób zdecydowany zaprzeczają koncepcji reprodukcji kapitałów Pierre’a Bourdieu. Nie wszyscy rodzice osób badanych legitymują się wykształceniem wyższym, a tylko dwie osoby mają w rodzinie kogoś, kto ma tytuł doktora lub wyższy789. Na 31 respondentów rodzice tylko dziesięciu legitymują się wyższym wykształceniem (oboje), a siedmioro z nich posiada jednego wykształconego rodzica. Reszta – czyli rodzice trzynastu doktorantów ukończyli swoją edukację na poziomie co najwyżej szkoły średniej, w tym wykształceniem zawodowym legitymują się rodzice czworga badanych.

Można zatem w tym kontekście mówić o procesie egalitaryzacji studiów doktoranckich, na który wpływa przede wszystkim upowszechnienie studiów wyższych790

oraz zmiana profilu samych studiów, które zgodnie z Deklaracją Bolońską mają stać się dostępne dla coraz większej liczby osób.

788 E. Hajduk, Kulturowe wyznaczniki biegu życia, Warszawa 2001.

789

Ojciec jednego z respondentów jest doktorem nauk mechanicznych, zaś jedna z respondentek miała dziadka – doktora oraz wujka – profesora. Jej rodzice natomiast posiadają wykształcenie średnie techniczne.

790

Respondenci niekiedy są pierwszymi osobami w rodzinie, które posiadają wyższe wykształcenie, co jednak nie ma wpływu na podjęte przez nich studia, ciekawość poznawczą lub wyznaczone sobie cele. Jak mówi jeden z respondentów (tu ilustrację stanowi wypowiedź, która wskazuje także na świadomość istnienia „zaplecza” w postaci rodziny, szczególnie na takich studiach jak prawo, które studiuje osoba badana):

Rodzice nie mają wykształcenia wyższego, także ja no właściwie jako pierwszy z tej naszej

rodziny mam wyższe wykształcenie i poszedłem na studia doktoranckie, także to jakoś by obalało

tezę o reprodukcji, tym bardziej, już na boku, że znam wiele osób, których rodzice mają wyższe wykształcenie czy są pracownikami naukowymi i albo mają problemy ze skończeniem studiów, albo nie dostają się na studia doktoranckie. Jeżeli, na pewno jest jakaś korelacja, ale z moich obserwacji, nie prowadząc badań, jest ona niewielka [D28:UWr].

Niektórzy oceniają wprost status społeczny swojej rodziny, nawiązując do miejsca warstwy inteligencji w strukturze społecznej i opisując jej przemiany spowodowane II wojną światową i potem – okresem socjalizmu. Respondent ma świadomość przemian społecznych, które powodują, że następuje zmiana statusów społecznych, niezależnych tylko i wyłącznie od posiadanych kapitałów. Zmiany mogą dokonać się także pod wpływem procesów zewnętrznych wobec jednostki.

Znaczy tak, niski, niski był na pewno ze strony mojego taty, bo to była taka rodzina robotniczo..., robotnicza po prostu. Natomiast z mojej mamy była taka trochę bardziej... W takim sensie jak światlejsi rolnicy należeli do inteligencji przed wojną, tak? Tak mniej więcej się sytuowała pozycja społeczna rodziny mojej mamy. Bo tam się zdarzali i jacyś inżynierowie, nawet ludzie, którzy skończyli studia. Ludzie w każdym razie wykształceni też w dziedzinie rolnictwa, bo na przykład dziadek skończył taką szkołę rolniczą, nie wyższe wykształcenie, ale jakieś takie tam wysokie technikum rolnicze i był tam specjalistą, i zresztą działaczem PSL-u, tego mikołajczykowskiego. Także nie, nie, należał do takiej warstwy no, ja wiem, nie wiem, jak to nazwać, bo to już po prostu nie istnieje w tej chwili [D7:UMK].

Są też przykłady opozycyjne wobec powyższych. Respondent opowiada nie tylko o wykształconych rodzicach, czy siostrach, ale sięga do biogramów pozostałych członków rodziny.

Rodzeństwo moich rodziców to wszyscy oprócz jednego brata mojego taty, ich tam było czterech, to oprócz jednego, to wszyscy mają wyższe wykształcenie. (…) Dziadkowie też od strony

mamy mieli wyższe wykształcenie, przy czym chyba dziadek nie miał tytułu magistra, bo chyba uzyskał absolutorium na prawie, ale chyba się nie obronił [D12:UW].

Wielu doktorantów natomiast przywołuje opowieści rodziców, którym się nie udało zrealizować marzenia o wykształceniu lub poszli drogą, jakiej nie życzą swoim dzieciom:

Właśnie nie, mama niestety, mamie się nie udało, praca, dziecko i tak dalej i tak dalej, tata też specjalnie nie chciał, także wyszło… Znaczy, mama zawsze miała ambicje, ale niestety nie wyszło [D18:UMK].

W grupie badanych znalazły się też takie osoby, które mają świadomość kapitałów społecznych, jedna z respondentek mówi bowiem:

tym bardziej, że nie mam takiego zaplecza akademickiego, moi rodzice mają wykształcenie techniczne obydwoje. Tata wyższe, mama średnie, aczkolwiek po mamie nie widać, że ona nie skończyła studiów, to znaczy ona jest bardzo dobrze wykształcona, dużo czyta [D1:UW].

Z powyższej wypowiedzi wynika ponadto, że bycie wykształconym zobowiązuje do pewnych zachowań, które mogą być realizowane przez osoby nieposiadające wykształcenia, aczkolwiek charakteryzujących się takimi przymiotami, jak ogłada, kultura osobista, poczucie taktu, tolerancja. W tym kontekście pojawia się pierwsze kryterium elitarności – behawioralne. Być może zatem do elity należy nie ten, kto się w tej grupie urodził (a więc posiada określony kapitał społeczny i ekonomiczny), ale kto się zachowuje w pewien sposób (czyta książki, chodzi do teatru, tzn. podejmuje się tych czynności, które nie są powszechne, ani masowe). Jak twierdzi doktorantka, jest to coś co „widać” – czyli pozostaje to na poziomie zachowań, głoszonych poglądów, nawyków, w tym stylu życia791. Ten przypadek jest w ogóle znamienny, bowiem rodzice przepytywanej doktorantki realizują wzór życia, który moglibyśmy przypisać inteligencji. W ich biografii widać zarówno elementy statusu tej grupy społecznej w czasach PRL-u, przemianę lat osiemdziesiątych, a także wysoką pozycję społeczną dziś. Doktorantka opisuje proces, w którym inteligent (jej ojciec jest

791

W wielu wypowiedziach odnaleźć można stereotypowe sądy na temat inteligencji, która właśnie realizuje pewne zachowania. Jednak nie ogranicza się to tylko do zachowań, ponieważ czasem też to jest postrzegane jako sposób myślenia. Jednak nikt wprost nie deklaruje takiej przynależności, nawet osoby które mogłyby o tym powiedzieć – np. syn nauczyciela akademickiego i lekarki (dodatkowo angażującej się w działalność społeczną). Na ten temat więcej w części poświęconej elicie i elitarności.

nauczycielem szkolnym) staje się przedsiębiorcą, członkiem nowopowstałej warstwy nazywanej klasą średnią. Jest to zatem argument za tym, że nie powinno się utożsamiać pojęć „inteligencja” i „klasa średnia”. Być może oba te pojęcia są nieprzystawalne i nieadekwatne do opisu współczesnej struktury społecznej792

.

Mieli swoje własne przedsiębiorstwo, potem mieliśmy kawiarnię, mama pracowała w kawiarni, tata pracował w tej firmie i wieczorami w kawiarni [D1:UW].

Niestety ta przemiana okazała się niestabilna, rodzice powrócili do pełnienia swych ról, wracając także do zachowań realizujących (nowy) etos i wzór inteligenta. Dziś to, co ich odróżnia od klasy średniej, to odmienny, swoisty styl życia793

,

przeciwstawiający się wszechobecnej konsumpcji i szybkiemu tempu życiu (w ogóle u tej respondentki jest duża świadomość istnienia różnic społecznych, ale też różnych elementów inteligenckiego życia). Respondentka opowiada:

Mamę to bardzo wykończyło, więc jak miałam kilkanaście lat to zdecydowała, że ona będzie się teraz zajmować ogrodem. Zamknęli interes, mama rzeczywiście nie pracuje od dziesięciu lat i jest taką typową panią domu. Może nietypową właśnie, nie jest taką drobnomieszczańską panią domu, nie jest to taki dom, że jest wszystko wysprzątane, na błysk odnowione i tak dalej. Ale zawsze jest wszystko ugotowane, mama długo gotuje, żeby wszystko było zdrowe, przygotowane z produktów z ogródka i tak dalej. To bardziej taki slow life typowy [D1:UW].

Częścią tego nowego etosu może być stosunek do wiary i kościoła katolickiego:

Ale też ten mój sposób oglądu kościoła katolickiego jest dość specyficzny, znaczy właśnie taki kościół spod znaku „Tygodnika Powszechnego” i tych okolic[D1:UW].

Wszystko to rysuje zupełnie inny obraz nowego etosu inteligenta. Respondentka podsumowuje to potem, nawiązując do słów A. Giddensa, socjologa zajmującego się m.in. elitami i nowymi klasami społecznymi:

792 Jak się okaże w dalszej części rozprawy, podobnie oceniane jest pojęcie „elity”, będące główną osią analiz w pracy.

793 Ta konstatacja znajduje potwierdzenie w różnych zjawiskach społecznych, np. tygodnik „Polityka” wydaje dodatkowo czasopisma, kształtujące opinie i styl życia osób, którzy chcą nazywać siebie intelektualistami: „Niezbędnik Inteligenta” czy „Styl życia”. Prezentują one najnowsze trendy w humanistyce, ale też w modzie, designie, sposobie żywienia. Kwestia czytanych gazeta i czasopism wydaje się zresztą symptomatyczna dla nie tylko określonej orientacji politycznej, światopoglądowej, ale również klasy społecznej i związanego z nią etosu.

Na pewno odczuwam jakąś misję i myślę, że bardziej, ale to też nie jest też taki klasyczny etos

inteligenta, to jest raczej takie poczucie, żeby poddawać to wszystko ciągłej refleksji, Giddens

wyjeżdża różnymi stronami, ale chyba się tego nie da inaczej zrobić po prostu [D1:UW].

Tym, co różni inteligentów od klasy średniej, wyróżnionej z perspektywy statusu ekonomicznego, jest właśnie wiedza i świadomość procesów społecznych. Respondentka z Uniwersytetu Wrocławskiego opowiada o decyzjach swoich dobrze uposażonych rodziców, którzy nieumiejętnie i bez wyraźnego kierunku wytyczają ścieżkę edukacyjną swojej córki. Doktorantka (socjolożka – jak sama siebie określa) przywołuje takie oto wydarzenia.

Ale to jest taka specyficzna rodzina, bo ona jest taka z awansu powiedzmy. Moja matka w odpowiednim momencie wbiła się w temat biznesowy, także pieniądze w mojej rodzinie nigdy nie odgrywały jakiejś, nie były wielkim problemem. One były, tylko były z takim, jak to teraz używając żargonu socjologicznego, no gorzej było z takim kapitałem kulturowo-społecznym, prawda? Wiedziano, że dzieci powinny się uczyć, ale tak nie wiadomo było, w co inwestować, tak? Patrzę teraz jakby na moich rówieśników, którzy, nie wiem, od początku uczyli się francuskiego, angielskiego, niemieckiego i wszystkiego na raz po prostu, a jeszcze do tego skończyli szkołę muzyczną i chodzili na warsztaty plastyczne, to ja żadnej z tych rzeczy nie miałam. Poza tym to, że pochodzę z takiego miasteczka, a nie innego, moi rówieśnicy, czasem nie było ich stać na to, więc jak mnie matka zapisywała na przykład na angielski, to ja nie chciałam chodzić na ten angielski, bo żadna z moich koleżanek z klasy z podstawówki nie chodziła i dla mnie to było obciachowe po prostu [D25:UWr].

Wskazywać to może na fakt, że kapitał ekonomiczny w zestawieniu z kapitałem społecznym i kulturowym ma drugorzędne znaczenie dla wyborów związanych z edukacją. Znacznie ważniejsza jest w tym względzie wiedza na temat trendów rozwojowych, znajomości rynku pracy czy systemów kształcenia.

Doktoranci wspominają, że uczyli się w szkole podstawowej i średniej zwykle bardzo dobrze, w najlepszych lokalnych liceach (nawet nie posiadając wspomnianego wyżej wysokiego kapitału społecznego i kulturowego). Kilka osób jednak postanowiło przenieść się z miejsc pochodzenia do większych miast, często stolic regionu. Zatem podjęli naukę w Warszawie (osoby mieszkające pod Warszawą, ale też respondentka z Sieradza), w Poznaniu czy w Toruniu. Zdają sobie sprawę (często powielając pogląd rodziców), że daje im to lepszy start w edukacyjnym wyścigu o sukces:

także rodzice zdecydowali, że jeżeli coś chcemy, że tak powiem, dalej w życiu robić, no to jednak musimy chodzić do Warszawy do szkoły [D12:UW].

W niektórych przypadkach przenosiny były koniecznością, np. ze względu na mieszkanie na wsi. Wówczas respondenci wybierali miasto, które daje im większe możliwości kontaktu z nauką (choćby ze względu na funkcjonujący w danym mieście uniwersytet i ofertę bibliotek) i kulturą. Respondent już będąc w szkole średniej ma świadomość różnicy między „uczeniem się” i „studiowaniem”. To drugie określenie ma w sobie wymiar indywidualny, związany z wyborami edukacyjnymi i osobistym kształtowaniem swoich zainteresowań naukowych, które mogą być realizowane dzięki istnieniu takich instytucji jak biblioteki.

Miałem swobodę wyboru szkoły średniej i uznałem, że skoro mogę, to pójdę sobie do szkoły

dalej niż bliżej, bo wszyscy z mojej okolicy idę do szkoły albo do Grudziądza, najczęściej, bo jest dobre

połączenie kolejowe, albo do Świecia. A ja uznałem, że bym chciał postudiować... pójść do szkoły w takim mieście, gdzie jest trochę więcej życia kulturalnego, trochę więcej bibliotek. Wtedy w ogóle

miałem świra na punkcie bibliotek i uznałem, że Toruń będzie dużo lepszy [D7:UMK].

Doktoranci w czasie nauki w szkole średniej brali udział w olimpiadach przedmiotowych, często traktując je jako pewną asekurację na wypadek nie dostania się na wymarzone studia, ale też wskazują na zaspokajanie aspiracji nauczycieli, którym zależy na przykład na awansie zawodowym. Dzięki sukcesom swoich uczniów, mogą oni zyskać opinię dobrego nauczyciela, zaangażowanego w sprawy uczniowskie, ceniącego sobie rozwój naukowy.

Jeden z respondentów, także dzięki inicjatywie nauczycieli w swojej małej wiejskiej szkole, należał do Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci794

. Jest to organizacja, która ze względu na grupę docelową, czyli wybitnie zdolnych uczniowie szkół podstawowych i średnich, ma charakter na swój sposób elitarny. Oferuje ona nie tylko zajęcia stacjonarne, w trybie akademickim, ale też w formie szkół letnich. Podopieczni Funduszu mają szanse zdobyć wykształcenie za granicą.

I pojechałem dzięki Funduszowi do szkoły w Londynie, do Dulwich College na jeden rok. I tam zdałem angielską maturę. Byłem tam przez rok, ale zrobiłem program 2 lat, bo tam jest tak, że ostatnie dwa lata są takie, że wybierasz sobie 3-4 przedmioty, w których chcesz po prostu się specjalizować i z

794

Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci jest ogólnopolską organizacją pozarządową (stowarzyszeniem) i ma status Organizacji Pożytku Publicznego. Powstał w 1981 roku, a jego członkami są głównie pracownicy naukowi, lekarze, psycholodzy, pedagodzy, artyści i studenci (często byli podopieczni Funduszu). Fundusz działa, by realizować dwa podstawowe cele: poprawiać warunki rozwoju dzieci i młodzieży, zwiększać szanse pełnego rozwoju dzieciom wybitnie uzdolnionym oraz dbać o stan opieki zdrowotnej nad dziećmi w Polsce, by odpowiadał poziomowi odpowiadającemu aktualnemu stanowi wiedzy i standardom Światowej Organizacji Zdrowia (http://www.fundusz.org/).

których chcesz zdawać maturę i one potem, oceny z tych przedmiotów stanowią jakby no punkt wyjścia, podstawę do tego, żeby dostać się gdzieś na uniwersytet [D7:UMK].

Taki start powoduje, że realne stają się marzenia dotyczące studiowania, choć jak pokazuje przykład, mogą one przyczyniać się do wewnętrznych rozterek i problemów. Opisany niżej przykład jest jednym z momentów przełomowych, wiążących się także z chorobą, na jaką cierpi doktorant (depresja).

Zdawałem tam w ogóle egzaminy wstępne na Cambridge, na orientalistykę i dostałem się i ten, dostałem się tam do Trinity College i ten, jak się dostałem, to miałem miesiąc do długiego myślenia, co zrobić dalej, nie? (…) No i ten, i zrezygnowałem ze studiowania w Anglii, chociaż była szansa, żeby dostać stypendium i w ogóle, i być tam przez 3 lata. To była taka jedna z pierwszych takich trudnych

decyzji życiowych właściwie, no bo z dużymi konsekwencjami, jak się podjęło tę decyzję [D7:UMK].

Respondenci to osoby, które studiują często na dwóch kierunkach (ewentualnie mają kontakt z innymi kierunkami, uczęszczając na seminaria i wykłady na innych wydziałach) albo np. na MISH (Międzywydziałowe Interdyscyplinarne Studia Humanistyczne ukończyło trzech respondentów). Świadczy to rozległych zainteresowaniach, ale też chęci samodzielnego sterowania własną edukacją, potrzebie poszukiwań pytań i odpowiedzi, zgłębiania tematów, które można widzieć w sposób interdyscyplinarny. Szczególnie jest to istotne dla studentów kierunków humanistycznych, którzy osadzają nurtujące ich problemy w perspektywie społecznej. Prawie w ogóle nie ma przykładów „dwukierunkowców” wśród doktorantów reprezentujących nauki ścisłe, czy ekonomiczno-prawne. Wymagają one większego zaangażowania czasowego, zarówno jeśli chodzi o pracę na uczelni, jak i w domu.

Skończyłam dwa minima magisterskie, kulturoznawstwo (wiedzę o kulturze) i filologię polską,

czego teraz żałuję, bo wolałabym skończyć socjologię na przykład i kulturoznawstwo, albo jeszcze to

jakoś inaczej zrobić, tym bardziej, że u nas filologia polska i kulturoznawstwo są na jednym wydziale i część kadry kulturoznawczej jest naprawdę z wykształcenia polonistami [D1:UW].

Powyższa wypowiedz nawiązuje też do innego ważnego problemu jakim są problemy kadrowe na niektórych wydziałach, prowadzących różne kierunki. Po podjęciu studiów okazuje się, że właściwie studenci uczeni są tych samych treści, czasem nazwanych w odmienny sposób. Powoduje to nie tyle niechęć, co rozczarowanie odczuwane na drodze poszukiwań mistrzów, idei, pytań.

Niektóre wybory zatem okazują się z perspektywy czasu niewłaściwe, inne zaś – nieoczywiste, są pod prąd, tak jak np. ta o rezygnacji ze studiów w Cambridge. Poniższa wypowiedź mówi o tym wprost:

U nas ten MISH w Poznaniu był w ogóle bardzo mało znany. Jeszcze jedna moja koleżanka poszła na MISH, ale właśnie w Poznaniu. Więc wcale to nie była moda i nie było też takiego, w moim środowisku takiego dużego nacisku czy takiej właśnie popularności studiów humanistycznych w ogóle [D1:UW].

W związku z tym respondenci niekiedy żałują swoich decyzji, można powiedzieć o istnieniu pewnej świadomość kształtowania ścieżki, która może pojawić się z czasem. Na pewno natomiast świadczy to o refleksyjności doktorantów.

Można to było zrobić jednak bardziej międzywydziałowo, żeby rzeczywiście mieć szerszy ogląd na różne sprawy [D1:UW].

Zdarza się niekiedy jednak decyzje o wyborze kierunku studiów (magisterskich) podejmowane są w oparciu o radę autorytetu, choć są to raczej osoby z zewnątrz, niż te będące fascynacją intelektualną czy duchową. Mistrzowie pojawiają się wraz z rozwojem intelektualnym, samoświadomością badacza i twórcy nauki, który chce podejmować dialog z kimś, kto wie lub przeżył więcej. Dialog ten może być krytyczny i/lub rozwijający, ale nie jest on dostępny na początku drogi naukowej, na co także wskazują badani. Tu może natomiast pojawić się autorytet rodziców albo ktoś, kto posługuje się narzędziami oceny możliwości i umiejętności, np. doradca zawodowy.

Mieliśmy spotkanie z doradcą zawodowym. I taki doradca przyszedł do nas i porozmawiał ogółem z całą klasą i powiedział, że jakbyśmy nie byli pewni, co do kierunku studiów, no to oczywiście można pojechać do, przy każdym Urzędzie Pracy taki doradca jest, można do niego się umówić [D18:UMK].

Respondenci wskazują na fakt, iż często studiują z powodu mody (zwłaszcza drugi kierunek). Wskazały na to cztery osoby (z bliskich sobie roczników urodzenia), które same podjęły studia na drugim kierunku (były to studia jednolite magisterskie, ale też studia licencjackie).

Natomiast w międzyczasie też stwierdziłam, że chciałabym sobie zrobić też jakieś studia, albo jakiś inny kierunek, bo to tak panowała taka moda, że filozofia to jest jako drugi kierunek, albo taki uzupełniający, albo rozszerzający [D18:UMK].

Nikt z badanych osób natomiast nie deklaruje, że to moda była powodem podjęcia studiów doktoranckich. Najczęściej wymieniana w tym względzie jest dewaluacja wartości dyplomu magisterskiego. Jak twierdzą doktoranci i pracownicy wyższych uczelni „teraz trzeba mieć coś więcej” niż tytuł magistra:

Oczywiście to nie jest takie, na zasadzie, zrobienie byle jak, ale trochę jest takie poczucie, że to